Wskrzeszenie
Państwa Polskiego
Szkic historyczny
Tom I
1914—1918
A-
Kraków 1920 :: Krakowska Spółka Wydawnicza
Wskrzeszenie
Państwa Polskiego
\
•
Wskrzeszenie
Państwa Polskiego
Szkic historyczny
Tom L
1914—1918
Kraków 1920 :: Krakowska Spółka Wydawnicza
DRUKARNIA NARODOWA W KWAKOWIE
PRZEDMO W A.
Ceterum Ubertas §t speciosa no-
mina praetexunłur, nec quisquam
alienum sewitium et dominationcm
tibi concupivit, ut non eadem itta
vocabula usurparet. Tac. hist.
Danem mi było patrzeć na to, jak pomoc Francji
i Anglji, na którą naród nasz oglądał się od czasu
rozbiorów, ostatni raz w czasie powstania z r. 1863
tak boleśnie zawiodła. Byłem następnie przez dzie-
siątki lat świadkiem, jak Niemcy i Rosja, zbratane ze
sobą stłumieniem tego powstania, srożyły się nad
swoimi polskimi poddanymi, a sprawę polską usunęły
z widowni europejskiej. Usunęły skutecznie, gdy Niemcy,
związawszy się przymierzem z Austrją, skrępowały ją
w jej przyjaznych dla Polski zamiarach, a Rosja, sprzy-
mierzywszy się z Francją i Anglją, wymogła na nich,
że sprawę polską uznały głośno za sprawę wewnę-
trzną Rosji i odtrącały ją od siebie, jako wspomnienie
natrętne i wyrzut sumienia.
Kto to wszystko przeżył, odczuł i przebolał przez
całe lata, tego nagły zwrot w sprawie polskiej, wywo-
łany wybuchem wojny między mocarstwami rozbioro-
wemi, nie mógł oszołomić. Nie wyprowadzało mnie
z równowagi, gdym ujrzał, jak obie strony walczące
zaczęły ubiegać się o nas, jak nam nie szczędziły
obietnic, jak w nich współzawodnicząc posuwały się
coraz dalej. Każda z tych stron przestrzegała nas,
ażebyśmy nie wierzyli obietnicom drugiej, i dowodziła,
że gdyby tamta miała zwyciężyć, to znowu przyrze-
czeń swych nie dotrzyma. Niewiara do Rosji i niewiara do
Niemiec tkwiła też na dnie duszy społeczeństwa pol-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego ,
2
skiego, a objawem jej było, że społeczeństwo nie rzu-
ciło wszystkich swoich sił na jednę stroną, lecz po-
dzieliło się na orjentację rosyjską i austrjaclĄ.
Gdy Rosja w gigantycznych zapasach padła, a zie-
mie polskie dostały się w ręce Niemiec i Austrji, nie
skończyła się ta wewnętrzna umysłów i uczuć pol-
skich rozterka. Trawił nas lęk, czy Austrja ze swoimi
zamiarami wobec sprzymierzonych z nią Niemiec się
utrzyma. Zaczęły się obietnice koalicji zachodniej, wy-
zwolonej z zależności od Rosji, a po tylu smutnych
doświadczeniach trzeba się było pytać, czy to nie są
głosy syrenie, czy gdy przyjdzie do układów pokojo-
wych z Niemcami, koalicja zachodnia nie okupi po-
koju znów kosztem Polski. Przegrana Niemiec roz-
strzygnęła o naszym losie i to przegrana tak wielka,
że koalicja o pokój nie potrzebowała się układać, lecz
mogła go bez ustępstw istotnych dyktować.
Dopiero gdy na gruzach państw rozbiorowych
państwo polskie niepodległe powstało, zrozumiałem,
że każda z tych orjentacyj zadanie swoje spełniła.
Austrjacka dlatego, że uchroniła Polskę przed utopie-
niem się w rosyjskiem morzu, a podniosła myśl pań-
stwa polskiego i urzeczywistniła ją w proklamacji z d.
5 listopada 1916 r. Rosyjska orjentacja dlatego, że
chociaż szczęśliwie pokonana, nie pozwalała ograni-
czać budowy państwa polskiego do zaboru rosyjskiego
i utrzymywała myśl połączenia ziem polskich. Orjen-
tacja trzecia, koalicyjna, łącząc w sobie myśli przewo-
dnie obu poprzednich: zjednoczenia ziem polskich
i utworzenia z nich państwa, dotarła wreszcie do celu,
który tkwi! na dnie duszy wszystkich Polaków, ale
o którym w pierwszych latach wojny każdy mógł
tylko marzyć.
3
Ręka Opatrzności kierująca biegiem dziejów i mszczą-
ca zbrodnię rozbiorów, prześcignęła nasze nadzieje
i doprowadziła nas do upragnionego celu. Im jaśniej
jednak stawało to przed oczami mojemi, jak wielu
innych, tern więcej musiałem się zżymać na prawdzi-
wie potępieńcze swary, które w społeczeństwie pol-
skiem wszczęły się około pytania, które stronnictwo
przewidziało ostateczny wynik i ma całą jego zasługę,
a które stronnictwo należy potępić, chyba za to, że do
wskrzeszenia Polski dążyło na tych drogach, które zrazu
jedynie były możliwe. I wówczas powstało we mnie
pytanie, czy te potępienia i uroszczenia nie są możliwe
w społeczeństwie naszem tylko dlatego, że ogół nie zna
wcale tej drogi, po której Opatrzność wiodła nas do wła-
snego znowu państwa. Nie zna dlatego, bo linja bo-
jowa przesuwająca się po ziemiach polskich zasłaniała
tym, co byli po jednej stronie to, co się działo po
drugiej, a cenzura wojenna kreśliła to, co było naj-
ważniejszem.
Praca niniejsza jest pierwszą próbą dotarcia do
prawdy dziejowej tych pamiętnych na zawsze lat przez
zebranie i wyzyskanie źródeł jej z obu stron linji bo-
jowej. Stwierdzając z nich prawdę, że wszyscy Polacy
i wszystkie stronnictwa dążyły do jednego celu i każde
z nich ma w nim cząstkę zasługi, powinna działać ko-
jąco na rozdrażnione obozy. Nie jest pisana lege artis,
nie podaje charakterystyk działających osobistości, nie
wchodzi w szczegóły, nie kreśli barwnych obrazów.
Będzie to rzeczą historyków, którzy zajmą się tym
ostatnim rozdziałem naszych dziejów porozbiorowych.
Mój szkic historyczny pragnie pod świeżem i bezpo-
średniem wrażeniem, którego historycy mieć nie będą,
i*
4
stwierdzić drogę, po której z największego upadku do-
szliśmy do zmartwychpowstania.
Doprowadzam opowiadanie moje do chwili przeło-
mowej, w której Niemcy i Austro- Węgry poprosiły o po-
kój, przyjmując warunki Wilsona, a tern samem uzna-
jąc Polskę zjednoczoną, niepodległą i samoistną. Bu-
dowa państwa polskiego tern się jeszcze nie dokonała.
Brakło mu ustalonych granic, brakło rządu, skarbu
i wojska, daleko było do zespolenia dzielnic, które tak
odmienne przeszły dzieje, w jedną organiczną całość.
Nad tern wszystkiem rozpóczęła się długa i mozolna
praca, zależna od koalicji, która państwu polskiemu
postanowiła dopomóc, zależna od wrogich na wszy-
stkich kresach sąsiadów, zależna od nas samych, od
naszego patrjotyzmu i od zrozumienia tego, czem dla
narodu jest własne państwo i jakie jego konieczne
warunki. Prace te i usiłowania narodu, gdy dobiegną
do końca, zamierzam skreślić w drugim tomie „ Wskrze-
szenia państwa polskiego".
[.
KU ZJEDNOCZENIU.
Wybuch wojny między mocarstwami rozbiorowemi.
Polityka polskich powstań i polityka ugodowa.
Zwrot ku Rosji.
Odezwa wielkiego księcia z 14 sierpnia 1914 r.
Zbrodnia, dokonana na Polsce, spoiła trzy mocar-
stwa rozbiorowe węzłem, który się zdawał nierozer-
walnym. Był takim w istoćie, ale tylko do chwili,
w której Niemcy, wzrósłszy pod skrzydłem przyjaźni
rosyjskiej, pokonawszy Francję i związawszy się przy-
mierzem z Austrją, stanęły na poprzek zaborczym
planom f Rosji. Od tej chwili, od kongresu berlińskiego,
wojna pomiędzy państwami rozbiorowemi zawisła w po-
wietrzu, a im dłużej się jej wybuch przeciągał, tern
się zapowiadała straszliwszą. Współzawodnictwo Nie-
miec z Anglją na polu przemysłu i na polu handlu
morskiego groziło tern, że wojna świat cały za sobą
porwie. Kilka razy, niemal w ostatniej chwili, cofano
się przed nią, aż nareszcie z początkiem sierpnia 1914 r.
przyszło do katastrofy. Olbrzymie armje Niemiec
i Austro- Węgier z jednej, a Rosji z drugiej strony rzu-
ciły się na siebie na ziemi polskiej pod hasłem wy-
swobodzenia Polaków, jedne z pod rosyjskiego, drugie
z pod niemieckiego jarzma. Nie o Polskę szło tym
mocarstwom oczywiście, ale ten sam duch zaborczy,
który przed półtora wiekiem kazał im Polskę rozebrać,
pchnął je teraz na siebie, aby się nawzajem skrwawiły.
6
Godzina kary dziejowej na nie wybiła, chociaż żadne
z nich wówczas nie usłyszało jej głosu.
Czy ten głos usłyszeli wówczas Polacy?
Kilkanaście lat temu byliby go usłyszeli z pewno-
ścią. Naród polski, chociaż rozdarty na trzy części,
żył jednak wspólną myślą odzyskania utraconej nie-
podległości i w tym celu chwytał nieustannie za oręż.
Chwytał głównie przeciw Rosji i nietylko dlatego, że
przeważna część Polski pod jej jęczała jarzmem. Wal-
cząc z Rosją, z jej caratem i z jej narodem, miała Pol-
ska uczucie, że spełnia dalej swe posłannictwo dzie-
jowe, że przed barbarzyństwem Wschodu zasłania za-
chodnią cywilizację. Nie mogła też uwierzyć, żeby
państwa zachodnie mogły ją w tej walce opuścić, żeby
zbrodnię rozbiorów miały pozostawić bez ukarania,
żeby dla przywrócenia zwichniętej równowagi europej-
skiej nie miały narodowi wybijającemu się na wolność
użyczyć pomocy.
Po bolesnych zawodach, po upadku ostatniego po-
wstania, zaszła w tej polityce zmiana. Utracono wiarę
w pomoc Francji i Anglji i wyrzekając się bezowoc-
nych powstań, podjęto we wszystkich trzech zaborach
próby polityki ugodowej. Godząc się szczerze czy nie-
szczerze z państwem i rządem zaborczym, usiłowano
za tę cenę zdobyć dla społeczeństwa warunki narodo-
wego bytu i rozwinąć je kulturalnie i gospodarczo.
Chociaż jednak wyciągniętą przez Polaków rękę tylko
jedna Austrja podjęła i ona jedna w Galicji pozwoliła
im się swobodnie rozwijać i rządzić, to jednak i w dwóch
innych zaborach polityka organicznej pracy wzmocniła
siły społeczeństwa i energję jego życiową niepospolicie
i pozwoliła mu przetrwać najcięższe czasy. Polityka
7
ugodowa, okrzyczana przez przeciwników mianem trój-
lojalizmu, nie zapominała o celu, który przyświecał
powstaniom, tylko walkę orężną odkładała do czasu,
kiedy pomiędzy państwami rozbiorowemi przyjdzie
do starcia i kiedy jedno z nich sprawę polską pod-
niesie *.
Wszystko wskazywało, że tern jednem będą Austrja
i Węgry, które, zagrożone okoleniem na Bałkanach
przez Rosję, zmuszone będą do wojny we własnej obro-
nie, a tylko podniesieniem sprawy polskiej zadać mogą
stanowczy cios Rosji. Przygotowaniem do tej akcji było
nadanie Galicji swobód narodowych i zaprowadzenie
w niej rządów polskich. Polska odbudowana miała
się złączyć z Austrją i Węgrami i znaleźć w nich opar-
cie. Tę nadzieję wyhodowali Polacy w Galicji, a od
nich rozchodziła się szeroko między Polakami pod pa-
nowaniem rosyjskiem. Tą nadzieją żył naród przez
dziesiątki lat, a były chwile, w których wydawała się
bliską.
Gdy te chwile mijały, naród nie zrażał się i czekał
na dalsze, aż nareszcie przyszło do załamania się na-
dziei. Minęły dla Rosji najcięższe czasy wojny tureckiej,
a potem japońskiej, i Austrja z jej niemocy nie sko-
rzystała. Polacy stracili wiarę w energję i siłę Austrji,
która wobec Rosji zajęła stanowisko jedynie obronne,
1 Literaturę naszą polityczną i działalność stronnictw z cza-
sów przed wybuchem wojny zestawia W. Feldman w dziele:
„Geschichte der politischen Ideen in Polen seit dessen Tei-
hingen (1795-1914)". Miinchen und Berlin 1917— oraz szerzej
po polsku w dziele: „Dzieje polskiej myśli politycznej w okre-
sie porozbiorowym". Tom I i tom II (od r. 1863 do końca
XIX w.), Kraków. Dlatego w przypiskach naszej pracy poda-
jemy tylko literaturę polityczną z czasów wojny.
Woner Tadeif*!
8
a w przymierzu z Niemcami szukała ratunku. A kiedy
zaś państwa zachodnie, zagrożone rywalizacją Niemiec,
zwróciły się ku Rosji, zawarły z nią koalicję i dostar-
czyły jej środków do podźwignięcia się na polu mili-
tarnem i ekónomicznem, wówczas Polacy pod pano-
waniem rosyjskiem, nie widząc pomocy ani ze strony
Austrji ani ze strony państw zachodnich, ulegli uro-
kowi potęgi rosyjskiej i przyszłość Polski ujrzeli tylko
w jej związku z Rosją.
Zwrot ten, niespodziewany, podyktowany był nie-
tylko polityką rozpaczy. Odegrały w nim niemniejszą
rolę i stworzyły mu podłoże względy ekonomiczne,
wielkie widoki, jakie związek z Rosją otwierał dla pol-
skiego przemysłu i handlu i dla ich rozpostarcia się na
Wschód daleki. Wojna japońska spotęgowała je dosta-
wami na rzecz armji. Zyski, płynące z tych źródeł, nę-
ciły i sprzęgały społeczeństwo polskie w Królestwie
silniej, niż można było przypuścić, z Rosyą.
Zachwiało się zarazem najsilniejsze przedtem po-
czucie obrony kultury zachodniej przed zgnilizną Wscho-
du. Szkoła rosyjska i literatura rosyjska zaczęły wy-
dawać swoje owoce i przenikać do duszy polskiej, do
duszy nowego pokolenia pod zaborem rosyjskim. Li-
teratura i poezja polska romantyczna nie unosiła go
już i nie porywała, bo mąciły ją prądy pseudo-wol-
nościowe, a zarazem rozkładowe, nadchodzące z Ro-
sji, którym już nie zamykano przystępu. Dla pokolenia
wychowanego w szkole rosyjskiej, dla jego dzienni-
karstwa w Warszawie, Galicja, której rządy spoczywały
w rękach polskich i która, dźwigając się z wiekowego
zaniedbania, pielęgnowała polską kulturę i tradycję,
przedstawiała się jako obraz zacofania i jako system
9
austrjacki, na którego ocenienie niema dość słów kry-
tyki i szyderstwa.
Ze zwrotu tego w umysłach społeczeństwa pol-
skiego w zaborze rosyjskim zdało sobie najlepiej spra-
wę stronnictwo narodowo-demokratyczne \ Zwano je
wszechpolskiem, bo powstało, ażeby zwalczać politykę
ugodową we wszystkich trzech zaborach. Zacząwszy
od walki na trzy fronty i od budowania rządu i wojska
polskiego w drodze konspiracji, porzuciło te hasła
i poddało się nowemu prądowi społeczeństwa, aby za
każdą cenę ster jego w swoje ręce uchwycić. Rewolu-
cja, która w r. 1905 wstrząsnęła Rosją, a odbiła się
strajkami przemysłowymi i rolniczymi i zamachami
w Królestwie, dostarczyła narodowej demokracji pożą-
danej sposobności, aby wystąpić w roli obrońcy klas
posiadających i ku sobie je przyciągnąć. Walka z re-
wolucją socjalną otworzyć też miała narodowej demo-
kracji dostęp do rządu i do stronnictw demokratycznych
Rosji, która manifestem cara z d. jO października
1905 r. wstępowała w okres swój konstytucyjny. Przy
wyBorach do pierwszej Dumy rosyjskie] demokracja
narodowa wystąpiła już z uznaniem państwowości ro-
syjskiej, w zamian za co obiecywała sobie realne zdo-
bycze, autonomję Królestwa kongresowego. Tymcza-
sem dla pozyskania szerszych warstw urządzała strajki
młodzieży szkolnej i zebrania rodziców protestujących
przeciw szkole rosyjskiej, nakłaniała gminy do zapro-
wadzenia języka polskiego w urzędowaniu, urządzała
demonstracyjne pochody i zjazdy chłopskie w Warsza-
1 .Stronnictwo demokraty czno- narodowe. Czem było, czem
jest, czem będzie*. Warszawa 1918.
I
10
wie, a przede wszystkiem uprawiała krzykliwy antyse-
mityzm;
Społeczeństwo poszło za jej hasłem i powierzyło
jej mandaty do Dumy. Tam narodowi demokraci pró-
bowali prowadzić politykę ugodową, ale zarazem nie
chcieli tracić popularności w szerokich masach. Dla-
tego Koło polskie, walcząc o autonomję, nie cofnęło
się przed demonstracją antydynastyczną, rzuciło Ro-
sjanom obelgę, że są Azjatami, groziło odmówieniem
budżetu. Metoda ta robiła wrażenie na ulicę warszaw-
ską, ale skończyła się bezprzykładną klęską. O auto-
nornji Królestwa projektowanej przez Koło polskie
Duma nie chciała słyszeć, tern mniej o jakichkolwiek
ustępstwach narodowych. Zmniejszono ilość mandatów
z Królestwa z 37 do 12, uchwalono samorząd miast z ro-
syjskim językiem urzędowym i wyłączono gubernję
chełmską jako „rdzennie rosyjską" z Królestwa. W Kró-
lestwie zapanował nietylko stan oblężenia, uzasadniany
czy upozorowany knowaniem i zamachami socjalistów,
ale system bezprzykładnej represji ruchu polskiego
oświatowego, który się na zasadzie postanowień kon-
stytucji rozwinął.
Mimo tych wszystkich niepowodzeń nowej polityki
ugodowej przywódca narodowej demokracji i prezes
Koła polskiego w Dumie, Roman Dmowski, w r. 1908
wydał we Lwowie książkę pod tytułem : „Niemcy, Ro-
sja i kwestja polska", w której wywrócił na wspak
wszystko, co od czasów rozbiorów wyrobiło się jako
wyznanie i przykazanie patrjotyzmu polskiego. Głó-
wnego argumentu dostarczyła mu polityka ekstermi-
nacyjna, z którą w r. 1907 wobec swoich poddanych
polskich wystąpił rząd pruski, a która do samej głębi
wstrząsnęła społeczeństwem polskiem we wszystkidi
11
trzech dzielnicach. Wyzyskując to oburzenie, postawił
Dmowski twierdzenie, że największe niebezpieczeństwo
grozi Polsce nie od Rosji, lecz od Niemiec, które po-
zbawiły wszelkiej samodzielności Austrję, a w Rosji
podtrzymują kurs antypolski, aby ją pokojowo zdobyć.
Polska musi się teraz stać przedmurzem dla Rosji prze-
ciw ekspansji Niemiec i to jest jej historycznem zada-
niem. Dlatego wyrzec się powinna swoich prowin-
cyj litewskich i ruskich, a dążyć do zjednoczenia ziem
etnograficznie polskich w związku i z oparciem się
0 Rosję.
Program ten niesłychany nie wywołał w społe-
czeństwie polskiem jednomyślnego protestu. Oburzenie
na Prusaków dominowało w umysłach, a urok potęg
rosyjskiej sprawił, że wielka większość społeczeństwa
polskiego w zaborze rosyjskim przebaczyła narodowej
demokracji jej niepowodzenia i poszła za programem
Dmowskiego, oddając się nadziei, że Rosja wobec ro-
snącego antagonizmu niemieckiego program ten uzna
1 zrozumie.
W przededniu wybuchu wojny w r. 1914 wydał
Dmowski w Warszawie książkę p. t.: „Upadek myśli
konserwatywnej w Polsce**, w której upadek, a nawet
„zwyrodnienie" szlachty konserwatywnej uzasadniał
tern, że nie umie walczyć bronią nowożytną i porwać
za sobą szerszych warstw. Konserwatyści w Królestwie,
zorganizowani w stronnictwie realistów, zapomnieli je-
dnak narodowej demokracji, że przed r. 1904 zwal-
czała ich politykę ugodową, przebaczyli Dmowskiemu
z chwilą, kiedy się do nich nawrócił, klęski, do jakich
jego „broń nowożytna" doprowadziła w Dumie rosyj-
skiej, i poszli za nim.
12
Wybuch wojny światowej zastał więc społeczeństwo
polskie pod zaborem rosyjskim przygotowane do udziału
w niej po stronie Rosji1. Zaznaczyli to posłowie pol-
scy w Dumie rosyjskiej i w Radzie państwa już w dniu
1 Walką stronnictw polskich w pierwszych latach wojny
skreślili:
Jędrzej Moraczewski : „Zarys sprawy polskiej w obecnej
wojnie". Lausanne, 1915. (Ze stanowiska socjalistów).
Adam Zagórski: „Na przełomie". Szkice polskiej myśli po-
litycznej w latach 1913—1914. Piotrków, 1916. (Ze stanowiska
przeciwnego socjalistom).
Bolesław Zarański: „Stosunek państw rozbiorowych do
sprawy polskiej w obliczu wojny". (Przegląd polski we Fry-
burgu szwajcarskim. 1916. Zeszyt I— HI).
S. T. Łęski: „Parlamenty państw rozbiorowych a sprawa
polska. Styczeń— Maj 1916". (Przegląd polski we Fryburgu
szwajcarskim. 1916. Zeszyt I).
St. K-ski: „Postawa społeczeństwa wobec N. K. N. w świe-
tle dokumentów". (Przegląd polski we Fryburgu szwajcarskim.
1916. Zeszyt II).
Wszystkie te artykuły wydane w Przeglądzie polskim na-
pisane są ze stanowiska narodowo-demokratycznego.
(Szymon Askenazy): „Uwagi". Genewa I. Styczeń 1916.
Krytyczne to ocenienie przebiegu wypadków wywołało odpo-
wiedź w Przeglądzie polskim we Fryburgu szwajcarskim 1916.
Zeszyt I.
Aleksander Ładoś: „Legjony". Fryburg 1916. (Ze stanowi-
ska przeciwnego legjonom).
Konstanty Srokowski: „Na przełomie". Kraków 1916. Zbiór
artykułów politycznych drukowanych w „Nowej Reformie", które
pismu temu w pierwszych latach wojny dawały wielki wpływ
na opinję publiczną w kierunku Komitetu krakowskiego.
Belarius: „Das polnische Problem. Ein Mahnwort an das
deutsche VoIk". Ziirich 1915.
Stanislas Kozicki: „La Pologne depuis le congres de
Vienne. 1815 -1915". Paris, 1916. (Ze stanowiska narodowej
demokracji).
13
8 sierpnia 1914 r. w uroczystych deklaracjach, które
wywołały burzę oklasków.
Obaj mówcy polscy, Jaroński i Meysztowicz, ażeby
uzasadnić oświadczenie się za Rosją, przedstawili wojnę
jako walkę świata słowiańskiego z teutońskim, prze-
skakując przy tem przez pięć wieków historji i walk
polskich wstecz aż do Grunwaldu. Dlatego odsunąć
trzeba na dalszy plan porachunki wewnętrzne. Z krwi
wylanej wspólnie z rosyjską, posłowie polscy do Du-
my obiecywali sobie zjednoczenie rozerwanego na trzy
części narodu polskiego, posłowie do Rady państwa
usunięcie wiekowych nieporozumień i ostateczne utrwa-
lenie zgody polsko-rosyjskiej.
Deklaracje te doprowadziły do odezwy wielkiego
księcia Mikołaja, naczelnego wodza armji rosyjskiej,
z d. 14 sierpnia do Polaków, Mówiła odezwa o ziszcze-
niu marzeń ojców i dziadów, o rozszarpaniu na
kawały żywego ciała Polski i duszy polskiej, która nie
umarła, bo żyła nadzieją, że nadejdzie godzina zmar-
twychwstania. Mało brakło do ^potępienia rozbiorów
i pochwalenia powstań przeciw Rosji! Zapowiadała
pojednanie braterskie z Rosją, połączenie się narodu
polskiego w jedno ciało „pod berłem cesarza rosyj-
skiego i odrodzenie Polski pod tem berłem swobo-
dnej w swej wierze, języku i samorządzie", wreszcie
odwoływała się również do Grunwaldu. Zapowiedzi
nie były jasne oprócz „połączenia się narodu", co
oczywiście odnosiło się tylko do Polski etnograficznej.
Zapowiedziany samorząd pod berłem cesarza rosyj-
skiego wykluczał przywrócenie państwa polskiego w ja-
kiejkolwiek formie, a mógł być tłomaczony nawet jako
samorząd lokalny, bez żadnej terytorjalnej autonomji.
Ciasną treść tej odezwy pokrywały jednak wspaniałe
14
naprawdę słowa. Na społeczeństwo jęczące pod jarzmem
rosyjskiem wywarły wrażenie oślepiające.
To też w Warszawie w braku Sejmu zebrało się
w dniu 15 sierpnia sześćdziesięciu dwóch najpoważniej-
szych obywateli stronnictwa narodowo- demokratycznego
i stronnictwa realistów oraz ich sympatyków i posłało
do wielkiego księcia telegram, w którym wzruszeni
głęboko odezwą wyrażają wiarę, „że krew synów Pol-
ski, przelana z krwią synów Rosji we walce ze wspól-
nym wrogiem, stanie się najlepszą rękojmią nowego
życia w pokoju i przyjaźni dla dwóch narodów sło-
wiańskich". Zarazem proszą wielkiego księcia, ażeby
ich pragnienia zwycięstw armji rosyjskiej i uczucia wier-
nopoddańcze złożył u stóp cesarza.
Niedość na tern. W d. 16 sierpnia przedstawiciele
czterech stronnictw, demokratyczno-narodowego, po-
stępowego, polityki realnej i zjednoczenia postępowego,
zebrani w Warszawie, przystąpili w uroczystej deklara-
cji do tego telegramu, wypowiadając wiarę niezłomną,
że „po ukończonej wojnie istotnie urzeczywistnią się
wyrażone w odezwie przyrzeczenia". Jakby o tern wąt-
pili! Za telegramami warszawskiemi poszły telegramy
ziemian polskich gubernji mińskiej, wileńskiej i wo-
łyńskiej.
W tej atmosferze dokonała się mobilizacja wojsk
w Królestwie, o której cesarz rosyjski w telegramie
z d. 16 sierpnia pochlebnie się wyrażając, podniósł
r patrjotyczne uniesienie ducha całej ludności kraju,
świadczące o ogólnej jej gotowości stawić się na pierw-
sze wezwanie do szeregów armji rosyjskiej dla obrony
wspólnej naszej ojczyzny przed odwiecznymi wrogami
naszymi i całej Słowiańszczyzny", a dziękował „wszyst-
kim mieszkańcom Królestwa Polskiego za ujawnioną
15
przez nich w obecnej ciężkiej dla państwa chwili nie-
zachwianą miłość i oddanie Mnie i Rosji".
Nie zamąciła uniesienia odezwa, którą wielki książę
Mikołaj d. 18 sierpnia wystosował do Rusinów gali-
cyjskich, zapowiadając wcielenie ziemi ich jako dzie-
dzictwa św. Włodzimierza do jednej, wielkiej, nieroz-
dzielnej Rosji.
II.
KU PAŃSTWU POLSKIEMU.
Hasło pracy narodowej w Gaiicji.
Przygotowania do wojny z Rosją.
Wyprawa Piłsudskiego 6 sierpnia 1914.
Proklamacje wojsk austrjackich i niemiecki**.
Akcja Bilińskiego i Lea.
Uchwały krakowskie z d. 16 sierpnia 1914.
Przełom, który się dokonał w myślach i uczuciach
społeczeństwa polskiego pod zaborem rosyjskim, nic
ogarnął odłamu jego w Austrji. Polacy galicyjscy, od-
dzieleni kordonem granicznym od rosyjskiego impe-
rjum, nie weszli całkiem w sferę jego wpływu i uro-
kowi jego potęgi nie ulegli, z niebezpieczeństwa, któ-
rem ten wpływ zagrażał, zdawali sobie jasno sprawę *.
Nie poddali się też wpływowi Austrji, w której żyli,
bo ta Austrja wielojęzyczna, dająca schronienie wielu
narodowościom, dla żadnej z nich nie mogła być
groźną i żadnej z nich kierunku narzucać. Stosunek,
który Polaków łączył z Austrją, a ściślej mówiąc z mo-
narchją austro-węgierską, opierał się na dobrze zrozu-
mianym wzajemnym interesie. Polacy przynosili mo-
1 W ciągu wojny pisali o tej kwestji:
Stanisław Kutrzeba : „Przeciwieństwa i źródła polskiej i ro-
syjskiej kultury". Lwów 1916.
H. J Sienkiewicz (syn) : „Polonais et Russes". Lausanne 1915.
Antoni Chołoniewski : .Istota walki polsko-rosyjskiej". Kra-
ków 1916.
17
narchji niepospolity zasób sił wzamian za opiekę, ja-
kiej im użyczała, zaś w granicach autonomji galicyj-
skiej żyli własnem swem życiem. Rządząc się sami,
mimo trudnych warunków rozwinęli kraj kulturalnie
i stworzyli w nim ognisko działalności naukowej, lite-
rackiej i artystycznej, z którego zasilały się dwie inne
dzielnice w czasach prześladowania. Działalność ta
umysłowa, nawiązująca bezpośrednio do rozwoju du-
cha polskiego, nie doznała tu załamania i odczuwała
przykro, jak ostatnie pokolenie w Królestwie odbie-
gało od tego kierunku i dostawało się pod rosyjskie
wpływy.
Praca narodowa w Galicji toczyła się pod hasłem
zbudowania państwa polskiego z pomocą i w związku
z Austro- Węgrami. Wojna między Austrją a Rosją gro-
ziła coraz więcej, gotowano się na nią z przekonaniem,
że sprawa polska wyjdzie z niej zwycięsko. Uważając
się za rodzaj Piemontu, kształcono cały aparat urzę-
dniczy i nauczycielski, ażeby państwo polskie w chwili
pierwszej swojej organizacji mogło z niego na szer-
szym obszarze korzystać, tworzono i rozwijano insty-
tucje, których w innych dzielnicach albo tworzyć nie
było wolno, albo też które w obcych znajdowały się
rękach. Usiłowania polityków dalej patrzących skupiały
się około dwóch kwestji, bez rozwiązania których Ga-
licja nie mogła postawić jednolitego frontu naprzeciw
Rosji. Jedną z nich było uświadomienie narodowe
i polityczne ludu wiejskiego. Pracowała nad niem od
lat szkoła i kościół i z widocznym skutkiem, ale wpro-
wadzenie ludu wiejskiego i jego reprezentantów w ży-
cie publiczne kosztowało wiele trudów i nie odbywało
się bez walki.
Trudniejszą była kwestja ruska, którą posługiwała
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 2
18
się Rosja, aby w danej chwili podważyć Galicję wscho-
dnią i otworzyć wojskom swoim bramę do Austrji.
Widząc niebezpieczeństwo rusofilizmu, który nad ludem
ruskim w Galicji ciążył, Polacy poparli usiłowania tych
Rusinów, którzy wystąpili pod hasłem odrębności swo-
jej narodowej od rosyjskiego narodu i przezwali się
Ukraińcami. Z pomocą Polaków, a także rządu wie-
deńskiego ruch ten ukraiński rósł, wytworzył liczną
inteligencję i z rusofilizmem walczył zwycięsko. Wal-
czył jednak także nieraz ostrzej z Polakami, pragnąc
zrzucić ich rządy, a zarazem wyzwolić się z pod wpły-
wu wielkiej własności ziemskiej, która w polskich zo-
stawała rękach. Toczyła się więc pomiędzy Ukraińcami
a Polakami ostra walka socjalna i polityczna, którą
Polacy usiłowali zażegnać, próbując ciągle z Ukraiń-
cami układów. Przyświecała im myśl, że Ukraińcy ga-
licyjscy oddziałają z czasem na swoich pobratymców
w południowej Rosji, a doprowadziwszy kiedyś do po-
działu rosyjskiego kolosu, największe niebezpieczeń-
stwo od Polski odsuną1.
Przeciw polityce tej polskiej w Galicji wystąpiła
z początkiem bieżącego wieku narodowa demokracja,
która we Lwowie założyła sobie swoje ognisko. Or-
ganizując i podniecając ludność polską na wschodzie
kraju do walki z Ukraińcami, występując przeciw kom-
promisom politycznym konserwatystów krakowskich
z ruchem ludowym, wywoływała w obozie polskim
namiętne walki i utrudniała jego konsolidację. W osta-
tnich latach przed wojną zgodnie z hasłem, które
Dmowski wywiesił, popierała w Galicji tych Rusinów,
którzy się uważali za Rosjan, a których ochrzciła na-
1 Smolka Stanisław: „Die reussische Welt". Wien 1916.
19
zwą Starorusinów. Skupiła około siebie obóz nietyle
liczny, ile żądny walki i ruchliwy, znalazła wśród kon-
serwatystów podolskich sympatyków, którzy ją popie-
rali, wywołała jednak złączenie się obozu przeciwnego,
konserwatystów, głównie krakowskich, demokratów
i ludowców w t. z. blok namiestnikowski, bo namie-
stnik ówczesny, Bobrzyński był jego duchowym przy-
wódcą. Walka toczyła się o założenie uniwersytetu
ruskiego we Lwowie, o reformę wyborczą do Sejmu
i o prawa Rusinów, tocząc się jednak w obliczu go-
tującej się wojny, miała podkład o wiele głębszy, miała
przygotować oświadczenie się Polaków za lub przeciw
Rosji. Narodowi demokraci walczyli z przeciwnikami
zarzutem, że polityka ich nie jest podyktowana intere-
sem polskim, lecz jest im narzucona przez Austrję
i leży w jej interesie. Oskarżeni w ten sposób bronili
się, zarzucając narodowej demokracji, że przeciw Ru-
sinom głosi politykę, którą sama potępia u Prusaków,
a czyniąc tern ujmę Polakom w obliczu świata, gotuje
w Galicji zarzewie wojny domowej. Wśród namiętnej
walki udało się narodowej demokracji uzyskać popar-
cie episkopatu i Bobrzyńskiego w r. 1913 wywrócić.
Osiągnąwszy przewagę między Polakami we wscho-
dniej Galicji, przyjęła reformę wyborczą sejmową, ale
zgoda narodowa i społeczna w Galicji była rozbita.
Reforma sejmowa otwierała dostęp do Sejmu so-
cjalistom, którzy dotychczas mieli go tylko do Rady
państwa, a stojąc tam poza Kołem polskiem, na po-
litykę polską nie wywierali wpływu. Pod wpływem
przegranej obozu socjalistycznego w Rosji oddzielili się
od niego jako „Polska partja socjalistyczna14 i wysu-
nęli za swój cel najbliższy sprawę niepodległości pol-
skiej. Z tych sfer wyszło w r. 1914 hasło do walki
2*
20
z Rosją. Przygotowaniami do niej zajęły się przede-
wszystkiem niedobitki rewolucji socjalnej z 1905 r.t
które po jej upadku schroniły się z Królestwa do Ga-
licji, a około których zaczęły się skupiać młode a go-
rące żywioły K Zaczęto zrazu potajemnie tworzyć związki,
wojskowe i szkoły dla kształcenia oficerów wojska
polskiego, które ma wziąć udział w wojnie austrjacko-
rosyjskiej. Później w r. 1910, gdy sfery wojskowe au-
strjackie za przykładem innych państw zaczęły popie-
rać wykształcenie wojskowe młodzieży i użyczać jej
w tym celu karabinów i strzelnic, związki te zorgani-
zowały się jawnie i rozszerzyły pod nazwą strzeleckich.
W r. 1912 komendantem ich został Józef Piłsudski.
Politycy rozważni zaczęli się tym ruchem niepokoić,
obawiając się, że związki takie, niedoczekawszy się
wojny, stracą cierpliwość i spróbują ją sprowokować,
gotując nowe nieszczęście krajowi. Związki te jednak
tworzyły się na tle tej samej idei i w tym samym celu,
który przyświecał całemu społeczeństwu i dlatego ów-
czesny namiestnik Galicji Bobrzyński, który przygoto-
wywał kraj i jego administrację do wojny z Rosją,
osłaniał je przed interwencją dyplomatyczną rządu ro-
syjskiego i tylko próbom wytworzenia z pośród nich
rządu i władzy w kraju przeszkadzał. Niechętnem okiem
patrzyło na nie stronnictwo narodowo demokratyczne
w Galicji. Ale i to stronnictwo nie mogło płynąć prze-
ciw ogólnemu prądowi i musiało patrzeć na to, że
ulegające mu stowarzyszenie gimnastyczno-patrjotyczne
„Sokół" zajęło się ćwiczeniem wojskowem swoich li-
1 Marjan Kukieł: „Przyczynki do historji wojskowości
w Polsce Jak powstał oddział Piłsudskiego". (Kronika polska
1916. Lozanna, tom I).
21
cznych członków, a później zaczęły w niem powsta-
wać osobne oddziały wojskowe, których twórcą był
Józef Haller.
W ciągu roku 1912 wojna z Rosją wydawała się
bliską i ruch wojskowy młodzieży ogarniał wszystko.
Zmusiło to Sejm do zajęcia się nim, a owocem roz-
praw była rezolucja uchwalona 8 grudnia, w której
polskie Koło sejmowe wyraziło przekonanie, że da-
lecy od wszystkich porywów nierozważnych, potrafimy
przez ciągłą spokojną pracę nad skrzepieniem i roz-
winięciem własnych sił moralnych i fizycznych przy-
gotować polskie społeczeństwo na sprostanie zadaniom
narodowym, wobec jakich w biegu wypadków stanąć
możemy. W razie wojny Austrji z Rosją Polacy nie
mają więc zachować się biernie, lecz wystąpić na pole
walki z własną siłą i z własnem narodowem dążeniem
(t. j. utworzyć wojsko polskie i wprowadzić je w bój
pod hasłem odbudowania Polski), a przytem oprzeć
się o Austrję militarnie i politycznie (t. j. -utworzyć to
państwo w związku z Austrją).
Pragnął Sejm wszystkie Usiłowania w tym kierunku
podporządkować Radzie narodowej, złożonej z delega-
tów wszystkich stronnictw sejmowych, ale w Radzie
tej zbyt wielką rolę odgrywali narodowi demokraci i ich
sympatycy konserwatywni, t. z. centrum, to też żywioły
im przeciwne nie poddały się Radzie i poszły swoją
drogą, wytworzywszy Komisję tymczasową stronnictw
skonfederowanych.
Wojna, bliska już w r. 1912, wybuchnęła dopiero
we dwa lata później, a społeczeństwo polskie w Gali-
cji powitało ją jako zapowiedź wyswobodzenia ojczy-
zny. Lud powołany na wojnę, chłop czy mieszczanin,
22
szedł na nią z pieśnią patrjotyczną i z przeświadcze-
niem, że idzie bić się za Polskę.
Prezydjum Koła polskiego w d. 2 sierpnia zabrało
„w tej historycznej chwili głos, ażeby imieniem repre
zentacji polskiej ludności tego kraju złożyć hołd mo-
narsze i głośno światu powiedzieć, że ufności, której
dał wyraz w swoim manifeście wystosowanym do lu
dów Austrji, Polacy tego kraju nie zawiodą. „Jesteśmy
gotowi do największych ofiar, bądźmy przejęci męskim
spokojem. Wierzymy, że nasz naród, który tyle prze-
cierpiał, wróci do swych praw ciągle żywych i jedna-
kich, jak żywem i stałem jest poczucie sprawiedliwo-
ści". Stając w deklaracji tej po stronie Austrji, prezy-
djum Koła polskiego o samodzielnej akcji społeczeń-
stwa polskiego nie wspomniało, tern głębiej wstrzą
snęła społeczeństwem tern wiadomość, że Józef Pił-
sudski, który stał na czele związków strzeleckich, pod
wpływem powszechnego zapału, a nie oglądając się
na nikogo, w d. 6 sierpnia z pierwszym oddziałem
wyruszył z Krakowa i przekroczył granicę Królestwa,
dając hasło do walki narodu polskiego z Rosją. Za
pierwszym oddziałem poszły następnie dalsze, a ko-
rzystając z cofnięcia się wojsk rosyjskich, dotarły aż
do Kielc.
Wyprawa ta partyzancka dokonała się za zgodą
i z poparciem sfer wojskowych austrjackich, które
w planach swych wojny z Rosją brały w rachubę po-
wstanie polskie. Nie zdając sobie sprawy z przełomu,
jaki się w ostatnich latach dokonał w umysłach spo-
łeczeństwa polskiego w Królestwie, były przekonane,
że na pierwszą wiadomość o wypowiedzeniu wojny
ziemie polskie w zaborze rosyjskim pokryją się jak
23
w r. 1863 całą siecią oddziałów powstańczych, które
przez niszczenie mostów, telegrafów i zapasów wojen-
nych wojsku austrjackiemu, wkraczającemu do Króle-
stwa, oddadzą nieocenione usługi.
Do tego celu służyć miała proklamacja, którą w d.
9 sierpnia naczelna komenda wojska austro - węgier-
skiego wydała do narodu polskiego. Zapowiedziała
w niej Polakom „wyzwolenie z pod jarzma moskiew
skiego", a domagając się od Polaków poparcia, wz#
wała ich, „aby zawierzyli ochotnie i z pełną ufnością
naszej opiece, sprawiedliwości i wielkoduszności". Tylko
tyle i nic więcej! jako pobudka wojenna dla Polaków
w Królestwie było to stanowczo za mało. Proklama-
cja zawierała jednak stanowcze minus, które zmrozić
musiało Pojaków. Wzgląd na sprzymierzeńca niemiec-
kiego podyktował komendzie austrjackiej myśl, aby
proklamacją swoją objąć także i Niemcy. Wyniknęło
stąd takie horrendum, jak irazes, „że naród polski roz-
wija się wspaniale pod berłem Austro- Węgier i N i e-
miec i wezwanie, aby naród ten zawierzył sprawie-
dliwości i wielkoduszności nietylko cesarza Franciszka
Józefa, lecz także cesarza Wilhelma. Wrażenie tej pro
klamacji na Polaków było oczywiście fatalne.
Tłomaczy ją usiłowanie sfer wojskowych austrja-
ckich, aby prowokując partyzantkę polską, do niczego
się wobec niej nie zobowiązać. Dlatego ze sferami pol-
skiemi politycznemi nie zawiązano w tej mierze ża-
dnych stosunków, dlatego całą sprawę traktowano jako
wyłącznie wojskową bez odniesienia się do rządu au-
strjackiego. Traktowano ją nadto z lakiem lekceważe-
niem, że oddziałom partyzanckim wyruszającym do
boju dano najgorsze uzbrojenie i nie przyznając się
24
do nich, zachowano sobie furtkę, aby się ich przy
pierwszej sposobności wyprzeć.
Z większą stanowczością w sprawie partyzantki pol-
skiej, na którą również liczyła, była gotową postąpić
sobie naczelna komenda wojsk niemieckich. Prokla-
macja jej wydana do Polaków, a rozrzucana niemiec-
kiemi balonami po Królestwie, odbijała korzystnie od
austrjackiej. Wzywając Polaków do powstania przeciw
rosyjskiemu barbarzyństwu, wspominając „jęki Sybiru,
krwawą rzeź Pragi i katowania unitów", zapowiadała,
że „wolność wam niesiemy i niepodległość". Tak ha-
sło „niepodległość" w toku wojny pierwszy raz padło
z ust Prusaka, tylko że żaden Polak nie mógł w nie
uwierzyć, Polak, który pamiętał świeże gwałty i wy-
właszczania, wóz Drzymały i katowania dzieci polskich,
wzbraniających się odmawiać pacierz po niemiecku.
Proklamacja niemiecka byłaby wywarła wrażenie, gdyby
w niej była się mieściła zapowiedź przywrócenia praw
narodowych Polakom w zaborze pruskim. Nominacja
Polaka, ks. Likowskiego, arcybiskupem gnieźnieńskim,
która równocześnie nastąpiła, za taką zapowiedź nie
wystarczała. Cesarz Wilhelm, przyjmując ks. Likow-
skiego na audjencji, nie krył się przed nim, że ma
zamiar wskrzesić państwo polskie, oczywiście z ziem
mających się zdobyć na Rosji, bo o przyłączeniu do
niego zaboru pruskiego nie myślał. Proklamacja nie-
miecka wydała się też Polakom krwawą ironją, a w szcze-
gólności poddanym pruskim, którzy dla zrzucenia ja-
rzma niemieckiego gotowi byli poddać się nawet Ro-
sji. Prędko skończyła się idylla pruska. Zanim pro-
klamacja niemiecka dotrzeć mogła do * mieszkańców
Królestwa, w Kaliszu d. 4 sierpnia na wojsko niemiec-
kie padło z domów kilka strzałów, a fakt ten dla ko-
25
mendanta niemieckiego wystarczył, aby strzałami ar-
matniemi zburzyć środek bezbronnego miasta. Tę pro-
klamację szczerze pruską zrozumieli Polacy w Króle-
stwie, o ile jeszcze się wahali, czy mają się rzucić
w objęcia Rosji.
W najtrudniejszem położeniu znaleźli się przywódcy
społeczeństwa polskiego w Austrji. Partyzantka oddzia-
łów Piłsudskiego, źle uzbrojonych i gorzej jeszcze wy-
ekwipowanych, zmuszonych utrzymywać się z rekwi-
zycji u miejscowej, niechętnej im ogółem biorąc lu-
dności Królestwa, wyjętych z pod ochrony prawa mię-
dzynarodowego, groziła poświęceniem i zmarnowaniem
licznego zastępu młodzieży bez najmniejszego widoku
i celu, a nadto wzburzeniem ludności wiejskiej w Kró-
lestwie przeciw powstańcom i przeciw idei, którą ze
sobą nieśli.
Pogarszały rzecz odezwy, jakie się ukazały. W je-
dnej „Rząd narodowy", którego nikt nie znał, oznaj-
miał z Warszawy, że się utworzył, wzywając wszyst-
kich Polaków, ażeby się skupili pod jego władzą, i mia-
nując Piłsudskiego komendantem polskich sił wojsko-
wych; w drugiej Piłsudski, oznajmiając, że wkroczył
do Królestwa, ażeby je zająć w imieniu władzy Rządu
narodowego, dodawał, że „poza tym obozem zostaną
tylko zdrajcy, dla których potrafimy być bezwzględni".
Odezwy te zrobiły najgorsze wrażenie, bo bezimien-
nego rządu narodowegó nikt nie uznał, a groźby, za-
warte w odezwie, ogół poczytał za próbę terroru.
W kilka dni później Komisja skonfederowanych stron-
nictw polskich naprawiała złe, ogłaszając się zastęp-
stwem rządu narodowego, ale przez to pomiędzy nią
a innem! organizacjami, a w szczególności Komitetem
26
lwowskim, działającym z ramienia Rady narodowej,
przedział się jeszcze pogłębił i groził wewnętrzną
walką.
Rozpoczynała się więc wojna światowa wśród naj-
gorszych warunków, wśród wyprawy partyzanckiej nie
obmyślanej, wśród głękokiej rozterki w społeczeństwie
polskiem i braku jasnego programu w sprawie pol-
skiej ze strony Austrji. Wszystko to groziło zaprzepa-
szczeniem ostatniej sposobności wskrzeszenia t państwa
polskiego, jaką wojna z Rosją otwarła. Politycy pol-
scy w Austrji zdawali sobie z tego jasno sprawę,
a dwaj z pośród nich, stojący podówczas u steru spraw
polskich, Leon Biliński i Juljusz Leo, poczuli się
z mocy swego stanowiska do obowiązku, aby niebez-
pieczeństwu zaradzić.
Pierwszy z nich, minister wspólny skarbu, brał
udział w radzie najwyższej, która oświadczyła się za
wojną. Podniósł też myśl i pracował nad nią usilnie,
aby monarcha Austro- Węgier wydał manifest zapowia-
dający połączenie Królestwa kongresowego z Galicją
i utworzenie z nich osobnego państwa polskiego połą-
czonego z Austrją i Węgrami. Projekt manifestu obli-
czony był na bliską, jak wówczas mniemano, chwilę
oswobodzenia Warszawy, a kładąc nacisk na stosu-
nek, który Polaków w Austrji od pięćdziesięciu lat łą-
czył z monarchą, streszczał się w słowach następu-
jących:
„ Jeżeli Bóg Wszechmocny obdarzy zwycięstwem
wojska sprzymierzone, to kraj wasz będzie nierozer-
walnie wcielony do związku moich państw w ten spo-
sób, by wespół krajem moim zamieszkałym przez wa-
szych rodaków tworzył jednolite królestwo polskie,
którego administrację z uwzględnieniem najwyższych
27
interesów i potrzeb naszej monarchji powierzę rajdowi
narodowemu odpowiedzialnemu przed Sejmem w War-
szawie".
Drugi z przywódców polskich, Leo, prezes Koła
polskiego w parlamencie wiedeńskim i w Sejmie gali-
cyjskim, poczuwał się do obowiązku, aby reprezenta-
cję polską w Austrji powołać do zabrania głosu w spra-
wie najwyższej polityki narodu. Pojechał w tym celu
do Wiednia i zetknąwszy się z decydującemi czynni-
kami, poruszył myśl, aby bezładną partyzantkę prze-
kształcić w formację wojskową regularną, w legjony
polskie, walczące pod sztandarem i komendą polską
obok armji austrjacko- węgierskiej. Spotkawszy się
z sympatycznem przyjęciem tej myśli, chociaż jeszcze
bez żadnych zobowiązań, wrócił do Krakowa, a po-
rozumiawszy się z najbliższymi, zwołał na dzień 16 sierp-
nia wszystkich polskich posłów na Sejm i do Rady
państwa, polskich członków Izby "panów i reprezen-
tantów polskiego stronnictwa niepodległościowego
z Galicji i Królestwa, którzy w Sejmie nie zasiadali,
na naradę w Krakowie.
Zgromadzenie to powzięło jednomyślnie szereg do-
niosłych uchwał. Przedewszystkiem uchwaliło zjedno
czenie wszystkich stronnictw i ich zarządów w jeden
Naczelny Komitet Narodowy, jako najwyższą instan-
cję w zakresie wojskowej, skarbowej i politycznej or-
ganizacji zbrojnych sił polskich", następnie utworzenie
narazie dwóch legjonów polskich, jednego w zacho-
dniej, drugiego we wschodniej Galicji, pod komendą
polską, opierających się na istniejących już zbrojnych
organizacjach polskich. Oddziały polskie użyte być
mają do walki przeciw Rosji na ziemiach polskich
w związku z monarchją austro- węgierską. Wszyscy
28
walczmy w szeregach oddziałów polskich muszą mieć
prawa kombatantów i muszą otrzymać uzbrojenie i wy-
ekwipowanie wojsk regularnych, a oddziały obejmować
winny wszystkie gatunki broni. Komitet naczelny wej-
dzie w porozumienie z rządem monarchii austro-wę-
gierskiej oraz naczelną komendą wojskową armji au-
strjackiej celem utworzenia naczelnego dowództwa nad
legjonami i omówienia stopnia i jakości ich zależno-
ści od komendy austro-węgierskiej. Na podstawie tych
uchwał wybrano Naczelny Komitet Narodowy, złożony
z reprezentantów wszystkich stronnictw pod przewo-
dnictwem prezesa Koła polskiego, Juljusza Leo, a dzie-
lący się na dwie sekcje, krakowską i lwowską, z któ-
rych każda zarządzać miała autonomicznie w działach
organizacyjnym, wojskowym i skarbowym. Koło pol-
skie, wydało równocześnie płomienną odezwę do na-
rodu, w której, wyrażając radość, że długo oczekiwana
godzina walki z Rosją wybiła, wezwało naród do czynu,
bo w dbbie krwawego przeistaczania się Europy i uwal-
niania jej od grozy rosyjskiej przemocy odzyskać mo-
żemy bardzo wiele, ale też wiele musimy ofiarować,
bo nie wygra ten, kto końca gry ostrożnie wyczekuje.
Odezwa wzywała Polaków, aby na szal^ tej najwięk-
szej wojny rzucić godny narodu polskiego czyn, jako
warunek i zadatek lepszej dla niego doli, wzywała do
„zjednoczenia się wolą niezłomną do uzyskania lep-
szej przyszłości i niezachwianą wiarą w tę przyszłość.
Stańcie w obronie wolności naszej i wiary ojców".
Uchwały krakowskie wywołały zapał w najszer-
szych warstwach ludności polskiej w Galicji, posypały
się składki na pierwsze potrzeby legjonów od osób
prywatnych, gmin i instytucyj społecznych, składki idące
w miljony, napływali ochotnicy. Komitet prowadził
29
układy z Komendą armji. D. 22 sierpnia Piłsudski
oznajmił strzelcom swoim, że zgłosił przystąpienie do
organizacji szerszej, zapewniającej wojsku polskiemu
większe środki i silniejsze działanie; oddziały nasze
mają być kadrami dla formujących się legjonów. Ko-
mitet uzyskał istotnie d. 27 sierpnia zgodę Naczelnej
Komendy armji na utworzenie dwóch polskich legjo-
nów na czas wojny, jednego w Krakowie, a jednego
we Lwowie. Użyte bęcfią legjony na froncie rosyjskim
u boku wojsk austro-węgierskich. Organizację mieli
przeprowadzić dwaj jenerałowie austrjaccy Polacy, Ba-
czyński i Pietraszkiewicz, jako komendanci legjonów
i pośrednicy pomiędzy Naczelnym Komitetem a Ko-
mendą. Miało stanąć pod bronią w każdym legjonie
ośm bataljonów po tysiąc ludzi, czyli dwa pułki i dwa
do trzech szwadronów. Ochotnicy mogą się zgłaszać
w Krakowie i Lwowie oraz w legjonach na terenie
Królestwa bez otwierania tam formalnego werbunku.
Obywatele austrjaccy, obowiązani do służby wojsko-
wej, potrzebują pozwolenia na wstąpienie do legjonu.
Uzbrojenie bronią repetjerową nastąpi w miarę zapa-
sów, reszta legjonistów otrzyma karabiny Werndla.
Oficerowie aż do kapitana włącznie są wybierani, ko-
mendantów bataljonów i pułków wyznacza Komenda
naczelna na wniosek komendantów lejgjonów, językiem
służby i komendy jest język polski, utrzymanie legjo-
nów jest rzeczą armji i t. d. Oddziały strzelców, znaj-
dujące się obecnie w Królestwie pod komendą Pił-
sudskiego, utworzą pułk pierwszy pierwszego legjonu
w armji Kummera i dostarczą instruktorów do utwo-
rzenia pułku drugiego.
W d. 3 września Piłsudski ze swoimi strzelcami
w Kielcach, a w d. 4 września oddziały, ćwiczące się
30
w Krakowie, wykonały przysięgę monarsze Austro-
Węgier i legjony polskie stały się czynem. Do przy-
sięgi, złożonej cesarzowi Austrji i królowi Węgier,
przez oddział Piłsudskiego odczytujący rotę kapitan
Zagórski, ulegając panującemu nastrojowi, dodał sa-
mowolnie słowa „i królowi polskiemu". Nie spełniło
się natomiast oczekiwanie Koła polskiego, że rząd
austro węgierski zdobędzie się na wydanie manifestu
zapowiadającego utworzenie państwa polskiego z Kon-
gresówki i Galicji, chociaż minister spraw zagra-
nicznych nr. Berchtold i cesarz na niego się godził.
Usiłowania Bilińskiego rozbiły się o opór ministra
węgierskiego Tiszy, który przeciwny był wojnie i nie
chciał ogłoszeniem państwa polskiego przecinać po-
kojowych układów z Rosją, rozbiły się jeszcze więcej
o opór Niemiec, które pragnęły najpierw Rosję poko-
nać, a potem dopiero o łup się układać.
|| Naczelny Komitet Narodowy i legjony nie powstały
jaTcb* narzędzie Austrji, lecz były wynikiem myśli i dą-
żenia Polaków, aby sprawę polską Austro-Węgrom,
a przez nie także Niemcom, czy chcą czy nie chcą,
narzucić. Wśród wielkiej wojny światowej Polska miała
zdobyć się na objaw, któryby woli jej wskrzeszenia
własnego państwa dał świadectwo, a takim objawem,
zrozumiałym dla swoich i dla obcych, mogła być tylko
siła zbrojna, walcząca za Polskę i dźwigająca jej sztan-
dar na polach bitew
1 Ideę legjonów tłomaczy E. K. La verite* sur les legions
polonaises. Lausanne 1915. Przekład polski: Prawda o legjo-
nach 1915, oraz artykuł: O woli narodowej. (Uwagi I. Styczeń.
Genewa 1916).
31
Powstanie legjonów i rozterki w ich łonie kreślą broszury:
„Pod sąd! Historja legjonu wschodniego*. W Sosnowcu 1914,
„Sprawozdanie sekcji wschodniej Komitetu narodowego?" Bez
miejsca i daty druku. Aleksander Ładoś: „Legjony". Fryburg
1916. (Ze stanowiska narodowej demokracji).
Obfita literatura o walkach legjonów ma charakter pamię-
tnikowy. Historją ich początkową kreśli Adolf Inlender: Wielka
wojna 1914—1915. Ze szczególnem uwzględnieniem walk na
ziemiach polskich oraz dokładną działalnością legjonów pol-
skich. Wiedeń 1916, i Kasper Wojnar: „Wojna światowa i spra-
wa polska z rzutem oka na dotychczasowy przebieg wielkiej
wojny i dzieje legjonów polskich". Piotrków 1916.
III.
KOMITET NARODOWY WARSZAWSKI.
, Akcja Królestwa przeciw uchwałom krakowskim.
Rozbicie legjonu wschodniego.
Polityka Rosji w zajętej Galicji i udział w niej
narodowej demokracji.
Odezwa Komitetu narodowego w Warszawie
25 listopada 1914.
Legjon polski po stronie Rosji.,
Nie wszyscy uczestnicy zgromadzenia krakowskiego
z dnia 16 sierpnia równym do wojny z Rosją pałali
zapałem. Byli pomiędzy nimi i narodowi demokraci
i ich sympatycy, konserwatyści podolscy, teórzy wie-
dzieli, ku której stronie zwracają się sympa.tjer Kr^e-
stwa. Temperatura wojenna antyrosyjska w Krakowie
i w Galicji na taki jednak wzniosła się stopień, że
stanąć przeciw niej i jednomyślność naruszyć nie mieli
odwagi. Jedno tylko wymogli, przeprowadzili uchwałę,
że „ stanowienie o politycznych sprawach Królestwa
może nastąpić tylko w porozumieniu z organizacją
w Królestwie polskiem, zbudowaną na podobnych za-
sadach, co organizacja wspólna w Galicji", t. j. na
połączeniu wszystkich stronnictw w komitet narodowy.
Postanowienie to ciężko zaważyło na szali dalszych
wypadków i stosunku Królestwa do Galicji. Mogli Po-
lacy zgromadzeni w Krakowie wstrzymać się od ja-
kiejkolwiek uchwały przed osiągnięciem porozumienia
z Królestwem. Ale wypowiadać Rosji wojnę, oczywiście
33
nie o Galicję, lecz o Polskę, a równocześnie uświęcać
kordon rozbiorów i przyrzekać, że się go utrzyma,
w tem tkwiła sprzeczność, której ani logicznie obronić
ani dotrzymać nikt nie był w stanie. Najgorętsi zwo-
lennicy walki z Rosją przyjęli ten warunek tylko pod
przymusem i przypuszczając, że legjony zdobędą opinję
publiczną Królestwa.
Można było uchwałę tę tłomaczyć tak, że Polacy
z pod obu zaborów porozumieli się ze sobą i licząc
się z tem, że wynik wojny zawsze jest niepewny, po-
dzielili się rolami i za obopólną zgodą jedni stanęli
po stronie Rosji, drudzy po stronie Austrji. Którakol-
wiek strona zwycięży, po jej stronie znajdzie się część
Polaków i ta troszczyć się będzie o dobro narodu.
Przebiegła taka polityka nie leżała jednak w usposo-
bieniu Polaków. To co ich rozdzieliło, sięgało głęboko,
aż do ich duszy, objawiło się w ich oburzeniu i w oskar-
żeniach bolesnych, któremi nawzajem się obrzucali1.
1 Odgłosem tych walk jest obfita literatura polemiczna.
Mnóstwo rzeczy drukowano tajemnie w postaci krótkich bro-
szurek i świstków. Ważniejsze broszury skierowane przeciwko
orjentacji rosyjskiej znane mi są:
Stanisław Koźmian: „Podczas wojny". 1914. Wiedeń.
Michał Rostworowski: „Wojna a społeczeństwo polskie".
Kraków, 1915.
Kucharzewski Jan: „W imię jedności". Fryburg szwaj-
carski, 1915.
Ignacy Rosner: „W krytycznej chwili". Wiedeń, 1915. Dru-
kowane jako rękopis.
„O naszą przyszłość". Bez wymienienia autora, drukowane
jako rękopis w Krakowie, 1916.
„Z Rosją czy przeciw Rosji"? Napisali Michał Łempicki,
Tytus Filipowicz, Henryk Tennenbaum, Tadeusz Grużewski,
Medard Downarowicz, opatrzył wstępem Stanisław Tugutt
Warszawa, 1916.
Wskrzeszenie Państwa Polskiego
3
34
Zwolennicy zjednoczenia pod berłem cesarza ro-
syjskiego widzieli w zwolennikach wskrzeszenia pań-
stwa polskiego w związku z Węgrami i Austrją bez-
wiedne narzędzia polityki, nie już austrjackiej, lecz
wprost niemieckiej, nie pojmowali wprost, jak jakikol-
wiek Polak może jej zaufać po tylu dowodach wiaro-
łomstwa i zachłanności pruskiej, widzieli w nich ger-
manofilów i chrzcili ich tą nazwą. Przekonani o zwy-
cięstwie walca żelaznego rosyjskiego, który miał zmiaż-
dżyć Berlin i wszystko, co mu stanie na drodze,
oburzali się na nich, że legjonami swemi podrażnią
Rosję i dadzą jej powód do wycofania się z obietnic
na rzecz Polski. Ci znowu nie mogli pojąć, jak Polacy
z Królestwa mogli zerwać z wiekową tradycją Polski,
jak mogli zerwać z tern wszystkiem, co we wspaniałej
poezji i literaturze porozbiorowej znalazło wyraz, a czem
naród żył i oddychał, nie mogli pojąć naiwności swoich
rodaków z Królestwa, którzy po tylu doświadczeniach
zawierzyli jeszcze raz Rosji i to Rosji zwycięskiej, pa-
nującej nad całą Słowiańszczyzną. Wszak rzucenie się
społeczeństwa polskiego w objęcia Rosji umocniło ją
tylko w przekonaniu, że jej polityka dotychczasowa
najlepsze wydała owoce i że zmieniać ją byłoby błę-
dem. Na obelgę germanofilstwa odpowiedzieli obelgą
rusofilstwa.
Do jakiegokolwiek porozumienia między oboma
obozami polskimi nie mogło przyjść, a tó tern mniej,
W. Feldman: „Zur Lósung der polnischen Frage". Offener
Brief an Herrn George Cleinow, Redakteur der „Grenzboten*
und Herm Macimilia i Harden, Redakteur der „Zukunft". Ber-
lin, den 21 Oktober 1914.
Dr. Moritz R. v. Straszewski: „Die polnische Frage".
Wicu, 1915.
35 •
że zarówno Rosja, jakoteż Austrja spoglądały z nie-
dowierzaniem na własnych poddanych i śledziły ich,
czy przypadkiem nie knują zdrady. Zmuszało to je-
dnych, aby głośno potępiali drugich i nawzajem. Tak
stało się, że Polacy nietylko w szeregach armji państw
rozbiorowych przeciw sobie walczyli, ale także w życiu
publicznem, podzieleni na dwa obozy, stanęli ze sobą
do politycznej walki.
Początek do walki tej wyszedł z Warszawy. Już
w dniu 28 sierpnia stronnictwo polityki realnej i stron-
nictwo narodowo- demokratyczne ogłosiły protest prze^
ciw odezwie Koła polskiego w Krakowie z dnia 16 sier-
pnia, uzasadniając go obszernie tern:
że zwycięstwo koalicji rosyjsko-francusko-angiel-
skiej daje narodowi polskiemu widoki zjednoczenia
wszystkich ziem polskich z dostępem do Bałtyku, pod-
czas gdy zwycięstwo przymierza niemiecko - austrja-
ckiego musi doprowadzić do nowego rozbioru Polski,
podyktowanego przedewszystkiem przez Prusy,
że nawet w chwili obecnej Rosja wystąpiła z pro-
gramem w kwestji polskiej w odezwie wielkiego księcia,
przyjętej entuzjastycznie przez opinję francuską i an-
gielską, podczas gdy Austrja kwestji polskiej wcale nie
postawiła, co zresztą uwydatnia się w odezwie galicyj-
skiego Koła polskiego,
że dzisiejsza wojna nie jest lokalną wojną między
Austrją a Rosją, w której stanowisko Polaków po
stronie Austrji, aczkolwiek politycznie nieracjonalne,
mogłoby być psychologicznie zrozumiałe, ale jest po-
wszechną wojną narodów przeciw panowaniu prusa-
ctwa, mającego na swe usługi Austrję, że zatem rola
Polaków jako obrońców największego wroga narodo-
wej przyszłości jest wprost potworna,
3*
36
że legjony polskie uzbrojone przez Austrję nie mogą
żadną miarą mieć samodzielnego znaczenia militarnego,
ale są jedynie przeznaczone do odegrania roli narzędzia
politycznego, mającego służyć do pozyskania Króle-
stwa na rzecz Austrji, a tern samem Niemiec,
że kraj nasz z natury swego położenia ponosi w tej
wojnie największe klęski, że klęski te zmniejsza rozkaz
naczelnego wodza armji rosyjskiej o poszanowaniu
mienia i życia Polaków wszystkich dzielnic, że zaś two-
rzenie legjonów polskich w Galicji prowokuje armję
rosyjską do postępowania wręcz przeciwnego wobec
ludności polskiej tej dzielnicy.
Z tych powodów stronnictwa narodowo- demokrah_
tyczne i realistów uznały stanowisko zajęte przez Koło
polskie i Komitet narodowy w Krakowie za zgubne
dla sprawy polskiej, tłomaczyły je sobie tylko oba-
łamuceniem społeczeństwa galicyjskiego fałszywemi
z gruntu wiadomościami o przebiegu wojny i towa-
rzyszących jej wypadkach, a przedewszystkiem o uspo-
bieniu społeczeństwa polskiego w Królestwie i zaborze
pruskim. Stwierdzając wreszcie, że społeczeństwo pol-
skie w Galicji stanowi zaledwie piątą część narodu
polskiego, że zatem wystąpienie jego przedstawicieli
w tak ważnej chwili w imieniu całego narodu pol-
skiego jest uzurpacją, stronnictwa zajmujące stanowi-
sko zgodne z wolą olbrzymiej większości narodu we-
zwały naczelny Komitet narodowy w Galicji do na-
tychmiastowego zaprzestania wszelkiej akcji, której pro-
gram nakreślony jest w jego komunikacie.
Podobne protesty ogłosiły jeszcze Partja postępowa
w Warszawie dnia 3 września i Zjednoczenie postę-
powe w Warszawie dnia 6 września.
37
Tymczasem akcja legjonowa w najwyższym stopniu
niepokoiła Rosję. Już dnia 29 sierpnia wielki książę
Mikołaj wystąpił przeciw legjonistom „ naruszającym
miłość braterską armji rosyjskiej dla ludności polskiej
zakordonowej" i oskarżył ich, że używają kul wybu-
chowych, na co szereg polityków polskich z Królestwa
w dniu 31 sierpnia w telegramie do dzienników rosyj-
skich napiętnował legjonistów jako „nieświadomych
obrońców germanizmu, wrogówjsprawy polskiej i całej
Słowiańszczyzny " i potępił oczywiście używanie kul
wybuchowych.
Nie dość na -tern. Dnia 9 września ukazała się
odezwa naczelnego dowództwa rosyjskiego do Pola-
ków, według której cesarz rosyjski polecił im oznajmić,
że w razie zwycięskiego zakończenia wojny „wszystkie
części dawnej Polski tak będące pod władzą niemiecką,
jak austrjacką i Rosyjską zjednoczy w jedną całość
autonomiczną i odrodzi się Polska pod władzą rosyj-
skiego cesarza". W związku z tern główny dowódca
rosyjski oznajmił jednak, że jest bardzo rozgoryczony
tym faktem, że zagraniczni Polacy tworzą oddziały So-
kołów (tak nazwał legjonistów) i z bronią w ręku wy-
stępują przeciw rosyjskim wojskom. Dla tych Sokołów
będzie bez litości i rozkazuje ich na wypadek pojmania
rozstrzeliwać jako wrogów Słowiaństwa i nie będzie
ich uważał jako stronę wojującą. Rząd austrjacki mu-
siał wziąć legjony w obronę i w nocie wysłanej dnia
2 października do państw neutralnych wykazał, że jako
wojsko regularne odpowiadają wszystkim warunkom
uznania ich za stronę wojującą.
Strach Rosji przed propagandą legjonów był jednak
przedwczesny, bo wszystko w Królestwie z wyjątkiem
socjalistów i nielicznej inteligencji niepodległościowe
38
uprzedzone było przeciw nim, tak chłop, jak szlachcic,
jak przedewszystkiem ksiądz. Potępiał je głośno bi-
skup kielecki ks. Łosiński, broniąc rosyjskiej orjentacji.
Legjony zjawiły się w Królestwie z początku pod naj-
gorszą w jego oczach firmą. Szli na czele strzelców
ludzie znani z rewolucji socjalnej z 1905 r., a towa-
rzyszyła im agitacja socjalna, usiłująca tam, skąd woj-
sko rosyjskie się cofnęło, objąć rządy. Chociaż też
oddziały strzeleckie przekształcone zostały w legjony,
to uprzedzenie wywołane przez strzelców, przeniosło
się na legjony. Widziano w nich dalszy ciąg rewolucji
socjalnej. Nawet centralny komitet obywatelski zawią-
zany w Warszawie dla niesienia pomocy ludności do-
tkniętej wojną, a kierujący komitetami obywatelskimi
na prowincji, uważał za wskazane w dniu 9 września
ogłosić odezwę przeciw akcji legjonów na terenie Kró-
lestwa, w której przestrzegał rodaków, aby się nie dali
uwieść podszeptom, nie dali się brać na lep żadnym
agitatorom i dowódcom wojsk obcych i groził, że
skutkiem zwycięstwa Niemiec i Austrji byłby tylko nowy
podział Polski, oczywiście między Niemcy a Austrję.
Z oskarżeniami o socjalizm i z agitacją socjalną
rozpoczętą przez oddziały strzeleckie w Królestwie
trzeba się było porać. Komendant legjonów, jenerał
Baczyński zaraz dnia 9 września zniósł komisarjaty
wojsk polskich rządu narodowego utworzone w kilku
miejscowościach Królestwa, oświadczając, że z legjo-
nami nie mają nic wspólnego, że prawo ustanawiania
takich organów służy wyłącznie komendzie legjonów,
że legjony nie mają żadnego związku z tajnym rządem
narodowym, który zresztą według uchwały z dnia
16 sierpnia przestał istnieć, że komenda legjonów stoi
w związku z Naczelnym Komitetem Narodowym jedynie
39
w sprawach zaopatrywania wojska w odzież i w po-
trzeby materjalne oraz w sprawach treści organizacyjnej,
że wreszcie legjony przeszły z dniem 8 września na
żołd skarbu wojennego armji austro-węgierskiej i stąd
*będą otrzymywać pożywienie, rynsztunek i wszystkie
inne potrzeby. W ten sposób komenda legjonów sta-
rała się rozprószyć obawy, jakie akcja legjonowa
w ludności Królestwa wywołała. Ziarno nieufności raz
zasiane, kiełkowało jednak ciągle, a dopomagała mu
do wzrostu narodowa demokracja. Jeszcze w r. 1915
po tylu bohaterskich czynach legjonów dzienniki tego
stronnictwa w Warszawie karmiły czytelników oskar-
żeniami legjonów o socjalizm, grabież i bandytyzm,
robiąc wyjątek tylko dla uwiedzionych młodzieńców.
Przeciwnicy legjonów nie poprzestali na tern, że
im podrywali grunt w Królestwie. Obawiając się, że
legjony zrażą Rosję i posłużą jej za pretekst do co-
fnięcia przyrzeczeń, dołożyli starań, ażeby stłumić je
w samem ich źródle, w Galicji. Wypadki wojenne po-
pchnęły ich wprost do tego.
Plan mocarstw centralnych polegał na tern, że
Niemcy pozostawiwszy na wschodzie tylko słabą obronę
Prus wschodnich, całą swoją przemożną siłą rzucą się
na Francję i zadawszy jej stanowczy cios, znaczną
część swoich wojsk zwrócą dopiero przeciw Rosji,
o której mniemano, że dłuższego czasu będzie potrze-
bowała, zanim wszystkie swoje wojska wyprawi na
plac boju. Gały ciężar odparcia Rosji spadł więc na
razie na Austrję. Plan ten zupełnie się nie powiódł.
Niemcy zdruzgotawszy nagle twierdze belgijskie wdarły
się zwycięsko do Francji, ale nad Marną spotkały się
ze wszystkiemi siłami francuskiemi, kiedy spodziewały
się, że część ich Włochy należące do trójprzymierza
40
odciągną. Spotkały się też z armją angielską nad brze-
giem morza. Bitwa skończyła się ich przegraną. Tym-
czasem doszła ich wiadomość o wielkich klęskach na
wschodzie. Musiały ograniczyć się we Francji do utrzy-
mania linji obronnej, a co tylko można na wschód
wyprawić. Armja rosyjska wdarła się do Prus wschod-
nich, a zgotowała klęskę Austro- Węgrom, które wy-
powiadając wojnę Serbji oddawały się złudzeniu, że
z Rosją nie będą miały do czynienia i dwie piąte swoich
sił pchnęły do Serbji. Gdy wybuchła wojna z Rosją,
trzeba było cofnąć je do Galicji, ale nim to nastąpić
mogło, przyszło już do walnej rozprawy z Rosją, której
mobilizacja wbrew przypuszczeniom była zawczasu
przeprowadzoną. Wojska austrjackie uprzedzając najazd
rosyjski rzuciły się naprzód w Lubelskie i odniosły
zwycięstwa* pod Kraśnikiem i pod Kómarowem, ale
tymczasem wojska postawione dla obrony Lwowa zo-
stały przez przeważne siły Rosjan pobite i wszystkie
siły austrjackie musiały nagle się cofać. Lwów już
dnia 3 września był stracony, Przemyśl wkrótce oblę-
żony, wojska austrjackie oparły się dopiero nad Wi-
słoką. Armja rosyjska rozlała się po Galicji, a jenerał-
gubernator zjechawszy do Lwowa, objął ją z wyjątkiem
zachodnich powiatów w posiadanie.
Popłoch niebywały ogarnął ludność Galicji, zwła-
szcza, że zwycięstwo rosyjskie spadło na nią niespo-
dziewanie. W tej atmosferze narodowa demokracja,
która dotychczas z musu szła za ogólnym prądem
i zasiadała w naczelnym Komitecie narodowym, uznała,
że można pójść za kierunkiem przychodzącym z Kró-
lestwa i odsłonić przyłbicę. Delegaci jej w Komitecie
prowadzili od początku obstrukcję, wywodząc, że Austrja
nie dotrzymała przyrzeczeń, które Leo przywieźć miał
41
z Wiednia, że nie przyjęła wszystkich żądań, jak Ko-
mitet je uchwalił. Czynili z nich warunki, których nie-
dotrzymanie pociągać za sobą powinno cofnięcie się
od legjonów. Większość Komitetu stała na innem sta-
nowisku. Gdyby legjony powołała Austrja, gdyby były
jej wojskiem najemnem, mogłyby stawiać jej warunki.
Ponieważ stworzyli je Polacy w interesie Polski, muszą
się zadowolnić tern, co dla nich od Austrji mogą uzy-
skać. Osobną armją polską podlegającą Komitetowi
legjony być nie mogą, skoro nie Polska, lecz Austrja
ma je uzbroić, ekwipować i utrzymywać, a muszą być
związane z armją austro-węgierską, aby mieć opiekę
prawa międzynarodowego, muszą wykonać przysięgę
wojskową, jakiej żąda Austrja. Formuła przysięgi, czy
w niej jest żądany dodatek o Polsce, czy go niema,
nie posiada znaczenia, bo o legjonach będą rozstrzygać
tylko ich wojskowe czyny. Na tern tle toczyły się spory
w Komitecie. Gdy wojska rosyjskie zbliżały się do
Lwowa, delegaci sekcji wschodniej Komitetu w dniu
29 sierpnia wyprawili ze Lwowa kilka tysięcy legioni-
stów, którzy się tam organizowali i prowadzili ich
uciążliwym marszem aż do miasteczka Mszana, demo-
ralizując ich po drodze przeciw idei legjonów, wyka-
zując jej bezowocność i szkodliwość, a uderzając w to,
że nie będą wojskiem polskiem i za Polskę bić się nie
będą. Gdy już demoralizacja ta osiągnęła pewien sku-
tek, prezes Komitetu sekcji wschodniej, Tadeusz Cieński
i członek jej, hr. Aleksander Skarbek zamiast wykonać
polecenie Komitetu, nakazującego weźwać legjonistów
do złożenia przysięgi, w dniu 20 września zawiado-
mili legjonistów, że starania o zmianę warunków w kie-
runku odpowiadającym bardziej naszym uczuciom i pra-
gnieniom narodowym nie odniosły skutku, legjoniści
42
będą obowiązani złożyć w najbliższym czasie przysięgę
wojskową przepisaną dla pospolitego ruszenia. Dla-
tego muszą się w trzech dniach zdecydować, czy po-
zostają w legjonie wschodnim, czy też opuszczają jego
szeregi. Wskutek tej odezwy kilka tysięcy legjonistów
rozeszło się, a tylko tysiąc pięćset zgłosiło się do le-
gionu zachodniego, formującego się w Krakowie, idąc
za Józefem Hallerem, który przeciw akcji Skarbka naj-
silniej wystąpił.
Ustanowiony na Galicję jenerał- gubernator hr. Bo-
brynski, obejmując władzę, oświadczył prezydentowi
miasta, że „Galicja wschodnia i Łemkowszczyzna (tak
zowią się okolice w Karpatach zachodnich zaludnione
przez Rusinów) jest odwieczną częścią jednej Wielkiej
Rusi. Na ziemiach tych ludność rdzenna była zawsze
rosyjską i administracja tych ziem powinna być na za-
sadach rosyjskich", które gubernator stopniowo będzie
wprowadzał. „W Galicji zachodniej przeszłość histo-
ryczna jest inna, skład ludności polski. Kiedy dzielne nasze
wojsko wyzwoli tę część Galicji, z radością zastosuję
tam zasady ogłoszone w odezwie naczelnego wodza,
wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, naturalnie
pod warunkiem, że ludność polska ujawni życzliwy
stosunek względem władz i wojsk rosyjskich".
Zasady te odpowiadały programowi narodowej de-
mokracji, ale wzburzały opinję publiczną Lwowa, która
z niemi nie była oswojona ł. Dlatego Komitet naro-
1 Dr. Marceli Chlamtacz. „Lembergs politische Pnysionounie
wahrend der russischen Inwasion" (3. X. 1914- 22. VI. 1913).
Wien, 1916.
Przysiecki Feliks. „Rządy rosyjskie w Galicji wschodniej".
Piotrków, 1915.
43
dowy warszawski wysłał w październiku delegatów
swoich do Lwowa, którzy przywódcom tamtejszym
tłomaczyli, że cały naród polski pod zaborem rosyj-
skim wypowiedział się za Rosją, że tylko Rosja roz-
wiązać może sprawę polską, że Austrja idzie na pasku
Niemiec i nie może w sprawie tej się angażować. Po-
lityka Polaków galicyjskich sprzeciwia się więc inte-
resowi ogółu Polaków, a wystawienie legjonów może
sprowadzić cofnięcie swobód przyobiecanych w odezwie
wielkiego księcia. Popierając te wywody, przywódca
narodowej demokracji galicyjskiej, Stanisław Grabski
dowodził, że Polacy galicyjscy powinni w interesie ca-
łego narodu ponieść ofiary, gdyż Austrja już jest zła-
mana. Przywódcy polscy we Lwowie z wyjątkiem na-
rodowych demokratów na ten zwrot w polityce narodu
zgodzić się jednak nie chcieli, nie chcieli też utworzyć
filji narodowego Komitetu warszawskiego, a nawet sym-
patycy narodowej demokracji z pośród konserwaty-
stów postanowili dochować wierności Austrji. Smutna
rzeczywistość otwierała im oczy. Program rusyfikacji
wschodniej Galicji, zapowiedziany w mowie jenerał-
gubernatora, wchodził bez żadnej zwłoki w życie. Dnia
15 października zamknięto wszelkie kluby, związki i sto-
warzyszenia oraz wszelkie zakłady szkolne, internaty
i kursą, z wyjątkiem pracowni szkolnych, aż do wy-
dania specjalnego pozwolenia. Zgraja czynowników ro-
syjskich zalała kraj, wprowadzając język rosyjski i sy-
stem rosyjski razem z łapownictwem do urzędowania.
Do szkół sprowadzano nauczycieli z Rosji, a dla nau-
czycieli Rusinów urządzano kursą nauki rosyjskiego
języka. Zjechał arcybiskup Eulogjusz ze swoim szta-
Lwowianin. „Wobec nowej ofensywy rosyjskiej w Galicji".
(^Przegląd polski" we Fryburgu szwajcarskim. 1916. Zeszyt II ).
44
bem i dzieło nawracania unitów na prawosławie sku-
tecznie rozpoczął. Gdzie gminę unicką nakłoniono do
oświadczenia się za prawosławiem, a takich w kilku
miesiącach najazdu znalazło się około sześćdziesiąt,
tam sprowadzano popa z Rosji, który zabierał cerkiew
i zakładał szkołę rosyjską parafjalną. Metropolitę uni-
ckiego hr. Andrzeja Szeptyckiego wywieziono do Rosji.
Nie powstrzymało to Grabskiego od szukania z hr. Bo-
bryńskim bliższych stosunków. W tym celu wręczył mu
memorjał, w którym dowodził, że cały ruch antyro-
syjski w Galicji aż do utworzenia legjonów i naczel-
nego Komitetu narodowego jest sztucznym wytworem
rządu austrjackiego, który w tym celu „z partji rady-
kalnych i judofilskich" organizował obóz germanofilski,
a zwalczał obóz słowiański, złożony z „iście polskich
partyj", a organizowany przez narodową demokrację *.
Postępowanie narodowej demokracji oczyszczał Grabski
z możliwych zarzutów. W Sokole urządzała ćwiczenia
wojskowe, gdyż w ten tylko sposób mogła odciągnąć
młodzież od związków naprawdę antyrosyjskich. Zgo-
dziła się na legjony, ale zdemaskowała je jako austrja-
ckie, przez co straciły porywający gorącą młodzież
charakter romantyczny. Na naczelny Komitet narodowy
zgodziła się z konieczności, aby germanofilom nie po-
zostawić kierowania społeczeństwem, ale wymogła, że
Komitet na Królestwo działalności swej nie będzie roz-
1 „Narodowo -demokratyczni pomniejszyciele Ojczyzny".
(I. Memorjał p. Stanisława Grabskiego, wiceprezesa stronnictwa
narodowo-demokratycznego, złożony b. rosyjskiemu jen.-gu-
bernatorowi hr. Bobryńskiemu. Korespondencja hr. Bobryń-
skiego z b. szefem rosyjskiego sztabu jeneralnego Januszkie-
wiczem). Warszawa. 1918.
4|
45
ciągał i doprowadziła do rozejścia się legjonu wschod-
niego.
Legitymując się temi zasługami, a zarazem artyku-
łami redagowanego przez siebie „Słowa polskiego",
w których Lwów oddychający tradycją powstań pol-
skich przerabiał na modłę „słowiańską tt, przedłożył
Grabski gubernatorowi w dniu 25 grudnia prośbę, aby
mu wolno było zwołać do Lwowa około stu najwy-
bitniejszych polskich działaczy z rozmaitych stronnictw,
zarówno z Królestwa Polskiego i z zajętych przez woj-
sko rosyjskie okolic Galicji, jakoteż i z pomiędzy dzia-
łaczy znajdujących się w Austrji i na Węgrzech, którzy
mogliby przyjechać do Lwowa przez Rumunję. Spo-
dziewa się w ten sposób zjednoczyć przedstawicieli
wszystkich polskich stronnictw politycznych i ostate-
cznie nakłonić galicyjskich Polaków, aby przystąpili do
ruchu ogólno- polskiego na korzyść Rosji. Równocze-
śnie zaś poddał myśl, aby celem pozyskania zaufania
ludności polskiej w zachodniej Galicji opublikować jej
zasady przyszłego samorządu Polski, niemniejsze od
tych, jakie dotychczas mieli Polacy w Galicji. O wschod-
niej Galicji nie było przytem mowy, bo na przyłą-
czenie jej do Rosji Grabski z narodową demokracją
zupełnie się godził.
O ubielenie pozwolenia - toczyły się pertraktacje,
ale ostatecznie do niego nie przyszło, głównie z tego
powodu, że o sprawach polskich chciano, aby roz-
prawa toczyła się w Warszawie, nie zaś w „rosyjskim"
Lwowie. Jenerał-gubernatorowi, który poza rusyfikacją
kraju nie okazywał Polakom nieprzyjaźni, a ochraniał 1
ich życie i mienie od grabieży i gwałtów, zależało je-
dnak, aby Polacy galicyjscy potępili głośno legjony.
Czyniąc zadość jego żądaniu, narodowi demokraci
46
i konserwatyści podolscy w dniu 10 listopada, zastrze-
gając swoją lojalność wobec Austrji, ogłosili takie po-
tępienie. Już uchwalając legjony — twierdzili w ode-
zwie — zastrzeżono, że Polakom w Galicji nie wolno
w tej sprawie angażować Królestwa, a skoro opinja
Królestwa oświadczyła się przeciw legjonom i legjon
wschodni się rozwiązał, to pozostała część legjonistów,
podlegająca przeważnie wpływom socjalistów, powinna
powrócić do normalnych zajęć, o ile nie musi po-
wrócić do armji austrjackiej. Odezwę tę podpisało dwu-
dziestu czterech znanych polityków, pomiędzy nimi
Leon hr. Piniński, Włodzimierz Kozłowski, Józef Mi-
lewski, Stanisław Grabski.
A więc! Dnia 30 września rozbito legjon wschodni
rzekomo dlatego, aby nie stał się zbytnio austrjackim,
a pozbawiwszy wskutek tego legjony kilku tysięcy mło-
dzieży niesocjalistycznej, oskarżono je dnia 10 listopada,
że są zbyt socjalistyczne i zażądano, aby się rozeszła
i reszta. Jak wówczas, tak i teraz nie zapomniano
przestrzedz, aby obowiązani do służby wojskowej
w Austrji do armji austrjackiej wrócili.
Wojna wydawała się rozstrzygniętą. Rząd rosyjski
zgodził się na utworzenie Komitetu narodowego pol-
skiego w Warszawie1, w którego skład weszli najpo-
1 Powstały więc dwa Komitety narodowe, których urzę-
dowe tytuły brzmiały: pierwszego, krakowskiego „Naczelny
Komitet Narodowy", drugiego, warszawskiego, „Komitet Naro-
dowy Polski". Ażeby uniknąć stąd długich tytułów i zamie-
szania, zwać będziemy pierwszy Komitetem krakowskim, a drugi
Komitetem warszawskim, zaś po przeniesieniu jego do Peters-
burga, petersburskim. Powstał jeszcze później „Centralny Ko-
mitet Narodowy" stronnictw lewicowych w Warszawie, który
zwać będziemy Komitetem lewicy, wreszcie Komitet polski
w Paryżu, który będziemy zwać Komitetem paryskim.
47
ważniejsi politycy, posłowie Królestwa polskiego do
obu ciał prawodawczych państwa, byli posłowie oraz
kierownicy pracy społecznej w kraju, ażeby skupić
około wspólnej sprawy wszystkich rodaków wyraża-
jących dziś ujawnioną wolę narodu. Tak naprzeciw Na-
czelnego Komitetu Narodowego, utworzonego 16 sierpnia
w Krakowie, stanął podobny Komitet narodowy w War-
szawie, ten ostatni z uczuciem odniesionego już nad
tamtym zwycięstwa. Uczucie to bije z każdego słowa
odezwy, którą w dniu 25 listopada ogłosił: „Armja
rosyjska wstąpiła już na rdzenną ziemię polską nale-
żącą do Austrji i oczekiwać należy jej wkroczenia do
odwiecznych siedzib naszego narodu, pozostających
pod panowaniem pruskiem... Wróg nie zatrwożył nas
swoją potęgą, nawet gdy stanął u wrót stolicy kraju,
ani nie złudził nas swojemi obietnicami... Zawiodły go
nawet nadzieje w utworzone w Austrji polskie oddziały
zbrojne, do których pociągnięto część nieświadomej,
złudzonej narodowemi hasłami młodzieży. Oddziały te,
przeznaczone do przeciągnięcia ludności Królestwa na
stronę Austrji i Niemiec, napotkały na niechęć i opór
we wszystkich warstwach społeczeństwa, mającego jasną
świadomość swych celów... Celem jest zjednoczenie
Polski i założenie podwalin swobodnego rozwoju na-
rodu*...
Wojowniczy ton Komitetu narodowego warszaw-
skiego wobec Komitetu narodowego krakowskiego
objawił się w następujących ustępach odezwy:
„Nie pomogła zręczna intryga rządu austrjackiego,
która na krótki czas wytworzyła pozory poparcia tej
akcji zbrojnej przez wszystkie żywioły polityczne Ga-
licji. Dziś jest rzeczą jawną, że oddziały strzeleckie
miały i mają przeciw sobie nietylko opinję Królestwa
48
i zaboru pruskiego, ale także większość rodaków na-
szych z dzielnicy austrjackiej. Nawet dla najmniej świa-
domych umysłów stało się zrozumiałem, że ci nieliczni,
którzy łączyli swe nadzieje z Austrją, jako jedynem
państwem, w którem nasze prawa narodowe znalazły
w pewnej mierze uznanie, przeceniali jej samodziel-
ność, nie dostrzegali tego, że zeszła ona do roli po-
wolnego narzędzia polityki pruskiej".
Komitet warszawski nie poprzestał jednak na za-
miarach rozbicia legjonów walczących z Rosją, lecz
postanowii zjednać sobie jej względy, tworząc legjony
walczące za Rosję. Próby w tym kierunku za zgodą
naczelnego wodza armji rosyjskiej podejmowali różni
ludzią prywatni, pierwszy już w listopadzie 1914 Gor-
czyński, który ogłosił się naczelnikiem legjonu pol-
skiegó do walki z Niemcami i próbował do niego
werbować. Wówczas prasa nie poparła tego przedsię-
wzięcia, lecz dnia 25 stycznia 1915 r. Komitet naro-
dowy warszawskf^ogłosił, że zająwszy się tą sprawą,
przeprowadził rokowania z władzami wojskowemi i uzy-
skał dla legjonów polskich organizację wojska regu-
larnego na zasadach pospolitego ruszenia z komendą
polską, (a więc organizację taką samą, jaką uzyskały
legjony w armji austrjackiej), postanowił też „organi-
zację legjonów w tej postaci poprzeć z całą siłą ze
względu na jej wagę dla naszej sprawy" i w porozu-
mieniu z władzami wojskowemi utworzył Komitet or-
ganizacyjny legjonów polskich. Gdy jednak odezwa ta
zbudziła nadzieję, że rząd rosyjski zgodził się na utwo-
rzenia osobnego wojska polskiego, Komitet, czy to
z własnego sumienia, czy też ulegając żądaniu rządu,
ogłosił 1 lutego wyjaśnienie, że legjony polskie tworzą
składowe części armji rosyjskiej i są zorganizowane
49
na zasadach pospolitego ruszenia, a więc formacji two-
rzonej na czas wojny i ulegającej po wojnie rozwią-
zaniu.
Przedsięwzięcie nikły wydało skutek, czy to dla-
tego, że nie mogło nawiązać do tradycji legjonów Dą-
browskiego, czy też dlatego, że myśl skrzyżowania się
legjonów polskich po stronie austrjackiej i rosyjskiej
przerażała największych zwolenników „zjednoczenia
pod berłem cesarza rosyjskiego". Około tych legjo-
nów nie rozwinęła się poezja i nie powstała żadna
okolicznościowa literatura. Trudno się nawet dowie-
dzieć, co się z legjonem tym stało. Odbierając mu jego
wyjątkowe stanowisko, zamieniono go na zwykłe dru-
żyny ochotnicze na ogólnych w wojsku rosyjskiem
przyjętych zasadach. Podobno nie doszedł do liczby
paru tysięcy, a walczył gdzieś w Radomskiem z woj-
skiem niemieckiem, poczem słuch o nim zaginął.
Wskrzeszenie Państwa Polskiego.
4
FV.
KOMITET NARODOWY KRAKOWSKI.
Secesja z Komitetu 8 listopada 1914.
Rozterki jego wewnętrzne.
Byt łegjonów zachwiany.
Reorganizacja Komitetu.
Przeniesienie akcji do Królestwa 22 grudnia .1914.
Ciężkie przejścia czekały Komitet w jego własnem
łonie i wobec społeczeństwa polskiego w Galicji. Roz-
bicie legjonu wschodniego przez narodową demokrację
w d. 20 września 1914 r. wywołało burzę na posie-
dzeniach Komitetu, a wielu jego członków oskarżało
Cieńskiego, hr. Skarbka i tych, którzy rozbicie to usku-
tecznili, wprost o narodową zdradę. Ujęli się za nimi
nietylko narodowi demokraci, ale także konserwatyści
podolscy, zasiadający w Komitecie, wystąpili z niego
i ogłosili to w d. 8 listopada, podając za powód „że
nie mogli się godzić i biernie patrzeć na samowolne
i daleko idące działania polityczne wbrew najważniej-
szym zasadom układu z d. 16 sierpnia dokonywane
przez jednę grupę (socjalistów), a przez inne (demo-
kratów polskich i konserwatystów krakowskich) tole-
rowane. Z drugiej strony od początku niemal, a osta-
tnio z powodu sprawy oddziału wschodniego, nad któ-
rej niepomyślnym wynikiem i oni szczerze bóleją, po-
dawano w wątpliwość ich uczucia narodowe i dobrą
wolę narodową w sposób usuwający podstawy wspól-
nej pracy".
51
Usunięcie się nietylko narodowych demokratów, ale
także sympatyzujących z nimi konserwatystów z Ko-
wrtetu osłabiło jego powagę w społeczeństwie polskiem
w Galicji. Nie mógł już uchodzić za jego zgodny wy-
raz. Pozostali w nim socjaliści, niepodległościowcy,
demokraci polscy, ludowcy i konserwatyści krakow-
scy, ale walczono z nim przedewszystkiem argumen-
tem, że w nim socjaliści rej wodzą. Było ich dwóch
i dwóch zastępców. Argument ten skutkował przede-
wszystkiem wobec episkopatu galicyjskiego, który się
odwrócił od Komitetu, a gorszył się tern, że biskup
sufragan lwowski ks. Bandurski popierał głośno Ko-
mitet i legjony.
W najtrudniejszem położeniu znaleźli się konserwa-
tyści krakowscy, ci, którzy zasiadali w Komitecie i ci,
którzy ich popierali, bo narodowa demokracja wypu-
ściła przeciw nim wszystkie zatrute strzały z kołczana,
który w nie obfitował. Czuli najlepiej, że exodus kon-
serwatystów podolskich osłabił ich wobec stronnictw
radykalnych, jednak zdecydowali się wytrwać i naj-
przykrzejszą walkę ze stronnictwami temi w Komitecie
i poza nim staczać. Opuszczając Komitet, wiedzieli, że
się zaraz rozbije, a z nim rozbiją się legjony, że idea,
którą wypisały na swoim sztandarze, padnie u swoich
i u obcych, a na jej miejscu stanie niepodzielnie „au-
tonomja w rosyjskiem imperjum". Za związkiem z Ro-
sją nie mogli iść konserwatyści krakowscy, którzy wy-
chowali się w doktrynie historycznej i politycznej, jaką
poprzednie ich pokolenie zbudowało po roku 1863
i w obronie której zwycięsko walczyło. Doktryna ta
całą treść dziejów Polski widziała w obronie kultury
zachodniej i tylko w związku z tą kulturą wskazywała
jej przyszłość. Weterani pierwszego pokolenia jeszcze
52
żyli, Stanisław Tarnowski i Stanisław Koźmian, i za
tym się i teraz wśród wojny odzywali kierunkiem,
a młodsi, biorący w życiu publicznem udział, nie mo-
gli się go i nie chcieli zaprzeć. Pozostali w Komite-
cie i wtedy, kiedy inni konserwatyści go opuścili, kiedy
Komitet wskutek zagrożenia Krakowa przez wojska ro-
syjskie i jego ewakuacji musiał się przenieść do Wie-
dnia i z każdym dniem tracił grunt pod nogami.
Tłumy uchodźców gromadziły się w Wiedniu. Za-
pędził je tam strach przed rosyjskim najazdem, a zwię-
kszała przymusowa ewakuacja niektórych miast i wsi,
przedewszystkiem zagrożonej oblężeniem twierdzy Kra-
kowa. Ludzie oderwani od swoich zajęć i majątków,
pozbawieni środków do życia, skazani na próżnowa-
nie na wiedeńskim bruku, złem byli tłem dla komi-
tetu, który w najcięższej chwili ratować miał sprawę
ojczystą. Przybywali z kraju ze wspomnieniem, że woj-
sko rosyjskie wobec ludności polskiej zachowuje się
przyjaźnie, zaś pułki austrjackie, a przedewszystkiem
węgierskie, pozbawione wszelkiej karności, od początku
wojny grabią kraj bez litości i dopuszczają się wsze-
lakich gwałtów. Pół biedy, dopóki szły naprzód, ale
kiedy zaczęły się cofać, przypisały swoje klęski zdra-
dzie najpierw ludności ruskiej, a następnie polskiej.
Zaczęło się też masowe ściganie rzekomych zdrajców
i wieszanie ich na podstawie wyroków sądów wojen-
nych i bez tej podstawy. Okrucieństwem odznaczył się
w tern wódz jednej grupy wojsk austrjackich, arcy-
książę Józef Ferdynand. Armja, za którą tak się od
lat ujmowali Polacy, stanęła wrogo przeciw nim i wy-
wołała w szerokich masach ludności nienawiśf do nie)
i do Austrji. Rozpacz i zwątpienie miotały też uchodź-
cami w Wiedniu, a demokracja narodowa zbierała po-
53
między nimi obfite żniwo. Wszystkiemu winna była
Austrja, jej rząd i jej armja, a od tych oskarżeń krok
tylko prowadził do rezygnacji i oddania się Rosji i jej
obietnicom. Ludzie z najwyższych warstw społecznych,
mężczyźni i kobiety, którzy zbiegli do Wiednia, w wy-
lewie swych skarg tracili przytem nietylko wszelką
miarę, ale w hotelach, kawiarniach i na miejscach pu-
blicznych wszelką ostrożność i wywołali w rządzie
i u ludności wiedeńskiej jeden krzyk, że Polacy zdra-
dzają Austrję.
Kiedy żywioły, przeciwne Komitetowi, podcinały
w ten sposób jego stanowisko wobec naczelnej ko-
mendy wojsk austro-węgierskich, od której zależały
legjony, żywioły niepodległościowe w Królestwie, po-
dpierając legjon walczący pod wodzą Piłsudskiego i do-
starczając mu ochotników, utworzyły osobną „Orga-
nizację" nazwaną „narodową" i uzasadniały to w ogło-
szeniu z cl: 25 września tern, że Komitet składa się
tylko z reprezentantów stronnictw polskich w Galicji,
a Królestwo nie może pozostać bez własnego ośrodka
myśli i czynu wyzwoleńczego. Sprzeciwiało się to ukła-
dowi krakowskiemu z d. 16 sierpnia, w którym stron-
nictwa niepodległościowe postanowiły zjednoczyć się
z innemi stronnictwami w naczelny Komitet narodowy.
Organizacja zaznaczała nadto swoją ideową różnicę.
Komitet był za budową państwa polskiego w związku
z Austrją. Organizacja wywieszała sztandar niepodle-
głości bez pytania, jak i z czyją pomocą ją urzeczy-
wistnić zamierza, i wywoływała tern mniemanie, że
działać zamierza mimo, a może nawet wbrew Austrji.
Komitet krakowski ogłosił też w d. 31 sierpnia, że
„Dziennik urzędowy komisarjatu wojskowego", wy-
54
dawany w Kielcach, nie wychodzi za jego wiedzą
i zezwoleniem i w żadnym z nim nie zostaje sto-
sunku.
Organizacja, na której czele stanęli Michał SokoJ-
nicki i Witold Jodko, w d. 2 października 1914 za-
warła zato układ z komendą dziewiątej armji niemiec-
kiej operującej w Królestwie, mocą którego otrzymała
prawo swobodnego ruchu, werbowania ochotników da
legjonów i propagandy na obszarze zajętym w Króle-,
stwie przez wojsko niemieckie. W zamian zato Orga-
nizacja zobowiązywała się niszczyć środki komunika-
cyjne na tyłach armji rosyjskiej, na Wiśle i na wschód
od niej, organizować opór ludności przeciw Rosji
w miastach polskich, przedewszystkiem w Warszawie
i dostarczać armji niemieckiej wiadomości odruchach
wojsk rosyjskich i o szpiegostwie rosyjskiem. Armja
niemiecka aż do dalszego postanowienia zrzekała się
używania pułków polskich w znaczeniu wojsk regu-
larnych, czyli dopuszczała je tylko w znaczeniu party-
zantki, za którą nie odpowiada.
Niebardzo widocznie Organizacja dotrzymała zobo-
wiązań, które na siebie przyjęła, skoro już 2 listopada
armja niemiecka układ ten zawiesiła, a w d. 9 gru-
dnia za nieistniejący uznała. Organizacja w d. 22 listo-
pada poddała się naczelnemu Komitetowi, ale w ciągu
swej dwumiesięcznej działalności przyniosła mu zna-
czną ujmę, bo ludność Królestwa identyfikowała ją
z Komitetem i akcję legjonów brała za dalszy ciąg re-
wolucji z 1905 r. Stosunkiem z wojskiem niemieckiem
Organizacja płoszyła wojsko austrjackie i podawała
szczerość Komitetu w wątpliwość.
Wszystkie te wewnętrzne rozterki zeszły się i tło-
maczyły nową wielką przegraną na polach bitew Austrji
55
i Niemiec. Pierwsze klęski, poniesione w Prusiech
wschodnich, a nawet we Francji, nie złamały ich wcale.
Na odsiecz Prusom pospieszył genjalny wódz Hinden-
burg i pod Tannenbergem starł do szczętu jednę z ar-
mji rosyjskich. Na pomoc Austrji przybyły siły nie-
mieckie z Francji i z końcem września rozpoczęła się
nowa wspólna ofenzywa przeciw Rosji, w której Hin-
denburg dotarł pod Warszawę, a wojska austrjackie
pod Demblin, oswobadzając równocześnie oblężony
Przemyśl. Inna armja austrjacka, przybywając z frontu
serbskiego, wkroczyła przez Karpaty wschodnie, dążąc
do Lwowa. Na krótko jednak uśmiechnęło im się to
szczęście wojenne. Ogromne wojska rosyjskie odparły
Niemców z pod Warszawy, a wskutek tego i Austrjacy
cofnąć się musieli aż pod sam Kraków. W połowie
listopada wojska rosyjskie stanęły na granicy Ślązka.
Inne oddziały ich zaczęły przechodzić przez Karpaty.
Popłoch, wywołany pierwszemi zwycięstwami Ro-
sji, zamienił się u ludów Austrji w przekonanie, że już
ostatnia jej godzina wybiła, a u Polaków w Galicji
w uczucie, że ze zwycięstwem Rosji liczyć się muszą.
Nawet stronnictwo konserwatywne krakowskie zachwiało
się w zdaniach, z pośród im najbliższych odezwały
się bowiem głosy, czy wobec wielkich zwycięstw Ro-
sji nielepiej dla sprawy polskiej zająć stanowisko wy-
czekujące.
Komitet wytrwał i nie tylko się nie cofnął, lecz
stale szedł naprzód. Pozwoliło mu na to i uratowało
go męstwo legjonów. Pierwsza brygada pod wodzą
Piłsudskiego wyprzedzała wojsko austrjackie w pocho-
dzie naprzód, a zasłaniała, jego odwrót, porywała za
sobą do ataków chwiejące się oddziały austrjackie i za-
błysnęła w szeregu bitew męstwem, wytrwałością na
56
trudy i sprawnością bojową. Druga brygada,, zaledwie
zorganizowana przez departament wojskowy Komitetu,
nie wykończywszy jeszcze swego wykształcenia woj-
skowego, rzucona nagle dla obrony Węgier, pod wo-
dzą komendanta legjonów jenerała Durskiego oraz puł-
kownika Zielińskiego, oczyściła komitat węgierski Mar-
marosz-Sziget z wojsk rosyjskich, zbudowała drogę
przez Karpaty i stanęła w morderczych walkach na
ich straży. Komitet naczelny krakowski mógł już
w październiku 1914 r. odezwać się do podlegających
mu Komitetów powiatowych, że trzy pułki legjonów
zbudziły nieprzebrzmiałą sławę oręża naszego w prze-
szłości, a co najważniejsza wyniosły sprawę polską do
rzędu tych, których rozwiązanie w obecnym konflikcie
europejskim stało się niezbędnem. Dla tego nie wolno
nam zatrzymać się w pół akcji.
Tymczasem legjony wskutek strat ponoszonych
w morderczych walkach topniały, a dobrowolny do-
pływ ochotników z Królestwa na zapełnienie luk nie
wystarczał. Komitet zwracał się do naczelnej Komendy
austrjackiej, domagając się pozwolenia na zasilanie ba-
taljonu, z którego miały się wypełniać te luki ocho-
tnikami, którzyby się do legjonów zgłaszali z armji,
oraz ochotnikami z pośród jeńców rosyjskich Pola-
ków. Na prośby te Komenda d. 19 listopada nietylko
odpowiedziała odmownie, ale zarazem oświadczyła,
że w tej chwili wcale nie planuje dalszego rozwoju
polskich legjonów i równocześnie zarządza, aby na
przyszłość wstrzymano werbunek do nich.
Chwila, o której Komenda wspomniała, była oczy-
wiście najgorszą dla Austrji, w razie niepowodzenia
mogła być ostatnią. Przychodziły na Komendę chwile
zwątpienia i odzywały się i w niej głosy, czy za od-
57
stąpienie Galicji nie możnaby uzyskać pokoju z Ro-
sją? Legjony polskie, walczące po stronie Austrji, wy-
dawały się pokoju tego przeszkodą, a Komitet uprzy-
krzonym natrętem. Dla Komendy stracił Komitet war-
tość z chwilą, kiedy się okazało, że wyprawiwszy le-
gjony do Królestwa, nie zdoła porwać tamtejszej lu-
dności i wzniecić ogólnego powstania. Dla osiągnięcia
tego celu Komenda zgodziła się na wyjątki zaznacza-
jące polskość legjonów, wyjątki, które armja niechętnie
tylko tolerowała. Gdy cel ich upadł, wyjątki zaczęły
razić. Polityczny cel legjonów, ideę połączenia Króle-
stwa z Galicją i utworzenia z nich państwa polskiego
w związku z monarchją austrjacko-węgierską, rozumiał
rząd, rozumieli światlejsi politycy austrjaccy i węgier-
scy i uznawał sędziwy cesarz i z tern się nie taił, ale
nie rozumiała go i nie uznawała Komenda armji, która
w dziwnem krótkowidztwie przedstawiała sobie, że
w razie zwycięstwa w całej monarchji zaprowadzi na
wpół militarne rządy, która nie doceniała korzyści,
jaką może mieć dla monarchji skupienie w niej prze-
ważnej części narodu polskiego. Kiedy szczęście wo-
jenne nie dopisało, Komenda, zwróciwszy całą %vagę
swoją na reorganizację armji, nie miała czasu i ochoty,
aby się zajmować organizowaniem legjonów i dostar-
czaniem im wszystkiego, czego im było potrzeba, a czego
brakło nieraz dla różnych oddziałów armji. W takiej
chwili żądanie Komitetu o uzupełnienie werbunku spot-
kało się z odmową Komendy.
Nie zraził się tern wszystkiem Komitet, lecz ze-
brawszy się w d. 22 listopada w Wiedniu na narady,
dokonał swojej reorganizacji. Zaprosił konserwatystów
podolskich, ażeby do niego napowrót wstąpili, co
58
jednak pozostało bez skutku i porozumiał się z Orga-
nizacją narodową, przyjął kilku jej reprezentantów do
swego grona, za co Organizacja się rozwiązała. W miej-
sce Juljusza Leo, który jako prezydent miasta Krakowa
pozostał tam, jako w twierdzy zagrożonej oblężeniem,
wybrał prezesem swoim dotychczasowego prezesa sekcji
zachodniej Komitetu, Władysława Jaworskiego i uchy-
lił podział na dwie sekcje.
Najważniejsze postanowienie, jakie na tern zebraniu
zapadło, odnosiło się do Królestwa. Komitet stwier-
dził, że ludność Królestwa wskutek strasznych klęsk
wojny popadła, w zupełną bierność. Nakłada to na
Komitet obowiązek organizowania Królestwa w tych
jego częściach, które zajęła Austrja. Organizacja by-
łaby dobrowolna, a miałaby na celu przyjmowanie
ochotników do legjonów, zbieranie dobrowolnych dat-
ków na ten cel i spełnianie tych wszystkich zadań,
których konieczność jest wskazaną przez stan gospo-
darczy i kulturalny kraju. Komitet działałby za zgodą
rządu w granicach mu wyznaczonych. Gotów jest prze-
prowadzić taką samą organizację w częściach kraju
zajętwi przez armję niemiecką, jeśli tylko rząd austrja-
cki W porozumieniu z niemieckim udzieli mu na to
pozwolenia.
Wszystkie te uchwały były zmianą postanowień
powziętych przez Koło polskie sejmowe w d. 16 sierp-
nia, ale Komitet na wytłomaczenie swe przytaczał,
że Koła polskiego w chwili zajęcia kraju przez
wojska rosyjskie zwołać było niepodobna. Nie prze-
szkodziło to, że Komitet oprócz zarzutu ulegania wpły-
wom socjalistów i zarzutu denuncjacji za broszurę „Pod
sąd", wystawił się nadto na trzeci zarzut wiarołomstwa.
Szafowali tymi zarzutami najwięcej ci, którzy nie śmieii
59
się przyznać do tego, że mają Komitetowi za złe wy-
trwanie w polityce antyrosyjskiej.
Spełniając swoje uchwały, Komitet w d. 7 grudnia
wniósł memorjał do ministerstwa spraw zagranicznych,
a d. 15 grudnia do naczelnej Komendy armji, doma-
gając się w nich zgody na rozciągnięcie akcji poli-
tycznej i werbunkowej do legjonów na Królestwo.
W memorjałach tych prezes Komitetu przedstawił jego
stanowisko. Wbrew oświadczeniom pewnych partji
(w Królestwie) stwierdził, że niema wśród Polaków
rusofilów. Oświadczenia tego rodzaju wywołała obawa
przed represaljami rosyjskimi. Polacy, jeśli chcą zacho-
wać swoją narodowość, nie mogą być przyjaciółmi
Rosji. Pod rządami rosyjskimi zdążają do wynarodo-
wienia, które się dokonywa na najniebezpieczniejszej
drodze, mianowicie na drodze moralnego zwyrodnienia.
Niemożliwem jest też dla Polaków zbliżenie do Prus,
albowiem one mogą ze względu na narodową jedno-
litość państwa posługiwać się wobec Polaków jedyną
tylko metodą, mianowicie zniszczenia... Interes Polski
polega na związku z Austrją, jest też identycznym
z interesem monarchji. Zamiast innych argumentów
wystarczy wskazać, że zwycięska Austrja nigdzie indziej,
jak tylko w kierunku Polski może się rozprzestrzenić.
Naczelny Komitet narodowy reprezentuje tę właśnie
politykę w związku z Austrją. W nim złączyła się do-
koła legjonów cała ideowa Polska.
Tym razem Komitet z wnioskami swymi był szczę-
śliwszym. Naczelna Komenda armji w d. 22 grudnia
celem pokrywania strat w legjonach zgodziła się na
utworzenie bataljonu, który miał ochotników przyjmo-
wać, a wyćwiczonych do legjonów odsyłać, i na prze-
niesienie departamentu wojskowego Komitetu z Ja-
60
błonkowa na Śląsku do Sosnowca w Królestwie
i przyrzekła mu tam prawo prowadzeni^ werbunku
do tego bataljonu przez emisarjuszy i zorganizowania
tego bataljonu. Dnia 31 grudnia minister spraw ze-
wnętrznych zezwolił Komitetowi nadto na wysyłanie
delegatów politycznych do Królestwa i oświadczył pre-
zesowi Komitetu:
„Co się tyczy agitacji prowadzonej przez polity-
cznych wysłańców, to zgadzam się zupełnie z Panem,
że cel tej propagandy możnaby ująć jako połączenie
znajdujących się pod rosyjskiem zwierzchnictwem
obszarów Polski z Galicją w ramach austro- węgier-
skiej monarchji. Nie wyjaśnione jeszcze położenie wo-
jenne sprawia, że ministerstwo spraw zewnętrznych
nie może obecnie z łatwo zrozumiałych powodów dać
w tym kierunku wiążących oświadczeń. Fakt jednak,
że rozszerzenie działalności Komitetu narodowego na
Królestwo polskie znalazło uznanie naczelnej Komendy
armji i ministerstwa spraw zewnętrznych, dowodzi, że
postawione przez Komitet narodowy cele odpowiadają
intencjom obu tych władz".
Przeniesieniem działalności swojej werbunkowej i po-
litycznej na teren Królestwa odpowiedział Komitet kra-
kowski na agitację, jaką Komitet warszawski rozwinął
na terenie wschodniej Galicji, ażeby się pogodziła z pod-
daniem jej pod rosyjskie berło. Upadła tern samem
fikcja, którą jeszcze uchwała krakowska z 16 sierpnia
uznała, że każda dzielnica o sobie rozstrzyga. Z chwilą
walki o przyszłość Polski kordon graniczny między jej
zaborami nie dał się utrzymać.
V.
RYWALIZACJA MOCARSTW.
Pogrom armji rosyjskiej.
Rusyfikacja Galicji wschodniej.
Propaganda niemiecka.
Polityka Austro-Węgier.
Uznanie i życzliwość naczelnej Komendy i mini-
sterstwa spraw zewnętrznych dla legjonów i dla Ko-
mitetu narodowego, objawione im z końcem grudnia
1914 r.t wywołane były zwrotem, jaki nastąpił na po-
lach bitew. Kiedy wojska rosyjskie, odparłszy Niemców
z pod Warszawy, stanęły u granic Śląska, zastały tam
armję austrjacką, a tymczasem Hindenburg skoncen-
trowawszy siły niemieckie pod Toruniem, uderzył na
Rosjan z północy, w morderczej bitwie pod Łodzią
w końcu listopada 1914 r. zadał im wielką klęskę i zajął
całą zachodnią część Królestwa. Kilka dni później armja
austrjacką po zwycięskiej bitwie pod Limanową od-
parła Rosjan na linję Dunajca i Nidy.
Wojna potoczyła się dalej. Naczelny wódz rosyjski
wielki książę Mikołaj, powstrzymany w pochodzie na
Berlin, rzucił wielkie siły przez Karpaty na Węgry,
ażeby dotrzeć do Budapesztu i połączyć się ze Serbją.
Przemyśl padł 19 marca 1915 r., uparte walki rozwi-
nęły się wśród zimy wzdłuż całego grzbietu Karpat,
którego Anstrjacy z największym wysiłkiem bronili.
Z zapędzenia się wojsk rosyjskich w Karpaty skorzy-
stali jednak Niemcy i Austrjacy, z początkiem maja
X
02
połączonemi siłami uderzyli na tyły wojsk rosyjskich
nad Dunajcem i zadali Rosji taką klęskę, że się z niej
naprawdę podźwignąć już nie zdołała. Parta nieustannie
wstecz, traciła w dniu 3 czerwca 1915 r. Przemyśl,
22 czerwca Lwów, 19 lipca Radom, 30 lipca Lublin,
5 sierpnia Warszawę. Dnia 19 sierpnia jenerał Beseler
zdobył szturmem Modlin i wojska rosyjskie z Króle-
stwa zostały wyparte. Przedtem jeszcze jenerał Hin-
denburg zniszczył przy jeziorach mazurskich aowy na-
jazd rosyjski na Prusy wschodnie. Wojska niemieckie
posunęły się na Kurlandyę i Litwę. Dnia 7 maja zdo-
były Libawę, 17 sierpnia Kowno, 2 września Grodno,
w polowie września Wilno. Niebezpieczeństwo rosyj-
skie było zażegnane.
Królestwo wyzwolone z pod rosyjskiego panowania
przeszło pod okupację wojsk austrjackich i niemie-
ckich, a w miarę jak przechodziło, Komitet krakowski
zyskiwał dla swojej działalności obszar coraz to szer-
szy, a Komitet warszawski go tracił i po zajęciu War-
szawy z niej się usunął.
Drugim faktem przemawiającym głośno przeciw
ugodzie z Rosją, oprócz pokonania jej i wyparcia
z ziem polskich, było jaskrawe odsłonięcie jej poli-
tyki wobec Polaków w czasie zajęcia Galicji. Na Polskę
etnograficzną mogli się godzić przywódcy narodowej
demokracji i realistów, ale widoku, do czego to pro-
wadzi, widoku cara rosyjskiego ogłaszającego z bal-
konu pałacu namiestnikowskiego we Lwowie Galicję
wschodnią za kraj rdzennie rosyjski, widoku propa-
gandy caro- i prawosławia, ogarniającej ziemię, upra-
wioną od sześciu wieków przez polską pracę i kulturę,
tego widoku nie mógł przełknąć ogół polski, a nawet
wielu sympatyków narodowej demokracji. Zachłanność
63
Rosji na wschodnią Galicję w czasie, kiedy jeszcze dla
Polski etnograficznej nie zdobyła ani piędzi ziemi z za-
boru pruskiego, który do Polski przyrzekała przyłą-
czyć, otwierała oczy Polakom.
Rozstawała się zresztą Rosja z Polską w sposób
czysto rosyjski. Dopóki wojsko rosyjskie szło naprzód,
utrzymywało w szeregach swych karność. Gdy przyszło
mu z Warszawy i z Królestwa ustąpić, z rozkazu czy
wbrew woli swych dowódców zaczęło całe okolice
palić i niszczyć, a ludność ich i jej dobytek w pani-
cznym popłochu w głąb Rosji ze sobą na nędzę i zni-
szczenie porywać. Jeżeli też Królestwo w miarę ustę-
powania wojsk rosyjskich i ich klęsk nie stanęło od-
razu frontem przeciw Rosji, to tłomaczono sobie tern,
że prowincja czeka na hasło ze swej stolicy, z War-
szawy. Przedstawiano sobie Warszawę taką, jaką byte
w chwili wybuchu rewolucji kościuszkowskiej i po-
wstań z 1831 i 1863 roku, kiedy całemu społeczeń-
stwu wydawała hasło walki za wolność. Hasła tego
oczekiwano i teraz z chwilą oswobodzenia Warszawy;
oczekiwały go legjony, Komitet krakowski, Koło pol-
skie we Wiedniu i ten odłam narodu, który już do
walki z Rosją stanął i do odzyskania niepodległości
dążył.
Warszawa zawiodła. Po usunięciu wojska rosyj-
skiego i armji czynowników, po ustąpieniu ochrany
i otwarciu X pawilonu cytadeli, miljonowe miasto do-
starczyło legjonom kilkuset ochotników. Zdziwili się
nawet Niemcy, którzy zająwszy Warszawę zezwolili na
werbunek pięciu tysięcy, ażeby pozbyć się nieprzyja-
znego elementu. Stronnictwa warszawskie nie pogo-
dziły się ze sobą i nawet na krótką chwilę nie wy-
tworzyły wspólnej organizacji, któraby z Komitetem
64
krakowskim porozumieć się i kierownictwo sprawy
publicznej objąć mogła.
Przyczyny się znalazły. Warszawę zajęły nie legjony,
jak było zamierzone, i nie Austrjacy i Węgrzy, lecz
armja niemiecka po złamaniu rosyjskiej i armja ta
miała jej bronić nadal, kiedy wojska austrjackie z le-
gjonami broniły Lublina i Lwowa. Warszawa miała
więc wrażenie, że przechodzi pod rządy pruskie, któ-
rych się bała więcej, niż rosyjskich *.
Na obszarze Królestwa z orjentacją rosyjską rywa-
lizować skutecznie mogły tylko Austro- Węgry, mo-
narchja katolicka, z wielu ludów złożona, żadnemu nie
groźna, wszystkie biorąca w opiekę, Polakom od pół
wieku życzliwa, przynosząca państwu polskiemu w po-
sagu Galicję, bogatą w drzewo i w węgiel i w to,
czego Królestwu brakowało, w sole i w ropę naftową. ,
W monarchji tej państwo . polskie stanęłoby na ró-
wnych prawach z węgierskiem i austrjackiem, a zwią-
zek trzech państw, liczący sześćdziesiąt milionów lud-
ności, stanąłby jako prawdziwa potęga w Europie
środkowej. Związek zawarty z Austrją i Węgrami dla
wspólnej obrony nie przynosiłby ujmy państwu pol-
skiemu, a zapewniałby mu bezpieczeństwo wobec Nie-
miec i wobec Rosji. Bez tego związku groziłoby Polsce
nawet zjednoczonej, że będzie zgniecioną przez dwa
takie kolosy, jak Rosja i Niemcy, a chcąc tego uniknąć,
będzie musiała oddać się jednemu z nich w opiekę
i zależność. Argumentom tym nie byłoby się oparło
1 „Okupacja Warszawy". Zbiór dokumentów i głosów prasy
dotyczących sprawy polskiej w związku z zajęciem Warszawy
przez wojska niemieckie. Sierpień 1915. We Fryburgu szwaj-
carskim 1915.
65
wielu mieszkańców Królestwa, nawet z tych, którzy
zrezygnowali się na autonomję rosyjską, ale taką Pol-
skę w związku z Austrją i Węgrami musieli mieć daną.
Tymczasem nawet takiej zapowiedzi nie usłyszeli.
Dochodziły ich natomiast wieści, że Niemcy do ta-
kiego rozwiązania sprawy nie dopuszczą, że rokowania
ich z Austrją nie doprowadzają do żadnego wyniku.
Pokonawszy Rosję, oba mocarstwa centralne nie po-
godziły się z sobą nietylko co do celu wojny, ale na-
wet na to, aby w odzyskanem Królestwie zaprowadzić
jednolitą, wspólną administrację i do niej powołać Po-
laków. Wręcz przeciwnie, jednolite dotychczas Króle-
stwo podzielone zostało na dwa obszary okupacyjne
i administracyjne, niemiecki i austrjacko - węgierski,
a granica tych okupacji zgadzała się prawie całkiem
z granicą trzeciego rozbioru Polski. Jakże tu przeko-
nać niewierzących, że tej granicy przy ostatecznym
pokoju nie ustalą na zawsze?
Lekceważyli Niemcy nietylko Polaków, ale także
i Austrję, która w wojnie z Rosją taką okazała sła-
bość i bez ich pomocy z pewnością byłaby legła
Nie chciały oddać jej Królestwa, obawiając się, ażeby
nie urosła zbyt w sjłę i nie stała się kiedyś dla nich
niebezpieczną, ażeby Poznańskie nie ciążyło do Kró-
lestwa połączonego z Galicją.
Co jednak mają począć z Królestwem, w tern
Niemcy same nie mogły się pogodzić. Cesarz Wilhelm
nosił się z myślą utworzenia państwa polskiego i wy-
tknięcia mu granic daleko na wschód, a związania go
z Rzeszą niemiecką. Był za tern kanclerz Bethmann
Hollweg i większość sejmu Rzeszy, widząc w takiem
państwie polskiem wał ochronny przed Rosją i nowem
francusko- rosyjskiem przymierzem. Odstąpienia jakiej
Wskrzeszenie Państwa Polskiego.
5
66
kolwiek części zaboru pruskiego na rzecz państwa pol-
skiego nie dopuszczali, ale zdawali sobie sprawę, że
wobec wskrzeszenia państwa polskiego polityka do-
tychczasowa wobec ludności polskiej w Prusiech musi
uledz zmianie. Tego jednak obawiały się najbardziej
stronnictwa narodowe pruskie, hakatystyczne, na któ-
rych opierała się polityka antypolska. Germanizacja
prowincji polskich była ich najwyższym celem, przed
którym ustąpić powinien interes ogólny Niemiec. Utwo-
rzenie jakiegokolwiek choćby najmniejszego państwa
polskiego wzmacniało żywioł pt)lski w Prusiech, dla-
tego stronnictwa te domagały się poprostu albo od-
dania Królestwa Rosji H zjednania sobie tern w przy-
szłości jej względów, albo podziału Królestwa między
Niemcy i Rosję, w ostateczności między Niemcy a Austrję.
W sejmie Rzeszy opartym na powszechnem i równem
głosowaniu stronnictwa te tworzyły mniejszość, ale
w sejmie pruskim opartym na systemie kurjalnym
miały wielką liczebną i moralną przewagę^ Popierając
wojnę bezwzględną aż do zupełnego zwycięstwa i po-
dyktowania pokoju koalicji miały poparcie sztabu ge-
neralnego i stawiały śmiało czoło kanclerzowi i wię-
kszości sejmu Rzeszy, na którą składało się „Centrum"
katolickie i .socjaliści.
Walka ta wewnętrzna osłabiała akcję Niemiec
w sprawie polskiej. Co w tym kierunku zdziałał ce-
sarz, kanclerz i większość sejmu Rzeszy niemieckiej,
to psuli hakatyści, mający swoją twierdzę w sejmie
pruskim.
Po zajęciu Warszawy kanclerz niemiecki Bethmann-
Hollweg skorzystał z pierwszej sposobności i przy
otwarciu parlamentu niemieckiego w dniu 19 sierpnia
67
1915 r. zwrócił się do Polaków. Zapewnił ich, że
wspomnienie o dawnych walkach Niemców z Polakami
nie umniejsza czci dla namiętnej miłości ojczyzny i wy-
trwałości, z jaką naród polski bronił swojej starej wy-
sokiej kultury i swego zamiłowania wolności wobec
Rosji, wyraził nadzieję, że obsadzenie granic od wschodu
usunie dawne przeciwieństwa między Niemcami a Po-
lakąmi i uwolniony z jarzma rosyjskiego kraj popro-
wadzi ku szczęśliwej przyszłości, w której będzie mógł
właściwości swego życia narodowego pielęgnować i roz-
wijać, oświadczył wreszcie, że Niemcy będą kraj obsa-
dzony przez nich przy możliwym współudziale jego
ludności sprawiedliwie administrować, starać się wy-
równywać nieuniknione trudności, jakie za sobą przy-
nosi wojna i leczyć rany, jakie krajowi Rosja zadała.
Wojna nie przywróci dawnych stosunków, musi przyjść
do nowego ukształtowania.
Mowa wypowiedziana z tego samego miejsca, z któ-
rego przeciw Polakom grzmiał Bismark, a obelgi ci-
skał jego następca Biilow, wielkie wywarła wrażenie.
Niemcy zadarłszy śmiertelnie z Rosją, podnosiły wobec
całego świata sprawę polską.
Dnia 19 grudnia 1915 chwalił się kanclerz w sejmie
Rzeszy, że w okupacji niemieckiej Królestwa wybudo-
wano przeszło 4000 kilometrów nowych dróg i sze-
reg nowych linji kolejowych, zaprowadzono ordynację
miejską powołującą obywateli do współdziałania w życiu
publicznem, podjęto naukę szkolną, w miejscu języka
rosyjskiego dla nauki elementarnej wprowadzono język
ojczysty dzieci, a w Warszawie otwarto uniwersytet
i politechnikę, wyliczał wreszcie śródki podjęte dla
ulżenia nędzy.
W dniu 6 kwietnia 1916 r., polemizując z mowami
s*
68
ministrów koalicyjnych, odezwał się kanclerz: Historja
posunęła się nieubłaganym krokiem naprzód i nie za-
wróci z drogi. Niemcy i Austro-Węgry nie miały za-
miaru poruszania kwestji polskiej i poruszył ją los
bitew. Teraz ona istnieje i czeka na swoje rozwiązanie.
Rozwiążą ją Niemcy i Austro-Węgry... Po takich wstrzą-
śnieniach nie zna historja status quo ante.., Ta Pol-
ska, którą opuścił czyńownik rosyjski, wymuszający
jeszcze w pośpiechu łapówkę, którą opuścił kozak ro-
syjski paląc i rabując, już dziś nie istnieje. Nawet
członkowie Dumy otwarcie to powiedzieli, że nie można
sobie wyobrazić powrotu czynownika na to miejsce,
na którem w tym czasie pracowali Niemiec, Austrjak
i Polak uczciwie dla dobra kraju. Także p. Asquith
mówi o zasadzie narodowości. Jeżeli to czyni, jeżeli
staje na stanowisku niepokonanego i niepokonalnego
przeciwnika, to czy może rzeczywiście wyobrazić sobie,
żeby Niemcy kiedy dobrowolnie wydały z powrotem
wyswobodzone przez nich i przez ich sprzymierzeń-
ców narody mieszkające między morzem Bałtyckiem
a bagnami Wołynia z pod panowania reakcyjnej Rosji,
czy to są Polacy, czy Litwini, czy Bałci i Łotysze. Nie
Panowie! Rosja nie śmie drugi raz wprowadzić swoich
wojsk na nieosłonięte granice Prus wschodnich i za-
chodnich, nie śmie jeszcze raz za pieniądze Francji
uczynić z kraju nad Wisłą bramy, którą może wpaść
do nieosłoniętych Niemiec!
Mowy te kanclerza sejm Rzeszy przyjmował okla-
skami, a większość jego, zdając sobie sprawę, że w po-
lityce wobec Polaków w Niemczech zajść musi zmiana,
uchwaliła zmianę ustawy o zgromadzeniach, która ogra-
niczała używanie języka polskiego.
Tej koniecznej konsekwencji podniesienia sprawy
69
polskiej przez Niemcy nie uznawała większość sejmu
pruskiego. Rząd pruski, licząc się z tą większością, nie
wnosił projektu zmiany ustaw antypolskich, utrzymy-
wał nawet w budżecie wydatki wstawiane na germa-
nizację prowincji polskich, a tłomaczył tylko Polakom,
że w ciągu wojny zmiany ustaw przedsiębrać nie po-
dobna. Zmieniając ustawy na rzecz Polaków, trzebaby
przystąpić do zmiany ustaw, których żądają stronni-
ctwa niemieckie popierające wojnę, np. socjaliści, a tak
wielkie reformy wywołałyby wewnętrzne walki, szko-
dzące wojnie. Odraczając zmianę praw na czas pokoju,
rzfcd pruski uspakajał Polaków tern, że w praktyce
administracyjnej zaniechano szykan, że niestosowano
niejednego uciążliwego przepisu, że wstrzymano wy-
właszczenie, tolerowano język polski przy nauce religji.
Wreszcie rząd pruski, nie mogąc dłużej milczeć, w dniu
18 stycznia 1916 przez usta ministra Loebella zapewnił
„Prusaków pochodzenia polskiego", że rząd z całą
objektywnością i przychylnością dyktowaną stanowi-
skiem Polaków w tej walce Niemiec o życie, przystąpi
do zbadania polityki wewnętrznej tyczącej się intere-
sów polskich. Aż do tego czasu należy poprzestać na
łagodnem, przychylnem dla uprawnionych interesów
obywateli państwa pruskiego pochodzenia polskiego
stosowaniu postanowień obowiązujących ustaw.
Wszystkie te oświadczenia kanclerza Rzeszy i mi-
nistra pruskiego na Polakach pod zaborem pruskim
nie czyniły żadnego wrażenia. Wspominali nie tak da-
wne rządy kanclerza Capriviego, który odstępując od
Rosji, zbliżył się do nich i pamiętali, że rządy te skoń-
czyły się prędko pod naporem pruskim i że sam ce-
sarz Wilhelm wydał wówczas hasło do prześladowania
70
Polaków. Nie wierzyli słowom i umizgom niemieckim,
nie widząc czynów1.
Na wynurzenia kanclerza mówca polski Seyda
oświadczył zadowolenie Polaków, że prawo narodu
polskiego do rozwoju życia narodowego i jego starej
kultury jest uznanem, że dobro narodu niemieckiego
i polskiego nie zostaje we wzajemnem przeciwieństwie.
Uznając dalej, że chwila obecna nie jest odpowiednią
do omawiania wszystkich krzywd, jakie nam w prze-
szłości wyrządzono, wyraził nadzieję, że wojna przy-
niesie także uregulowanie stosunków politycznych na-
rodu polskiego, iż w przyszłości będzie miał zape-
wniony swobodny rozwój życia narodowego.
Nie wierząc Niemcom, Polacy z pod zaboru pru-
skiego przeciwni byli rozwiązaniu sprawy polskiej przez
Niemcy i Austrję, a przyznawali się do orjentacji .ro-
syjskiej i koalicyjnej. Dzienniki poznańskie nie pozo-
stawiały pod tym względem żadnej wątpliwości. Po-
słowie na sejm pruski nie chcieli jednakże stwierdze-
niem tego faktu narażać ludności polskiej na nowe
prześladowania; milcząc o sprawie polskiej, ograniczali
się do żądania zmiany ustaw ukutych w Prusiech prze-
ciw Polakom. Ustawy te uzasadniane były zawsze ich
wrogiem wobec państwa stanowiskiem. Teraz od po-
czątku wojny Polacy złożyli dowód, że zarzut ten nie
miał podstawy, głosowali za wszystkiemi zarządze-
niami potrzebnemi na cele wojenne, wylewali na po-
lach bitew krew za państwo, nie zepsuli niczem je-
dności, na której tak zależało cesarzowi i państwu,
mieli więc słuszną pretensję, że za to otrzymają ró-
wnouprawnienie z Niemcami i uchylenie wszystkich
1 „Polityka Poznańskiego". („Kronika polska". Lozanna,
1916, tom II.).
71
ustaw i rozporządzeń przeciw nim ukutych. Gdy jednak
rząd pruski nicz tego nie uczynił, lecz ograniczył się
do obiecania możności późniejszej zmiany ustaw o wy-
właszczeniu i zakazie osiedlania się oraz zaprowadze-
nia z powrotem nauki w języku polskim w szkołach
ludowych, Polacy w Sejmie pruskim w d. 9 marca
1915 przez posła Trąmpczyńskiego wnieśli protest
i usunęli się od głosowania nad budżetem. Mówcy
niemieccy, zabierający głos w dyskusji) przyznawali po-
trzebę rewizji ustaw antypolskich, ale po wojnie i z róż-
nemi, dalekiemi zastrzeżeniami. Projekt ustawy o wło-
ściach rentowych dla inwalidów wojennych wywołał
ze strony polskiej wniosek, aby zaznaczyć, że wzgląd
na narodowość i religję przy uzyskaniu włości nie bę-
dzie odgrywał roli, spotkał się ze życzliwemi oświad-
czeniami, Ule nie został przyjęty. Zaznaczano przytem,
aby kolonizacja niemiecka nie doznała zmiany, a nie
kryto się z widokami, że się ją na kraje nowo zdo-
byte rozciągnie. Rozgoryczało to Polaków, którzy
d. 21 marca 1916 r. przez posła Niegolewskiego wnie-
śli znów protest przeciw temu, że pozycje budżetowe,
które mają być użyte jako broń zaczepna przeciw na- •
rodowości polskiej albo też faktycznie jako takie służą,
mimo proklamowanego wewnętrznego pokoju i nadal
zostały do budżetu wstawione.
Protesty te polskie powinny były zasłonić kancle-
rza przed atakami reakcji pruskiej, ale zadania tego
nie osiągnęły. Wzburzenie opinji publicznej przeciw
jego polityce polskiej objawiło się w powodzi memo-
rjałów i adresów wnoszonych przez najpoważniejsze
korporacje, domagające się aneksji i germanizacji ziem
polskich. Napór stał się tak wielkim, że kanclerz prze-
prowadził w Niemczech zakaz ogłaszania czegokol-
72
wiek o celach wojny i zakaz taki uzyskał także od
Austrji. Czyniąc to, podjął myśl przeciągnięcia na swoją
stronę Polaków w Królestwie i zajętej przez Niemców
Warszawie. Jako generał-gubernatora osadził w niej
Beselera, zdobywcę Antwerpji i Modlina, jenerała z am-
bicją, ażeby na swojem stanowisku pokojowem coś
wielkiego stworzyć. Zaczęła się na szeroką skalę pro-
paganda przez ludzi i umyślnie założone dzienniki.
Kilku Polaków, powołanych z Poznańskiego do admi-
nistracji niemieckiej w Królestwie, jak hr. Hutten-
Czapski, hr. Kwilecki, dodawało jej znaczenia.
Oprócz Rosji i Austro- Węgier jako trzeci preten-
dent do Polski wystąpiły więc Niemcy. Najmniej z pe-
wnością do tego miały warunków. Polityka ich ger-
man izacyj na prowadzona w zaborze pruskim od cza-
sów rozbiorów, a zaostrzona szyderczem podeptaniem
prawa od czasów Bismarcka, wzburzyła na nich my-
śli i uczucia Polaków do tego stopnia, że w porów-
naniu nawet barbarzyństwo rosyjskie wydało się znoś-
nem. Dla osiągnięcia swego nowego celu, dla pozy-
skania Polaków Niemcy nie chciały też poświęcić ża-
dnego swojego interesu, a tern mniej swojej pychy.
Od chwili zajęcia Królestwa interes swój widziały
w tern, ażeby z niego wyciągnąć i wyssać wszystko,
co się da, na rzecz wojny. Wywoziły więc ze swojej
okupacji w drodze rekwizycji wszelkie płody surowe
oraz drzewo, którego wyrąb z lasów rządów urzą-
dziły na najszerszą skalę. Wywoziły części maszyn
lub psuły je, ażeby wstrzymać całą produkcję przemy-
słowo-fabryczną Królestwa i dla fabryk niemieckich
pozyskać polskiego robotnika, który po zamknięciu
polskich musiał tam wędrować. Zatrzymano w Niem-
czech wszystkich robotników rolniczych, którzy tam
73
przed wybuchem wojny poszli na sezonowy zarobek,
a nie dość na tem zarządzono w Królestwie przymu-
sową brankę robotników do Niemiec. Robotnik polski
w fabrykach i na roli niemieckiej zastąpił robotnika
Niemca, który się bił na frontach za niemiecką oj-
czyznę. Potęgując tem wszystkiem nędzę w Królestwie
i wywołując w najszerszych warstwach ludności ży-
wiołową ku sobie nienawiść, Niemcy sądzili, że ludność
ta wszystko to przyjmie i przecierpi wdzięczna im za
to, że ją uwolnili z pod rosyjskiego jarzma, i wielce
się dziwili, gdy wdzięczności tej nie ujrzeli. Nie chcieli
bowiem zrozumieć, że jarzmo rosyjskie o wiele się
Królestwu wydawało od niemieckiego lżejszem.
Liczyli Niemcy na to, że Polaków pozyskają wpro-
wadzeniem języka polskiego do szkół i założeniem
polskiego uniwersytetu i politechniki w Warszawie,
kiedy rząd rosyjski na kilka miesięcy przed opuszcze-
niem Warszawy nie chciał Polakom, tak sobie wier-
nym, na założenie prywatnego uniwersytetu pozwolić.
Dopuszczali też język polski do urzędowania w pewnej
mierze, o ile administracji ich niemieckiej nie prze-
szkadzał. Jednak i tego środka polonizacji szkół i urzę-
dów nie umieli wyzyskać, gdyż równocześnie przepro-
wadzali organizację kościoła ewangielickiego 1 i gmin
żydowskich w Królestwie, nie zważając na protesty
ewangielików - Polaków i żydów assymiiowanych, bo
szło im o to, ażeby polonizacji protestantów i żydów
przeszkodzić i w Królestwie ich utrzymać jako prze-
dnią straż germanizmu. Wkraczając do Warszawy,
1 L. K. Fiedler: „Die Deutschen in Polen. Anlasslich der
ewangełisch-augsburgischen Synode in Lodź am 18 Oktober
1917". Berliń-Charlottenburg 1917, ais Manuskript gedruckt.
74
uchylili wszystkie zawiązki organizacji szkolnej, gospo-
darczej i sądowej, które Polacy w chwili ustępowania
Rosjan zaimprowizowali, a na ich miejsce wprowadzili
administrację niemiecką, przekonani, że ludność od-
czuje zaraz dobrodziejstwa tej administracji, doskona-
łej, sprężystej i uczciwej. Mylili się i w tern, bo na
zrorumienie dobrych skutków administracji niemieckiej
ludność Królestwa potrzebowała czasu, a narazie ugi-
nała się tylko pod jej bezwzględnością i czuła się upo-
korzoną, że nie pozwolono jej rządzić się i organizo-
wać, może gorzej, ale jej samej.
We wszystkiem tern okazali w Polsce tę samą nie-
zdolność zrozumienia psychiki innych narodów, którą
zrazili do siebie -cały świat, a nawet swoich sprzy-
mierzeńców : Turków, Bułgarów i rzesze ludów w Au-
strji i na Węgrzech. Wojskowi i urzędnicy niemieccy,
prowadząc propagandę na rzecz połączenia Królestwa
z Rzeszą niemiecką, nie krępowali się też względem
na sprzymierzeńca, wygadywali na Austrję, jej słabość
i nieład. Gdy jej program miał zwyciężyć, grozili
rektyfikacją granicy zachodniej równającą się podzia-
łowi Królestwa. Gdy im Polacy tłomaczyii, że Kró-
lestwo, łącząc się z Rzeszą, utraci widoki na przyłą-
czenie Galicji, odpowiadali, że Austrja i tak niedługo
się rozleci, a Galicja jak dojrzały owoc spadnie Po-
lakom z drzewa. Tylko o przyłączeniu do Poiski Po-
znańskiego nie chcieli słyszeć.
Wywody te nie byłyby całkiem skutkowały, gdyby
nie argument, że Królestwo, idąc z Niemcami, uratuje
dla siebie Litwę. Powstała alternatywa, co lepiej brać,
Galicję czy Litwę? Za Litwą przemawiało, że jeśli się
jej teraz nie weźmie, to będzie na zawsze straconą dla
polskości, zaś Galicja, pozostając; przy Austrji, pol-
75
skość swoją utrzyma. Poszedł w tym kierunku przede-
wszystkiem Władysław Studnicki, a założywszy w lipcu
1916 r. klub państwowców, ściągał do niego człon-
ków i w obronie orjentacji niemieckiej wojował ze
wszystkimi i na wszystkie strony \ wywołując tern
oburzenie w społeczeństwie, które propagandzie nie-
mieckiej stanowczy opór stawiło.
Propagandzie tej Austro- Węgry nie umiały sku-
tecznie przeszkodzić. Minister-prezydent austrjadti hr.
Stiirgkh nie miał odwagi zwołania parlamentu, bo bał
się obrazem walki domowej narodowości austrjackich
ośmielać nieprzyjaciół; tern samem jednak w braku
oparcia o parlament nie miał żadnego wpływu. Mini-
ster-prezydent węgierski hr. Tisza, oparty o większość
parlamentu, mógł mieć wpływ polityczny, ale przeciwny
od początku wojnie, obawiał się zarówno jej złego jak
dobrego wyniku. Zły mógł się skończyć katastrofą Wę-
gier, dobry mógł się skończyć zmniejszeniem jej wpływu
w monarchji, gdyby do niej przybyli, czy Polacy czy
Serbowie. Za utworzeniem państwa polskiego i za
trjalizmem w monarchji przemawiał jego współzawo-
dnik hr. Andrassy, ale Tisza odpowiadał na to, że
Węgry, poniósłszy w wojnie takie ofiary, nie mogą jej
zakończ^ zmniejszeniem swego wpływu, gdyby ten
wpływ ograniczył się z połowy do trzeciej części. Wo-
bec tego biernego stanowiska Tiszy nie mógł minister
jpraw zagranicznych, a jego przyjaciel, bar. Burian,
1 Studnicki Gilzbert Władysław: „Die Umgestaltung Euro-
pas durch den gegenwartigen Krieg. Die Polenfrage in ihrer
internationalen Betrachtung". Wien 1915.
Studnicki Władysław: „List otwarty do Henryka Sienkie-
wicza". Lausanne w kwietniu 1915.
76
rozwinąć śmielszej polityki, a cała władza w monar-
chji skupiła się w rękach naczelnej Komendy armji, na
rzecz której i jej wodza arcyksięcia Fryderyka zgrzy-
biały już cesarz Franciszek Józef zrzekł się faktycznie
swej władzy. Gdy zaś arcyksiąże Fryderyk dla braku
woli był tylko nominalną głową Komendy, faktycznym
władcą Austro-Węgier stał się szef sztabu jenerał Con-
rad. Władze polityczne w interesie wojny zostały mu
podporządkowane.
Jenerał Conrad wzrósł i wychował się w wojsku
austrjackiem i był nietylko jego wodzem, ale także
reprezentantem wybitnym jego ciasnych przekonań
i uczuć. Armja austrjacka była sama dla siebie oso-
bnym światem, który nie dopuszczał walk narodowo-
ściowych toczących się w monarchji, a stając ponad
niemi, Austrję widział tylko w sobie. Korpus oficer-
ski, a tern więcej sztab jeneralny, był jednak przewa-
żnie niemieckim, na austrjaqkich Niemcach się opierał,
innych narodowości nie rozumiał, a nieprzyjaźnie od-
nosił się do tych, które jak Węgrzy i Polacy nie chcieli
uznawać jego wszechwładnych rządów. Program au-
stro-polski, przyłączenia Królestwa do Galicji i mo-
narchji, mogli rozumieć politycy i ministrowie austrjaccy
i węgierscy, mógł za nim się oświadczyć cesarz Fran-
ciszek Józef, ale nie rozumiał go jenerał Conrad i wrogo
się do niego odnosił, bo Polacy, utworzywszy pań-
stwo w związku z monarchją, gotowi byli żądać woj-
ska polskiego, za którem poszłoby osobne wojsko
węgierskie i koniec panowania niemiecko-austrjackiego
sztabu. Niechęć Conrada i sztabu do Polaków obja-
wiła się też przede wszy stkiem w popieraniu idei ukraiń-
skiej. Nie rozumieli jej, nie zdawali sobie z niej sprawy,
ale wyobrażali sobie, że Ukraińcy dopomogą im do osła-
77
bienia Rosji, a za to niczego nie będą żądać, bo ich
reprezentanci tak są lojalni dla Austrji, z nienawiści
do Polaków domagają się w Galicji nawet po zakoń-
czeniu wojny rządów militarnych niemieckich, a jak
najrychlej podziału Galicji na polską i ukraińską1.
Osobliwszą przyjemność sferom wojskowym spra-
wiał każdy pozór posądzenia Polaków o zdradę Au-
strji. Bóg jeden wie, ile ludzi tej manji prześladow-
czej padło ofiarą. Po odzyskaniu Lwowa, który, za-
kosztowawszy systemu rusyfikacyjnego, powracające
wojska austrjackie przyjął z zapałem, pierwszym kro-
kiem tego wojska było zarządzenie śledztwa przeciw
Polakom podejrzanym o zawiązanie stosunków z wła-
dzami rosyjskiemi, bo szło głównie o to, aby Pola-
ków wobec Austrji skompromitować. Potrzeba było
aż rozkazu cesarza, aby ten zapęd śledczy poskromić.
Niechęć do Polaków odbiła sie jednak najgorzej
na administracji wojskowej w okupowanej przez Au-
stro-Węgry części południowej Królestwa. Niedopuścił
jenerał Conrad, aby obok władz wojskowych powstała
administracja cywilna, jaką na swojej okupacji zapro-
wadzili Niemcy, a tern mniej administracja polska.
Administrację zaprowadzono czysto wojskową, a cho-
ciaż do niej z konieczności dla znajomości języka ścią-
gnięto nieco urzędników Polaków z Galicji, to nie
dano im żadnego wpływu. Zorganizowano ją natomiast
z oficerów niemieckich, czeskich, a najliczniejszych ży-
dowskich, którzy kryli się przed służbą na froncie.
Buta i deprawacja wielu z tych oficerów szła w parze
z ich niechęcią do ludności. Brak subordynacji wy
1 Program sfer wojskowo - publicystycznych niemieckich
w Austrji pojawił się pod tytułem „Denkschrift aus Deutsch-
Oesterreich" 1915 ais Manuskript gedruckt.
78
stępował w sposób jaskrawy. Jenerał-gubernator lu-
belski, gdy nim został przyjazny Polakom bar. Diller,
nie mógł wiele zdziałać, bo każdy komendant okręgu
znosił się bezpośrednio z naczelną Komendą armji
i robił, co mu się podobało. Administracja ta, zamiast
jednać ludność polską dla Austrji, odwracała jej umy-
sły ku dawnemu związkowi jej z Rosją. Widział to
hr. Stiirgkh, ale oświadczał, że wobec zwycięskiej ar-
mji i minister-prezydent jest bezsilnym. Był rzeczywi-
ście bezsilnym, gdy jenerał Conrad, usuwając Polaka
' Korytowskiego, w r. 1915 na namiestnika Galicji prze-
prowadził jenerała Collarda, który umiał po polsku,
ale zresztą był jego śiepem narzędziem.
Nie odnosiły żadnego skutku interwencje najwybi-
tniejszych polityków polskich i Komitetu krakowskiego.
W d. 3 czerwca 1915 r. Komitet wręczył ministrowi
spraw zewnętrznych memorjał, w którym wywodził,
że ludność Królestwa wtedy dopiero chwyci za oręż
z żywiołową siłą, gdy pozna zamiary tych, którzy
w zwycięskim pochodzie zbliżają się coraz więcej do
stolicy Polski, że ludność ta uważa niepodległość Kró-
lestwa za dogmat narodowy, a domaga się nadto po-
łączenia wszystkich części legjonów w Królestwie i roz-
szerzenia samorządu w obszarach zajętych przez woj-
sko austrjackie. Na ten memorjał otrzymał Komitet
w d. 20 lipca odpowiedź, w której minister bar, Bu-
rjan oświadczył, że naczelna Komenda połączenie
wszystkich części , legjonów rozpatrzy ponownie, gdy
warunki natury wojskowej na to pozwolą, zaś roz-
szerzeniu samorządu się sprzeciwiav gdyż współudział
ludności miejscowej w administracji już dzisiaj osią-
gnął najdalszą granicę, jaka jest dopuszczalną ze względu
na istnienie zarządu wojskowego. Co do pytań skie-
79
rowanyćh wprost do ministra, oświadczył Burian, że
„zajęcie stanowiska dzisiaj jest jeszcze niemożliwem",
oczywiście ze względu na brak porozumienia z Niem-
cami, dodał jednakże, że „Polacy w Austrji okazywali
zawsze rządom Jego C. i K. Apostolskiej Mości za-
ufanie i nie mieli powodów żałowania tego. W tych
historycznych chwilach mogą Polacy z ufnością ocze-
kiwać swojego losu. Możliwość rozwoju narodowego,
którą mieli dotychczas, będzie po szczęśliwej wojnie
z pewnością jeszcze pomnożona. Te wielkie ofiary,
które Polacy w tej wojnie złożyli w mieniu i krwi dla
ojczyzny, przyniosą całkiem pewnie swe owoce".
Ze względu na Niemcy nie umiał Burian więcej
powiedzieć. Trwając uparcie przy programie ausiro-
polskim, wierzył, że jest jedynie możliwym i że siłą
własną zwycięży, nie rozwijał też za nim żadnej pro-
pagandy w Królestwie. Minister spraw zewnętrznych
austro -węgierski utrzymywał w Lublinie i w Warsza-
wie obok gubernatorów wojskowych swoich reprezen-
tantów i miał możność stanowiska te obsadzić ludźmi,
którzy rodem swoim, majątkiem i stanowiskiem poli-
tycznem mogli reprezentować mónarchję i osobą swoją
starczyć za program. Nie uczynił i tego, tak, że cała
propaganda austro-polskiego programu spadła na barki
Komitetu krakowskiego.
VI.
AKTYWIŚCI I PASSYWIŚCI.
Akcja komitetu krakowskiego.
Secesja lewicy.
Polska organizacja wojskowa.
Passy wiści.
Komitet krakowski, walcząc na obszarze Królestwa
z orjentacją rosyjską, ujrzał w Niemcach współzawo-
dnika, który podkopywał w ludności zaufanie do Austro
Węgier i krzyżował całą jego polityczną akcję. Po za-
jęciu Warszawy, nieoglądając się już na rząd austro-
węgierski, postanowił Komitet z programem austro-
polskim głośno wystąpić i siebie przynajmniej ratować.
Odezwa Komitetu z d. 8 sierpnia 1915 r., wzywając
społeczeństwo polskie, aby się nie dało zachwiać na
drodze tej, na którą d. 16 sierpnia 1914 r. wstąpiło,
ostrzegała, że o granicach państwa polskiego mówić
przed ukończeniem wojny nie jest rzeczą realnych po-
lityków, ale stwierdzała, że złączenie niepodzielonego
Królestwa z niepodzieloną Galicją jest podstawą dążeń
Polaków; wypowiadała pewność, że w kwestji publi-
czno- prawnego stanowiska państwa polskiego do mo-
narchii austro- węgierskiej może być osiągnięte m poro-
zumienie, i głosiła wiarę, że sprawa polska może być
rozwiązaną tylko przez pokonanie Rosji i przez utwo-
rzenie państwa polskiego. Do takiego samego wystą-
pienia posunęło się i Koło polskie wiedeńskie. Odezwa
81
jego z d. 9 sierpnia 1915 r. stwierdzała, że naród pol-
ski widzi najpewniejsze zabezpieczenie swojej przy-
szłości politycznej w monarchji habsburskiej i do-
maga się, by niepodzielone Królestwo kongresowe,
złączone z Galicją w jednę samodzielną całość, po-
wstało jako królestwo polskie w związku monarchji
habsburskiej.
Odezwa Komitetu wywołała gwałtowną remonstra-
cję rządu niemieckiego, jako ogłoszona wbrew zaka-
zowi pisania o celach wojny. Urzędnik cenzury, który
na to zezwolił, pociągnięty został do odpowiedzialno-
ści, a rząd austrjacki musiał zakazać ogłoszenia odezwy
Koła, mimo jej treści na wskróś 'austrjackiej, co oczy-
wiście jako objaw jego słabości najgorsze wywarło
wrażenie.
Pozbawiony czynnego poparcia rządu austro- wę-
gierskiego, Komitet krakowski nie dał jednak za wy-
graną i trwając nadal na stanowisku, że pracuje nie
dla Austro- Węgier, lecz dla Polski, walczył za swoim
programem austro- polskim na obszarze Królestwa prze-
ciw orjentacji rosyjskiej, a teraz już także przeciw orjen-
tacji niemieckiej, biorąc zarazem ludność w obronę
przed nadużyciami administracji austrjackiej. Nie za-
niedbał niczego. Urządzał zjazdy polityczne i uroczy-
stości narodowe, zakładał dzienniki polskie i niemiec-
kie („Polen" w Wiedniu i „Polnische Blatter" w Ber-
linie), wydawał broszury zwalczające historycznie i po-
litycznie organizację rosyjską1 i zyskiwał tern ruch-
1 Wymienić tu należy broszury:
Wasilewski Leon: 1) Polityka narodowościowa Rosji. 2) Ro-
sja wobec Polaków w dobie konstytucyjnej. 3) Na wschodnich
kresach Królestwa polskiego. 4) Dzieje męczeńskie Podlasia,
wszystkie wydane w Krakowie 1916.
Wskrzeszenie Państwa Polskiego.
6
82
liwsze i gorętsze żywioły. Siłą jego w tym kierunku
był departament jego wojskowy, prowadzący werbu-
nek do legjonów.
Szedł ten werbunek zrazu po grudzie, bo ludność
wiejska w Królestwie uległa więcej niż jakakolwiek
inna warstwa rządom rosyjskim. Gdy emisarjusze de
partamentu w powiecie olkuskim z początkiem 1915 r.
spróbowali werbunkowi nadać charakter rekrutacji, tłum
wzburzonych chłopów napadł na koszary legjonistów
w Bolesławiu. Padły strzały i kilka trupów. Wskutek
wniesionych skarg Komenda austrjacka interweniowała
i akcję werbunkową poddała pod kontrolę pułkownika
Grzesickiego. Kierował nią szef departamentu wojsko-
wego Komitetu krakowskiego podpułkownik Sikorski,
urzędujący w Piotrkowie. Werbunek oddano w ręce
oficerów legjonowych rozmieszczonych w powiatach
okupacji austrjackiej, a oficerowie ci w interesie wer-
bunku uświadamiali ludność narodowo, popierali przy-
tem jej potrzeby kulturalne i gospodarcze i usuwali
uprzedzenie do legjonów. Organem propagandy były
dzienniki „Wiadomości polskie" i „Dziennik narodowy*4,
wydawane w Piotrkowie i rozchodzące się szeroko.
Werbunek do legjonów, choć w skromnych rozmia-
rach, szedł bez przerwy i wystarczał przynajmniej do
wypełnienia wielkich luk, które w legjonach wyrywała
wojna. Zwracali uwagę ochotnicy ze Ślązka cieszyń-
skiego, który uczucia swoje polskie krwią chciał przy-
pieczętować.
Usiłowania Komitetu, aby w Królestwie poza ży-
Kulczycki Ludwik: 1) Królestwo polskie 1815-1914. 2) Pan-
slawizm a Polska. 3) Państwa centralne, Rosja a Polska, wy-
dane w Krakowie 1916.
83
wiolami radykalnymi pozyskać żywioły umiarkowane,
odnosiły powoli skutek. Oprócz narodowego związku
robotniczego, narodowego związku chłopskiego i róż-
nych lokalnych zrzeszeń powstał zrazu w Łodzi zwią-
zek zowiący się Ligą państwowości polskiej, złożony
z inteligencji miejskiej i wiejskiej, który po zajęciu
Warszawy rozrósł się i zasilił tz. Secesją, politykami,
którzy wystąpili ze stronnictwa nar. demokracji. Liga
stanęła jako środek między Kołem międzypartyjnem
a Lewicą, a na czele jej stanął Michał Łempicki, pó-
seł do Dumy, który wraz z Alfonsem Parczewskim nie
poszedł za swoimi kolegami, lecz głośno wystąpił do
walki z Rosją1. W memorjale przesłanym Komitetowi
krakowskiemu z d. 14 kwietnia 1916, zapewniła go
Liga, że program połączenia zaboru rosyjskiego z Ga-
licją w jednę całość państwową pozostającą w związku
monarchji habsburskiej, uważa za swój, a w legjonach
widzi tej polskiej myśli państwowej najświetniejszy
wyraz.
Miał Komitet wielki środek propagandy, jakiego
nie posiadało żadne inne zrzeszenie polityczne, a była
nim sława legjonów. Męstwo ich. przeszło oczekiwa-
nie. Uznawały je głośno sfery wojskowe Austro-Wę-
gier i Niemiec i obaj ich cesarzowie. Żołnierz nie-
1 „W naszej sprawie". Grabiec: Niepodległość czy nowy
rozbiór? Genewa, czerwiec 1915 r.
„W naszej sprawie". Czem jest i do czego dąży Liga pań-
stwowości polskiej. 1917. Drukowane jako rękopis. Bez miej-
sca druku.
M. Łempicki: „Grand probleme international". Lausanne,
1915.
Łempicki Michał: „List polski do wielkiego księcia Miko-
łaja". Piotrków 1916, przekład z francuskiego.
6*
84
miecki, uchodzący za pierwszego w świecie, uznając
cnotę wojskową polskiego żołnierza,, bratał się z nim
na frontach demonstracyjnie. Schlebiało to miłości wła-
snej społeczeństwa polskiego. Nowe legjony stanęły
nie gorzej od dawnych Dąbrowskiego i Kniaziewicza,
sława wojenna i poezja opromieniła je w ocząch spo-
łeczeństwa1. Kiedy program autonomji w obrębie ro-
syjskiego imperjum miał za sobą tylko argumenta ro-
zumowe, podyktowane rezygnacją, to idea legjonów,
wskrzeszenie Polski niepodległej, poruszała wszystkie
struny uczucia i wyobraźni polskiej, Nakoniec i ci, któ-
rzy zrazu widzieli w nich tylko obałamuconych mło-
dzieńców, straceńców lub najmitów au.strj.ac.kich, mu-
sieli wobec nich kapitulować. Pogrzeb legjonistó w, któ-
rzy padli na placu bitwy, zamienił się w Warszawie
na manifestację powszechną, od której nikt się nie
usunął.
Czcząc legjonistów, zwolennicy autonomji w obrę-
bie Rosji wyklinali wprawdzie nadal Komitet, który le-
gjony organizował, ale i z tern nie byliby długo wy-
trwali, gdyby nie cios, który spotkał legjony ze strony,
od której tego najmniej się mogły obawiać.
W miarę ustępowania wojsk rosyjskich z Króle-
stwa otwierała się dla stronnictw antyrosyjskich, które
dotychczas działać mogły tylko w ukryciu, możność
jawnego działania i manifestowania swego kierunku.
Z takiemi manifestacjami występywały różne stronni-
ctwa niepodległościowe już w marcu i kwietniu 1915 r.
w Piotrkowie, Radomsku, Częstochowie, Włocławku
1 Jan Zabiełło: „Poezja polska w latach wielkiej wojny"
(w miesięczniku: Rok polski. Kraków 1916, zeszyt 8—9).
85
Najważniejszym z nich był zjazd w d. 3 czerwca 1915 r.
w Piotrkowie, w którym wzięły udział wszystkie war-
stwy społeczne, niewyłączając ziemiańskiej, a który
stanął solidarnie za Komitetem krakowskim.
Po zajęciu Warszawy nie przyszło do zrzeszenia
się wszystkich stronnictw w Warszawie i do porozu-
mienia się z Komitetem krakowskim celem utworze-
nia jednej organizacji dla całego narodu, czego Komi-
tet krakowski w odezwie swej z d. 8 sierpnia oczeki-
wał l. Utworzyło się tylko chwilowe zjednoczenie stron-
nictw niepodległościowych, wśród których najważniej-
szą rolę odgrywali socjaliści pólscy, ale do których
przyłączyła się także Liga państwowości polskiej prze-
ciwna Rosji, a skupiająca w sobie żywioły umiarko-
wane. Zjednoczenie to wybrało osobny Komitet na-
czelny, który w d. 5 sierpnia 1915 r. wydał odezwę
za niepodległością, za legjonami i za przeobrażeniem
ich w armję polską. Komitet ten nie połączył się jednak
z krakowskim, lecz oświadczył, że zamierza prowa-
dzić niezależną politykę polską i dążyć będzie do sko-
ordynowania swej działalności z akcją Komitetu kra-
1 Pisząc o akcji stronnictw występujących w tych czasach
w Warszawie, trzeba z góry zrezygnować z zadania, aby je
wszystkie wymieniać. Istotną rolę odgrywały tylko 1) polska
partja socjalistyczna, tworząca z kilku radykalnemi stronni-
ctwami lewicę, 2) demokracja narodowa łącząca się z 3; reali-
stami w Koło międzypartyjne, 4) Liga państwowości polskiej.
Do każdego z tych stronnictw przyczepiały się mniejsze i naj-
mniejsze stronnictwa, które różniły się od nich w niektórych
szczegółach, a rezerwowały sobie każdej chwili secesję i prze-
chodziły nieraz do innego ugrupowania, Poza niemi stała „So-
cjaldemokracja Polski i Litwy" i, „Bund", które głosiły walkę
socjalną i występowały przeciw wojnie i przeciw narodowym
polskim dążeniom. Nie miały na nie wpływu.
86
kowskiego. O skoordynowaniu tem wzmianka jest
także w odezwie jego z d. 25 sierpnia, ale niezale-
żność polityki znalazła wybitny wyraz w postawieniu
żądania, aby legjony, zebrane razem, oddane zostały
pod komendę polskiego wodza, uznanego przez na-
ród, tj. Piłsudskiego, ażeby przetworzone zostały na
„samodzielną" armję polską, oraz aby werbunek od-
dany został w ręce władz politycznych tworzącej się
Polski. Bez tego ogół społeczeństwa nie stanie do
walki z Rosją. W nowej odezwie z d. 1 września Ko-
mitet powtórzył te warunki, ale pos/edł jeszcze dalej,
bo postanowił odroczyć dalszy werbunek aż do czasu,
gdy zostaną usunięte przyczyny tamujące rozwój legjo-
nów, lub do chwili, gdy odpowiedzialna reprezentacja
polityczna Królestwa poweźmie miarodajną dla całego
społeczeństwa decyzję.
\ Nie łatwo było odgadnąć, co stronnictwa niepod-
ległościowe przez takie postawienie sprawy zamierzały
osiągnąć. Nie mogły przecież liczyć na to, że oku-
panci wstrzymaniem werbunku i zanikiem legjonów
się przerażą, bo na legjonach nie zależało im do tego
stopnia, aby sobie pozwolili takie warunki dyktować.
Nie oni utworzyli legjony, ale legjony były im ^narzu-
cone przez Polaków, aby sprawę polską wśród wojny
światowej na widowni utrzymać. Cofnięcie werbunku
zrozumiano też w Polsce jako pretekst Piłsudskiego
i jego stronników do wycofania się z przedsięwzięcia,
za którem ogół nie poszedł i któremu nie dało wła-
dzy nad społeczeństwem, jakiej dając hasło do walkf
z Rosją, oczekiwał.
Rozłam w obozie popierającym dotychczas legjony
odbił się zaraz w legjonach, jeżeli z nich nje wyszedł.
87
Legjony nie powstały i nie walczyły razem. Brygada
pierwsza, w której oficerami byli przeważnie socjaliści,
walczyła w Królestwie i w Galicji zachodniej ; brygada
druga, w której wszystkie warstwy społeczne były re-
prezentowane, walczyła w Karpatach. W brygadzie
pierwszej Piłsudski talentem swoim ' wojskowym, a za-
razem osobliwszym darem obcowania z podlegającymi
mu oficerami i żołnierzami, zdobył sobie wpływ tak
dominujący, że legjoniści widzieli w nim wodza nie-
tylko swojej brygady, ale koniecznie także wszystkich
legjonów, skoro się razem zgromadzą. Kult ten dla
Piłsudskiego znalazł także swój wyraz w konspiracji
pod nazwą „Polskiej Organizacji wojskowej", która
oddała się bezwzględnie pod jego rozkazy, nawet na
wypadek kolizji z Komendą legjonów. Organizacja po-
wstała jeszcze przed wojną w Królestwie, w którem
związki strzeleckie nie mogły się jawnie twoYzyć i dla-
tego tworzyły się tajnie w różnych miejscowościach.
Po wkroczeniu Piłsudskiego do Królestwa część ich
członków wstąpiła do legjonów, druga poza frontem
bojowym pozostała w postaci konspiracji. W r. 1915
Piłsudski postanowił związki te rozszerzyć pod nazwą
„Polskiej Organizacji wojskowej" jako czynnik nietyle
wojskowy, ile polityczny.
Komenda Organizacji wydawała do członków for-
malne rozkazy. W marcu 1915 ukazał się rozkaz po-
lecający członkom byłych związków i drużyn strzelec-
kich, którzy dotąd nie zgłosili się do swych władz,
aby natychmiast zameldowali się w najbliższych kor
mendach obozowych lub miejscowych Polskiej Orga-
nizacji wojskowej, będącej odpowiednikiem legjonów
na terenie zajmowanym przez wojska rosyjskie. Nie-
zameldowani zostaną pociągnięci do surowej odpowie-
88
dzialności jako dezerterzy. W d. 3 maja 1915 ukazał
się drugi rozkaz komendy, który wskazywał Organi-
zacji cel polityczny, wypowiadanie już dziś, niezależnie
od tego, kto będzie zwycięzcą, postulatów streszcza-
jących się w jednem haśle: Wolnymi być chcemy i mu-
simy. Trzeba więc dążyć do rozszerzenia kręgów chwy-
tających za broń aż do momentu, w którym rozkaz
komendanta głównego J. Piłsudskiego wszystkie siły
wysunie na front bojowy. Rozkazanie więc członkom,
aby gromadzili i przechowywali broń i amunicję, or-
ganizowali intendanturę i kasy wojenne. Organizacja
ta stała poza organizacją legjonów i poza organizacją
Komitetu krakowskiego.
Kult Piłsudskiego nie ogarniał drugiej'brygady wal-
czącej w Karpatach pod wodzą naczelnego komen-
danta legjonów, w której największy wpływ wywierał
dowódca bataljonu, potem pułku, Józef Haller.
W ciągu 1915 wskutek starań Komitetu krakow-
skiego brygada ta wróciła na front polski na Woły-
niu. Oficerowie jej w d. 16 sierpnia 1915 Komitetowi
krakowskiemu przesłali wyrazy głębokiej czci i po-
dzięki za wskrzeszenie idei legjonów, której wiernie
na dalekiej obczyźnie służyliśmy i przy której nadal
niezłomnie stać będziemy". Nie poszedł też za hasłem
wstrzymania werbunku szef departamentu wojskowego
Komitetu krakowskiego podpułkownik Sikorski, lecz
przeciwnie jak najgorliwszą propagandę za legjonami
i werbunkiem prowadził.
Legjony walczyły dalej mężnie, ale w kraju wśfód
obozu, który je stworzył i który stał przeciw Rosji,
toczyła się walka za i przeciw werbunkowi, za i prze-
ciw legjonom, za i przeciw Komitetowi krakowskiemu
i jego departamentowi wojskowemu. Odbywały się
89
różne zjazdy i zapadały przeciwne sobie uchwały.
Dnia 18 grudnia 1915 zjazd mający zorganizować Radę
narodową oświadczył się za normalnym rozwojem le-
gjonów i za porozumieniem z Komitetem krakowskim.
Zjazd polskiej partji socjalistycznej w początkach sty-
cznia 1916 r. uznał wstrzymanie werbunku. Dnia 22
zebrali się przedstawiciele wszystkich stronnictw akty-
wistycznych i uchwalili wspólną deklarację, która je-
dnak nie wyszła poza ogólnik, że dążeniem narodu
polskiego jest odzyskanie państwa niepodległego, za-
bezpieczonego własną armją, i nie dotknęła punktów
spornych. Tern jaskrawiej uczynił to Komitet centralny
narodowy, ograniczony już do stronnictw lewicy.
W merriorjale z 25 marca 1916 przesłanym Komite- .
towi krakowskiemu zaznaczył .odrębność w trakto-
waniu sprawy polskiej przez polityków obu naszych
dzielnic. Polityka Królestwa wysuwała jednogłośnie
postulat niepodległości, który nie przesądzał losu na-
szego narodu w sposób tak stanowczy, jak to uczy-
nił Komitet krakowski w swojej odezwie w sierpniu
1915 r.". Memorjał przedstawiał dalej obszernie wszyst-
kie błędy, zaniedbania i winy okupantów, które zmro-
ziły zapał ludności, nawet po zajęciu przez nich War-
szawy i tamowały napływ ochotników do legjonów,
a więc brak zdeklarowania się mocarstw centralnych,
co z Królestwem zamierzają uczynić, a stąd obawa,
aby się nie skończyło na jego* podziale, dalej nad-
użycia władz okupacyjnych rozdrażniające ludność,
wreszcie nieoddanie komendy legjonów Piłsudskiemu.
Z tych wszystkich powodów rzucił memorjał myśl
rozwiązania legjonów, albowiem niemal powszechną
staje się w Królestwie opinia, że legjony odegrały już
swoją rolę, roznosząc po świecie sławę oręża pol-
90
skiego. Dalsze ich istnienie w dotychczasowych nie-
zmiennych warunkach będzie niewątpliwie jedną z po-
ważniejszych przyczyn szerzącego się niezadowolenia
i rozdźwięku pomiędzy polityką Galicji a polityką Kró-
lestwa.
D. 2 czerwca 1916 groźba Komitetu lewicy przy-
jęła już kształt wyraźniejszy, prawda, że tylko ze strony
lubelskiego wydziału Komitetu lewicy. Wydział ten
oświadczył Komitetowi krakowskiemu, że porozumie-
nie z nim może nastąpić tylko na gruncie zaniechania
przez Komitet ten działalności w Królestwie, któraby
nie była prowadzona za zgodą organizacji narodowej
Królestwa, a w pierwszej linji żądał zwinięcia działal-
. ności politycznej departamentu wojskowego w Króle-
stwie, która znajduje się zwykle w sprzeczności z dą-
żeniem organizacji narodowych (lewicowych) Króle-
stwa. '
Wobec takiego rozbicia stronnictw, które szły prze-
ciw Rosji, te stronnictwa polskie, które jej pozostały
wierne, nie były zmuszone kapitulować, i Wiary ich
w odezwę wielkiego księcia Mikołaja nie osłabiło czy-
nownictwo rosyjskie w Warszawie, które aż do osta-
tniej shwjli pogromu wojsk rosyjskich utrzymało twar-
do system rusyfikacyjny, a naigrawało się z Polaków,
tłomacząc im, że autonomja przyrzeczona w odezwie
ogranicza się do samorządu lokalnego miast i ziemstw,
jaki jest w Rosji. Wiarę swoją do tej odezwy stronni-
ctwa objawiły najgłośniej w tern, że całe ich sztaby
oraz wielu członków razem z wojskami rosyjskiemi
opuściło Warszawę i przeniosło się do Rosji. Arysto-
kracja polska, której podstawą były latifundja vr pro-
wincjach zabranych, znalazła się w wielkiej części po
91
wschodniej stronie linji bojowej. Komitet narodowy
warszawski przeniósł się do Petersburga i spotkał się
tam z narodowymi demokratami, którzy w chwili oswo-
bodzenia Lwowa zbiegli z niego razem z cofającem
się wojskiem rosyjskiem. Dmowski spotkał się z Grab-
skim i rozwinęli zaraz żywą akcję. Stosunek z naj-
wyższemi sferami ułatwiał im nadal prezes Komitetu
nr. Wielopolski.
Sukcesami Komitet ten nie mógł się pochwalić
i żadnej dla Polaków nie uzyskał ulgi. Do urzeczywi-
stnienia odezwy wielkiego księcia miano się zabrać
po ukończeniu wojny i po zdobyciu ziem polskich na
Austrji i Prusiech. W biurach ministerialnych opraco-
wano projekt nadający Królestwu samorząd lokalny
w postaci ziemstw, szkoły polskie i namiestnika z radą
przyboczną, ale zatrzymujący rosyjskie sądownictwo
i administrację, bez śladu autonomji politycznej. Do-
piero, kiedy Rosja traciła Warszawę, prezes ministrów
Goremykin w d. 1 sierpnia 1915 oznajmił w Dumie,
że car rozkazał radzie ministrów opracować projekt
przyznający Polsce po ukończonej wojnie prawo swo-
bodnego urządzenia swego życia narodowego, kultu-
ralnego i gospodarczego na zasadzie autonomji pod
berłem cesarzów rosyjskich i przy zachowaniu jedno-
ści państwowej. Zebrała się istotnie komisja złożona
z Polaków i Rosjan i obradowała aż do września bez
żadnego wyniku. Pozostało po jej naradach tylko
oświadczenie złożone przez członków polskich, „iż
społeczeństwo polskie ogranicza swe dążenia narodo-
wo-polityczne do granic Polski etnograficznej, uważa-
jąc, iż poza temi granicami w kraju północno i połu-
dniowo-zachodnim, a także w innych częściach cesar-
92
stwa Polacy powinni otrzymać zupełne równoupra-
wnienie".
Po zajęciu przez Niemcy i Austrję Królestwa i czę-
ści Litwy posłowie polscy podjęli starania, ażeby
w Dumie przeprowadzić równouprawnienie Polaków
w obrębie Rosji, a przynajmniej uchylenie przepisów
wyjątkowych przeciw nim wydanych. Wyliczyli ich sporą
ilość we wniosku uczynionym w Dumie, a więc: nie-
zaprowadzenie samorządu w trzech gubernjach, a w sze-
ściu innych samorządu ograniczającego prawa Pola-
ków, ograniczenia w nabywaniu dóbr ziemskich przez
Polaków, ograniczenie Polaków w służbie państwo-
wej, zakaz używania języka polskiego nawet w insty-
tucjach prywatnych i t. d. Przedstawiali, że skoro woj-
ska rosyjskie odzyskają napowrót Litwę, w której rząd
niemiecki dopuścił do używania polskiego języka i do
szkół polskich, to przecież niepodobna, aby wprowa-
dzić napowrót przepisy rosyjskie, które tego niedopu-
szczały. Wywiązały się stąd w Dumie bardzo sympa-
tyczne dla Polaków rozprawy. Poseł Miliukow powie-
dział, że gdy wojska rosyjskie odzyskają Królestwo,
niepodobna sobie przedstawić, że za niemi przyjdzie
znów i zajmie stanowisko czynownik rosyjski. Poseł
Makłakow wyznał, że „Polska była zdawna dziedziną
rosyjskiego urzędnika rusyfikatora. Walka z polsko-
ścią stanowiła całą mądrość administracyjną. I oto
poza plecami wielkiego księcia dziennikom zabroniono
pisać o autonomji, urzędnikom zaś rosyjskim wyja-
śniono w okólnikach, że odezwa nie dotyczy Pola-
ków rosyjskich, krótkie zaś nasze rządy w Galicji stały
się skandalem europejskim". Duma uchwaliła wezwa-
nie do rządu o zniesienie ustaw wyjątkowych i rząd
nodjął się wniesienia projektu, ale na tern oświadczę-
93
niu się skończyło. Kiedy jednak wszystkie wnioski
i przedstawienia Polaków nie odnosiły najmniejszego
skutku, ministrowie Goremykin 1 sierpnia 1915 r.,
a Sazonow 24 lutego 1916 r. wywieszali hasło auto-
nomji Polski i we Francji i Anglji zbierali za to okla-
ski. Niesłychane to było widowisko dla Polaków, jak
minister rosyjski, odpowiadając Niemcom za „jarzmo
rosyjskie**, o którem odzywali się do Polaków, piętno-
wał Niemców za ich politykę wobec Polaków i nazy-
wał ich „tyranami Poznania". Mówił Sazonow:
„Jak okrutna ironja brzmią pochwały, które sobie
Niemcy same wystawiają za dobrodziejstwa, któremi
rzekomo obsypują ludność obsadzonych obszarów.
Prasa niemiecka zwłaszcza jest dumną z założenia uni-
wersytetu w Warszawie. Jest to pułapka, którą miano
pozyskać zaufanie zniszczonej przez Niemców Polski.
Ale zamiar ten z góry skazany jest na fiasko. Od po-
czątku wojny Rosja wypisała na swoim sztandarze
zjednoczenie części rozkawałkowanej Polski. Cel ten
objawiony przez monarchę i naczelnego wodza leży
na sercu społeczeństwu rosyjskiemu. Cel ten znalazł
aprobatę sprzymierzeńców i jest niezmiennym teraz jak
i poprzednio. A jakżeż patrzą Niemcy na te uświęco-
ne dążenia całego narodu polskiego? Skoro tylko
Niemcom i Austro-Węgrom udało się wtargnąć do
Polski, pospieszyły się podzielić między siebie tę część
dotąd niepodzielonego obszaru polskiego, aby zaś osła-
bić wrażenie, jakie ten zamach wywarł na aspiracjach
polskich, sądzili oni, że powinni się przychylić do kilku
* podrzędniejszych życzeń ludności polskiej. Dlatego za-
łożono uniwersytet polski. Ale nie trzeba zapominać,
że autonomja Polski, którą tutaj w tejże sali, z tej
trybuny proklamował szef rządu cesarskiego^ zawiera
94
w sobie polskie szkoły narodowe wszystkich stopni,
nie wyłączając nauki uniwersyteckiej. Nie można więc
oczekiwać, by naród polski za miskę soczewicy ofia-
rowaną przez Niemcy, zrzekł się swoich uświęconych
dążeń, by zamknął oczy na to nowe przez Niemcy
przygotowane ujarzmienie i zapomniał, o braciach swo-
ich w Poznaniu, gdzie dla przypodobania się koloni-
stom niemieckim zawzięcie tępi się element polski. Sły-
chać, że Niemcy zamierzają za cenę nowych obietnic
i urojonych ustępstw pobrać w obszarach okupowa-
nych kilkaset tysięcy Polaków, aby ci dali się zabijać
jako żer armatni dla trjumfu germanizmu. Nie chcę
wierzyć, by naród polski, który ożywiony Wysokiem
poczuciem naordowem, które zaraz na początku wojny
było celem urzeczywistnienia drogiego każdemu Pola-
kowi ideału narodowego, pospieszył przyłączyć się do
Rosjan, mógł się dać uwieść i zgodził się na przele-
wanie krwi swojej dla tyranów Poznania".
Łatwiejszą niż emigracji polskiej w Rosji okazała
się rola narodowej demokracji i realistów tych, którzy
pozostali w Królestwie i po wyjeździe Komitetu do
Petersburga utworzyli ścisły związek pod nazwą „Koła
międzypartyjnego". Nie mieli nad sobą rządu rosyj-
skiego, nie byli narażeni na odmowę żądań, nie mu-
sieli już manifestować sję za Rosją i popierać legjo-
nów mających walczyć po jej stronie. Mieli wymówkę,
że rządy militarne okupantów na toby im nie pozwo-
liły. Wystarczyło, że się zamknęli sami w sobie i że
propagandzie za niepodległością i za utworzeniem pań-
stwa polskiego w związku z Austro-Węgrami, wreszcie
werbunkowi do legjonów walczących z Rosją przeciw-
stawili bierny opór. W poufnych rozmowach tłoma-
95
czyli się, zwłaszcza cit którzy posiadali ziemię, że mu-
szą iść razem z chłopem, który stoi przy Rosji, bo
inaczej przeciw nimby się zwrócił. Mówili toż samo
księża. Najwięcej było takich, którzy myśleli i czuli
pod wpływem obawy, że szczęście wojenne może się
odwrócić, a wtedy zemsta powracającej fali rosyjskiej
wywarta na tych, którzy poszli z Austrją, byłaby
straszna.
Pracowali nad przeciągnięciem realistów do poli-
tyki czynnej konserwatyści krakowscy, a zwłaszcza
Zdzisław i Adam hr. Tarnowscy, opierając się na sta-
nowisku swem społecznem i na bliskich stosunkach
pokrewieństwa i powinowactwa z najwybitniejszymi
realistami, ale bez skutku. Wielu realistów uważało
rozwiązanie austro- polskie za najlepsze, ale nie miało
odwagi z tern zdaniem wystąpić, dopóki zwycięstwo
mocarstw centralnych nie było pewnem ponad wszelką
wątpliwość. Ci śledzili przebieg wojny z uczuciem zło-
żonem z nadziei i trwogi, bo pomimo zajęcia Króle-
stwa przez mocarstwa centralne szala zwycięstwa w woj-
nie światowej chwiała się nieustannie.
W połowie r. 1915, kiedy wojska niemieckie i au-
strjackie zdobywały Królestwo i szły na Litwę, Wło-
chy wypowiedziały wojnę i rozpoczęły niekończące się
szturmy na wyżynę Krasu, ażeby opanować Trjest.
Wydawało się wielu, że to już o zwycięstwie koalicji
rozstrzygnie, kiedy się pokazało, że Austrja wszystkie
szturmy włoskie odpiera, a w połączeniu z Niemcami
i Bułgarją druzgocze Serbję i Czarnogórę i ziemie ich
zajmuje. Na wiosnę 1916 Niemcy uderzają na Verdun9
Austrja przez Tyrol na Włochy. Zwycięstwo ich wy-
daje się bliskiem. Dla osiągnięcia go mocarstwa cen-
tralne ściągnęły jednak znaczne siły, a w szczególności
96
artylerję z frontu wschodniego i osłabiły go tak, że
Rosja podjęła na niego atak na całej linji. Wojska
niemieckie utrzymały front litewski z niemałym tru-
dem, ale wódz armji austrjackiej na Wołyniu arcy-
książę Józef Ferdynand zdemoralizował ją lekkomyśl-
nością swoją tak, że w maju 1916 r. pod Łuckiem
uległa natarciu jenerała Brusiłowa, w wielkiej części
dostała się do niewoli, a resztki jej cofnęły się w po-
płochu. Dla uniknięcia zupełnej klęski na wschodzie
trzefea było ściągać na gwałt wojska z Włoch i z Fran-
cji. Z ich pomocą udało się przerwę frontu wscho-
dniego naprawić, ale ofenzywa we Francji i we Wło-
szech spełzła na niczem. Włochy przeszły znów do
ataków na Trjest, a Rumunja wypowiedziała wojnę
i w końcu sierpnia wtargnęła do Siedmiogrodu. Fran-
cuzi i Anglicy w jesieni wystąpili do morderczych walk
nad Sommą. Sprawa dla mocarstw centralnych prmd-
stawiała się najgorzej. Ci Polacy, którzy na wiosnę
1916 zaczęli już przypuszczać ich zwycięstwo, w lecie
tegoż roku byli przekonani o grożącym im pogromie
i liczyli się z powrotem Rosji do Królestwa. Wszyscy,
niewierzący w zwycięstwo mocarstw centralnych, wo-
bec ich okupacji w Królestwie zajmowali bierne sta-
nowisko. Od biernej polityki nazywano ich passywi-
stami, ale passywizm ten był bronią, którą wszystkie
usiłowania aktywistów, pragnących porwać cały na-
ród do walki z Rosją, udaremnili.
Wodą na młyn passywistów była niedola kraju,
wywołana wojną r błędami okupantów. Passywiści
dalecy byli oczywiście od tego, aby ludność do prze-
trzymania tych klęsk i utrapień widokiem lepszej przy-
szłości zachęcać i pocieszać, bo tę lepszą przyszłość
widzieli tylko w związku z Rosją. Szerokie warstwy
97
ludności Królestwa, pozbawione żywego narodowego
poczucia, przypisując swoją niedolę najazdowi Prusa-
ków i Austrjaków, zapominały o pożogach całych
okolic i uprowadzeniu ludności przez cofające się woj-
ska rosyjskie, bo te były zjawiskiem do pewnych oko-
lic ograniczonem, a wspominały dobre czasy rządów
rosyjskich przed wojną, w których praca rolnicza i prze-
mysłowa nie doznawały przeszkód, a ucisk czynowni-
ków i srogość praw rosyjskich łapówką można było
łagodzić. Ludność stała przeciw okupantom.
Przygotowani na powrót Rosji passywiśći starali
się o to, aby za zachowanie się swoje w czasie oku-
pacji niemieckiej zasłużyć sobie na świadectwo niepo-
szlakowanej lojalności. Sprzeciwiali się w Warszawie
zmianie nazw ulic i usunięciu pomników, przypomi-
nających najgorsze czasy rosyjskiego ucisku, mieli
wielkie wątpliwości z „nielegalnem" wprowadzeniem
polskiego języka do urzędowania, a namyślali się na-
wet, czy mają przyjąć ofiarowany przez Niemców pol-
ski uniwersytet i szkołę politechniczną.
Nie przeszkadzało im to jednak, że z władzami
ustanowionemi w Królestwie utrzymywali stosunki
i brali udział we wszystkich czynnościach niepolity-
cznych, do których ich powołano w ciałach samorzą-
dnych i w związkach humanitarnych i gospodarczych,
a władze okupantów powoływały ich tam jako ludzi
spokojnych i posesjonatów chętniej, niż krzykliwych
i niepewnych niepodległościowców. Gdy władze nie-
mieckie zaprowadziły rodzaj sejmików, złożonych
z obywateli mianowanych, powołały do nich niemal
samych wyznawców Koła międzypartyjnego. Wbrew
wszelkim pozorom bliżsi oni byli Niemcom niż akty-
wiści, bo sympatje ich rosyjskie nie były już Niem-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego. 7
98
com niebezpieczne, natomiast aktywiści, stojący za pro-
gramem austro-polskim, za legjonami, popierani przez
sprzymierzeńca Austro- Węgry, krzyżowali projekty
Niemiec na Królestwo.
Najwybitniejszym reprezentantem tego kierunku
przeważającego w Królestwie stał się Zdzisław ks. Lu-
bomirski, który po oswobodzeniu Warszawy, delegatów
Komitetu krakowskiego przybyłych do niego zapewniał
o zwycięstwie Rosji. Gdy wojsko rosyjskie się z War-
szawy cofało, pozostał w niej jako prezydent miasta,
który, otrzymawszy nominację od rządu rosyjskiego,
nie krył się z tern, że jest wobec niego w słowie.
Utrzymali go jednak na tern stanowisku Niemcy, bo
chociaż im się nieraz hardo stawiał, to jednak, pozo-
stając na swem stanowisku, składał dowód, że z rzą-
dami niemieckimi wytrzymać można.
VII.
PAŃSTWO POLSKIE.
Ugoda Komitetu krakowskiego z Kołem pol-
skiem 18 marca 1916.
Reforma administracji w okupacji austrja-
ckiej.
Korpus posiłkowy polski 20 września 1916
i dymisja Piłsudskiego.
Państwo polskie niepodległe proklamowane
5 listopada 1916.
Wyodrębnienie Galicji 4 listopada 1916.
Kiedy dnia 16 sierpnia Koło polskie sejmowe
w Krakowie razem z nienależącemi do niego stron-
nictwami socjalistycznem i niepodległościowem usta-
nowiło naczelny Komitet, wybrany ze wszystkich stron-
nictw i ogłoszony jako „ najwyższa instancja w zakre-
sie wojskowej, skarbowej i politycznej organizacji zbroj-
nych sił polskich", wydawało się rzeczą naturalną, że
Koło polskie wiedeńskie, którego kompetencja mieściła
się właściwie tylko w ramach Rady państwa austrja-
ckiej, działalność swoją ogólno polską wobec tej naj-
wyższej instancji polskiej zawiesza. Rząd austrjacki
nie zwoływał zresztą Rady państwa, a nikt o zwoła-
nie Koła polskiego się tak dalece nie upominał, zwła-
szcza w tych czasach, gdy sprawa wojenna ukształto-
wała się źle i nikt do przyjmowania ciężkiej odpowie-
dzialności się nie kwapił. Gdy jednak położenie na
korzyść się zmieniło, odezwały się głosy za Kołem
7**
100
polskiem. Odezwały się głównie wskutek tego, że
narodowi demokraci i konserwatyści podolscy, wy-
stąpiwszy z Komitetu, ujrzeli się bez wpływu na tok
sprawy publicznej. Do Komitetu wstąpić napowrót nie
chcieli, bo to byłoby tłomaczone jako przyznanie się
do błędu popełnionego przez secesję. Z Koła pol-
skiego nie wystąpili i w razie zwołania Koła zyski-
wali głos napowrót.
Przygotowało się zwołanie Koła aktem lojalności
austrjackiej. Dla zmazania niekorzystnego wrażenia,
jakie głosy zrozpaczonych i wyprowadzonych z rów-
nowagi uchodźców, zwłaszcza ze sfer szlacheckich,
wywołały w Wiedniu i u najwyższych czynników w pań-
stwie, podjęto myśl przedłożenia adresu wiernopoddań-
czego monarsze. Ułożono go i podpisano. Podpisało kil-
kuset szlachty, nawet narodowi demokraci, nawet hr.
Skarbek. Minister skarbu Biliński wyrobił audjencję
u monarchy, na której d. 9 stycznia 1915 marszałek
kraju Niezabitowski adres odczytał i wręczył. Monar-
cha odpowiedział łaskawie. Gdy zaś wkrótce potem
Koło polskie zwołano do Wiednia, prezesem wybrano
Bilińskiego, który już przestał być ministrem.
Koło polskie zyskało bardzo poważnego kiero-
wnika, a jeszcze zręczniej postąpiło, gdy wybierając
komisję polityczną, zaprosiło do niej członka izby pa-
nów, byłego ministra spraw zagranicznych, hr. Age-
nora Gołuchowskiego. Według uchwały z d. 16 sierp-
nia 1914 r. nowo wybrany prezes Koła powinien był
objąć prezesurę naczelnego Komitetu narodowego
i prezes Komitetu Jaworski tego wprost żądał, ale Bi-
liński wymówił się tern, że nie wszystkie stronnictwa
zasiadające w Kole zasiadają w Komitecie. Rozpoczęła
się też ze strony Komisji politycznej Koła akcja rów-
101
notegła z akcją Komitetu. Chociaż prezes Komitetu
i prezes Koła polskiego i jego komisji politycznej za-
wiązali ze sobą stały stosunek i we wszystkiem mieli
się porozumiewać, to jednak opinja publiczna w kraju
i za granicą wstąpienie Koła na widownię publiczną
tłomaczyła na niekorzyść Komitetu. Zarzucano mu,
że w nim czynnik socjalistyczny zbyt wielką odgrywa
rolę, że wskutek tego żywioły umiarkowane w Króle-
stwie odwracają się od niego, że wreszcie Komitet
dąży do przetworzenia się w rząd narodowy. Koło
miało to wszystko naprawić, zawiązać stosunek z Ko-
łem międzypartyjnem w Królestwie i przeciągnąć je do
orientacji austrjackiej, a przez to uzyskać stanowczy
wpływ w rządzie i w komendzie armji austro-wę-
gierskiej.
Nic z tego wszystkiego się nie spełniło. Dla Kró-
lestwa Koło polskie wiedeńskie i prezes jego Biliński
byli o wiele więcej Austrjakami, niż Komitet i prezes
jego Jaworski. Koło międzypartyjne wygadywało na
Komitet od socjalistów, ale przeciwne mu było na-
prawdę nie dlatego, lecz dla jego propagandy austro-
polskiej. Zbierali się na poufne narady konserwatyści
krakowscy z realistami, jeździł do Warszawy po jej
oswobodzeniu hr. Gołuchowski, ale w zachowaniu się
stronnictwa skupiającego w sobie żywioły konser-
watywne Królestwa nie osiągnęli żadnej zmiany. Ko*
mitel krakowski miał za sobą w Królestwie socjali-
stów i niepodległościowców, a zyskiwał zwolenników
w inteligencji umiarkowanej. Koło polskie nie miało
i nie pozyskało dla siebie nikogo.
Konkurencja Koła • z Komitetem wywarła jednak
ujemny skutek na stosunek jego do rządu i do ko-
mendy austrjackiej, które wiedziały, że Komitet nie
102
pozyskał za sobą opinji większości Królestwa, na czem
wielce im zależało. Minister spraw zagranicznych w ro-
kowaniach swoich z Niemcami o Królestwo nie mógł
się odwołać do faktu, że Królestwo ciąży ku Austro-
Węgrom i w rozmowie z Polakami zaznaczał, jak da-
lece mu na tern zależy. Uwierzył, bo mówiono mu,
że Komitet opinję Królestwa sobie naraził, a Koło ją
na rzecz Austro-Węgier nawróci. Nastał więc w r. 1915
czas, w którym Komitet tracił wpływ u rządu i u ko-
mendy armji, a Koło polskie, nie pozyskawszy Króle-
stwa, dla siebie go nie zdobyło. W biurach ministe-
rialnych i wojskowych odprawiano Polaków z niczem,
mówiąc, że ze sobą są niezgodni, i zasłaniano się przed
Komitetem Kołem i odwrotnie.
Przykrem tern doświadczeniem nauczeni zrozumieli
nareszcie Polacy w Kole i w Komitecie, że szkodliwej
konkurencji tych instytucji należy koniec położyć.
Rozpoczęły się między Kołem a Komitetem rokowa-
nia, w których Zdzisław «hr. Tarnowski jako pośre-
dnik pomiędzy Komitetem a konserwatystami podol-
skimi główną odegrał rolę. Dnia 12 stycznia 1916 po-
słowie socjalistyczni wstąpili do Koła polskiego i do
komisji jego politycznej, d. 2 marca konserwatyści po-
dolscy wstąpili do Komitetu, a d. 18 marca stanął
układ pomiędzy Kołem polskiem a Komitetem, mocą
którego Komitet ograniczył się do spraw legjonowych,
a komisja polityczna mi&ła prowadzić politykę naro-
dową. D. 29 kwietnia mogło się już odbyć w Krako-
wie zgromadzenie takie_samo, jak 16 sierpnia 1914 rjj
i zatwierdzić ten układ. Prezesem Komitetu został wy-
brany prezes Koła Biliński, a zastępcą jego w Komi-
tecie dotychczasowy prezes Komitetu Jaworski.
Nie obeszło się bez pewnego rozdźwięku. Zamte-
103
rzał Biliński uroczyste zgromadzenie, podjęte pod ha-
słem zgody, poprzedzić nabożeństwem, do którego
odprawienia zaprosił jednego z ks. biskupów. Biskupi
zjechali się w Krakowie i nie przybyli na zebranie.
Zależało Bilińskiemu na pozyskaniu do Komitetu ks.
Witolda Czartoryskiego, który z niego w r. 1914 wy-
stąpił. Napisał więc do niego list, kładąc w nim na-
cisk na potrzebę jedności narodowej. Ks. Czartoryski
odmówił, a odmowę swoją uzasadnił obszernym listem,
w którym zasłonił się postanowieniejn z d. 16 sierp-
nia 1914, że bez Królestwa niema się stanowić o jego
politycznych sprawach, zaś Królestwo przeciwne jest
Komitetowi krakowskiemu i werbunkowi do legjo-
nów. Akcja Komitetu zwiększa rozłam między dziel-
nicami.
Listowi temu nadał ks. Czartoryski publiczne zna-
czenie, rozsyłając jego odpisy różnym politykom. Bi-
liński odpisał i użył przytem wyrażenia, że obawiałby
się ciężkiej szkody dla sprawy publicznej, gdyby jej
rozwiązanie oddano w obecnych strasznych warunkach
politycznych Królestwa inicjatywie jej ludności. Kładąc
nacisk na straszne warunki, miał na myśli okupację
niemiecką Warszawy i obawę powrotu Rosji. Gdy je-
dnak ks. Czartoryski list ten udzielił Kołu międzypar-
tyjnemu do wiadomości, ustęp ów zrozumiany został
jako obraza Królestwa. Koło międzypartyjne wystoso-
wało też 25 kwietnia pismo do ks. Czartoryskiego,
w którem, solidaryzując się z jego stanowiskiem, upra-
szało go, aby dalej je reprezentował. Uważano odtąd
ks. Czartoryskiego za delegata Koła międzypartyjnego
w Galicji. Niedość jednak było na proteście tego Koła.
Potrzeba było wykazać, że nie cała Galicja stoi za
104
Kołem polskiem pogodzonem z Komitetem naro-
dowym.
W d. 28 marca kilkadziesiąt osób z narodowej de-
mokracji i jej sympatyków wystosowało list do Biliń-
skiego, zawierający obszerną parafrazę listu ks, Czar-
toryskiego. W obu listach uderzało zdanie, że postę-
powanie Komitetu, narzucające działanie Królestwu,
szkodliwe jest dla interesów austrjackiej monarchji!
Ks. Czartoryski dodał, że Królestwo uznaje i aprobuje
nasze stanowisko uczciwe wobec Austrji. Po dwóch
latach wojny odezwało się jeszcze hasło polityki dziel-
nicowej i hasło lojalności, jednych wobec Rosji, a dru-
gich wobec Austrji. Tylko nie wobec Prus.
Zgoda Polaków, która w Austrji drugi raz na tle
państwa polskiego w związku z Austrją i Węgrami
przyszła do skutku, wywołała wrażenie w świecie, bo
rozeszły się wieści, że oddziałała na Polaków w Kró-
lestwie i nawet na emigracji. Otrzymawszy takie infor-
macje, ministerstwo spraw wewnętrznych rosyjskie ro-
zesłało je wszystkim urzędom w d. 26 kwietnia do
wiadomości i wywołało tern memorjał, który w dniu
23 czerwca sześciu członków Dumy i rady państwa
Polaków rozesłało ministrom i dowódcom oddziałów
wojskowych i w którym prostowało usilnie wiadomo-
ści o zwrocie opinji polskiej na rzecz Austrji.
Zgoda Polaków objawiła się zwiększonym ich
wpływem w Austrji. Komitet na ręce ministra spraw
zewnętrznych przedłożył obszerny memorjał w spra-
wie administracji wojskowej austrjackiej w Królestwie,
w którym wykazał, że oficerowie, którym powierzono
administrację, nie są do niej zupełnie uzdolnieni, i za-
żądał oddania części administracji urzędnikom cywil-
nym. Domagał się następnie, ażeby na stanowiska
105
wojskowe w Królestwie mianowano Polaków, a usu-
nięto z nich żywioły wrogie Polakom. Wykazał szcze-
gółowo, jak żywioły te pracują nad podkopaniem za-
ufania ludności do Austrji, które na początku okupa-
cji przez spolonizowanie szkół i dopuszczenie narodo-
wych obchodów się zbudziło. Uskarżył się na niedo-
puszczenie żywiołów miejscowych do administracji,
nawet do szkolnej, na uchylanie samorządu gminnego,
na politykę przemysłową obliczoną na korzyść au-
striackich karteli i t. d. Nie omieszkał wytknąć, że
administracja na terenie okupacji niemieckiej w kilku
kierunkach lepszą jest i przyjaźniejszą Polakom. Wielki
nacisk położył wreszcie Komitet na to, że gubernja
chełmska wyłączona przez Dumę rosyjską z Króle-
stwa, chociaż zajęta przez wojsko austrjackie, nie pod-
lega dotychczas jenerał-gubernatorowi w Lublinie i ad-
ministrowana jest osobno razem z kilku powiatami
wołyńskimi.
Tym razem memorjał ten odniósł skutek. Minister
spraw zagranicznych br. Burian, widząc, że widoków
monarchji na Królestwo nie można poświęcać bucie
i krótkowidzeniu sfer wojskowych, postawił się wobec
nich i uzyskał, że już 5 czerwca 1916 gubernja chełm-
ska uznaną została za część Królestwa, a w tymże
miesiącu na okupacji austrjackiej zorganizowano admi-
nistrację cywilną w rękach urzędników Polaków pod
kierunkiem Madejskiego i przekazano jej znaczną część
agend sprawowanych dotychczas przez zarząd woj-
skowy. Stosunki nie bez tarć z wojskowością zaczęły
się zmieniać na lepsze.
Zmienić się miało na lepsze także z legjonami,
które mężne i karne w boju, poza tern przedstawiały
106
obraz rozpolitykowania1. Stawiani na ich czele jene-
rałowie austrjaccy Polacy najpierw Durski, potem Pu-
chalski, z trudem tylko zdołali utrzymać karność. Obok
komendanta powstała rada pułkowników, dyskutująca
o legjonach, która w końcu pod wpływem Piłsud-
skiego postawiła żądanie wydzielenia legjonów z ar-
mji austrjackiej i utworzenia z nich osobnego pol-
skiego wojska, inaczej zaś ich rozwiązania. Podanie
to poparł komendant legjonów jenerał Puchalski,
a Komitet krakowski w d. 26 czerwca 1916 uchwalił
zwrócić się do ministerstwa spraw zewnętrznych i na-
czelnej Komendy armji z pismem, żądającem stworze-
nia warunków ideowych dla wzrostu legjonów pol-
skich i warunków rozszerzenia podstaw polityki legjo-
nowej. Pismo wykazało ujemne skutki braku urzędo-
wego oświadczenia, dotyczącego celu wojny Austro-
Węgier w sprawie polskiej, a z drugiej strony wyka-
zało wpływ doniosły, któryby złożenie takiego oświad-
czenia wywarło na rozwój legjonów i ich idei. Stąd
płynie konieczność domagania się od rządu Austro-
Węgier deklaracji w sprawie polityki polskiej. Pismo
stwierdzało, że naród polski uważa legjony za wojsko
polskie i że żądaniem narodowem jest nadanie łegjo
nom komendy z ludzi pochodzących z szeregów le-
gjonów polskich.
Zdając sobie sprawę, jak dalece spełnienie tych
życzeń zależy od poparcia ich przez wszystkie stron-
nictwa, Komitet zwrócił się do przedstawicielstwa trzech
grup politycznych Królestwa, t. j. Koła międzypartyj-
nego, Ligi państwowości polskiej i Komitetu lewicy
1 A. Ł. „Przesilenie w legjonach". (Przegląd polski. Fry-
burg szwajcarski 1916. Zeszyt Ifl).
107
z propozycją odbycia wspólnej narady, mającej okre-
ślić stosunek tych grup do Komitetu krakowskiego
ii jego instytucji. Życzenie to pozostało bez żadnego
skutku. Jeździł w tej sprawie wiceprezes Komitetu Ja-
worski w sierpniu 1916 r. do Warszawy i ani u re-
alistów ani w stronnictwach lewicy nie znalazł po-
parcia.
Zanim jeszcze w sprawie przekształcenia legjonów
zapadła decyzja, pułkownicy legjonów w d. 30 sierp-
% mia przedstawili Komitetowi żądania swoje wychodzące
poza zakres memorjału wniesionego do naczelnej Ko-
mendy, bo domagające się od Komitetu, aby porozu-
miał się z delegacją stronnictw w Warszawie celem
stworzenia prowizorycznego rządu polskiego, przed
którym komenda legjonów własna powinna być od-
powiedzialną, aby dalej we wszystkich sprawach woj-
skowych powoływaną była komisja wojskowa złożona
z wyższych oficerów frontu, zaś zniesiony wojskowy
departament Komitetu i wstrzymany werbunek aż do
spełnienia wszystkich żądań, a łegjony cofnięte z frontu
na spoczynek.
Żądanie, skierowane przez Komitet do Austrji,
w ciągu najbliższych miesięcy uwieńczył natomiast
skutek. Dnia 20 .września cesarz austrjacki zezwolił,
aby legiony polskie nosiły nazwę „Polskiego korpusu
posiłkowego u, rozszerzone zostały na dwie pełne dy-
wizje piechoty, otrzymały narodowe chorągwie pol-
skie, a oficerowie austrjaccy, przydzieleni do legjonów,
nosili mundur legjonowy.
Akt ten, wieńczący dawne życzenia legjonów, ze-
szedł się z dymisją Piłsudskiego. Dla poparcia swo-
ich żądań wniósł był Piłsudski podanie o dymisję je-
szcze 25 lipca. Komenda armji zwlekała z jej załatwię-
108
niem, gdy jednak Piłsudski z końcem sierpnia przestał
spełniać rozkazy komendy niemieckiej, której z bry-
gadą swoją podlegał, Niemcy zażądali jego bezzwło-
cznego usunięcia. Otrzymał najpierw urlop, a nastę-
pnie dymisję.
Sprawę tę wyjaśnił Komitet lewicy w osobnym ko-
munikacie wydanym d. 6 października: Wyruszający
w d. 6 sierpnia 1914 r. do boju z Rosją, poddali się
kompromisowi, którym było utworzenie legjonów i na-
czelnego Komitetu narodowego. Komitet miał z legjo-
i nami współdziałać w utworzeniu samodzielnego rządu
polskiego, zdobyć dla niego uznanie u mocarstw sprzy-
mierzonych i uzyskać zapowiedź niepodległej ojczy-
zny. Pokazało się jednak, że Komitet tego spełnić nie
może i nie umie. Komitet nie zdobył się na energję,
chociaż stronnictwa niepodległościowe po zajęciu War-
szawy zaznaczyły w d. 1 września 1915 r., że żołnie-
rza dalej dawać nie będą, że postanowiły to odroczyć
do czasu, gdy odpowiedzialna reprezentacja Królestwa
polskiego poweźmie miarodajną dla całego społeczeń-
stwa decyzję. Komitet owszem wbrew ich woli i w watce
z niemi prowadził werbunek w Królestwie, a podtrzy-
mywał sztucznie słabe grupy tutejszerby tylko można
było wykazać się w Wiedniu, że są u nas żywioły,
które tak samo myślą, jak Komitet. Wówczas Piłsud-
ski, nie doczekawszy się pomocy od Komitetu i od
Królestwa, rozpoczął akcję na własną rękę i zwracał
się do naczelnej Komendy austrjackiej armji z żąda-
niem uzależnienia legjonów od władzy narodowej. Da-
remne były jednak jego oświadczenia, że jeśli to uczy-
nionem nie zostanie, on nadal odpowiedzialności przyj-
mować nie może. Nie mógł nas i jego łudzić pro-
jektowany w ostatnich czasach korpus, który istoty
109
rzeczy nie zmieniał i sprawa została ostatecznie za-
łatwiona przez dymisję... Odpowiedzialność za to spa-
da w Królestwie na żywioły, które trwają w bierności
i te, które fałszywie tendencje jego przedstawiają,
w Galicji na naczelny Komitet narodowy. Wywód koń-
czył się oświadczeniem, że dla stworzenia armji wszyst-
kie siły wytężyć potrzeba.
Komitet lewicy zerwał stosunki z Komitetem kra-
kowskim, a dwaj niepodległościowcy z Królestwa wy-
stąpili z Komitetu.
Pojawiły się próby rozbicia legjonów. Oficerowie
najwięcej oddani Piłsudskiemu, wnosili tłumnie dymi-
sje. Komitet lewicy rozpoczął gorliwą agitację. Obu-
dził się jednak przeciw temu opór. Akt z d. 20 wrze-
śnia oznajmili oficerom i żołnierzom wojska polskiego
w polu brygadjerzy Józef Haller, Marjan Januszajtis
i Zygmunt Zieliński, oświadczając, że niezłomnie trwać
będą na raz obranej drodze, bo obowiązek Polaka jest
równoznaczny z obowiązkiem żołnierza w szeregach,
na których sławę złożyły się walki i krew legjonów.
Obowiązek ten, powiedzieli, pełnić będziemy nadal,
biorąc pełną odpowiedzialność przed wami i narodem
za nasze stanowisko i czyny. Pułkownik Sikorski,
przybywszy do Warszawy, wyjaśniał sprawę na licznych
zebraniach. Komitet krakowski w d. 18 października
1916 wezwał legjony do wytrwania aż do bliskiego
powstania państwa i utworzenia armji polskiej. Toż
samo czyniła Liga państwowości polskiej, klub pań-
stwowców, narodowy związek chłopski, Liga ko-
biet i różne zrzeszenia bezpartyjne. Legjony przesu-
nięte z Wołynia na front litewski do Baranowicz, wy-
trwały.
110
W chwili, kiedy się to działo, wskrzeszenie państwa
polskiego było już rzeczą pomiędzy Niemcami a Au-
strją rozstrzygniętą.
Długo, za długo, przez dwa lata przeciągały się ich
pertraktacje, w których oprócz obu monarchów i ich
ministrów, zabierały także głos naczelne Komendy woj-
skowe. Przebieg rokowań toczących się pomiędzy rzą-
dami państw zależał też bardzo od przebiegu wojny,
od przewagi, jaką każde z tych państw na froncie
wschodnim okazywało. Klęska Austro- Węgier w pierw-
szych miesiącach wojny i uratowanie ich przez armje
niemieckie, odbiło się w tern, że Niemcy, a nie Austrja
zajęły Warszawę, a że tern samem zdobyły sobie prze-
ważny wpływ na Królestwo. Dochodziły jednak Pola-
ków wiadomości, że pomimo tego w zimie 1915 r.
gotowe były oddać Królestwo Austrji, ale pod warun-
kiem, że interesy ich ekonomiczne i militarne w Kró-
lestwie będą zabezpieczone.*) Minister spraw zewnętrz-
nych bar. Burian nie chciał przyjąć oferty pod tak
uciążliwymi warunkami, bo wierzył najmocniej w to,
że Królestwo w końcu musi przypaść Austro Węgrom.
Gdy jednak w maju 1916 r. spadła na nie klęska pod
Łuckiem, dostały się w zupełną zależność militarną
od Niemiec. Sztab jeneralny niemiecki, oceniając trze-
źwo położenie, przedstawił na wspólnych naradach,
że siły mocarstw centralnych się wyczerpują, kiedy
koalicja czerpie je z nieprzejrzanych zasobów. Pomoc
istotna może Niemcom i Austrji przyjść tylko z Polski
z pod zaboru rosyjskiego, w którym Rosja nie mogła
przeprowadzić całej mobilizacji i który armję docho-
dzącą do miljona mógłby wystawić. Szło o to, jak do
* Ważny ten epizod nie jest dotychczas ponad wszelką
wątpliwość stwierdzony. Zaprzeczał go minister bar. Burian.
111
jej utworzenia nakłonić Po)aków? Jenerał austrjacki
Conrad wyraził wątpliwość, czy się to uda; za to je5-
neFał-gubernator warszawski Beseler, opierając się na
tern, co od Polaków niejednokrotnie słyszał, oświad-
czył, że Polacy stworzą armję, byle im ogłosić nie-
podległe państwo. Dla Prusaków, dla Głównej Ko-
mendy niemieckiej przez nich opanowanej, był to wa-
runek twardy, ale przyjęli go, skoro nie było innej
drogi.
Wysunęły więc Niemcy projekt utworzenia państwa
polskiego z zjtboru rosyjskiego i zażądały, ażeby to
państwo związane było z Rzeszą niemiecką. Austro-
Węgry zrozumiały, czem im to grozi i zarzekły się
przeciw temu projektowi, ale swojego projektu utrzy-
mać już nie miały siły. Jeśli upaść ma myśl połącze-
nia Królestwa z Galicją w państwo polskie w związku
z Austro-Węgrami, to niech Królestwo utworzy pań-
stwo niepodległe, niezawisłe ani od Austro- Węgier ani
od Niemiec, nie skrępowane żadnemi konwencjami
i bez obcięcia jego granic, czem Niemcy ciągle gro-
ziły. Niewidząc innego sposobu rozwiązania sprawy,
a rade z obalenia myśli pierwotnej austrjackiej dnia
1 1 sierpnia, Niemcy na ten projekt się ostatecznie zgo-
dziły. Austrja, jakkolwiek Niemcy natrząsali się z jej
słabości, okazała w tern swoją siłę, bo Niemcy osta-
tecznie na tego sprzymierzeńca musiały się oglądać.
Polacy, którzy ją uważali nieraz za narzędzie Niemiec,
zawdzięczali jej pierwsze uznanie niepodległości. Tak
we dwa lata po wypowiedzeniu wojny, z pokonania
Rosji siłami Niemiec i. Austro-Węgier i z rywalizacji
pomiędzy temi dwoma państwami narodziło się pań-
stwo polskie niepodległe, chociaż tylko do zaboru ro-
syjskiego ograniczone. Oba mocarstwa zobowiązały
112
się utworzyć niepodległe Królestwo polskie z dzie-
dziczną monarchją i rządem konstytucyjnym oraz z wła-
sną armją jednolitą, na razie pod dowództwem nie-
mieckiem. Zamiar utworzenia tego państwa ma być
jak najrychlej przez obu monarchów ogłoszony, urzą-
dzenie państwa ma później nastąpić. Polska ma otrzy-
mać Wilno, a granice jej, o ile tylko przy zawarciu
pokoju da się to osiągnąć, mają być jak najdalej na
wschód wysunięte. Polska ma być przyjętą do przy-
mierza z obu mocarstwami i jej zewnętrzna polityka
do tego będzie się stosować. Oba mocarstwa gwaran-
tują sobie dotychczasowy stan posiadania w ziemiach
polskich. Niemcy żądały rektyfikacji swojej granicy
z państwem polskiem ze względów militarnych, ogra-
niczonej do koniecznej potrzeby, żądały wciągnięcia
państwa tego do swojego związku cłowego, żądały
uchylenia podwójnej okupacji i zaprowadzenia jedno-
litej administracji, ale na to bar. Burian się nie zgodził.
Czynniki decydujące w Austro- Węgrach miały po-
czucie podwójnej przegranej. Traciły widoki przyłącze-
nia Królestwa i zwiększenia monarchji dwunastu miljo-
nami polskiej ludności, traciły równocześnie przywią-
zanie, z jakiem Polacy w Galicji odnosili się dotych-
czas do Austrji. Było rzeczą do przewidzenia, że Po-
lacy galicyjscy grawitować będą do niepodległego pań-
stwa polskiego i że do różnych irredent narodowych*
trapiących monarchję, przybędzie nowa, polska. Wy-
rażając te obawy, minister Burian zaraz po dojściu do
skutku porozumienia z Niemcami zwrócił się do Bo-
brzyńskiego z zapytaniem, jaka na to może być rada?
Otrzymawszy odpowiedź, że przeciw irredencie można
oddziałać tylko udzieleniem Galicji takiej autonomji,
aby ludność jej nie miała powodu zazdrościć zbytnio
113
rodakom swoim w Królestwie, przyjął tę radę i uzyskał
dla niej zgodę ministra- prezydenta austrjackiego i ce-
sarza. Nadanie autonomji Galicji postanowiono ogłosić
równocześnie z proklamacją Polski niepodległej. Pro-
klamacja ta z powodu rokowań o jej brzmienie od-
wlekła się nieco i nastąpiła dopiero d. 5 listopada
1916 r.
Monarchowie Austro-Węgier i Niemiec postanowili
z ziem polskich . wydartych z pod panowania rosyj-
skiego utworzyć samoistne państwo z dziedziczną mo-
narchią i konstytucyjną formą rządu. Granice jego
oznaczone będą później. W przyłączeniu do obu mo-
carstw sprzymierzonych nowe Królestwo znajdzie rę-
kojmię, której potrzebuje dla swobodnego rozwoju
swoich sił. We własnej armji żyć mają nadal sławne
tradycje wojsk polskich z dawnych czasów i pamięć
0 tych Polakach, którzy w ostatniej wielkiej wojnie
brali udział. Organizacja, wyszkolenie i kierownictwo
tej armji uregulowane będą za wspólnem porozumie-
niem. Sprzymierzeni monarchowie żywią niezłomną
nadzieję, że życzenia co do państwowego i narodo-
wego rozwoju Królestwa polskiego spełnią się odtąd,
przy nieodzownem uwzględnieniu zarówno ogólnych
politycznych stosunków Europy, jako też pomyślności
1 bezpieczeństwa ich własnych krajów i ludów. Wielkie
zaś mocarstwa, które od zachodu z Królestwem pol- *
skiem sąsiadują, z radością patrzeć będą, jak na ich
1 Marjan Seyda: „Proklamacja austro-niemiecka". (Przegląd
polski we Fryburgu szwajcarskim 1916. Zeszyt IV.).
„Le manifeste du 5 Novembre et Topinion polonaise".
Extrait du Moniteur polonais 1917. Lausanne.
„Wyjście z błędnego Koła". Dyskusja w państwach czwór-
przymierza. Bez daty i miejsca druku.
Wskrzeszenie Państwa Polskiego. 8
114
granicy wschodniej powstaje i zakwita nowe państwo,
wolne, szczęśliwe i cieszące się ze swego życia naro-
dowego.
Manifest ten ogłoszony został d. 5 listopada 1916
uroczyście przez jenerał-gubernatora na zamku w War-
szawie i przez jenerał-gubernatora lubelskiego w jego
pałacu w Lublinie; przyjęty okrzykami przez zgroma-
dzonych notablów i pieśnią „Jeszcze Polska nie zgi-
nęła", której wtórowały tłumne na ulicach rzesze
VIII.
PRZYJĘCIE MANIFESTU
Wrażenie manifestu.
Próba utworzenia armji polskiej przez Niemców-
Zapowiedź Sejmu i Rady stanu.
Komitet petersburski.
Ustępstwa rosyjskie.
Po stu przeszło latach- wstawało z martwych pań-
stwo polskie. Zgładzone przy trzecim rozbiorze, bu-
dziło się do życia nie wskutek zbrojnego powstania
i nie wskutek pomocy tylekroć oczekiwanej państw
zachodnich, lecz niezbadanem zrządzeniem Opatrzności
wśród wojny między trzema mocarstwami rozbioro-
wemi, jako czyn dwóch z pośród nich, z których jedno
Polakom od pół wieku sprzyjało, drugie imienia pol-
skiego było do niedawna śmiertelnym wrogiem.
Wrażenie, które manifest wywołał w Europie, można
porównać tylko z wrażeniem tłumu, który nagle ujrzał
człowieka wstającego z grobu. Rosja, która od wieku
trzymała straż nad grobem Polski, odepchnięta teraz
od niego, podniosła krzyk, aby kamień grobowy jak
najrychlej przywalić, a wtórowali jej w tern wszyscy
jej sprzymierzeńcy: Francja, Anglja i Włochy, wyści-
gając się w tern nawzajem i tłómacząc Polakom, że
w nowym całunie autonomicznym, jaki im sprawi Ro-
sja, będzie im najlepiej. Wielu w to uwierzyło.
Dnia 14 listopada rząd rosyjski przez dyplomatycz-
nych swych zastępców w państwach neutralnych zało-
^ 8*
116
żył uroczysty protest przeciw pogwałceniu prawa mię
dźynarodowego przez ogłoszenie manifestu, uznał ten
akt za nieważny i stwierdzał, że prowincje Królestwa
polskiego nie przestały być częścią państwa rosyjskiego,
a mieszkańcy ich są zobowiązani przysięgą złożoną na
wierność cesarzowi. Równocześnie minister Protopo-
pow w Dumie rosyjskiej potwierdził odezwę wielkiego
księcia Mikołaja z 14 sierpnia 1914 r. Na to ministro-
wie francuski i angielski w telegramach z d. 16, a włoski
w telegramie z d. 17 listopada powitali protest rosyjski,
a wyrazili radość z powodu przyobiecanej Polsce au-
tonomji i zjednoczenia, a następnie wszystkie trzy rządy
wręczyły państwom neutralnym protest swój przeciw
niepodległości Polski i zamierzonej armji polskiej. To
też minister rosyjski Protopopow w d. 2 grudnia zapewniał,
że wynik walki, która Rosję czeka, jest przesądzony,
ale wymaga jeszcze niemałego natężenia. Wróg w dal-
szym ciągu zajmuje część naszego terytorjum. Należy
nam je odwojować i temsamem wrócić siłą oręża cza-
sowo oderwane Królestwo polskie. Tego mało. Po-
winniśmy wyrwać wrogom odwieczne zakordonowe
ziemie polskie i chcemy na nowo stworzyć swobodną
Polskę w etnograficznych jej granicach i w nierozer-
walnej łączności z Rosją.
Kto przypuszczał, że ogłoszenie niepodległej Polski
i wprowadzenie jej w grono państw europejskich po-
witane będzie przez wszystkich Polaków jednym okrzy-
kiem triumfu, ten się omylił. Naród polski, podzielony
od początku wojny na dwa obozy, zachował ten po-
dział także wobec manifestu o niepodległem polskiem
państwie. W najbliższych dniach po jego proklamacji
pojawiło się mnóstwo odezw i deklaracyj polskich
stronnictw politycznych, korporacyj i instytucyj.
117
jedne z nich, chociaż manifest zjednoczenia ziem pol-
skich nie zapowiadał, wypowiedziały radość z ogłoszenia
niepodległości. Drugie dlatego, że zjednoczenia nie za-
powiadał, wystąpiły przeciw ogłoszeniu niepodległości.
Dwie te myśli przewodnie, wyrażane poczynając od
najwyższego uniesienia i modlitwy dziękczynnej do
Boga, przechodziły przez całą skalę uczuć, ażeby skoń-
czyć na proteście i gryzącem szyderstwie.
Na czoło w objawach entuzjazmu wysunęła się Ga-
licja, jej Koło polskie sejmowe i przez nie stworzony
Komitet narodowy. Kiedy Koło polskie w d. 3 paź-
dziernika 1916 zebrało się na narady w Krakowie1,
a prezes jego Biliński oznajmił mu, że projekt połą-
czenia Galicji z Królestwem upadł i Galicja ma otrzy-
mać autonomję, powstała w Kole taka burza na mi-
nistra Buriana, że uchwalono mu votum nieufności.
Gdy jednak ochłonięto z pierwszego wrażenia i prze-
konano się, że muru się głową nie przebije, gdy pań-
stwo polskie niepodległe, chociaż tylko z zaboru ro-
syjskiego powstające, zostało ogłoszone, fakt ten po-
ruszył do głębi uczucia i wyobraźnię społeczeństwa
polskiego w Galicji. Dnia 12 listopada zebrało się Koło
polskie sejmowe na uroczyste posiedzenie, na którem
prezes Biliński żywą, serdeczną radością powitał fakt,
że jedna z dzielnic zyskuje samodzielny byt państwowy
i złożył hołd i najgorętszą podziękę wielkodusznemu
monarsze, wraz z zapewnieniem niezłomnej wierności
i najgłębszej wdzięczności za rozszerzenie autonomji
Galicji. Mowę tę przyjęto okrzykiem na cześć cesarza
i okrzykiem na cześć Polski naszej, Polski wolnej*
: „Dwa posiedzenia" (Komisji politycznej 29. VII w Wiedniu
i Koła polskiego w Krakowie 3. X 1916). Drukowane jako rę-
kopis. Bez miejsca druku.
118
Polski niezawisłej! Koło polskie i Komitet narodowy
miały uczucie, że do ogłoszenia państwa polskiego
przyczyniły się walką legjonów, do której d. 16 sierp-
nia dały hasło. Chociaż ani Galicja ani Poznańskie
w skład państwa polskiego wejść nie mają, to Galicja
uzyska szeroką autonomję i rządy swoje polskie nad
wschodnią swoją częścią utrzyma, a położenie Polaków
w Prusiech pod wpływem " państwa polskiego musi się
zmienić. W chórze niekłamanej radości, który się od-
zywał z Galicji, pierwsze miejsce zajęli może ci, któ-
rych płytka frazeologja piętnowała niegdyś mianem
„straży pożarnej" i którym nieraz odmawiana pol-
skiego narodowego poczucia. Jeden z weteranów tego
kierunku, Stanisław hr. Tarnowski, na uroczystemu po-
siedzeniu Uniwersytetu Jagiellońskiego, zaproszony do
zabrania głosu, w ostatniem w swem życiu przemó-
wieniu: 1
„Ogłoszenie" — mówił — „niepodległego państwa
polskiego! To, o czem marzyła, czego pragnęła, za co
cierpiała Polska od półtora wieku, to się stało! to
jest! Pojąc trudno, uwierzyć trudno: a jednak to prawda,
tak jestS... Przywrócenia niepodległości państwa przez
tych, co je zabrali, dzieje świata nie znają.,. Niedocie-
czone są drogi Boskie, a w tym fakcie niepodobna jest
nie widzieć zmiłowania Opatrzności, zrządzenia spra-
wiedliwości. Niewdzięcznością, głupstwem, grzechem
byłoby zamykać serce i oczy na to, co się stało, i nie
schylać głowy w największej pokorze, w najrzewniej-
szej wdzięczności przed tą wszechmocną wolą... Przyjął
Bóg te ofiary, tę krew, te łzy, te boleści, te modły,
1 Stanisław Tarnowski: „Po ogłoszeniu niepodległości Pol-
ski (przy obchodzie w Uniwersytecie Jagiellońskim 4 grudAli
1916)n. Kraków 1916.
119
co się od rozbiorów z tej ziemi do nieba wznosiły...
Ale w tej chwili, w której ta nowa Polska powstaje,
zwraca się myśl i uczucie do tych wszystkich walk
o niepodległość4*...
Nie mniej gorąco odezwał się na uroczystem po-
siedzeniu miasta Warszawy jej przewodniczący Bru-
dziński:
„Powracamy do swego, w mękach i bólu w tru-
dach i znoju odbudować Ojczyznę naszą wolną i nie-
podległą. Przyjdzie nareszcie chwila, gdy na terenie
międzynarodowym będziemy mieli własnych rzeczni-
ków, gdy na zamku zasiądzie nasz własny polski król,
gdy naszego honoru narodowego bronić będą i naszych
własnych granic pod narodowym sztandarem nasze
własne polskie wojska. W jak cudne słowa ubrałby
chwilę obecną ten, który rzekł niegdyś w chwilach roz-
paczy do narodu: „Ojczyzno moja, jak cię cenić, ten
się tylko dowie, kto cię stracił".
< Wobec tych słów Tarnowskiego czy Brudzińskiego,
jakąż antytezą było odezwanie się polskiego członka
petersburskiej Rady państwa Szebeki :
„Austro- Niemcy ogłaszają niezawisłość Królestwa
polskiego, licząc na zaćmienie polskich umysłów mi-
rażem upragnionej wolności i na usprawiedliwienie tą
„niezawisłością" szatańskiego zamiaru przymusowego
wyzyskania żywej siły Polski w swych przerzedzonych
szeregach... Niezawisłość fałszywa, jak flaga zatknięta
dla przewozu kontrabandowego towaru za cenę wciąg-
nięcia narodu-męczennika w rzeź bratobójczą". Jakiego
brata miał przytem mówca na myśli?
Słowa te rywalizowały z wynurzeniami socjalde-
mokracji Królestwa polskiego i Litwy:
.Niepodległa Polska! Szalbierze dyplomatyczni śmieją
120
się w kułak z tej n niepodległości". W jakiż sposób
może zachować swą niepodległość mały skrawek ziemi
wciśnięty między trzy kolosy militarne?... Dziś, kto
pożreć nie potrafi, sam zostanie pożarty. I dziś to
obiecują nam darowanie Polsce niepodległości. Cy-
niczne szyderstwo!... A lud polski, który ginął dla trzech
rządów rozbiorowych, ma teraz dźwignąć sobie nowy,
czwarty tron i potokami krwi podnosić jego chwałę".
W innych protestach więcej było poczucia godności
narodowej i umiarkowania, a wszyscy passywiści wy-
stąpili z nimi: Koło międzypartyjne ze swoimi sympa
tykami, na emigracji Dmowski z Piltzem, Marjanem
Seydą, Maurycym hr. Zamoyskim i kilkunastu innymi
Polakami w Lozannie, Paderewski z wydziałem naro-
dowym polskiego Komitetu ratunkowego w Ameryce.
Protest Dmowskiego - miał osobliwsze znaczenie, bo
ogioszony został 1 1 listopada przed protestem koalicji
i służył do przekonania jej, że Polacy nie idą za ma-
nifestem. Sienkiewicz, nagabywany o podpisanie tego
protestu, odmówił.
W krytyce manifestu wyzyskiwano oczywiście wszyst-
ko to, na co nie dawał odpowiedzi, a więc przede-
wszystkiem brak określenia granic polskiego państwa.
Jeżeli granica jego wschodnia wobec toczącej się jesz-
cze wojny z Rosją podaną być nie mogła, to rzecz ta
jest zrozumiałą i może być nawet tłómaczoną na ko-
rzyść Polski. Ale dlaczego nie stwierdzono obecnej
granicy pruskiej i nie uchylono zmory jej rektyfikacji?
Domyślano i nie mylono się w tern, że kwestja ta jest
otwartą i stanowi przedmiot wielkich targów, w któ-
rych Austrja broniła granicy Królestwa wobec głów-
nego sztabu niemieckiego.
Ogłoszenie niepodległego państwa polskiego wzmo-
121
cniło i pomnożyło szeregi aktywistów, do których
przystępowali teraz ci, którzy do pracy około budowy
państwa chcieli się zabrać. Znaleźli się pomiędzy nimi
tacy, którzy nie przychylając się ani do orjentacji ro-
syjskiej ani też . do austrjackiej, szli tylko za hasłem
niepodległości, a teraz ujrzawszy je urzeczywistnione,
chociaż na ciaśmejszym obszarze, ulegli wpływowi tego
hasła. Było takich wielu także na emigracji, którzy
i nadal oczekiwali wszystkiego od państw zachodnich,
ale nie dali w siebie wmówić, że budowanie państwa
polskiego w Warszawie ma być dla Francji czy Anglp
kamieniem obrazy. August Zaleski, Bolesław Motz
i inni bronili tegp przekonania na emigracji publicy-
stycznie, inni wracali do kraju, a do nich należał Jan
Kucharzewski, który wśród aktywistów w Warszawie
zaczął wybitną odgrywać rolę.
Obóz passywistyczny, chociaż mocno wyszczerbiony,
wytrwał jednak w swej opozycji. Naginający się zrę-
cznie do zmieniających się okoliczności, ubrał się te-
raz w stare hasło „neutralności". Polacy mogą przyjąć
to, co im państwa neutralne dają, i mogą wziąć w tern
udział, ale tylko o tyle, o ile przez to ich neutral-
ność wobec koalicji nie jest postawioną na próbę.
Mogą więc wziąć udziar w instytucjach dobroczyn-
nych, ekonomicznych, szkolnych, samorządnych, sądo-
wych i t. p. Tego im nawet Rosja nie może wziąć za
złe. Ale nie mogą wziąć udziału w rządzie, któryby za-
warł przymierze z państwami centralnemi i wystąpił
do wojny z Rosją. Aflogliby nawet poprzeć legjony czy
wojsko polskie, ale tylko wówczas, gdyby ono był©
wojskiem czysto obronnem, a nie było przeznaczone do
wojny z Rosją.
Wystąpiło z tą teorją przed innemi stronnictwo re-
122
alistów. Krytykując proklamację z dnia 5 listopada,
oświadczyło, że obecne warunki okupacyjne są w wy-
sokim stopniu uciążliwe i dlatego wskazane są wszelkie
starania, podjęte celem zmiany obecnego położenia, już
przez zaniechanie ciężkiej w skutkach ekonomicznych
dla kraju gospodarki, już to przez powierzenie Pola-
kom niektórych gałęzi życia publicznego, jak sądow-
nictwa i szkoły. Natomiast zabiegi o stworzenie obe-
cnie już armji polskiej i ujęcie w nasze ręce admini-
stracji kraju są wręcz przeciwne woli znacznej więk-
szości ludności polskiej *.
W trudnem położeniu znaleźli się posłowie polscy
w sejmie pruskim. Ze wszystkich Polaków oni właśnie
mieli najwięcej powodów do wniesienia protestu prze-
ciw proklamacji, która ich do państwa polskiego nie
dopuszczała. Nie byłaby ich wstrzymała od wniesienia
protestu mowa ministra Lobelia, który bronił utwo-
rzenia państwa polskiego vtem, że zabezpieczy Niemcy
od wschodu, że fakt ten przypieczętowany jest krwią
legfonów, a umocniony będzie, jeśli nowe batałjony
1 Kolportowano w lipcu 1916 r. „Koncepcję rozwiązania
sprawy polskiej przez członków klubu międzypartyjnego w War-
szawie4*, o której nie mogg powiedzieć, czy wśród nich na-
prawdę się urodziła, czy też jest na nich gryzącą satyrą. Brzmi
jak następuje:
1) Rządy państw centralnych ogłaszają utworzenie państwa
polskiego i wybierają jednego z książąt krwi na panującego
2) Równocześnie legjony zostają odwołane z frontu. 3) Król
polski, ewentualnie zwołany sejm konstytucyjny ogłasza neu-
tralność Polski, uchwala podatki i tworzy armję (legjony jako
kadry). 4) Jeżeli państwa sąsiednie neutralność tę uznać ze-
chcą, to Polska w dalszej wojnie udziału nie bierze. W razie
nieuznania neutralności przez Rosję, armja polska podąży na
granicę i prowadzić będzie wojnę defensywną w obronie wła-
snego kraju.
123
ochotnicze bronić będą Polski od niebezpieczeństwa
zagrażającego od wschodu. Zastrzegając się, że Niemcy
nie odstąpią państwu polskiemu piędzi swej ziemi, za-
powiedział po wojnie rewizję ustawodawstwa i praktyki
administracyjnej przychylną dla ludności polskiej, ale
zatrzymanie ochrony niemieckości w prowincjach
wschodnich. A jednak Polacy protestu nie wnieśli, bo
uprzedziła ich w tern hakaty styczna większość sejmu
pruskiego, z innych naturalnie powodów. Przerażona
powstaniem państwa polskiego u granic Prus i prze-
widując oddziaływanie jego na Polaków w Prusach,
większość ta zaraz w d. 20 listopada zażądała od
rządu wojskowych, gospodarczych i ogólno politycz-
nych gwarancyj dla Niemiec w państwie polskiem, zaś
nienaruszenia niemieckiego charakteru prowincyj pru-
skich na wschodzie. Protest polski przeciw utworzeniu
polskiego państwa byłby oczywiście wodą na młyn
hakatystów. Dlatego mówca polski ks. Styczyński wniósł
protest, ale przeciw żądaniu hakatystów, które wielką
większością uchwalone zostało, a oświadczył, że ma-
nifest cesarzów napełtiia nas zadowoleniem, ponieważ
wynikł ze świadomości międzynarodowego charakteru
sprawy polskiej i w zasadzie uznaje prawo narodu
polskiego do utworzenia państwa samodzielnego.
Cechą charakterystyczną wszystkich protestów było
zresztą to, że żaden z nich nie wspomniał już o auto-
nomji Polski w obrębie rosyjskiego państwa, lecz
wszystkie przeszły na stanowisko Polski niepodległej
Było to niezaprzeczonym skutkiem manifestu.
Koalicja nie myliła się wcale twierdząc, że ogło-
szenie niepodległości Polski wywołane było zamiarem
wyciągnięcia z niej licznego żołnierza. Przyrzekając
124
wystawienie czterech do pięciu dywizyj polskich już na
miesiąc kwiecień 1917 r., a potem dalszych, jenerał
Beseler stawiał żądanie, ażeby w Królestwie uchylić
podwójną okupację i podwójną administrację.
Chociaż jednak połączenie okupacji w Królestwie
w jednę całość wydawało się niezbędnym warunkiem
nietylko szybkiego utworzenia wojska polskiego, ate
także warunkiem organizacji polskiego państwa, to
bar. Burian sprzeciwił się temu żądaniu stanowczo,
obawiając się, żeby cofnięcie okupacji austrjackiej
z Królestwa nie było zrozumiane jako wyrzeczenie się
wszelkiego wpływu Austro-Węgier na utworzenie pol-
skiego państwa i oddanie go pod wyłączny wpływ
Niemiec. Układy skończyły się kompromisem, który
nie zadowolnił ani Niemiec ani też Austrji, a nie wy-
szedł na korzyść Polski. Niemcy otrzymały dowództwo
wojska polskiego, które miało powstać, ale Austrja
zatrzymała swoją okupację.
Utrzymując tę okupację Austro-Węgry otrzymały
tern samem współudział w organizacji tego wojska.
Każdy szczegół tej organizacji wymagał porozumienia
się dwóch generał-gubernatorów, dwóch komend na-
czelnych, niemieckiej i austrjackiej, a ewentualnie dwóch
monarchów i ich rządów. Proceder ten byłby prze-
wlekał i utrudniał utworzenie polskiego wojska nawet
w tym przypadku, gdyby pomiędzy oboma stronami
panowała najlepsza harmonja i zgoda. Było do niej
jednak daleko. Przebieg wojny zaznaczony klęskami
Austrji, wyrodził u Niemców poczucie wyższości i butę,
której nie umieli ukryć, zaś u Austrjaków poczucie
pokrzywdzenia, które stopniowało się aż do tego, że
nie umieli ukryć radości z niepowodzeń wojsk niemie-
ckich. Polacy w Królestwie stali się też przedmiotem
125
ntetyle współdziałania, ile rywalizacji rządów i komend
obu mocarstw, co oczywiście odbijało się na nich fa-
talnie i przeszkadzało wszelkim próbom konsolidacji.
Układ o Polskę przyszedł pomiędzy mocarstwami
do skutku bez udziału Polaków. Nawet Austro-Węgry
nie dopuściły ich do udziału, a miały takich, jak kil-
kakrotny minister i prezes Koła i Komitetu krakow-
skiego Biliński, jak Adam hr. Tarnowski, który jako
poseł austrjacko- węgierski w Sofji do przymierza na-
kłonił Bułgarję, a mianowany ambasadorem w Wa-
szyngtonie, niedopuszczony tam wskutek zepsucia się
stosunków do tej funkcji, był do dyspozycji ministra
spraw zagranicznych. O to, czy Polacy zgodzą się na
wystawienie armji, pytano Beselera i Conrada, ale nie
zwołano notablów polskich i nie postawiono ich wo-
bec alternatywy, że mogą mieć ogłoszoną niepodległą
Polskę, jeżeli zgodzą się na werbunek i na rekrutację
do polskiego wojska. Nie uczyniwszy tego, przesą-
dziwszy o wszystkiem, na kilka dni przed postanowioną
już proklamacją niepodległości, uznano za stosowne
odbyć z Polakami ceremonję jakiegoś układu i oznaj-
miwszy im, co postanowiono, wezwano ich, aby wy-
słali deputację do Berlina i do Wiednia i sformułowali
swoje życzenia. Deputacja, którą prowadził prezes
Rady miasta Warszawy Brudziński, wyjechała i d. 27
i 30 października przedstawiła życzenia. Podnosząc po-
stulat niepodległego państwa żądała ustanowienia re-
genta dla wykonywania pełnej władzy rządowej na
obszarze polskiego państwa, uchylenia granicy pomię-
dzy obiema okupacjami, utworzenia prowizorycznej
Rady stanu z żywiołów miejscowych polskich celem
wypracowania konstytucji i projektów praw oraz zor-
ganizowania polskiej administracji, wreszcie utworzenia
126
przy Radzie stanu departamentu wojskowego do zor-
ganizowania polskiego wojska, którego kadrami mają
być legjony. Ostatni moment realizacji polskiej pań-
stwowości tworzyć powinno proklamowanie króla pol-
skiego, a jako ostateczny akt odbudowania Polski usta-
lenie jej granic przy zawarciu pokoju.
Na życzenia te otrzymała delegacja odpowiedź mi-
nistra Buriana, że na razie jeszcze spełnione być nie
mogą, ale że minister starać się będzie w odpowiednim
czasie życzeniom tym odpowiedzieć, przyczem odwołał
się do tego, że już obecnie w tym kierunku pracowano.
Podobnie kanclerz niemiecki Bethman-Hollweg, nie
wchodząc w szczegółowe życzenia Polaków, wskazał
na to, że Niemcy wspólnie z nimi pracować chcą nad
stopniową budową państwa polskiego. Pokazało się,
że w tych wszystkich tak ważnych punktach ministro-
wie jeszcze się ze sobą nie porozumieli.
Odsyłając przeprowadzenie proklamacji na drogę
dalszych rokowań, mocarstwa przystąpiły zato do na-
tychmiastowego tworzenia armji. Niemcy tworząc nie-
podległe państwo i wojsko polskie, mieli uczucie, że
czynią Kolakom tak wielki dar, iż ci pozostawią im
zupełnie wybór dróg i środków, które do celu pro-
wadzą. Z zetknięcia się zaś ze społeczeństwem poł-
skiem na okupacji wynieśli wrażenie, że społeczeństwo
to, rozbite na tyle stronnictw, samo państwa swego
zbudować nie potrafi. Postanowili więc uszczęśliwiać
Polaków bez nich, a choćby nawet wbrew nim.
Dnia 9 listopada ukazała się nowa proklamacja
obu generał-gubernatorów, w której oświadczyli, że
„groza i niebezpieczeństwo tego ciężkiego czasu wojny
i troska o wojska nasze stojące przed nieprzyjacielem
127
zmusza nas zatrzymać jeszcze tymczasem samym w na-
szym ręku administrację waszego państwa, chętnie jed-
nakże chcemy państwu temu z waszą pomocą już te-
raz stopniowo dać te urządzenia państwowe, które
mają dać rękojmię jego silnemu ustanowieniu, jego
budowie i jego bezpieczeństwu. Przy tern stoi na pierw-
szym pianie polskie wojsko. Jeszcze walka z Rosją się
nie skończyła, jest waszem życzeniem w niej wziąć
udział... Pod ukochanemi przez was barwami i sztan-
darami macie ochraniać waszą ojczyznę... Zbierzcie wa-
szych mężów zdolnych do broni za przykładem wa-
lecznego polskiego legjonu i we wspólnej pracy z ar-
mią niemiecką i sprzymierzoną z nią austro-węgierską
połóżcie podwaliny pod armję polską..."
Proklamacja ta nie rozstrzygnęła pytań, do których
poprzednia, z 5 listopada dała powód. Podejrzliwa
opinja polska, nie wyczytawszy w niej odpowiedzi na
najważniejsze pytania związane z polskiem wojskiem,,
wyciągnęła stąd wniosek, że wbrew naszym żądaniom
są rozstrzygnięte, że wojsko polskie wcielone będzie
do armji niemieckiej, że legjony polskie do tego woj-
ska nie wejdą, że żadna władza państwa polskiego do
tego wojska nie będzie mogła się mieszać, że wojsko
to wysłane będzie na front francuski i t. d.
Na utworzenie wojska polskiego z chwilą prokla-
macji tworzącej państwo polskie Polacy byli przygo-
towani. Nie zapowiadał opozycji Piłsudski, który w d.
5 listopada pod świeżem wrażeniem proklamacji na-
pisał z Krakowa list do jednego z pułkowników legjo-
nów. Winszował w nim towarzyszom broni, że docze-
kali tej chwili triumfu idei naszej. Wspomniawszy dalej,
że z chwilą jego ustąpienia dali wyraz swoim uczuciom
i odpowiednik swego położenia przez podawanie się
128
śo dymisji, wyraził zdanie, że teraz muszą wykazać
uzasadnioną cierpliwość i ufność, że żołnierz polski
w światowej wojnie znajdzie nareszcie ojczyznę w po-
staci własnego rządu, własnego wojska. Nazajutrz d.
6 listopada zebrali się w Warszawie przedstawiciele
Ligi państwowości, Komitetu lewicy i licznych zbliżo-
nych do nich politycznie związków i instytucyj i uchwalili
adres do legjonów, w którym podnosząc ich męstwo
oświadczyli, że dziś najszersze koła społeczeństwa wi-
dzą w nich umiłowane wcielenie najszczytniejszych
ideałów... Naród polski gotów jest z państwami cen-
tralnemi ponieść wszelkie ofiary w obronie swęj pań-
stwowej przyszłości, gotów jest wziąć udział w formo-
waniu wojska polskiego, organizowanego na podstawśe
legjonów przez polskie ministerjum wojny. Tegoż dnia
Piłsudski w liście do Brudzińskiego prostując błędne
wiadomości o nim rozszerzane, wypowiedział swoje
przekonanie, że żołnierz, o ile nie jest najemnikiem,
musi posiadać za sobą rząd, który mu wyznacza cele
i metody, wyznacza wodzów i kierowników... O ileby
Królestwo miało reprezentację polityczną uznaną przez
oba państwa okupacyjne, sprawa byłaby zupełnie roz-
strzygniętą... Z chwilą uformowania czegoś, co jest
polską władzą rządową, natychmiast zwrócę się do niej
z memi powolnemi służbami.
Gdy jednak generał-gubernatorowie w d. 9 listo-
pada zapowiedzieli tworzenie polskiego wojska, naj-
przyjaźniejsza tej myśli Liga państwowości polskiej
oświadczyła się w d. 10 listopada gprąco za tern, ale
stawiając dwa warunki, że armja polska może powstać
tylko na rozkaz i wezwanie organu polskiej władzy
narodowej i że tylko legjony mogą być podwaliną
polskiej armji narodowej. Natomiast „Polska Organi-
129
zacja wojskowa" w d. U listopada wydała odezwę za
utworzeniem polskiej, polskiemu rządowi podlegającej
armji, wzywającą wszystkich zdolnych do noszenia
broni, aby wstąpili do „Polskiej Organizacji wojsko-
wej", prowadzącej dalej dzieło związków strzeleckich
z 1914 r. Beseler nie sprzeciwił się temu, bo do legjo-
nów, reprezentujących kierunek austro- polski, nie miał
nabożeństwa i w pierwszej chwili przypuszczał, że może
na podstawie Polskiej Organizacji wojskowej łatwiej
przyjdzie mu oprzeć wojsko polskie, niezależne zupełnie
od Austrji. Otwarto nawet w Warszawie biura werbun-
kowe Organizacji. Zgłaszający się do nich nie szli pod
broń i usuwali się od wojska, jakie z legjonów miało
się tworzyć.
Nie skończyło się na domaganiu się rządu przed
wojskiem. Dnia 12 listopada Komitet centralny lewicy
zwołał w Warszawie liczne zgromadzenie, na którem
przemawiano, że najpierw musi być zwołany Sejm pol-
ski i utworzony rząd polski, a potem armja. Wygodną
tę drogę przyswoiło sobie zaraz Koło międzypartyjne
i na zebraniu w Lublinie stwierdziło, że realizacja pro-
klamowanej zasady niepodległego państwa polskiego,
odbyć się może tylko przy udziale swego społeczeństwa
polskiego, a to przez prawnie wybranych jego przedstawi-
cieli, do których należy też decyzja o kierunku polityki pol-
skiej i zachowaniu się narodu. Socjaliści poszli najdalej, bo
prawo dysponowania krwią pfoiską przyznawali tylko
takiemu rządowi polskiemu, który będzie się opierał
na zaufaniu szerokich warstw-ludu i na powszechnem
i równem prawie wyborczem. Tłumne zebrania publi-
czne, pochody, okrzyki i manifestacje za armją, insce-
nizowane w Warszawie, a taksamo zawarunkowane,
były też nie poparciem, lecz raczej demonstracją prze-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego.
9
130
ciw armji polskiej takiej, jaką Beseler zamierzał utworzyć.
Wobec tych demcnstracyj jenerał gubernatorowie
pospieszyli z wyjaśnieniami. W odezwie z d. 15 listo-
pada, normującej zgłaszanie się ochotników do wojska
polskiego w urzędach gminnych tłómaczyli, że chcąc
wojsku polskiemu zapewnić uznanie za wojsko państwa
prowadzącego wojnę, potrzeba było przyłączyć je cza-
sowo do wojska niemieckiego pod względem naczel-
nego dowództwa i stosunków prawnych. Co się zaś
tyczy żołdu, utrzymania, ekwipunku, renty inwalidów
i troski o rodziny i sieroty, żołnierze wojska polskiego
będą mieć prawa i przywileje żołnierzy armji niemie-
ckiej. Komunikat ogłoszony d. 18 listopada wyjaśniał
dalej, że wystawienie armji polskiej uskutecznią Niemcy
z współudziałem oficerów austro-węgierskich, zaś
kadry wojska polskiego utworzą legjony polskie (kor-
pus posiłkowy), które cesarz Franciszek Józef odstąpił
armji polskiej. Zgodził się też Beseler na wniosek Ko-
mendy legjonów, aby legjony uznane zostały jako kadry
armji polskiej, aby werbunek oddany został władzom
legjonowym i aby legjony rozmieszczone zostały w War-
szawie i w miastach Królestwa.
Sprowadzono legjony z frontu litewskiego pod Ba-
ranowiczami i rozlokowano je po Królestwie, ażeby
przez przypływ ochotników rozrosły się z kompanij
w bataljony, z bataljonów w pułki i t. d. Komendan-
tem legjonów d. 14 listopada został hr. Szeptycki, do-
tychczas komendant trzeciej brygady legjonów.
Widząc, że bez udziału Polaków organizacji te^o
wojska przeprowadzić się nie da, Beseler przyspieszył
w d. 13 listopada ogtoszenie postanowienia o Sejmie
i o Radzie stanu, oznajmiając, że udał się do swego
131
kolegi w Lublinie z wezwaniem, aby 'Ho tego posta-
nowienia przystąpił.
Rada stanu powstać miała z wyborów 70 posłów
przez sejmiki obwodowe a w Warszawie i Łodzi przez
reprezentację miasta. Posłowie ci wyborem stosunko-
wym powołać mają ośmiu członków Rady stanu, a czte-
rech dalszych mianuje generał-gubernator, który także
obejmuje przewodnictwo. Rada stanu obraduje nad
przedłożonymi jej projektami ustaw, ma także prawo
inicjatywy i przygotowuje uchwały sejmu. Sejmowi
mogą być również przedkładane projekty ustaw do
narady i powzięcia uchwały. Służy mu prawo uchwa-
lania podatków i pożyczek. Ażeby już z góry otrzymał
określone zadania, ma postanawiać o funduszu dota-
cyjnym przewidzianym w ordynacji okręgowej, o fun-
duszu meljoracyjnym krajowym i o funduszu odbudowy
zniszczonych miejscowości. Obrady Rady Stanu i Sejmu,
w których szef administracji, jako komisarz rządowy,
bierze udział, prowadzone będą w języku polskim. Po-
nieważ przeprowadzenie wyborów i potrzebne porozu-
mienie z generał gubernatorem w Lublinie zajmie jesz-
cze dłuższy czas, przeto w porozumieniu z austrjacko-
węgierskiemi władzami ma być jak najrychlej powołaną
prowizoryczna Rada stanu dla Królestwa polskiego.
Powstać więc miała instytucja stanowiąca zawiązek
polskiego rządu, mogąca w sprawie wojska polskiego
z Beselerem współdziałać, ale i ta zapowiedź nie uła-
godziła opozycji.
Nie przyjęli Polacy oferty niemieckiej utworzenia
wojska polskiego rzekomo dlatego, że Niemcy przed
utworzeniem wojska nie zgodzili się na polski rząd
i nie oddali mu władzy. Gdyby jednak Niemcy z Austro-
Węgrami na ten warunek się zgodziły, to i tak wątpić
9*
*
132
należało, czy oferta ich byłaby przez ogół przyjętą
Zapowiadano już warunki dalsze, żądano sejmu przed
utworzeniem rządu, a tern samem odraczano rzecz bez
terminu, bo w czasie wojny o przeprowadzeniu wybo-
rów do sejmu nie mogło być mowy. Większość spo-
łeczeństwa polskiego nie chciała przyjąć oferty nie-
mieckiej, bo nie chciała przyjąć państwa z ramienia
mocarstw centralnych i wystawić wojska, któreby po
ich stronie walczyło. Passywiści nie ukrywali się z tera
przekonaniem. Lewica obawiała się, że przykładając
rękę do utworzenia wojska z ramienia Niemiec, nie
dojdzie do władzy, a skompromituje się w opinji pu-
blicznej, i wolała zamknąć się w konspiracji „Polskiej
Organizacji wojskowej". Liga państwowości polskiej
nie miała siły i odwagi, żeby za przyjęciem oferty
głośno się oświadczyć, uczynił to tylko klub państwo-
wców, nie mający żadnego .wpływu.
Nie było wprawdzie Polaka, któryby wątpił, że
Niemcy zdolni są wystawić znakomite wojsko pol-
skie, że Beseler, zdobywca Antwerpji i Modlina,
włoży w to całą swoją wiedzę i zapał. Wielu, zwłasz-
cza wśród polityków galicyjskich, 'którzy w rządzie brali
praktycznie udział, rozumiało, że prawdziwy rząd pol-
ski może powstać tylko na podstawie polskiego woj-
ska. Wszak trudno żądać, ażeby wojska niemieckie
i austrjackie zaraz z kraju się cofnęły, bo któżby obro-
nił go przed natychmiastowym rosyjskim najazdem?
Trudno zaś pomyśleć sobie rząd polski, któryby wła-
dzę swą w kraju opierał na wojsku obcem i używał
go do przeprowadzenia swoich rozkazów. Wielu rzeczy
można żądać od Niemiec i od Austrji, ale nie tego,
aby ich wojskami rząd polski dysponował. Rozumo-
wano natomiast, że armja polska choćby pod nie-
Ij
133
miecką komendą doda siły żądaniom polskim wobec
Niemiec i wobec Austrji w czasie wojny, a jeszcze
więcej w razie ich zwycięstwa, że rozszerzy granice
państwa polskiego na wschód, w głąb prowincy; i zabra-
nych, w których tyle jest ludności polskiej i pomników
polskiej kultury, ale których żaden pokój nam nie
przyzna, jeśli ich w czasie wojny własnym orężem nie
zajmiemy. Jeżeii koalicja zwycięży, to inaczej będzie
traktowała Polskę, która jej przyniesie gotowy rząd
i armję silną, niż Polskę taką, którą z zamętu wywo-
łanego ruiną państw rozbiorowych będzie musiała
sama wyławiać i tworzyć. A wreszcie! Po tylu bezsku-
tecznych a ciężko okupionych zbrojnych porywach mo-
żemy mieć na swojej ziemi armję polską, kilkakroćsto-
lysięczną, wybornie wyćwiczoną i uzbrojoną i nie mamy
się tego chwycić oburącz, lecz stawiać pytanie po py-
taniu, warunek po warunku? To w wielu głowach
i sercach nienajgorzej polskich nie mogło się po-
mieścić.
Wszystkie te argumenty nie skutkowały jednak wo-
bec tych, którzy swoje nadzieje położyli w Rosji,
a obawiali się, że koalicja zwycięska mścić się będzie
na Polsce za utworzenie armji walczącej z Rosją. Nie
skutkowały także wobec tych, którzy wprawdzie prze-
ciwni byli Rosji, ale Prusaków obawiali się jak Danaos
dona ferenłes, a w wojsku polskiem przez nich) two-
rzonem widzieli konia trojańskiego. Dlatego legiony*
które jako kadry armji polskiej przymaszerowały do
Warszawy, nie wzbudziły powszechnego zapału. A jed-
nak marsz tych legjonów, okrytych kurzem bitew i bla-
skiem chwały, mógł nietylko oddziałać na wyobraźnię
i uczucie, lecz także pobudzić do głębszej myśli. Od
początku wojny, pomijając krótki epizod z „Polską
134
Organizacją narodową", Niemcy przeciwni byli legjo
nom, które niosły sztandar niepodległości polskiej, nie
pozwalali też na obszarze swojej okupacji werbować
do legjonów i zgłaszać się do nich. Na polach bitew
chwalili męstwo legjonistów, nie skąpili w udzielaniu
im krzyżów wojskowych, ale o tern cenzura nie po-
zwalała pisać w dziennikach wychodzących na ich oku-
pacji. Teraz, gdy d. 1 grudnia 1916 legjony przybyły
do Warszawy, jenerał Etzdorf wyjechał na ich spotka-
nie, a jenerał-gubernator Beseler witał je z konia na
placu saskim K
Warszawa obchodziła uroczyście rocznicę konsty-
tucji trzeciego maja i dumna była z tego, że pochód
trzykroćstotysięczny we wzorpwym porządku przeszedł
przez jej ulice, ale ci, którzy kierowali jej nastrojem,
obawiali się następstw, jakieby pociągnęło trzykroćsto-
tysięczne wojsko polskie, postawione nad Dnieprem
i Dźwiną, ale zorganizowane przez Niemców i pod
ich komendą. Słaba tylko pozostała nadzieja, że w dro-
dze podjętych rokowań i przez powołanie Polaków do
współudziału w utworzeniu wojska rzecz cała na lepsze
wejdźie tory. Licząc na to, Niemcy w końcu 1916 rokim
nie dali jeszcze za wygraną, a także niejeden z Po
laków.
Proklamacja z d. 5 listopada 'nie pozostała bez
wpływu na stosunek Rosji do Polaków. Rząd rosyjski:
założywszy przeciw niej protest u państw neutralnych,
oprócz tego w komunikacie z d. 14 listopada oświa-
dczył, że „rządy niemiecki i austro- węgierski, korzy-
stając z czasowego zajęcia przez ich wojska części te
„Warszawa legjonomM. Przyjęcie delegacji legjonów po1
skich w d. 6 listopada 1916. Piotrków 6 listopada 1916.
135
rytorjurri państwa rosyjskiego, proklamowały oderwa-
nie ziem polskich od cesarstwa rosyjskiego i utworze-
nie z nich samodzielnego państwa, przyczem oczywi-
ście wrogowie nasi mają dokonać w Polsce poboru
rekruta dla wzmocnienia swoich armij. Rząd carski
upatruje w tym akcie Niemiec i Austro- Węgier nowe
brutalne pogwałcenie przez naszych wrogów zasadni-
czych podstaw prawa międzynarodowego, które zabra-
nia zmuszać ludność ziem siłą zbrojną okupowanych
do podnoszenia oręża przeciw własnej ojczyźnie. Rząd
uznaje rzeczony akt za niemający znaczenia. Co do
istoty kwestji polskiej, Rosja od początku wojny już po
dwakroć wypowiedziała swoje zdanie. W zamiarach jej
leży utworzenie Polski zjednoczonej ze wszystkich ziem
polskich i nadanie jej po ukończeniu-^wojny prawa
swobodnego budowania własnego bytu narodowego,
kulturalnego i ekonomicznego na podstawach autono-
mji pod berłem monarszem cesarzów rosyjskich z za-
chowaniem jedności państwowej". Mimo jednak, że
komunikat na końcu zapewniał, że to postanowienie
cesarza pozostaje niezmienionem, zmiana jego nie dala
się uniknąć.
Kiedy Rosja utraciła faktycznie Polskę, a armje
państw centralnych dążyły nad Dźwinę i nad Styr, nę-
cić Polaków dalej zjednoczeniem ziem polskich przez
Rosję było rzeczą śmieszną. Autonomja wystarczała,
dopóki Rosja była zwycięską; skoro przegrała, cena
pozyskania Polaków musiała pójść w górę. Komitet
petersburski podniósł ją zaraz, domagając się dla Po-
laków w związku z Rosją osobnego państwa i nadając
tej kombinacji nazwę niepodległości Polski, aby z pro-
klamacją z d. 5 listopada tern skuteczniej rywalizować.
Posłowie polscy do Dumy i do Rady państwra w d.
136
2 i 5 grudnia 1916 r. podnieśli to żądanie i otrzymali
oświadczenie rządu, że chce utworzyć „wolną Polskę".
Utworzono też nową komisję dla sprawy polskiej zło-
żoną z kilku ministrów i byłych ministrów i trzech
Polaków.
Tegóżsamego wyrażenia o utworzeniu „wolnej Pol-
ski ze wszystkich trzech rozdzielonych obecnie dziel-
nic" uż^ł car w d. 25 grudnia w rozkazie do armji
i itóter. Wywołało ono w Polakach wątpliwość, którą
preies. Komitetu petersburskiego hr. Wielopolski starał
się usunąć, a uzyskawszy audjencję u cara, ogłosił na
jej podstawie w dziennikach 6 stycznia 1917, że „słowa
rozkazu tego o wolnej Polsce z trzech jej części ro-
zumiane śą w ten sposób, że źjednoczona Polska
otrzyma własny odrębny ustrój państwowy, z własnemi
izbami prawodawczemi i własną armją". Licząc się
z tern, że wojsko rosyjskie wkrótce wkroczy do -Kró-
lestwa posłowie polscy przedłożyli memorjał carowi,
w którym na ten przypadek proponowali odezwę cara
do narodu polskiego, potwierdzającą zamiar zjednocze-
nia ziem polskich i zawierającą główne podstawy spe-
cjalnej organizacji Polski na zasadach odbudowania
Królestwa polskiego złączonego z cesarstwem rosyj-
skiem jednością tronu w osobie cesarza Wszechrosji,
króla polskiego, wspólnym zarządem sprawami cerkwi
prawosławnej, wspólnością państwowej polityki zagra-
nicznej, systemu monetarnego, systemu monopoli
i akcyzy. W£ zakresie wszystkich pozostałych spraw
Królestwa polskie zarządzane będzie na, podstawie spe-
cjalnego aktu . urządzającego, z własnemi instytucjami
prawodawczemi, własnym skarbem i własnym rządem
(rninisterjami). Nastąpi ogłoszenie Kościoła rzymsko-
katolickiego jako korzystającego w kraju ze specjalnej
137
opieki rządu i cieszącego się całkowitą swobodą w za-
kresie kierowania swojemi sprawami.
Zanim ten ustrój będzie wprowadzony, a stały rząd
Królestwa polskiego mianowany, cały zarząd cywilny
Królestwa podlegać będzie chwilowo bezpośredniej
władzy wojskowej cesarza jako wodza naczelnego. Przy
wodzu naczelnym powstanie chwilowy urząd naczelnika
urzędu cywilnego, zamianowanego z pośród obywateli
Królestwa, oraz Rada zarządzająca złożona z 12 osób,
mianowanych przez cesarza na wniosek naczelnika za-
rządu cywilnego. Członkowie jej podzielą między sie-
nie sprawy. Rada wydawać będzie rozporządzenia ad-
ministracyjne, podlegające najwyższemu zatwierdzeniu.
Naczelnik urzędu przedkładać będzie nominacje i zwol-
nienia urzędników do najwyższego zatwierdzenia. Język
polski będzie urzędowym we wszystkich instytucjach
rządowych i społecznych Królestwa, ale każdy Rosja-
nin może się do nich zwracać w języku rosyjskim i ma
prawo w tym języku otrzymać odpowiedź. W kore-
spondencji z organami państwowymi poza Królestwem
obowiązuje język rosyjski.
Taką nadzieją kołysali się Polacy przebywający
wówczas w Rosji i na tej nadziei opierali się passy-
wiści z Kołem między partyjnem w Królestwie.
IX.
REWOLUCJA ROSYJSKA.
Uznanie niepodległości Polski przez rząd rewo-
lucyjny rosyjski 30 marca 1917.
Rozłam między Polakami w Rosji.
Sprawa wyodrębnienia Galicji.
Polacy austriaccy przeciw Austrji 28 maja 1917
Jeszcze proklamacja z d. 5 listopada nie wydala
swoich owoców i fale wywołane przez nią w opinji
publicznej polskiej do równowagi się nie ułożyły, kiedy
zaszedł wypadek, który nią wstrząsnął o wiele głębiej
W d. 15 marca 1917 rewolucja obaliła carat rosyjski
i postawiła w jego miejsce republikę, która miała zer-
wać z systemem brutalnego ucisku, a opierając się m
wyzwolonych siłach rosyjskiego narodu, ze zdwojo-
nym zapałem podjąć walkę z Niemcami i Austrją *.
Jednym z warunków powodzenia w tej walce było
stanowcze przeciągnięcie na swoją stronę Polaków.
Parły na to i państwa zachodnie, które dotychczas ze
względu na carat sprawę polską uznawały za sprawę
wewnętrzną Rosji. Chcąc tego dopiąć, nie mógł nowy
rząd rosyjski pozostać w tyle poza państwami central -
nemi i ich manifestem z d. 5 listopada. Dnia 30 marca
1917 r. wydał więc proklamację do Polaków, w któ-
rej obietnice czynione przez stary rząd rosyjski nazwał
' W. Feldman : Die russische Revolution und die Polen.
Berlin-Charlottenburg. Ais Handschrift gedruckt 1917.
139
„kłamliwemi, których dotrzymać nie chciał". Teraz
.naród rosyjski, który zrzucił jarzmo, przyznaje także
polskiemu, bratniemu narodowi pełne prawo stano-
wienia o swoim losie według własnej woli. Rząd pro-
wizoryczny, wierny układom ze swoimi sprzymierzeń-
cami, wierny wspólnym planom walki przeciw światu
germańskiemu, dopomoże do utworzenia niezawisłego
państwa polskiego ze wszystkich terytorjów, w których
Polacy tworzą większość, jako rękojmi trwałego po-
koju w przyszłej, nowozorganizowanej Europie. Pań-
stwo polskie połączone z Rosją wolną unją militarną,
utworzy silny wał przeciw naciskowi państw central-
nych na ludy słowiańskie. Wolna zjednoczona Polska
sama określi swoją formę rządu, wyrażając swą wolę
w konstytuancie, zwołanej na zasadzie powszechnego
prawa głosowania do stolicy Polski. Rosja żywi prze-
konanie, że ludy złączone wiekowem współżyciem
z Polską otrzymają w ten sposób zupełne zabezpie-
czenie obywatelskiej i narodowej egzystencji. Rosyjska
•konstytuanta ostatecznie potwierdzi nową braterską
unję. Ona również da swoją zgodę na zmianę teryto-
rjalną rosyjskiego państwa, konieczną dla utworzenia
Polski wolnej we wszystkich obecnie jeszcze rozdzie-
lonych częściach"...
Proklamacja ta rosyjska, pomijając różnicę słów,
zgadzała się z proklamacją państw centralnych z d. 5
listopada 1916 w uznaniu państwa polskiego niepod-
ległego, różniła się zato tern, że żądała unji militarnej
z Rosją, kiedy państwa centralne mówiły o „przyłą-
czeniu nowego Królestwa do obu mocarstw sprzymie-
rzonych", różniła się dalej tern, że głosząc zjednocze-
nie ziem z przeważającą polską ludnością, odbierała
Polsce wszelkie widoki na kresy wschodnie, na Litwę
140
i Galicję wschodnią, kiedy państwa centralne utrzy-
mując granicę kordonów, otwierały Polsce widoki na
opanowanie kresów wschodnich. Istotna różnica obu
proklamacyj polegała na tern, że państwa centralne
rozporządzały tem, co siłą oręża zdobyły, Rosja zaś
rozporządzała tem, czego na nicli nie zdobyła i co ze
swojego utraciła.
Największy skutek proklamacji rosyjskiej objawił
się w tem, że państwom zachodnim w sprawie pol-
skiej rozwiązała ręce. Przez trzy niemal lata państwa
te związane sojuszem z Rosją szły ślepo za przyjętym
warunkiem nieporuszania sprawy polskiej. Uznawszy
ją za wewnętrzną sprawę Rosji, Odstępowały od tego
chyba w tem, że oklaskiwały głośno wspaniałomyśl-
ność cara, który przyrzekł Polsce zjednoczonej auto-
nomję w rosyjskiem jednolitem , państwie. Ci Polacy,
którzy przyszłość Polski oparli o Rosję, a znając ją
wiedzieli, jak kruche są jej obietnice, tłómaczyli, że
w przymierzu Rosji z państwami zachodniemi mieści
się gwarancja autonomji, ale nie przekonali swoich
przeciwników, którzy wiedzieli, że Rosja zwycięska, ni-
czego nie dotrzyma. Lepiej nikt ich w tem nie poparł,
jak rząd rosyjski rewolucyjny, który w proklamacji
swojej obietnice czynione przez cara Polakom nazwał
kłamstwami, których dotrzymać nie chciał.
Polacy, którym się przez trzy lata. zdawało, że na
autonomji poprzestać muszą, a i ta autonomja niewie-
dzieć, czy dopisze,, ujrzeli się teraz uwolnionymi od
tej zmory, która ich gniotła, i wypłynęli na pełne mo-
rze Polski zjednoczonej i niepodległej. Mogli przyto-
czyć, że na nią zgodziła się Rosja, a koalicja zachodnia
program ten głośno za swój uznała i przyjęła. Też-
same rządy, które pięć miesięcy temu telegraficznie lą-
141
czyły się z protestem rosyjskim przeciw proklamacji
mocarstw centralnych z d. 5 listopada o niepodległości
Polski, teraz również telegraficznie w d. 4 kwietnia
w gorących słowach składały życzenia rządowi rosyi-
skiemu z powodu uznania tej niepodległości.
Wszystko to oddziałało niezmiernie na Polaków
i wzmocniło obóz, który dotychczas trzymał z Rosją
i narażał się na zarzut rusofilstwa, a teraz zaczął pro-
mienieć w blasku koalicji zachodnio-europejskiej i ame-
rykańskiej. Uczucia i wyobraźnia polska przemawiały
za jego hasłem, a przeciw programowi państw cen-
tralnych. To też Koło międzypartyjne w deklaracji z d.
18 kwietnia 1917, dając wyraz swojej radości, zesta-
wiło manifest mocarstw centralnych z d. 5 listopada
z odezwą rządu rosyjskiego z d. 30 marca, a wycią-
gnęło z nich tylko postulat, „aby pożądane przez
wszystkich rozwiązanie nie odbyło się połowicznie, aby
nie pozostawiono dalszemu biegowi historji tego, co
już dziś całkowicie dojrzało do nowego życia". Koło
międzypartyjne wypowiadało się więc przeciw budowie
państwa polskiego z pomocą mocarstw centralnych jako
połowicznej.
Jeżeli narodowi demokraci i realiści wyzyskali tak
rewolucję rosyjską na rzecz swojego programu, jako
zdarzenie przychodzące im z zewnątrz z pomocą, to
stronnictwa socjalistyczne stanęły nagle oślepione jej
blaskiem. Z tej strony, z której spotykała je tyllco
krwawa represja, usłyszały ewangelję przewrotu poli-
tycznego a zarazem socjalnego. Rosja brała w rękę
program, za którym walczyli, wzywając socjalistów
wszystkich państw i narodów do podawania sobie ręki,
podyktowania rządom pokoju i zaprowadzenia nowego
społecznego porządku. Delegaci socjalistów mieli się
142
w tym celu spotkać i naradzić w Szwecji na neutral-
nym gruncie. Przewidziały niebezpieczeństwo rządy
Francji i Anglji, chociaż na stronnictwach radykalnych
i socjalistycznych się opierały, i zamknęły swoje gra-
nice przed tą propagandą socjalizmu rosyjskiego, który
się wkrótce przerodził w krwawy bolszewizm. Nie miał
tej siły ani rząd niemiecki ani rząd austrjacki i propa-
ganda rosyjska wtargnęła do ich państw, spotykając
się tam z propagandą wolnościową amerykańsko-ko-
alicyjną.
Uległa im obu nasza partja socjalno demokratyczna.
Wystąpiła zaraz z formułką, źę walczyła z caratem ro-
syjskim, a nie z Rosją i stanęła po stronie Rosji re-
wolucyjnej. Jeżeli wśród naszych socjalistów znajdowali
się ludzie, którzy ideał narodowy stawiali wyżej ponad
ideał socjalny, to liczba Ich malała. Musieli się liczyć
z tern, że wśród partji socjalno-demokratycznej znaj-
dowała się jej lewica, która programowi narodowemu
z trudem tylko się poddawała, zaś poza partją istniały
walczące z nią a na gruncie czysto międzynarodowym
zorganizowane stronnictwa, Socjal-demokracja Polski
i Litwy i Bund niemiecko-żydowski. Wszystkie te czyn-
niki, a wśród nich Polska partja socjalno -demokratyczna*,
wyprzysięgając się teraz walki z Rosją, stanęły ramię
do ramienia z passywistami.
Jeżelf wskutek tego wszyscy Polacy nie poszli za
hasłem koalicji, to, przyczyna leżała w tern, że do urze-
czywistnienia jego potrzeba było, aby koalicja odniosła
nad mocarstwami centralnemi zwycięstwo i to zwycię-
stwo tak stanowcze, aby im Polskę zjednoczoną i nie-
podległą mogła podyktować i narzucić. Wobec zwy-
cięstw niemieckich wydawało się to długo niemożli-
wem. W najlepszym razie, przypuszczano, że wojna
143
pozostanie nierozegraną i przyjdzie do pokoju kom-
promisowego, przy którym koalicja zachodnia dla
swoich interesów może poświęcić Polskę. Dlatego
obóz polski aktywistów z uznania niepodległości Polski
przez Rosję wyciągnął ten wniosek, że ze zdwojoną
siłą należy pracować nad wybudowaniem rządu i woj-
ska polskiego w tych warunkach, jakie są dane, t. j.
z pomocą mocarstw centralnych. Jeżeli zwycięży ko-
alicja, a państwo polskie tak zbudowane już zastanie,
to będzie musiała je uszanować, to nie będzie przecież
rządu polskiego usuwać i armji polskiej rozbijać, coby
wyszło tylko na korzyść Niemiec, lecz będzie musiała
uznać, że Polacy są czynnikiem, który państwo własne
umiał wytworzyć i zdoła utrzymać. Wskutek proklamacji
rosyjskiej z 30 marca walka polityczna pomiędzy obozami
polskimi nie tylko też nie ucichła, ale się owszem wzmogła.
Zapatrywaniu aktywistów dała wymowny wyraz
Liga państwowości polskiej w deklaracji z d. 4 kwie-
tnia 1917, w której odrzucając wszelki związek z Rosją
przynoszący ujmę prawdziwej niepodległości polskiej,
oświadczyła, że idea niepodległości musi być wcielona
co najrychlej w mocno zbudowane i na trwałych pod-
stawach, silnym rządzie i silnej armji oparte państwo
polskie. Bez armji niepodległość będzie fikcją, wskrze-
szone państwo polskie przedmiotem targów i wzajem-
nych ustępstw dyplomatycznych już przy zawieraniu
pokoju.
Różnica w pojmowaniu skutków proklamacji rosyj-
skiej objawiła się także wśród wielkiego środowiska
Polaków w Rosji, w Moskwie i Petersburgu. Komitet
petersburski proklamację rządu rosyjskiego z d. 30
marca uznał za swoje dzieło, za Owoc swoich usiło-
144
wań i pracy i postanowił szeroką akcją rozwinąć. Pro
gram jej szczegółowy wypracował wielki zjazd między-
partyjny t. j. narodowych demokratów i realistów
zwołany w miesiącu maju do Moskwy. Osiągnięcie nie
podległego państwa polskiego, utworzonego przez zje-
dnoczenie wszystkich ziem polskich z wybrzeżem mor-
skiem, wymaga przełamania przewagi Niemiec a zwy-
cięstwa koalicji. Najważniejszą akcją prowadzącą do
tego celu jest stworzenie samodzielnej siły zbrojnej
polskiej, walczącej przeciw państwom centralnym a po-
wstałej przez wydzielenie Polaków z arrnji rosyjskiej.
Poza tern skupić należy siły społeczeństwa polskiego
w Rosji dla współdziałania z nią i z koalicją przeciw
rzekomo pacyfistycznym prądom, działającym na ko-
rzyść Niemiec a na szkodę zarówno Polski jak Rosji,
wreszcie informować zagranicę i zapewnić udział PoS-
ski w kongresie pokojowym. Dla wykonania tycfe
uchwał zjazd wybrał Radę zjednoczenia międzypartyj-
nego, a na prezesa jej Stanisława Wojciechowskiego,
Rada podzieliła się na wydziały i zorganizowała na
kształt rządu, zaś za swoich przedstawicieli w Londy-
nie, Paryżu i Rzymie uznała Dmowskiego, Piltza i Za-
moyskiego. Niedługo jednak trwała ta świetność Rady
i wkrótce nie ona, lecz ci delegaci w Komitecie pary-
skim utworzyli rodzaj rządu. Rada nawet Polaków
w Rosji skupić około siebie nie zdołała. Członkowie
jej z Wielopolskim i Grabskim zbyt związali i skom~,
promitowali się stosunkiem z caratem i jego rządem,
aby mogli pomyślnie zastępować interesa polskie wo-
bec rządu rewolucyjnego. Z ludźmi, którzy ten rząd
utworzyli, a zwłaszcza z ministrem Kiereńskim, który
jego duszę stanowił, bliskie siosunki utrzymywał Ale-
ksander Lednicki i ten wysunął się teraz na czoło ko-
145
lonji polskiej w Rosji. Za jego inicjatywą powstała
w Moskwie organizacja polskiego klubu demokraty-
cznego, który się oddzielił od demokracji narodowej
i od Komitetu petersburskiego i stanął pod hasłem
niepodległości polskiej. Za jego wpływem rząd rosyj-
ski w d. 28 marca zarządził likwidację administracji
Królestwa polskiego. Fakt ten na całą poprzednią po-
litykę Rosji rzucił jaskrawe światło. Szczycąc się u sie-
bie i zagranicą autonomją przyrzeczoną Polsce, rząd
carski w miarę, jak urzędnicy rosyjscy pod naporem
wojsk obcych opuszczali Królestwo, nie umieszczał ich
na urzędach w Rosji, lecz trzymał ich wszystkich i pła-
cił tę całą rzeszę kilkudziesięciotysięczną, aby była
w pogotowiu wrócić do Królestwa z chwilą jego od-
zyskania przez wojska rosyjskie. Dopiero rząd rewo-
lucyjny te rzesze czynowników czekających na powrót
umieścił na urzędach w Rosji, ą zarazem ustanowił
komisję likwidacyjną, której poruszył:
wyświetlenie miejsc pobytu i stanu majątków insty-
tucyj państwowych i społecznych Królestwa polskiego,
określenie sposobu przechowania i zarządzania aż do
czasu przekazania ich państwu polskiemu, określenie
po porozumieniu z odpowiedniemi dykasterjami trybu
likwidacji instytucyj państwowych, które działały w Kró-
lestwie polskiem, opracowanie stosunków wzajemnych
państwa i kościoła katolickiego oraż przepisów okre-
ślających położenie podlegających powinności wojsko-
wej i jeńców wojennych państw wojujących narodo-
wości polskiej. Na czele komisji tej złożonej z delega-
tów ministerstw i przedstawicieli organizacyj polskich
w Rosji stał prezes, który miał przedkładać postano-
wienia jej rządowi do zatwierdzenia i składać osobiste
raporty o stanie komisji. Komisja ma prawo powoły-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego.
146
wać do udziału w posiedzeniach przedstawicieli intere-
sowanych dykasteryj, jak również osoby kompetentne.
Lokal urzędowy dano jej w pałacu zimowym. Komisja
likwidacyjna była więc rodzajem ministerstwa polskiego,
a Lednicki mianowany jej prezesem otrzymał prawa
służące ministrom, chociaż bez tej nazwy. Narodowa
demokracja z Grabskim stanęła wobec niego w opo-
zycji.
Dwa te kierunki polityczne starły się wkrótce ze
sobą. Rewolucja nie była w stanie utrzymać karności
w armji. Powstały w niej komitety, które ujmowały
w swoje ręce administrację wojskową i kontrolowały
dowódców. Nie chcąc utonąć w tym zamęcie, oficero-
wie i żołnierze polscy, należąc do armji i nie wystę-
pując z niej, zaczęli skupiać się w osobne oddziały,
tworzyć komitety i urządzać zjazdy oficersko-żółnier-
skie. Spostrzegli z zadowoleniem, że wielką jest ich
liczba, że starczyłaby na całą osobną armję. Myśl tę
podjęła zaraz narodowa demokracja złączona z reali-
stami w Komitecie petersburskim i pod ich wpływem
utworzył się w maju 19 i 7 w Petersburgu związek woj-
skowy, wzywający do tworzenia polskiej armji. Posło-
wie narodowo demokratyczni, Nowodworski i Haruse-
wicz wyprawiali ją na zdobycie Królestwa, Wielopol-
ski także na zdobycie Galicji. Pomysł ten jednak spo-
tkał się ze stanowczym protestem klubu demokraty-
cznego, klubu socjalistyczno demokratycznego i róż-
nych zrzeszeń polskich w Rosji, które nie mogły się
pogodzić z myślą tworzenia armji polskiej bez zgody
rządu polskiego w Warszawie i które wzdrygały się na
myśl, że armja taka utworzona w Rosji ma iść na/do-
bycie Warszawy bronionej przez wojsko polskie.
Postanowiono spór rozstrzygnąć na wielkim zjeź-
147
dzie delegatów oficerów polskich i stronnictw polity-
cznych, który 3 czerwca 1917 odbył się w Petersburgu.
Narodowi demokraci popierali na zjeździe tym tworze-
nie wojska polskiego w Rosji, wywodząc, że Polska
jęczy pod uciskiem okupantów, że proklamacja z dnia
5 listopada jest wybiegiem bez znaczenia, obliczonym
na naiwność i zmęczenie naszego społeczeństwa, że
Rada stanu mianowana przez okupantów nie ma ża-
dnegó zaufania. Legjony są szczupłym zastępem roz-
politykowanej młodzieży, prowadzonej przez członków
stronnictw skrajnych. Odwoływali się też do uchwały
z d. 28 maja, w której Koło polskie w Krakowie
oświadczyło się za koalicją. Mówcy z obozu demokra-
tycznego podnosili natomiast znaczenie proklamacji
z d. 5 listopada, która umożliwiła pracę nad państwem
polskiem niepodległem, zaś tworzenie armji polskiej
na emigracji uznali za niedopuszczalne, jako sprzeci-
wiające się wyraźnej woli i interesom kraju. Z innego
powodu tworzeniu armji polskiej sprzeciwiali się socja-
liści, działający pod wpływem idei bolszewickich. Od-
rzucali osobne wojsko polskie i walkę o niepodle-
głość, bo na kongresie pokojowym Polskę otrzymamy
z wolnej woli ludów europejskich, które pójdą za przy-
kładem rewolucyjnego proletarjatu Rosji. Reprezentanci
tego kierunku opuścili też zjazd z protestem.
Pozostali uczestnicy zjazdu, nie pogodziwszy się ze
sobą w sprawie tworzenia osobnej polskiej armji, zgo-
dzili się tylko w uznaniu, że Polacy w armji rosyj-
skiej powinni się w osobne oddziały wyłączać, ale
z niej nie występować. Takież było stanowisko rządu,
a minister Kiereński w piśmie wystosowanem do zja-
zdu oświadczył, że wyodrębnienie wojsk narodowych
z szeregów armji rosyjskiej w obecnej ciężkiej chwili
ro*
148
rozdarłoby ciało jej, zachwiało jej siłę i byłoby zgu-
bnem dla rewolucji i dla wolności Rosji, Polski i ira-
nych narodowości zamieszkujących obecnie Rosję.
Naczełna komenda arrnji rosyjskiej zgodziła się
wreszcie na utworzenie polskich korpusów i dowódcą
ich na wniosek Komitetu w d. 26 lipca 1917 zamia-
nowała jenerała Dowbór-Muśnickiego, a w d. 8 sierp-
nia zatwierdziła Regulamin wojsk polskich. Wojsko
polskie — według tego regulaminu — formuje się dla
walki z Niemcami i Austrją i nie ma być używane
dla celów politycznych wewnętrzno-rosyjskich. Organi-
zacją jego zajmować się ma Komitet wojskowy wy-
brany przez zjazd wojskowych Polaków, a zatwierdzony
przez ministerstwo wojny na zasadach przyjętych
w armji rosyjskiej. Formowanie korpusów odbywać
się ma w drodze stopniowego wydzielania elementu
polskiego z wojsk rosyjskich. Dla rozlokowania ich
mają być przeznaczone osobne okręgi. Zaopatrzenie,
broń i amunicję korpusy pplskie otrzymują tak, jak
korpusy rosyjskie. Podlegają wyższemu dowództwu
rosyjskiemu *.
1 Dowbór-Muśnicki: Krótki szkic do historji pierwszego
polskiego korpusu. Warszawa 1919. Część I, II i III.
X.
KOMITET PARYSKI
Komitet w Yevey.
Agencja lozańska.
Program Wilsona z 23 stycznia 1917.
Komitet paryski.
Polacy pruscy i austrjaccy za koalicją.
Jakkolwiek wpływ rewolucji rosyjskiej na politykę
Polaków zarówno w Królestwie jak i w Austrji rzucał
się w oczy, to jednak niemałą, większą może rolę
odegrał w tern także wpływ emigracji polskiej, nad-
chodzący do kraju z Francji, Angiji i Ameryki pół-
nocnej.
Emigracja ta 1 skupiła się głównie w Szwajcarji.
Była zrazu niepolityczną, składała się z Polaków, któ-
rzy za granicą od dłuższego czasu mieszkali , oraz
z tych, którzy wyjechali z kraju, aby uniknąć srożącej
się wojny. Rychło stała się jednak polityczną, gdy
różne polskie stronnictwa zaczęły wysyłać zagranicę
delegatów, aby przez nich wpływać na opinję publi-
czną państw zachodnich i otrzymywać o stanie sprawy
polskiej zagranicą informacje. Akcja wychodząca z emi-
gracji miała z początku kierunek humanitarny, dla któ-
rego otwierało się najszersze pole 2. Miljonowe wojska
1 „Que faire de l'est europeen ?" par Tauteur des Dangers
sniortels de la revolution russe. Paris 1919.
* „Zniszczenie i odbudowanie Polski". (Kronika polska
Lozanna, tom II) 1916.
150
przesuwały się naprzód i cofały przez ziemię polską,
niszcząc dobytek ludności i rozpraszając ją na wszyst-
kie strony. Krocie uchodźców dobrowolnych i przy-
musowych, opuszczając swoje domostwa, skierowały
się jedne do zachodnich prowincyj austrjackich, drugie
w głąb Rosji, rzucone na pastwę głodu, chorób i zi-
mna. Utworzyły się tu i tam komitety, aby nędzy tej
pomóc, aby głodnych nakarmić, nagich przyodziać,
chorych leczyć, posypały się składki, rządy austrjacks
i rosyjski przyszły z miljonowemi subwencjami, ale
wszystkiego było za mało. Wówczas to w gronie emi~
grantów polskich w Szwajcarji powstała myśl, aby na
rzecz polskich ofiar wojny zaapelować do całego świata,
a przedewszystkiem do bogatej zagranicy, dó Francji,
Anglji i Stanów Zjednoczonych. Założono w tym celu
z początkiem 1915 r. komitet w Vevey, na którego
czele stanął Sienkiewicz. Duszą komitetu był Paderew-
ski, który, korzystając ze znajomości, jakie zawarł
w podróżach swoich artystycznych, założył filje komi-
tetu w Paryżu i Londynie, a następnię wyjechał do
Ameryki, gdzie najszerszą rozwinął działalno-. Posy-
pały się też wszędzie składki idące w miljony, a prze-
słane do kraju przynosiły ulgę potrzebującym najwię-
cej miłosierdzia. Papież Benedykt XV, przesyłając Ko-
mitetowi datek, przesłał mu w osobnem gorącą miło-
ści Polski podyktowanem piśmie d. 13 marca błogo
sławieństwo.
Komitet w Vevey oprócz zbierania składek przy
pomniał Polskę opinji publicznej w Europie i Ame-
ryce, która o niej miała bardzo nikłe pojęcie i dźwi
gnął sprawę polską na widownię publiczną. Nie om*
nęły go zarzuty. Jedni oskarżali go, że prowadzi po
litykę koalicyjną, drudzy mieli mu za złe, że zwraca
151
jąc się do ofiarności całego świata, czyni tem ujmę
godności narodowej Polaków. Przeciw zarzutom tym;
w lutym 1916 r. wystąpił publicznie Sienkiewicz. Zwra-
cając się do ofiarności całego świata, czyniliśmy to,
pisał, bez ujmy godności narodowej, bo każdy naród
ma prawo do pomocy w imię miłości bliźniego, a Pol-
ska tem bardziej, albowiem przez długie wieki była
przedmurzem chrześcijaństwa. Broniąc Komitetu naj-
usilniej przeciw zarzutowi robienia polityki, oświad-
czał: i, Głosiłem od początku wojny, że gmach naszej
przyszłości potrafimy wznieść tylko w takim razie, je-
żeli materjału pod budowę, jeżeli tych cegieł do wznie-
sienia murów niezbędnych, nie rozbiją na proch gro-
my, a tych prochów nie rozwieją na cztery strony
świata wichry. Inaczej nie będzie z czego budować.
Politykę czynną niechaj robią ci, którzy myślą, że wo-
bec tego sfinksa, którym jest przyszłość, robić ją mo-
żna i należy".
Nie chcemy roztrząsać, czy, pisząc to, zdawał so-
bie Sienkiewicz sprawę, że w danych warunkach w r.
1916 wstrzymanie się od polityki czynnej w Polsce
zajętej przez państwa centralne jest właśnie najsilniej-
szą bronią polityki koalicyjnej. To jednak pewne, że
Komitet w roli swej apolitycznej nie mógł się utrzy-
mać, chociaż bronił się tem, że do swego składu nie
przyjął ani Dmowskiego, ani Jaworskiego, ani nawet
biskupa Bandurskiego. Gdy bowiem Paderewskiemu
przyszło zbierać składki i urządzać przedstawienia na
rzecz zniszczonej Polski w Paryżu i Londynie, trzeba
było nietylko ogłosić się przyjacielem Francji i Anglji
i stanąć po ich stronie, ale uzyskać poparcie amba-
sad rosyjskich, bo ten warunek rządy tamtejsze sta-
wiały. Prezesem Komitetu agitującego w Paryżu na
152
rzecz Polski został były prezydent Rzeczypospolitej
Loubet, ale zastępcą jego był ambasador Izwolski.
I w Stanach Zjednoczonych Paderewski poszedł za prą-
dem opinji oświadczającej się za Anglją przeciw Niem-
com, w czem nie musiał się przezwyciężać, on, który
w r. 1910 postawił w Krakowie pomnik na pamiątkę
Grunwaldu.
Od polityki nie uchronił się też komitet ratunkowy,
który pod protektoratem biskupa krakowskiego ks.
Sapiehy zawiązał się w Krakowie, a zasilany fundu-
szami z Vevey, nader skuteczną humanitarną rozwinął
działalność. Skupili się w nim i koło niego zwolen-
nicy i sympatycy narodowej demokracji, której przy-
wódcy po odzyskaniu Lwowa uciekli do Rosji, i na-
bywszy dziennik 7,Głos narodu", prowadzili • walkę
z Komitetem narodowym krakowskim, o ile tylko
w ówczesnych warunkach cenzuralnych prowadzić ją
mogli, bo zwalczając Komitet, trzeba było zwalczać
program austro- polski i występować za koalicją prze-
ciw AuStrji. Duszą tego grona polityków był przyja-
ciel biskupa krakowskiego, arcybiskup ormiański od-
dany od dawna polityce, ks. Theodorowicz.
Polityczną dział alnOść rozwijał w Szwajcarji jeden
z najwybitniejszych realistów. Erazm Piltz1, który za-
łożył agencję prasową w Lozannie, a utrzymując sto-
1 Erazm Piltz: „Polityka rosyjska w Polsce". Warszawa
1909. Wydał ją w r. 1915 w Lozannie w streszczeniu po fran-
cusku „jako manuskrypt" dla użytku tych, którzy będą roz*
strzygać o losie Polski, przemawiając w przedmowie za unją
Polski z Rosją, któraby każdemu z tych narodów pozwoliła
organizować się swobodnie według własnych potrzeb i naro-
dowych aspiracyj. Podjął też pożyteczne wydawnictwo małej
encyklopedji polskiej dla użytku zagranicy.
153
sanki z Komitetem warszawskim, potem petersburskim,
starał się wpływać w jego kierunku na prasę zagra-
niczną. Znalazł wkrótce współzawodników, którzy
z kierunkiem jego w prasie zagranicznej się ścierali,
w Janie Kucharzewskim 1 i Szymonie Askenazym 3.
Michał hr. Rostworowski zjechał do Szwajcarji i dzia-
łał jako delegat Komitetu krakowskiego. Większy ruch
w całe to życie emigracji wprowadziło przybycie Dmow-
skiego.
Komitet, który z Warszawy po jej zajęciu przeniósł
się do Petersburga, zrozumiał, że najpiękniejsze hasło
wychodzące z Rosji nie wystarczy wobec Polaków,
lecz musi być poparte przez państwa zachodnie, Fran-
cję i Anglję, musi gwarancję międzynarodową otrzy-
mać. Wtedy na takiej podstawie będzie można walczyć
skuteczniej z ideą państwa polskiego opartego o Au-
strję. Komitet postanowił więc kilku ze swoich człon-
ków, głównie Dmowskiego i Maurycego hr. Zamoy-
skiego wysłać na zachód jako swoich delegatów wo-
bec Anglji i Francji. Z poleceniem ministra spraw za-
granicznych Sazonowa do ambasadorów rosyjskich
Dmowski z końcem 1915 r. udał się do Londynu, Pa-
ryża i Rzymu i zawiązał tam w kołach rządowych sto-
sunki. Akcja jego wobec tych kół nie mogła jednak
wychodzić poza zapewnienia, że naród polski stoi przy
1 Jan Kucharzewski : MLa Pologne et la guerre", Lau-
sanne 1915. „La nation poionaise. Reflexions sur le probleme
polonais", Lausanne 1915. BL'Europe et le probleme russo-
polonais", Lausanne 1916.
5 ..Uwagi" Genewa. I. Styczeń. 1916. „La Pologne et 1'Eu-
rope. Extrait de la revue". Uwagi, Avril, traduit du polonais
Oeneve 1916. „L'Angłeterre et la Pologne. Extrait de la Revue
po!itique internationale". Lausanne 1917.
154
koalicji, a germanofile austrjaccy, tworzący legjony.
znikomą stanowią mniejszość. O rozwinięciu progra-
mu sięgającego poza autonomję przyrzeczoną w ode-
zwie wielkiego księcia Mikołaja, nie mógł na serjo
myśleć, bć> rząd francuski dla przypodobania się swemu,
sprzymierzeńcowi rosyjskiemu w połowie lutego 1916
zakazał dziennikom pisać o dążeniach Polaków do od-
zyskania niepodległości. Jeżeli też akcja Dmowskiego
miała wywrzeć wpływ większy, to trzeba ją było zor-
ganizować i nadać jej przynajmniej pozór, że w niej
bierze udział cała Polska ze wszystkich trzech zabo-
rów. Ściągnął więc Dmowski w lutym 1916 r. do Lo-
zanny oprócz Polaków, których mógł zwerbować za-
granicą, między nimi znanego z rozbicia legjonu wscho-
dniego hr. Skarbka, także z Poznańskiego Seydę
a z Galicji Witolda ks. Czartoryskiego. Po referacie
Dmowskiego o misji jego w Londynie, Paryżu i Rzy-
mie i po sprawozdaniu Czartoryskiego o położeniu
w Galicji i Królestwie, postanowiono prowadzić dalej
akcję dyplomatyczną w obec koalicji, a kierownictwo
jej poruczono Dmowskiemu i wybrano komisję, która
program tej akcji miała opracować.
Narady tego grona, skierowane przeciw orjentacjj
polsko-austrjackiej, rozgłoszono zaraz jakó zawiązek
komitetu, który złożony z reprezentantów trzech dziel-
nic, kierować ma sprawą polską i w imieniu narodu
przemawiać. Z jego ramienia Dmowski działał w Lon-
dynie, Piltz w Paryżu, a Paderewski w Stanach Zje-
dnoczonych. Rola ich jednakże była bardzo skromną,
dopóki koalicja zachodnia w sprawie polskiej oglądała
się zupełnie na Rosję.
Z końcem 1916 r. na widowni wojny światowej
155
zaszła zmiana. Mocarstwa centralne z ciężkiego poło-
żenia, w którem się w połowie poprzedniego roku
znaiazly, wyszły zwycięsko. Niemcy odparły wielki
atak koalicji nad Sommą, Austrja nie dopuściła Wło-
chów do Triestu, Rumunję oba państwa z pomocą
Bułgarów zdruzgotały i, zająwszy w d. 6 grudnia 1916
Bukareszt, zasiliły się jej zapasami zboża.
Mimo to końca wojny nie było widać. Blokada
mocarstw centralnych, prowadzona przez Anglję z całą
bezwzględnością, w ciężkiem położeniu stawiała nie-
tylko ich wojska, ale także ich ludność. Nietylko
w Austrji, ale nawet w Niemczech coraz to głośniej
podnosiło się pragnienie pokoju. Licząc się z tern
usposobieniem ludności, rządy Niemiec i Austrji zwró-
ciły się do prezydenta Stanów Zjednoczonych Wilsona
o pośrednictwo w sprawie pokoju, a w grudniu 1916
zaproponowały wprost koalicji otwarcie rokowań po-
kojowych. Spotkały się z bezwzględną odmową koali-
cji, która postanowiła podyktować pokój na polach
bitew. Z końcem stycznia 1917 r. nie czekając ńame-
djacfę Wilsona, Niemcy chwyciły się środka, który
miał wojnę rozstrzygnąć : blokady brzegów morskich
koalicji przez łodzie podwodne, zatapiające bezwzglę-
dnie każdy okręt państw koalicyjnych czy neutralnych,
który linję blokady przekracza. Wskutek tego w dniu
5 kwietnia nastąpiło wypowiedzenie wojny przez Stany
Zjednoczone. Przewidywali ją Niemcy, ale lekceważyli,
bo byli przekonani, że łodzie podwodne wygłodzą An-
glję a transportowi wojsk amerykańskich przez ocean
przeszkodzą. Zanimby wojska te zorganizowały się
w Ameryce i na plac boju przybyły, miały Niemcy na-
dzieję zdruzgotać Francję i Anglję. To im się mimo
wszelkich wysiłków i zwycięstw w r. 1917 nie po-
156
wiodło. Tak samo Austrja z pomocą wojsk niemie-
ckich w listopadzie 1917 r. zadała klęskę Włochom,
odparła ich nad rzekę Piawę, ale złamać ich nie zdo-
łała. Wielki sukces osiągnęły Niemcy i Austrja tylko
na wschodzie. Rewolucja rosyjska zmobilizowała jesz-
cze raz w lecie 1917 r. wojska rosyjskie do ofensywy
na Galicję, ale gdy ten atak został odparty, armja ro-
syjska rozprzęgła się i straciła ducha. Bolszewizm stra-
wił ją tak, że do walki dalszej była już zupełnie nie-
zdolną. Niemcy bezpieczne od wschodu, mogły wielką
ilość swoich wojsk na front zachodni przesunąć.
Na walkę łodziami podwodnemi odpowiedziała tym-
czasem koalicja zachodnia nietylko ich niszczeniem,
lecz także propagandą polityczną, jakiej świat dotych-
czas nie widział. Hasło do niej rzucił Wilson w de-
klaracji z d. 23 stycznia 1917 r., w której stanowisko
swoje w sprawie pokoju jeszcze przed wypowiedzeniem
wojny Niemcom rozwinął. Pokój trwały — ogłaszał —
musi być oparty na równości praw, bez różnicy mię-
dzy narodami wielkimi i małymi. Pokój ma uznać za-
sadę, iż rządzący władzę przyjmują od ludów przez
się rządzonych, oraz że niema takiego prawa, któreby
zezwalało na oddawanie ludów z jednego panowania
pod inne, jakby one były czyjąś własnością. Każdemu
narodowi wielkiemu czy małemu służyć ma swoboda
oznaczania samemu formy rządu i swego dalszego
rozwoju bez przeszkody i bez zagrożeń. Znaczenie
tych zasad podnosił dla Polski osobny ustęp jej po-
święcony: „ Uznaję za rzecz przyjętą, o ile wolno mi
przytoczyć jeden bodaj przykład, że mężowie stanu
wszędzie zgodni są w tern, aby Polska była zjedno
czona, samodzielna i niepodległa, oraz że narodom
które dotąd żyły pod panowaniem rządów niezgodnych
157
z ich przekonaniami i przeciwnych ich celom polity-
cznym, należy się zabezpieczenie nienaruszalności ich
życia, honoru, rozwoju przemysłowego i społecznego".
Hasło rzucone przez Wilsona podjęły Anglja i Fran-
cja i zorganizowały propagandę publicystyczną u sie-
bie i we wszystkich krajach neutralnych. Walka orężna
z Niemcami przybrała wszystkie cechy krucjaty prze-
ciw militaryzmowi pruskiemu, przeciw jego hasłu „siła
przed prawem", przeciw jego zaborczości i uciskowi
mniejszych narodów. Szło o oswobodzenie całego
świata od grożącej mu pruskiej przemocy. Próżno
Niemcy podnosili pytanie, czy Anglja kieruje się tern
hasłem w praktyce, w Irlandji i w swoich państwach
kolonjalnych, czy panowania nad morzami się napra-
wdę wyrzeka. Świat dał się koalicji przekonać, a pro-
paganda jej znalazła nawet wstęp do Niemiec.
Trzy lata zwycięskiej, ale morderczej wojny połą-
czonej z rosnącym wskutek blokady głodem, znużyły
naród niemiecki. Zaczęto coraz częściej winy złego
szukać w militaryzmie pruskim, który nie chce pokoju
możliwego, lecz dąży do zupełnego złamania przeci-
wników i do aneksjif Dwom wielkim stronnictwom,
katolickiemu „centrum" i socjalistom zdawało się, że
doprowadzą do pokoju, gdy Niemcy same za poko-
jem bez aneksji i odszkodowań się oświadczą. W lipcu
1917 r. rezolucja taka uzyskała większość w parla-
mencie Rzeszy niemieckiej.
W walce i propagandzie publicystycznej koalicji
sprawa polska wysunęła się na pierwsze miejsce, bo
nic nie mogło ugodzić tak dalece w Prusy , i stale ich
osłabić, jak zwrot prowincyj zagrabionych Polsce. Szło
przytem oczywiście o to, aby Polaków oderwać zu-
pełnie od państw centralnych, a przeciągnąć na stronę
158
koalicji. Rząd francuski d. 5 czerwca 1917 ogłosił de-
kret o tworzeniu wojska polskiego we Francji. Poli-
tycy narodowo-demokratyczni działający na emigracji
zorganizowali się w lipcu 1917 r. formalnie w Komitet
narodowy w Paryżu, z którym rządy koalicji zawiązały
ścisły stosunek.
Trzeba mu było dać broń do ręki, aby z aktem
mocarstw centralnych z 5 listopada 1916 r. i z uro-
czystą jego proklamacją na zamku warszawskim mógł
skutecznie wojować. Dyplomacja koalicji urządziła więc
6 lipca 1917 r. uroczyste zebranie na rzecz Polski
w Sorbonie paryskiej, na które przybył cały świat po-
lityczny, naukowy i literacki. Denis Cochin mówił
w imieniu rządu o wskrzeszeniu Polski, a przewodni-
czący Pichon streścił dyskusję oświadczeniem, że Fran-
cja przyjęła zobowiązanie nie złożyć broni, dopóki
nie uzyska oswobodzenia Polski, połączenia jej trzech
części, zapewnienia dostępu do morza i gwarancji jej
zupełnej politycznej niepodległości. Podobne oświa-
dczenia składali ministrowie w Anglji i we Włoszech.
Największą manifestację na rzecz Polski urządzono
jednak w d. 15 października w Petersburgu, na obcho-
dzie kościuszkowskim. Po zagajeniu Lednickiego, prze-
mawiał minister spraw zagranicznych Tereszczenko,
a po nim ambasador angielski Buchanan, francuski
Noulens, włoski Carletti, amerykański Francis, wszyscy
na rzecz niepodległej, zjednoczonej Polski.
Wpływ Komitetu paryskiego na opinję publiczną
w Polsce był teraz całkiem inny niż wpływ Komitetu
petersburskiego. Opierał się nie o pobitą Rosję, lecz
o koalicję zachodnią, która niosła nie autonomję, lecz
niepodległość, która przeciw Niemcom i ich sprzymie-
rzeńcom zmobilizowała świat cały, która oświadczała,
159.
że nie ustąpi przed osiągnięciem zupełnego zwycię-
stwa i dlatego propozycje mocarstw centralnych od-
rzuca. Od Komitetu przychodziły do kraju biuletyny
dowodzące bliskiego zwycięstwa koalicji i udzielające
wskazówek tym stronnictwom w Polsce, które polityce
koalicyjnej hołdowały.
Znaczną rolę wśród Polaków amerykańskich ode-
grał Paderewski. Polacy ci w chwili wybuchu wojny
zrywali się, aby walczyć za Polskę1, ale podzielili się
w tern, że jedni chcieli pójść do legjonów utworzo-
nych w Krakowie, a drudzy walczyć po stronie ko-
alicji. Wskutek blokady angielskiej pierwsi do Polski
się nie dostali, drudzy uzyskali przewagę i zasilili po-
tem wojsko polskie we Francji. Paderewski stanął po
ich stronie i zawarł bliską znajomość z wybitnymi po-
litykami Stanów Zjednoczonych, a przedewszystkiem
z Wilsonem, który w końcu 1916 r. wybrany został
prezydentem. Paderewski doprowadził do tego, że Po-
lacy w Stanach złączyli się ze sobą, wybrali wydział
narodowy i rzucili głosy na Wilsona. Zawdzięczać temu
może należało, że Wilson w pierwszem swojem orę-
dziu do senatu 23 stycznia 1917 r. osobny ustęp Pol-
sce poświęcił.
Zadanie Komitetu polegało na prowadzeniu pro-
pagandy na ziemiach polskich przeciw wszystkiemu,
co pochodziło od mocarstw centralnych, przeciw ja-
kimkolwiek zawiązkom rządu polskiego w Warszawie,
a przedewszystkiem przeciw legjonom i polskiej armji.
Uznając tę propagandę Komitetu, rząd francuski nie
skąpił mu zaliczek miljonowych, które państwo polskie
1 Dr. Feliks J. Młynarski: „Ameryka a wojna". Warszawa
1917.
fe
[
160
potem miało mu zwrócić, a także rząd angielski pracę
jego przyjmował z uznaniem1.
Propaganda nie osiągała w Polsce pełnego skutku
dopóki socjaliści szli przeciw caratowi i Rosji. Gdy
rewolucja rosyjska w przeciwną popchnęła ich stronę,
przyszedł do skutku sojusz narodowej demokracji i jej
sympatyków z socjalistami, który Koło polskie wie-
deńskie popchnął do zamanifestowania się na rzecz
koalicji, Radę stanu doprowadził do ustąpienia, a le-
gjony do rozbicia.
Komitet paryski walcząc z rząclem polskim, który
się tworzył w Warszawie, uważał się sam za rząd pol-
ski, który po osiągnięciu zwycięstwa zjechać »ma i za-
siąść w Warszawie. Celu tego w całości nie dopiął*
ale doprowadził do tego, że francuski minister spraw
zagranicznych Pichon w d. 29 grudnia 1918 nazwał go
rządem polskim wbrew rządowi, jaki istniał w Warsza-
wie po usunięciu niemieckiej okupacji.
Hasło rzucone przez Wilsona odezwało się najpierw
u Polaków w Niemczech. Na posiedzeniu sejmu Rze-
szy niemieckiej w d. 1 marca 1917 poseł Seyda wy-
toczywszy skargę, że po akcie z 5 listopada nie znie-
siono wszystkich us^aw antypolskich w Prusiech, para-
1 I tak minister angielski Balfour w r. 1918 pisał do dele-
gata Komitetu: „Korzystam ze sposobności, aby zakomuniko-
wać panu, że rząd Jego Król. Mości nie omieszkał śledzić
z zainteresowaniem i uznaniem nieustannych wysiłków, jakie
polski Komitet narodowy czynił od chwili uznania go przez
sprzymierzone rządy ku wzmocnieniu oporu ziomków swoicłn
na całym świecie przeciw państwom centralnym i wszelkiemu
kompromisowi z niemi przy rozwiązaniu kwestji polskiej. Za-
ufanie rządu J. K. M do lojalności Komitetu w sprawie sprzy-
mierzonych pozostaje nienaruszone".
161
frazował program Wilsona: „My Polacy, którzy mimo
państwowego rozłączenia nigdy nie utraciliśmy poczucia
narodowej jedności, którzy wyznawaliśmy zasadę prawa
decydowania narodów o własnym losie, protestujemy
przeciw temu, aby przy zakończeniu wojny całe na-
rody lub części narodów zostały wbrew woli własnej
przyłączone drogą aneksji do innego państwa. Żywimy
nadzieję, że mimo wielkiej nienawiści, jaką wywołała
obecna wojna między narodami, ludzkość po przez
morze krwi przyjdzie do przekonania, iż żaden naród
nie ma prawa do uciemiężania drugiego narodu, że
przeciwnie każdy naród posiada przyrodzone prawo
do wolnego i nieskrępowanego rozwoju swej narodo-
wej istoty".
Próbował potem w d. 29 marca ks. Radziwiłł w pru-
skiej izbie panów mówić o ułożeniu się stosunków
Polaków do państwa pruskiego na podstawie całkowi-
tego równouprawnienia i wywołał tern deklarację rządu,
że rozpoczęto już rozważać zniesienie ustawy o wy-
właszczeniu, ułatwienie używania ojczystego języka
i stosowanie ustawy o kolonizacji t;akże na rzecz Po-
laków.
Kiedy w lipcu 1917 r. oświadczyła się za pokojem bez
aneksji i odszkodowań większość parlamentu Rzeszy,
mówca polski witając z radością ruch, który tak silnie
ujawnił się w parlamencie za pokojem i za wewnę-
trznym swobodnym rozwojem, powtórzył deklarację
z d. 1 marca.
Gdy jednak minął rok i większość sejmu pruskiego
stanowisko swoje przeciwne reformie sejmu uzasa-
dniała obawą przed zwiększeniem liczby i wpływu po-
słów polskich i namiętne przeciw ludności polskiej
podnosiła skargi, gdy rząd pruski w projekcie budżetu
Wskrzeszenie Państwa Polskiego.
11
162
utrzymał pozycje antypolskie, posłowie Korfanty i Trąm-
pczyński w styczniu 1918 r. podnieśli rzuconą ręka-
wicę i piętnując system pruski, zażądali autonomji na-
rodowej Polaków w Prusiech i zagwarantowania jej
międzynarodowego charakteru przez sąd rozjemczy. Wy-
wołało to burzę po stronie pruskiej, a minister spraw
wewnętrznych Drews ulegając nastrojowi większości
sejmu wygłosił mowę, w której odpierając te żądania,
uzasadniał dotychczasową politykę antypolską i godził
się tylko na uchylenie „pewnych" represalij przeciw
Polakom. Pokój brzeski zaostrzył jeszcze stosunek
Polaków do rządu, który ten pokój zawarł. Dnia 8
marca 1918 poseł Seyda oświadczył, że wszystkie stron-
nictwa i wszystkie warstwy społeczeństwa polskiego
odrzuciły koncesje ofiarowane przez rząd, jako niedo-
stateczne, i uznał wszelkie dalsze dyskusje za zbyteczne.
Nowy kanclerz niemiecki hr. Hertling Wspomniał o re-
ktyfikacji granicy zachodniej Polski ze względów woj-
skowych, a izba panów sejmu pruskiego oświadczyła
się za tern, nie zważając na wywody ks. Ferdynanda
Radziwiłła i żądała konsekwentnego prowadzenia ko-
lonizacji niemieckiej w prowincjach wschodnich. Polacy
pruscy oczekiwali lepszej doli już tylko od pogromu
Niemiec na polach bitew i zzapartym oddechem, awkrótce
potem z nietajoną radością pochłaniali wiadomości
nadchodzące z ostatniej ofensywy, podjętej przez Niemcy
w lecie 1918 r. przeciw stolicy Francji.
Trudniej było przewidzieć, że hasło rzucone przez
Wilsona w związku z rewolucją rosyjską przerzuci także
Polaków w Austrji na stronę koalicji, a jednak to się
stało. Pismo cesarskie z d. 4 listopada 1918, zapowia-
dające osobny rząd i sejm w Galicji z kompetencją
163
rozciągającą się aż do tej granicy, która jednością pań-
stwa i pomyślnością państwa i Galicji jest podykto-
wana, zrobiło dobre wrażenie. Ministrem dla Galicji
został Bobrzy ński, a z jego udziałem komisja parla-
mentarna Koła polskiego zajęła się bezzwłocznie opra-
cowaniem szczegółowego projektu konstytucji galicyj-
skiej. Praca trwała dwa miesiące od połowy grudnia
w bezprzykładnej zgodzie wszystkich stronnictw, nie
wyłączając Głąbińskiego. Socjaliści, Daszyński i Dia-
mand, współpracowali tak dalece z konserwatystami,
że u ludowców wywołali wrażenie gotującego się po-
litycznego sojuszu.
W d. 13 marca 1917 prezes Koła polskiego zdawał
Kołu sprawę z pracy komisji parlamentarnej i Koło
powzięło uchwałę domagającą się najpełniejszego urze-
czywistnienia aktów z d. 4 i 5 listopada oraz odda-
nia legjonów na rzecz polskiej armji. O rewolucji ro-
syjskiej nikt jeszcze nie myślał, aje prezes Koła Biliński,
zdając sprawę z rozmowy swojej z nowym ministrem
spraw zagranicznych, hr. Czerninem, udzielił Kołu po-
jfnie wiadomości, że hr. Czernin nie uważa aktów
tych za ostateczne, lecz że przeciwnie drogę, prowa-
dzącą do dawnego projektu połączenia Królestwa z Ga-
licją w związku z monarchją austrjacko - węgierską,
w pertraktacjach z Niemcami napowrót otworzył. We
dwa dni potem przyszła wiadomość o rewolucji rosyj-
skiej i położenie w Kole zupełnie się zmieniło. Socja-
Hści nie wytrzymali. Z Rosją rewolucyjną, niosącą hasła
republikańskie i socjalistyczne, walczyć nie śmieli i nie
chcieli. Dotychczas opowiadali się przy Habsburgach
i w związku z Austrją przyszłość Polski widzieli, i dla-
sego z trudem tylko pogodzili się z aktem z 5 listo-
pada. Teraz nietylko ten akt, ale i program austro-
164
polski połączenia Królestwa z Galicją już ich nie za-
dowalniał. W Kole przerzucili się do opozycji i znaleźli
odrazu pomocników w narodowych demokratach, któ-
rzy przycichli przedtem, ale nie dali za wygranę. Przy-
wódca narodowych demokratów w Kole Głąbiński
oświadczył wprawdzie w d. 25 października 1915, że
on i jego stronnictwo stoi dalej przy programie z 16
sierpnia 1914 r. i nie podziela hasła rzuconego przez
pewien odłam stronnictwa narodowo-demokratyczńego
pod zaborem rosyjskim, jakoby idea własnej państwo-
wości polskiej mogła być zastąpiona hasłem zjedno-
czenia wszystkich ziem polskich przez Rosję lub jakoby
te dwie idee 'były ze sobą równorzędne. Protestował
jednak przeciw temu Grabski („Sprawa polska" 27 listo-
pada), twierdząc, że Głąbiński nie miał prawa przema-
wiać w imieniu stronnictwa, a rozgrzeszał go tylko ze
względu na położenie przymusowe, w jakiem się zna-
lazł. Tak narodowi d^nokraci jako też ich sympatycy,
stojący za ks. Witoldem Czartoryskim, orjentacji swej
naprawdę się nie wyrzekli. Zmiana frontu, jakiej pod
wpływem rewolucji rosyjskiej dokonali socjaliści, otwarła
im nagle widoki powodzenia. Ciż sami ludzie, którzy
nie mogli darować Komitetowi krakowskiemu, że dla
walki z Rosją mieścił w sobie socjalistów, zawarli teraz
z nimi sojusz i wspólnemi siłami przeciągnęli na swoją
stronę ludowców, usposobionych opozycyjnie, bo po-
drażnionych ciężarami wojny i nadużyciami wojsk a go-
towych opozycję tę ubrać w płaszcz patrjotyczny. Per-
traktacje Koła z rządem o wyodrębnienie Galicji przy-
brały ton cierpki i ostry.
Głąbiński w liście do prezesa Koła zaprotestował
przeciw jego polityce w sposób bezwzględny, a taki
165
sam protest wniosło kilkudziesięciu narodowych demo-
kratów, głównie ze sfer uniwersyteckich.
Rząd próbował jeszcze wpłynąć na Koło przez po-
dróż cesarza i cesarzowej do Krakowa w d. 5 maja
i przez przemowę cesarza do Koła polskiego, w której
cesarz zapewniał Polaków o swojem „najgorętszern zro-
f zumieniu potrzeb ich ojczyzny", a „ożywiony serde-
c z nem i sympatjami dla narodu polskiego i rozumiejąc
ich uczucia", oświadczał, że pragnie współdziałać przy
budowie nowoutworzonego państwa polskiego i urze-
czywistnić pismo odręczne swego poprzednika z d. 4
listopada. Podróż ta nie odniosła spodziewanego skutku.
Polacy galicyjscy nie podjęli tym razem dłoni, którą
wyciągał do nich nowy monarcha Austrji. W Kole pol-
śkiem d. 15 maja rozpoczęła się długa dyskusja, w któ-
rej rządowi zarzucano, że nie zgodził się zaraz na
ułożony przez Koło projekt wyodrębnienia Galicji, ale
równocześnie wyrzekano się wszelkiego wyodrębnienia,
srając pod hasłem niepodległej i zjednoczonej Polski.
Gdy konserwatyści w Kole polskiem głosowali przeciw
tym uchwałom, jako zrywającym z Austrją i odbiera-
jącym nam jej pomoc, a wzmacniającym, w Galicji Ru-
sinów, postanowiono odwołać się do Koła sejmowego
w Krakowie, na którem w d. 28 maja przeprowadzono
jednomyślnie uchwałę:, że jedynerh dążeniem narodu
polskiego jest odzyskanie zjednoczonej niepodległej
Polski z dostępem do morza, stwierdzającą dalej mię-
dzynarodowy charakter tej sprawy i uznającą urzeczy-
wistnienie jej za porękę trwałego pokoju, wyrażającą
w końcu nadzieję, że życzliwy nam cesarz Austrji sprawę
tę ujmie w swoje ręce, a wskrzeszenie państwa pol-
skiego przy pomocy Austrji zapewni jej naturalnego
i trwałego sprzymierzeńca.
166
W uchwale tej uderzało nie to, że Polacy austrjacoy
przyznali się do ideału narodowego Polski zjednoczo-
nej i niepodległej, ale to, że domagali się, by cesarz
austrjacki pomógł im w tern i nietylko odstąpił Ga-
licję, ale także na Niemcach wymógł zwrot Poznań-
skiego, Śląska i Prus polskich, za co Koło polskie
ofiarowało mu trwałe przymierze Polski. Uchwałą
swoją trzecią Koło polskie schodziło zupełnie z drogi
polityki realnej, którą dotychczas prowadziło w Austrj:,
i dlatego konserwatyści krakowscy, godząc się na dwie
pierwsze uchwały, pragnęli zmienić trzecią. Steroryzo-
wani zmobilizowaną ulicą, , ulegli w końcu i wszystkie
uchwały przeszły jednomyślnie. Bobrzyński ustąpił
z ministerstwa, a Koło polskie dokonawszy wielkiej
manifestacji na rzecz koalicji zachodniej, chwiało się
odtąd pomiędzy kurczowem trzymaniem się i stwier-
dzaniem tej manifestacji a liczeniem się z warunkami
rzeczywistymi. Na zerwanie stanowcze z rządem, ria
przejście do opozycji przeciw państwu nie mogło się
zdecydować, bo czyniąc to, trzeba było zrezygnować
z odbudowy zniszczonego kraju kosztem Austrji, na
czem tak zależało, i otworzyć szeroką bramę wpływowi
Ukraińców galicyjskich, który wskutek manifestacji pol-
skiej za koalicją i tak z każdym dniem nabierał wię-
kszego znaczenia. Socjaliści, utworzywszy w Kole poi-
skiem z narodowymi demokratami i ludowcami wię-
kszość, która nazwała się „narodową", postawili sobie
zadanie, ażeby wywrócić Komitet krakowski, który
przypominał im udział ich w legjonach walczących
z Rosją, a zarazem pozbawić wszelkiego wpływu kon-
serwatystów, którzy nie umieli wskutek rewolucji ro-
syjskiej zmienić z dnia na dzień swojej orjentacji, któ-
rzy wytrwali w Komitecie krakowskim i za budową
167
rządu i wojska polskiego na ziemi polskiej się oświa-
dczali.
W r. 1918 po traktacie brzeskim, kiedy monarchja
austro-węgierska już trzeszczała w swoich posadach,
posłowie narodowo -demokratyczni rozpoczęli rokowa-
nia z Czechami i południowymi Słowianami o podział
spadku po Austrji. Głąbiński zawierał z nimi formalne
umowy, głównie o Śląsk, i robił tern reklamę naro-
dowej demokracji, dopóki się nie pokazało, że Czesi
nie myśleli układów dotrzymać.
X!.
RADA S T A N U.
Otwarcie prowizorycznej Rady stanu d. 14 'stycznia 1917.
Stronnictwa wobec Rady stanu i rokowania.
Układ o wojsko polskie 10 kwietnia 1917.
Rozbicie legjonów.
Dymisja Rady stanu 26 sierpnia 1917.
Zdawało się, że Rada stanu,' rodzaj rządu polskiego,
wprowadzi pewien ład i pewną konsolidację w pol-
skie stronnictwa1. Stało się przeciwnie. Nigdy gra
stronnictw łączących się ze sobą i rozdzielających, po-
wstających świeżo i gasnących, nie doszła do, takiej
swawoli, jak za jej rządów. Zaczęło się od tęgo, że
stronnictwa pragnąc wziąć udział w jej powstaniu i no-
minować do niej okupantom kandydatów, zamierzały
połączyć się ze sobą w formie Rady narodowej, zło-
żonej z delegatów wszystkich stronnictw. Myśl ta była
jednak hasłem do zaostrzenia się walki między akty-
1 „Sprawa wojska polskiego a Tymczasowa Rada stanu.
14 stycznia 1917 — 25 sierpnia 1917. Dokumenty i wnioski".
Warszawa 1917. Drukowane jako rękopis.
..Rada stanu — Konstytuanta" wydane przez polską par-
tję socjalistyczną. Warszawa 1917.
„Czy chcemy tworzyć wojsko? ' drukowane jako rękopis
10/VII 1917.
„Die Polen auf der Anklagebank. Eine Erwiederung und
Mahnung von der Redaktion der „Polnischen Blatter". Ber-
lin— Charlottenbur<j. Ais Manuskript gcdruckt.
169
wistami, a passywistami. Posuwano się aż do bojkotu
polityków, którzy jeździli w deputacji do Berlina i ma-
nifestu potem bronili. Zmuszano ich do ustąpienia
z instytucyj niepolitycznych, w których kierujące zaj-
mowali stanowiska, Dzierżbickiego i hr. Ronikiera
z Rady Głównej opiekuńczej, Wieniawskiego, Miku-
łowskiego-Pomorskiega, Targowskiego z Towarzystwa
rolniczego, Brudzińskiego z prezydjum Rady miasta
Warszawy. Po wielu rokowaniach i układach przyszło
wreszcie do „Rady narodowej", ale wzięli w niej udział
tylko aktywiści, wzmocnieni przez secesję tych człon-
ków narodowej demokracji, którzy nie mogąc w niej
wytrzymać, utworzyli jeszcze jedno stronnictwo. Nato-
miast Koło międzypartyjne, złożone z realistów i na-;
rodowej demokracji, a więc passywiści, nie wzięli
w niej udziału. Rada narodowa przedłożyła Besele-
rowi memorjał, w którym zażądała: mianowania re-
genta przez obu monarchów, mianowania Rady stanu
w porozumieniu z Radą narodową, ustanowienia mi-
nisterstwa sprawiedliwości oraz wyznań i oświaty,
i ustanowienia departamentu wojskowego w Radzie
stanu.
Odpowiedział Beseler, że cieszy się z powstania
Rady narodowej, ale spełnienie jej powyższych życzeń
napotyka na trudności J wymaga pewnego czasu. Rów-
nocześnie zaś zgodził się na wniosek komendy legjo-
nów, aby legjony uznane zostały jako kadry armji
polskiej, werbunek oddany został władzom legjono-
wym, a legjony rozmieszczone zostały w Warszawie
i w miastach Królestwa.
D. 6 grudnia 1916 r. ogłoszone zostało rozporzą-
dzenie generał-gubernatorów, że do czasu ustanowie-
nia Rady stanu na podstawie wyborów, co do kto-
170
rych ma nastąpić porozumienie, utworzoną ma być
Rada stanu prowizoryczna, złożona z 25 członków,
mianowanych z pośród osób znających życzenia i in-
teresy ludności, z tych 15 z okupacji niemieckiej, 10
z austrjackiej. Dodani jej będą komisarze rządowi.
Przewodniczący, wybrany przez nią, będzie się nazy-
wał marszałkiem koronnym. Rada stanu dawać będzie
opinję w sprawach ustaw na żądanie okupantów i brać
udział w dalszej budowie zarządzeń państwowych
w Królestwie Polskiem a w szczególności w wypraco-
waniu rozporządzeń regulujących wspólną reprezenta-
cję i przygotowywać rozporządzenia polskiej administra-
cji. Oprócz tego ma Rada stanu prawo do wniosków
z własnej inicjatywy w sprawach krajowych, do współ-
udziału w tworzeniu armji polskiej z jej najwyższym
wodzem, oraz do uchwał w sprawie usunięcia szkód
wojennych i ożywienia gospodarczego kraju i uchwa
lania na to dodatków do podatków bezpośrednich
i pożyczek.
Akt z d. 6 grudnia był ze strony Niemców przy-
znaniem się do błędu, jaki popełnili, chcąc armję pol-
ską bez udziału Polaków organizować. Dopuścili do
tego zadania obecnie Radę stanu, a wszystkich oczy
zwrócone były na nią, czy przełamie opozycję, jaka
w polskiem społeczeństwie przeciw armji polskiej pod
dowództwem niemieckiem się objawiła i czy utworze-
nie armji tej umożliwi. W tern było jej główne za-
danie.
Rada stanu tymczasowa zebrała się dopiero d. 14
stycznia 1917 r. Półtora miesiąca minęło na pertrakta
cjach pomiędzy okupantami i pomiędzy nimi a Radą
narodową o szczegóły jej urządzenia. Nie skupiono
w Radzie stanu wszystkich stronnictw, gdyż Koło mię
171
dzypartyjne ze wzglądu na to, że Rada stanu miała
przystąpić zaraz do stworzenia armji polskiej, do niej
wejść nie chciało.
Passywiści a na czele ich narodowa demokracja
odmawiała Radzie prawa stanowienia o losach kraju,
a przedewszystkiem prawa wypowiedzenia wojny ko-
mukolwiek (rozumiało się Rosji) i ogłaszania werbunku
do wojska, którego udział po jednej ze stron walczą-
cych byłby z góry przesądzony. Nie ma ona prawa
wiązać się w imieniu jakoby narodu z tern lub innem
mocarstwem lub grupą mocarstw, powinna się zająć
przedewszystkiem jak najrychlejszem zwołaniem sejmu.
Groźby posypały się na Radę stanu, gdyby sięgnęła
po władzę, bo władzę w Polsce stworzyć może tylko
Sejm wychodzący z wyborów. Usunięcie się passywi-
stów z Rady stanu ułatwiało oddanie jej aktywistom4,
ale aktywistów chcących iść wbrew groźbom passy wi-
stów było zamało. Oprócz kilku zdecydowanych akty-
wistów z klubu państwowców i z Ligi państwowości
polskiej wprowadzono więc do Rady stanu ludzi, któ-
rzy nie mieli wprawdzie na sobie wyraźnego stempla
Koła międzypartyjnego, ale naprawdę mu ulegali. We-
szło nadto do Rady kilku reprezentantów lewicy, któ-
rzy z innych powodów przeciwni byli legjonom i re-
gularnej armji. Tak dla przeprowadzenia proklamacji
z d. 5 i z d. 9 listopada powstało ciało, niezdolne do
jakiejkolwiek akcji. Tłómaczyli aktywiści Radzie stanu,
że wystąpiwszy śmiało za werbunkiem i utworzeniem
armji porwie za sobą wahające się żywioły, natchnie
otuchą legjony, które jej się oddały, zyska wpływ na
Niemców, nakłoni ich do koncesyj i pokona passy-
wizm. Czy radzący to mieli słuszność, trudno dziś
172
rozstrzygnąć , skoro Rada próby takiej nie przedsię
wzięła.
Nie mając odwagi wobec opinji publicznej, opano-
wanej przez passywistów, nie miała jej Rada także
wobec okupantów, nie zdobyła się na to, ażeby utwo-
rzeniu wojska wprost się sprzeciwić, a tern samem
narazić się na rozwiązanie siebie, a może także
akt z d. 5 listopada na cofnięcie. Zebrawszy się, wy-
dała zaraz w d. 15 stycznia 1917 r. odezwę, w której
oświadczyła, że „stworzenie licznej a karnej armji pol-
skiej, która wierna naszym wielkim rycerskim trady-
cjom wskrzesiłaby dawną chwałę oręża polskiego, sia-
nowi dla nas radosną i pilną konieczność. Świadomi
bowiem jesteśmy, że taka armja to pierwszy niepod-
ległego bytu państwowego warunek. Przyczyni się ona
do uzyskania potrzebnych państwu polskiemu możli-
wie szerokich granic i będzie powagi tego państwa
rękojmią". Zasłoniwszy się tern hasłem, obrała jednak
Rada drogę, ażeby okupantom stawiać i stopniować
żądania i warunki, nic od siebie nawzajem nie dając,
i odraczać powstanie armji.
Zastała wszystko przygotowane do werbunku, bo
Niemcy zgodziły się na utworzenie biur werbunkowych
na swojej okupacji, takich samych, jakie na okupacji
austrjackiej urządził i prowadził departament wojskowy
Komitetu krakowskiego. Do biur tych zgłosiło się
już i zapisanych było wielu ochotników, ale pobór ich
został wstrzymany wskutek utworzenia Rady stanu
i powołania jej do współdziałania w sprawach woj-
ska. Oczekiwano powszechnie, żę Rada, jeżeli nie zdo-
będzie się na nakaz poboru rekruta, to przynajmniej
wyda odezwę wzywającą ochotników do wstępowania
do wojska i do ich przyjęcia. Projekt takiej odezwy
173
wygotowany był już z końcem lutego, ale Rada nie
wydala jej, bo znalazła przeszkodę. Legjony były już
od 1 grudnia w Warszawie i czekały na wcielenie
ochotników, ale to Radzie nie wystarczało, bo brakło
formalnego aktu oddającego legjony jako kadry woj-
sku polskiemu. Zamiast odezwy werbunkowej d. 5 mar-
ca Rada postanowiła udać się o wydanie takiego aktu *
do monarchów. Proklamowali uroczyście w d. 10
kwietnia 1917 r. na zamku warszawskim wobec zgro-
madzonej w komplecie Rady stanu jenerałowie guber-
natorowie niemiecki i austrjacki. Cesarz Austrji oddał
korpus posiłkowy, który dotychczas, przekształcony
z legjonów, był w związku z armją austrjacko-węgier-
ską, jenerał - gubernatorowi warszawskiemu, Któremu
zorganizowanie wojska polskiego powierzono. Korpus
ten odpowiednio do życzenia narodu polskiego przy
współudziale Rady stanu tworzyć ma kadry alą armji
polskiej, która bezzwłocznie ma powstać. Marszałek
koronny dziękował i współudział Rady stanu w two-
rzeniu wojska na tej podstawie przyrzekał, chociaż
Radę stanu spotkał wielki zawód," bo Korpus posiłko-
wy oddany został nie jej, lecz Beselerowi.
Dnia 24 kwietnia Rada stanu uchwaliła nareszcie
odezwę werbunkową. Brzmienie jej zastosowała do
wielkiej zmiany politycznej, jaka zaszła wskutek re-
wolucji rosyjskiej i ogłoszenia przez nią niepodległo-
ści polskiej. Wzywając ochotników do zgłaszania się
do wojska polskiego, Rada stanu nie wskazywała temu
wojsku walki z Rosją, a tern mniej walki w przymie-
rzu z państwami centralnemi. Ogłaszała wojsko pol-
skie, armją narodową, która wobec bliskiego pokoju
żądaniom polskim zapewni posłuch i wpływ na ukształ-
towanie się granic. Dodała wreszcie, że armja ta ojczy-
174
źnie i przyszłemu królowi polskiemu będzie zaprzy-
siężoną. Uchwalając taką odezwę, wykluczającą Niem-
ców od udziału w wojsku polskiem, Rada stanu chyba
się nie łudziła, że Niemcy się na nią zgodzą. Wspo-
minając, że wojsko to polskie służyć będzie pod pol-
skimi oficerami i polską komendą, nie wspominała ani
słowem o dowództwie niemieckiem, które przecież do-
starczyć miało temu wojsku całego uzbrojenia i utrzy-
mania. Gdy zaś nadto odezwa proponowała inną for-
mułę przysięgi, niż ta, z którą Niemcy wystąpili, sprawa
poszła na drogę rokowań o tę formułę i do wydania
odezwy znów nie przyszło.
Okupanci z rokowaniami już wcale się nie spie-
szyli. Niemcy przekonali się, że na naród polski nie
mogą liczyć i nadziei uzyskania polskiego wojska dla
zasłonięcia swojej wschodniej granicy muszą się wy-
rzec. Jasnem im się stało, że żądania, które Polacy
stawiają jako warunek poboru wojskowego, są tylko
pretekstem, aby uchronić się od wystawienia armji
walczącej po ich stronie. Z polityki tej społecżeństwa
polskiego zdawał sobie sprawę już nietylko nieprzyja-
zny nam szef sztabu generalnego, Ludendorff, ale także
Beseler, który miał ambicję wojsko polskie wystawić
i który jeszcze 15 grudnia 1916 r. zaprosiwszy do sie-
bie notablów polskich, gorąco ich do tego zachęcał.
Odpierał wobec nich insynuacje, jakoby Niemcy dla-
tego tylko nastawali na utworzenie wojska polskiego,
że nieodzowną im jest jego pomoc. Bez tej pomocy,
rzekł, jakkolwiekby im cenną była, Niemcy się obejdą.
Ale wojsko być musi, bo państwo bez wojska to mar-
twa litera, bez żadnego znaczenia. Wojski to może
być zorganizowane zaraz, bo Niemcy ofiarują Pola-
kom swoich instruktorów, o których wiele się już do-
175
bijało narodów. Później d. 28 września 1917 r. o skutku
swoich usiłowań tak odezwał się w kole swoich pod-
władnych : „Wskazaliśmy Polakom drogi i cele, które
były utorowane i możliwe do osiągnięcia. W tern
wszystkiem nie znaleźliśmy dostatecznego zrozumienia.
Leży już w temperamencie tego narodu, że łatwo w swych
usiłowaniach idzie za daleko i w swych planach staje się
fantastycznym, a nadto, co jest rysem ubocznym, że
ten naród na szczególną niechęć przyjmowania czego-
kolwiek, chociażby to była rzecz dobra, co pochodzi
od obcych. Z tego powodu praca została nam bar-
dzo utrudniona. W pierwszym entuzjazmie powiedziano
nam niejedno, co brzmiało bardzo obiecująco. W nie-
jedno też uwierzyliśmy, ale musieliśmy uznać, że po-
myliliśmy się. Nazywało się zrazu ze wszystkich stron:
„dajcie nam nasze legjony, nasze palladjum, naszych
bohaterów, wówczas powstaną z pod ziemi masy".
Istotnie legjony przyszły, ale nie było rekrutów. Po-
wstało znów hasło, że niema jeszcze polskiego rządu.
Moi panowie, skąd wziąć mieliśmy tak rychło ten
rząd..."
Zanim rokowania o formułę przysięgi dobiegły do
końca, rozpoczęła się akcja dążąca do rozsadzenia le-
gjonów. Gdy do Rady stanu wszedł Piłsudski, powo-
łany do niej przez Austrię, wówczas „Polska organi-
zacja wojskowa" w osobnym adresie, wręczonym dnia
17 stycznia 1917, oddała Radzie stanu swe „ siły i krew
do rozporządzenia", zaś Komitet centralny lewicy w d.
22 stycznia urządził na jej cześć wielki pochód mani-
festacyjny na ulrcach Warszawy i wręczył jej adres,
w którym powitał ją jako reprezentację narodową
z władzą rządową i przysiągł popierać ją energicznie
176
jako najwyższą władzę polską, wreszcie zapewniał, że
„ambicją naszą będzie, by nas nikt nie przewyższył
w gotowości złożenia na ołtarzu ojczyzny najwięk-
szych ofiar z mienia i krwi". Ta przykładna zgoda
Lewicy z Radą stanu trwała jednakże czas krótki. Pił-
sudski wybrany referentem wojskowym, wystąpił w Ra-
dzie przeciw tworzeniu regularnego wojska z legjo-
nów, a oświadczył się za rozwinięciem „Polskiej Or-
ganizacji wojskowej". Organizacja ta zwołała w dniu
19 lutego 1917 zjazd w Warszawie, na którym pomoc-
nicze komitety wojskowe, utworzone w r. 1916 kon-
spiracyjnie, wystąpiły jawnie i wysłały delegacje do
Rady stanu. Poddając się pod jej rozkazy, żądały, aby
Rada stanu wydała odezwę do społeczeństwa, wzywa-
jącą je do zapisywania się do Polskiej Orgąnizacji woj-
skowej. Żołnierze rnieszkać będą w domu u siebie,
a nie w koszarach, nie dostaną mundurów i ćwiczyć
się będą tylko w chwilach wolnych od zajęć zarobko-
wych. Przetworzą się w wojsko prawdziwe z chwilą,
gdy od mocarstw centralnych otrzymają wszystko,
czego armja współczesna potrzebuje, o co Rada stanu
ma się postarać1.
Czy projektodawcy oddawali się złudzeniu, że oku-
panci zgodzą się na popieranie a choćby tylko na to-
lerowanie takiego związku wojskowego przez Radę
stanu, trudno rozstrzygać. Zwolennicy „Organizacji"
nie kryli się z tern, że legjony trzeba znieść, bo są
zależne od okupantów. Organizacja ma być gotową
na wszelki wypadek, skoro nawet cofnięcie aktu z dnia
5 listopada wykluczone nie jest. Charakterystyczną
1 Artykuł A. W. (dra Jodki Narkiewicza) w numerze 10
pisma „Rząd i wojsko".
177
cechą tego projektu było zresztą, że Organizacja woj-
skowa poddawała się wprawdzie Radzie stanu, ale za-
trzymywała całą swoją wewnętrzną konspiracyjną or-
ganizację, w której Rada stanu nie mogła nic zmienić,
a która w każdej chwili przeciw niej mogła się obrócić.
Na projekt ten Rada stanu zgodzić się nie mogła
ze względu na siebie i ze względu na okupantów. Na
zjazd lewicy odpowiedziała zwołaniem wielkiego zja-
zdu w Warszawie, na który w d. 16 marca 1917 przy-
było blizko tysiąc aktywistów i bezpartyjnych z całego
Królestwa. Przedstawiono im w referatach obraz prac
i zamierzeń Rady stanu, ale skutek tego zjazdu był
bardzo skromny, bo Rada wyraźnego programu nie
miała, a tern mniej nie miała odwagi, aby go prze-
prowadzać. Nie miała odwagi nawet zarządzić prze-
glądu i wcielenia do wojska tych ochotników, którzy,
zgłosiwszy się do niego jeszcze z końcem 1916 r.,
napróżno na pobór czekali i głośno na to sarkali.
Uspakajał* ich, wzywając do cierpliwości. Cierpliwo-
ści tej nie miał jednak członek Rady stanu i szef de-
partamentu spraw wewnętrznych, Łempicki, i d. 16 maja
1917 zarządził przegląd tych ochotników. Przyjęto ich
półtora tysiąca na trzy tysiące zgłoszonych, bo wielu
się już w ciągu pięciu miesięcy od zapisu rozeszło
i za granicę wyjechało za zarobkiem. Czyn ten Łem-
pickiego wywołał na niego burzę na kilku posiedze-
niach Rady i potępienie.
Gdy legjony oddane zostały pod komendę Bese-
lera, passywiści a z nimi Komitet centralny lewicy zna-
leźli w tern argument do. agitacji w obozach ćwiczeń.
Podburzano żołnierzy i oficerów przeciw instruktorom
niemieckim, którzy dopiero „uczyli się po polsku i po-
sługiwali się językiem niemieckim44. W obozie ćwiczeń
Wskrzeszenie Państwa Polskiego. 12
178
w Zegrzu oficerowie Polacy, zgłosiwszy się do ra-
portu, zażądali przeniesienia ich napowrót do pułku.
Dnia 10 maja Komenda musiała w rozkazie do woj-
ska rozpraszać powstałe obawy i podejrzenia, a gdy
agitacja mimo to nie ustawała, d. 22 maja sam mar-
szałek koronny zwrócił się do wojska polskiego, wzy-
wając je w imieniu Rady stanu, zastępującej rząd pol-
ski, do spokoju i rozwagi i zapewniając przytem: że
wojsko polskie złoży przysięgę jedynie według roty
zaakceptowanej przez Radę stanu ; że podział na od-
działy wojskowe i oddziały ćwiczeń rekrutów jest je-
dynie czasowym, a jednolite dla wojska mundury będą
wykonane według wzorów przyjętych przez komisję
legjonową komendantów brygad, pułków i oddziałów;
że językiem urzędowym w wojsku polskiem jest i po-
zostanie jedynie język polski; że wszelkie obawy o wcie-
lenie kogokolwiek wbrew jego woli do wojsk obcych
uważa za płonne.
Marszałek koronny streścił w końcu stanowisko
Rady stanu w dwóch punktach:
1) że z istoty swojej wojsko winno być zawsze
podporą prawowitego rządu i nie może brać czynnego
udziału w walce o prawo państwowe,
2) że mieszanie się wojska do polityki jest oznaką
zupełnego braku zaufania do rządu. Nawet w najpo-
tężniejszych państwach bywało przyczyną zaburzeń
wewnętrznych, 'obcej interwencji i rozkładu państwa.
Przeto wzywa Rada stanu jeszcze raz do zacho-
wania spokoju, równowagi i karności względem ko-
mend właściwych, z którerni pozostaje w ścisłym kon-
takcie, gdyż inaczej położenie jej byłoby trudnem,
a wtrącanie się wojska do spraw będących atrybutem
rządu poniża powagę Rady stanu tak na wewnątrz jak
179
i na zewnątrz kraju i wywołać może wprost nieobli-
czalne i dla tak umiłowanej przez nas ojczyzny zgu-
bne skutki. Odezwa nie skutkowała.
Spór o przysięgę polegał na tern, że według pro-
pozycji okupantów żołnierz przysięgać miał: „służyć
ojczyźnie polskiej, braterstwo broni wojskom niemiec-
kim i austrjacko-węgierskim i posłuszeństwo cesarzo-
wi niemieckiemu, jako najwyższemu wodzowi w obe-
cnej wojnie, cesarzowi Austrji i królowi Węgier, jako
leż wszystkim innym przełożonym", kiedy Rada stanu
domagała się, aby żołnierz polski przysięgał „służyć
ojczyźnie i przyszłemu królowi polskiemu, dochować
braterstwa broni wojskom niemieckim i austrjacko-
węgierskim oraz być posłusznym naczelnemu dowódz-
twu wyznaczonemu na czas obecnej wojny przez mo-
narchów poręczających niepodległość państwa polskiego
oraz wszystkim przełożonym*. Gdy jednak d. 2 lipca
okupanci zgodzili się na rotę, jakiej Rada stanu żą-
dała, a Austrja zgodziła się na to, ażeby poddani jej
z Galicji, którzy wstąpili do legjonów, pozostali w woj-
sku polskiem, które z legjonów się tworzyło, repre-
zentanci Lewicy z Piłsudskim wystąpili z Rady stanu.
Piłsudski uzasadniał to tern, że pertraktując o wojsko
z władzami niemieckiemi i austrjackiemi sprawę prze-
grał i nie ma nadziei rozwoju wojska w tych warun-
kach, jakie dla niego zostały stworzone. Organ Pol-
skiej Organizacji wojskowej tłómaczył, że skoro pań-
stwa centralne nie chcą czy nie umieją zrozumieć na-
szych potrzeb narodowych, przeto należy samemu przy-
stąpić do rzeczy, a mianowicie: ujawnić Polską Orga-
nizację wojskową w obu okupacjach, utworzyć biura
werbunkowe wzywające do wstępowania do niej i wy-
jaśnić w odezwie, dlaczego Rada stanu nie może sko-
12*
180
rzystać z oferty Austro-Węgier użycia legjonów jako
kadrów wojska polskiego Oraz z oferty niemieckiej
(wykształcenie i uzbrojenie wojska), wskazując jedno-
cześnie, od czego zależy dojście do porozumienia w tej
mierze. Szło przy tern oprócz usunięcia wpływu Niem-
ców na wojsko także o oddanie dowództwa naczel-
nego Piłsudskiemu.
Wrażenie rozłamu na opinję publiczną było tak
wielkie, że Rada stanu w odezwie do narodu z d 14
lipca postanowiła odpowiedzieć na czynione jej i woj-
sku zarzuty. Kreśląc przebieg wszystkich swoich kro-
ków w sprawie wojska wobec okupantów, przedsta-
wiła, czemu zapobiegła, a co uzyskała. Beseler zarę-
czył uroczystem słowem, że wykształci i da krajowi
armję narodową. Uzyskano udział oficerów polskich
w zarządzie wojskowej siły zbrojnej, oddanie komendy
bataljonów, kompanij i plutonów w obozach ćwicze-
bnych oficerom legjonowym i zapewnienie, że wszyst-
kie stanowiska oficerskie aż do komendy pułku oddane
będą oficerom legjonowym, uzyskano zatrzymanie pol-
skiej formy umundurowania i polskiego języka ko-
mendy, wreszcie zgodę w zasadzie na utworzenie pol-
skiego departamentu wojny i na ujednostajnienie są-
downictwa wojskowego dla wszystkich legjoniśtów.
Zapewniała Rada, że wojsko polskie, obowiązane pod
względem wojskowym do posłuszeństwa swej zwierz-
chności wojskowej, pod względem politycznym ma
swoją najwyższą narodową instancję w Radzie stanu
i nie może być użyte inaczej, jak dla sprawy ojczystej
i za jej zgodą. Nie dość na tern. Czyniąc ustępstwo
passywistom, Rada stanu uspokajała ich, że nie chce
rzucać w wir walki szczupłego zawiązku własnego
wojska i nadwyrężać przez to kadrów przyszłej armji
181
polskiej. Zdobyła się na to,, że zaprzeczyła komukol-
wiek na obczyźnie poza granicami ziem polskich prawa
do szafowania krwią polską, występując w tern prze-
ciw podjętym podówczas próbom tworzenia wojska
polskiego we Francji i w Rosji, ale umotywowała to
tern, że naród polski nie chce podsycać orgji między-
narodowych nienawiści i pragnie stać się czynnikiem
pokojowym. W końcu wspomniała o pracy swej nad
zorganizowaniem władz państwowych polskich.
Nie uspokoiła 4em Koła międzypartyjnego ani Le-
wicy, a tern mniej tych legjonistów, którzy ulegli agi-
tacji. Brygada pierwsza, złożona z pierwszego i piątego
pyłku, szła już oddawna za kierunkiem Polskiej Orga-
nizacji wojskowej, a wpływowi jej uległa także znaczna
ilość oficerów i żołnierzy brygady trzeciej. W tych puł-
kach tworzyły się rady oficerskie i podoficerskie, od-
bywały się wiece i pochody z czerwonym sztandarem
i pieśnią socjalistyczną. Żołnierze i oficerowie odma-
wiali posłuszeństwa rozkazom Komendy legjonów, a ci
pośród nich, którzy jako poddani państwa polskiego
mięli mu złożyć przysięgę, odmówili to uczynić, sta
ijąc warunki. Inni, którzy jako poddani austrjaccy
przysięgi składać nie mieli, solidaryzując się z tamtymi,
zażądali przeniesienia do wojska austrjackiego. Nie
s cerpiał tego Beseler, lecz wszystkich legjonistów pod-
danych Królestwa, którzy przysięgi nie złożyli, polecił
mternować w osobnych obozach, a to oficerów w Ben-
inowie, a żołnierzy w Szczypiórnie, zaś Piłsud-
skiego i jego szefa sztabu Sosnkowskiego aresztować
i wywieść do jednej z twierdz niemieckich. W piśmie
do Rady stanu z d. 21 lipca uzasadniał to jenerał-
gubernator tern, że „Polska Organizacja wojskowa ,Ł
w początkach czerwca przybrała charakter podziemnego
182
spisku, który grozi zamieszkami. Wodzem zaś w tej
Organizacji jest Piłsudski, a jego pomocnikiem Sosn-
kowski. Zjazd polski w Petersburgu naznaczył Piłsud-
skiego na wodza wojska polskiego, przeciw czemu nie
remonstrował, liczyć się więc należy z tern, że będzie
próbował przedostać się do Rosji i dla tego sprokuro-
wał sobie fałszowany paszport. Przeciw bezpodstaw
nym posądzeniom o zamiar przejścia na stronę Rosj:
broniła Rada stanu Piłsudskiego, broniła też Polską
Organizację wojskową przed oskarżeniem, że może
być niebezpieczną dla tyłów armji, ale przedstawienia
te pozostały bez skutku.
Opinja publiczna polska oba zarządzenia jenerał -
gubernatora potępiła zgodnie, uważając je za bezpra-
wne, bo do wykonania przysięgi legjoniści nie bylfi
przecież zobowiązani, zaś aresztowanie Piłsudskiego
było oparte tylko na obawie i przypuszczeniu, że do
rozruchów się posunie. Niechętni Piłsudskiemu, a ta-
kich nie brakło, poczytali Beselerowi za błąd, że z niego
robi męczennika1.
Wobec legjonistów internowanych w Benjaminowie
i Szczypiórnie passywiści w jednym chórze z socjali-
stami wydobywali z siebie wszystkie tony współczucia,
uwielbienia i dumy. Dopóki legjoniści walczyli z Rosją
i zachowywali karność wojskową, krytykowano ich
nieraz i traktowano z niechęcią, teraz gdy rozbili ie-
gjony, sławiono ich jako bohaterów i zbierano na nkk
składki, płakano nad srogiem obchodzeniem się z nimi
w obozach Prusaków. Była w tern konsekwencja
Z chwilą, w której odrzucono utworzenie armji pol
1 Jędrzej Zakrzewski: Polityka Polska a uwięzienie Pih
sudskiego. Bez daty i miejsca druku.
„Odprawa". Warszawa, Sierpień 1917.
183
skiej w Królestwie, miary zniknąć legjony, które od
początku taką plamę rzucały na usposobienie Polaków
oddanych duszą i ciałem koalicji i gotujących wojsko
polskie do walki z Niemcami na froncie francuskim
i rosyjskim. Dopraszano się wypuszczenia na wolność
internowanych, ale w Beselerze, który tyle razy ustę-
pował, odezwał się żołnierz. Gdy oficerowie interno-
wani w Benjaminowie przedłożyli mu memorjał o ich
położeniu, otrzymali od niego odpowiedź, w której
zarządzenie swoje uzasadniał jak następuje : „Ci polscy
oficerowie i żołnierze, którzy odmówili złożenia przy-
sięgi, stanęli przeciw polskiej Radzie stanu i zarazem
popełnili niekarność, od której cięższe przewinienie nie
jest do pomyślenia w wojsku. Oficerowie i żołnierze,
którzy z powodów politycznych i w celu poparcia kno-
wań politycznych przeciw tworzeniu się własnego pań-
stwa wnoszą rozdwojenie i nieposłuszeństwo w szeregi
własnego wojska, są niebezpieczeństwem dla polskiego
wojska i państwa. Dlatego musieli być wykluczeni
z wojska polskiego. Tacy żołnierze i oficerowie są
podczas obecnych wojennych stosunków z powodu
wykazanej przez nich skłonności do knowań politycz-
nych i do niekarności, zarazem niebezpieczeństwem
dla niemieckich i austrjackich wojsk, które bronią przy-
szłych granic Królestwa polskiego przeciw właśnie
w ciągu ostatnich tygodni ponawianym atakom wojsk
rosyjskich, gdyż można od nich oczekiwać, że będą
próbowali wywołać niepokoje polityczne i wrogie dzia-
łania przeciw mocarstwom okupacyjnym, ich władzom
i wojskom na tyłach walczących armij i przez to na-
razić na poważne niebezpieczeństwo i spokojną ludność
polską z powodu gwałtownych środków zapobiega-
wczych, jakie mogą się okazać koniecznymi. Dlatego
184
w interesie niemieckich i sprzymierzonych z niemi
wojsk, jak również w interesie bezpieczeństwa polskiego
kraju i polskiego społeczeństwa oficerowie i żołnierze
polscy, odmawiający przysięgi, internowani pozostaną
tak długo, jak te powody będą istniały. Te środki za-
radcze nie mają nic wspólnego z degradacją i nie ogra-
niczają zupełnie prawa noszenia niemieckich i austro-
węgierskich odznaczeń, które zostały zdobyte jeszcze
w czasach, gdy ci oficerowie i żołnierze nie sprzenie-
wierzyli się najwyższemu obowiązkowi każdego żołnie-
rza, posłuszeństwu i wierności dla własnego kraju
i jego zwierzchności**.
Cała niechęć społeczeństwa polskiego, a przede -
wszystkiem Warszawy, zwróciła się przeciw tym legjo-
nistom, którzy przysięgę złożyli i w wojsku polskiem
zostali. Projektowano przysięgę na dzień 9 sierpnia
jako uroczystość publiczną pod krzyżem Traugutta.
Obawiaj4c się demonstracji, odbyto ją o dwa dni pó-
źniej w dziedzińcu koszar.
Rozbicie legjonów dokonało się w chwili, w której
z armji rosyjskiej wydzielały się korpusy polskie, ażeby
razem z tą armją iść przeciw Niemcom na Warszawę.
Postępowaniem swojem zraziła i osłabiła Rada
stanu stronnictwa, na których poparcie mogła liczyć.
Klub państwowców stanął wobec niej w opozycji, bo
nie spełniała jegó postulatów, nie tworzyła armji1.
Liga państwowości polskiej weszła zaś w d. 29 maja
w nowe szersze stronnictwo „Centrum tt, które skupiało
w sobie żywioły umiarkowane, a program aktywisty-
' „Dokumenty do charakterystyki Tymczasowej Rady stanu
Posiedzenie TRS d. 3 maja 1917". Drukowane jako rękopis
w czerwcu 1917. Warszawa, wydawca Władysław Studnicki.
185
CĘtiy nieco zmieniło Ponieważ walka z, Rosją wskutek
proklamacji rządu rosyjskiego z d. 30 marca 1917 r.
utraciła swą aktualność, przeto Centrum ujrzało swoje
zadanie w „ utrzymaniu ciągłości pracy nad realizacją
państwa polskiego, nie oglądając się na wynik wojny,
nad utworzeniem mocnego rządu i silnej armji, jako
gwarancji istotnej niepodległości, wreszcie w przeciw-
działaniu objawom anarchji".
Szukała Rada stanu poparcia żywiołów konserwa-
tywnych skupionych w stronnictwie realistów. Różni
nkowie tego stronnictwa, między nimi ks. Zdzisław
Lubomirski, uwolniony proklamacją rządu rosyjskiego
od słowa danego Rosji, zbliżali się do Rady stanu,
a nawet brali udział w pracach jej komisji. Arcybiskup
K akowski urządzał zebrania różnych stronnictw, nakła-
niając je do konsolidacji. Realiści nie wystąpili jednak
z Koła międzypartyjnego i nie nakłonili go do zanie-
chania opozycji. Nie pomógł nawet zjazd biskupów,
którzy w d. 11 marca uczynili akces do Rady stanu.
Opozycja przeciw niej sięgała nawet do instytucyj, które
z polityką nie miały bezpośredniego związku. Na ze-
braniu delegatów towarzystwa „Macierzy polskiej", za-
służonego w obronie szkoły polskiej w czasach rosyj-
skiego ucisku, odrzucono wniosek o wysłanie adresu
do Rady stanu, zasłaniając się formalnymi względami.
Też same stronnictwa, które z początkiem wojny
1-914 r. rozbiły legjon wschodni w Galicji, popierały
teraz. w Warszawie akcję Lewicy, zdążającą do ostate-
cznego rozbicia legjon ów. Czyniły to z dziwną namię-
:. Sprawozdanie z krajowego zjazdu organizacyjnego Cen-
trum narodowego". Drukowane jako rękopis. Warszawa, lipiec
1917. . >
186
tnością. W lipcu 1917 r. podjęła Rosja, już rewolu-
cyjna, ostatnią, wielką ofensywę przeciw mocarstwom
centralnym i skierowała ją wprost na Galicję. Huk
armat słychać już było we Lwowie. Wobec tego no-
wego najazdu organ narodowej demokracji i jej sym-
patyków, „Zjednoczenie", pisał: „Dzięki Bogu, że już
intrygi niemieckie spełzły na niczem i Moskale zaczęjii
po długiej przerwie natarcie, które rozwija się coraz
lepiej ! Przerwano już front i zajęto znaczną część Ga-
licji!" Dla kogo?
Wśród tego Rada stanu pracowała skrzętnie. Orga-
nizowała się na wewnątrz, tworząc departamenty, wy-
działy, komisje i podkomisje, uchwalając szczegółowe
dla nich regulaminy i powołując do nich licznych
współpracowników; pracowała dalej usilnie nad różnymi
projektami: konstytucji państwa polskiego, projektem
ustawy dla rad gminnych, projektem organizacji sądo-
wnictwa i objęcia go przez Radę stanu, regulaminem
„Komitetu Ofiary narodowej", nad szczegółowym pro-
jektem zaciągów do wojska i tworzenia armji. W po-
łowie kwietnia uzyskała od Beselera przyrzeczenie od-
dania jej pod zarząd sądownictwa i szkolnictwa. Wszyst-
kie te prace, przechodząc przez wielogłowe komisje,
toczyły się tempem nader powolnem, jakby nic nie
nagliło.
Im więcej Rada stanu czuła swoją niemoc i upadek
powagi, tern więcej szukała stąd jakiegoś wyjścia. Zda-
wało jej się, że byłoby niem powołanie regenta i utwo-
rzenie prawdziwego rządu, któryby sprawą publiczną
skuteczniej pokierował. Zestawiła więc okupantów*
wszystkie swoje żałoby: że stopniowe przejmowanie
władzy dotychczas nie zostało wprowadzone w życie.
187
że sprawa wojska dotychczas nie została rozstrzygniętą
w myśl życzeń Rady stanu, że stosunek władz okupa-
cyjnych do ludności nie przyjął form przyjaźniejszych,
a zarządzenia prawodawcze są nadal wydawane albo
z pominięciem Rady stanu albo bez uwzględnienia jej
opinji. Ażeby temu zaradzić postawiła okupantom po-
nownie żądania:
1) aby okupanci zgodzili się na powołanie przez
nią regenta, którym stosownie do życzeń kraju powinna
być osoba władająca biegle językiem polskim,! religji
katolickiej, z krajem naszym przynajmniej do pewnego
stopnia związana, pochodząca o ile możliwe zdynastji
panującej. Szerokiemu temu określeniu odpowiadał naj-
lepiej arcyksiąże Karol Stefan, właściciel rozległych
dóbr żywieckich w Galicji, którego kandydaturę od pe-
wnego czasu podnoszono już głośno. Pierwszem za-
daniem regenta powinno być powołanie do życia sta-
łego gabinetu ministrów o charakterze czysto polskim
i zwołanie sejmu.
2) natychmiastowego utworzenia tymczasowego
rządu polskiego, złożonego z ministrów Polaków, wy-
znaczonych w myśl życzeń społeczeństwa, a stanowią-
cych radę ministrów, która do czasu rozpoczęcia spra-
wowania urzędu przez regenta obejmować będzie wła-
dzę wykonawczą w kraju. Rząd polski przedstawi rzą-
dom państw centralnych opracowany przez tymczasową
Radę stanu program obejmowania władzy w kraju
z uwzględnieniem konieczności wojennych.
Przedstawiając te żądania, Rada stanu zagroziła ustą-
pieniem, gdyby nie miały być spełnione. Tym razem
okupanci sprawą na serjo się zajęli, rozpoczęli między
sobą pertraktacje i oznajmiając o tern Radzie stanu1
poprosili ją w d. 15 maja przez swoich komisarzy
188
0 krótką zwłokę w odpowiedzi, gdyż ustąpienie Rady,
będącej głównym czynnikiem konsekwentnego rozwoju
polskiej państwowości, byłoby równoznacznem conaj-
mniej z przerwaniem tego rozwoju. Dnia 8 czerwca
komisarze na posiedzeniu Rady stanu udzielili jej ocze-
kiwaną niecierpliwie odpowiedź.
Oświadczyli, że życzenie co do ustanowienia re-
genta odpowiada zupełnie zamiarowi mocarstw central-
nych i będzie spełnione, skoro tylko stworzone zostaną
warunki dla pomyślnej działalności regenta.
Mocarstwa już teraz uważają tymczasową Radę stanu
za przedstawicielkę tworzącego się państwa polskiego
1 spodziewają się, że Rada stanu w możliwie krótkim
czasie ukończy prace przygotowawcze około konstytu-
cyjnej! administracyjnej organizacji Królestwa polskiego.
Mocarstwa zwracają się zarazem do Rady stanu z we-
zwaniem, by wypracowała i przedłożyła im osobne
wnioski co do tego, w jaki sposób bez naruszenia sta-
nowiska przysługującego mocarstwom okupacyjnym
według prawa międzynarodowego ma się odbyć od-
danie poszczególnych gałęzi administracji polskim wła-
dzom centralnym (ministerstwom), oraz w jaki sposób
mają być pokryte koszta tych gałęzi administracyjnych.
Temi gałęziami administracji są, prócz sądownictwa
i szkolnictwa, sprawy wyznaniowe, opieka nad sztuką
i nauką, dalej z dziedziny gospodarstwa społecznego
handel i rolnictwo z ograniczeniami, które mają być
jeszcze bliżej określone ze względu na gospodarkę wo-
jenną, organizacja przemysłu, usunięcie szkód wojen-
nych i odbudowa kraju, w końcu dobroczynność pu-
bliczna i opieka społeczna.
Dalej oczekują mocarstwa centralne, że Rada stanu
zaproponuje osobistość, którejby aż do ustanowienia
189
regenta poruczono naczelne kierownictwo spraw admi-
nistracyjnych oddanych rządowi polskiemu. Wymienione
rządy przypuszczają, że przy wyborze na to stanowisko
przedewszystkiem będzie wzięty pod uwagę wybór prze-
wodniczącego tymczasowej Rady stanu, marszałka ko-
ronnego.
Na ustne zapytanie marszałka co do udziału Rady
stanu i władz polskich w sprawach zaopatrzenia w śro-
dki żywności, komisarze oświadczyli, że kwestja apro-
wizacji ludności, a zwłaszcza rozdziału nadwyżek, na-
leży do dziedziny gospodarstwa społecznego, uwzglę-
dnią więc wnioski Rady co do tej sprawy w tej mie-
rze, jaka jest w obecnych warunkach wyjątkowych
możliwą, a organom władzy, które Rada stanu utwo-
rzy, dadzą możność współpracownictwa przy rozwinię-
ciu tej ważnej sprawy.
Wskutek tego oświadczenia okupantów cała sprawa
poszła na drogę opracowania projektów i na drogę
rokowań. D. 3 lipca Rada stanu uchwaliła projekt or-
ganizacji władz najwyższych, a sprawa przejęcia poszcze-
gólnych gałęzi administracji dojrzała tak, że sądowni-
ctwo miało być przejęte do d. 1 września, szkolnictwo
z początkiem roku szkolnego.
Tymczasem dojrzał rozłam w legjonach. Beseler
nigdy nie był ich przyjacielem, bo przecież reprezen-
towały ideę austro- polską. Wydało mu się więc, że
trzeba skorzystać ze sposobności i wszystkich poddanych
austrjackich legjonistów beż różnicy, czy burzyli karność
wojskową, czy też ją zachowywali, odesłać z powrotem
do Austrji. Pozostaliby tylko legjoniści poddani Króle-
stwa, którzy wykonali przysięgę i nowi ochotnicy, a
z tych możnaby szczupłe, ale karne wojsko polskie
utworzyć. Dla wyćwiczenia go potrzeba narazie nieco
190
oficerów i podoficerów legjonowych, poddanych au-
strjackich, na których karność można liczyć i tych się
pozostawi do czasu, a potem także do Austrji odeśle.
Otrzymawszy na ten projekt zgodę Austrji, Beseler
przeprowadził rzecz zaraz i 26 sierpnia oznajmił to
Radzie stanu.
Tego ciosu Rada stanu, zwalczana namiętnie przez
Lewicę i przez passywistów, wytrzymać nie była w sta-
nie i tegoż dnia członkowie jej zgłosili swe ustąpienie
z Rady, motywując to jak następuje:
1) Rada stanu stała bezwzględnie ni swem stano-
wisku, uznanem przez mocarstwa centralne, źelegjony
jako takie mają być kadrami wojska polskiego,
2) uznając za konieczność sanację legjonów, Rada
stanu nie sprzeciwiałaby się temu, aby oficerowie i żoł-
nierze, którzy zgłosili prośby o zwolnienie, a nie co-
fnęli ich w przeciągu 48 godzin od chwili wezwania
do cofnięcia, opuścili szeregi wojska polskiego. Pułkf,
które uczyniły zadość wezwaniu Rady stanu i zacno
waniem swojem dowiodły, że pragną być kadrami woj-
ska polskiego, a więc 2 i 3 pułk piechoty, 2 pułk
ułanów, kompanja saperów, część artylerji z innemi
formacjami i zakładami oraz aparat zaciągowy i re-
kruci, mogłoby tworzyć zupełnie dostateczną podstawę
do dalszego budowania wojska polskiego,
3) rozkaz o wysłanie legjonów na front przy po-
zostawieniu drobnej ilości zupełnie niewystarczającej
do tworzenia kadrów, wydanie tego rozkazu bez za-
pytania i bez wiedzy Rady stanu, wytwarza dla niej
położenie pod względem politycznym niemożliwe i zmu-
sza członków Rady stanu do złożenia swych manda-
tów w ręce członków Rady regencyjnej, wybranej we-
dług projektu „Organizacji naczelnych władz państwo-
191
wych polskich" zakomunikowanego władzom okupacyj-
nym w d. 3 lipca b. r.
Rzeczy postąpiły już tak, że Rada stanu wybrała
nawet kandydatów do Rady regencyjnej. Gdy zaś w d.
1 września sądownictwo i szkolnictwo przejść miało
pod Radę stanu, przeto ustępując, wybrała komisję
przejściową dla zlikwidowania tych agend.
XII.
RADA REJENCYJNA
Ustanowienie Rady rejencyjnej 12 września 1917 r
Stosunek jej do mocarstw centralnych.
Pokój brzeski z d. 10 lutego i 3 marca 1918.
Rokowania z Berlinem.
Nieprzyjazne stanowisko, jakie społeczeństwo pol-
skie zajęło wobec Niemców, ich planów wojskowych
i politycznych, odbiło się na polityce niemieckiej wo-
bec Polaków. Nie było już o tern mowy, ażeby z Kró-
lestwem połączyć kraj zdobyty na wschodzie. Zastoso-
wali się Niemcy ściśle do granic Polski etnograficznej,
którą Polacy wobec Rosji akceptowali. Co za nią po>-
łóżone było na wschód, podlegało bezpośrednio rzą-
dom wojskowym Komendy niemieckiej wschodu,
a rządy te zaprowadzając administrację niemiecką, wy-
kluczyły od niej zasadniczo Polaków i postanowiły
nietylko wpływ ich polityczny, ale także stanowisko
ekonomiczne gruntownie podkopać. Pragnęły do tego
użyć Litwinów i Białorusinów. Litwini, u których prądy
separatystyczne przeciwne Polakom już dawniej siię
zbudziły, okazali się narzędziem skutecznem i chętnern.
Niemcy podjęli więc myśl utworzenia państwa litew-
skiego związanego i podległego Niemcom i wykroi-
wszy je wraz z polskiem Wilnem i jego okolicą w oso-
bny okręg administracyjny, organizowali z niego litew-
skie państwo z pomocą notablów zwołanych do t..zw.
193
Taryby, którą uznano za naczelną reprezentację. Po-
lakom nie pozwalano otwierać szkół, odmówiono żą-
daniu przywrócenia uniwersytetu w Wilnie. Większą
własność, która znajdowała się w ich rękach, pozba-
wiono wszelkiego wpływu, a odbierano jej dochody,
obejmując administrację wielu majątków pod pozorem,
że właściciel nie może na nim gospodarować. Pra-
gnęli Niemcy w podobny sposób użyć przeciw Pola-
kom Rusinów. Znaleźli chętnych tylko w powiatach
południowych i popierali tam sprowadzonych umyśl-
nie agitatorów ukraińskich. Z Białorusinami rzecz się
nie powiodła, a Ludendorff stwierdził z wielkiem zdzi-
wieniem, że ci podlegli wpływowi polskiemu i wpły-
wowi polskiego katolickiego duchowieństwa i że rząd
rosyjski nie umiał temu zapobiec! Utrzymując więc
na Białorusi rządy wojskowe i wyciągając z niej, co
się dało, szczególnie z puszczy białowieskiej, gotowa
była Główna Komenda niemiecka zwrócić ten kraj
przy pokoju Rosji, byle go nie óddać Polakom.
Obcinając z góry obszar państwa polskiego, pro-
klamowanego aktem z 5 listopada 1916 r., Niemcy
nie mogły się odważyć na to, ażeby akt ten cofnąć.
Byłoby to wzmocniło w opinji całego świata prąd upa-
trujący przyczynę wszystkiego złego w militaryzrnie
pruskim, nie byłoby znalazło poparcia nawet w par-
lamencie Rzeszy, który wyraźnie przeciw polityce za-
borczej się oświadczał. Niemcy nie chcieli się posu-
nąć aż do jawnego zerwania z Polską. Zmaganie się
ich z armjami koalicji, chociaż jeszcze zwycięskie, ka-
zało im oszczędzać naród, który losów swoich po-
wierzyć im się wzbraniał, jednak na tyłach ich wojsk
zachowywał porządek i spokój i prawnie czy bezpraw-
nie pozwalał sobie na rzecz wojny zabierać wszystko,
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 13
194
nawet pracowników rolniczych i przemysłowych do
dóbr i fabryk w Niemczech. Odwrócenie się Niemiec
od Polaków byłoby nadto wyszło na korzyść Austro-
Węgier, które, podjąwszy na nowo projekt przyłącze-
nia Królestwa do monarchji, jednały sobie ustępstwami
Polaków. Dnia 28 czerwca 1917 cesarz Karol na je-
nerał-gubernatora w okupacji austrjackiej powołał Po-
laka hr. Szeptyckiego, komendanta legjonów, a z chwilą
tej nominacji administracja w okupacji austrjackiej
przybrała kierunek przychylny Polakom. Władze au-
strjackie winę przewlekania się ustępstw żądanych przez
Polaków zwalały chętnie na rząd i na Komendę nie-
miecką. Komenda pocieszała się tern, że przy zawar-
ciu pokoju ze względów wojskowych zabierze cały
pas Królestwa, ale na to Austro-Węgry nie chciały się
zgodzić, a kanclerz niemiecki wobec nich powolnym
się okazywał.
Do tego wszystkiego przybył wzgląd na koalicję,
która ogłosiła również niepodległość Polski i to zje-
dnoczonej, stworzyła czy uznała Komitet polski w Pa-
ryżu ś przystąpiła do tworzenia armji polskiej we
Francji. Można było przewidzieć, że to zadanie nie
napotka na wielkie przeszkody, a wrażenie aktu z dnia
5 listopada 1916 r., które wskutek targów z Radą stanu
już bardzo zbladło, zupełnie się zatrze. Trzeba było
ten akt podnieść i ożywić, a czyniąc zadość żądaniom
Polaków, stworzyć także dla zagranicy widomą głowę
państwa polskiego. Na regenta mocarstwa nie mogły
się zgodzić, bo regent, mianowany z dynastji panują-
cej austrjackiej, czy jednej z niemieckich, przesądzałby
o przyszłym stosunku państwa polskiego do mocarstw.
Wyjściem z trudności było ustanowienie regencji zło-
żom j z kilku Polaków.
195
W d. 12 września obaj monarchowie wydali do
fcnerał- gubernatorów reskrypt, w którym oświadczyli,
e „ pragną kontynuować budowę państwa polskiego
zgodnie z manifestem z 5 listopada 1916, aby kraj,
wyswobodzony z pod ciężkiego jarzma, już dziś, o ile
na to pozwoli położenie wojenne, mógł użyć swoich
iogatych sił państwowo-twórczych, kulturalnych i go-
spodarczych dla błogosławionego rozwoju. Ponieważ
przechodzimy teraz ciężkie czasy wojenne, nie jest je-
szcze możliwem, by król 'polski z prastarą, okrytą
sławą koroną Piastów i Jagiellonów zjawił się w sto-
Hęy kraju i by reprezentacja ludu, oparta na zasadach
iemokratycznych, podjęła dla dobra kraju prace w War-
szawie. Ale już dziś, zgodnie z życzeniami narodu,
w miejsce dotychczasowych instytucyj wejść mają w ży-
cie organy Królestwa polskiego, wyposażone we wła-
dzę ustawodawczą i wykonawczą, tak, że odtąd wła-
dza państwowa w zasadzie spoczywać będzie w ręku
rządu narodowego. Zgodnie z wnioskami mężów za-
ufania kraju, mocarstwom okupacyjnym zastrzeżone
będą tylko te kompetencje, których domaga się stan
wojenny. Oby temu nowemu ważnemu krokowi, pod-
jętemu dla ukończenia budowy państwa polskiego, to^
warzyszyło błogosławieństwo Wszechmocnego i oby
ten krok przyczynił się ku temu, by przyszłość wol-
nej Polski w dobrowoiriem przyłączeniu się do mo-
carstw centralnych, które wyswobodziły kraj z pod
jarzma rosyjskiego, była szczęśliwą i godną wielkiej
przeszłości narodu polskiego" K
1 „Der gegenwartige Stand der Polenfrage". Materialiert
and Anregungen von der Redaktion der „Polnischen Blatter*.
Berlin-Charlottenburg. Ende November 1917.
13*
1%
W tej myśli upoważnili jenerał-gubernatorów wy-
dać następujący patent o władzy państwowej w Kró-
lestwie polskiem:
Art. I. 1. Najwyższą władzę państwową w Króle-
stwie polskiem, aż do jej objęcia przez króla lub re-
genta, oddaje się Radzie regencyjnej, z zastrzeżeniem
stanowiska mocarstw okupacyjnych według prawa mię-
dzynarodowego.
2. Rada regencyjna składa się z trzech członków,
których w urzędowanie wprowadzą monarchowie mo-
carstw okupacyjnych.
3. Akty rządowe Rady regencyjnej wymagają kora-
trasygnatury odpowiedzialnego prezydenta ministrów.
Art. II. 1. Władzę ustawodawczą w ramach tego
patentu i według ustaw, które na jego podstawie będą
wydane, wykonywa Rada regencyjna przy współdziała-
niu Rady stanu Królestwa polskiego.
2. We wszystkich sprawach, których zarząd nie jest
jeszcze oddany polskiej władzy państwowej, wnioski
ustawodawcze mogą być traktowane w Radzie stanu
tylko za zgodą mocarstw okupacyjnych. W sprawach
tych aż do dalszego zarządzenia może obok organów
Królestwa polskiego powołanych według lit. 1, także je-
nerał-gubernator wydawać rozporządzenia z mocą usta-
wową, jednakże tylko po wysłuchaniu Rady stano,
Prócz tego jenerał-gubernator dla strzeżenia ważnych
interesów wojennych wydawać może nieodzowne za-
rządzenia z mocą ustawy i zarządzać ich obowiązu-
jące obwieszczenie i przeprowadzenie także przez or-
gany polskiej władzy państwowej. Rozporządzenia je-
nerał-gubernatora' mogą być zniesione lub zmienione
tylko w tej drodze, w której zostały wydane.
3. Ustawy i rozporządzenia polskiej władzy pań-
197
stwowej, które mają być podstawą praw i obowiązków
kidności, muszą być przed ich wydaniem podane do
wiadomości jenerał-gubernatora mocarstwa okupacyj-
nego, w którego obszarze administracyjnym wejść mają
w życie, i mogą osiągnąć moc obowiązującą tylko
wtedy, jeżeli tenże w przeciągu dni 14 nie założy sprze-
ciwu.
Art. lii. Rada stanu złożona będzie według posta-
nowień specjalnej ustawy, którą wyda Rada regencyjna
za zgodą mocarstw okupacyjnych.
Art. IV. Zadania wymiaru sprawiedliwości i admi-
nistracji, o ile oddane są polskiej władzy państwowej^
spełniane będą przez polskie sądy i władze; zresztą
zaś, póki trwa okupacja, przez organy mocarstw oku-
pacyjnych.
2. W sprawach, które odnoszą się do praw lub in-
teresów mocarstw okupacyjnych, może jenerał-guber-
miov zarządzić rewizję zgodności z ustawą i prawo-
mocności rozstrzygnięć i zarządzeń polskich sądów lub
władz w drodze ustawowego toku instancji, ^zaś o ile
•dzi o wyroki lub rozstrzygnięcia najwyższej instan-
cji, może u niej samej przez swego przedstawiciela za-
warować owe prawa lub interesy.
Art. V. Międzynarodowa reprezentacja Królestwa
polskiego i prawo zawierania umów międzynarodo-
wych może przysługiwać polskiej władzy państwowej
dopiero po ukończeniu okupacji.
Art. VI. Patent niniejszy wchodzi w życie z chwilą
ysianowienia Rady regencyjnej.
Do patentu tego jenerał-gubernatorowie dodali ko-
mentarz, że „sprzymierzone rządy widzą w Radzie re-
gencyjnej środek stosowny, by nietylko polskiej pań-
stwowości dać ogólnie uznaną reprezentację, lecz by
198
także przygotować przyszłą monarchję, gdyż Rada -re-
gencyjna uchodzi za naczelną przedstawicielkę państwa
polskiego aż do powołania głowy państwa przyczerr
mocarstwa okupacyjne zastrzegają sobie swoje stano-
wisko, według prawa międzynarodowego. Pierwszerr
zadaniem Rady regencyjnej będzie powołanie prezy-
denta ministrów. Mocarstwa sprzymierzone zastrzegają
sobie zatwierdzenie go. Prezydent ministrów bezzwło-
cznie podejmie wszystkie niezbędne kroki, by w dzie-
dzinach administracji, oddanych polskiej władzy pań
stwowej, urzeczywistnić organizację ministerstw i
także pod innemi względami dokończyć organizacji
polskiej władzy państwowej przez rokowania z wła
dzami okupacyjnemi. By życzeniom i interesom wszyst-
kich kół narodu polskiego zapewnić reprezentację, ma
odżyć Rada stanu w nowej formie i z powiększone^
prawami. Jest ona poprzedniczką sejmu. Zadania jej
leżą na polu ustawodawstwa. Podczas, gdy rozporzą-
dzenie z 26 listopada i 1 grudnia 1916 r. przyznaje tym-
czasowej^ Radzie stanu tylko głos doradczy, teraz przy-
sługiwać ma Radzie stanu na polu ustawodawcze^
głos decydujący. Rada regencyjna zwołuje Radę stanu
na sesje. Prawa Rady stanu i prerogatywy mocarstw
okupacyjnych sa, w patencie ściślej określone. Sprzy-
mierzone mocarstwa wierzą, że w rozpoczętej teraz
dalszej budowie państwa polskiego, urzeczywistniającej
akt z 5 listopada 1916, wezmą czynny udział najszer-
sze warstwy polskiego ogółu. Mocarstwa żywią na-
dzieję, że rokowania, które się jeszcze będzie prowa-
dzić co do szczegółów organizacji, szybko się potoczą
i że dalszy pomyślny rozwój stosunków doprowadzi
do tego, że władza rządowa stopniowo przejdzie w ręce
polskie".
199
Przedstawieni przez tymczasową Radę stanu na re-
gentów arcybiskup warszawski ks. Kakowski, prezydent
Warszawy Zdzisław ks. Lubomirski i właściciel dóbr
Józef Ostrowski, uzyskali zatwierdzenie okupantów
i d. 15 października 1917 r. objęli uroczyście rządy.
Osiągnęli więc Polacy nareszcie to, czego się od
dawna domagali i co miało inny obrót nadać spra-
wom. Nie otrzymali wprawdzie jednego regenta, ale
otrzymali Radę regencyjną z prawami regenta, o ile
prawa te przez rządy okupantów nie były do czasu
ograniczone, jeżeli jednak Polacy żądający regencji od-
dawali się nadziei, że okupanci Radzie regencyjnej przez
siebie ustanowionej oddadzą rychło władzę i admini-
strację na obszarze obu okupacyj, to doznali zawodu.
Rolę, którą Polacy odgrywali dotychczas wobec Niem-
ców, objęli teraz Niemcy. Jak przedtem Polacy stawiali
coraz to dalsze warunki, aby tylko nie oddać Niem-
com swojego wojska, tak teraz Niemcy okazali się nie-
wyczerpanymi w wynajdywaniu pretekstów, aby Pola
kom nie oddać władzy, bo nie mieli do nich zaufania,
a Radę regencyjną starali się utrzymać tylko jako ze-
wnętrzny wyraz państwa polskiego, które stoi po ich
stronie. W tym samym celu, dla demonstracji przeciw
wojsku polskiemu tworzonemu we Francji i wojsku
polskiemu, tworzącemu się w Rosji, utrzymywali kilku-
tysięczny zastęp polski wojskowy w Warszawie i jej
okolicy i ćwiczyli go na pokaz; po doznanym zawo-
dzie nie żądali jednak już utworzenia wielkiego wojska
polskiego, bo obawiali się słusznie, że to wojsko
i oparta na niem władza rządowa przy pierwszej spo-
sobności przeciw nim się obróci. Rada regencyjna nie
zdołała też postępowaniem swem wpłynąć na Niem-
200
ców, ażeby nabrawszy do Polaków zaufania, stanowi-
sko swoje wobec nich zmienili.
Rada regencyjna, mimo wszystkich hołdów złożo-
nych jej przez różne instytucje i korporacje, nie sku-
piła około siebie społeczeństwa polskiego. Stronnictwa
lewicy i Polska Organizacja wojskowa uprawiały wo-
bec niej opozycję bezwzględną dlatego, że regenci nie
wyszli z ich łona i władzy odstąpić im nie chcieli. Boj-
kotowały więc rząd i wojsko- a lewica nie chciała
wziąć udziału także w Radzie stanu utworzonej później
jako organ ustawodawczy.
Zdeklarowanym wrogiem Rady regencyjnej była da-
lej narodowa demokracja, która nie uznawała jej jako
pochodzącej z ramienia mocarstw centralnych i słu-
chała ślepo wskazówek udzielanych jej przez Komitet
paryski, działający z ramienia koalicji. Wiara w zwy-
cięstwo koalicji wzrosła w narodowej demokracji do
tego stopnia, że gotowa była doprowadzić Niemców
do zniesienia państwa polskiego przez nich utworzo-
nego i rozciągnięcia surowych rządów nad Polską,
mniemała bowiem, że się przez to koalicji najlepiej za-
służy i jej względy Polsce zapewni.
Stanął za Radą regencyjną obóz aktyWistyczny,
a wśród niego przede wszy stkiem stronnictwo Centrum,
które d. 18 września 1917 oświadczyło się za przymie-
rzem politycznem z mocarstwami środkowemi, widząc
w niem „wskazany i skuteczny w danem położeniu
środek do odzyskania istotnej niepodległości państwa
polskiego i należnego Polsce stanowiska międzynaro-
dowego". Wyraziło dalej ufność, że korpus posiłkowy
po dokonanej w nim sanacji zwrócony zostanie pań-
stwu polskiemu w całości t. j. bez wykluczenia znaj-
201
dojących się w nim obywateli austro-węgierskich i sta-
nowić będzie podstawę — kadry dla formowania pol-
skiej regularnej armji na zasadzie poboru. „Niezwłoczne
utworzenie armji polskiej, gotowej do akcji czynnej dla
poparcia i zdecydowania sprawy granic wschodnich
w myśl narodowych postulatów polskich, jest podsta-
wowym warunkiem, ażeby pojęcie państwa, niepodle-
głości i rządu w stosunku do Polski nabrały właściwej
treści, a istnienie polskiego państwa mogło być uwa-
żane za zabezpieczone".
Pomiędzy sprzecznymi kierunkami rozstrzygać mieli
realiści. Oczekiwano, że pójdą za Centrum, gdyż dwaj
regenci, Lubomirski i Ostrowski, wyszli z ich grona,
arcybiskup Rakowski przekonaniem swojem do nich
należał, a sekretarz Rady regencyjnej ks. Chełmickś
był jednym z najwybitniejszych członków ich stronni-
ctwa. Nadzieja ta jednak zawiodła, gdyż stronnictwo
realistów nietylko za nimi nie poszło, lecz zniewoliło
ich do wystąpienia z niego.
Realiści odgrażali się nieraz narodowym demokra-
łoim, ale nie wystąpili ze związku z nimi w Kole mię-
dzy party j nem. Wskutek tego wstrzymali Koło od bru-
talnych ataków, właściwych narodowej demokracji, ale
polityce ich opozycyjnej ulegali. Liczne enuncjacje Koła
wobec różnych poczynań Rady regencyjnej nie pozo-
stawiały żadnych wątpliwości.
Wobec takiego stanowiska i usposobienia stron -
nictw reprezentujących większość opinji publicznej, Rada
regencyjna, chcąc cokolwiek stworzyć, musiałaby wo-
bec nich iść przebojem, a to na chwilę nie postało
w myśli regentom. Nie umieli regenci zatrzymać się
w wstąpieniach swoich na granicy, która stanowiskiem
ich ponad rządem była podyktowaną, a mieszając się
202
ciągle w czynności rządu i zawiązując bezpośrednie
stosunki ze stronnictwami, wywoływali w społeczeń-
stwie wrażenie, że rządem jest Rada regencyjna, a mi-
nisterstwo jest tylko organem jej wykonawczym bez ża -
dnej samodzielności.
Zamierzała Rada regencyjna na prezydenta mini-
strów powołać Adama hr. Tarnowskiego, jednakże
Niemcy nie zgodzili się na to, obawiając się, że dyplo-
mata ten, który z wielkiem przejęciem pracował na
rzecz programu austro- polskiego, będzie im w rządacin
Królestwa polskiego sprawiał trudności. Wówczas mi-
sję utworzenia gabinetu poruczyła Rada Janowi Kii-
charzewskiemu, który znosząc się przed objęciem urzędu
ze stronnictwami, d. 26 listopada rozwinął progranr
swój wobec Koła międzypartyjnego, a w programie
tym podał zamiar utworzenia armji przez powołanie
trzech do czterech roczników t. j. około sto pięćdzie-
siąt tysięcy ludzi na podstawie rekrutacji i na mocy
dekretu Rady regencyjnej. Armja ta ma być natych-
miast użyta na froncie wschodnim, między innemi ze
względu na konieczność odgrodzenia się w ten sposób
od wpływów socjalnej rewolucji rosyjskiej. Usłyszawszy
ten program delegaci stronnictwa realistów, a następnie
całego Koła międzypartyjnego, udali się do Rady re-
gencyjnej z przedstawieniem, że utworzenie armji bez
woli kraju, bez Rady stanu, wybranej przez naród, w\y
wołałoby wielkie wzburzenie w kraju, według wszel-
kiego prawdopodobieństwa opór ludności i popchnę-
łoby stronnictwo do bezwzględnej opozycji. Rada re-
gencyjna uspokoiła protestujących oświadczając, że po
boru przed zwołaniem Rady stanu nie ogłosi, a decyzji i
żadnej co do przeznaczenia armji na front nie przesą-
dziła. Pomimo tego Rada regencyjna d. 8 grudnia m-
203
mianowała Kucharzewskiego prezydentem gabinetu zło-
żonego z dziewięciu ministrów, ale pilnowała następnie,
ażeby ten wybitny aktywista prowadził politykę nie
wywołującą opozycji passywistów, a przynajmniej opo-
zycji zbyt wyraźnej. Rządy Rady regencyjnej zaznaczyły
się też tern, że zebrały wszystkie ujemne następstwa
związku państwa polskiego z mocarstwami centralnemi,
a nie osiągnęły dodatnich, ani armji polskiej ani wła-
dzy wykonawczej rządowej.
Do polityki swojej zastosowała Rada regencyjna
ściśle skład Rady stanu, ciała prawodawczego, które
miała utworzyć. Po wielu naradach i namysłach ustawa
0 Radzie stanu ukazała się dnia 7 lutego 1918, ale jej
pierwsze posiedzenie nastąpiło dopiero d. 23 czerwca.
Tworząc ją po części z wyborów, po części z własnej
nominacji, Rada regencyjna miała na myśli, aby nie-
chętnych sobie zjednać, nie zaś aby utworzyć ciało
idące w pewnym kierunku, i dlatego w Radzie stanu,
gdy się zebrała, okazało się, że niema żadnej stałej
większości. Rada stanu obradowała skrzętnie aż do
5 września nad projektami, które jej rząd przygotował
1 z prac jej zebrał się obfity materjał na papierze, na-
wet cały obszerny projekt konstytucji państwa pol-
skiego, ale nic z tego nie weszło w życie. Utrzymało
się tylko sądownictwo i szkolnictwo, które okupanci
równocześnie prawie z utworzeniem Rady regencyjnej
oddali rządowi polskiemu.
Cofając się przed tworzeniem wojska, regenci nie
mogli jednak uchylić się od zamanifestowania swego
stosunku do okupantów. Rola reprezentacyjna, którą
na siebie przyjęli, wprost ich do tego zmuszała. Uwol-
liło Radę od zawierania formalnego przymierza z mo-
204
carstwami postanowienie patentu, w którym okupanci,
ustanawiając ją, wyłączyli z pod jej zakresu działania
zawieranie umów międzynarodowych. Postanowienie
to odnosiło się nietylko do wszystkich innych państw,
lecz także do okupantów, którzy stosunek swój do
Polski określali jednostronnemi swojemi postanowie-
niami. Nie przyszło więc do żadnego formalnego układu
z okupantami, lecz nie mogło się obejść bez wymiany
grzeczności, podziękowania za utworzenie państwa pol-
skiego, prośby o pomoc dalszą i zapewnienia o niej.
Nastąpiło to przy uroczystem przyjęciu Rady regen-
cyjnej w Berlinie d. 8 stycznia 1918, a d. 11 stycznia
w Wiedniu.
Serdeczny był ton przemów w Wiedniu wygło-
szonych, bo mógł zaczepić o uznanie praw narodo-
wych Polaków w Austrji od przeszło pół wieku. W mo-
wie ks. Zdzisława Lubomirskiego do cesarza Wilhelma
znalazł się za to ustęp: „Wiemy, że Wasza cesarska
Mość wnikając swoim głębokim i twórczym duchem
w wielkie zadania przyszłości, będzie dla niemieckiego
narodu kierownikiem na drodze, której celem jest po-
kój owe i owocne współdziałanie wszyst-
kich narodów. W nowopowstałej ojczyźnie będziemy
zwolennikami tych zasad. W osobie Waszej cesarskiej
Mości widzimy i witamy bojownika tych zasad, które
powinny zapanować nad światem i przynieść wszyst-
kim warstwom ludzkich społeczności narodowych szczę-
ście i błogosławieństwo".
Odpowiadając na to cesarz Wilhelm rzekł:
„Z wdzięcznością odczuwam, że wbrew oszczerstwom
nieprzyjaciół Panowie zrozumieliście moje nieustanne
trudy, aby w ciągu moich prawie już trzydziestoletnich
rządów stać się bojownikiem tych zasad".
205
Wdzięczność cesarza Wilhelma była z pewności
szczerą, skoro Polak wziął go w obronę przed najdo-
tkliwszym zarzutem koalicji, że wojnę wywołał i za-
winił. Polakom, którzy pamiętali trzydzieści lat jego
rządów, trudno było przemowę tę przełknąć.
Ustanowienie Rady regencyjnej podnieciło silnie wy-
obraźnię tych Polaków, którzy mimo aktu z d. 5 listo
pada 1916 r. nie mogli się pogodzić z myślą, że Ga-
licja nie ma być połączona z Królestwem. Słyszeli, że
cesarz Karol, który po śmierci Franciszka Józefa dnia
21 listopada 1916 r. objął rządy, oraz jego minister
nr. Czernin tego połączenia gorąco pragną i z Niem-
cami o nie konferują. Zdawało im się, że jeżeli Polacy
za niem się sami oświadczą, to Niemcy, uznawszy nie-
podległość Polski, nie będą mieli podstawy, ażeby się
temu sprzeciwić.
Aktywiści polscy powzięli więc myśl, aby w ciągu
lutego 1918 na całym obszarze Królestwa i Galicji
urządzić wielkie zgromadzenie ludowe i obwołać cesa-
rza Karola królem polskim. Nie kryli się z tern przed
hr. Czerninem, a pewni byli powodzenia.
Pierwsze takie zgromadzenie publiczne odbyło się
d. 2 lutego 1918 we Lwowie. Wzięły w niem udział
najpoważniejsze osobistości, konserwatyści i demokraci,
którzy postanowili się połączyć we wspólnej organi-
zacji państwowotwórczej. Zagaił zjazd demokrata, czło-
nek wydziału krajowego dr. Jahl, który pogląd na po-
łożenie streścił w słowach następujących:
„Tak liczny zjazd jest dowodem, że większość spo-
łeczeństwa solidaryzuje się z celami i zadaniami Kół
pracy narodowej, któremi są tworzenie podstaw i kła-
dzenie fundamentów pod gmach państwowości polskiej,
206
praca około budowy państwa polskiego. W tej pracy
powinni się znaleść wszyscy Polacy bez względu, do
jakiego stronnictwa politycznego należą, aby państwo
polskie, istniejące politycznie od 5 listopada 1916, a fa-
ktycznie od 12 września 1917, było z chwilą zawarcia
pokoju przygotowane do samoistnego bytu. Niestety,
nie wszyscy chcemy zrozumieć, że nareszcie nadszedł
czas samemu stanąć do roboty. Zdobyliśmy się 16 sier-
pnia 1914 na wielki czyn i stworzyliśmy legjony; po-
tem jednak robiliśmy wszystko, aby je rozbić. Nie po-
trafiliśmy się zdobyć na własną armję, a gdybyśmy
dziś mieli choć kilka korpusów, to przy rokowaniach
pokojowych ani państwa centralne ani żadne moce bol-
szewickie nie mogłyby nam głosu odmówić. Tymcza-
sem dziś w Brześciu mówi się o nas bez nas. Powi-
taliśmy akt z 5 listopada 1916 i Tymczasową Radę
stanu z entuzjazmem, a potem nękaliśmy ją, aż zmu-
siliśmy ją do rezygnacji.
Domagaliśmy się Regencji, a dziś stawiamy jej
wszelkie możliwe trudności. Jeszcze nie weszła w ży-
cie Rada stanu, a już ją zwalczamy; zwalczać też bę-
dziemy Sejm, chociażby wyszedł z najdemokratyczniej-
szych wyborów. Dają nam monarchję, my chcemy rze-
czypospolitej. Mówimy, że chcemy Polski w najszer-
szych granicach, a gdy nadarza się sposobność rze-
czywistego jej rozszerzenia, nie robimy nic, coby nas
do tego prowadziło. Przecież dziś jest możliwość wcie-
lenia Galicji do samoistnego Królestwa polskiego,
oczywiście z cesarzem Karolem L na tronie polskim.
A dotąd nie wydaliśmy żadnej enuncjacji zbiorowej, nie
uczyniliśmy żadnego kroku, któryby ujawnił, że tego
pragniemy, chociaż żaden Polak nie zgodziłby się, aby
w Polsce brakło Krakowa, tego panaceum naszych
207
świętości narodowych lub Lwowa i Czerwonej Rusi
od sześciuset lat uprawianej pługiem polskim i budo-
wanej kulturą polską. Dyplomacja państw centralnych
słusznie może twierdzić, że nic nie wie o tern, abyśmy
rzeczywiście pragnęli habsbursko- polskiej koncepcji.
Czas więc najwyższy zerwać się do czynu. Nie zrzeka-
jąc się niczego, owszem stojąc na gruncie uchwał z d.
28 maja 1917, musimy się liczyć z tern, co w danych
warunkach jest możliwem do osiągnięcia. Trzeba wejść
na drogę polityki realnej. Pamiętajmy, że za wszystko,
co się dziś dzieje, sami jesteśmy odpowiedzialni".
Po licznych zgodnych przemówieniach zgromadze-
nie przyjęło jednogłośnie wniosek:
„Jesteśmy świadkami radosnego, dawno oczekiwa-
nego zdarzenia, iż powstają w naszych oczach pod-
waliny samoistnego, niepodległego państwa polskiego,
jest wobec tego naszym świętym obowiązkiem budowę
tego państwa z całym zapałem popierać i dalej pro
wadzić i w tym celu oświadczamy się jak najgoręcej
«a przyłączeniem całej Galicji do tworzącego się sa-
moistnego państwa polskiego z cesarzem Karolem I.
i jego dynastją na prastarym tronie polskim".
Znaczenie tej uchwały podnosiła okoliczność, że
przyszła do skutku w mieście Lwowie, które naro-
dowa demokracja od dawna obrała sobie za twierdzę
swej polityki. Dlatego też, gdy członkowie zgromadze-
nia wieczorem tegoż dnia zebrali się na wspólną wie-
czerzę, narodowa demokracja popchnęła młodzież,
przeważnie szkolną, do urządzenia hałaśliwej demon-
stracji. Policja starała się temu przeszkodzić, przyczem
padły strzały, jeden student został zabity, drugi ranny.
Wyprowadzenie młodzieży szkolnej na ulicę było jed-
nak dowodem, że demokracja narodowa ogólnemu
208
prądowi nie jest w stanie przeszkodzić. W ostai
chwili przed zjazdem lwowskim z ministerstwa spraw
zagranicznych otrzymali Polacy radę, aby manifestację
na rzecz cesarza jako króla polskiego odroczyli, ale
rada ta przyszła bez powodów, nie poszli też za nią
z obawy, że odroczenie wywrze najgorsze wrażenie.
Zanim za przykładem uchwał lwowskich mógł pójść
kraj cały, spadł na Polskę cios, którego najmniej mo-
gła się spodziewać. Od tygodni już toczyły się w Brze-
ściu litewskim pomiędzy Niemcami i Austro- Węgrami
z jednej, a Rosją z drugiej strony rokowania o pokój.
Sprawa wojny z końcem roku 1917 nie układała się
dla mocarstw centralnych pomyślnie. Walka łodziami
podwodnemi nie spełniła przywiązanych do niej na-
dziei, wyrządziła ogromne szkody handlowi angiel-
skiemu, utrudniła dowóz, ale go nie przerwała. Ni-
knęła też nadzieja, żeby transportowi wojsk amerykań-
skich do Francji mogła przeszkodzić. Natomiast od-
cięcie mocarstw centralnych od reszty świata przez
blokadę morską było zupełnem i zajęcie Rumunji nie
wystarczało do zażegnania w nich widma głodth Trzeba
było zająć dalsze żyzne obszary, a takiemi dla mocarstw
centralnych mogły być tylko ziemie południowej Rosji.
Od czasu drugiej bolszewickiej rewolucji Rosja nie była
już groźną militarnie, lecz groziła propagandą anar-
chistycznych zasad i państwom sąsiadującym z nią mu-
siało zależeć na teni, ażeby się od niej pod tym wzglę-
dem odgrodzić. Mocarstwa centralne postanowiły też
zabezpieczyć się ostatecznie od wschodu i zawrzeć po-
kój z Rosją, ażeby przez to ułatwić sobie pokój, a ewen-
tualnie dalszą wojnę z koalicją. Austro- Węgry wyczer-
pane zupełnie do pokoju tego parły za wszelką cenę
209
Minister hr. Czernin ofiarował Niemcom nawet odstą-
pienie Galicji z Królestwem, aby im ułatwić zwrócenie
Alzacji i Lotaryngji Francji, bez czego pokój z koalicją
osiągnąć się nie dał ł. Gdy Niemcy na tę propozycję
się nie godziły, a rokowania z delegatami rządu bol-
szewickiego w Brześciu się przeciągały, hr. Czernin
podjął myśl, ażeby skorzystać z prądu separastycznego,
który się objawiał na Ukrainie, a podsycany był przez
Rusinów galicyjskich, oderwać Ukrainę od Rosji, uznać
ją za osobne państwo i zawrzeć z nią pokój „chle-
bowy" o dostarczenie zboża. Powziąwszy tę myśl, nie
dopuścił delegatów rządu polskiego do układów po-
kojowych w Brześciu, a natomiast ściągnął do nich
delegatów ukraińskich f przyjął wszystkie stawiane przez
nich warunki, a raczej podsuwane mu myśli. W dniu
10 lutego 1918 państwa centralne zawarły pokój od-
rębny z delegatami republiki ukraińskiej, 2 uznając ją,
chociaż w trwałość jej nie bardzo wierzyły. Środek
skutkował, gdyż dnia 21 lutego delegaci rosyjscy przy-
jęli warunki Niemiec i Austrji. D. 7 marca przyszedł
z nimi do skutku pokój, który w artykule 3 stanowił,
że „obszary, które leżą na zachód od linji umówionej
między kontraktującemi stronami, a należały, do Rosji,
nie będą już podlegały rosyjskiemu zwierzchnictwu
państwowemu. Obszary wspomniane nie będą miały
żadnych zobowiązań względem Rosji z tytułu swej po-
przedniej przynależności do Rosji. Rosja zrzeka się
1 Ottokar Czernin: „Im Weltkriege". Berlin und Wien 1919.
2 W. Feldman: „Vor der neuen Teilung Polens". Offenes
. Schreiben an Herrn Dr. Friedrich Naumann. Berlin — Charlotten.
burg. Den 13 Februar 1918. Ais Manuskript gedruckt. '
„Sprawa polska" drukowane jako rękopis. D. 31 sierpnia
1919.
Wskrzeszenie Państwa Polskiego
14
210
wszelkiego mieszania się do wewnętrznych stosunków
w tych obszarach. Niemcy i Austro-Węgry zamierzają
przyszły lós tych obszarów urządzić w porozumieniu
z ich ludnością".
Linja graniczna, o której w układzie mowa, wy-
kreśloną została tak, że zaczynała się na północ od
Rygi, dalej niedaleko od Dyneburga do Dźwiny, a da-
lej poprzek Litwy tak, że prawie całe Inflanty, Esto-
nja, gubernja witebska i wschodnie części gubernij wi-
leńskiej i grodzieńskiej, tern samem cała gubernja miń-
ska, pozostać miały przy Rosji, zaś Brześć litewski
i znaczna część Podlasia przy Ukrainie. Szło tu Niem-
com widocznie o to, aby wykroić Kurlandję niemiecką
i Litwę etnograficzną z dodatkiem Grodna i Wilna
i stworzyć z niej państwo sobie podległe.
Pokój z Rasją podyktowany był widoczną nieprzy-
jaźnią Niemiec do Polski, której dla siebie mimo ogło-
szenia niepodległości i ustanowienia Rady regencyjnej
zjednać nie zdołały, postanowienia jego przynosiły je-
dnak Polsce uwolnienie ostateczne od Rosji. Pokój
z Ukrainą okupiono zato w jawnym traktacie przyzna-
niem jej gubernji chełmskiej, której granicę posunięto
jeszcze na zachód, zaś w tajnym układzie, o którym
jednak wieść się zaraz rozeszła, przyrzeczeniem po-
działu Galicji na część zachodnią polską i wschodnią
ruską.
Na wieść o tern jeden krzyk oburzenia wydarł się
z piersi Polaków. Protestowali wszyscy we wszystkich
trzech zaborach, wszystkie korporacje i instytucje, od
Rady regencyjnej i Koła polskiego wiedeńskiego po-
czynając. Żaden Polak nie mógł zrozumieć i uznać,
żeby delegaci niemieccy i austrjaccy, sekretarz stanu
Kuhlmann i minister hr. Czernin, wobec republiki ukra-
211
reskiej, która im miała zawdzięczać uznanie, znajdo-
wali się w przymusowem położeniu czynienia takich
ustępstw kosztem Polaków i kosztem upokorzenia pań-
stwa austriackiego, pozwalającego republice ukraińskiej
mieszać się w Galicji w swoje wewnętrzne sprawy,
Tłómaczył się Czernin,, że widmo głodu go do tego
aamusiło, bo za tę cenę uzyska- od Ukraińców miijony
K)n zboża; naprawiał nawet układ z Ukrainą postano-
wleniem, że plebiscyt będzie o gubernji chełmskiej roz-
strzygał, że postanowienie o Galicji nie wejdzie w ży-
cie i będzie przy pierwszej sposobności cofnięte. Im
większe nadzieje Polacy pokładali w Austrji, tern wię-
cej przekonali się, że na niej i na jej monarsze Ka-
ir olu nie mogą polegać. Tłómaczyii sobie jeszcze, że
postanowienie brzeskie narzucone zostało hr. Czerni-
kowi przez delegatów niemieckich, ale ci przeciw ta-
kiemu posądzeniu protestowali. Orjentacja austrjacka
skończyła się niepowrotnie, zaczynając od Polaków
w Austrji. Posłowie polscy w izbie deputowanych, a na-
wet członkowie polscy izby panów po pięćdziesięciu
latach popierania interesów państwa przeszli do opo-
zycji, a jeżeli nie głosowali zaraz przeciw budżetowi,
iecz tylko usunęli się od głosowania, to uzasadnili to
tern, że nie chcą dać ^rządowi nienawistnemu pretekstu
do zaprowadzenia rządów militarnych i podziału Ga-
licji. Czernin wkrótce upadł, ministerstwo spraw zagra-
nicznych otrzymał znowu Burian, który cofnął układ
z Ukraińcami o podział Galicji, a nęcił jeszcze Pola-
ków widokiem połączenia Galicji z Królestwem, ale
w to nie wierzono. Rząd austrjacki straszył ich kon-
szachtami z Rusinami. W Kole polskiem wiedeńskieni
zapanowała orjentacja koalicyjna i tu także oczekiwano
jej zwycięstwa.
14*
212
Pokój brzeski zapewniał państwom centralnym mi-
liony cetnarów zboża, których tak potrzebowały, ale
po to zboże trzeba się było wyprawić zbrojnie na
Ukrainę i wydobyć je z zamętu socjalnego, w który
popadła. Rewolucja podkopała bowiem w ludzie ru-
skim poszanowanie władzy i lud ten rzucił się na dwory
z rabunkiem i mordem. Dwory i wogóle ludność poi-
ska gotowa była powitać jako zbawców wojska nie-
mieckie, licząc na to, że przywrócą zburzony porządek
publiczny i położą tamę grabieżom i gwałtom. Przyszło
w istocie do tego, że liczna armja niemiecka na mocy
układu z rządem ukraińskim zaraz po zawarciu tra-
ktatu brzeskiego wkroczyła na Wołyń, a następnie po-
sunęła się do Kijowa. Nieco później armja austrjacka
zSjęła Podole, Wówczas jednak ludność polską spo-
tkało rozczarowanie, ^ifmje te podtrzymały rząd ukra-
iński, który miał im ułatwić nabycie zboża, zajęły ko-
leje żelazne i» utrzymały porządek, ale tylko o tyle.
o ile to do nabycia i wywozu zboża było potrzebne,
W stosunki wewnętrzne, w sprawy agrarne, w zabór
gruntów dworskich przez chłopów, w wymiar sprawie-
dliwości się nie mieszały i ogłaszały to publicznie.
Ludność polska, której wielka część ze wsi zbiegła
tłumnie do miast i miasteczek, nie doczekała się od
nich opieki i niejeden Polak, który przeciwny był le-
gionom i wojsku polskiemu, wówczas dopiero pomy-
ślał, że przecież inaczej wyglądałaby okupacja tych
krain przez wojsko polskie, choćby pod dowództwem
Beselera. jeśli w myślach swoich posuwał się dalej,
to zadawał sobie pytanie, czy tak byłby wyglądał po-
kój brzeski, czy byłoby przyszło do takiego tępienia
polskości w ziemiach ruskich, gdyby na froncie rosyj-
213
skim stały legjony przez cały naród poparte, w silną
przetworzone armję?
Wskutek traktatu brzeskiego ustąpił d. 11 lutego
gabinet polski Kucharzewskiego, który w d. 7 grudnia
stanął u steru i kierował nim ku Aiistro- Węgrom, a m
jego miejsce po dłuższem prowizorjum *Rada regen-
cyjna mianowała w d. 4 kwietnia gabinet Jana Ste-
czkowskiego, w którym ks. Janusz Radziwiłł objął de-
partament spraw zagranicznych, zwany departamentem
stanu. Nowy prezydent ministrów, zanim zdecydowai
się przyjąć to stanowisko, pojechał do Berlina i u rządu
niemieckiego stawiał za warunek, że poza sądowni-
ctwem i szkolnictwem, których oddanie Polsce nastą-
piło równocześnie z ustanowieniem Rady regencyjnej,
inne gałęzie administracji będą Polakom oddane. Otrzy-
mawszy w tym kierunku przyrzeczenia, przyjął urząd
prezydenta ministrów i d. 29 kwietnia wystosował do
Wiednia i do Berlina pismo, w którem zasadnicze żą-
dania polskie w następujący sposób skreślił:
Nowoutworzony rząd państwa polskiego powołuje
się na rokowania w Berlinie i w Wiedniu przez podL
pisanego przeprowadzone przed utworzeniem gabinetu,
pozwala sobie podać do łaskawej wiadomości Waszej
Ekscelencji, iż uważałby za bardzo pożądane, gdyby
mógł już teraz rozpocząć rokowania, zmierzające do
definitywnego rozwiązania kwestji polskiej pod wzglę-
dem politycznym, wojskowym i gospodarczym.
Rychłe rozpoczęcie się tych rokowań naszem zda-
niem jest już z tego względu koniecznem, iż ponownie
w ostatnich czasach pojawiające się z całą ostrożno-
ścią pogłoski o rzekomo zamierzonej regulacji granic
zaniepokoiły w najwyższym stopniu opinję publiczną
214
w. całym kraju, jako też, ponieważ rząd polski z po-
wodów zupełnie od niego niezależnych nie zdołał uzy-
skać niczego, co mogłoby być uważane za stwierdze-
nie na nowo wielkodusznym aktem obu sprzymierzo-
nych monarchów do życia powołanego organizmu pań-
stwowego. Ten ubolewania godny stan rzeczy nie może
pozostać bez wpływu na zajęcie stanowiska wobec
rządu przez [Radę stanu zbierającą się w najbliższym
czasie.
Rząd polski, rozumie się samo przez się, nie będzie
uprzedzał kwestji, który z pośród wchodzących pol
uwagę sposobów rozwiązania sprawy polskiej będzie
stanowił wynik narad, które w najbliższym czasie mają
się odbyć pomiędzy obu cesarstwami. Pozwala sobie
jednak zauważyć, iż tylko takie rozwiązanie mógłby
uważać za odpowiadające obustronnym interesom, któ-
reby państwu polskiemu, pod warunkiem przymierza
z mocarstwami centralnemi i konwencji wojskowej,
zapewniło niepodległość, integralność dotychczasowego
terytorjum Królestwa kongresowego, odpowiadającą
potrzebom strategicznym, regulację granic ze strony
Ukrainy, kompensaty terytorjalne w etnograficznie pol-
skich obszarach na wschód od linji Narew- Bóbr- Nie-
men za utratę czterech północnych 'okręgów giibernji
suwalskiej, w końcu możliwość rozwoju gospodarczego
przez zawarcie traktatu handlowego, zapewniającego
1akże przystęp do morza (wolna żegluga na Wiśle).
Rząd polski pozwala sobie dać wyraz przekonani^
ii państwo polskie, w ten sposób oparte o mocarstwa
centralne i w swych najbardziej żywotnych interesacih
zadowolone, będzie stanowić najlepszą trwałą osłonę
Europy środkowej od wschodu, i t. z. regulację granic
politycznie i wojskowo uczyni w zupełności zbyteczną,
215
Na przedstawienia te rząd polski długo nie otrzy-
mywał odpowiedzi. Toczyły się właśnie na polach
Francji boje, które o losach wojny miały ostatecznie
rozstrzygnąć, a w których po stronie Francji i Anglji
wzięły już udział wojska Stanów Zjednoczonych. Fran-
cja miała świadomość, że tu idzie o jej życie i stawiała
wszystko na kartę.
Wystąpiwszy do wojny z państwami centralnemu,
prezydent Wilson w orędziu do kongresu Stanów Zje-
dnoczonych w d. 10 stycznia 1918 wyłożył warunki
pokoju, sformułowane na zasadach, które d. 23 sty-
cznia 1917 r. ogłosił. Znalazło się w nich opróżnienie
i odbudowanie krajów, które Niemcy i Austrja w ciągu
wojny zajęły i zniszczyły, a więc departamentów fran-
cuskich,: Belgji, Rumunji, Serbji, Czarnogóry, Polski
i Rosji, wolność żeglugi na morzu, usunięcie gospo-
darczych ograniczeń, autonomiczny rozwój ludów Au-
stro-Węgier i Turcji, a wśród tego warunek trzynasty
następującej treści:
„Niezawisłe państwo polskie, któreby musiało za-
mknąć w sobie niewątpliwie przez polską ludność za-
mieszkałe obszary, musiałoby być stworzone, jego go-
spodarcza niezawisłość i terytorjalna nienaruszalność
musiałaby być zagwarantowana przez międzynarodowy
układ".
W d. 3 czerwca na zjeździe prezydentów ministrów
Francji, Wielkiej Brytanji i Włoch powziętą została
uchwała, że „utworzenie jednego, zjednoczonego i nie-
zawisłego państwa polskiego z wolnym dostępem do
morza jest jednym z warunków trwałego i sprawiedli-
wego pokoju i panowania sprawiedliwości w Europie".
Uchwały te wobec postępów niemieckiego oręża
nie robiły na razie wrażenia. Trzykrotnie w miesiącu
216
^kwietniu, maju i czerwcu podejmowały Niemcy wielką
ofensywę i robiły w niej ciągłe postępy. Z dział da-
lekonośnych ostrzeliwały już Paryż. Zwycięstwo ich
ostateczne wydawało się bliskiem. W tych warunkach
rządowi polskiemu wydało się, że za stroną zwycię-
żającą powinien się oświadczyć i dla postulatów swoich
przychylność jej zyskać. Dlatego w d. 13 czerwca ogło-
sił oświadczenie następujące ;
„Nie wdając się w rozważanie uchwały koalicji z d,
3 czerwca jako takiej, rząd polski nie może nie zwró-
cić uwagi na chwilę, w której ta uchwała przyszła do
skutku i na okoliczności, jakie temu towarzyszyły. Za-
nadto boleśnie przypomina ona nam chwile, gdy do-
piero po opuszczeniu Królestwa polskiego przez woj-
ska rosyjskie rząd carski zdecydował się przystąpić do
urzeczywistnienia jednego z tych samych praw, o które
przez sto lat bezskutecznie dopominaliśmy się. Chwila,
w której uchwała została powziętą, a nie jej treść, na-
daje jej właściwego charakteru. Rząd polski zgadza się
z całym narodem w niestrudzonem dążeniu do stwo-
rzenia niezawisłego, uposażonego w podstawowe wa-
runki politycznego, kulturalnego i gospodarczego roz-
woju państwa i w tej mierze nie da się wytrącić z ró-
wnowagi przez rezolucję wersalską. Nie zważając na
wszelkie przeszkody i trudności, będzie dążył niezłom-
nie do urzeczywistnienia podstawowych potrzeb na-
rodu, które mu we współpracy z sąsiedniemi mocar-
stwami central nemi umożliwią rozwiązanie historycznego
zadania, oczekującego go na wschodzie Europy. To
wymaga trzeźwego ocenienia naszych własnych inte-
resów, które są jedynie dla nas miarodajne*'.
Ogłosiwszy to, rząd polski próbował dojść do celu
głównie przez Niemcy, nie liczył bowiem na Austrię*
217
która tak haniebnie zawiodła. Wysyłał więc misje do
Berlina, które konferując z kołami tamtejszemi parla-
-FBentarnemi, miały im sprawę polską wyjaśnić i przy-
chylniej je dla niej usposobić, oraz misje do rządu nie-
mieckiego, do głównej kwatery i cesarza niemieckiego,
aby przecież decyzję uzyskać. Prowadził je głównie
hr. Ronikier, ale mimo wielkiej usilności i niecierpliwości
skutku nie zdołał osiągnąć, bo rząd niemiecki sobą
był zajęty i na porozumienie się z Austrją nie miał
zmysłu i czasu l. Jeszcze w d. 28 września 1918 r. Be-
seler wystosował do Rady regencyjnej pismo, w któ-
rem godził się na przekazanie rządowi polskiemu nie-
których dalszych gałęzi zarządu, ale tak małej donio-
słości i z takiemi zastrzeżeniami, że Rada regencyjna
4 października stanowczo je odrzuciła. Dopiero 7 pa-
ździernika odstąpił od warunków i zażądał wskazania
mu rozmiarów i terminu oddania gałęzi administracji,
których sobie Rada życzy. Oddał je, gdy sam z woj-
skiem swojem Warszawę opuścił.
* Adam Ronikier: „W świetle prawdy. Kartki z przetyć
z ostatnich lat". 1919.
XIII.
WOJSKO POLSKIE.
Wojsko polskie w Warszawnc
Wyprawa Hallera pod Kaniów.
Korpus Muśnickiego.
Wojsko polskie we Francji
Pogrom Niemców i Austrjś.
Jedynym szczątkiem, który pozostał po wszystkich
usiłowaniach, aby wojsko polskie stworzyć, był kilku-
tysięczny oddział uratowany z rozbicia iegjonów i utrzy-
many w Warszawie. Przyjęto do niego później także
kilkuset legjonistów, których za niezłożenie przysięga
pierwotnie internowano w Szczypiórnie, którzy jednak
ochłonąwszy od agitacji zgłosili się napowrót z goto-
wością złożenia przysięgi. Beseler nie szczędził trudy,
aby z niego uczynić wojsko na pokaz, ażeby Polakom
dowieść, jak z rąk niemieckich wyszłaby armja polska,
gdyby ją byli chcieli utworzyć. Oddział ten, niepopu-
larny, znieważany nawet przez gawiedź uliczną w War-
szawie, nazywany po niemiecku „Polnische Wermacht"
albo „Beselerczykami", zdobył sobie imię dopiero wów-
czas, gdy w d. 10 listopada 1918 usunięcie licznej za-
łogi niemieckiej z Warszawy wraz z Beselerem i obję-
cie władzy przez Radę regencyjną umożliwił. D. 17 pa-
ździernika regent ks. Lubomirski odbył w Ostrowic
łomżyńskim rewję pierwszej brygady tej siły zbrojnej
219
i wygłosił mowę streszczającą jej dzieje od początku
wojny.
Za wasze znojne trudy, mówił, za hojnie przele-
waną krew, za cięższe może jeszcze od poświęcenia
życia przetrwanie na stanowiskach żołnierskich w naj-
bardziej rozpaczliwych warunkach, w zwątpieniach ni-
szczących ducha, odejmujących myśl i wolę, niechaj
wam będzie sowitą zapłatą, że wy pierwsi nie słowem,
ale czynem stwierdzacie przed światem niepodległy
byt Polski, że stanowicie jądro i zawiązek silnej, zdro-
wej i czynnej armji, że dzięki waszej wytrwałości po-
siadamy dzisiaj kadry przyszłego wojska. Wy dzisiaj
jesteście spadkobiercami, mogącymi żywić słuszne
i głębokie przekonanie w walkach zdobyte, w cierpie-
niach zrodzone, że historja nowej Polski kreśląc dzieje
swojej armji, legjony z r. 1914 w pierwszym rzędzie
postawi i we wdzięcznej zachowa pamięci, legjony, co
w chwili wybuchu wojny z jedyną myślą o Polsce
w bój poszły, a bój toczyły nietylko z zewnętrznym
wrogiem, ale niestety z wrogą sobie częścią społeczeń-
stwa.
Słowa te w ustach ks. Zdzisława Lubomirskiego,
który tak długo stał przeciw legjonom, nabierały po-
dwójnego znaczenia, ale to wojsko, na którem wskrze-
szona Polska mogła się oprzeć, liczyło tylko kilka
tysięcy. Nie było wojska polskiego na zajęcie Litwy,
gdy z niej rozprzężone wojsko niemieckie się cofało,
nie było go nawet na utrzymanie Galicji wschodniej.
Stanął tam w r. 1917, zrazu w Przemyślu, potem
na granicy besarabskiej, łegjon złożony z poddanych
austrjackich, przeniesiony nagle z Królestwa wskutek
rozbicia łegjonów. Z przeniesieniem do Przemyśla nie
skończyło się przesilenie wewnętrzne w tym legjonie.
220
Groziło niebezpieczeństwo, że Komenda naczelna au-
strjacka, sprzykrzywszy sobie walki polityczne w legjo-
nie, rozwiąże go i tych, którzy podlegają obowiązkowi
służby wojskowej w Austrji, do wojska swego wcieli,
a resztę do domów rozpuści. Potrzeba było wielkich
starań ze strony Komitetu krakowskiego i Koła pol-
skiego, aby do tego nie dopuścić, lecz usunąwszy z le-
gjonu żywioły rew^Jfujące, resztę karną w legjonie
utrzymać. Sanacja ta legjonu nie odbyła się bez trudu.
Ci, którzy zgłosili się do armji austrjackiej, z chwilą
przyjęcia do niej, ujrzeli zawiedzione nadzieje, któremi
żywiła ich agitacja, że zatrzymają w niej stopnie, jakie
osiągnęli w legjonach, i że będą tworzyć nadal jakąś
osobną całość. Przyznano im tylko te stopnie, jakie
mieli w armji austrjackiej przed wstąpieniem do legjo-
nów, wskutek czego niejeden wyższy oficer schodził
na podoficera, ujęto ich w karby surowej dyscypliny
i wysłano na front włoski. Stąd narzekania głośne,
u wielu chęć powrotu do legjonu, apel do posłów so-
cjalistycznych w Kole polskiem wiedeńskiemu Nowa
jego większość, złożona z narodowych demokratów,
socjalistów i ludowców, zaopiekowała się gorliwie,
ażeby uzyskać przyjęcie do legjonu tych, którzy z niego
wystąpili, a którzy wracając wnieśliby do niego napo-
wrót zamęt i doprowadzili do rozwiązania.
Poseł socjalistyczny Daszyński w d. 15 września
1917 r. wniósł do ministerstwa spraw zagranicznych
memorjał, w którym domagał się uwolnienia Piłsud-
skiego i oddania mu komendy i organizacji legjonów,
a jenerałom austrjackim Polakom postawionyntna czele
legjonów czynił zarzut, że nie bronili skutecznie inte-
resu Austrji i doprowadzili do oddania legjonów Niem-
com. Oni dopuścili do tego, że Niemcy wyrugowali
221
poddanych austrjackich stopniowo z legjonów i to tych,
którzy od początku bronili interesów Austrji przeciw
Niemcom. Z memorjału wynikało więc, że ci, którzy
z powodu przysięgi wystąpili z legjonów, uczynili to
nietylko z pobudek patrjotycznych polskich, ale także
w interesie Austrji. Od dawna już Polacy galicyjscy
stawiając różne żądania wojowali argumentem, że inte-
res polski zgodny jest z interesem Austrji. Zdarzało się
czasem, że ktoś, a w szczególności Biliński identyczność
tych interesów naznaczył zbyt jaskrawo, za co go spo-
tykały zarzuty. W takiem zidentyfikowaniu interesów
polskich z austrjackimi rekord chyba w tym memorjale
osiągnął Daszyński, a co gorsza nie, znalazł w Austrji
naiwnych, którzyby na lep jego poszli.
Komitet krakowski, który zawiesił swoje czynności
z chwilą przejścia legjonistów db Królestwa, nie roz-
wiązał się jeszcze formalnie, czekając napróżno, aż
Rada stanu a potem Rada regencyjna obejmie jego
funkcje. Gdy legjon wrócił do Galicji, Komitet ożywił
się zaraz i zajął się gorliwie, aby i zdrową jego resztę
ratować i od rozbicia go uchronić. Wywołało to ko-
lizję z większością Koła, która nie mogąc rozbić le-
gjonu, postanowiła rozbić Komitet. Socjaliści i ludowcy
wystąpili z Komitetu, ale do rozbicia Komitetu to nie
wystarczało. W Kole polskiem wiedeńskiem z pomocą
ludowców mieli większość, ale Komitet powstał wsku-
tek uchwały zgromadzenia z d. 16 sierpnia 1914 r.,
w którem oprócz członków Koła wiedeńskiego zasia-
dali posłowie sejmowi i członkowie izby panów, z tych
wielu konserwatystów, tak, że na zgromadzeniu ogól-
nem konserwatyści i demokraci t. z. polscy mieli wię-
kszość. Gdy więc zgromadzenie zwołane na 2 wrze-
śnia 1917 zeszło się w Krakowie, podjęto próbę ste-
222
roryzowania większości żądaniem rozwiązania Komi-
tetu bez dyskusji, a potem zakwestionowaniem głosów
członków izby panów, nie będących posłami sejmowymi.
Większość krzykami i obelgami, w których Cieński ry-
walizował z ks. Okoniem, nie dała się jednak zastra-
szyć. Mniejszość opuściła zgromadzenie, Komitet się
utrzymał, jednak tylko na krótko. W Kole polskiem
wiedeńskiem rozgrywały się dzikie napaści na konser-
watystów i demokratów. Przywódca ludowców Witos
wyuczony przez narodowych demokratów, nazwał le-
gionistów, którzy wytrwali przy chorągwi, zaprzańcami,
lub jak potem prostował, zarzucił im deprawację, a przy-
znał się, że kiedy zasiadał w Komitecie krakowskim,
nie było mu przyjemnie. W końcu demokraci, zostaw-
szy sam na sam z konserwatystami, nie wytrzymali
i Komitet krakowski w d. 15 października uchwalił
z chwilą powstania rządu polskiego się rozwiązać
i agendy swoje oddać temu rządowi, a celem przepro-
wadzenia tego oddania, a w szczególności oddania le-
gjonów jako kadr armji polskiej, wybrał komisję wy-
konawczą.
Po ostatniem przesileniu w legjonie pozostały w nim
dwa pułki piechoty, jeden pułk ułanów, dwie baterje
artylerji i oddziały techniczne i sztabowe razem ponad
6000 ludzi pod dowództwem jenerała Zielińskiego i bry-
gadjera Hallera, rozlokowanych na granicy rosyjskiej
w Bukowinie i Galicji.
Gdy na wieść o pokoju brzeskim oburzenie ogólne
udzieliło się legjonowi, dowództwo jego zwróciło się
do Rady regencyjnej o wskazówkę, co ma począć. Nie
otrzymawszy jej, brygadjer Haller w nocy z d. 15 na
16 lutego przeszedł przez granicę w kilka tysięcy ka-
rabinów, bo resztę wraz z armatami i trenem zagarnęli
223
w czasie przejścia Austrjacy, i puścił się w głąb Po-
dola i Wołynia, gdzie miał nadzieje, spotkać się z od-
działami polskimi wyłączonymi z armji rosyjskiej. Fakt
ten wywarł wielkie wrażenie w koalicji zachodniej, jako
dowód, że główna podpora mocarstw centralnych w Pol-
sce, legjony, sprawę ich opuszcza. Zato Komenda na-
czelna austrjacka, uwięziwszy legjonistów, których przy
przejściu schwytała, i wytoczywszy im długi proces
w Marmarosz-Sziget na Węgrzech, rada była w niechęci
swojej do Polaków, że ich może okrzyczeć za zdraj-
ców i w Galicji wschodniej oprzeć się jawnie na Ukra-
ińcach .
Natomiast nie spełniły się nadzieje, jakie mógł mieć
Haller przeprawiając się na Ukrainę.
W wydzieleniu oddziałów polskich z armji rosyj-
skiej i utworzeniu z nich wojska polskiego tkwiły nie
jeden, lecz dwa grzechy pierworodne. Jednym było
przeznaczenie tego wojska do walki z państwami cen-
fcralnemi, a tern samem z Radą regencyjną, rządem
polskim i wojskiem polskie rn w Warszawie. Drugim
byi początek tego wojska z zamętu rewolucyjnego,
który armję rosyjską ogarnął, a żołnierzy i oficerów
Polaków nie oszczędził.
Wskutek agitacji bolszewickiej nie wszyscy żołnie-
rze i oficerowie Polacy wstępowali do polskich oddzia-
łów. Wielu z nich, zarażonych bolszewizmem, prze-
ciwnych było od dawna dalszej wojnie z Niemcami
i pragnęło wziąć udział w rewolucji socjalnej w Rosji.
Ci zamiast wstąpić do wojska polskiego, woleli pozo-
stać w wojskach bolszewickich i dzielić ich losy. W tych,
którzy weszli do oddziałów polskich, odzywały się dą-
żenia bolszewickie i dowództwo musiało używać wiel-
224
kiego rygoru, ażeby niekarność poskromić. Przed ry-
gorem tym zbiegało zaś wielu z tych, którzy się do
oddziałów polskich zgłaszali. W miejsce spodziewa-
nych trzech korpusów skończyło się na jednym Mu-
śnickiego, który z pierwotnych 29.000 ludzi spadł wkrótce
do 12.000 oraz na dwóch kilkutysięcznych oddziałach,
którymi dowodzili jenerałowie Michaelis i Stankiewicz
na południu.
Położenie tego korpusu i oddziałów stawało się
coraz cięższem z innego powodu. Uważając się za woj-
sko polskie, Polacy pragnęli zachować się dla Polski;
dla polskiego rządu i wobec walk domowych, które
w Rosji wybuchły, zachować ścisłą neutralność. Istnie-
nie takiego obcego żywiołu na ziemiach rosyjskich na-
pawało jednak bolszewików i ich rząd obawą, że przy
pierwszej sposobności da się użyć za narzędzie kontr -
rewolucji. Naczelny wódz rosyjski, Krylenko, stwier-
dzając w d. 29 grudnia 1917 niezaprzeczalne prawo do
tworzenia pułków narodowościowych, postawił żądanie,
aby w ich wewnętrznym ustroju urzeczywistniono za-
sady przyświecające organizującej się armji rewolucyj-
nej rosyjskiej i sprzeciwił się neutralnemu stanowisku
oddziałów polskich, gdyż interesy wszystkich warstw
pracujących są jednakowe. Dowódca korpusu polskiego,
jenerał Muśnicki sprzeciwił się temu rozkazowi Kry-
lenki i nietylko nie dopuścił do wprowadzenia komi-
tetów żołnierskich i wyboru dowódców, ale stojąc na
Białej Rusi wbrew zakazowi chronił zbrojnie obywateli
grabionych i mordowanych przez bandy chłopskie.
Wyniknęły stąd krwawe między korpusem a armją bol-
szewicką starcia, w których stojące osobno oddziały
polskie ulegały przemocy, Krylenko rozkazem z dnia
4 lutego 1918 zabronił dostarczania żywności wojsku
225
polskiemu, które przyłączyło się do kontrrewolucji,
Muśnickiego wyjął z pod prawa, żołnierzom jego po-
lecił aresztować oficerów, a pochwyconych z bronią
w ręku oddawać na miejscu pod sąd rewolucyjny. Wło-
ścianom pozostawił swobodę postępowania z tymi wro-
gami rewolucji.
Zagrożony przez bolszewicką Rosję, Muśnicki sku-
pił swoje siły, zajął Bobrujsk z wielkimi zapasami
broni i amunicji i stawiał mężnie czoło wojskom bol-
szewickim, które go coraz więcej otaczały i które go
zupełnie znieść zamierzały. Od zachodu, nad Berezyną,
korpus spotkał się nie z armją polską, lecz z armją
niemiecką. Hasło walki z Niemcami, pod którem się
zorganizował, zginęło mu nagle z przed oczu, bo Ro-
sja bolszewicka gotowała się za każdą cenę do pokoju
z Niemcami. Zamiast wywracać rząd warszawski z po-
mocą Rosji, korpus Muśnickiego ujrzał teraz jedyną
deskę ratunku w poddaniu się temu rządowi. Mógł to
Muśnicki uczynić tylko porozumiawszy się z Niemcami
i w d. 25 lutego 1918 zawarł układ z komendantem
wojsk niemieckich, mocą którego wyznaczono mu ob-
szar między Dnieprem a Berezyną, którym miał admi-
nistrować. Miał zachować neutralność, a walczyć tylko
w tym razie, gdyby na terenie tym był napadnięty, i pod-
legać niemieckiej komendzie, o ile wojska niemieckie
wezmą udział w odparciu napadu. Bezpośrednio potem
delegacja jenerała Muśnickiego przybyła do Warszawy
i poddała się pod władzę i rozkazy Rady regencyjnej,
jako najwyższej władzy państwowej w powstającem
państwie polskiem, a równocześnie delegaci Komitetu
wojskowego oznajmili, że składają władzę swoją nad
formacjami wojskowemi polskiemi na Białej Rusi i na
Ukrainie. Wskutek tego poddania się Radzie regencyjnej
Wskrzeszenie Państwa Polskiego,.
15
226
korpus Muśnickiego pod względem wojskowym w dniu
5 kwietnia poszedł pod rozkazy naczelnego dowódcy
polskiej siły zbrojnej, jenerała Beselera.
Nadzieje, które z tern łączył korpus i Rada regen-
cyjna, nie ziściły się. Niemcy obawiały się wojska, które
wydzieliło się z rosyjskiego, a utworzyło pod hasłem
walki z nimi. Rokowania toczące się między Radą
a Beselerem, pomiędzy komendą niemiecką a Muśni-
ckim utykały, wreszcie po aferze kaniowskiej Niemcy
postanowiły skończyć także z korpusem Muśnickiego
i w d. 21 maja narzuciły mu przymusowe rozwiązanie
i odesłanie oficerów i żołnierzy do domu. Tłómaczyły
to w dzienniku urzędowym warszawskim ukształtowa-
niem się stosunków w korpusie takiem, że szybkie ich
wyjaśnienie stało się naglącem, podobnie jak wywojsku
rosyjsko -polskiem na Ukrainie. Zresztą korpus nie roz
porządzał środkami pieniężnymi i żołnierze odbierali
chłopom zboże i bydło bez zapłaty często przemocą,
co wywoływało rozgoryczenie. Wreszcie żołnierze nie
ograniczali się do obszaru wyznaczonego korpusowi,
lecz podejmowali też wycieczki poza Dniepr do Wiel-
korosji, które doprowadziły do krwawych starć z mie-
szkańcami tamtejszymi i żołnierzami rosyjskimi. Znie-
woliło to znów korpus polski do wysyłania poza Dniepr
wypraw karnych, które paliły całe folwarki i wsi
w Wielkorosji (z którą Niemcy pokój przecież zawarły).
Coraz cięższe położenie finansowe i aprowizacyjne
korpusu zaczęły silnie oddziaływać na wartość we-
wnętrzną wojska i sprawiły, że szybkie wyjaśnienie po-
łożenia stało się konieczne.
Likwidację korpusu Muśnickiego przyspieszyły wy-
padki, które niewiele przedtem rozegrały się z wojskiem
polskiem na Ukrainie. Brygadjer Haller z częścią le-
227
gjonu połączył się z oddziałami jenerałów Michaelisa
i Stankiewicza, a dowództwo nad siłą polską objął
jenerał Osiński. W d. 18 kwietnia 1918 zawarto umowę
z rządem ukraińskim, według której oddziały polskie
miały się skoncentrować w gubernji czernichowskiej
i otrzymywać tam zaopatrzenie. Usuwano je z obszaru,
na którym chciały bronić własności polskiej przeciw
czerni ruskiej podburzonej przez bolszewików. Usuwano
je zarazem z obszaru, który po traktacie brzeskim zaj-
mowały wojska niemieckie dla przywrócenia porządku
i rekwizycji środków żywności.
Nieliczny korpus polski, który zgromadził się pod
Kaniowem, znalazł się wobec armji niemieckiej, która
zażądała od niego kapitulacji. Według jej warunków
broń i cały majątek korpusu riiiał być przewieziony
do Królestwa jako własność skarbu polskiego, żołnie-
rze i oficerowie mieli być wysyłani partjami do Kró-
lestwa i użyci tam jako kadry wojsk polskich. Dowo-
dzący korpusu jenerał Osiński odniósł się do Rady
regencyjnej, a gdy od niej w d. 2 maja otrzymał od-
powiedź, że wszelkie pertraktacje o dalszym losie wojsk
polskich na Ukrainie odbywać się powinny bezpośre-
dnio między rządem polskim a przedstawicielem nie-
mieckiej kwatery głównej, odmówił podpisu pod kapi-
tulacją oświadczając, że broń złożyć może tylko na roz-
kaz rządu polskiego. Na to w d. 10 maja wojska nie-
mieckie zaatakowały korpus polski, wskutek czego wy-
wiązała się dwudniowa walka, prowadzona, dopóki
starczyło żywności i amunicji, a zakończona tern, że
część korpusu, a w niej i brygadjer Haller przedarła
się na drugą stronę Dniepru, a reszta się poddała.
Tak na Ukrainie i na Litwie rozwiały się nadzieje,
któremi przez jakiś czas demokracja narodowa rozko-
15*
228
łysała uczucie i wyobraźnię społeczeństwa polskiego,
przedstawiając mu, że na jego rozkazy i na pomoc
dla koalicji zachodniej stoi w Rosji armja polska siedm-
kroćstotysięczna. Wielu zadawało sobie wówczas py-
tanie, jakim torem byłyby się potoczyły wypadki, gdyby
korpusy polskie wydzielające się z armji rosyjskiej były
znalazły oparcie o wojsko polskie zorganizowane w Pol-
sce i stojące na jej kresach, pytanie niewczesne, jak
każde oparte na historycznem „gdyby".
Wszystkie nadzieje skupiły się ostatecznie w tern
wojsku polskiem, które od połowy 1917 organizowało
się we Francji.
Ponieważ legjony utworzone w początkach wojny
światowej w Krakowie i walczące za sprawą polską
u boku Austro- Węgier mimo wszelkich naigrawań się
z nich i protestów oddziaływały na opinję publiczną
Zachodu i psuły w niej kredyt Polsce, przeto emigracja
polska, pragnąc poczynaniom swoim dodać wagi, do-
kładała starań, aby jakąkolwiek siłę zbrojną polską
postawić po stronie koalicji, Dmowski i Piltz zabie-
gali u rządu francuskiego o utworzenie armji polskiej
we Francji, zaś Paderewski o utworzenie jej z Polaków
amerykańskich.
W d. 6 czerwca 1917 prezydent Rzeczypospolitej
francuskiej wydał dekret, mocą którego we Francji na
czas trwania wojny tworzy się armję polską autono-
miczną, poddaną pod rozkazy naczelnej komendy fran-
cuskiej, a walczącą pod sztandarem polskim. Wysta-
wienie i utrzymanie zapewnia rząd francuski. Zacho-
wane będą wszelkie przepisy armji francuskiej, tyczące
się organizacji, zwierzchnictwa, administracji i sądo-
wnictwa wojskowego. Armja ma się rekrutować z Po-
laków służących obecnie w armji francuskiej oraz z Po-
229
laków innego pochodzenia, dopuszczonych do przejścia
w szeregi armji polskiej we Francji lub do zawarcia
dobrowolnej umowy na czas trwania wojny. Liczono
najwięcej na Polaków amerykańskich. Utworzono we
Francji misję francusko-polską dla organizacji armji
polskiej, organizację poruczono jenerałowi Archinar-
dowi.
Armja organizowała się na tych podstawach. Nie
było nikogo, ktoby jej stawiał przeszkody. O przysięgę,
o komendę naczelną francuską, o instruktorów Fran-
cuzów nie było sporów. Komitet paryski dążąc do uzna-
nia go przez Francję za rząd polski, nie stawiał sprawy
tak, że pierwej rząd, a potem wojsko. Ale też nie było
we Francji żadnego stronnictwa polskiego, któreby po-
wstaniu wojska tego przeszkadzało, nie było „Polskiej
Organizacji wojskowej", Francja przez granicę swoją
nie puszczała żadnego Polaka, któryby nie stał jawnie
po jej stronie. A zresztą wojsko polskie tworzone we
Francji, nie miało szturmować Warszawy.
Znacznego kontyngentu do niego dostarczyli emi-
granci polscy w Ameryce od chwili, w której depar-
tament wojenny Stanów Zjednoczonych zgodził się na
plan rekrutacyjny i wyraził nadzieję, że kampanja re-
krutacyjna podjęta w celu wzmocnienia armji polskiej,
wałczącej już ze sprzymierzonemi armjami we Francji,
uwieńczona będzie sukcesem. Znalazło się wreszcie
trzecie źródło zasilania tej armji, a byli niem polscy
żołnierze z armji austrjackiej i niemieckiej, pojmani
w ciągu walk staczanych we Francji i Włoszech.
Na czele całej armji tworzącej się we Francji stanął
jenerał Haller, który przedostawszy się z oddziałem
liczącym około tysiąca oficerów i żołnierzy z Kaniowa
do Murmania, przybył morzem do Francji i tradycję
230
legjonów wojsku temu przekazał. Rząd polski w War-
szawie w chwili usunięcia się wojsk obcych wojska
tego nie miał jednak na swoje rozkazy i nie wiedział,
kiedy mu go Francja zechce i będzie mogła oddać.
W lipcu 1918 r. zwycięska dotąd armja niemiecka,
dotarłszy po raz drugi niemal do bram Paryża, pobitą
została w drugiej już bitwie nad Marną. Cofając się
miała jeszcze kilka linij obronnych, wybudowanych na
ziemi francuskiej, miała ogromne obszary zdobyte na
Rosji, nie utraciła ani jednej piędzi ziemi niemieckiej,
a jednak wojnę już niepowrotnie przegrała. W cztero-
letnich zapasach i zwycięstwach wyczerpała się energja
niemieckiego narodu, stawiająca siłę przed prawem.
Blokada morska osłabiła ją materjalnie, hasło wolno-
ści ludów wywieszone przez koalicję podcięło ją mo-
ralnie nawet w opinji własnego społeczeństwa. Kiedy
Clemenceau we Francji, a Lloyd George w Anglji, ła-
miąc bezwzględnie pacyfistów, doprowadzili siły narodu
a zarazem wojska do możliwego napięcia, w Niemczech
większość parlamentu oświadczyła się za pokojem bez
aneksji i odszkodowań i podnosiła oskarżenie przeciw
głównej Komendzie armji, która pragnęła walczyć do
ostatka. Propaganda pokojowa, a obok niej bolszewizm
rosyjski wtargnął do armji niemieckiej, która dotych-
czas karnością swoją i patrjotyzmem zadziwiała świat,
i zaczął ją trawić. W miesiącu sierpniu całe dywizje
opuszczały swoje stanowiska bez walki, lub poddawały
się wrogowi. Wódz, którego koalicja postawiła na czele
wszystkich swoich wojsk, marszałek francuski Foch,
wypierał armję niemiecką z jednego stanowiska na dru-
I
231
gie. Cofnięcie się armji bułgarskiej z pod Salonik, a na-
stępnie rozsypka armji austrjackiej po przegranej nad
Piawą rozstrzygnęły o zupełnem zwycięstwie koalicji.
W miesiącu wrześniu Niemcy i Austrja prosiły o pokój,
przyjmując warunki Wilsona, a w nich także warunek
XIII., tyczący się Polski „niepodległej, obejmującej nie-
wątpliwie przez ludność polską zamieszkałe obszary".
Hasło to wydobyło się z zamętu wojny światowej zwy-
cięsko.
Po stupięćdziesięciu latach ciężko zapłacić miały
państwa rozbiorowe za gwałt zadany Polsce i za dłu-
gie znęcanie się nad narodem, który z liczby żyjących
próbowały wymazać. Kwiat ich młodzieży legł na po-
bojowiskach wojny światowej, zasoby nagromadzone
pracą pokoleń zmarniały. Potomkowie Fryderyka, Ka-
tarzyny i Marji Teresy zniknęli z widowni dziejów
w chwili, w których w stosunkach międzynarodowych
idea prawa wzniosła się ponad brutalną silę.
Uczuciem radości i szczęścia wezbrała pierś każdego
Polaka, który przed oczyma duszy swej ujrzał już oj-
czyznę zmartwych powstałą, zjednoczoną i niepodległą.
Zawiedli się jednak ci, którzy mniemali, że wskutek
pogromu państw rozbiorowych państwo polskie spadnie
Polakom na łono jako dar koalicji, bez ich pracy
i trudu.
Zupełne zwycięstwo koalicji nad Niemcami usunęło
niebezpieczeństwo pokoju kompromisowego, który ko-
sztem Polski byłby przyszedł do skutku, który wza-
mian za Belgję, Alzację i Lotaryngję los Polski byłby
wydał w ręce Niemiec. Koalicja wskrzeszając Polskę
liczyć się z wolą mocarstw centralnych nie potrzebo-
wała, mogła Polsce dowolnie wytknąć jej zachodnią
i południową granicę, wcielając do niej jej prastare
232
piastowskie dzielnice i otwierając jej ujście Wisły i do-
stęp do Bałtyckiego morza.
Wszystko natomiast przemawiało za tern, że wscho-
dnią granicą państwa polskiego będzie jego granica
etnograficzna, którą uznała Rosja, że poza jego gra-
nicą pozostanie Litwa i Ruś południowa, które państwa
centralne oderwały od Rosji, ale których do Polski
sympatyzującej z koalicją przyłączyć nie chciały, że
poza nią znajdzie się nawet Galicja wschodnia, którą
Austrja mszcząca się na Polakach w ostatniej chwili
wydała w ręce Ukraińców. Za posunięciem granicy pol-
skiej ku wschodowi przemawiał artykuł XIII. Wilsona,
który jakby umyślnie mówił o Polsce obejmującej n i e-
wątpliwie przez ludność polską zamieszkałe obszary.
Co gorsze, koalicja utrzymując granicę Polski etnogra-
ficzną, mogła się oprzeć na głosach tych Polaków,
którzy dla „zjednoczenia" ziem polskich wyrzekali się
na rzecz Rosji swoich kresów wschodnich i wschodniej
Galicji. W chwili też, w której potężne armje państw
rozbiorowych się rozpadały, brakło dywizyj polskich
stojących nad Dnieprem i Dźwiną, brakło ich nawet
dla obrony Galicji wschodniej przed ukraińskim naja-
zdem. Kiedy pokój się rozstrzygał, Polska nie zdobywszy
się na własne wojsko, nie przynosiła koalicji zacho-
dniej potrzebnej na wschodzie pomocy, nie przedsta-
wiała rzeczywistej siły, z którą liczyćby się wypadało.
Groziło więc Polsce, że zamknięta w swoich cia-
snych, etnograficznych granicach, utraci niepowrotnie
liczną ludność i kulturę polską rozsianą na kresach,
a ściśnięta między Niemcami i Rosją, ulegać będzie
ich przemocy. Groziło jej, że jako państwo drugo czy
trzeciorzędne nie stanie się czynnikiem równowagi eu-
ropejskiej i nie będzie miała głosu w koncercie mocarstw.
/
233
Jeźii też koalicja zachodnia w chwili pokonania
Niemiec nie powróciła do swego przymierza z Rosją,
a temsamem nie zamknęła Polski w jej etnograficznych
granicach, to przyczyna leżała w tern, że z Rosją tra-
wioną bolszewicką anarchją, nie można było wogóle
zawierać układów czy przymierza. Koalicja stanęła
przed zadaniem zwalczania bolszewizmu, a do tego
z natury rzeczy powołaną została także i Polska. Wra-
cało państwo polskie do swego historycznego zadania
przedmurza zachodniej cywilizacji, a z tern zadaniem
łączyło się ściśle i od jego spełnienia zależało posu-
nięcie się jej ku dawnym swoim historycznym na wscho-
dzie granicom.
Dia mocarstw zachodnich wojna się skończyła, dla
Polski wojna jej własna o jej granicę wschodnią i o jej
mocarstwowe stanowisko się zaczęła. Wśród tej wojny
wypadło budować rząd i wojsko i utrzymać porządek
publiczny jako warunek zwycięstwa i rękojmię dla
Europy, że Polska wskrzeszona pójdzie zawsze z za-
chodem.
KONIEC TOMU PIERWSZEGO
ś
SPIS
OSÓB.
Andrassy J. hr. 75
Archinard jen. 229
Askenazy Sz. 12, 153
Asqi*ith 68
Baczyński jen. 29, 38
Balfour 160
Bandurski ks. bp. 51, 151
Belarius 12
Benedykt XV 150
Berchtold 30
Beseler 62, 72, 111, 124, 125,
129, 130, 131, 132, 134, 169,
173, 174, 177, 180, 181, 182,
183, 186, 189, 190, 212, 217,
218, 226
Bethmann-Hollweg 65, 66, 126
Biliński L. 26, 30, 100, 101, 102,
103, 104, 117, 125, 163, 221
Bismark 67, 72
Bobryński hr. 42, 44
Bobrzyński M. 19, 20, 163, 166
Brudziński 119, 125, 128, 168
Brusiłow jen. 96
Buchanan 158
Biilow 67
Burian 75, 78, 79, 105, 110, 112,
117, 124, 126, 211
Caprivi 69
Carletti 158
Chełmicki ks. 201
Chlamtacz M. 42
Chołoniewski A. 16
Cieński Tad. 41, 50, 222
Cleinow J. 34
Clemenceau 230
Cochin Denis 1
Collard jen. 78
Conrad v. Hótzendorf 76, 77, 78,
111, 125
Czartoryski W. ks. 103, 104, 154,
164
Czernin O. hr. 163, 205, 209,
210, 211
Daszyński I. 163, 220, 221
Diamand H. 163
Diller 78
Dmowski R. 10, 11, 18, 91, 120
144, 151, 153, 154, 228
Downarowicz 33
Drews 162
Durski jen. 56, 106
Dzierzbicki 169
Etzdorf jen. 134
Euiogjusz arcybp 43
Feldman W. 7, 34, 138, 209
Fiedler L. K. 73
Filipowicz T. 33
Foch 230
Francis 158
236
Franciszek Józef I 23, 76, 130,
205
Fryderyk arcyks. 76
Głąbiński St. 163, 164, 167
Gołuchowski Ag. hr. 1O0, 101
Gorczyński 48
Goremykin 91, 93
Grabiec 83
Grabski St. 43, 44, 45, 46, 91,
144, 146, 164
Grużewski T. 33
Grzesicki 82
Haller J. 21, 42, 88, 109, 222,
223, 226, 227, 229
Harden Maks. 34
Harusewicz 146
Hertling 162
Hindenburg 55, 61, 62
Hutten-Czapski 72
Inlender A. 31
Iz wolski 152
Jani 205
Januszajtis M. 109
Jaroński 13 x
Jaworski Wł. L. 58, 100, 101,
102, 107, 151
Jodko-Narkiewicz W. 54, 176
Józef Ferdynand arcyks. 52, 96
K. E. p. Szpotański
Kakowski arcybp 185, 199, 201
Karol cesarz 194, 205, 206, 207
211
Karol Stefan arcyks. 187
Kiereński 144, 147
Korfanty 162
Kozicki St 12
Kozłowski Włodz. 46
Koźmian St. 33, 52
Krylenko 224
K^ski St 12 ,
Kucharzewski J. 33, 121, 153,
202, 203, 213
Kuhlmann 210
Kukieł M. 20
Kulczycki L. 82
Kummer 29
Kutrzeba St. 16
Kwilecki 72
Lednicki Al. 144, 146, 158
Leo Jul. 26, 27, 28, 40, 58
Likowski arcybp 24
Lloyd George 230
Loebell 69, 122
Loubet 152
Lubomirski Zdz. ks. 98, 185, 199,
201, 204, 218, 219
Ludendorff 174, 193
Lwowianin 43
Ł. A. p. Ładoś
Ładoś Al. 12, 31, 106
Łempicki M. 33, S3, 177
Łęski S. T. 12
Łosiński ks. bp 38
Madejski 105
Makłakow 92
Meysztowicz 13
Michaelis jen. 224, 227
Mikołaj w. ks. 13, 15, 37, 42. 61,
90, 116, 154
Mikułowski-Pomorski 169
Milewski j. 46
Miliukow 92
237
Młynarski F. 159
Moraczewski J. 12
Motz Boi. 121
Muśnicki-Dowbór 148, 224, 225,
226
Naumaiin Fr. 209
Niegolewski 71
Niezabitowski 100
Noulens 158
^"Nowodworski 146
Okoń ks. 222
Osiński jen. 227
Ostrowski J. 199, 201
Paderewski I. 120, 150, 151, 152,
154, 159, 228
Parczewski A. 83
Pichon 158, 160
Pietraszkiewicz jen. 29
Piltz E. 120, 144, 152, 154, 228
Piłsudski J. 20, 22, 25, 29, 30,
53, 55, 86, 87, 88, 89, 106, 107,
108, 109, 127, 128, 175, 176,
179, 181, 182, 220.
Pinifiski L. hr. 46.
Protopopow 116.
Przysiecki F. 42
Puchalski jen. 106.
Radziwiłł F. 161, 162
Radziwiłł J. 213
Ronikier A. 169, 217
Rosner I. 33
Rostworowski M. 33, 153
Sapieha ks. bp 152
Sazonow 93, 153
Seyda M. 113, 120, 154
Seyda Wł. 70, 160, 162
Sienkiewicz H. 120, 150, 151
Sienkiewicz H. J. (syn) 16
Sikorski Wł. 82, 88, 109
Skarbek Al. 41, 42, 50, 100, 154
Smolka St. 18
Sokolnicki M. 54
Sosnkowski K. 181, 182
Srokowski K. 12
Stankiewicz jen. 224, 227
Steczkowski J. K. 213
Straszewski M. 34
Studnicki Wł. 75, 184
Sturgkh 75, 78
Styczyński 123
Szebeko 119
Szeptycki A. metrop.. 44
Szeptycki jen. 130, 194
Szpotański Tad. 30
Targowski 169
Tarnowski Ad. 95, 125, 202
Tarnowski St. 52, 118, 119
Tarnowski Zdz. 95, 102
Tennenbaum H. 33
Tereszczenko 158
Theodorowicz arcybp. 152
Thugutt St. 33
Tisza 30, 75
Trąmpczyński 71, 162
W. A. p. Jodko
Wasilewski L. 81
Wielopolski 91, 136, 144, 146
Wieniawski 169
Wilhelm II 23, 24, 65, 69, 204,
205
Wilson 155, 156, 157, 159, 161,
162, 215, 231, 232
238
Witos 222
Wojciechowski St. 144
Wojnar K. 31
Zabiełło J. 84
Zagórski A. 12
Zagórski Wł. 30
Zakrzewski J. (pseud.^182
Zaleski Aug. 121
Zamoyski M. 120, 144, 153
Zarański Boi. 12
Zieliński Z. jen. 56, 109, 222
SPIS ROZDZIAŁÓW
Przedmowa. str.
I. KU ZJEDNOCZENIU.
Wybuch wojny między mocarstwami rozbiorowemi. —
Polityka polskich powstań i polityka ugodowa. — Idea
odbudowania Polski z pomocą Austrji. — Idea związku
z Rosją pochwycona przez narodową demokrację.
— Posłowie polscy do dumy z Rosją. — Odezwa wiel-
kiego księcia z 14 sierpnia 1914. ........ 5
H. KU PAŃSTWU POLSKIEMU.
Hasło pracy narodowej w Galicji. — Przygotowania
do wojny z Rosją. — Wyprawa Piłsudskiego d. 6 sier-
pnia 1914. — Proklamacje wojsk austrjackich i nTemiec-
kich. — Akcja Bilińskiego i Lea. — Uchwały krakow-
skie z d. 16 sierpnia 1914 16
HI. KOMITET NARODOWY WARSZAWSKI.
Akcja Królestwa przeciw uchwałom krakowskim. —Roz-
bicie legionu wschodniego. — Polityka Rosji w zajętej
Galicji i udział w niej narodowej demokracji. — O-
dezwa Komitetu narodowego polskiego w Warszawie
25 listopada 19 14. — Legjon polski po stronie Rosji. 32
IV. KOMITET NARODOWY KRAKOWSKI.
Secesja z Komitetu 8 listopada 1914. — Rozterki jego
wewnętrzne. — Byt legjonów zachwiany. — Reorgani-
zacja Komitetu. — Przeniesienie akcji do Królestwa
22 grudnia 1914 50
V. RYWALIZACJA MOCARSTW.
Pogrom armii rosyjskiej. — Rusyfikacja Galicji Wscho-
dniej — Propaganda niemiecka. — Polityka Austro-
Węgier . 61
VI. AKTYWIŚCI l PASSYWIŚCI.
Akcja Komitetu krakowskiego. — Secesja lewicy. —
Polska organizacja wojskowa. — Passywiści. ... 80
VII. PAŃSTWO POLSKIE.
Ugoda Komitetu krakowskiego z Kołem polskiem
18 marca 1916. — Reforma administracji w okupacji
austrjackiej. — Korpus posiłkowy polski 20 września
1916 i dymisja Piłsudskiego. — Państwo polskie nie-
podległe, proklamowane 5 listopada 1916. — Wyodrę-
bnienie Galicji, 4 listopada 1916 ,99
VIII. PRZYJĘCIE MANIFESTU.
Wrażenie manifestu. — Próba utworzenia armji pol-
skiej przez Niemców. — Zapowiedź Sejmu i Rady sta-
nu. — Komitet petersburski. — Ustępstwa rosyjskie. . 115
IX. REWOLUCJA ROSYJSKA.
Uznanie niepodległości Polski przez rząd rewolucyjny
rosyjski 30 marca 1917. — Rozłam między Polakami
w Rosji. — Komisja likwidacyjna. — Sprawa wojska
polskiego w Rosji. 138
X. KOMITET PARYSKI.
Komitet w Vevey. — Agencja lozańska. — Program
Wilsona z 23 stycznia 1917. —'Komitet paryski. - Po-
lacy pruscy i austrjaccy za koalicją . 149
XI. RADA STANU.
Otwarcie prowizorycznej Rady stanu. — Stronnictwa
wobec Rady stanu. — Układ o wojsko polskie 10 kwietnia
1917. - Rozbicie legjonów. — Dymisja Rady stanu
26 sierpnia 1917 168
XII. RADA REGENCYJNA.
Ustanowienie Rady regencyjnej 12 września 1917. —
Stosunek jej do mocarstw. — Pokój brzeski z d. 10 lu-
tego i 3 marca 1918. — Rokowania z Berlinem. . . 192
XIII. WOJSKO POLSKIE.
Wojsko polskie w Warszawie, - Wyprawa Hallera ped
Kaniów. Korpus Muśnickiego. — Wojsko polskie
we Francji. ' 218
SPIS "OSÓB 235
Wskrzeszenie
Państwa Polskiego
i i
Wskrzeszenie
Pa,ństwa Polskiego
Szkic historyczny
Tom II.
1918—1923
Krakowska Spółka Wydawnicza :: Kraków 1925
CZCIONKAMI DRUKARNI LUDOWEJ W KRAKOWIE
PRZEDMOWA
Non enim ignavia magna imperia
contineri; virorum armorumąue facien-
dum certamen.
Tacit Annal.
Doprowadziwszy szkic mój „Wskrzeszenie państwa
polskiego" do upadku państw rozbiorowych i zwycię-
stwa hasła Polski zjednoczonej i niepodległej, zapo-
wiedziałem w przedmowie tom drugi, mający objąć
prace i usiłowania narodu nad budową państwa, gdy
dobiegną końca. Pisząc to w r. 1919, nie przypuszcza-
łem, że z zapowiedzi tej będę się mógł wywiązać do-
piero w r. 1925, i to tylko częściowo. Prace nasze nad
budową państwa polskiego dziś jeszcze nie dobiegły
końca. Zadanie zespolenia dzielnic rozbiorowych i stwo-
rzenia organizacji wewnętrznej państwa i społeczeństwa
leży jeszcze przed nami, zaledwie, i to zwykle niefor-
tunnie, dotknięte. Zewnętrzna budowa państwa jednak
się dokonała. Państwo polskie uzyskało granice uznane
w stosunkach międzynarodowych i stanęło w rzędzie
państw europejskich. Data 15 marca 1923 r., kiedy
uznanie granic ostatecznie nastąpiło, zamyka okres
jego wskrzeszenia i do tej daty doprowadzam opowia-
danie przerwane w tomie pierwszym.
W polityce tych czterech lat nie brałem osobiście
udziału, patrzyłem na wypadki zdała od miejsc, w któ-
rych się rozgrywały, ale przeżywałem je wszystkiemi
fibrami mego uczucia. Doświadczenie moje długoletnie
w sprawach publicznych ułatwiało mi krytykę ludzi,
ich działań i urządzeń, które tworzyli, a wszystko to
odbiegało daleko od tego, czego gorące uczucie patrjo-
6
tyczne dla Polski wskrzeszonej pragnęło. Krytyka wy-
padała czarno, a wrażenie było nieraz bolesne.
Ci, których powszechne głosowanie powoływało do
budowy państwa, zależni od zmiennej łaski stronnictw,
do pracy tej nie wnosili z reguły ani wiedzy zawodowej
ani doświadczenia. Pracowali jednak wśród najcięższych
zewnętrznych warunków, wśród rewolucji socjalnej sza-
lejącej u granic Polski. Nie dopuścili do tego, aby re-
wolucja ta przedarła się z Rosji czy Niemiec do Polski,
nie dopuścili, aby przeciwieństwa socjalne czy poli-
tyczne wybuchły jasnym płomieniem, jedyną wojnę
domową w Galicji wschodniej stłumili. Błądząc w wielu
kierunkach, mieli zrozumienie, czem dla państwa jest
wojsko, i na postawienie go i utrzymanie nie szczędzili
ani rekruta ani wydatków.
Ktoby jednak na stwierdzeniu tego faktu poprzestał,
ten nie dotarłby do wątka tego, co z Polską w owych
czterech latach się dokonało. Wskrzesił Polskę przebieg
i wynik wielkiej wojny światowej, która trzy mocarstwa
rozbiorowe powaliła na ziemię. Dla równowagi europej-
skiej potrzebne było państwo, któreby połączeniu Nie-
miec i Rosji postawiło tamę, i dlatego Koalicja zwycięska
mocarstw zachodnich państwo polskie stworzyła. Speł-
niając to, miała uczucie, że okupiła to miljonami swoich
żołnierzy zabitych i rannych, kiedy naród polski żadnym
wielkim, ogólnym wysiłkiem do swego wyzwolenia nie
przyłożył ręki. Wskrzeszając państwo, które niegdyś
wskutek swego nierządu upadło, Koalicja nie miała
pewności, czy naród polski teraz potrafi się rządzić,
czy dar, jaki otrzymał, uszanuje i zachowa, czy zadanie
swoje zrozumie i wypełni.
Powiedzmy otwarcie : wszystko niemal, co w Polsce
się działo na polu odbudowy państwa i jego rządu :
7
wysunięcie interesów klasowych przeciw interesowi pań-
stwa, interesu stronnictw przeciw dobru ogółu, gorszący
dyletantyzm zmieniających się rządów i nieudolność
administracji, wszystko to mogło upoważniać zagranicę
do mniemania, że naród polski wśród wiekowej niedoli
nie ozdrowiał i nie dojrzał, mogło i narodowi samemu
odbierać otuchę, czy ze wszystkich przeszkód i przeci-
wieństw, jakie towarzyszyły wskrzeszeniu jego państwa,
wyjdzie zwycięsko i przyszłość swoją sobie zapewni.
I stało się znowu 1 Opatrzność, która na powalenie
Rosji wybrała spólnika jej zbrodni rozbiorów, Prusy,
sprawiła teraz, że Polska wyzwolona ujrzała się nagle
na brzegu przepaści i zaraz na wstępie swojego nowego
bytu musiała pokazać, czy poczuje się znowu gotową
do spełnienia misji swej historycznej. Najazd dziczy
wschodniej stanął u bram Warszawy i cały świat patrzył
z zapartym oddechem i z niedowierzaniem, co pocznie
polski naród? Wówczas jednak stał się cud, polegający
nie na samem tylko odparciu najazdu, ale na tern, że
w narodzie polskim obudziło się to, co w nim drzemało,
i w chwili przełomowej wydobyło się na jaw z niepoha-
mowaną siłą, że wszystkie warstwy chwyciły za broń
i ruszyły w bój z jedną myślą i z takim rozmachem,
któremu wróg nie mógł sprostać. Dokonał się cud, że
naród polski odzyskał znowu misję swą historyczną
przedmurza chrześcijaństwa, a razem z nią wiarę w swój
byt państwowy. Ostatni akt zamykający wojnę świa-
tową a ratujący jej owoce był jego dziełem. Wówczas
i ci, którzy go wyzwolili, przestali mu wypominać swój
wysiłek.
Na pierwsze lata wskrzeszonej Polski padł promień
jasny, przed którym wszystkie jej błędy i grzechy kryły
się w cieniu.
W6ne»r Tadetrez
I
WALKA O WŁADZĘ
Rozejm w wojnie światowej.
Gabinet Świeżyńskiego.
Piłsudski naczelnikiem państwa.
Gabinet Moraczewskiego.
Wojsko.
Dzielnice.
Komitet paryski.
Gabinet Paderewskiego.
Sejm.
Mała konstytucja.
W dniu 4 października 1918 r. prosząc o pokój,
przyjęły Niemcy warunki postawione w mowie prezy-
denta Wilsona z d. 8 stycznia tegoż roku, ale odpo-
wiedź przychylną na tę prośbę otrzymały dopiero
d. 5 listopada, a d. 11 listopada przyszło do skutku
zawieszenie broni. Naturalnem jego postanowieniem
było zobowiązanie Niemiec do bezzwłocznego opusz-
czenia obszaru, jaki zajęły w Rosji, i takie postanowienie
zamierzała podyktować Koalicja. Komitet polski w Pa-
ryżu wytłumaczył jej jednak, że w takim razie wojska
bolszewickie zagarną zaraz bezbronną Polskę, i uzyskał
postanowienie art. 12 rozejmu, że: „Wszystkie wojska
niemieckie, które się znajdują obecnie na obszarach,
które przed wojną tworzyły część Rosji, powinny wrócić
do granic Niemiec, takich, jakie były w dniu 1 sierpnia
1914, skoro tylko Alianci uznają, że chwila po temu
nadeszła ze względu na położenie wewnętrzne tych
obszarów".
10
W tern czarnem przedstawieniu niemocy polskiej
przez Komitet kryła się myśl, że nadejdzie chwila,
w której Komitet paryski wraz z dywizjami wojska
utworzonego we Francji będzie mógł zjechać do Polski,
a wówczas Koalicja, zarządzając cofnięcie wojsk nie-
mieckich, otworzy mu wrota do niej i do objęcia w niej
rządów. Całe to obliczenie było błędne i dowodziło
tylko, jak dalece Komitet na emigracji utracił łączność
z krajem i nie znał jego „położenia".
Niebezpieczeństwo bolszewizmu nie było nagłe, bo
Rząd bolszewicki, zajęty organizacją swoją i tłumie-
niem kontrrewolucji, nie mógł myśleć o najeździe
Polski, zanim Polska do odparcia go się zorganizowała.
Wezwanie Niemiec do wycofania wojsk z obszaru Polski
odpadło zupełnie, bo wojska te już w d 11 listopada,
dniu zawarcia rozejmu, wskutek zupełnego rozprzężenia
opuszczały Warszawę, a przedtem jeszcze opuściły Kró-
lestwo wojska austrjackie.
Po rozbiciu legjonów i udaremnieniu utworzenia
wojska polskiego przez Niemcy nie mogła Polska
w braku armji zająć granic zamierzonych, sięgających
poza obszar ściśle etnograficzny, ale znalazła dość siły,
aby zająć zaraz obszar opuszczony Królestwa i na nim
się utrzymać.
Nie była krajem bezpańskim, na którymby dopiero
Komitet paryski miał rząd polski tworzyć. Na obszarze
Królestwa kongresowego istniało już od 5 listopada
1916 r. państwo polskie „niepodległe", którego ośrod-
kiem była Rada regencyjna i Ministerstwo polskie,
i które miało już własne sądownictwo i szkolnictwo oraz
zawiązek własnego wojska. Dopóki trwała okupacja
niemiecka i austrjacka, niepodległość tego państwa była
teoretyczną, a władza jego słabą i ograniczoną, ale
11
z chwilą usunięcia się okupantów niepodległość sta-
wała się istotną i Rząd wchodził w pełne swe prawa.
0 dostanie się do tego Rządu i opanowanie go roz-
poczęła się też namiętna walka, bo wszystkie czynniki
społeczne i polityczne z chwilą ustania zewnętrznego
nacisku wydobyły się na jaw z podwójnym impetem,
a Komitet paryski nietylko walki tej nie uspokoił, lecz
wstąpił do niej i niepospolicie ją zaostrzył.
Rada regencyjna, jak tylko państwa centralne po-
prosiły o pokój, nie czekając na niego, ani nawet na
rozejm, a licząc się ze zwycięstwem Koalicji zachodniej,
zaraz dnia 7 października 1918 r. ogłosiła zjednoczenie
1 niepodległość Polski. Odwołując się do zasad zawar-
tych w orędziu Wilsona i przez świat cały przyjętych,
a w szczególności do art. XIII, tyczącego się utworzenia
państwa polskiego, wzywała naród do wytężenia wszyst-
kich sił, ażeby wola jego została zrozumiana i uznana
przez świat cały. W tym celu Rada regencyjna posta-
nowiła rozwiązać Radę stanu, powołać zaraz Rząd zło-
żony z przedstawicieli najszerszych warstw narodu
i kierunków politycznych, włożyć na niego obowiązek
wypracowania wspólnie z przedstawicielami grup poli-
tycznych ustawy wyborczej do Sejmu polskiego, opartej
na szerokich zasadach demokratycznych, i przedstawie-
nia jej najdalej w ciągu miesiąca do zatwierdzenia
i ogłoszenia Radzie regencyjnej, wreszcie niezwłocznie
potem zwołać Sejm i poddać jego postanowieniu dalsze
urządzenie zwierzchniej władzy państwowej, w której
ręce Rada regencyjna zgodnie z złożoną przysięgą
władzę swoją ma złożyć. Kończyła się odezwa sło-
wami : „Niech zamilknie wszystko, co nas wzajemnie
dzielić może, a niech zabrzmi jeden wielki głos: Polska
zjednoczona i niepodległa!"
12
Program ten, nie przesądzając niczego, ani ustroju
państwa, ani też organizacji społecznej narodu, mógł
państwo przeprowadzić bez zamętu i wstrząśnień i sku-
pić w najkrótszym czasie jego siły, ale warunkiem jego
był postulat, aby zamilkło wszystko, co nas wza-
jemnie dzielić może. W pierwszej linji powinny były
zamilknąć różne orjentacje polityczne, które w czasie
wojny światowej powstały, a które teraz wobec jednego,
jedynego programu Polski zjednoczonej i niepodległej
utraciły wszelką rację bytu. W drugiej linji zamilknąć
były powinny sprzeczne dążenia socjalne, bo na walkę
ich chwila przełomowa narodu nie była zaiste właściwą
porą. Ani jeden ani drugi z tych postulatów się nie
spełnił.
Usuwając gabinet dotychczasowy, który liczył się
ze zwycięstwem mocarstw centralnych i starał się ra-
tować sprawę polską w związku z niemi, postanowiła
Rada w myśl swojej odezwy powołać do steru gabinet
złożony z reprezentantów wszystkich stronnictw pol-
skich i poruczyła utworzenie go Kucharzewskiemu. Gdy
zaś stronnictwa pogodzić się ze sobą nie mogły, za-
mianowała gabinet ze stronnictw złączonych w Kole
międzypartyjnem, t. j. narodowych demokratów i rea-
listów. Na czele jego stanął realista ziemianin Świe-
źyński, a ministrem spraw zagranicznych został naro-
dowy demokrała Głąbiński, po którym oczekiwano, że
zawiąże stosunek z Komitetem paryskim i na normalny
tor Delegacji rządu polskiego go sprowadzi. Dla uspo-
kojenia żywiołów radykalnych i pozyskania sobie tajnej
„Polskiej organizacji wojskowej" ministrem wojny za-
mianowano Piłsudskiego.
Dnia 23 października Świeżyński zawiadomił kan-
clerza Niemiec o utworzeniu się nowego gabinetu i za-
13
żądał uwolnienia Piłsudskiego, a nie czekając na jego
przybycie, d. 27 października postanowił przystąpić do
formowania armji regularnej na podstawie tymczasowej
ustawy o powszechnym obowiązku służby wojskowej,
którą Rada regencyjna ogłosiła równocześnie. Beseler
przeciw temu wszystkiemu już nie protestował.
W dniu 29 października Świeźyński odczytał pro-
gram Rządu przedstawicielom prasy warszawskiej. Rząd
ma przeprowadzić likwidację stosunków okupacyjnych
w porozumieniu z okupantami, zwołać Sejm ustawo-
dawczy, ogłosić pożyczkę wewnętrzną, powołać do życia
armję przez wcielenie do szeregu ochotników oraz do-
konanie poboru, zająć się sprawą administracji i utrzy-
maniem ładu i porządku, wreszcie podjąć pracę przy-
gotowawczą w kierunku reformy agrarnej oraz doty-
czącą bytu i rozwoju warstw pracujących. Program ten
tylko w ostatnim punkcie wychodził poza rzeczy nie-
zbędne i same przez się zrozumiałe. Uznając potrzebę
reform społecznych, pożądanych przez ludowców i socja-
listów, gabinet liczył na to, że go pozostawią u steru,
1 w tern się przeliczył. Przekonały go o tem prędko
wypadki w Galicji.
Austro- Węgry na propozycję swoją zawieszenia
broni i pokoju w myśl warunków Wilsona otrzymały
odpowiedź, że narody wchodzące w skład monarchji
stanowić mają same o swoim losie. Cesarz i Rząd
austrjacki poddali się temu werdyktowi, zamykającemu
historję monarchji. Zarządzono więc, a potem dnia
2 listopada ogłoszono urzędowo, że narodowe państwa
w Austrji utworzą własne armje, że stacje wojskowe
potrzebne do przeobrażenia się wojska w narodowe
armje pozostają nadal celem zupełnego oddania wszyst-
kich agend narodowym rządom, jak np. Naczelna Ko-
14
menda armji, dopóki armja w polu nie będzie odesłana
do domu. Wszyscy wojskowi w głębi kraju i w polu,
ci ostatni po powrocie do ojczyzny, mają zgłosić się
u przełożonych tych tworzących się narodowych armij,
do których zamierzają wstąpić, przyczem wolno im
złożyć ślubowanie. Akt tej treści otrzymał już przed-
tem prezes Koła polskiego we Wiedniu dr Tertil od
ministra wojny, z wezwaniem o wyznaczenie delegatów
do likwidacji spraw wojskowych w Galicji zachodniej.
Jakoż dr Tertil utworzył dnia 27 października Komisję
likwidacyjną, do której wszedł socjalista Daszyński,
ludowiec Witos i narodowy demokrata Skarbek, i Ko-
misja ta dnia 30 października odebrała w Krakowie
władzę wojskową i oddała ją brygad jerowi legionowemu
Roji. Wszystkie władze i urzędy złożone z Polaków
poddały się Komisji likwidacyjnej i Rządowi polskiemu,
oczekiwano bowiem, że Komisja podda mu się natych-
miast, usuwając granicę rozbiorowego kordonu.
Rząd zamianował już d. 29 października komisarzy
swoich do objęcia władzy na okupacji austrjackiej
w Lublinie oraz w Krakowie. Komisarz Zdanowski
objął w Lublinie władzę cywilną, a pułkownik Pasławski
zaprzysiągł na imię Rządu polskiego oficerów garnizonu
lubelskiego d. 1 listopada. Natomiast mianowany ko-
misarzem Rządu dla Galicji ks. Witold Czartoryski,
który w czasie wojny odgrywał w Galicji rolę delegata
Koła międzypartyjnego z Królestwa i dlatego zapewne
został wyznaczony komisarzem, po kilku dniach bez-
owocnych pertraktacyj z Komisją likwidacyjną już dnia
4 listopada odjechał z niczem. Jako pan położenia na-
rzucił się Krakowowi Daszyński. Rewolucja polityczna
i socjalna zwyciężyła w Rosji, to też socjaliści posta-
nowili skorzystać z ciężkiego przesilenia, przez które
15
przechodziła Polska, aby tern łatwiej przeprowadzić
swój program socjalny. Pociągnęli za sobą ludowców,
dla których wywłaszczenie wielkiej własności ziemskiej
na rzecz włościan było postulatem najbliższym. Że
jednak Daszyński z Witosem osiągnęli swój cel w Kra-
kowie bez wysiłku, zawdzięczali to narodowej demo
kracji, dla której pierwszem zadaniem było usunąć od
wszelkiego wpływu konserwatystów, którzy do nie-
dawna kierowali polityką polską w Austrji.
Pierwszy atak przeciw gabinetowi Swieźyńskiego
wyszedł od ludowców, którzy odczuli, że zarówno
socjaliści jakoteź narodowa demokracja ubiega się o ich
względy i źe oni będą rozstrzygać. Delegaci ich pod
pod przewodem Witosa zebrali się d. 30 października
w Krakowie i uchwalili żądać niemal połowy tek w ga-
binecie, odpowiednio do liczby ludu wiejskiego w pań-
stwie. Obecni na tym zjeździe ministrowie Głąbiński
i Władysław Grabski próbowali kompromisu, bez skutku.
Liczny zjazd ludowców w d. 1 listopada w Warszawie
wystąpił ze stanowczą opozycją przeciw gabinetowi.
Opozycja socjalistów objawiła się zaprotestowaniem
przeciw powołaniu wojska przed zwołaniem Sejmu lub
utworzeniem Rządu posiadającego zaufanie narodu.
Poparto zato Polską organizację wojskową i wysunięto
na pierwszy plan Piłsudskiego.
Wobec tego naporu gabinet, chcąc się ratować, zdo-
był się na krok rozpaczliwy, postanowił rzucić socjali-
stom i ludowcom na żer Radę regencyjną, rzekomo
dlatego, że pochodzi od zaborców, chociaż i gabinet,
jako zamianowany przez Radę, od tychże zaborców
się wywodził. Dnia 4 listopada ukazała się jedyna
w swoim rodzaju odezwa. Rząd będący u władzy
oświadczył, źe podejmuje inicjatywę natychmiastowego
16
utworzenia Rządu narodowego, który obejmie władzę
niepodzielną do czasu zwołania Sejmu ustawodawczego.
Władza „niepodzielna" oznaczała usunięcie Regentów.
Rząd przez nich mianowany uznał się nienarodowym,
a postanowił wytrwać na posterunku aź do utworzenia
Rządu narodowego. Po raz pierwszy narodowa demo-
kracja do aktu urzędowego przemyciła użycie słowa
„narodowy" w znaczeniu narodowo - demokratyczny,
uznając za nienarodowe wszystko, w czem ona nie
bierze udziału i czem nie włada, i rzucając tem samem
płonącą żagiew w życie nasze publiczne.
Odezwa rządu Świeżyńskiego była aktem rewolu-
cyjnym, ale była zarazem programem demagogicznym,
bo narodowa demokracja dla utrzymania swojej poli-
tyki wobec Rady regencyjnej w odezwie tej wywiesiła
sama hasło „Polski ludowej", apelując do pracującego
ludu polskiego. Zapowiedziała też, że Rząd narodowy
utworzy „w porozumieniu z politycznemi stronnictwami
pracujący lud polski", że „interesy warstw uprzywile-
jowanych powinny ustąpić w tej historycznej godzinie
dobru ojczyzny". Tak przeciw programowi Rady regen-
cyjnej budowy państwa polskiego na podstawie ogólno-
narodowej stanął program, opierający się na podstawie
partyjno-narodowej i na wskroś demagogicznej.
Narazie przerachowali się narodowi demokraci. Re-
genci, dowiedziawszy się o rewolucyjnej odezwie swego
własnego gabinetu, zdobyli się natychmiast na krok
energiczny, zdaje się jedyny energiczny w swojej historji,
i dali rządowi Świeżyńskiego zaraz 4 listopada dymisję,
poruczając prowadzenie spraw najstarszym urzędnikom
ministerjalnym pod kierownictwem Wróblewskiego.
17
Lud pracujący przyjął tę dymisję ze spokojem,
a wkrótce pokazał, którą drogą pragnie dojść do Polski
ludowej. Przywódca stronnictwa socjalistycznego w Ga-
licji Daszyński zjechał do Lublina i tam d. 8 listopada
utworzył rząd. Nie omieszkał też wydać odezwy, która
stanęła jako trzeci progpam budowy państwa polskiego
naprzeciw odezwy Rady regencyjnej i odezwy rządu
Świeźyńskiego. Różni się od nich tern, źe wynikiem
wojny światowej nie jest dla niego pogrom państw roz-
biorowych, lecz „walące się w gruzy rządy kapitalistów,
fabrykantów i obszarników, rządy militarnego ucisku
i społecznego wyzysku mas pracujących". Odezwa pod
firmą Polski ludowej ogłasza najdalej posunięty pro-
gram socjalistyczny, uznaje za własność państwa wszel-
kie majoraty oraz lasy tak rządowe jak prywatne, na-
stępnie zapowiada wywłaszczenie wielkiej i średniej
własności ziemskiej i oddanie jej w ręce ludu pracują-
cego pod kontrolą państwa, upaństwowienie kopalń,
salin, przemysłu naftowego, dróg komunikacyjnych oraz
innych działów przemysłu, gdzie się to odrazu da uczy-
nić, zaprowadzenie ośmiogodzinnego dnia roboczego
w przemyśle, rzemiosłach i handlu itd. Program zapo-
wiadał utworzenie milicji ludowej dla utrzymania we-
wnętrznego ładu i bezpieczeństwa, wreszcie organizo-
wanie regularnej armji dla odparcia niemieckiej okupacji.
Charakterystyczną cechą programu jest oświadczenie się
za odbudowaniem państwa litewskiego w dawnych jego
historycznych granicach i wezwanie Polaków zamieszka-
łych w tych granicach, aby do tego celu dążyli w bra-
terskiej zgodzie z narodem litewskim i białoruskim,
oraz wezwanie Polaków we wschodniej Galicji i na
Ukrainie do pokojowego załatwienia kwestyj spornych
Wskrzeszenie Państwa Polskiego
2
18
z narodem ukraińskim, aź do ostatecznego ich uregu-
lowania przez miarodajne czynniki obu narodów.
Program ten Rządu lubelskiego, ułożony na wzór
programów bolszewickich, przygotowywał Polskę do
wstąpienia obok Ukrainy i Litwy do Sowietów rosyj-
skich. Nie brakło mu i groźby. Radzie regencyjnej
i Rządowi przez nią utworzonemu, gdyby tej woli ludu
polskiego nie chciały się poddać, zagrożono, że „będą
wyjęte z pod prawa, a ściganie ich i ujęcie w ręce na-
szych władz wykonawczych będzie obowiązkiem każdego
obywatela państwa polskiego". Droga do terroru i krwa-
wych gwałtów stanęła otworem. Odezwę podpisali mię
dzy innymi, oprócz Daszyńskiego Jędrzej Moraczewski,
Wacław Sieroszewski, Stanisław Thugutt, jako tymcza-
sowy rząd Republiki polskiej. Podpisano Witosa, który
przeciw temu zaprotestował. Podpisał ją także puł-
kownik legjonowy Rydz- Śmigły jako „zastępca komen-
danta Józefa Piłsudskiego, minister wojny i naczelny
dowódca polskiej republiki ludowej".
Redukowało to znaczenie odezwy do tego, że to-
rowała rządy — Piłsudskiemu. Uwolniony z twierdzy
magdeburskiej, przybył dnia 10 listopada do Warszawy
i wobec rządów lubelskich wydał się zbawcą. Należąc
do obozu socjalistycznego, zbyt jednak był autoryta-
tywny i zbyt przejęty misją swoją walki z Rosją, aby
miał pójść za wzorem Sowietów i do nich Polskę
prowadzić. Jako zbawcę powitała go Rada regencyjna,
która usunąwszy rząd Świeżyńskiego oddała prowa-
dzenie spraw urzędnikom, ale nie była w stanie stwo-
rzyć rządu, któryby, zwalczany przez narodową demo-
krację, umiał stawić czoło socjalistom. Regent Zdzisław
ks. Lubomirski pojechał na dworzec przywitać przyby-
wającego do Warszawy Piłsudskiego, a Rada regencyjna
19
dekretem z dnia 11 listopada 1918 r. przekazała mu
władzę wojskową i naczelne dowództwo wojsk polskich.
Zaraz tegoż samego dnia powiodło mu się łatwo w dro-
dze rokowań z wojskiem niemieckiem, które rozprzęgło
się zupełnie i pragnęło jak najrychlej wrócić do swojej
ojczyzny, ułożyć ten powrót spokojnie. Beselerowi
ułatwił ucieczkę. Autorytet jego rósł, a Rada regencyjna
traciła grunt pod nogami. Demonstracja na ulicach War-
szawy z okrzykiem „precz z Radą regencyjną!" i pe-
tarda, rzucona na podwórze pałacu arcybiskupa war-
szawskiego i regenta Kakowskiego, dokonały reszty.
Rada regencyjna d. 14 listopada rozwiązała się i obo-
wiązki swoje i odpowiedzialność względem narodu
polskiego złożyła w ręce Piłsudskiego do przekazania
„Rządowi narodowemu", t. zn. Rządowi ustanowić się
mającemu przez Sejm ustawodawczy.
Tak do naczelnej władzy w Polsce doszedł czło-
wiek, który, wyszedłszy z obozu socjalistycznego, pra-
gnął porwać naród do czynnego udziału w wojnie
światowej i za którym w tym kierunku poszedł tylko
mały odłam tego narodu ; człowiek, który, stworzywszy
legjony, rozbił je potem, ale miał za sobą tajną „Pol-
ską organizację wojskową* i poparcie socjalistów i ra-
dykalnych żywiołów ; człowiek jedyny, którego wpływu,
zająwszy Polskę, obawiali się Niemcy i któremu, więżąc
go w Magdeburgu, zgotowali aureolę męczennika.
Upadli w dążeniu do władzy ci, co w czasie wojny
nie umieli się zdobyć na nic więcej, jak na bierność
i negację i hasłem tern uśpili cały swój liczny obóz,
a w ostatniej chwili zamiast stanąć z własnym progra-
mem i za niego walczyć, wywiesili program demago-
giczny. Członkowie ziemiańscy rządu Świeźyńskiego,
którzy podpisali hasło „Polski ludowej", okazali tem
2*
20
samem, że ich warstwa społeczna przestaje być w bu-
dowie państwa samodzielnym czynnikiem, że w budowie
tej historyczna polska tradycja i zasady konserwatywne
nie znajdą odważnego obrońcy.
Otrzymawszy pełną władzę, w d. 14 listopada wy-
dał Piłsudski dekret, w którym ogłosił swój program
rządzenia. Oznajmił w nim, że licząc się z potęźnemi
prądami, zwyciężającemi dziś na Zachodzie i Wschodzie
Europy, zdecydował się zamianować prezydentem ga-
binetu Daszyńskiego, prezydenta tymczasowego rządu
ludowego Republiki polskiej w Lublinie, który mu się
zaraz poddał i rozwiązał. Postanowienie to mogło obóz
przeciwny przestraszyć, ale reszta dekretu obliczoną
była na to, żeby go uspokoić. Daszyński z rąk Pił-
sudskiego otrzymał polecenie zgodnej współpracy ze
wszystkiemi żywiołami i polecenie, ażeby wzmocnił
skuteczność pracy swojego gabinetu przez udział w nim
wybitnych sił fachowych, niezależnie od ich przekonań
politycznych. Najważniejszem było oświadczenie, że
charakter rządu tymczasowy nie pozwala na przepro-
wadzenie głębokich zmian społecznych, które uchwalić
może tylko Sejm ustawodawczy. Rząd miał natomiast
zwołać w krótkim kilkomiesięcznym terminie Sejm
i przedłożyć projekt utworzenia najwyższej władzy re-
prezentacyjnej, obejmującej wszystkie trzy zabory.
Program ten Piłsudskiego zbliżał się najwięcej do
programu Rady regencyjnej, górował niezmiernie nad
programem demagogicznym rządu Świeźyńskiego, z ode-
zwy zaś lubelskiej przyjmował tylko nazwanie Polski
republiką, ale bez dodatku „ludową", a zresztą wyglą-
dał jak proste jej przeciwieństwo. Treść programu nie
odegrała jednak większej roli wobec poruczenia rzą-
dów Daszyńskiemu, skompromitowanemu świeżą swoją
21
eskapadą lubelską. Zerwało się w Warszawie oburzenie
powszechne, tłumne manifestacje uliczne i protesty
przybyłych właśnie delegatów z Poznańskiego. Wobec
tego Daszyński odmówił przyjęcia ofiarowanej mu pre-
zydentury gabinetu, a inny członek partji socjalistycznej,
Moraczewski, który w niej nigdy nie odgrywał roli prze-
wodniej, wzbraniał się także ją przyjąć, aż Piłsudski jako
wódz naczelny kazał mu — oficerowi legjonowemu —
stanąć na baczność i przyjąć prezydenturę gabinetu za
rozkazem wojskowym ! Piłsudski, oceniając, że rząd
koalicyjny dla niezgody stronnictw utworzyć się nie da
i nie byłby dla niego żadnem oparciem, wolał oprzeć
się na jednem, ale karnem i oddanem mu stronnictwie,
na socjalistach i zbliżonych do nich radykalnych lu-
dowcach.
Nowy gabinet powstał d. 18 listopada, a d. 22 listo-
pada ukazał się dekret, w którym Piłsudski oświadczał,
że jako tymczasowy Naczelnik państwa obejmuje naj-
wyższą władzę Republiki polskiej i będzie ją sprawować
aż do czasu zwołania Sejmu ustawodawczego. Rząd
Republiki polskiej stanowią mianowani przez niego
i odpowiedzialni przed nim prezydent ministrów i mi-
nistrowie. Projekty ustawodawcze uchwalone przez Radę
ministrów ulegają jego zatwierdzeniu i uzyskują moc
obowiązującą, o ile sama ustawa inaczej nie stanowi,
z chwilą ogłoszenia w Dzienniku praw państwa pol-
skiego, tracą zaś moc obowiązującą, o ile nie będą
przedstawione na pierwszem posiedzeniu Sejmu usta-
wodawczego do jego zatwierdzenia. Sądy wydają wy-
roki w imieniu Republiki polskiej. Wszyscy urzędnicy
składają przysięgę na wierność Republice polskiej we-
dług ustalić się mającej przez Radę ministrów roty.
Mianowanie wyższych urzędników państwowych, za-
22
strzeżone w myśl przepisów dotychczasowych Głowie
państwa, wychodzić będzie od Naczelnika państwa pol-
skiego na propozycję prezydenta ministrów i właści-
wego ministra. Budżet Republiki polskiej na pierwszy
okres budżetowy uchwali Rząd i przedłoży Naczelni-
kowi państwa do zatwierdzenia.
Organizacja naczelnej władzy, krótka i jasna, na-
dawała jej formę dyktatury, powierzonej Piłsudskiemu
do czasu zebrania się Sejmu, ale nie nadała jej treści.
Dyktatura niewątpliwie wskazaną była, bo Polska po-
trzebowała w tej chwili silnej woli i ręki dla skupienia
wszystkich sił swoich i dla przeprowadzenia pierwszej
swojej organizacji. Powołaniem rządu socjalistycznego
Piłsudski dyktaturę udaremnił, bo nie stanął ponad
stronnictwami i nie uśmierzył ich walki, nie dobrał też
sobie doradców, którzyby mu w zadaniu tern wiedzą
swoją i doświadczeniem dopomóc umieli.
Oprócz socjalistów weszli do gabinetu tylko repre-
zentanci radykalnego skrzydła ludowego, a mianowicie
jako minister spraw wewnętrznych Thugutt. Mieli orga-
nizować rząd ludzie, którzy nie na udziale w rządzie,
lecz na opozycji i walce z rządem wyrośli. Teraz
skosztowali sami ogólnej, zażartej opozycji.
Ludowcy galicyjscy z Witosem na czele odmówili
udziału w gabinecie i postawili żądanie jego rekon-
strukcji, ażeby objął przedstawicieli stronnictw ludo-
wych, robotniczych i szczerze demokratycznych ze
wszystkich dzielnic Polski, a — o co szło głównie —
zastrzegli sobie udział w gabinecie, odpowiadający zna-
czeniu i sile ludu i zastrzeżenie to powtarzali natrętnie.
Raził ich najwięcej w gabinecie Thugutt, po którym
23
się obawiali, że własności indywidualnej chłopskiej nie
uszanuje.
Dalej w opozycji poszła narodowa demokracja
i wszystkie odcienia z nią związane, ogłosiły bowiem
natychmiast protest i opozycję swą wobec gabinetu
przeniosły na ulicę. Wiece i demonstracyjne pochody
nie ustawały. Wyzyskiwano na nich wszystko, co mogło
przemawiać przeciw gabinetowi : sprawę przyłączenia
kresów, aprowizacji, rekrutacji i utworzenia gabinetu
z przedstawicieli wszystkich dzielnic. Dnia 1 grudnia
tłum demonstrantów wtargnął do pałacu t. zw. na-
miestnikowskiego, w którym obradowała Rada mini-
strów, a nie zastawszy jej, bo posiedzenie właśnie się
skończyło, udał się zato już w nocy przed pałac bel-
wederski, w którym mieszkał Naczelnik państwa, i wy-
słał do niego delegację domagającą się natychmiasto-
wego ustąpienia partyjnego gabinetu Moraczewskiego,
jako wnoszącego zamęt i anarchję w życie całego kraju,
oraz natychmiastowego rozbrojenia wszystkich partyj-
nych bojówek, których terror zagraża życiu spokojnych
obywateli. Miano oczywiście na myśli Polską organi-
zację wojskową. Piłsudski, odpowiadając delegacji, za-
powiedział utworzenie bezpartyjnego rządu, nie zobo-
wiązując się jednak co do czasu, natomiast oświadczył,
że nie dopuści do wytworzenia rządu przedstawiającego
wszystkie kierunki myśli politycznej, gdyż przy takim
rządzie nie umiałby kierować państwem.
Oparty o Piłsudskiego gabinet, nic sobie nie robił
z krytyki i żądań rekonstrukcji czy ustąpienia i szedł
w swoim kierunku. Dla pozyskania sobie robotników
w d. 23 listopada ogłosił ośmiogodzinny czas pracy,
a nie wiedząc, jak długo pozostanie u steru, pospie-
szył się w d. 28 listopada z wydaniem ordynacji wy-
24
borczej do Sejmu, ułożonej na zasadach najskrajniej
demokratycznych powszechnego, równego prawa wy-
boru, służącego tak mężczyznom jak kobietom od dwu-
dziestego pierwszego roku życia. Głosowanie na listy
kandydatów zgłoszone poprzednio w komisji wyborczej
i rozdzielenie mandatów pomiędzy poszczególne listy
na podstawie wyniku głosowania zapewniły ogromną
większość mandatów stronnictwom ludowym i socjali-
stycznym, a nieutworzenie osobnych okręgów miej-
skich, z wyjątkiem Warszawy, sprawiło, że inteligencja
miejska utopiona została w wielkiej masie wyborców
włościańskich. Włościanin, mając w robotniku socja-
liście poparcie, poczuł się panem położenia* Wielka
i średnia własność ziemska i mieszczaństwo posiada-
jące traciły możność wyboru, o ile nie chciały hoł-
dować polityce demagogicznej i wyzyskiwać anta-
gonizmów socjalnych i narodowych; Byłoby nie do
uwierzenia, gdyby tego nie stwierdził sam Głąbiński,
że gabinet socjalistyczny projekt ordynacji tej znalazł
gotowy jako spuściznę po rządzie narodowo demokra-
tycznym-ziemiańskim Świeżyńskiego i po jego progra-
mie Polski „ludowej", którego, otrzymawszy nagle dy-
misję, ogłosić już nie zdołał.
Tak łatwo jak ordynację wyborczą nie można było
zaimprowizować wojska. Już Rada regencyjna przyszła
do przekonania, że ogólny pobór wojskowy, postano-
wiony przez nią d. 27 października, nie prowadzi do
celu, i dlatego d. 4 listopada postanowiła powołać
wszystkich zdatnych do broni oficerów Polaków, tak
z obcych wojsk jak w kraju się już znajdujących, dalej
przyjmować ochotników na całym obszarze polskim
bez ograniczeń, a więc tak z grona starszych już wy-
służonych żołnierzy, jak i z młodszych roczników, dalej
25
wypełniać formacje linjowe polskie przejęte z wojsk
austrjackich żołnierzem własnym i tworzyć z nich wyż-
sze jednostki bojowe, wreszcie rozpocząć natychmiast
tworzenie w odnośnych okręgach wojskowych tak puł-
ków jako i też szwadronów ochotniczych.
Na tej podstawie tworzyło się wojsko polskie w miarę
ustępowania wojsk austrjackich i niemieckich. Objąwszy
władzę nad niem, Piłsudski przybrał sobie do pomocy
jenerała niegdyś austrjackiego a potem legjonowego
Szeptyckiego, mianując go d 16 listopada szefem sztabu
generalnego, i ustanowił pięć okręgów generalnych woj-
skowych, na których czele postawił po części pułkowni-
ków legjonowych, po części generałów austrjackich,
Polaków.
Organizacja ta miała do walczenia z brakiem uzbro-
jenia, amunicji i wyekwipowania, bo ograniczoną była
w tern do zapasów pozostawionych przez wojsko nie-
mieckie i austrjackie, a sprowadzanie materjałów z za-
granicy, zwłaszcza w braku pieniędzy, największą przed-
stawiało trudność.
Wielkie zadanie polegało też na stopieniu w jedną
całość czynników, z których się to wojsko składało,
legjonowych, austrjackich i rosyjskich, różniących się
od siebie wykształceniem wojskowem, a przedewszyst-
kiem duchem. Odpowiadając na zarzuty, że nie przy-
stępuje do rekrutacji, wyjaśniał Piłsudski d. 22 listo-
pada, że ma zamiar szersze masy pod bron powołać,
ale zaczyna od elementów najgorętszych i najbardziej
przyzwyczajonych do idei wojskowości polskiej. To
pewne, że bez postawienia kadrów, przejętych jednym
duchem, o powołaniu i poborze większej ilości rekruta
nie mogło być mowy. Do utworzenia takich kadrów
powołani byli przedewszystkiem legjoniści, którzy za
26
Polskę już walczyli. W rozkazie dziennym z d. 12 listo-
pada położył Piłsudski nacisk na usunięcie różnic i tarć,
klik i zaścianków w wojsku dla szybkiego wytworze-
nia koleżeństwa i ułatwienia prac. W praktyce poszedł
jednak inaczej. Licznego kontyngentu ochotników do-
starczyła mu „ Polska organizacja wojskowa", oficerów
i żołnierzy, do której po rozbiciu legjonów weszło wielu
legjonistów. Na nią najwięcej mógł liczyć, a jako związku
tajnego wojskowego nie mógł jej pozostawić, dlatego
też kazał z niej tworzyć osobne oddziały wojskowe.
Szef sztabu Szeptycki w rozkazie z d. 19 listopada
tłumaczył to niezwykłe zarządzenie zamiarem zlikwi-
dowania organizacji na korzyść tworzącego się wojska:
„Zarówno Polska organizacja wojskowa jako też inne
formacje wojskowe podlegają jedynie władzy naczel-
nego wodza, a wszelkie tarcia zdarzające się jeszcze,
winny ustąpić w zgodnej i wzajemnej współpracy". Po-
stulat zgody nie dał się oczywiście prędko urzeczy-
wistnić, zwłaszcza, że gabinet socjalistyczny wyod-
rębnieniu się oddziałów Polskiej organizacji sprzyjał.
Osobne pułki tej Organizacji tworzyły się oprócz War-
szawy także i w Łowiczu, Włocławku, Kaliszu i Łodzi.
Nie dość na tern, gabinet postanowił utworzyć dla siebie
osobną gwardję w postaci milicji ludowej, zwerbowanej
osobno w liczbie 12.000 ludzi, a zależną bezpośrednio
od ministra spraw wewnętrznych, wywołując tern ostrą
krytykę tych wszystkich, którym jedność wojska leżała
na sercu, a których milicja socjalistyczna napełniała
najwyższym niepokojem.
Dnia 29 grudnia zarządził wreszcie Piłsudski obo-
wiązkowy pobór czterech roczników, ale tylko na ob-
szarze jeneralnego okręgu krakowskiego, bo szło tu
27
o zasilenie wojska walczącego z Ukraińcami na wscho-
dzie kraju.
Wśród ciężkich trudów i tarć tworzyło się wojsko
polskie, a jednak się tworzyło. W przeciągu kilku mie-
sięcy po ustąpieniu okupacji niemieckiej stanęło go już
kilka dziesiątek tysięcy, a każdy dzień przynosił ulepsze-
nie jego organizacji.
Dopóki jednak wojsko się nie zorganizowało, zie-
mie polskie były widownią bandytyzmu, pogromów
i nieładu.
Najpierw i najjaskrawiej widowisko to wystąpiło
na jaw w Galicji. Spółka, która pod postacią Komisji
likwidacyjnej w Krakowie chwyciła za rządy, rozwinęła
sztandar separatyzmu dzielnicowego bynajmniej nie
w tym celu, aby zadania rządu na mniejszym obszarze
spełnić prędzej i lepiej ; nie umiała utrzymać pułków
polskich wracających z rozbitej armji austrjackiej, nie
odważyła się zarządzić rekrutacji, nakładać i ściągać
podatków i iść na obronę zagrożonego i zajętego przez
Ukraińców Lwowa. Tę troskę pozostawiła Rządowi
w Warszawie, oddając mu sprawy wojskowe i zrzucając
na niego odpowiedzialność. Zadanie swoje ujrzała zato
w burzeniu fządów „austrjackich" w Galicji zachodniej,
dokąd jej władza sięgała, nie zdając sobie sprawy
z tego, że interes narodowy wymaga utrzymania do-
tychczasowej administracji, będącej w rękach urzędni-
ków Polaków, dopóki się jej lepszą nie zastąpi. Lu-
dowcy, idąc za pragnieniem odczuwanem oddawna,
postanowili poddać ją pod rządy chłopskie w każdym
powiecie. Na żądanie nieodpowiedzialnych miejscowych
czynników usuwano teraz wielu urzędników administra-
28
cyjnych, zastępując ich ludźmi, których nieraz jedyną
kwalifikacją było, że mieli być narzędziem miejscowej
jakiejś koterji. Przedewszystkiem zaś rozpędzono żan-
darmerję austrjacką, która w czasie wojny była dla
ludności ciężką, ale utrzymywała porządek i bezpie-
czeństwo publiczne.
„Reforma" ta nie zdobyła rządowi powagi w naj-
niższych warstwach społeczeństwa. Zaczęły się tworzyć
bandy, złożone głównie z dezerterów wojskowych, i ra-
bować po wsiach i miasteczkach, przedewszystkiem ży-
dów. Nie oszczędzano także pociągów towarowych,
i ruch, nawet na linji Kraków— Lwów, był często wsku-
tek napadów tamowany. Najjaskrawszym objawem ru-
chu anarchicznego było utworzenie w Tarnobrzegu
rządu ludowego przez chłopów za poduszczeniem ra-
dykalnych posłów, ks. Okonia i Dąbala. Wiec ludowy
pozbawił w okolicy wszystkich urzędników dotychcza-
sowych władzy, a zamianował własnych, i takie miał
przekonanie, iż już nastała epoka rządów ludowych,
że o uznanie swoich uchwał udał się do Komisji likwi-
dacyjnej w Krakowie, na której czele stał przecież przy-
wódca ludowców, Witos. Niemało trudów kosztowało
uśmierzenie tej anarchji, przed którą, zdarzyło się, że
jeden oddział wojskowy się cofnął. Inne oddziały woj-
skowe lepiej się sprawiły, a dla poskromienia maso
wych rabunków używały również masowej kary chłosty,
nie pytając się o przepisy, ale z widocznym skutkiem.
Powoli wracał porządek publiczny i bezpieczeństwo.
Toż samo działo się w Królestwie, w którem Rząd
socjalistyczny usuwał urzędników niemieckich i austrja-
ckich, nieraz nawet Polaków, a zastępował ich swoimi
zwolennikami. Tam anarchja posunęła się do urządzania
formalnych napadów uzbrojonych band na miasteczka,
29
jak na Działoszyce i Wodzisław, gdzie po ubezwładnie-
niu milicjantów urządzono gruntowne obrabowanie
składów kupieckich, przeważnie żydowskich. Z końcem
listopada pojawiły się w Lubelskiem rady robotniczo-
chłopskie, a fornale dworscy zaczęli zajmować majątki
ziemskie, przedsiębiorąc w ten sposób podział większej
własności. Nie brakło też prób zorganizowania powia-
towych rządów ludowych, jak w Tarnobrzegu, ponie-
waż w tym samym czasie niejaki Lisowski urządził
republikę ludową w Pińczowie, zainaugurowaną rabun-
kiem w mieście. Rząd kładł temu ostatecznie tamę,
ale z wielkiem ociąganiem się i unikając o ile można
bezwzględnych środków. Najgorszym może objawem
anarchji w Królestwie było tworzenie się bojówek na
usługach stronnictw socjalno politycznych, a to z jednej
strony stronnictwa socjalistycznego, z drugiej strony
demokracji socjalnej bolszewickiej. Bojówki takie po-
wstały i zorganizowały się niemal jawnie w Warszawie.
Dnia 29 grudnia przyszło tam do demonstracji komu-
nistycznej, która się skończyła strzałami wojska i za-
biciem oraz zranieniem kilkunastu demonstrantów.
Stronnictwa przeciwne gabinetowi socjalistycznemu
ze wszystkich tych objawów anarchji formułowały prze-
ciw niemu akt oskarżenia, gabinet zaś chełpił się, że
on tylko powstrzymał żywioły anarchiczne od takich
przewrotów, jakich widownią była Rosja a nawet Niemcy.
Największą raną na ciele Polski była Galicja wschod-
nia. Legjony polskie, które stały na jej granicy, opuściły
ją pod wodzą Hallera, a po części dostały się do wię-
zień austrjackich. Komenda naczelna austrjacka, odda-
jąc władzę nad wojskiem Polakom w Krakowie, oddała
równocześnie d. 30 października żołnierzy ruskich Ra-
dzie narodowej ukraińskiej we Lwowie. Komenda ta
30
oddawna niechętna Polakom i dążąca do podziału Ga-
licji na część polską i ruską, przygotowała oddanie
Galicji wschodniej Ukraińcom przez to, źe usunęła
z niej oddziały wojskowe polskie, a zatrzymała pułki
złożone z żołnierzy ruskich. Pułki te, dowodzone przez
oficerów niemieckich, nie rozsypały się jak pułki za-
chodnio galicyjskie złożone z Polaków. Cały materjał
wojenny nietylko na obszarze wschodniej Galicji, lecz
także na okupacji austrjackiej rosyjskiego Podola do-
stał się w ich ręce. Z wielką też łatwością d. 1 listo-
pada Rada narodowa ukraińska przez wojsko oddane
jej opanowała Lwów, a następnie wszystkie powiaty
wschodniej Galicji. Tylko w pogranicznym Przemyślu
podjęto próbę zaprowadzenia wspólnych rządów polsko-
ruskich, ale i tym powiatem zawładnęli po kilku dniach
Ukraińcy. Cios po ciosie spadał na kraj, na którym
kultura polska od sześciu wieków takie wycisnęła pię-
tno, którego rządy przed wybuchem wojny znajdowały
się w rękach polskich. Dzierżąc te rządy z ramienia
Austrji i popierając ruch narodowy ruski przeciw groź-
nej propagandzie rosyjskiej, Polacy nie zdołali się
jednak ostatecznie pogodzić z Ukraińcami i ich dla
siebie pozyskać. Przeszkodziła temu przed wojną na-
rodowa demokracja, która natomiast zgodziła się na
oddanie tego kraju Rosji, kołysząc się złudną nadzieją,
źe wojska rosyjskie zdobędą nam zato zabór pruski.
Po ostatecznem wyparciu i pogromie Rosji, kraj ten
znalazł się teraz nagle nie w rękach polskich, lecz
ukraińsko- ruskich.
Opór czynny przeciw rządom ukraińskim wyszedł
od garstki młodzieży polskiej w mieście Lwowie, która
na nieprzyjacielu zajmowała broń i amunicję, a walcząc
krwawo zdobyła sobie pewien teren w mieście Lwowie
31
i z bohaterskim wysiłkiem go broniła, odcięta zupełnie
od styczności z Rządem i społeczeństwem polskiem
w Krakowie czy Warszawie. Dnie i tygodnie mijały,
a upragniona odsiecz nie nadchodziła. Podniósł się
krzyk, a przeciw Piłsudskiemu oskarżenie, że wojsko
polskie zatrzymuje dla odzyskania swego rodzinnego
Wilna, poświęcając zupełnie Lwów. Tłumaczył się Pił-
sudski, sprawa była jednak trudniejsza, niż się zdawać
mogło, gdyż chcąc przyjść z pomocą Lwowowi, trzeba
było pierwej przebić pierścień ukraiński otaczający go
od zachodu, poczynając od Przemyśla. Dopiero dnia
1 1 listopada silniejszy oddział wojska polskiego z uży-
ciem pociągu pancernego i artylerji sforsował most
na Sanie w Przemyślu, a d. 23 listopada zajęty został
przez wojsko polskie Lwów z użyciem ciężkiej artylerji.
Na oczyszczeniu miasta i okolicy z wojsk ukraińskich
nie skończyła się walka. Wojsko polskie nie było dość
silne, ażeby od jednego zamachu zająć resztę kraju,
której broniło zacięcie wojsko ukraińskie, a odparte
w jednem miejscu, po jakimś czasie do niego wracało.
Połączenie Przemyśla ze Lwowem było jeszcze nieraz
zagrożone, a w końcu grudnia Ukraińcy podjęli znowu
atak na Lwów, ażeby go opanować. Wschodnia Galicja
stała się terenem długiej i krwawej wojny domowej,
w której lud ruski wziął udział, a w której od rabun-
ków i mordów ucierpiały najwięcej mniejszości polskie,
pozostałe poza frontem ukraińskim. Do stłumienia po-
wstania i przywrócenia rządów polskich przyszło do-
piero w następnym roku.
Na odzyskanie Lwowa padła jednak przykra plama.
Żydzi galicyjscy w czasie wojny światowej podzielili
się w swojej orjentacji. Jedni szli nadal z Polakami,
drudzy przechylili się ku Ukraińcom i w chwili zajęcia
32
Lwowa i wschodniej Galicji przez nich jawnie po ich
stronie stanęli. Wywołało to oburzenie wśród Polaków,
którzy przez cały czas swoich rządów w Galicji trzy-
mali się wobec żydów zasady równouprawnienia i ocze-
kiwali ich assymilacji. W chwili wyparcia Ukraińców
ze Lwowa w d. 22 listopada oburzenie przeciw ich
sprzymierzeńcom, żydom, wywołało w mętach społe-
czeństwa polskiego wybuch, w którym niemałą rolę
odegrali kryminaliści wypuszczeni z więzienia. Przyłą-
czyła się do nich niestety i część żołnierzy, obrońców
Lwowa, i tłum ten rzucił się na dzielnicę żydowską,
rabując, mordując żydów i podpalając ich domy. Woj-
sko po jakimś czasie położyło kres pogromowi, wy-
chwytano rabusiów i sądy doraźne zrobiły swoje, ale
naród i państwo polskie poniosły niepowetowaną szkodę.
Pogromy żydów w Rosji były oddawna na porządku
dziennym i znajdowały wielki odgłos u żydów i nie-
żydów na całym świecie, ale Rosja była potężną i opinja
publiczna Zachodu nie przynosiła jej bezpośrednio
szkody. Przeciwnie pogrom lwowski, dokonany w wiel-
kiem mieście i to w chwili odzyskania go przez wojsko
polskie, rzucił ponure światło na naród, który sam pod
hasłem wolności ludów- wydobywał się z długoletniej
niedoli i ucisku, a o którego zdolności do utworzenia
państwa miała dopiero zadecydować Koalicja państw
zachodnich.
Od tego zamętu, z którego wydobywała się odra-
dzająca Polska, korzystnie odbijało Poznańskie. Na
wiadomość o rewolucji w Berlinie i tworzeniu się
w wojsku niemieckiem rad żołnierskich, wojsko nie-
mieckie w Poznańskiem wzburzyło się także i przestało
słuchać swoich przełożonych. Wówczas d. 14 listopada
posłowie polscy do parlamentu niemieckiego i do sejmu
33
pruskiego utworzyli komitet, który z radami źołnier-
skiemi w Poznańskiem się porozumiał i dopuszczenie
delegatów polskich do nich uzyskał. Rady te, zbunto-
wane przeciw Rządowi i kierunkowi jego nacjonali-
stycznemu, stanęły na stanowisku zgody z ludnością
polską i przyznania jej prawa stanowienia o sobie,
a licząc się z odstąpieniem Poznańskiego na rzecz pań-
stwa polskiego, pragnęły to w drodze wzajemnego po-
rozumienia przeprowadzić. Wyrodziły się stąd osobliwsze
stosunki. Poznańskie zajęte było przez wojsko nie-
mieckie, ale prawie pod jego osłoną organizowało się
społeczeństwo polskie jawnie i tworzyło instytucje,
które coraz to większy wpływ zdobywały sobie na
rządy i gotowały się do ich objęcia. Za zgodą rad
żołnierskich usuwano skompromitowanych hakatystów
z urzędów, wprowadzano Polaków do rad miejskich itd.
Komitet rozszerzył się i przekształcił w naczelną Radę
ludową, a Komisarjat tej Rady wydał d. 17 listopada
odezwę, w której zapowiedział, że pokojową drogą
pragnie dojść do utworzenia zjednoczonej Polski i za-
powiedział wybór delegatów do polskiego Sejmu dziel-
nicowego, który ma się zebrać d. 3 grudnia, wybrać
Naczelną radę ludową, określić zasady sprawowania
jej tymczasowych rządów i zatwierdzić nasze żądania
narodowe. Powiatowe Rady ludowe gminne i miejskie
mają powstać przez wybory i zająć się utrzymaniem
porządku i bezpieczeństwa publicznego, wchodząc w po-
rozumienie z radami żołnierzy i robotników oraz z do-
tychczasowemi władzami. Organizacja polska bez usu-
nięcia rozprzężonego wojska pruskiego ugruntowała się
tak dalece, że d. 7 grudnia zebrał się jawnie Sejm dziel-
nicowy w Poznaniu, złożony z posłów do sejmu pru-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego
3
34
skiego i parlamentu niemieckiego oraz z delegatów
stowarzyszeń.
Sejm ten w szeregu rezolucyj oświadczył się za
utworzeniem rządu koalicyjnego, który ma zorganizo-
wać wojsko i administrację. Oświadczył się za reformą
socjalną w drodze ewolucji, a przeciw rewolucyjnym
wstrząśnieniom. Oczekując od Koalicji zachodniej jak
najrychlejszego przyłączenia ziem polskich z pod za-
boru pruskiego do polskiego państwa, zastrzegł się
jednak, że „o sprawie naszej dzielnicy bez zgody na-
szej i bez współdziałania naszego przesądzać nie wolno".
Wkońcu wybrał Radę narodową jako organ swój wy-
konawczy.
Rada ta ogłosiła wezwanie do utworzenia we wszyst-
kich powiatach straży, rzekomo dla utrzymania po-
rządku ; gdy jednak organizacja tych straży się doko-
nała, skorzystała z pierwszej sposobności zatargu z żoł-
nierzami niemieckimi w Poznaniu i dała d. 27 grudnia
hasło do rozbrojenia i usunięcia wojsk niemieckich.
Wojska te były przygotowane na to, że Poznańskie od
Niemiec odpadnie, i stawiły stanowczy opór dopiero
na jego kresach silnie zniemczonych. Straty były sto-
sunkowo niewielkie, a Poznańskie znalazło się niepo-
dzielnie w rękach polskich. Na Śląsku Górnym i na
Pomorzu żywioł niemiecki był zbyt silny, ażeby się
Polacy na taką próbę mogli odważyć, zwłaszcza, że
Niemcy nie tracili nadziei, że Koalicja prowincje te
przy nich pozostawi.
Istotna walka o władzę, osłabiająca najwięcej pań-
stwo w pierwszych miesiącach po jego oswobodzeniu
od obcej przemocy, toczyła się jednak nie pomiędzy
35
stronnictwami polskiemi w kraju, lecz pomiędzy Rzą-
dem polskim w Warszawie a jego przeciwnikiem, Ko-
mitetem polskim w Paryżu.
Komitet powstał z grona emigrantów polskich w d.
15 sierpnia 1917 r., kiedy rewolucja rosyjska uznała już
niepodległość Polski i rozwiązała przez to ręce swoim
aljantom zachodnim. Francja, pragnąc zgóry zjednać
sobie przyjaźń Polski wobec wspólnego nieprzyjaciela,
Niemiec, użyczyła mu swojego poparcia. Tworząc woj-
sko polskie, poddała je d. 20 marca 1918 r. kierunkowi
Komitetu i uznała go za legalną reprezentację Polski
z prawem wysyłania delegatów do innych państw koa
licyjnych i prawem wystawiania i odmawiania paszpor-
tów dla Polaków. Rządy Koalicji przyjmowały jego
delegatów i informowały się u nich o Polsce i warun-
kach jej odbudowania. Wobec tego, że Zachód o Polsce
miał bardzo skąpe i mętne wiadomości i pojęcia, Ko-
mitet spełniał zadanie bardzo pożyteczne. W razie
zwycięstwa Niemiec i Austrji znikał, nie wyrządziwszy
szkody, bo Rząd warszawski sprawę polską miał na
pieczy. W razie zwycięstwa mocarstw zachodnich na-
bierał znaczenia i mógł służyć jako pomost pomiędzy
Rządem polskim w Warszawie a Rządami koalicji. Tego
zadania swego nie rozumiał jednak Komitet i jego
przywódca, Dmowski. Uznanie rządów upoiło go, a nie
wiele brakowało, żeby samo wskrzeszenie Polski uznał
swojem dziełem.
Dopóki Rząd warszawski ulegał jeszcze supremacji
okupantów, stał po ich stronie i nie miał prawa utrzy-
mywania stosunków z zagranicą, Komitet paryski miał
powody do nieuznawania go i do uważania siebie za
jedyną reprezentację interesów polskich wobec państw
zachodnich. Ale kiedy okupacja ustała, państwo polskie
3*
36
uzyskało niepodległość prawdziwą, a w osobie Naczel-
nika Piłsudskiego Rząd uznany przez społeczeństwo,
powody te odpadły. Naczelnik państwa dzierżył nad
krajem władzę, oparty na społeczeństwie, Komitet pa-
ryski stanowisko swoje zawdzięczał woli państw ob-
cych, nie ulegało więc chyba kwestji, kto komu powi-
nien był się poddać. Jak słabem było zaufanie do niego
w kraju, dowodem było najlepszym, że nie mógł wy-
datków swych, około 300.000 franków miesięcznie,
opędzić ze składek, chociaż w Kole międzypartyjnem,
z którego wyszedł, zasiadali najzamożniejsi ludzie.
Wyjątek pod tym względem stanowił Maurycy hr. Za-
moyski. Komitet ostatecznie musiał się prosić i uzy-
skał od Francji i Anglji miesięczne subwencje, które
Polska miała potem zwrócić. Szkodziło to oczywiście
jego powadze, ale nie zważając na to wszystko, Komi-
tet uwierzył, że on jest właściwym i jedynym Rządem
polskim i Rządowi w Warszawie odmówił uznania,
i dwóch dywizyj wojska, któremi rozporządzał już we
Francji, nie wysłał do Polski w chwili, kiedy były dla
niej najpotrzebniejsze. Oddawał sic iluzji, że sam, jako
uznany przez zagranicę Rząd, wróci razem z tern woj-
skiem do Polski i władzę w niej obejmie.
Do tego potrzebne mu było uznanie mocarstw nie-
tylko za reprezentację, lecz wprost za Rząd polski.
Dnia 15 listopada minister francuski Pichon wystoso
wał do ministra angielskiego Balfoura pismo, w któ-
rem go poinformował, że Komitet narodowy polski
poddał Rządowi francuskiemu myśl przyznania Komi-
tetowi przez aljantów praw istotnego (de fait) rządu
w sprawach odnoszących się do polityki zagranicznej,
do kierownictwa politycznego armją polską i do pro-
tekcji nad narodowością polską zagranicą. Dodał Pichon,
37
że takie uznanie Komitetu narodowego wzmocniłoby
jego pozycję i stworzyłoby organizację centralną, około
której żywioły w kraju przychylne Koalicji mogłyby
się skupić.
W ostatnich słowach ministra odbiły się oskarżenia,
któremi Komitet paryski i narodowa demokracja pię-
tnowała aktywistów jako germanofilów, chociaż już
Niemcy i Austrja upadły, a dawni aktywiści przeszli
na stronę Koalicji. Nie zważał Komitet, że temi oskar-
żeniami nietylko szkodzi Polsce, ale także osłabia swoje
stanowisko, skoro reprezentuje nie całą Polskę, lecz
tylko niektóre jej w kraju żywioły.
Okazało się to zaraz z odpowiedzi, jaką przychylny
Polsce, ale trzeźwiejszy w zdaniu Balfour d. 30 listo-
pada 1918 Pichonowi udzielił. Zaczął od stwierdze-
nia, że Rząd angielski podziela opinję Pichona co do
wierności Komitetu narodowego polskiego dla sprawy
aljantów i że Rząd angielski od chwili utworzenia się
tej organizacji ją popierał. Co się jednak tyczy propo-
zycji uczynionej obecnie przez Rząd francuski, znaczy-
łaby ona przyznanie Komitetowi narodowemu polskiemu
funkcyj, które w rzeczywistości służą państwu uznanemu
za niezawisłe. Rząd angielski dlatego sądzi, że byłoby
przedwczesnem przyznać Komitetowi narodowemu pol-
skiemu uznanie oficjalne, którego się domaga w chwili
obecnej, aż do nadejścia dokładniejszych informacyj
o położeniu w Polsce. Taka decyzja mogłaby zrazić
opinję powszechną w Polsce, której życzenia do tego
czasu nie doszły do rządów sprzymierzonych w sposób
formalny.
Jaki był wynik tej wymiany zdań między Anglją
a Francją, nie doszło do wiadomości publicznej. Ale
d. 29 grudnia 1918 r. minister Pichon w mowie, którą
38
miał w Izbie deputowanych, nawiązując widocznie do
tej sprawy podniósł, że do Komitetu narodowego pol-
skiego, uznanego dziś za rząd prawidłowy (regalier)
przez Japonję, Anglję, Stany Zjednoczone i Włochy,
napływają do Polski ze wszystkich stron uznania i do-
dał, „a my pracujemy nad połączeniem zupełnem
różnych żywiołów Polski, grożących wznowieniem
różnic, które sprowadziły niegdyś upadek tego nie-
szczęśliwego państwa". Aby jednak nie było wątpli-
wości, że Rząd francuski nie stoi wyłącznie po stronie
Komitetu, minister oświadczył w końcu: „zgodziliśmy
się i wywołaliśmy sami przybycie do Francji re-
prezentantów jenerała Piłsudskiego, t. j. (ć est a dire)
Rządu warszawskiego, i spodziewamy się, że w bliskim
czasie nastąpi absolutna zgoda pomiędzy różnemi czyn-
nikami, które są powołane do odbudowania przyszłej
Polski".
Komitet paryski nietylko więc u rządów Koalicji
nie znalazł zachęty do walki z Naczelnikiem państwa
polskiego, lecz przeciwnie, nacisk do zgody. Rządy te
nie obawiały się byłych aktywistów, przedstawianych
przez Komitet jako zwolenników pokonanych Niemiec
i nieistniejących już Austro- Węgier, gdyż przeciwnie
widziały korzyść dla siebie w ich pozyskaniu. Chciały
mieć do czynienia z jednolitą Polską. Wobec tego tern
smutniej przedstawia się. walka Komitetu z Rządem
polskim w Warszawie.
Piłsudski zaraz po objęciu swego stanowiska pra-
gnął nawiązać stosunki z zagranicą. Dnia 16 listopada
jako wódz naczelny armji polskiej notyfikował Sta-
nom Zjednoczonym, Francji, Anglji, Włochom, Japonji,
a także Niemcom i wogóle wszystkim państwom, wo-
jującym i neutralnym, istnienie państwa polskiego nie-
39
podległego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczo-
nej Polski, podnosząc przy tern, że nastąpiło to wskutek
świetnych zwycięstw armij sprzymierzonych, a wyrażając
przekonanie, źe potężne demokracje Zachodu udzielą
swej pomocy i braterskiego poparcia Polskiej Republice
odrodzonej i niepodległej. Równocześnie zaś na ręce
wodza armji francuskiej Focha wysłał prośbę do Rządu
francuskiego o przysłanie wojska polskiego utworzo-
nego we Francji. Zaraz następnego dnia zastępca mi-
nistra spraw zagranicznych Filipowicz wystosował do
ministrów spraw zagranicznych państw, które swemi
zwycięstwami zapewniły oswobodzenie Polski, prośbę
0 wysłanie do Warszawy reprezentanta oficjalnego, za-
powiadając przytem wysłanie delegacji oficjalnej Rządu
polskiego celem formalnej notyfikacji niepodległości
państwa polskiego.
Pisma te mogły być wysłane bez zachowania utar-
tych form dyplomatycznych, ale skierowanie sprawy
na właściwą drogę zależało w wielkiej mierze od sta-
nowiska, jakie wobec nich zajmie Komitet paryski.
Gabinet Moraczewskiego rozumiał to, i d. 21 listopada
na ręce Paderewskiego, którego uważał za przewodni-
czącego Komitetu, wystosował telegram następujący:
„Podczas wojny obecnie skończonej setki tysięcy
Polaków przemocą wciśniętych w szeregi armji rosyj-
skiej i niemieckiej krwawiło się jako poddani państw,
które przed półtora wiekiem anektowały ziemie polskie,
1 nie cofając się przed żadnem pogwałceniem praw
boskich i ludzkich, chciały samo imię Polski zetrzeć
z oblicza ziemi. Refleksem straszliwych warunków na-
szego bytu była rozterka dzieląca dusze Polaków. Dziś
gdy autokracja Rosji i Niemiec została powalona, a żoł-
nierze Polacy spieszą z dawnej armji rosyjskiej, nie-
40
mieckiej i austrjackiej do szeregów tworzącej się armji
polskiej, nadszedł czas harmonijnego skoordynowania
wszystkich polskich uczuć i wysiłków. W tej radosnej
chwili Rząd polski przesyła na ręce Pańskie pozdro-
wienie dla wszystkich rodaków w Ameryce i w zachod-
niej Europie oraz wyrazy nadziei, że już w tych dniach
wysłańcy polskich Komitetów narodowych wyjadą do
Warszawy".
Nie żądał więc Rząd bezwzględnego uznania i pod-
porządkowania się Komitetu paryskiego i jego oddzia-
łów w Londynie i Stanach, lecz zaprosił go do poro-
zumienia przez wysłanie delegacji. Wskazał zarazem
za podstawę tego porozumienia zapomnienie i przekre-
ślenie różnic, jakie w czasie wojny rozdzieliły Polaków.
Jak na to zareagował Komitet paryski, zapisał Dmow-
ski w swojej apologji, którą wydał p. t. „Polityka polska
i odbudowanie państwa*1. Zapiskę tę musimy dosłownie
powtórzyć, bo wszelka parafraza wyglądałaby na insy-
nuację :
„Parę tygodni po rozejmie marszałek Foch pokazał
mi radjo od Piłsudskiego, żądające wysłania armji pol-
skiej z Francji do kraju pod jego rozkazy. „Co mam
na to powiedzieć, przecież ta sprawa należy przede-
wszystkiem do Komitetu narodowego?" Myśmy (t. j.
Komitet) walczyli o to, aby nam pozwolono wysłać
wojsko przez Gdańsk do Polski, wojsko, nad którem
władzę polityczną Komitetu uznali Sprzymierzeńcy, ale
Naczelnik państwa z Warszawy zwraca się o to wojsko
tak, jakgdyby władza nad niem należała do państw
obcych. W następstwie wyjechała zagranicę specjalna
misja w celu unotyfikowania Głowom państw zachodnich
objęcia stanowiska Naczelnika państwa polskiego przez
Józefa Piłsudskiego. Po pewnych trudnościach paszpor-
41
towych, które ją zatrzymały w Szwajcarji, misja ta na-
reszcie dostała się do Paryża i zgłosiła się o audjencję
u Prezydenta Rzeczypospolitej. Z polecenia ministra
spraw zagranicznych odpowiedziano jej, że Polskę re-
prezentuje w Paryżu Komitet narodowy i że audjencję
mogą otrzymać tylko te osoby z Polski, dla których
Komitet o nią prosi. Po tej odpowiedzi misja parę dni
się namyślała, wreszcie zgłosiła się do Komitetu. Za
pytaliśmy ich, co ma być celem audjencji u prezydenta,
której żądają. Gdy powiedzieli, że chcą notyfikować
objęcie władzy przez Piłsudskiego, zwróciliśmy im
uwagę, że to jest niemożliwe. Według przyjętych zwy-
czajów tylko monarchowie wstępując na tron notyfikują
to przez osobne misje i że nie można Polski ośmieszać
tą niewłaściwą ceremonją, wystarczy zupełnie zawiado-
mienie rządów państw sprzymierzonych przez Komitet
narodowy. Dosyć trudno było przekonać członków
misji, że wyprawa ich nie ma sensu".
Misja Rządu polskiego nie znalazła dostępu nie-
tylko do Prezydenta, ale nawet do Rządu francuskiego,
bo Komitet nie znalazł sposobu, ażeby się z nią poro-
zumieć i drogę jej utorować. Misja wróciła do kraju,
ale w miesiąc potem Piłsudski wysłał inną, już na ży-
czenie Rządu francuskiego. Dla Komitetu paryskiego
dość było, że przy pierwszej misji uratował Polskę od
ośmieszenia! Uratował też armję swoją we Francji,
że nie poszła pod rozkazy Naczelnika państwa, chociaż
wskutek tego Lwów i wschodnia Galicja krwawiła się
wojną domową przez długie miesiące, a Księstwo Cie-
szyńskie padło ofiarą czeskiego najazdu.
Komitet paryski wysłał natomiast jako swego de-
legata do Polski Stanisława Grabskiego, który jednak
nie zgłosił się wprost do Naczelnika państwa i do
42
Rządu, lecz objeżdżając kraj, przedstawiał mapę przy-
szłej Polski, obejmującej i Śląsk i Gdańsk i Mazurów
pruskich, a na wschodzie nietylko Wilno, lecz także
Połock, Mińsk i Kamieniec podolski, i oświadczał, że
Komitet ma wszelkie widoki uzyskania tych granic na
Konferencji pokojowej. Robiąc w ten sposób propa-
gandę za Komitetem, uderzał zresztą Grabski oficjalnie
w nutę pokojową. W dniu 3 grudnia wyjaśnił sprawo-
zdawcom pism krakowskich cel swego przybycia. Dla
obrony sprawy polskiej, twierdził, powinien cały naród
polski zjednoczyć się i skonsolidować, zarówno na we-
wnątrz jak i na zewnątrz, by ten jednolity front zawa-
żył w chwili decydującej. Komitet nie stał nigdy na
stanowisku, aby z zagranicy rządzić krajem. Póki na
terenie Polski byli okupanci, musiał Komitet polski
w Paryżu wziąć całą obronę spraw polskich przed
koalicją na swoją odpowiedzialność. Obecnie, gdy sto-
sunki na to pozwoliły, pierwszym czynem Komitetu
było wysłać swego reprezentanta do kraju, aby ze
wszystkiemi czynnikami dojść do jak najszybszego po-
rozumienia w sprawie tych zadań, jakie Komitet ma
do spełnienia. Sytuacja międzynarodowa pozwala na
najdalej sięgające nadzieje. Nie mogę jednak ukryć
moich obaw o los sprawy Polski wobec tego, co się
w kraju dzieje. Koniecznem jest zdać sobie sprawę
z tego, że wszystko może być zaprzepaszczone, jeźeli-
byśmy swem postępowaniem zawiedli te nadzieje, jakie
w nas położono, jako w tamie przeciwko bolszewizmowi
z jednej, a germanizmowi z drugiej strony, lub jeśli-
byśmy zeszli na stanowisko państwa neutralnego.
Do tej ostatniej przestrogi dały Grabskiemu przy-
czynę rokowania nawiązane z Rządem niemieckim, nie-
tylko ażeby wyjazd ich wojsk z Królestwa i z zajętych
43
obszarów na Litwie uregulować, lecz także, ażeby
opuszczane przez nich obszary wojsko polskie mogło
zajmować i bolszewików w tern uprzedzać. Porozu-
mienie ciągłe wydawało się koniecznem i Rząd nie-
miecki wysłał d. 19 listopada posła swojego hr. Kesslera
do Warszawy, a Rząd polski Niemojewskiego do Ber-
lina. Wskutek tego Rząd niemiecki zdecydował się pięć
powiatów podlaskich, zamieszkałych przez ludność pol-
ską, oddać Polsce, a d. 10 grudnia zastrzeżono Niem-
com tylko korytarz z koleją żelazną, po której wojska
swoje z Ukrainy miały sprowadzić dp Prus. Ludność
jednak miejscowa polska, nie czekając na ściągnięcie
wszystkich posterunków z Podlasia, zaczęła je rozbra-
jać, aby im nie pozwolić na wywóz zarekwirowanych
zapasów. Posterunki stawiły opór. Przyszło do krwa-
wych starć, a następnie do urządzania przez większe
komendy niemieckie okrutnych ekspedycyj karnych
przeciw gminom, w których na posterunki napadnięto.
Tak wyglądało utrzymanie stosunków z Niemcami.
Rokowania prowadzone z niemi narodowa demokracja
wyzyskała, ażeby oskarżyć Rząd o germanofilstwo.
Oskarżono go, że cierpi posła niemieckiego w War-
szawie, kiedy niema w niej posłów Koalicji. Podbu-
rzona ulica wtargnęła d. 29 listopada do mieszkania
poselstwa niemieckiego i zdemolowała jego urządze-
nie. Nadzieje, jakie łączono z nawiązaniem stosunków
z Niemcami, zawiodły, dlatego Rząd polski 15 grudnia
wręczył hr. Kesslerowi paszporty. Nie jego, jak widzie-
liśmy, było winą, że Koalicja do Warszawy nie wysłała
swoich posłów ani nawet misji.
Wracając do delegata Grabskiego i jego programu,
zauważyć musimy, że Komitet wysłał go nie w tym
celu, ażeby uznać Rząd polski i jako jego delegacja
44
wobec państw Koalicji stanąć, lecz wysłał go, ażeby
porozumiał się bezpośrednio ze społeczeństwem pol-
skiem co do „zadań Komitetu44. O ile twierdzenie Grab-
skiego, że Komitet nie uważa się za rząd polski, od-
powiadało prawdzie, widzieliśmy ze starań Komitetu
0 uznanie go za rząd przez Koalicję, o czem jednakże
publicznie nie wiedziano. Na delegata swego wybrał
też Komitet jednego z najnamiętniejszych narodowych
demokratów, Stanisława Grabskiego, który z obozem
przeciwnym od lat prowadził walkę bez przebierania
w środkach. Od jego przybycia do Polski walka naro-
dowej demokracji nietylko z Piłsudskim i rządem so-
cjalistycznym, dzierżącym władzę, ale ze wszystkimi
dawnymi aktywistami ze stronnictw konserwatywnego
1 demokratycznego wzmogła się niezmiernie. Wma-
wiano w społeczeństwo, że trzeba ich usunąć, ażeby
nie straszyć Koalicji. Najwybitniejsi pośród nich dostali
się imiennie na listę proskrypcyjną. Tak wyglądało
„porozumienie ze wszystkiemi czynnikami41, głoszone
przez Grabskiego.
W dniu 18 grudnia Grabski był na audjencji u Pił-
sudskiego w obecności ministra spraw zagranicznych
Wasilewskiego, ale nie doprowadził do porozumienia.
Przemawiał oczywiście za utworzeniem gabinetu „na-
rodowego" z wykluczeniem aktywistów. Piłsudski nie
zgodził się, bo nie chciał wypuścić władzy z ręki.
Opinja publiczna w Polsce parła do nawiązania sto-
sunków i sojuszu z państwami Koalicji. Dnia 20 grudnia
wszystkie stronnictwa z wyjątkiem socjalistów i rady-
kalnych ludowców ogłosiły, „że jest niezłomną wolą
i stanowczem żądaniem całego narodu polskiego, zwią-
zanego z państwami sprzymierzonemi wspólnością idei
i tradycji dziejowej, aby ścisły sojusz narodów, zawią-
45
zany w czasie wojny z państwami Koalicji, przypieczę-
towany braterstwem broni i przelaną krwią bratnich
zwycięskich armij, także nadal po zawarciu pokoju
w całej mocy pozostał". Socjaliści i radykalni ludowcy
nie przystąpili do tej deklaracji, ale Piłsudski wysłał
nową misję do Paryża celem rokowań z rządem fran-
cuskim i Komitetem. Grabski w otwartym liście do
socjalistów zapewniał, że nie będzie przyjętą. Nie wie-
dział zapewne, że Rząd francuski dał do wysłania jej
inicjatywę.
Położenie zaostrzało się, namiętności partyjne ro
sły. Gabinet, gdy pożyczka wewnętrzna się nie udała,
a trudności aprowizacyjne się wzmagały, dobywał
ostatnich sił, ale nie kapitulował. Dnia 29 grudnia
Moraczewski, zmieniając go częściowo, wciągnął do
niego kilku radykalnych ludowców z Galicji z pod
znaku Stapińskiego, ażeby się wzmocnić, co jednak
nie dodało mu ani powagi ani siły.
Na to przyjechał do Gdańska na okręcie francuskim
Paderewski, z Gdańska udał się do Poznania, tryum-
falnie przyjęty, a stamtąd, przyjmowany również uro-
czyście na większych stacjach w Kaliszu i Łodzi, stanął
w Warszawie. Zgłosił się do Piłsudskiego d. 4 stycznia,
ale rozmowa nie doprowadziła do skutku. Wieczorem
tegoż dnia wyjechał na kilka dni do Krakowa. Tym-
czasem w nocy z d, 4 na 5 stycznia wybuchł w War-
szawie spisek. Na czele jego stali ks. Eustachy Sapieha,
dr Dymowski i Jerzy Zdziechowski, narodowi demo-
kraci. Pozyskali za narzędzie pułkownika Januszajtisa,
który wyszedł z legjonów, i pewną liczbę oficerów.
Dowodzone przez nich oddziały 21 pułku piechoty
i szkoły podchorążych (!) zajęły na główną kwaterę
spisku gmach komendantury i wyprawiły się na za-
46
aresztowanie szefa sztabu jeneralnego Szeptyckiego,
oficerów oddanych Piłsudskiemu i ministrów. W roz-
kazie wydanym zaznaczono, źe Haller jest naczelnym
wodzem wojska polskiego, a jenerał Dowbor- Muśnicki
jego szefem sztabu. Aresztowano rzeczywiście ministrów
Moraczewskiego, Wasilewskiego i Thugutta i zamknięto
ich w lokalu stowarzyszenia narodowo demokratycznego
„Rozwój". Aresztowania jenerałów nie powiodły się.
Żołnierze, zrozumiawszy, że zamach skierowany jest
przeciw Piłsudskiemu, odmówili posłuszeństwa. Komen-
dant miasta Zawadzki wydobył się na wolność i za-
alarmował załogę. Jenerał Szeptycki, przemówiwszy do
żołnierzy, którzy w hotelu Bristol przyszli go areszto-
wać, odwiódł ich od buntu, stanął na ich czele, przybył
do gmachu komendantury i zjednawszy sobie wojsko
przed nim postawione, zajął gmach i zaaresztował
spiskowców w nim będących. Zarządzone rewizje zna-
lazły gotowe proklamacje nowego gabinetu, na którego
czele miał stanąć ks. Eustachy Sapieha.
Zamach spalił na panewce i ośmieszył polityków,
którzy go podjęli. Piłsudski nie wziął go też na serjo,
a widząc, że wyszedł z niego ze zwiększonym autory-
tetem, nie pociągnął ich do odpowiedzialności. Tylko
spiskowcy oficerowie pozostali w areszcie.
Z polecenia Piłsudskiego jenerał Szeptycki wyjechał
do Krakowa, ażeby bawiącego tam Paderewskiego na-
kłonić do powrotu. Nasuwało się powszechne podej-
rzenie, że Paderewski, wyjeżdżając tak nagle do Kra-
kowa, wiedział o gotującym się zamachu, dlatego wró-
ciwszy d. 7 do Warszawy zaczął od głośnego potępienia
zamachu i rozpoczął rokowania z Piłsudskim. Wystąpił
z pomysłem utworzenia „Naczelnej rady narodowej",
złożonej ze stu przedstawicieli, a to 25 z zaboru
47
austrjackiego, 25 z zaboru pruskiego, a 50 z zaboru
rosyjskiego. Rada ta miała mieć charakter Sejmu aż
do chwili ukonstytuowania się Sejmu z wyborów, które
zresztą były już bliskie. Ta Rada naczelna powołałaby
do życia organ, złożony z pięciu osób i dzierżący
w swoim ręku zwierzchnią władzę państwową, a więc
usuwający naczelnika Piłsudskiego. Organ ten zamia-
nowałby znowu gabinet, którego celem miałby być
wyraźny akces do Koalicji i zarządzenie poboru woj-
skowego. Piłsudskiemu ofiarował Paderewski rząd nad
armją polską. Dziwaczny ten i bałamutny pomysł, który
zamiast wyjścia z trudnego położenia wnosił w nie za-
męt, znalazł obrońcę tylko w Stanisławie Grabskim
i narodowej demokracji, a wskutek opozycji innych
stronnictw i Rządu upadł jako płód poroniony. Roko-
wania się przewlekły.
Opinja publiczna państw Koalicji walką dwóch rzą-
dów polskich zaczęła się już niecierpliwić. Dziennik
francuski stojący blisko rządu „Temps" dnia 14 stycznia
umieścił artykuł, który tej niecierpliwości wybitny dał
wyraz, pisząc:
„Są dwa rządy polskie, jeden w Warszawie, drugi
w Paryżu. Rząd warszawski jest w bezpośredniem ze
tknięciu z krajem, ale nie ma stosunków z Koalicją.
Rząd paryski jest oficjalnie uznany przez aljantów, ale
nie może się zainstalować w swoim kraju. Dochodzimy
w ten sposób do dziwnego rezultatu, że przeciwnicy
Rządu warszawskiego uważają, że mają stałą zachętę
do konspirowania przeciw niemu, skoro aljanci nie
chcą go uznać, podczas gdy przeciwnicy Rządu bawią-
cego w Paryżu nie mają środków, ażeby go przewró-
cić... Oby wszyscy patrjoci polscy mogli się pogodzić
na punkcie uznania Rządu warszawskiego... Życzymy
48
także, żeby aljanci pracowali bezstronnie nad przyspie-
szeniem tego szczęśliwego rezultatu".
Tymczasem pomiędzy Paderewskim a Naczelnikiem
państwa porozumienie przyszło nareszcie do skutku.
Dnia 16 stycznia Piłsudski udzielił dymisji gabinetowi
Moraczewskiego, a Paderewskiemu poruczył utworzenie
gabinetu z ludzi fachowych, w polityce nie odgrywa-
jących roli. Komitet paryski uznał Rząd polski w War-
szawie. Paderewski i Dmowski otrzymali mandat Rządu
polskiego jako delegaci na konferencję pokojową; na
zastępcę Paderewskiego Piłsudski wyznaczył Dłuskiego.
Komitet paryski miał się uzupełnić kilku członkami
mianowanymi przez Piłsudskiego. Wojsko polskie
z Francji miało wrócić do kraju.
Komitet paryski d. 21 stycznia zawiadomił rządy
Koalicji, że uznał rząd utworzony w Polsce przez Pa-
derewskiego, a Paderewski jako minister spraw zagra-
nicznych zawiadomił Komitet, że uznaje go jako re-
prezentanta interesów polskich przy rządach koalicji
i rządzie szwajcarskim. Niejedno tym zawiadomieniom
można było zarzucić, ale marna i tak szkodliwa walka
z Naczelnikiem państwa ustała. Państwa koalicji przy-
słały zaraz misje swoje do Polski.
Wybory do Sejmu, naznaczone poprzednio na dzień
26 stycznia, odbyły się teraz spokojnie i prawidłowo,
a Sejm zebrał się w Warszawie d. 10 lutego 1919 r.
i d. 20 lutego powziął jednomyślną uchwalę tyczącą
się Naczelnika państwa.
W uchwale tej Sejm przyjął oświadczenie Józefa
Piłsudskiego, że składa w ręce Sejmu urząd Naczelnika
państwa, do wiadomości i wyraził mu podziękowanie
za pełne trudu sprawowanie urzędu w służbie dla
ojczyzny, powierzył mu też dalsze sprawowanie tego
49
urzędu aż do ustawowego uchwalenia tej treści kon-
stytucji, która określi zasadniczo przepisy o organizacji
naczelnych władz w państwie. Zarazem władzę Naczel-
nika państwa ograniczył Sejm bardzo znacznie nastę-
pującemi zasadami:
1) Władzą suwerenną i ustawodawczą w państwie
jest Sejm ustawodawczy, ustawy ogłasza Marszałek
z kontrasygnacją prezydenta ministrów i odnośnego
ministra fachowego.
2) Naczelnik państwa jest przedstawicielem państwa
i najwyższym wykonawcą uchwał Sejmu w sprawach
cywilnych i wojskowych.
3) Naczelnik państwa powołuje Rząd w pełnym
składzie na podstawie porozumienia Sejmu.
4) Naczelnik państwa oraz Rząd są odpowiedzialni
przed Sejmem za sprawowanie swego urzędu.
5) Każdy akt państwowy Naczelnika państwa wy-
maga podpisu odnośnego ministra.
Uchwałę tę d. 23 lutego uzupełnił Sejm postano-
wieniem, że emisja biletów Polskiej kasy pożyczkowej
lub innych biletów obciążających skarb państwa, nie-
mniej zaciąganie pożyczek państwowych tudzież przyj-
mowanie przez państwo gwarancyj finansowych nie
może nastąpić bez uprzedniego zezwolenia Sejmu.
Piłsudski przestał więc być dyktatorem ; usunięty
od ustawodawstwa, stał się w zakresie władzy wyko-
nawczej urzędnikiem, ograniczonym do wykonywania
ustaw Sejmu, odpowiedzialnym przed Sejmem, ograni-
czonym nadto przez Rząd, na którego powołanie uzy-
skać musi porozumienie ze Sejmem. Zasada równowagi
władz złamaną została na rzecz wszechwładzy Sejmu.
Na uchwałę tę, t. zw. Małą konstytucję, która miała
być tymczasową, a jednak przeszło dwa lata obowią-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego
4
50
zywała, złożyło się dążenie posłów i stronnictw ultra-
demokratycznych do wszechwładzy Sejmu z nieufnością
narodowych demokratów do Piłsudskiego, która im
podyktowała ograniczenie władzy Naczelnika państwa.
Paderewski i jego Rząd dbający o popularność nie
śmiał stawić tym dążeniom oporu.
Uchwalenie „Małej konstytucji" sprowadziło for-
malne uznanie państwa polskiego przez rządy państw
Koalicji. Jakiekolwiek też były błędy Piłsudskiego, to
jednak w ciągu trzech miesięcy od objęcia władzy
przeprowadził Polskę przez wszystkie burze, na które
zewnątrz i wewnątrz była wystawiona, do tego portu,
jakim dla niej miał być Sejm ustawodawczy, a właści-
wie konstytucyjny. Wszystkie dążenia i walki dzielnic,
stronnictw i ludzi ustąpiły przed wolą narodu, który,
dźwigając się z rozbiorów, chciał mieć wyraz swej
jedności i swojej władzy, jakim był Sejm i Naczelnik
państwa. Nie jego było winą, że port, do którego za-
winęła jego nawa państwowa, wskutek ordynacji wy-
borczej, wydanej dekretem Piłsudskiego, pozbawiony
był tamy, którą porty bronią się przed naporem fal
wzburzonych wichrami.
II
TRAKTAT WERSALSKI
Memorjały Dmowskiego.
Akcja jego na konferencji pokojowej.
Akcja Paderewskiego.
Traktat wersalski i traktat o mniejszościach narodowych.
Sprawa Śląska cieszyńskiego.
Sprawa Galicji wschodniej.
Granica wschodnia.
Przez walkę swoją z Rządem polskim w Warszawie
utrudnił Komitet paryski zjednoczenie czynników, które
na państwo polskie się składały, ale sam w wyższym
jeszcze stopniu utrudnił swoje zadanie reprezentowania
Polski wobec mocarstw zwycięskich w czasie, w którym
los jej się rozstrzygał. Był to czas między rozejmem
z d. 11 listopada 1918 r. a zebraniem się konferencji
pokojowej w d. 20 stycznia 1919 r. W rokowaniach
poufnych mocarstw zwycięskich przygotowywały się
najważniejsze postanowienia pokoju. Anglja wbrew za-
sadom Wilsona broniła swego panowania nad morzami
i kolonjami, Francja upierała się przy granicy Renu,
a mniejsze narody i państwa piekły swoją pieczeń, za-
pewniając sobie niejedno ze swoich żądań.
Nie mógł się podobnym sukcesem pochwalić nasz
Komitet paryski. Dmowski tłumacząc to tern, że Polska
wobec Koalicji stanęła rozbita na dwa obozy i że Ko-
mitet nie mógł wchodzić w umowy i dawać w imieniu
całej Polski zobowiązań, zapominał, że od 7 paździer-
nika i ogłoszenia przez Radę regencyjną Polski zjedno
4*
52
czonej i niepodległej Komitet miał możność i obowią-
zek wytłumaczenia Koalicji, że cała Polska stoi w jej
obozie ; tymczasem nietylko tego nie uczynił, lecz prze-
ciwnie wbrew rzeczywistości wyszukiwał w niej germa-
nofilów. Od Komitetu tylko zależało, ażeby, uznając
Rząd polski w Warszawie, jako jego delegacja przyj-
mować zobowiązania i wchodzić w umowy ; tymczasem
nietylko tego nie uczynił, lecz przeciwnie, starał się
u Koalicji o uznanie go jako Rządu polskiego, wbrew
Rządowi w Warszawie. Na te starania marnował swoje
siły, a sprawa polska zawisła razem z Komitetem
w powietrzu, bo Koalicja z podjęciem sprawy polskiej
czekała na powstanie jednego polskiego Rządu.
Zanim przejdziemy do działalności Komitetu na
Konferencji, musimy skreślić jego usiłowania poprzed-
nie, podjęte około pozyskania Koalicji dla sprawy pol-
skiej, bo kroki te Komitetu zaważyły na jej postano-
wieniach.
Podjął je i prowadził niemal autorytatywnie Dmow-
ski, wysłany z końcem 1915 r. przez Komitet polski
w Petersburgu. Przybył do Paryża obciążony swoją
przeszłością polityczną, a w szczególności:
1) hasłem bezwzględnej walki Polski z Niemcami
i Austrją,
2) zgodzeniem się na zjednoczenie ziem polskich
i autonomję ich w obrębie rosyjskiego imperjum,
3) przyjęciem i podpisaniem zrzeczenia się przez
Polaków na rzecz Rosji obszarów położonych poza
polską granicą etnograficzną,
4) wreszcie hasłem antysemityzmu i walką, którą
pod tern hasłem w Polsce prowadził.
Przybył z zapewnionem poparciem ambasadorów
rosyjskich w Paryżu i Londynie, bo polityka, którą
53
miał przedstawiać, godziła się z interesem Rosji wobec
Koalicji zachodniej, a Rząd rosyjski mógł tylko zyskać
na tern, źe reprezentant Polaków przedstawia wobec
Zachodu zgodę ich z Rosją. Łatwiej było jednak Po-
lakowi godzić się na zasady ugody z Rosją, dopóki
znajdował się w Rosji, oddychał wiatrem wiejącym od
Wschodu i ulegał przemożnemu wpływowi otoczenia
rosyjskiego, niż dotrzymać ich, kiedy stanął w Paryżu,
kiedy na niego powiał wiatr z Zachodu i stopy jego
palić zaczął grunt napojony tyloma wspomnieniami
pokoleń polskich, które od czasu rozbiorów szukały
tam przytułku. W duchu Dmowskiego i jego towarzy-
szy dokonał się prędko przewrót. Z autonomji Polski
i z zasady granicy etnograficznej z Rosją chciał się
Dmowski jak najprędzej wydobyć, ale przyszło mu to
trudniej niż innemu Polakowi, który niemi się nigdy
nie związał, i popychało go do błędnych pociągnięć
na widowni polityki mocarstw zachodnich.
Hasło autonomji Polski w obrębie Rosji raziło go
wobec tego, że wojna toczyła się pod hasłem wolności
ludów i wydobycia ich z pod obcej przemocy. Napisał
więc zaraz w marcu 1916 r. memorjał, w którym oświad-
czył się za niepodległością Polski, i memorjał ten wrę-
czył nietylko rządom Koalicji, ale także ambasadorowi
rosyjskiemu, Izwolskiemu w Paryżu. Skutek tego naiw-
nego kroku był jednak ten, że Izwolski otrzymał wkrótce
od swego ministra Sazonowa instrukcję, uznającą wszel-
kie propozycje, dotyczące przyszłych rozgraniczeń w Eu-
ropie środkowej, za przedwczesne. Wogóle trzeba pamię-
tać, brzmiała instrukcja, że jesteśmy gotowi pozostawić
Francji i Anglji całkowitą swobodę określenia zachod-
nich granic Niemiec, licząc, że ze swej strony Sprzy-
mierzeńcy pozostawią nam taką samą swobodę w na-
54
szem rozgraniczeniu z Niemcami i Austrją. W szcze-
gólności konieczną jest rzeczą kłaść nacisk na wyłą-
czenie kwestji Polski z przedmiotów dyskusyj między-
narodowych i na przeszkodzenie wszelkim próbom
postawienia przyszłości Polski pod gwarancją i kontrolą
mocarstw. Rząd francuski, związany przymierzem z Rosją,
zakazał pisać o sprawie Polski.
Możność odezwania się w tej sprawie otworzył
Dmowskiemu dopiero w rok potem wybuch rewolucji
rosyjskiej i uznanie przez nią d. 30 marca 1917 nie-
podległości Polski. Korzystając z tego, przedłożył za-
raz sekretarzowi dla spraw zagranicznych w Anglji,
Balfourowi, program odbudowania Polski jako prze-
ciwwagi Niemiec, potrzebnej do utrzymania równowagi
europejskiej, a więc dostatecznie wielkiej i silnej i ma-
jącej warunki niezależności ekonomicznej, (dostęp do
morza i śląskie zagłębie węglowe).
Polska silna i wielka nie mieściła się w granicach
ściśle etnograficznych, porzucił je więc Dmowski i na-
kreślił mapę Polski, obejmującej na Zachodzie oprócz
Poznańskiego i Prus zachodnich także powiat lemborski
z Pomorza szczecińskiego, Warmję i kraj Mazurów
pruskich i Śląsk Górny i cieszyński, wreszcie Spisz
i Orawę, na wschodzie zaś niedochodzącej do granicy
swej historycznej, ale obejmującej Wilno, Dź wińsk,
Mińsk, Pińsk, Równo i Kamieniec podolski. Tern dziw-
niejszą też było rzeczą, że tę granicę, wychodzącą tak
dalece poza granicę etnograficzną, starał się Dmowski
poprzeć zasadą etnograficzną.
Wyraziwszy przekonanie, że „odbudowanie Polski
w jej granicach historycznych byłoby chyba niemożliwe
do urzeczywistnienia i nie wydałoby państwa istotnie
silnego", oświadczył, „że podstawą siły polskiej jest
55
terytorjum, na którem większość ludności mówi po
polsku, jest świadoma swej polskiej narodowości i wy-
kazuje przywiązanie do sprawy polskiej", i w imię tej
zasady żądał dla Polski także Górnego Śląska i pasa
południowego Prus wschodnich, „gdzie ogół ludności
nietylko mówi, ale i myśli i czuje po polsku". Nie
wiedzieć, czy tern łudzić chciał zagranicę, czy też łudził
i samego siebie, przypuszczając myśli i uczucia polskie
u ogółu ludności wystawionej przez tyle lat na germa-
nizację ze strony państwa i kościoła. Nie liczył się też
z tern, że w obrębie granicy przez siebie nakreślonej
i na Śląsku i w Prusiech, a nawet w Poznańskiem,
znajdowały się całe powiaty i miasto Gdańsk, w których
większość ludności mówiła nie po polsku, lecz po nie-
miecku, była świadoma swej narodowości niemieckiej
i wykazywała przywiązanie nie do sprawy polskiej
lecz niemieckiej. Przyłączenie Gdańska do Polski uza-
sadnił tem, że, chociaż jest miastem niemieckiem, to
jednak obumarłem pod względem gospodarczym, z lud-
nością 150 tysięczną, w razie zaś połączenia z Polską
stałby się wkrótce najbogatszem miastem nad Bałty-
kiem, mającem co najmniej półmiljonową ludność, przy-
czem cała imigracja do miasta byłaby polską.
Zasada etnograficzna Dmowskiego, która zawodziła
już przy żądaniu granicy wobec Niemiec, wykluczała
żądanie przyłączenia do Polski gubernji kowieńskiej,
wileńskiej, grodzieńskiej, części mińskiej i wołyńskiej.
Stawiając takie żądanie, trzeba było tę zasadę zmodyfi-
kować. Na wschód kraju z mową polską, dowodził
Dmowski, znajduje się wielkie terytorjum z ludnością
dwudziestopięciomiljonową, które należało do dawnej
Rrzeczypospolitej polskiej (1772) i gdzie Polacy stano-
wią mniejszość wynoszącą od 35—5%. Większość lud-
56
ności mówi albo po litewsku, albo po białorusku, na
południu zaś po małorusku. Wprawdzie mniejszość
polska reprezentuje kulturę, a cywilizacja polska mimo
wrogich wysiłków rządu rosyjskiego jest na tym obsza-
rze przemożna, cywilizacja rosyjska jest tam bezsilna
i niezdolna do prowadzenia tego kraju po drodze po-
stępu, jedynemi bowiem czynnikami postępu są tam
siły polskie, wreszcie ogół ludności nie jest tam do
Rosji przywiązany. Niemniej przeto ludność tego kraju
przedstawiałaby pole do agitacji antypolskiej i mogłaby
na skutek swej liczebności stać się wielkiem niebezpie-
czeństwem dla państwa polskiego. Nie wynika stąd,
aby cały ten obszar pozostać miał w granicach cesar-
stwa rosyjskiego ; część jego północno-zachodnia wraz
z Wilnem, gdzie Polacy są o wiele silniejsi niż w po-
zostałych częściach (gubernja wileńska posiada 35%
mówiącej po polsku ludności i reprezentowaną jest
w Dumie wyłącznie przez posłów Polaków) i gdzie
ogół ludności składa się z trzech elementów : Polaków,
Litwinów (rzymskich katolików) oraz Biało- i Mało-
rusinów (wcielonych do cerkwi rosyjskiej około, połowy
dziewiętnastego wieku po skasowaniu kościoła unickiego
przez Mikołaja L), posunęłaby się szybko w rozwoju
dzięki połączeniu z państwem polskiem i przyczyniłaby
się znacznie do jego wzmocnienia.
Argumentacja ta opierała się na mniemaniu, roz-
powszechnionem u nas, że ludność ruska a zwłaszcza
białoruska, narodowo nieuświadomiona, do tej świado-
mości się nie zbudzi, dla państwa polskiego da się
łatwo pozyskać i ulegnie polonizacji, zwłaszcza o ile
jest katolicka. Ile w tern mniemaniu było iluzji, poka-
zała wkrótce rzeczywistość. Dziwniejszą jest rzeczą, że
Dmowski, znający przecież stosunki, do terytorjum ma-
57
jącego przystąpić do Polski zaliczył także gubernję
kowieńską, zamieszkałą przez Litwinów, którzy do świa-
domości narodowej zbudzili się w ostatnich dziesiąt-
kach lat, stając wrogo przeciw Polakom. Wywód
Dmowskiego przeciwnikom naszym, Niemcom, dostar-
czał do odparcia naszych żądań argumentów, zwolen-
ników zaś naszych w uznaniu tych żądań zachwiał.
Niemcy argumentami temi bronili utrzymania Śląska
Górnego i prowincyj pruskich. Politycy Koalicji odnieśli
wrażenie, że Polacy przy granicy swojej historycznej na
wschodzie nie obstają, a granicy żądanej w memorjale
nie są w stanie o nic pewnego oprzeć i uzasadnić,
że pewną granicą może być tylko granica etnogra-
ficzna. Odbiło się to zaraz w słowach Wilsona o ob-
szarach zamieszkałych „niewątpliwie" przez polską lud-
ność, które się znalazły w jego orędziu z d. 9 stycz-
nia 1918.
Sprawa nie przedstawiała się dobrze. Dmowski na-
pisał trzeci memorjał, na który Komitet paryski się
zgodził, i w dniu 8 października 1918 r. złożył go
osobiście Wilsonowi w Washingtonie. W memorjale
tym powtórzył żądania i wywody swego poprzedniego
memorjału z małemi zmianami. Nie wysuwając już na
czoło zasady etnograf iczaej, oparł się na potrzebie
utworzenia państwa polskiego silnego, zupełnie nieza-
wisłego, zdolnego troszczyć się o siebie, „ażeby było
szańcem przeciw naporowi niemieckiemu, a równo-
cześnie broniło się przeciw wpływom rozkładowym",
zapewne Rosji. Dlatego Polska musi obejmować roz-
ległe terytorjum i posiadać liczną ludność, a granice
jej odpowiadać muszą wymaganiom geograficznym tak,
ażeby jej zapewniły niezależność od sąsiadów. Ludność
polska musi być jednak w państwie dostatecznie jedno-
58
lita. Polacy są obecnie za słabi, ażeby rządzić z powo-
dzeniem całym obszarem dzielnic wschodnich. Wobec
tego, że niema tam żadnego innego elementu kultu-
ralnego, któryby był dostatecznie silny, problem przy-
szłości politycznej tych wschodnich prowincyj polskich
staje się niemal nie do rozwiązania. Utworzenie nieza-
leżnego państwa litewskiego (w granicach historycznych)
i ukraińskiego oznaczałoby albo anarchję albo rządy
cudzoziemców, Niemców. Powrót tych ziem do Rosji
pociągnąłby za sobą niemniejszą anarchję i stagnację
w zakresie umysłowym i ekonomicznym. Odbudowa-
nie zaś Polski na całem tern terytorjum obciążyłoby
państwo polskie zadaniem ponad siły i pozbawiłoby
je spoistości wewnętrznej, niezbędnej dla każdego pań-
stwa, w szczególności zaś dla Polski, bezpośredniej
sąsiadki Niemiec. Niema żadnego dobrego rozwiąza-
nia tego zagadnienia i trzeba koniecznie wybrać takie,
które przedstawia najmniej stron ujemnych. Rozwią-
zanie takie możnaby osiągnąć, dzieląc terytorjum pol-
skich prowincyj wschodnich na dwie części : część za-
chodnia, gdzie żywioł polski jest liczniejszy i gdzie
wpływ polski jest stanowczo przeważający, winnaby
należeć do państwa polskiego, część zaś wschodnia
powinnaby zostać w posiadaniu rosyjskiem.
Terytorjum zaś z większością mówiącą po litewsku,
w części północnej, winno być zorganizowane jako kraj
odrębny, związany z państwem polskiem na zasadzie
autonomji. Ustępstwo to czynił Dmowski dlatego, że
„ruch narodowy litewski uczynił już znaczne postępy",
a zapewne także dlatego, że państwo litewskie istniało
już, utworzone przez okupację niemiecką.
Rozdzielał więc Dmowski cięciem od północy na
południe ziemie zamieszkałe, oprócz mniejszości pol-
59
skich, przez Białorusinów i przez Małorusinów-Ukraiń-
ców. Sąd ten Salomonowy uzasadniał tern, że Biało-
rusini przedstawiają element rasowy zupełnie bierny,
źe niema wśród nich żadnego ruchu narodowego, zaś
wśród Ukraińców objawiła się w ostatnich latach pięć-
dziesięciu pewna działalność literacka, której towarzy-
szył słaby ruch polityczny w kierunku odrębności na-
rodowej, ruch ten jednakże był ograniczony do pew-
nych kół, złożonych ze studentów uniwersytetu, prze-
ważnie synów księży i chłopów, nie rozwinął się jed-
nak dostatecznie, by wytworzyć wśród Ukraińców silną
klasę intelektualną.
Przytaczamy całą tę propozycję Dmowskiego, bo
ciężko zaważyła na Konferencji. Do podobnego po-
działu ziem ruskich przyszło ostatecznie, ale był to
wynik nie uchwał Konferencji, lecz wielkiej wojny po-
między Polską a Rosją, która podziałem takim w po-
koju ryskim się skończyła. Podyktował go miecz.
O tym argumencie, pisząc swój memorjał, najmniej
wówczas myślał Dmowski, twórca teorji oparcia Polski
o Rosję przeciw Niemcom. Jechać jednak z taką pro-
pozycją do Wilsona i liczyć na to, że się go dla niej
pozyska, było wprost zaślepieniem. Wszak propozycja
ta wywracała zasadę stanowienia o sobie każdego na-
rodu, która była kamieniem węgielnym polityki i apo-
stolstwa Wilsona. Wilson potępiał podobne podziały
ludów, kiedy żądał, aby „pokój uznał zasadę, iż rzą-
dzący władzę przyjmują od ludów przez się rządzonych,
oraz źe niema takiego prawa, któreby zezwalało na
oddawanie ludów z jednego panowania pod inne, jak-
gdyby były one czyjąś własnością". Wilson nie czynił
różnicy pomiędzy narodami wielkiemi czy małemi, tern
mniej zapuszczał się w ocenę, czy dany naród ma już
60
pełną świadomość swojej narodowości i wszelkie wa-
runki tworzenia własnego państwa. Dla niego istotą
rzeczy była zgoda narodu na te, czy inne rządy. Zda-
nia wygłaszane przez Polaków, że lud ruski czy litewski
nie zdoła się sam rządzić, wywoływały wrażenie ujemne,
tak że Balfour zapytał jednego Polaka: „Czy też Po-
lacy potrafią się sami rządzić?".
Coraz jaśniej okazywało się, że droga, po której
szedł Dmowski, nie prowadzi do celu. Już w samem
jego założeniu tkwił błąd. Odbudowanie Polski miało
za sobą dwa argumenty. Jednym z nich było napra-
wienie gwałtu popełnionego przez jej rozbiór, a więc
powrót jej do historycznych granic z przed pierwszego
rozbioru. Drugim potrzeba jej jako wielkiego państwa
niezbędnego dla równowagi europejskiej, broniącego
jej przed zachłannością Niemiec i przed zachłannością
Rosji. Pierwszym z tych argumentów Dmowski się nie
posłużył, a nawet granic historycznych wprost się wy-
parł. Drugim posłużył się, ale tylko co do Niemiec,
nie co do Rosji, której oddawał połowę ziem ruskich,
poświęcając na niej żywioł polski i jego kulturę.
Wojna światowa dokonała takiego przewrotu pojęć
i stosunków, że żądanie granic historycznych ze strony
Polski nie byłoby czemś nadzwyczajnem. Zażądali ta-
kich granic Czesi, a nawet wyszli poza nie, i osiągnęli
je na konferencji.
Trudność odbudowania wielkiej Polski wobec zasad
postawionych przez Wilsona polegała na tern, że miała
ogarnąć kilka miljonów Niemców, a więcej jeszcze
Biało i Małorusinów. Z trudności tej jedno istniało
wyjście: powrót do historycznej polskiej tradycji, do
autonomji i federacji ludów, które się z Polską łączyły.
Z tern hasłem mogła żądać Gdańska, a także przekra-
61
czając granicę historyczną mogła żądać Śląska Górnego
jako zagłębia węglowego niezbędnego dla niej, a groź-
nego dla niej i dla pokoju światowego, dopóki się
znajdowało w rękach Niemiec. Odpierając najazd Bol:
szewików i uwalniając z pod ich rządów Białorusinów
czy Ukraińców pod hasłem ich autonomji czy federacji
z nimi, mogła Polska liczyć na sympatje Koalicji
i uwzględnienie swoich żądań.
W polityce Stanów Zjednoczonych i Anglji zasada
etnograficzna żadnej nie odgrywała roli. Odgrywały ją
autonomja terytorjalna i federacja. Stany Zjednoczone,
złożone z tylu narodów, opierały się na ustroju fede-
racyjnym swoich licznych stanów. Anglja panowanie
swoje nad tylu ludami starała się coraz wyraźniej oprzeć
na zasadzie federacyjnej. Po wojnie z Boerami nadała
im autonomję, a nadaniem autonomji Irlandji starała
się ją dla swego imperjum światowego pozyskać. Z ca-
łym tym kierunkiem polityki nie liczył się Dmowski
i wywieszenie hasła ftderacji czy autonomji ziem, któ-
rych Polska od Konferencji się domagała, wykluczał
bezwzględnie, razem z całym swoim obozem narodowo-
demokratycznym. Według niego „państwo polskie mo-
głoby się stać wałem ochronnym przeciw ekspanzji
niemieckiej jedynie pod dwoma warunkami, a miano-
wicie, że będzie równocześnie państwem dem o kra
tycznem i państwem narodowem". Oba te wa-
runki były jednak tak dla wcielenia Kresów wschod-
nich, którego żądał Dmowski, jako też dla utrzymania
ich przy Polsce zabójcze.
Jeżeli Polska, wcielając miljony Rusinów, miała po-
mimo tego występować jako państwo „narodowe", t. j.
narodowo-polskie, to musiała w polityce wewnętrznej
oprzeć się na bezwzględnej polonizacji Rusinów i wejść
62
na drogę, po której Niemcy w zaborze pruskim szli
wobec Polaków. Czego potężne Niemcy nie mogły
dokazać, co pozbawiło ich sympatji w świecie, na to
miała się porwać Polska osłabiona stuletnią niewolą,
naród, po którym oczekiwano powszechnie, że, wyzwa-
lając się sam z pod stuletniego ucisku, innym ludom
do wolności będzie dopomagał. Wrócimy do tego jeszcze
w dalszym ciągu naszego opowiadania.
Również szkodliwem musiało się okazać hasło de-
mokratyczne w odniesieniu do Kresów. Znaczyło ono,
że Polska zaprowadzi tam zaraz powszechne równe
głosowanie, a za niem wszystkie urządzenia wolno-
ściowe, których agitacja ruska użyje przeciw Polsce,
że wreszcie rozciągnie na te ziemie wywłaszczenie wiel-
kiej własności ziemskiej, zostającej w rękach Polaków.
Na tych Polaków państwo polskie na Kresach mogło
liczyć i na nich się przedewszystkiem oprzeć, ale dok-
tryna narodowo demokratyczna, poświęcając ich, zale-
cała polonizację Rusinów. Z kim Rząd polski miał ją
przeprowadzać?
Nie możemy wkońcu pominąć stanowiska, jakie
memorjał Dmowskiego zajął wobec Galicji wschodniej.
Uznając, że w niej Polacy stanowią jedynie 25% ogółu
mieszkańców, starał się osłabić znaczenie ruskiego
ruchu narodowego, którego istnieniu zaprzeczyć nie
można, ale godził się na zaspokojenie ruskich dążeń
narodowych przez uznanie charakteru oficjalnego ję-
zyka ruskiego, przez nauczanie ruskie w zakładach
wychowawczych w kraju i t. p., a więc na utrzymanie
status quo, ale tak długo, jak długo narodowość ruska
będzie pozostawała w stanie embrjonalnym ; jak długo
poziom życia umysłowego ruskiego będzie za niski,
by wytworzyć postępowy rząd nowożytny, kierowany
63
przez Rusinów, tak długo Galicja wschodnia winna
stanowić część nieodłączną państwa polskiego. Czyta-
jąc te słowa, trudno pojąć, że Dmowski nie zdawał
sobie sprawy z wrażenia, jakie musiały wywołać za-
granicą Skoro Polak rządom polskim w Galicji wschod-
niej przyznawał uzasadnienie tylko do pewnego czasu,
to Koalicja musiała to przyjąć i zająć się. tylko pyta-
niem, jak długi teimin im wyznaczyć.
Zanim Konferencja pokojowa się zebrała, sprawa
Polski w opinji mocarstw i ich rządów była już w głów-
nych zarysach przesądzona. Mocarstwa stały przy
uchwale swojej z dnia 3 czerwca 1918 r., że „utwo-
rzenie jednego, zjednoczonego i niezawisłego państwa
polskiego z wolnym dostępem do morza jest jednym
z warunków trwałego i sprawiedliwego pokoju i pano-
wania sprawiedliwości w Europie", ale zdecydowane
były państwo to zamknąć w jego etnograficznych gra-
nicach, a do tego w memorjałach Dmowskiego, zarówno
co do granicy zachodniej, jako też co do wschodniej,
znalazły cały zapas argumentów. Szło właściwie tylko
0 to, o ile tę granicę etnograficzną pociągnie się sze-
rzej lub ciaśniej na szerokim pasie, zamieszkałym przez
ludność polską i niemiecką względnie ruską, w zmie-
niającym się okolicami procentowym stosunku.
Osobisty wpływ i stosunek delegatów polskich do
wpływowych członków Konferencyi pokojowej, pozy-
skanie sobie poparcia w ich otoczeniu najbliższem
1 poparcia w prasie, wreszcie doskonała zawodowa
wiedza w kwestjach prawniczych, statystycznych, finan-
sowych mogła wiele dla sprawy polskiej zdziałać i na-
prawić. O to Dmowski postarać się nie umiał, czy nie
chciał. Miał do pomocy liczne, zwiększające się coraz
grono Komitetu oraz jeszcze liczniejsze biuro znawców,
64
wysłanych przez Rząd, ale znawców tych przesiewano
przez wąskie sito, ażeby się pomiędzy nich nie dostał
żaden z dawnych aktywistów, a los zrządził, że pośród
tych aktywistów znajdowali się właśnie najwybitniejsi
znawcy prawa politycznego i międzynarodowego. Brak
ich odbił się na wielu postanowieniach Konferencji, od-
noszących się do Polski, błędnie lub niejasno sformu-
łowanych, tak że interpretacja wypadała na naszą nie-
korzyść.
Rozumiał wreszcie Dmowski i wiedział, że żydow-
stwo światowe wielką na Konferencji odgrywać będzie
rolę, że w najbliższem otoczeniu prezydenta Wilsona
i premjera angielskiego Lloyd Georgea znajdują się
żydzi na wysokich urzędowych stanowiskach; wiedział,
że on sam z powodu swojej przeszłości antysemickiej
jest czerwoną chustą dla żydów; że gwałty, popeł-
niane na żydach w Polsce w pierwszych miesiącach po
ukończeniu wojny światowej, odbiły się niekorzystnie
w opinji Zachodu, olbrzymiejąc w miarę oddalenia.
Wiedząc i widząc to wszystko, żadnego jednak dla
złagodzenia niechęci żydowskiej nie uczynił kroku. Gdy
żydzi amerykańscy zwrócili się do niego, nie skorzystał
z tego, aby ich uspokoić. Ulegając prawdziwej idjo
synkrazji wobec żydów, doprowadził do tego, że cały
obóz żydowski, złożony z małych i wielkich, stanął
na Konferencji wrogo wobec Polski we wszystkich po-
czynaniach jej delegata. Szorstkością swoich wystąpień
zrażał sobie Dmowski niejednego z członków Konfe-
rencji, a z premjerem angielskim Lloyd Georgem obra-
źającemi go osobiście wycieczkami jeszcze przed ze-
braniem się Konferencji popsuł sobie tak dalece stosu-
nek, że się to równało zupełnemu zerwaniu. Szkodą
było dla Polski, że drugi delegat Paderewski jako
65
minister-prezydent bawić musiał w Warszawie, bo wła-
śnie najlepszym swoim stosunkiem osobistym z człon-
kami Konferencji i darem jednania sobie ludzi mógł
był niejedno zdziałać. Wiadome było, źe jest zwo-
lennikiem federacji na kresach. Zastępca jego Dłuski
do prowadzenia rokowań nie miał danych.
Dnia 20 stycznia 1919 r. nastąpiło otwarcie Konfe-
rencji pokojowej. Delegacja polska dopuszczona do
niej została razem z delegacjami wszystkich innych
państw sprzymierzonych, ale na nierównych prawach.
Decyzję chwyciły w swoje ręce tylko główne mocar-
stwa: Francja, Anglja, Włochy, Stany Zjednoczone
i Japonja. Utworzyły t. zw. Radę najwyższą, złożoną
z prezydenta Stanów, z premjerów innych rządów
i z ministrów spraw zagranicznych. Wkrótce ta Rada
dziesięciu wydała się ciałem za cięźkiem, usunięto
z niej ministrów spraw zagranicznych. Pozostała Rada
pięciu, stanowiąca o wszystkiem. Delegaci innych
państw dopuszczeni byli do narad tylko w sprawach
ich państwa. Stawiali żądania i bronili ich, ale decyzja
zapadała w ich nieobecności. Wzywano ich także na
uroczyste posiedzenia, na których mieli bez dyskusji
zgodzić się i podpisywać postanowienia, zapadłe już
na Radzie najwyższej.
Rychło po otwarciu Konferencji, bo już 29 stycznia
1919 r., Dmowski powołany został przez Radę najwyż-
szą i na dwóch posiedzeniach przedstawiał i tłumaczył
żądania Polski. Ponieważ Komitet paryski przeszkadzał
dotychczas bliższemu zetknięciu się Koalicji z Polską
i stosunki jej były członkom Konferencji nieznane i nie-
zrozumiałe, Rada postanowiła wydelegować misję swoją
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 5
66
do Polski dla zbadania rzeczy na miejscu i sprawo-
zdania. Jakie sprawozdanie złożyli członkowie misji
niewiadomo, ale przybyli do Polski w czasie gorącej
walki około Lwowa, który zwiedzili i w którym do
rozejmu chcieli doprowadzić, i wynieśli ze sobą prze-
dewszystkiem wrażenie wojny domowej w dzielnicy,
do której utrzymania Polacy największą przykładali
wagę.
Tymczasem Rada najwyższa w dniu 12 lutego wy-
znaczyła z osobistości wybitnych, ale nie będących jej
członkami, pod prezydencją Francuza Cambona osobną
„Komisję do spraw polskich", która miała je roztrząsnąć
i wnioski Radzie przedłożyć. Tej to Komisji Dmowski
d. 28 lutego przedłożył oprócz poprzedniego me-
morjału krótszy wywód w sprawie granicy zachodniej,
a d. 3 marca takiż wywód o granicy wschodniej.
Komisja zajęła się najpierw granicą zachodnią,
a traktując sprawę rzeczowo, d. 20 marca przedłożyła
raport swój i wnioski Radzie najwyższej, nie odbiega-
jące wiele od projektu Dmowskiego. Kiedy jednak
d. 29 marca Rada zajęła się temi wnioskami, repre-
zentant Anglji Lloyd George wystąpił z zarzutem, że
projekt włącza do Polski zbyt wiele ludności niemieckiej,
a w szczególności cztery powiaty niemieckie z Kwidzy-
niem, leżące na prawym brzegu Wisły przy jej ujściu,
oraz niemieckie miasto Gdańsk. Proponował więc za-
rządzenie plebiscytu w owych powiatach i utworzenie
z Gdańska i jego okręgu Wolnego Miasta. Za tą troską
o ludność niemiecką kryła się polityka Anglji, ażeby
nie dopuścić do supremacji Francji w Europie, osłabić
jej przyszłą sojuszniczkę Polskę, a uzyskać dla siebie
punkt oparcia na Bałtyku. Dmowski wystąpienie Lloyd
Georgea przeciwne Polsce przypisał wpływowi żydów.
67
Za Lloyd Georgem poszedł Wilson, bo to odpowiadało
jego hasłu, a poszedł także, a przynajmniej nie oparł
mu się Clemenceau, który zgody Anglji dla swoich
żądań potrzebował, a pewien jej nie był. Była to dla
Polski przegrana, bo przyrzeczony jej dostęp do morza
został ograniczony i podany w wątpliwość. Wieści do-
chodzące o tern do Polski zrobiły przykre wrażenie,
a w Sejmie głośna krytyka się odezwała. Winę przy-
pisywano Dmowskiemu, i Paderewski, czyniąc zadość
powszechnemu życzeniu, d. 5 kwietnia przyjechał do
Paryża, ażeby sprawę ratować. Ufano jego osobistym
stosunkom z Wilsonem i Lloyd Georgem, ufał może
i Paderewski, ale wkrótce przekonał się, że to nie wy-
starcza, bo droga, którą obrał Dmowski, nie prowadzi
do celu. Najlepsze stosunki osobiste i największa wy-
mowa Paderewskiego nie wystarczały, ażeby zmienić
postanowienie, które w sprawie granicy zachodniej za-
padło, o ile było dla nas co do Gdańska i powiatów
prawobrzeżnych Wisły niekorzystne.
Gorsze postanowienia groziły nam jednak co do
wschodniej granicy. Projekt Dmowskiego, ażeby zrzec
się całej wschodniej części historycznej Litwy, a za to
część jej zachodnią do państwa polskiego poprostu
wcielić, znalazł już w Komitecie polskim w Paryżu
przeciwników i na posiedzeniu jego z d. 2 marca uzy-
skał tylko większość głosów. Przedłożony Komisji dla
spraw polskich nie uzyskał w niej zupełnie uznania.
Dnia 29 marca oświadczyła się Komisja za wytknięciem
granicy na podstawie etnograficznej, uznanej w dekla-
racji Rządu rosyjskiego z d. 30 marca 1917, przyznając
Polsce obszary zamieszkałe w większości przez ludność
polską, zastrzegając nawet przy tern, że obszary, co do
których zachodzi- wątpliwość, czy mogą być uznane
5*
68
za polskie, nie mają Polsce przypaść. Na wniosek de-
legata amerykańskiego Komisja postanowiła nadto za-
żądać od Rady najwyższej upoważnienia do określenia
na wschód od tej granicy terytorjum spornego między
Polską a Rosją, a zarazem przeprowadzenia w tym celu
ankiety na miejscu co do stosunków etnicznych, języko-
wych i religijnych oraz co do woli ludności pod wzglę-
dem jej przynależności państwowej. Wkońcu oświadczyła
się Komisja za tern, ażeby decyzja ostateczna w sprawie
granicy polsko-rosyjskiej zapadła z chwilą, gdy w Rosji
będzie istniał rząd, z którym mocarstwa będą mogły
w tej sprawie traktować.
Z uchwał tych wynikało jasno, że Koalicja nie chce
przyznać Polsce żadnej części terytorjum spornego mię-
dzy Polską a Rosją inaczej, jak w drodze układu z Rosją,
a następnie, że roszczenia Polski w tym kierunku go-
towaby była poprzeć tylko o tyle, o ileby się zgadzały
z wolą ludności zamieszkującej to terytorjum.
Francja liczyła na sojusz z Polską przeciw Niemcom,
ale nie wiedziała, jaką siłę ten sojusz będzie przedsta-
wiał. Liczyła zaś na kontrrewolucję w Rosji, na której
poparcie nie szczędziła nakładu. Emigracja rosyjska,
która przytułek znalazła we Francji, łudziła ją bliskiem
zwycięstwem kontrrewolucji, zwycięstwem wojsk Deni-
kina i Kołczaka, przywróceniem Rosji carskiej i odno-
wieniem z nią przymierza. Francuzi pokładali w niem
wielką ufność i dlatego, popierając Polskę, czynili ta
z zastrzeżeniem, aby nie urazić Rosji.
Clemenceau w liście do prezesa Komitetu paryskiego
w lipcu 1918 r. oświadczył wprawdzie, że Francja w po-
rozumieniu ze swoimi sojusznikami dołoży wszystkich
starań do odbudowania Polski w granicach jej „histo-
rycznych", a później jeszcze w styczniu 1919 minister
69
francuski Pichon, witając Paderewskiego jako prezy-
denta ministrów, wspomniał również o powstaniu pań-
stwa polskiego w jego „historycznych" granicach, ale
dowodziło to chyba, że Francuzi z doniosłości tych
słów nie zdawali sobie sprawy, skoro reprezentant Ko-
mitetu polskiego przeciw uzyskaniu przez Polskę granic
jej historycznych na wschodzie się zastrzegał.
W lutym 1919 r. organizacja wojska polskiego, gdy
po nawiązaniu stosunków z Francją zaczął napływać
z niej do Polski materjał wojenny, postąpiła o tyle,
że wojsko to mogło przystąpić do zajmowania kresów
wschodnich, łamiąc zwycięsko opór, jaki stawiali mu
Bolszewicy. W lutym, postępując kilkoma grupami, za-
jęto Brześć litewski, Kobryń, Wołkowysk i Białystok,
w marcu Słonim i Pińsk, w kwietniu Lidę i Nowogró-
dek, a w dniu 19 kwietnia Wilno, Postępy te, które
wojsko polskie w walce z Bolszewikami czyniło, odpo-
wiadały Koalicji jednak tylko o tyle, o ile ułatwiały
działanie wojenne rosyjskiej kontrrewolucji. Nie cie-
szyły się naprawdę jej względami, bo dążyły do za-
garnięcia ziem zdobytych. Wszelką wątpliwość w tym
względzie pospieszył się usunąć Sejm, który d. 4 kwietnia
wezwał Rząd i Naczelne dowództwo nietylko do wy-
zwolenia z pod najazdu, lecz także do trwałego zjedno-
czenia z Polską północno wschodnich dzielnic z ich sto-
licą Wilnem. Uchwała ta miała ten skutek, że uzasad-
niała oskarżenia Polski o politykę „imperjalistyczną".
Wtem do Paryża nadeszła wiadomość o odezwie,
którą po zajęciu Wilna Piłsudski d. 22 kwietnia wydał
do mieszkańców Litwy. W odezwie tej oświadczył
mieszkańcom byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego,
że chce dać wszystkim możność rozwiązania spraw
wewnętrznych narodowościowych i wyznaniowych, tak
70
jak sami sobie tego życzyć będą, bez jakiegokolwiek
gwałtu i ucisku ze strony polskiej. Dlatego zaprowa-
dzał zarząd cywilny, do którego powoływać przyrzekł
ludzi miejscowych, synów tej ziemi. Zadaniem tego
zarządu miało być: 1) ułatwienie ludności w wypowie-
dzeniach się co do losu i potrzeb przez swobodnie wy-
branych przedstawicieli ; wybory te miały odbyć się na
podstawie tajnego powszechnego bezpośredniego bez
różnicy płci głosowania; 2) danie potrzebującym pomocy
w żywności, poparcie pracy wytwórczej, zapewnienie
ładu i spokoju, otoczenie opieką wszystkich, nie czy-
niąc różnicy z powodu wyznania i narodowości. Na
czele zarządu postawił Jerzego Osmółowskiego. Odezwa,
jak się wyraził Paderewski, wywołała w Paryżu „en-
tuzjazm". Polska i na wschodniej swojej granicy go-
dziła się na zasadę Wilsona. Zanim jednak delegacja
polska wyzyskać mogła tę zmianę usposobienia, na-
deszła do Paryża wiadomość o uchwale aneksyjnej
Sejmu.
Dnia 29 kwietnia stanęły na porządku dziennym
dyskusji sejmowej trzy wnioski. Najdalej idący demo-
kracji narodowej i jej adherentów wzywał Rząd, aby
ziemie zjednoczone z Polską Unją lubelską a kon-
stytucją 3 maja w jeden organizm z Koroną zespo-
lone, w jedną państwową całość z Polską ponownie
zjednoczyć. Zgadzał się z tern wniosek ludowców, za-
strzegając się, że ukształtowanie tych ziem nastąpić
może tylko przez wspólny Sejm Rzeczypospolitej pol-
skiej przy udziale wybranych przedstawicieli ziem oswo-
bodzonych. Tylko trzeci wniosek, socjalistów, godził się
na odezwę Naczelnego wodza. Sejm jednak tylko dwom
pierwszym wnioskom przyznał nagłość, trzeciemu jej
odmówił. Sympatja dla Polski wywołana na Konferencji
71
przez odezwę Piłsudskiego, odwróciła się. Korzystna
chwila minęła. Odczuł to Paderewski, a zawód, ja-
kiego doznał Wilson, odbił się zaraz w sprawie Galicji
wschodniej.
Pierwszorzędny interes Polski tkwił w tej sprawie.
Szło o utrzymanie dzielnicy, która jeszcze przed Litwą
związała się z Polską, w której administracja polska
utrzymała się nawet w czasie wojny i w której liczba
ludności polskiej i jej siła kulturalna i ekonomiczna
była większa, niź w jakiejkolwiek innej prowincji z lud-
nością mieszaną. Państwo polskie musiało tę dzielnicę
utrzymać, ażeby uzyskać zetknięcie z Rumunją, a przez
nią dostęp do Morza Czarnego, ażeby utrzymać dla
siebie kopalnie nafty, źródło bogactwa i wielki środek
wojenny, ażeby wreszcie odepchnąć Ukraińców, pobie-
ranych przez Bolszewików, prawie od bram Krakowa.
Rozumiał to Piłsudski, ale organizując wojsko, użył go
głównie dla zajęcia Litwy i słabo tylko popierał walkę
polską z Ukraińcami, którzy, zająwszy całą wschodnią
Galicję, posiłkowani przez Ukraińców z poza gra-
nicznego Zbrucza, przypuszczali szturm po szturmie
do Lwowa. Pół roku już ciągnęła się ta krwawa wojna
domowa, która u Koalicji wywoływała najgorsze wra-
żenie. Była dowodem naszej słabości, a brano ją za-
razem jako dowód jaskrawy „imperializmu", t. j. na-
rzucania panowania ludowi, który przeciw temu prote-
stuje walką orężną tak wytrwale i skutecznie.
Nad walką tą zawisło usiłowanie Koalicji, ażeby
utworzyć linję demarkacyjną i rozejm stronom walczą-
cym podyktować. Krok taki musiał wypaść dla Polski
niekorzystnie, bo linja rozejmu odcinała część kraju
dla Ukraińców, i to część wschodnią, a tern samem
dzieliła Polskę od Rumunji i łączyła państwo Czecho-
72
słowackie z Ukrainą-Rosją. A jednak Rada najwyższa
przysłała do Galicji osobną misję z jenerałem, niegdyś
wodzem Boerów afrykańskich, Botr^em na czele, aby
linję taką wyznaczyć, i misja ta wyznaczyła tę linję,
zaczynając od Bugu na północy i okalając Lwów, w ten
sposób, że Borysław i Drohobycz z kopalniami nafty
zostać miały przy Ukrainie.
Przybyli do Paryża delegaci cierpiącego nad wyraz
miasta Lwowa z prośbą o pomoc i zawieszenie broni.
Temu Dmowski sprzeciwił się stanowczo, obawiając
się słusznie, że wszelka linja rozejmu gotowa zamienić
się na ostateczną. Nie zważając na to, Komisja do
spraw polskich , d. 12 maja linję powyższą uchwaliła
istotnie jako wniosek dla Rady najwyższej. Przed tern
jeszcze Paderewski, nie mogąc odeprzeć gorzkich wy-
rzutów Wilsona i Lloyd Georgea, starał się ich prze-
jednać i ustępując ich żądaniu, przyjął zobowiązanie,
że Polska akcji zaczepnej przeciw Ukraińcom w Galicji
prowadzić nie będzie.
W tym właśnie czasie gotował się spóźniony przy-
jazd armji Hallera z Francji do Polski. Okazała się
trudność w oznaczeniu drogi, którą ma wracać. Najłat-
wiejsza droga, wymieniona w rozejmie z Niemcami,
była to droga na Gdańsk, bo tak unikało się przejazdu
wojska polskiego kolejami na przełaj Niemiec, drażnią-
cego uczucia ludności niemieckiej. Jednakże Niemcy
wolały przyjąć gwarancję swobodnego przejazdu tych
wojsk drogą lądową, byle ich nie dopuścić do Gdańska.
Obawiały się, że stanąwszy tam, nie zechcą się z niego
ruszyć, albo że samem wylądowaniem w Gdańsku
stworzą prejudykat, że Gdańsk do Polski należy. Dość,
że wojsko Hallera w dniu 13 maja i następnych przy-
było do Polski drogą lądową. Z dwóch dywizyj, posta-
73
wionych w czasie wojny, urosło do sześciu przez wstą-
pienie do niego jeńców polskich, głównie z wojska
austrjackiego, zagarniętych przez Włochów. Uzbroje-
niem i środkami technicznemi górowało nad wojskiem,
które Rząd polski w kraju mógł dotychczas zorgani-
zować. Koszta jego, wynoszące około czterystu miljo-
nów franków, miała Polska zwrócić Francji. Francja
oddała wojsko to do dyspozycji Komitetu polskiego
w Paryżu, ale teraz sama niem dysponując, zastrzegła
się wobec Paderewskiego, że do walki z Ukraińcami
w Galicji nie wolno go użyć.
Dnia 7 maja na uroczystem posiedzeniu w Wersalu
Koalicja wręczyła Niemcom projekt traktatu pokojo-
wego, dając im termin do wniesienia swoich uwag.
Delegaci polscy wzięli udział w tern posiedzeniu, poczem
Paderewski wyjechał do Polski. Wybrał się do War-
szawy, ażeby razem z Naczelnikiem państwa i Sejmem
naprawić to, co memorjały Dmowskiego i uchwała
aneksyjna Sejmu popsuły, i z nową zasadniczą uchwałą
Sejmu w sprawie granic państwa polskiego stanąć
na Konferencji pokojowej.
Z pierwszej rozmowy z Naczelnikiem państwa, którą
odbył zaraz po przyjeździe do Warszawy d. 11 maja
przekonał się, że zobowiązań swoich o wstrzymaniu
akcji zaczepnej i uieużyciu armji Hallera dotrzymać
nie może. Piłsudski, odzyskawszy Wilno, mógł większą
siłę skierować do Galicji i podjąć ofensywę dla oswo-
bodzenia jej od Ukraińców. Od tego zamiaru nie dał
się odwieść, tern mniej od użycia armji Hallera, zło-
żonej z Polaków i postawionej za miljony franków
zaliczone Polsce, a kampanja podjęta z pomocą armji
Hallera uwieńczona została rychło pełnym skutkiem.
Dnia 18 maja wojska polskie zajęły Borysław i Droho-
74
bycz, dnia 20 maja Stryj i Kamionkę, dnia 27 maja Brody,
dnia 28 maja Złoczów i Stanisławów. Równocześnie
wojsko rumuńskie zajęło Kołomyję z Pokuciem i uprag-
nione zetknięcie Polski z Rumunją się dokonało. —
W rękach Ukraińców pozostał okręg tarnopolski.
Sprawy granicy wschodniej, z którą przyjechał, nie
wprowadził zaraz Paderewski na forum sejmowe. Na-
rodowa demokracja uznała chwilę tę za właściwą do
wywołania przesilenia gabinetowego, wyłączając z niego
samego Paderewskiego, na co tenże, dźwigając w pierw-
szym względzie odpowiedzialność, zgodzić się nie mógł.
Musiał jednak łagodzić opozycję i ustąpić jej w spra-
wie paryskiego Komitetu. Rozwiązał go krótko przed-
tem jako instytucję, która, nie pomagając na Konferencji,
uzurpowała sobie zagraniczne przedstawicielstwo Polski,
mianowała swoich posłów po różnych dworach i prze-
szkadzała utworzeniu poselstw Rządu polskiego. Teraz,
ulegając narodowej demokracji, rozwiązanie to cofnął.
Ułagodziwszy opozycję, sprawę granicy wschodniej
przedstawił d. 17 maja na konwencie senjorów sejmo-
wych, a następnie na połączonej Komisji spraw zagra-
nicznych i wojskowych. Komisja po dłuższej dyskusji
powzięła szereg uchwał, w których skreśliła program
naszej polityki zagranicznej, a w szczególności :
1) Rzeczpospolita polska pragnie być czynnikiem
międzynarodowego pokoju, opartego na prawie każdego
narodu do niepodległości i określenia swego bytu
państwowego. Polska oświadcza się za związkiem na-
rodów wolnych i równych, celem uniknięcia wojen
i urzeczywistnienia trwałego pokoju między narodami.
Rzeczpospolita dąży do zespolenia wszystkich ziem pol
skich i gwarantuje mniejszościom równouprawnienie
oraz samorząd narodowy i kulturalny na terytorjach
75
narodowości mieszanej. Sejm stwierdza, źe hasła, wy-
powiedziane i z wielkiem męstwem ducha bronione
przez prezydenta Stanów zjednoczonych Wilsona, znaj-
dują w kraju głęboki oddźwięk i uznanie. W myśl
tych zasad Rzeczpospolita dąży do takiego współżycia
z wszystkiemi narodami i państwami, które zabezpie-
czy ważne interesy narodowe i ekonomiczne narodu
polskiego.
2) Sejm stwierdza : państwa Koalicji, przyznając
Polsce w traktacie pokojowym ziemie byłego zaboru
pruskiego ze Śląskiem Górnym, uczyniły naogół zadość
sprawiedliwym i nieprzedawnionym prawom narodu
polskiego do zjednoczenia. Jednakże wyłączenie z Polski
jedynego jej portu, Gdańska i niektórych powiatów
niewątpliwie polskich oraz pozbawienie kraju najkrót-
szej linji komunikacyjnej z Gdańskiem, nie odpowiada
zasadniczej idei sprawiedliwego pokoju i zagraża eko-
nomicznemu rozwojowi Polski. Stojąc na straży ży-
wotnych praw narodu, Sejm stwierdza, że także po-
wyższe uprawnione żądania Polski zostaną urzeczy-
wistnione.
Na Śląsku cieszyńskim Rzeczpospolita domaga się
oddania Polsce całego terytorjum etnograficznego pol-
skiego, t. j. ustalenia granicy polsko-czeskiej, tak jak
ją wyznacza dobrowolna umowa tymczasowa z d. 5
listopada 1918, z niezbędną jedynie poprawką w myśl
prawa ludności do swobodnego określenia swej przy-
należności państwowej (powiat frysztacki oraz Gruszów
przypaść powinien Polsce). W tym celu należy prze-
prowadzić w granicznych powiatach spornych głoso-
wanie ludowe. Obwód czacki w komitacie trenczyńskim,
Spisz i Orawa powinny wrócić do Polski.
3) Rzeczpospolita polska dąży do uwolnienia ziem
76
byłego wielkiego księstwa litewskiego od obcej prze-
mocy i do umożliwienia narodom tych ziem wypowie-
dzenia się co do losów swych własnych i stosunku
swego do państwa polskiego. Rzeczpospolita dąży do
łączności z narodami byłego księstwa litewskiego na
podstawie wspólnych interesów politycznych, gospo-
darczych i kulturalnych. Wyraz prawnopaństwowy tej
łączności odpowiadać ma prawu każdego narodu de-
cydowania o swoim losie. Zasada zatem samostano-
wienia o sobie narodów dotyczyć musi i tej części
historycznej Litwy, która ma większość ludności pol-
skiej i która dąży do zjednoczenia z Polską. Sejm
oświadcza, że Rzeczpospolita polska nie zamierza włą-
czyć w skład państwowy polski ziem byłego wielkiego
księstwa litewskiego na mocy uchwały jednostronnej
ciała ustawodawczego Polski.
4) Sejm uznaje zasadę samostanowienia o sobie
narodów byłego wielkiego księstwa litewskiego, wypo-
wiedzianą zarówno w sprawozdaniu Komisji dla spraw
zagranicznych przyjętem przez Sejm i odezwie naczel-
nego wodza z d. 22 kwietnia, wydanej po zdobyciu
Wilna przez wojsko polskie, nie przesądzając sposobu
wykonania tej zasady.
5) Sejm, witając z sympatją wszelkie dążenia na-
rodów wyzwolonych z pod jarzma rosyjskiego do własnej
państwowości i nie mając zamiaru sprzeciwiać się dą-
żeniom Ukraińców do stworzenia własnej państwowości
na terytorjum państwa rosyjskiego, wyraża przekonanie,
że Galicja wschodnia ze względu na odwieczną histo-
ryczną łączność z Polską, wielowiekową jej pracę kultu-
ralną oraz konieczność wspólnej granicy z Rurnunją
dla uzyskania dostępu do Morza Czarnego musi należeć
do państwa polskiego. Sejm oświadcza, że ludności
77
ruskiej w granicach Rzeczypospolitej będą dane takie
same prawa autonomiczne, jakie dane będą ludności
polskiej na Ukrainie.
Przeciw tej ostatniej uchwale oświadczyła się mniej-
szość Komisji, proponując z swojej strony zastąpienie
jej następującym wnioskiem : „Stając na stanowisku
wyzwolenia narodów dawniej przez carat ujarzmionych,
wyrażamy sympatję dążeniom do utworzenia niepod-
ległego państwa ukraińskiego. Sejm wyraża gotowość
ustalenia sprawiedliwej między Polską a niepodległą
Ukrainą granicy, będącej gwarancją sąsiedniej zgody
i pokoju między temi narodami oraz potrzeby obu na-
rodów obrony przed zaborczością sąsiadów. Wojna
z Ukraińcami została nam narzucona i ma na celu
obronę ludności polskiej na Ukrainie, przez wojska
ukraińskie teroryzowanej, i zabezpieczenie narodowych
państwowych interesów Polski".
Sejm dnia 23 maja uchwalił wnioski Komisji. Wciągu
dyskusji porzedzającej tę uchwałę Daszyński, broniąc
wniosku mniejszości, uczynił Komisji zarzut, że, oświad-
czając się przeciw imperjalizmowi na Litwie, hołduje
mu w Galicji. Na czoło dyskusji wysunął się Pade-
rewski, gdy mówił: „Zarzut imperjalizmu podniesiony
został przeciw nam oddawna, a podniesiony został
właśnie przez te trzy imperjalizmy, które nas grabiły,
łupiły i poćwiartowały. Dziś ten zarzut podnoszą właś-
ciwie tylko ci, którzy po polską ziemię, po jej bogactwa
najskwapliwiej wyciągają swe chciwe ręce. Aczkolwiek
jest łatwiej tysiąc twierdz zburzyć, tysiąc miast obrócić
w perzynę, niż jeden przesąd obalić, uważam, że na-
deszła chwila, aby oto w tej izbie powstał głos wielki i po-
tężny, głos polskiego ludu, zadając kłam stanowczy tym
wszystkim bezpodstawnym zarzutom zagranicznym...14.
78
Paderewski osiągnął w Sejmie, co zamierzał i po co
przyjechał. Sejm uchwałami swojemi uwolnił go od
popierania polityki, którą Dmowski w memorjałach
swoich nakreślił, którą na Konferencji prowadził i która
takie niebezpieczeństwo dla wytknięcia wschodnich gra-
nic Polski wywołała. Polityka Dmowskiego przegrała
i na Sejmie polskim. Nawet narodowa demokracja
odstąpiła go, a wnioski Komisji referował Stanisław
Grabski, który w kraju odgrywał rolę delegata Komi-
tetu paryskiego. Paderewski, wracając do Paryża d. 25
maja, mógł sprawy polskiej bronić na podstawie tych
zasad, które uchwalił Sejm zgodnie z kierunkiem Koa-
licji. Jechał z nadzieją, że pozyska teraz dla sprawy
polskiej tych, którzy jej byli przeciwni. Występując
na Konferencji, miał wszakże za sobą Sejm, który uchwa-
lając program, przyjął jego sprawozdanie do wiado-
mości i wyraził mu podziękowanie za gorliwe zabiegi
około sprawy polskiej na Konferencji.
Na projekt traktatu, udzielony Niemcom na posie-
dzeniu Konferencji pokojowej z dnia 7 maja, odpowie-
dzieli Niemcy 29 tegoż miesiąca. Co do granicy ich
z Polską sprzeciwili się oderwaniu Górnego Śląska,
wojując głównie argumentem, że bez niego nie byliby
w stanie dopełnić nałożonych na nich odszkodowań wo-
jennych ; domagali się dalej pozostawienia im Gdańska
ze znikomą polską ludnością, przyrzekając za to utwo-
rzenie osobnych portów w Kłajpedzie, Królewcu i Gdań-
sku i ofiarując w nich Polakom daleko idące prawa
i urządzenia portowe; odrzucili wreszcie oderwanie
części Prus wschodnich, przedstawiając, że ludność
ich nie oświadczy się nigdy za tem. Godząc się na
79
odstąpienie Polsce polskich powiatów Poznańskiego
i Prus zachodnich, żądali jednak utrzymania terytorjal-
nego połączenia z Prusami wschodniemi, przez co
Polska byłaby odcięta od morza. Wogóle zaś, odwo-
łując się do warunków Wilsona, żądali co do przyna-
leżności terytorjów spornych głosowania według gmin.
W głosowaniu tern mają brać udział wszyscy mężczyźni
i kobiety, przynależący do państwa niemieckiego, któ-
rzy przekroczyli lat dwadzieścia i którzy dane gminy
zamieszkują lub na rok przed zawarciem pokoju za-
mieszkiwali. Głosowanie ma być tajne. Wszystkie woj-
ska mają być oddalone z terytorjów spornych, a zarząd
terytorjów aż do ukończenia głosowania ma być pod-
dany władzy złożonej z państw neutralnych. Zażądali,
aby traktat pokojowy zaręczał opiekę mniejszościom
narodowym.
Dnia 5 czerwca Paderewski wezwany został na po-
siedzenie Rady najwyższej, gdzie Lloyd George oświad-
czył mu, że postanowiono przyznać Niemcom pewne
ustępstwa terytorjalne na granicy zachodniej, a w szcze-
gólności w powiecie lemborskim i na Śląsku, a oprócz
tego los Górnego Śląska ma być rozstrzygnięty przez
plebiscyt. Paderewski, zapytany, godził się na pozosta-
wienie przy Niemcach niektórych wsi na granicy, prze-
ważnie niemieckich, które w poprzednim projekcie od-
dawano Polsce ze względów strategicznych ; wytoczył
natomiast wszystkie argumenty przeciw plebiscytowi
na Śląsku, w kraju teroryzowanym przez Niemców,
na którym dzięki biskupowi wrocławskiemu kardyna-
łowi Koppowi, Hindenburgowi i magnatom węglowym
ciąży jarzmo tłumiące wszelką wolność. Wtedy Lloyd
George w dłuższej mowie a we wielkiem podrażnieniu
wystąpił przeciw Polakom. Polska — mówił — powstała
80
z naszej krwi. Nikt przed wojną nie myślał o jej od-
budowaniu i sami Polacy nie łudzili się pod tym
względem. Trzeba było śmierci miljona siedmkroćstu-
tysięcy Francuzów i miljona Anglików, aby wskrzesić
państwo polskie! Nie! zbieracie tylko owoce zwycię-
stwa. Nie umieliście nawet tego uniknąć, aby jedni
z was nie walczyli przeciw drugim. I teraz chcielibyście
może, abyśmy dla was rozpoczęli drugą wojnę ? Tego
nie zrobimy. Oprócz tego zdradzacie na każdym kroku
plany imperjalistyczne i pragniecie anektować rosyjskie
obszary.
Paderewski, nie wdając się w polemikę, odczytał
dosłownie ostatnie uchwały Sejmu dotyczące Litwy,
Białorusi i Galicji wschodniej.
Lloyd George słuchał uważnie, potakując czasami,
poczem powiedział : To dobrze, to dobrze, nie wiedzia-
łem o tern.
Wilson zaproponował wkońcu, aby sporządzić mapę
granicznych obszarów i jeszcze raz przejść szczegółowo
linję zakreśloną w traktacie. Wśród dyskusji, jaka się
wywiązała, nastąpiło pewne złagodzenie dotychczaso-
wego napięcia. Wyznaczono komisję z trzech dla zba-
dania zmian możliwych. Zmiana polityki, którą Pade-
rewski przeprowadził na Sejmie, przyszła jednak zapóźno.
Wszystko nagliło, ażeby traktat jak najprędzej zawrzeć.
Pół roku już upłynęło od zawarcia rozejmu. Demobi-
lizacja wojsk postąpiła daleko. Dla spornych szczegó-
łów traktatu nikt nie poważyłby się powołać ludności
na nową wojnę. Budziły się obawy, ażeby Niemcy
w ostatniej chwili nie zerwały układów, podnosił się
głos, ażeby ich nie doprowadzać do rozpaczy w sprawie
polskiej, której interes na Konferencji stał na drugim
planie. Plebiscyt na Śląsku się utrzymał. Gdańska oraz
81
korytarza łączącego ich z Prusami wschodniemi Niemcy
nie otrzymali. Granicę zachodnią w szczegółach na ich
korzyść zmieniono.
Przesyłając Niemcom d. 17 czerwca postanowienia
Koalicji, Clemenceau wyjaśniał postanowienia odno-
szące się do Polski:
„Nie można powątpiewać o zamiarach mocarstw
sojuszniczych i sprzymierzonych, mianowicie iż biorą
za podstawę uregulowania spraw europejskich zasadę
uwolnienia gnębionych naiodów i utworzenia granic
narodowych, o ile możności według woli zaintereso-
wanych narodów, dając każdemu narodowi wszystkie
ułatwienia prowadzenia życia niezależnego narodowo
i ekonomicznie.
„Zastosowując te zasady, mocarstwa sojusznicze
i sprzymierzone powzięły uchwałę co do odbudowania
Polski, jako państwa niezależnego z wolnym i pewnym
dostępem do morza. Wszystkie terytorja, zamieszkałe
przez ludność niewątpliwie polską, zostały przy-
znane Polsce. Wszystkie terytorja, zamieszkałe przez
większość niemiecką, z wyjątkiem kilku izolowanych
miast i kolonij założonych na ziemiach niewątpliwie
polskich, zostały pozostawione Niemcom. Wszędzie,
gdzie wola ludu mogłaby być wątpliwa, przewidziano
plebiscyt.
„Miasto Gdańsk otrzyma konstytucję Wolnego Mia-
sta. Mieszkańcy będą mieli autonomję, nie będą pod
panowaniem polskiem i nie będą tworzyli części pań-
stwa polskiego. Polska otrzyma pewne prawa ekono-
miczne w Gdańsku. Miasto zostało odcięte od Niemiec,
ponieważ nie było innego sposobu dostarczenia Polsce
tego wolnego i pewnego dostępu do morza, które
Niemcy przyrzekli odstąpić.
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 6
82
„Kontrpropozycje niemieckie są w zupełnej sprzecz-
ności z podstawą, która została przyjęta dla zawarcia
pokoju. Przewidują one, że wielkie części ludności nie-
wątpliwie polskiej pozostaną nadal pod panowaniem
Niemiec. Odmawiają wolnego dostępu do morza naro-
dowi o przeszło dwudziestu miljonach mieszkańców.
Te kontrpropozycje nie mogą być przeto przyjęte przez
mocarstwa sojusznicze i sprzymierzone. Mimo to nota
niemiecka usprawiedliwiła poprawkę, która zostanie zro-
biona. Ze względu że Górny Śląsk, jakkolwiek za-
mieszkały przez większość polską w stosunku 2 : 1
(1,250.000 na 650.000 według censusu niemieckiego
z r. 1911), pragnie pozostać niemieckim, mocarstwa
godzą się, ażeby kwestja, czy Śląsk Górny ma być
częścią Niemiec czy Polski, została rozstrzygnięta przez
głosowanie samych mieszkańców."
Niemcy zmieniony w ten sposób projekt traktatu
ostatecznie przyjęły i w dniu 28 czerwca 1919 r. na
uroczystem posiedzeniu w Wersalu podpisano go,
a w imieniu Polski podpisali go także Dmowski i Pa-
derewski.
Nie dając Polsce stałych granic, Konferencja poko-
jowa natomiast równocześnie z głównym traktatem
wersalskim narzuciła jej d. 28 czerwca 1919 r. traktat
osobny dodatkowy, w którym zabezpieczyła różne prawa
narodowe i wyznaniowe Niemcom i żydom na obszarze
Polski, t. zw. prawa mniejszości narodowych. Narzuce-
niem tego traktatu wpływy wszechświatowe żydowskie
zemściły się na Polsce za kampanję, którą Dmowski
na czele narodowej demokracji przeciw żydom w Polsce
prowadził, i za odtrącenie porozumienia, o które się
do niego w Ameryce zwrócili. Clemenceau w liście do
Paderewskiego z dnia 24 czerwca usiłował rzecz zała-
83
godzić i wytłumaczyć, pisząc: „Punkta 10 i 12 (traktatu
o mniejszościach) odnoszą się specjalnie do obywateli
żydowskich państwa polskiego. Informacje, jakie główne
mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone posiadają
o stosunkach istniejących między żydami i innymi oby-
watelami polskimi, doprowadziły je do wniosku, że ze
względu na rozwój historyczny kwestji żydowskiej i na
wielkie rozjątrzenie, jakie ona wywołuje, wskazane
jest zapewnić żydom w Polsce odpowiednią specjalną
opiekę". Otrzymali ją nietylko w postanowieniach trak-
tatu, ale i w tern, że postanowienia te otrzymały zna-
czenie międzynarodowych i poddane zostały pod orze-
czenia Ligi narodów i Trybunału, do których każdy
członek Ligi, biorący w opiekę mniejszość w Polsce,
mógł się zwracać. Polska niepodległa przestawała nią
być naprawdę, skoro obce rządy pod łatwym pretekstem
mogły się do jej spraw wewnętrznych mieszać, skoro
obywatele państwa polskiego ze skargami swemi prze-
ciw rządowi mogli się do rządów obcych uciekać.
Przypominał się wiek XVIII ze sprawą dyssydentów.
Pozostaje pytanie, czy Polska przeciw narzuceniu tych
postanowień traktatem międzynarodowym nie mogła
się bronić uchwaleniem poprzednio ustawy konstytu-
cyjnej o prawach obywatelskich, której projekt opra-
cowany przez ankietę miała gotowy ? Myśl ta narzucała
się, lecz Rząd się na nią nie zdobył.
W traktacie dodatkowym zobowiązano także Polskę
do udzielenia państwom koalicyjnym wolnego transytu
przez polskie terytorjum na lat pięć oraz umiędzyna-
rodowiono Wisłę, zabraniając Polsce zamknąć ją dla
obcych okrętów lub nakładać na nie większe niż na
polskie okręty opłaty. Do obu tych postanowień przy-
6*
84
czynili się Czesi, bo wychodziły na ich przedewszyst-
kiem korzyść.
Wynik Konferencji pokojowej, Traktat wersalski,
wraz ze swoim dodatkiem, gdy o nim wiadomość do
Polski doszła, wywołał wrażenie przygnębiające. Ple-
biscyt w Prusach przedstawiał się beznadziejnie, na
Śląsku był wątpliwy; nie Gdańsk miał należeć do
Polski, lecz odwrotnie. Porównanie z Czechami dopeł-
niało goryczy. Czesi uzyskali granice sięgające poza
ich granice historyczne, uzyskali granice stałe, a w nich
miljony ludności niemieckiej i krocie ruskiej bez ple-
biscytów. Traktat o mniejszościach odczuto jako u po-
korzenie. Gdy przyszło do ratyfikacji, usposobienie
Sejmu i narodu polskiego dalekie było od entuzjazmu.
Paderewski napróżno starał się go obudzić, mówiąc:
„Gdy w Polsce nastała jasność wielka i gdy nawet
wróg odwieczny uznał naszą niepodległość i zgodził
się na oddanie znacznej części łupu... wtedy ludzie
zamiast się cieszyć, zamiast przyozdobić swoje domy
w dzień wesela, przystroić chorągwie zwycięstwa, od-
prawiać modły dziękczynne i śpiewać Hosanna radosne,
chodzą ponurzy jakby za pogrzebem, zwieszają posępni
swą stroskaną głowę... Do tych ludzi powinniśmy za-
wołać: Ocknijcie się ze snów schorzałych 1"
Miał w tern zapewne słuszność, ale zapominał, że
naród z hasłem niepodległości oswoił się już od roku
1916, że następnie hasło Polski zjednoczonej i niepod-
ległej dochodziło go z uroczystych oświadczeń Koalicji^
a z chwilą pogromu mocarstw rozbiorowych urzeczy-
wistniło się w wielkiej mierze. Brakło temu państwu
potrzebnych i uznanych granic. Tego uznania i okre-
ślenia oczekiwał naród właśnie od Konferencji poko-
jowej i w tern doznał zupełnego zawodu. Na zachodzie
85
granica jego była wątpliwa, na wschodzie zupełnie
otwarta. Odwołując się we wstępie traktatu do oświad-
czenia niepodległości Polski przez Rosję, Koalicja zda-
wała się nawet przemawiać za granicą etnograficzną
w oświadczeniu tern zawartą. Naród czuł, źe o granice
swoje będzie musiał stoczyć ciężką walkę, a nie był
wcale pewien jej wyniku. Od tego wyniku zależało
zaś, czy Polska będzie małem państewkiem, żyjącem
z łaski dwóch potężnych sąsiadów, czy też będzie wiel-
kim czynnikiem równowagi europejskiej. Czytając zaś
postanowienia traktatu o mniejszościach, zadawali so-
bie Polacy pytanie: czy to jest niepodległość?
Z żalem do Konferencji łączyło się nadto pytanie,
czy i o ile w tych postanowieniach traktatu zawinili
nasi delegaci w Paryżu, którzy pod przewodem Dmow-
skiego wykluczyli od udziału w Konferencji i jej ukła-
dach i pracach wszystkich, którzy nie hołdowali naro-
dowej demokracji, obiecując uzyskać na Konferencji
Polskę w granicach, które Dmowski nakreślił a Stani-
sław Grabski nakreślone na mapie po kraju rozwo-
ził. Na nich spadła tern samem odpowiedzialność za
wszystko, czego w traktacie brakło, i za to, co intere-
som i aspiracjom Polski się sprzeciwiało. Przypisując
sobie wyłącznie całą zasługę wskrzeszenia Polski przez
traktat, prowokowali swoją odpowiedzialność za jego
braki. Gdy przyszło do głosowania w Sejmie, czter-
dziestu jeden posłów oświadczyło się za wnioskiem posła
ludowców Rataja, że „ratyfikację traktatu odracza się
aż do uzgodnienia jego postanowień ze zasadą suwe-
renności państwa polskiego i ze zobowiązaniami, które
państwo polskie przyjęło w art. 97 traktatu z Niemcami".
Ale i referent większości, narodowy demokrata Głąbiń-
ski, oświadczając się za ratyfikacją traktatu, proponował
86
dodatkowe wezwanie do Rządu, ażeby się starał traktat
poprawić, w szczególności co do umiędzynarodowienia
Wisły i postanowień o mniejszościach narodowych.
Ratyfikację uchwalił Sejm 265 głosami.
Zajmując się układem z Rzeszą niemiecką, a tem
samem granicą jej z Polską, Konferencja zajmowała się
jednocześnie podziałem połączonych Austro Węgier mię-
dzy państwa ościenne, Włochy, Serbię, Rumunię i Polskę,
i wykrojeniem państwa czesko-słowackiego. Uchwały
swoje ubrała we formę traktatu zawartego w Saint
Germain en Laye dnia 10 września 1919 z obciętem
państewkiem niemiecko- austrjackiem, oraz traktatu za-
wartego w Trianon d. 4 czerwca 1920 r. z obciętemi
również Węgrami. Oba traktaty dotykały Polski bez-
pośrednio, bo Konferencja pokojowa miała w nich zde-
cydować o przyznaniu Polsce Galicji oraz rozstrzygnąć
spór między Polską a Czecho-Słowacją o Śląsk cie-
szyński, Orawę i Spisz.
Sprawa Śląska cieszyńskiego nie groziła z początku
zatargiem. Z chwilą rozkładu Austrji już d. 30 paź-
dziernika 1918 r. ludność polska utworzyła tu Radę
narodową, która ogłosiła przystąpienie do państwa pol-
skiego. Tak samo ludność czeska utworzyła swój Na-
rodny Vybor i ogłosiła swą przynależność do państwa
czeskiego. Pomiędzy temi dwoma organizacjami przy-
szedł jednak d. 5 listopada do skutku układ, mocą
którego powiaty bialski i cieszyński podlegać miały
Radzie polskiej, powiat frydecki Vyborowi czeskiemu,
a w powiecie frysztackim gminy z zarządem polskim
Radzie, a z zarządem czeskim Vyborowi. Układ ten
normujący nadto zgodnie sprawę kopalni i kolei że-
87
laznych, pozostał jako tymczasowy w mocy i zapew-
niał krajowi spokój.
Kiedy Konferencja pokojowa się zebrała, zarówno
Polacy jako też Czesi przedkładali jej memorjały, uza-
sadniając swoje żądania. Czesi jednak nie mając wi-
docznie zaufania w wygraną, a widząc, że wojsko pol-
skie zajęte było odpieraniem ataków ukraińskich na
Lwów i utarczkami na granicy Poznańskiego, a goto-
wało się do pochodu na Litwę, postanowili z tego
skorzystać i zająć Cieszyn. Armja ich, zorganizowana
we Francji, tak samo jak polska, powróciła spiesznie
do kraju, dowodzona w części przez oficerów Francu-
zów. Uzyskawszy ich poparcie, d. 23 stycznia 1919 r.
0 godzinie jedenastej rano Czesi zażądali od dowódcy
okręgu wojskowego polskiego, pułkownika Latinika,
opróżnienia Śląska cieszyńskiego aż po rzekę Białą.
Gdy Latinik zażądał zwłoki dla porozumienia się z Na-
czelnem dowództwem, zostawiono mu czas do godziny
pierwszej po południu, ale łamiąc to nieporozumienie,
już przed godziną dwunastą oddziały czeskie zaatako-
wały dworzec w Boguminie. Oddziały polskie cofały
się walcząc, ustąpiły z Cieszyna, ale d. 30 stycznia
potyczka pod Skoczowem wypadła na ich korzyść.
Rząd polski protestował przeciw napadowi czeskiemu
1 zwrócił się do Koalicji o interwencję.
Walka ta była nie na rękę Koalicji, a zwłaszcza
Francji, która chciała mieć za sobą i Polskę i Czechy.
Dlatego Konferencja, obradująca już w Paryżu, zapo-
średniczyła d. 1 lutego ugodę, mocą której aż do po-
wzięcia ostatecznej decyzji część linji kolejowej między
północną częścią Cieszyna a okręgiem górniczym po-
zostawiono okupacji czeskiej, a część linji południowej,
poczynając od Cieszyna, włącznie z miastem Cieszy-
88
nem aż do Jabłonkowa włącznie, okupacji polskiej.
W Cieszynie ustanowiono Komisję międzyaljancką, która
miała pilnować ugody i zebrać materjały dla Rady
najwyższej do ostatecznej decyzji. Ugoda ta była dla
nas niekorzystna, bo okręg polski i kopalnie węgla
w Karwinie oddawała Czechom i tworzyła niebezpieczny
precedens. Podpisał ją jednakże, nie orjentując się,
Dmowski, a Stanisław Grabski tłumaczył go, że tele-
gramów jego z Polski do Dmowskiego z informacjami
od 18 grudnia nie wysyłano.
I tej jednak ugody Czesi nie dotrzymali, lecz d. 23
lutego uderzyli na cały front polski. Brygadjer Latinik
odparł ten atak, i w ugodzie z d. 25 lutego uzyskał
utrzymanie zarządu cywilnego na wszystkie gminy
objęte umową z dnia 5 listopada 1918 r. oraz cofnię-
cie się wojsk czeskich na linję demarkacyjną oznaczoną
ugodą z dnia 1 lutego i zaprzestanie walki, poczem
wkroczył do Cieszyna.
Koalicja dokładała wszelkich usiłowań, ażeby sprawę
załagodzić i przynagliła obie strony, aby ją załatwiły
we wzajemnem porozumieniu. W lipcu 1919 r. zebrała
się istotnie w Krakowie osobna konferencja pokojowa
polsko-czeska, która jednak do porozumienia nie dopro-
wadziła. Rada najwyższa musiała rozstrzygać i po wysłu-
chaniu delegatów polskich i czeskich d. 11 września
po podpisaniu traktatu z Austrją postanowiła los Śląska,
Spiszą i Orawy poruczyć plebiscytowi, i postanowienie
to ogłosiła d. 27 września 1919 roku. Sprawa została
odroczona.
Wrogie wobec nas stanowisko Czech nie ograni-
czyło się jednak do Śląska cieszyńskiego. Czesi w cza-
sie wojny proklamowali związek swój ze Słowacją wę-
gierską i występując jako Czecho-Słowacy, uzyskali
89
przyznanie im całego kraju zamieszkałego przez Sło-
waków na północnych Węgrzech. Stali się przeto na-
szymi sąsiadami na naszej południowej granicy karpac-
kiej i chcieli posiąść także powiaty Orawy i Spiszą,
zamieszkałe przez ludność polską i grawitujące do Pol-
ski. Ponad te sprawy lokalne wybijała się jednak, o czem
już mówiliśmy wyżej, sprawa korytarza do Rosji przez
Galicję wschodnią. Potrzebny im był dla ekspansji eko-
nomicznej, odpowiadał ich pragnieniu związania się
i oparcia o Rosję. Dlatego uzyskali od Koalicji mandat
do administracji Rusią węgierską zakarpacką, a wytę-
żyli wszystkie siły, ażeby granicząca z nią Ruś gali-
cyjska odpadła od Polski.
Nad pozyskaniem takiego sąsiada dla Polski pra-
cował od lat najgorliwiej Dmowski. Dla niego monarchja
austrjacko-węgierska była przedmiotem osobliwszej nie-
nawiści. Wpływ jej na dusze Polaków galicyjskich na-
pełniał go wstrętem, zapewne nie mniejszym niż ten,
jakim Polaków wychowanych na wolności i kulturze
Zachodu napełniał wpływ rosyjski na duszę niejednego
z Polaków z pod rosyjskiego zaboru. Nie można się
nikomu dziwić, że wyzwolenie ludów znajdujących się
pod panowaniem Niemców austrjackich i Węgrów uwa-
żał za rzecz słuszną i pożądaną. Dmowski szedł jednak
dalej. Dawno już — tak twierdził — zrozumiałem, że
niepodległej Polski nie będzie bez rozwalenia przesta-
rzałej budowy państwa austrjacko- węgierskiego i od-
dawna w swem działaniu politycznem tym celem się
kierowałem. Memorjały jego w połowie tylko zajmo-
wały się sprawą polską, w drugiej zaś połowie ko-
niecznością rozbicia Austro Węgier. Koalicja nie odrazu
na to się zdecydowała. Wielu politykom koalicyjnym
zdawało się, że Austro-Węgry, sparzywszy się na so-
90
juszu z Niemcami, odgrodzone przez Polskę od Rosji,
pójdą razem z Polską i od Niemiec się stanowczo od-
suną. W Polsce nie brakło też polityków, którzy w utrzy-
maniu Austro- Węgier widzieli ochronę przed zgniece-
niem nas przez Niemcy i Rosję. Stało się inaczej. Austrja
została rozbita, Dmowski tryumfował, bo praca jego
nad utworzeniem państwa czesko-słowackiego została
uwieńczona skutkiem. Polska na swojej południowej
granicy zyskała państwo, które do Rosji wyciągało ręce
przez naszą Ruś Czerwoną i oddanie jej Ukraińcom
na Konferencji pokojowej popierało gorliwie.
Na obszarze tego nieszczęśliwego kraju w działa-
niach wojennych nagle odwróciła się karta. Koalicja,
odwołując się do przyrzeczenia danego przez Pade-
rewskiego, zmusiła Rząd polski do odwołania armji
Hallera, a Ukraińcy spostrzegłszy to i skorzystawszy
z tego, przeszli do ofensywy. Siły ich, zwiększone
licznemi zastępami Bolszewików, uderzyły w połowie
czerwca na Galicję, zdobyły Brody i Brzeżany i zagro-
ziły Lwowowi, szerząc wszędzie mord i grabież lud-
ności polskiej. Wówczas dopiero Koalicja zrozu-
miała, że cofając od walki z Ukraińcami armję Hallera,
otwarła drogę najazdowi Bolszewików. Pod tym wpły-
wem nareszcie Rada najwyższa uchwałą z dnia 25
czerwca upoważniła Rząd polski do zajęcia wojskiem
Galicji wschodniej aż do rzeki Zbrucza, t. j. dawnej
granicy rosyjskiej, i do użycia w tym celu armji Hal-
lera. Zarazem upoważniła go do zaprowadzenia rządu
cywilnego w Galicji wschodniej po zawarciu z mocar-
stwami Koalicji umowy, której postanowienia mają za-
bezpieczyć, o ile można, autonomję terytorjum oraz
wolności polityczne, religijne i osobiste jego mieszkań-
ców. Układ ten będzie się opierał na prawie wolnego
91
postanowienia, które wykonają mieszkańcy Galicji
wschodniej co do ich przynależności politycznej. Czas,
w którym to prawo będzie wykonane, zostanie wyzna-
czony przez mocarstwa Koalicji, albo przez organ, któ-
remu mogą delegować to prawo. Redakcja tej umowy
będzie poruczona Komisji do spraw polskich i zrewi-
dowana przez Komitet redakcyjny.
Otrzymawszy pozwolenie użycia armji Hallera, Po-
lacy prędko uporali się z zadaniem. Złamawszy najazd
bolszewicko-ukraiński, już d. 15 lipca zajęli Tarnopol,
oswobodzili resztę Galicji i przywrócili w niej dawną
administrację.
Trudniej o wiele przyszło Polsce uporać się z Koa-
licją w sprawie autonomji i przynależności wschodniej
Galicji, bo wobec wojny domowej toczącej się tak
długo nie mogła bronić się argumentem, że ludność
tamtejsza ruska pragnie do Polski należeć.
Komisja do spraw polskich wezwała delegatów
polskich na swe posiedzenie, i oznajmiwszy im posta-
nowienia Rady najwyższej, zażądała, aby się wypowie-
dzieli w sprawie Statutu dla Galicji wschodniej. Dele-
gaci zaprotestowali przeciw zasadzie oddania Galicji
wschodniej Polsce tylko we władanie czasowe i wyka-
zywali wszystkie złe jego strony i następstwa. Usły-
szeli, że sprawa już jest przesądzona uchwałą Rady
najwyższej. Wobec tego przystąpili z pomocą eksper-
tów do opracowania projektu t. zw. Statutu dla Ga-
licji wschodniej i wręczyli go d. 5 lipca na posiedze-
niu Komisji, dając ustne wyjaśnienia. Projekt nadawał
Galicji wschodniej osobny Sejm z szeroką kompetencją
ustawodawczą i osobny zarząd pod Namiestnikiem
mianowanym przez Naczelnika państwa polskiego,
zastrzegał równouprawnienie języka ruskiego z polskim,
a przyznawał państwu polskiemu prawo zaprowadzenia
obowiązkowej służby wojskowej. Znaczenie tego pro-
jektu leżało jednak nie w zapewnieniu Galicji wschod-
niej szerokiej autonomji, lecz w postanowieniu, że Sejm
jej wychodzić będzie z wyborów powszechnych i pro-
porcjonalnych, co wobec wielkiej przewagi liczebnej
ludności ruskiej ludność polską oddawało pod władzę
Rusinów. Narodowi demokraci, którzy za czasów
austrjackich ugodzie Polaków z Rusinami, nadającej
Rusinom szersze prawa, ale zostawiającej przy Pola-
kach większość i władzę, stawiali nieprzeparte prze-
szkody pod hasłem polonizacji, teraz decydowali się
przyłożyć rękę do ugruntowania przewagi Rusinów.
Gdy wieść o takim projekcie doszła do Lwowa,
wywołała przerażenie. Wysłano osobną delegację do
Paryża, złożoną z narodowego demokraty Skarbka,
z socjalisty Lowenherza i ludowca Dąbskiego. Delegaci
przybywszy do Paryża, nie poprawili projektu, lecz li-
cząc się z jego koniecznością, starali się szkodliwość
jego terytorjalnie ograniczyć. Skarbek, który wszystkie
sprawy doprowadzał zwykle ad absurdum, żądał po-
sunięcia granicy jak najdalej na zachód, tak aby w tej
autonomicznej Galicji było conaj mniej tyle ludności
polskiej, co ruskiej, t. j. rozciągnięcia Statutu na całą
Galicję. Dmowski biorąc rzecz serjo, żądał, aby gra-
nica Galicji wschodniej była posunięta najdalej na
wschód, a przez to najmniej ludności polskiej podle-
gało rządom ruskim. Gdy wysłańcy lwowscy wyjechali,
Dmowski na naradzie z członkami Komitetu d. 5 sierp-
nia przeprowadził wniosek, ażeby granica posunięta
była na wschód od Przemyśla, i za taką granicą na
posiedzeniu Komisji do spraw polskich się oświadczył.
Wysłańcy lwowscy powrócili do Paryża i w drugiej
93
połowie sierpnia rozprawiali znów nad całą sprawą,
a głównie nad sprawą granicy Galicji autonomicznej.
Gdy jednak otrzymali wiadomość, że wnioski Komisji
do spraw polskich lada dzień mogą wejść na porzą-
dek dzienny Rady najwyższej i że sprawa granicy jest
przesądzona, postanowili skoncentrować wszystkie siły
do obalenia zasady tymczasowości rządów polskich
w Galicji wschodniej. Dmowski w piśmie do przewod-
niczącego konferencji w d. 25 sierpnia wykazywał
wszystkie złe następstwa takiego postanowienia, a wy-
słańcy ze Lwowa uczynili to samo w piśmie do sekre-
tarjatu Konferencji.
Niespodzianie na posiedzeniu Rady najwyższej przed
samą decyzją objawiła się różnica zdań. Odłożono
sprawę i dopiero w listopadzie Komisja do spraw pol-
skich ponownie zajęła się Statutem i nowy projekt
jego opracowała. Wezwano delegatów polskich do wy-
powiedzenia się, a ponieważ Dmowski zachorował,
a Paderewski nie mógł opuszczać Warszawy, zastępo-
wali Polskę jako delegaci Władysław Grabski i Patek.
Dnia 20 listopada na posiedzeniu Rady najwyższej za-
atakowali tymczasowość, ale bez skutku, a decyzja
Rady zapadła d. 21 listopada.
Mocarstwa dają Polsce, a Polska przyjmuje mandat
zorganizowania i rządzenia w okresie dwudziestu pięciu
lat obszarem autonomicznym Galicji wschodniej, któ-
iego granica zachodnia pozostawiać miała przy Polsce
powiaty Cieszanów, Jarosław, Przemyśl, Dobromil i Li-
sko. Mandat ten wykonywać będzie Polska pod kontrolą
Ligi narodów, która po upływie dwudziestu pięciu lat
będzie miała pełne prawo utrzymać go nadal, poddać
rewizji lub zmienić. W dalszych postanowieniach traktat
określał dość szczegółowo zasady autonomji, pomy-
94
sianej bardzo szeroko, tak źe niewiele spraw pozo-
stawało dla państwa polskiego. Ustawodawstwo w spra-
wach oddanych autonomji służyć miało Sejmowi ga-
licyjskiemu z ograniczonem prawem veta Namiestnika
galicyjskiego. Namiestnikowi temu, którego Naczelnik
państwa miał prawo mianować i odwołać, traktat od-
dawał całą władzę wykonawczą w sprawach autono-
micznych, a sprawować ją miał przez ministrów, któ-
rych mianował, a którzy przed Sejmem mieli odpowiadać,
W sprawach niezastrzeżonych autonomji podlegać miała
Galicja wschodnia Sejmowi i władzom naczelnym
państwa polskiego, a przez posłów swoich brać udział
w Sejmie, mieć osobnego ministra w rządzie polskim
i osobnych urzędników w ministerstwach. Najwyższym
trybunałem dla Galicji miał być trybunał lwowski.
Sprawy wojskowe i reprezentację zewnętrzną zostawiał
traktat Polsce, ale i w tern ograniczał ją, zastrzegając,
że z kontyngentu wojskowego w Galicji będą utwo-
rzone specjalne formacje, które w czasie pokoju będą
stały w Galicji, a w czasie wojny będą mogły być
użyte przez Rząd polski do obrony granic terytorjum
narodowego.
Po latach dwudziestu pięciu mandatu polskiego,
wykonywanego pod koTitrolą Ligi narodów, a rządów
większości ruskiej, los tego kraju zgóry był przesą-
dzony. Rządowi warszawskiemu nie pozostało nic in-
nego, jak starać się o odroczenie sprawy, i rzecz niespo-
dziewanie się udała. Delegat Patek udał się dnia 9
grudnia do przewodniczącego Konferencji Clemenceau
i przedłożył mu prośbę osobiście, zaś Dmowski następ-
nego dnia wysłał do Konferencji pismo, w którem
przedstawił, źe proponowane urządzenie stanie się
źródłem zamętu w Galicji wschodniej a zagrozi pokojowi
95
na Wschodzie. Clemenceau dał się przekonać, a przy
sposobności wyjazdu do Londynu uzyskał zgodę Lloyd
Oeorgea, tak że d. 22 grudnia Delegacja polska otrzy-
mała zawiadomienie, że wykonanie postanowienia, da-
jącego Polsce mandat dwudziestopięcioletni na Galicję
wschodnią, zostało zawieszone i że sprawa będzie
w przyszłości ponownie rozważona.
Nie dalej doprowadziła delegacja polska w sprawie
określenia granicy mającej dzielić Polskę od Rosji.
Konferencja nie śmiała wyjść poza granicę etnogra-
ficzną, ale nie śpieszyła się też z jej ustanowieniem,
bo położenie na obszarze wojennym na wschodzie
w ciągu roku się nie wyjaśniło. Kontrrewolucja nie
osiągała zwycięstwa, które zapowiadała, a rządy bol-
szewickie, z któremi Koalicja zerwała stosunki, utrwa-
lały się. Wojsko polskie, zająwszy w kwietniu Wilno,
Baranowicze i Orany, w maju posunęło się do Bere-
zyny i zajęło Święciany, na południu zaś Łuck, docie-
rając do Styru, na Polesiu w lipcu dotarło do Łunińca.
W grudniu 1919 zajęło całą granicę wytkniętą przez
Dmowskiego i organizując się, umacniało się na niej.
Dalsze zwlekanie z oznaczeniem granicy, które Kon-
ferencja zapowiedziała w traktacie wersalskim, stało się
kompromitującem dla Konferencji i dlatego Rada naj-
wyższa wzięła nareszcie pod obrady projekt uchwalony
przez Komisję dla spraw polskich jeszcze w kwietniu,
i dnia 8 grudnia 1919 roku wydała decyzję następu-
jącą: „Uznając, że należy przerwać jak najprędzej stan
obecny niepewności politycznej, w którym' się znajduje
naród polski, i nie przesądzając postanowień później-
szych, które ustalą ostateczne granice wschodnie Polski,
główne mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone
oświadczają, iż przyznają od tej chwili Rządowi pol-
96
skiemu prawo... do organizacji prawidłowej administracji
terytorjów dawnego cesarstwa rosyjskiego, położonych
na zachód od linji poniżej opisanej". Linja ta obejmo-
wała Królestwo polskie kongresowe z wyjątkiem pół-
nocnej części gubernji suwalskiej, zaludnionej przez
Litwinów, a natomiast trzy powiaty polskie gubernji
grodzieńskiej: białostocki, bielski i sokolski. Była to
więc granica ściśle etnograficzna, zwana od jego autora
linją Courzona.
Dla Polski decyzja ta miała o tyle mniejsze zna-
czenie, że wojsko polskie stało nad Berezyną i Dźwiną
i stamtąd nie myślało się cofać wskutek nakazu Koalicji.
Czytając w tej decyzji, że Koalicja nie przesądza posta-
nowień późniejszych, któremi określi ostateczne granice
wschodnie Polski, Polacy wiedzieli, że ta decyzja zależeć
będzie od wyniku ich walki z Rosją.
III
ROZSTRÓJ
Wszechwładny Sejm.
Rząd wobec Konstytucji,
wobec Reformy rolnej,
wobec aprowizacji,
wobec administracji.
Ordynacja wyborcza, którą dekretem z dnia 28 listo-
pada 191& wydał Piłsudski, ustanawiając okręgi wy-
borcze, objęła niemi przyszłe granice państwa polskiego,
jakich spodziewano się po Konferencji pokojowej, nie
sięgnęła jednak na Litwę historyczną i na Ruś połud-
niową. Na ziemiach dawnego zaboru rosyjskiego usta-
nowiła 34 okręgi, położone w granicach Królestwa
kongresowego, z wyjątkiem północnych powiatów gu-
bernji augustowskiej, zamieszkałej przez Litwinów,
a natomiast z dodatkiem okręgów Białystok i Bielsk
na Podlasiu, zamieszkałych przez ludność polską. Zie-
mię dawnego zaboru austrjackiego, t. j. Galicję, a nadto
Śląsk cieszyński ordynacja dzieliła na okręgi 35—59;
licząc się jednak z tern, że w okręgach wschodnich
47—59, zajętych wojną z Ukraińcami, wybory odbyć
się nie mogą, powołała do Sejmu posłów polskich do
byłej austrjackiej Izby posłów, nie przyznając tern sa-
mem tego prawa licznym posłom ruskim. W mieście
Lwowie, gdzie dwa mandaty były opróżnione, zarzą-
dziła wybory uzupełniające. Ziemie zaboru pruskiego
dzieliła na okręgi 60—70, obejmując niemi oprócz pro-
wincji poznańskiej i zachodnio-pruskiej, także powiaty :
lemborski, słupski i bytomski na Pomorzu pruskiem,
Wskrzeszenie Państwa Polskiego
7
98
tworzyła dalej okręg olsztyński z jedenastu powiatów
Prus wschodnich, a wreszcie Śląsk Górny z okręgami :
Opole, Bytom i Katowice. Dysponując tak okręgami
in partibus infidelium w zaborze pruskim, ordynacja
nie sięgała w podobny sposób w głąb Litwy, Wołynia
i Ukrainy, bynajmniej jednak nie dlatego, żeby się ich
zrzec miała. Nikt goręcej od Piłsudskiego, urodzonego
na Litwie, nie pożądał jej przyłączenia do państwa pol-
skiego; sądził jednak, jak to wyżej już przedstawiliśmy,
że cel ten można osiągnąć tylko na zasadzie histo-
rycznej unji państwa polskiego z państwem litewskiem
czy ukraińskiem, i dlatego ich mieszkańców do wyboru
posłów na Sejm polski nie powoływał. Ziemie pod-
laskie, Białystok i Bielsk, oraz ziemie czerwono- ruskie
wchodziły niegdyś w skład Korony, nie miał więc skru-
pułu do państwa polskiego i do Sejmu je wciągnąć.
Łatwiej jednak było granice państwa polskiego
w ten sposób zakreślić, niż, nie mając armji, zaraz je
zająć i wybory na nich przeprowadzić. Wybory wyzna-
czone na dzień 26 stycznia 1919 r. nie mogły odbyć
się na całym tym obszarze. Ze zaboru pruskiego tylko
powiaty poznańskie, i to nie wszystkie, znajdowały się
w rękach polskich, bo na granicy ich Niemcy, opierając
się, toczyli jeszcze potyczki. Dlatego dekret z 7 lutego
przyznał Polakom mającym mandat poselski do parla-
mentu Rzeszy niemieckiej prawo do udziału w Sejmie,
zaś ustawą z dnia 5 kwietnia Sejm, zmieniając nieco
ordynację wyborczą, ustanowił w Poznańskiem cztery
okręgi, w których zaraz zarządzono wybory. Na Śląsku
cieszyńskim najazd czeski przeszkodził dokonaniu wy-
borów, a Sejm, zaradzając temu, uznał 4 marca za
posłów tych, którzy postawieni byli jako kandydaci
na pierwszej polskiej liście w okręgu cieszyńskim. Do
99
wyborów w Prusach zachodnich i na Śląsku Górnym
przyszło dopiero po przyznaniu ich Polsce i po objęciu
ich przez władzę polską. Natomiast po zajęciu Podlasia
zarządzono wybory w Białymstoku i Bielsku na dzień
15 czerwca 1919 r.
Pierwszy Sejm polski pod względem narodowym
przedstawiał się bardzo jednolicie, bo nie weszli do
niego Rusini, mało Niemców, a żydzi, rozbici na różne
stronnictwa, wybrali tylko kilku posłów.
Prawo wyborcze, przyznane wszystkim obywatelom
państwa, liczącym 21 lat, mężczyznom i kobietom,
równe, bezpośrednie i tajne, oddawało wszystkie man-
daty w ręce najszerszych warstw ludowych na wsi czy
w mieście, a utworzenie wielkich okręgów wyborczych
i utopienie w nich miast, z wyjątkiem Warszawy, od-
dawało trzy czwarte mandatów w ręce ludności wło-
ściańskiej. W społeczeństwach zachodnich, w których
szerokie masy ludności stoją na wyższym poziomie
kultury i przeszły długą i wspólną szkołę życia poli-
tycznego, przy podobnej ordynacji wyborczej wychodzi
z wyborów kilka stronnictw demokratycznych, oddzie-
lających się od siebie wyraźnym programem politycznym
i socjalnym. W Polsce ordynacja wyborcza, przyznająca
prawo wyborcze ogromnej liczbie analfabetów i war-
stwom stojącym wogóle nisko pod względem kultury
i wykształcenia politycznego, wydała posłów, którzy
w większości swojej nie dorośli do swojego zadania
i nie mieli o państwie, o jego celach i o jego budowie
żadnego pojęcia. Dostępni byli natomiast najbliższym
sobie i swojej warstwie społecznej interesom i pożą-
daniom. Do urny wyborczej przystąpiły nadto warstwy
te rozdzielone od siebie odmiennością swoich losów,
stosunków i urządzeń w każdym z trzech zaborów.
7*.
100
Żadne ze stronnictw klasowych nie było w stanie sku-
pić do wspólnego programu i do wspólnej akcji swoich
zwolenników ze wszystkich trzech dzielnic. Dodatkowe
wybory z ziem łączących się z państwem przynosiły
przyrost istniejącym w Sejmie stronnictwom w nie-
równym stopniu, tak że liczba posłów w różnych stron-
nictwach zmieniała się i trudno ją ściśle obliczyć.2
Największą liczbę posłów, bó większość Sejmu mogli
wybrać włościanie, gdyby szli razem, ale tak nie było.
Pod hasłem klasowem włościanie wybrali tylko nieco
więcej niż czwartą część Sejmu, bo liczne głosy wło-
ściańskie, mianowicie robotników rolnych, padły na
inne stronnictwa. Ludowcy wybrani do Sejmu rozbili
się nadto na kilka stronnictw. Z tych przeszło 80 gło-
sów liczyło stronnictwo ludowe umiarkowane, oparte
na włościanach posiadających większe gospodarstwa,
zwane Piastowcami, rekrutujące się głównie z Galicji
zachodniej, najwięcej politycznie w Sejmie galicyjskim
i w austrjackiej Radzie państwa wyrobione, pod wodzą
Witosa. Obok niego a często przeciw niemu stało
stronnictwo ludowców radykalne, zowiące się Wyzwo-
leniem, liczące dwadzieścia kilka głosów, rekrutujące
się z Królestwa, popierane przez małą frakcję Stapiń-
skiego z Galicji. Pod hasłem klasowem robotniczem
występowała Polska partja socjalistyczna z 35 głosami,
i Narodowa partja robotnicza z 29 głosami, pierwsza
głównie z Galicji, druga z zaboru pruskiego. Istniało
też małe stronnictwo mieszczańskie, umiarkowane, pod
wodzą Rosseta.
Naprzeciw tych stronnictw klasowych stanęła naro-
dowa demokracja, która interes państwa i narodu wy-
sunęła na czoło swego programu, oparta głównie na
inteligencji, która jednak dla konkurencji z tamtemi,
101
szczerze czy nieszczerze, przyjmowała wiele z ich po-
stulatów, a wyzyskując poczucie narodowe, o ile istniało
w masach, potęgowała je do walki z socjalistami i ra-
dykałami ludowymi, których odsądzała od narodowości
polskiej, a przedewszystkiem do walki z Żydami, Niem-
cami i Rusinami. Z programem tym demagogicznym
powiodło się jej uzyskać znaczną liczbę mandatów.
Nie występowała jednak jednolicie, lecz podzielona na
trzy stronnictwa: właściwą narodową demokrację, zo-
wiącą się Związkiem ludowo-narodowym, liczącą około
70 głosów, słuchającą Dmowskiego, dalej Narodowe
Zjednoczenie ludowe, liczące również około 70 głosów
pod wodzą Skulskiego i Chrześcijańską demokrację,
liczącą około 30 głosów pod wodzą ks. Adamskiego.
Rozdzielały je nietyle różnice programu, ile ambicje
przywódców. Odbijała się od nich wstrętem dó dema-
gogji mała, bo tylko 15 głosów licząca, grupa posłów
polskich ze wschodniej Galicji, złożona z konserwaty-
stów i demokratów, posłujących przedtem do wiedeń-
skiej Rady państwa, zowiąca się Klubem pracy konstytu-
cyjnej pod wodzą Federowicza, potem Baworowskiego,
a odgrywająca w Sejmie nieraz rolę języczka u wagi.
Niemców liczył Sejm 8, Żydów rozbitych na różne
frakcje 10. Rusinów jeszcze nie miał. Żadne stron-
nictwo nie miało większości. Stronnictwa zbliżone do
siebie programowo, a mianowicie socjalistów i radykal-
nych ludowców, nie miały razem większości, grupy
narodowo- demokratyczne nie miały jej także, ludowcy
nawet razem wzięci tern mniej. O większości związanej
ze sobą wspólnym programem politycznym i socjalnym,
któraby w uchwałach Sejmu mogła go przeprowadzać
i wydać ze siebie Rząd jednolity, nie było mowy. Zja-
wiła się pokusa tworzenia Rządu parlamentarnego na
102
podstawie związku kilku stronnictw tworzących w Sej-
mie razem większość i delegujących do Rządu swoich
członków według liczby posłów należących do stron-
nictwa. Szukano dla niego chwilowych kompromisów.
Rząd taki, niezłączony ze sobą naprawdę programem
wspólnym, nie miał warunków trwałości, bo każda
ważniejsza sprawa, wywołując sprzeczne żądania stron-
nictw wchodzących w skład koalicji, osłabiała i rozbi-
jała Rząd. Pokusa dostania się do władzy i uzyskania
choćby na krótki czas wpływu na administrację i róż-
nych korzyści dla stronnictwa i dla jego wyborców była
jednak tak silna, że próby tworzenia takiego Rządu
i kompromisów programowych pojawiały się nieustan-
nie. Najwięcej około tego zabiegali Piastowcy, ofiarując
się innym stronnictwom, byle tylko osiągnąć udział
w Rządzie i z niego korzystać a ambicję przywódcy
swego Witosa zaspokoić. Przesileniom gabinetowym
całkowitym lub częściowym nie było końca. Stronni-
ctwa rozdzielały się ciągle i łączyły. Wielu posłów
przechodziło z jednego do drugiego.
Był jeden sposób zaradzenia złemu : utworzenie
Rządu nieparlamentarnego, złożonego z dzielnych lu-
dzi, któryby postawił sobie za zadanie przeprowadzać
rzeczy najniezbędniejśze, a w szczególności budowę
państwa, a odłożyć na później wszystko to, co stronni-
ctwa mogło dzielić i walkę wewnętrzną zaostrzać. Rząd
taki musiałby jednak mieć pewne oparcie o najwyższy
czynnik w państwie, a więc w Polsce o Naczelnika
państwa, a Naczelnik państwa musiałby mieć prawo
veta i prawo rozwiązania Sejmu i jednem i drugiern
móc grozić. Im niższy jednak był poziom ogółu po-
słów pierwszego Sejmu, tern większy był ich wstręt
przed takim Rządem, któryby postulaty klasowe odłożył
103
na rzecz postulatów państwa. Dlatego w tak zwanej
„Malej konstytucji" Naczelnikowi państwa odebrano
wszelką samodzielność i zredukowano go oprócz re-
prezentacji do prostego narzędzia i wykonawcy woli
sejmowej. Idea wszechwładzy Sejmu zjawiła się w krań-
cowej swojej postaci, jako następstwo krańcowej rów-
nież ordynacji wyborczej. Uchwała Sejmu nie ulegała
żadnej korekturze; ogłoszona z podpisem nie Naczel-
nika państwa, lecz Marszałka Sejmu, stawała się ustawą.
Rząd pozbawiony był istotnego wpływu na ustawo-
dawstwo, bo nie mógł grozić, że uchwały nie poda do
sankcji, skoro sankcji takiej nie było. Gorszą jeszcze
było rzeczą, że Sejm wszechwładzę swoją rozciągał na
całą administrację, że każde stronnictwo, a nawet po-
jedynczy posłowie uważali się za uprawnionych żądać
od Rządu, od ministrów i od urzędników najrozmaitszych
rzeczy, zwykle mimo ustawy i przeciw ustawie, a jeżeli
Rząd lub minister żądania tego nie spełniał, grozić mu
opozycją w Sejmie, urzędnikowi przeniesieniem lub
dymisją. Ministrowie stawali się pionkami w rękach
stronnictw i posłów, a administracja rozstrajała się
w swoich zawiązkach. Ustawy, pisane tak, że decyzję
w najważniejszych dla jednostek sprawach pozosta-
wiały swobodnemu uznaniu urzędnika, otwierały drogę
protekcji i korupcji.
Wobec takiego wszechwładnego Sejmu stał z gabi-
netem swoim Paderewski, i nie zdając sobie zupełnie
sprawy z tego, czem jest owa wszechwładza i jakie
skutki musi sprowadzić dla państwa, poddał się jej
bez wahania i bez próby oporu. Wszechwładza Sejmu
odpowiadała nawet może jego idealistycznym poglądom
na świat, a wartość ludzi oceniał niestety według siebie,
104
przypuszczając w nich ten sam charakter, to samo go-
rące patrjotyczne uczucie i poświęcenie dla ojczyzny.
Poddając się bezwzględnie woli Sejmu, on i jego ko-
ledzy w Rządzie wyrzekli się zamiaru prowadzenia
Sejmu i tego zadania, jakie ma Rząd do spełnienia
wobec Sejmu, t. j. inicjatywy ustawodawczej. W naj-
ważniejszych kwestjach czekali, co im powie i co im
każe zrobić Sejm. To ukorzenie się przed wolą Sejmu
było gestem bardzo pięknym, dopóki przebieg spraw
nie doprowadził samego Sejmu do poczucia, źe mu
brak w Rządzie współpracy ustawodawczej, potrzebnej
i koniecznej, a wówczas piękny gest zamieniał się na
kompromitację. Objawiło się to w całym szeregu spraw,
z pośród których, nie pisząc szczegółowej historji Sejmu,
ograniczymy się do kilku najważniejszych.
Objąwszy ster rządów, Paderewski zgodnie z opinją
publiczną rozumiał, że najważniejszem zadaniem Sejmu
jest uchwalenie i nadanie państwu konstytucji. Po-
trzeba było stworzyć podstawy, na których i w obrę-
bie których miała działać ustawodawcza władza sej-
mowa, potrzeba było postawić zrąb ustroju państwa,
któryby zbierające się razem dzielnice rozbiorowe ujął
w jedną całość. Poczucie potrzeby takiej konstytucji
wystąpiło na jaw już za czasów rządów Regencji
i objawiło się opracowaniem bardzo obszernego pro-
jektu, opartego oczywiście na zasadzie monarchicznej.
Po upadku mocarstw centralnych rząd Świeżyńskiego
zajął się znów projektami konstytucji, opartemi na za-
sadzie republikańskiej, i trzy takie projekty przyszły
do skutku. Jeden opracował Dr Buzek, biorąc za wzór
konstytucję Stanów Zjednoczonych Ameryki północnej.
105
Drugi projekt, opracowany w prezydjum Rady ministrów,
oparł się na konstytucji francuskiej. Trzeci, w temże
biurze opracowany, usiłował stworzyć ustrój rzeczy-
pospolitej ludowej, projektował Sejm jednoizbowy i wy-
bór prezydenta przez osobne zgromadzenie wyborcze,
wychodzące z wyborów powszechnych. Wszystkie te
trzy projekty udzielił Rząd Ankiecie, którą zwołał zaraz
w miesiącu lutym 1919 r. Powołał do niej oprócz
znawców prawa politycznego także pewną liczbę posłów.
Ci jednakże uchylili się od udziału i znawcy obrado-
wali sami. Skład. Ankiety tern się różnił od innych po-
dobnych ciał doradczych, że nie przeszedł przez alembik
partyjny narodowej demokracji, a wskutek tego weszli
do niej także ludzie od życia publicznego zwykle pro-
skrybowani. Ankieta w ciągu kilku tygodni wywiązała
się ze swojego zadania i przedłożyła Rządowi projekt
obszerny, w 116 artykułach skodyfikowany, z motywami,
w których zapisane były wnioski mniejszości i podane
powody, dla których większość przeciw nim się oświad-
czyła. Ankieta liczyła się może nazbyt z danemi warun-
kami i z opinją przeważającą w Sejmie, ażeby stworzyć
projekt, nie najlepszy, ale taki, któryby miał warunki
uzyskania w Sejmie większości. Projektowała utworzenie
dwóch Izb, poselskiej i senatorskiej, a przyjmując zasady
prawa wyborczego obowiązującego już w ordynacji wy-
borczej, projektowała wybory trzech czwartych części
Senatu przez sejmiki wojewódzkie i równą im Radę
miasta Warszawy, czwartą zaś część wybierać miał Senat
pośród mężów, którzy położyli poważne zasługi dla
narodu. Pragnąc zapobiec wszechwładzy Sejmu, pro-
jektowała Ankieta wybór Prezydenta przez Zgromadzenie
narodowe, złożone z elektorów w ilości podwójnej
w stosunku do ustawowej liczby członków Izby poseł-
106 J
skiej, przyznawała też Prezydentowi prawo rozwiązania
tak Senatu, jak Izby poselskiej w pewnych warunkach,
oraz prawo veto wobec uchwał sejmowych, również
zawarunkowane. Projekt określał zasady organizacji
władz administracyjnych na zasadzie decentralizacji
i przyznawał gminom i województwom własne repre-
zentacje, uchwalające samodzielnie w ramach określo-
nych przez ustawy państwowe, dawał zaś możność
utworzenia takiej reprezentacji także powiatom. Wkońcu,
utrudniając zmianę konstytucji wymogiem obecności
połowy ogółu członków Izby i większości dwóch trze-
cich głosujących, Ankieta w art. 15 umieściła ważne
postanowienie, że w ciągu dwóch lat po ustaleniu granic
Rzeczypospolitej zmiana może nastąpić zwykłą więk-
szością, a uczyniła to, jak podała w motywach dlatego,
„że granice polskie nie są jeszcze ustalone i nie można
wiedzieć, jakie obszary i jakie narodowości wejdą w skład
Rzeczypospolitej, od tego zależy jednak konstrukcja
państwa, a ta może się znacznie zmienić. Konieczne więc
jest ułatwienie zmiany konstytucji w czasie przejścio-
wym, która wyniknąć może z oczekiwanego rozszerzenia
obecnych i faktycznych granic Rzeczypospolitej", j An-
kieta przewidywała więc odmienną organizację Kresów.
Elaborat jej tworzył dla Polski organizację bardzo de-
mokratyczną, ale wytrzymującą porównanie z konsty-
tucjami demokratycznych republik Zachodu. Dla uchwał
Rządu a następnie Sejmu dostarczał podstawy ścisłej,
a wnioskami mniejszości i motywami ułatwiał wybór
możliwych warjantów.
Komisja konstytucyjna Sejmu, wiedząc, że ankieta
ukończyła już swe prace, domagała się od Rządu przed-
łożenia projektu, ale minister Wojciechowski, przy-
rzekłszy, że projekt wkrótce przedłoży, oświadczył
107
wkońcu, że tego uczynić nie może, bo w łonie rządu
okazały się różnice zdań niedające się wyrównać.
W każdym gabinecie funkcjonującym normalnie kwestja
tego rodzaju, gdy szło o rzecz pierwszorzędnej wagi,
byłaby się skończyła przesileniem gabinetowem i do-
borem ludzi, którzy na wspólny projekt się godzili.
Wyjście to z trudności naturalne, obce jednak było
Paderewskiemu. Uląkł się przeszkód i zgodził się na
to, że minister spraw wewnętrznych Wojciechowski
udzielił wprawdzie Komisji sejmowej do wiadomości
projekt Ankiety, ale nie wniósł go jako przedłożenie
rządowe, ani w całości ani ze zmianami, i nie oświad-
czył gotowości bronienia go. Komisja, skoro Rząd od
niego odstąpił, nie miała przedmiotu do obrad i wpadła
na pomysł, ażeby wezwać Rząd do przedłożenia dekla-
racji, zawierającej w sobie sformułowanie najważniejszych
kwestyj spornych, aby Sejm te kwestje mógł rozstrzygnąć,
a tern samem opracowanie szczegółowego projektu na
tej podstawie ułatwić. Minister podjął się tego zadania
i rzeczywiście dnia 3 maja przedłożył Sejmowi projekt
t. zw. Deklaracji konstytucyjnej. Projekt i w Sejmie
i w opinji publicznej wywołał zdziwienie, graniczące
z osłupieniem. Była to praca nie prawnika kodyfikatora,
lecz literata, który powziął koncept napisania czegoś
w rodzaju naszej Konstytucji trzeciego maja, a prze-
dewszystkiem naśladowania jej języka i ówczesnego
sposobu pisania ustaw, w których postanowienia pozy-
tywne tonęły w powodzi ich celów i moralnych wywo-
dów. Nikt nie rozumiał, że Rząd ten koncept wziął
za podstawę swojej Deklaracji, a tem przykrzejszą dla
niego było rzeczą, że na tej samej podstawie stronni-
ctwo radykalne ludowców oparło swój projekt czy de-
klarację.
108
Dnia 9 maja rozpoczęła się nad Deklaracją Rządu
rozprawa w Sejmie, nad wyraz dla Rządu przykra.
I forma i treść Deklaracji spotkała się z jednomyśną
niemal krytyką. Minister Wojciechowski tłumaczył się,
że Rząd wywiązał się z polecenia danego mu przez
Komisję, a wytoczył żale swoje na Sejm i na Komisję, że
krytykują, a nie powiadają, czego chcą. Gdziekolwiek —
mówił — dotknie się tych ustaw zasadniczych odnośnie
do ustroju administracyjnego i odnośnie do samorządu,
odrazu się czuje brak idei przewodniej, obejmującej
organizację państwa; na różne pytania Rząd musi otrzy-
mać odpowiedź. Mówca odpowiadający Wojciechow-
skiemu, Głąbiński, nie darował sobie, żeby Ministrowi
i Rządowi nie udzielić elementarnej lekcji, mówiąc:
„Rząd nie rozumie dokładnie, jakie jest jego stanowisko
w stosunku do Sejmu i do ustaw, jakie się tu uchwala.
Z tego, co mówił Minister, można wnioskować, że Rząd
uważa się nietylko za wykonawcę uchwał sejmowych,
ale zarazem wszystkie kroki swoje musi stosować do
wskazówek i do instrukcyj, jakie wpierw z Sejmu
otrzyma... Inicjatywa należy do Rządu. Rząd powinien
ogarniać całość potrzeb państwa i narodu i powinien
się do tego stosować. Rządu zadaniem i obowiązkiem
jest wychodzić z inicjatywą we wszystkich sprawach...
Naturalnie, jeżeli Rząd ma dawać inicjatywę, to powinien
wiedzieć, jak ma rządzić. Każdy Rząd wydaje sobie
świadectwo ubóstwa, jeżeli nie wie, jak ma opracować
ten lub ów projekt i musi się dopiero od Sejmu dowia-
dywać, jakie są jego życzenia".
Sprawa powróciła do Komisji konstytucyjnej. Dekla-
racja Rządu była pogrzebana i Komisja nie wróciła do
niej, ale i projekt Ankiety w najważniejszych swoich
postanowieniach, gwarantujących normalne funkcjono-
109
wanie Sejmu i Rządu, był pogrzebany. Jeżeli Rząd sto-
jący ponad stronnictwami nie oświadczył się za nim,
to trudno było postanowienia jego popierać stronnic-
twom. Deklaracja rządowa poszła przeciw utworzeniu
Senatu, proponując utworzenie t. zw. Straży, rodzaju
Rady stanu, mianowanej przez Naczelnika państwa dla
pomocy w sprawach ustawodawczych. Uchylała utwo-
rzenie jakiegokolwiek samorządu wojewódzkiego, dla-
tego rzekomo, że samorząd właściwy jest tylko w gminie
lub co najwyżej w powiecie, a ziemstwa rosyjskie zaj-
mowały się tylko dyskusją polityczną. Prowadziła więc
do bezwzględnej centralizacji i utrudniała zespolenie
tych ziem, które się różniły wyznaniem i narodowością
swojej większości lub znacznej mniejszości. Wybór na-
czelnika państwa oddawała głosowaniu bezpośredniemu
wszystkich obywateli. Zamiast przedłożeniem własnego
projektu skupić około niego dyskusję i usiłowania
stronnictw, Rząd wywołał w nich ambicję, ażeby każde
wystąpiło z projektem własnym. Już też z końcem maja
wnieśli taki projekt socjaliści, a obok nich narodowi
demokraci i poseł Buzek, i pomiędzy temi projektami
i poprzednio już wniesionym projektem radykalnych
ludowców rozpoczęła się w Komisji walka i dyskusja,
przeciągająca się w nieskończoność, bo rywalizacja stron-
nictw zaostrzała przeciwieństwa. Pod jesień Komisja
opracowała tylko najłatwiejszy rozdział o prawach
i obowiązkach obywateli, a utknęła na rozdziale o wła-
dzy ustawodawczej, bo żaden z licznych wniosków nie
mógł skupić większości. Wówczas dopiero Rząd zde-
cydował się 3 listopada wystąpić z projektem włas-
nym, opierając go na projekcie Ankiety, z wyjątkiem
sprawy Senatu i wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej
oraz sprawy samorządu i autonomji. Przyszło to już
110
zapóźno. Czego Sejm nie dokonał w pierwszych miesią-
cach, kiedy od niego uchwalenia konstytucji powszech-
nie oczekiwano, z tem nie spieszył się potem, obawiając
się, że uchwaleniem konstytucji wszechwładzy swojej
i reformie rolnej nałoży pewne granice. Do uchwalenia
konstytucji przystąpił dopiero w r. 1921, w przededniu
swojego rozwiązania. Wrócimy do tego na swojem
miejscu.
Zastanawiać może, że Sejm, potępiwszy w dyskusji
nietylko Deklarację wniesioną przez Rząd, ale i stano-
wisko jego wobec ustawodawstwa, nie zmusił Rządu,
a przynajmniej ministra Wojciechowskiego, do ustąpie-
nia. Wpływała na to może okoliczność, że Deklaracja
poświęciła Senat i zrobiła ukłon w kierunku wywłaszcze-
nia wielkiej własności, jednając sobie tem radykalne
stronnictwa, ale rozstrzygającą rolę odegrała okoliczność,
że większość włościańska Sejmu nie interesowała się
naprawdę ani konstytucją ani polityką zagraniczną, której
odgłosy z Paryża dochodziły do Sejmu i odbijały się
w jego dyskusjach, ani zadnemi innemi sprawami, bo
całe jej pożądanie skupiało się wyłącznie w sprawie
nazwanej eufemicznie Reformą rolną, a zmierzającej
naprawdę do wywłaszczenia wielkiej własności ziem-
skiej.
Zaledwie się Sejm zebrał, stronnictwa ludowe tak
umiarkowane jak radykalne wystąpiły z projektami re-
formy rolnej. Nie szło im o uregulowanie parcelacji
wielkiej i średniej własności ziemskiej, która w różnych
formach od dłuższego czasu już się odbywała i wyma-
gała uregulowania, zwłaszcza w tym kierunku, ażeby
ludność z ziem przeludnionych na zachodzie kraju
przesunąć na ziemie rzadko zaludnione na wschodzie.
111
Nie brakło ziemi do parcelacji i kolonizacji, bo wielu
właścicieli wielkich gospodarstw zniszczonych wojną,
nie mogąc ich odbudować, szukało na nią nabywców.
Stronnictwa ludowe nie przyjęły jednak oferty, którą
im w dniu 26 marca na ręce marszałka Sejmu uczyniła
Komisja polskich związków ziemiańskich, zgłaszając
jako reprezentacja polskiego ziemiaństwa gotowość zie-
mian zaofiarowania dobrowolnego na cele parcelacji
po cenach przedwojennych z uwzględnieniem zmian
wartości pieniądza obszaru 1;500.000 morgów użytków
rolnych, który ma być wydzielony z uwzględnieniem
zasady progresywności z gruntów rolnych, łąk i pastwisk
wielkiej własności ziemskiej byłego Królestwa Polskiego,
byłego Zaboru austrjackiego i byłego Zaboru pruskiego,
i oddawany na parcelację w przeciągu lat pięciu, po-
cząwszy od 1 lipca 1919 r. Skoro ziemie kresowe wejdą
w skład Rzeczypospolitej, ziemiaństwo tamtejsze taką
samą ofertę uczyni. Nic w tej ofercie ludowcom
się nie podobało. W Rosji wielka własność ziemska
zginęła od jednego zamachu, w państwach graniczących
z Polską wywłaszczenie jej dokonywało się na większą
lub mniejszą skalę. Atmosfera wywłaszczenia ogarnęła
polską ludność wieśniaczą. Chciała posiąść nie część
ziemi wielkiej własności, lecz ziemię wszystką, chciała
posiąść ją odrazu, i albo bez odszkodowania właścicieli,
albo za odszkodowaniem jak najmniejszem.
Odrzucenie oferty ziemian miało jednak szkodliwe
skutki. Ludność włościańska w czasie wojny, o ile nie
miała gospodarstw zniszczonych, zarobiła wiele i miała
gotówkę zaoszczędzoną, ażeby nią płacić za grunta
nabywane drogą parcelacji. Hasło wywłaszczenia od-
wiodło ją od tego, bo spodziewała się otrzymać grunta
za darmo lub za niską cenę. Parcelacja nagle stanęła,
112
a do wywłaszczenia nie przychodziło. Tymczasem pie*
niądze, przechowywane w skrzynkach włościańskich lub
kasach oszczędności, straciły na wartości i Reforma
rolna musiała liczyć się coraz więcej z tem, źe włościa-
nin nie ma za co gruntów kupować, a wskutek tego
zamiast iść z prawem poszła obok prawa i przeciw
prawu, zagrażając budowie państwa, które tylko na
poszanowaniu prawa mogło się oprzeć. Nie liczyła się
taksamo z finansowem położeniem państwa, bo parce-
lacja nagła i masowa bez ogromnych nakładów ze
strony państwa nie mogła się obejść, a nakładów tych
dostarczyć miało państwo w chwili, w której bilans
jego handlowy był bierny, budżet zamykał się nie-
doborem, a kredyt prawie że nie istniał. W tych wa-
runkach reforma rolna polegająca na wywłaszczeniu
była zamachem nietylko na większą własność ziemską,
ale przedewszystkiem na państwo, a jedyną jej obroną
było, że w danych warunkach nie da się przeprowadzić.
Ci, którzy ją poruszyli, nie przypuszczali, że się
może przeciągnąć. Liczyli na to, że w Sejmie znajdą
większość, że Sejm wszechwładny prostą większością
zmieni zasadniczo ustrój agrarny, usuwając z niego
własność folwarczną, a opierając Polskę na własności
i gospodarstwach włościańskich. Rzecz wydała się tak
łatwą, źe wniosek Witosa tj. Piasto wcó w poruczał wypra-
cowanie projektu Komisji rolnej w terminie dwumie-
sięcznym. Wniosek Wyzwolenia z dnia 3 kwietnia doma-
gał się zaś, ażeby Rząd objął ziemię większej własności
zaraz, pozostawiając właścicielom jej tylko po 100 mor-
gów, ażeby podzielił ją najpóźniej do 15 sierpnia
1919 r. a zanim to nastąpi, oddał tymczasowo grunta
wolne albo spółkom rolników albo pojedynczym rol-
nikom w dzierżawę.
113
Oba wnioski zgadzały się ze sobą w zasadniczej
myśli zniesienia gospodarstwa folwarcznego, bo właści-
ciel, któremu pozostawiono 100 lub, jak chciał Witos,
100—200 morgów, zależnie od jakości gleby, na tak
małym obszarze mógł prowadzić tylko osobiście gospo-
darstwo włościańskie i stawał w rzędzie większych
gospodarzy włościan.
Godziły się dalej wnioski w sprawie, która wycho-
dziła już poza dostarczenie ziemi bezrolnym i małorol-
nym, bo orzekały wywłaszczenie lasów większej wła-
sności na rzecz państwa, które na nich prowadzić miało
gospodarstwo leśne i dostarczać drzewa włościanom
po niskiej cenie.
Zresztą oba wnioski, pomijając szczegóły, różniły
się od siebie tylko w jednym punkcie, i to więcej za-
sadniczo, niż rzeczywiście. Wniosek Wyzwolenia odbie-
rał grunta bez odszkodowania, a nadto postanawiał,
że „koszta wywłaszczenia zapłacą właściciele i oni także
dostarczą środków do życia osobom dotkniętym przez
wywłaszczenie", t. j. robotnikom folwarcznym. Wniosek
Piastowców stał na zasadzie odszkodowania za wy-
właszczenie, ale od nowonabywców wymagał zapłace-
nia tylko 10% wartości szacunkowej, zaś resztę t. j.
90% dostarczyć im miał Bank ziemski w postaci kredytu
długoterminowego. Ponieważ bank ten ani żaden inny
nie rozporządzał miljardami potrzebnemi na wykup^
nie pozostała więc inna droga jak zapłacenie ceny
w obligacjach długoterminowych, które w warunkach
finansowych, w jakich państwo się tworzyło, nie byłyby
znalazły nabywców i wywłaszczony zamiast ceny kupna
otrzymałby papier bez wartości. Zasada odszkodowania
była jednak uratowana, czy to dlatego, że włościanin
posiadający większe gospodarstwo nie chciał stwarzać
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 8
114
niebezpiecznego precedensu, czy też dlatego, żeby roz-
prószyć skrupuły i argumenty tych, którzy wywłaszczeniu
bez odszkodowania byliby stawili bezwzględny opórl
Wobec kwestji tak postawionej wszystkich oczy
zwrócone były na Rząd, jakie zajmie stanowisko. Pro-
jektowany przewrót w stosunkach własności obchodził
nietylko ministra rolnictwa. Wszak minister skarbu
sprawą potrzebnych kredytów oraz banku zaintereso-
wany był bezpośrednio, minister spraw wewnętrznych,
minister pracy i minister aprowizacji musieli się zasta-
nowić nad oddziaływaniem reformy na stosunki robotni-
ków i bezpieczeństwo publiczne oraz aprowizację, mi-
nister sprawiedliwości nad kwestją wywłaszczenia i dłu-
gów hipotecznych, a nawet minister spraw wojskowych
nie mógł pozostać obojętnym ze względu na dostar-
czenie wojsku produktów potrzebnych w czasie pokoju,
a jeszcze więcej w czasie wojny. Wszystkich zaś mini-
strów razem dotykała strona polityczna i narodowa re-
formy, która na Kresach groziła osłabieniem, jeżeli nie
zanikiem, polskiego żywiołu. Jeżeli kiedy, to teraz spo-
łeczeństwo miało prawo oczekiwać od Rządu jako ta-
kiego albo projektu reformy, albo oświadczenia się na
wnioski z postawieniem kwestji gabinetowej. Nic z tego
się nie stało.
Takie stawianie kwestji nie leżało widocznie ani
w polityce ani w temperamencie prezesa gabinetu. Szło
mu przedewszystkiem o to, aby nie zrazić sobie posłów
ludowych i dlatego całą tę sprawę pozostawił mini-
strowi rolnictwa, nie pozwalając mu do niej wciągać
kolegów i zasłaniać się gabinetem. Jeżeli mu się nie
powiedzie, on jeden miał być kozłem ofiarnym. Zasto-
sował się do tej roli minister Janicki, strzegąc się jednak
wypędzenia na puszczę.
115
Ograniczył się do tego, że w Komisji sejmowej,
która nad sprawą obradowała, przedłożył nie projekt
ustawy, lecz referat, w którym pogląd swój na orga-
nizację rolną i na sposób jej naprawy wyluszczył.
W referacie tym uznał za najbardziej pożądane two-
rzenie typu średniego, zdrowego gospodarstwa wło-
ściańskiego, zapewniającego samodzielny byt oraz wa-
runki społecznego i kulturalnego rozwoju ich posiada-
czom, ale obok niego także gospodarstwa folwarcznego,
podatnego do prowadzenia najbardziej postępowej
i wydajnej gospodarki, które powinno odegrać poży-
teczną rolę w sprawie wyżywienia ludności nierolnej
i jako produkujące największą stosunkowo ilość pło-
dów rolnych powinno być utrzymane w warunkach
i rozmiarach dla całokształtu naszego gospodarstwa
narodowego koniecznych. Wychodząc z tego założenia,
minister niebezpieczne kwestje zręcznie ominął. Po-
przestał na oświadczeniu, aby sprzedawca gruntów
otrzymał odszkodowanie słuszne, sprawiedliwe i celowe
z punktu widzenia interesów państwowych i społecz-
nych, oraz na wypowiedzeniu zasady, że ze względu
na potrzebę ziemi dla kolonizacji ustawowo należy
określić maximum ziemi dla poszczególnego gospo-
darstwa folwarcznego, jakoteź rnaximum ziemi fol-
warcznej, którą pozostawićby należało w poszczegól-
nych okręgach państwa. Z wywodów jego wynikało,
że reforma rolna, jeżeli ma być podjęta, zatoczyć musi
szerokie kręgi, że wymaga uchwalenia nie jednej, lecz
całego szeregu ustaw, i że zatem przeprowadzenie jej
rozciągać się musi na lata. Tej konsekwencji jednak
nie wyciągnął, lecz przedłożenie swoje pozostawił Ko-
misji, jako materjał do dyskusji i uchwał.
Materjał ten zwiększył się wnioskiem narodowej
8*
116
demokracji, który, nie zwalczając zasadniczo wniosku
ludowców, a idąc w kierunku przedłożenia ministra,
dążył do utrzymania przynajmniej średniej własności
ziemskiej i poruszał szereg szczegółowych pytań. Socja-
liści w trudnem znaleźli się położeniu, bo parcelacja
folwarków utrudniała aprowizację robotników przemy-
słowych, a z drugiej strony niepodobna im było oprzeć
się głośno idei tak radykalnej, jak wywłaszczenie ob-
szarników. Popierając więc wogóle reformę, pilnowali
głównie tego, aby w pobliżu miast i ośrodków fa-
brycznych maximum ziemi pozostawione wywłaszczo-
nemu wypadło jak najniżej, a wskutek tego robotnik
uzyskał możność nabycia choćby małych działków.
Gdy Komisja przyszła do przekonania, że projektu
reformy rolnej wypracować nie jest w stanie, postano-
wiła zadowolić się uchwaleniem jej zasad i przewodni-
czący jej Jan Dąbski, ludowiec, licząc się z wynikami
dyskusji, opracował projekt zasad reformy rolnej, który
większość Komisji przyjęła, a wobec którego mniejszość
zastrzegła sobie swoje wnioski. Projekt ten 3 czerwca
1919 r. stanął przed Sejmem i wywołał dyskusję, która
przeciągnęła się aż do 4 lipca, kiedy przyszło do gło-
sowania.
Poprawki wnoszone przez radykalnego ludowca
Dąbala, ażeby wywłaszczenie nastąpiło bez odszkodo-
wania, jak i poprawka socjalisty Barlickiego, że ustrój
rolny oprzeć się powinien przedewszystkiem na gospo-
darstwach prowadzonych przez państwo we własnej ad-
ministracji, na gruntach stanowiących własność narodu,
na gospodarstwach prowadzonych na gruntach oddanych
przez państwo w dzierżawę rolniczym związkom wytwór-
czym, włościanom bezrolnym i małorolnym, wreszcie na
gospodarstwach włościańskich zdolnych do intensywnej
117
produkcji, zostały odrzucone. Istotna walka stoczyła
się tylko przy zasadzie, która określić miała maxi-
mam ziemi pozostawionej właścicielowi wywłaszczo-
nemu z większego obszaru. Komisja proponowała
60—300 morgów. Przy głosowaniu kartkami wniosek
ten uzyskał jednak tylko 178 głosów, przeciw 182,
a trzech wstrzymało się od głosowania. Przyszedł na-
stępnie pod głosowanie wniosek Staszyńskiego, źe:
„Przymusowemu wykupowi podlegają majątki posia-
dające więcej niż 300 morgów; cyfra ta może być
obniżona w okręgach przemysłowych i podmiejskich
do stu morgów. Dla niektórych części państwa sto-
sownie do potrzeb i warunków cyfra ta może być pod-
wyższona, nie wyżej jednak ponad 600 morgów. Majątki
nieprawidłowo zagospodarowane, przynoszące uszczer-
bek krajowej produkcji, podlegają całkowitemu wyku-
powi. Wobec innych majątków wykup przymusowy
nastąpi w razie potrzeby państwa, a więc przy bliskiem
wyczerpaniu innego zapasu ziemi". Za wnioskiem tym
głosowało kartkami 181 posłów, przeciw 181, jeden
poseł wstrzymał się od głosowania, jeden głos przeciw,
jako niepodpisany nazwiskiem głosującego, został unie-
ważniony. Wniosek upadł. Zerwała się w Sejmie burza
niebywała. Ksiądz Okoń, radykalny ludowiec, krzyczał
na zdrajców ludu, Witos zawołał, że głosowanie prze-
kreśla reformę rolną, a referent Dąbski dodał, że prze-
kreśla Sejm. Marszałek chciał podać pod głosowanie
następny wniosek narodowego demokraty, Sędzimira,
że „zasadnicze maximum indywidualnego posiadania,
powyżej którego państwo ma prawo wykupić każdą
większą własność, ma być przez ustawę dla poszcze-
gólnych okręgów ustalone w granicach od 100—300
hektarów ; najniższa cyfra odnosi się do okręgów prze-
118
myślowych i podmiejskich, natomiast liczba ta w drodze
ustawy podwyższona być może dla okręgów, w których
wymaga tego interes państwa, do 500 ha\ Większość
Sejmu, lewica i centrum, nie chciała jednak głosować
za tym wnioskiem i opuściła salę, śpiewając „O cześć
wam, panowie magnaci!", obdarzając tym tytułem
honorowym właścicieli folwarków nieprzekraczających
500 ha. Śpiewowi posłów galerja sekundowała.
Na następnem posiedzeniu rozwinęła się krytyka
głosowania i domaganie się gwałtowne jego reasumpcji.
Marszałek słusznie sprzeciwił się temu, skoro rezultat
głosowania raz przez niego ogłoszony został, na co
referent Dąbski zaczął wykrzykiwać, ażeby marszałek
zrzekł się przewodnictwa i groził mu wnioskiem o wo-
tum nieufności. Wreszcie ludowiec Bardel znalazł wyj-
ście, proponując odesłanie wniosku Sędzimira na-
powrót do Komisji. Opór stawiony w Sejmie zredu-
kowaniu folwarków do 300 morgów zmusił większość
Komisji do ustępstw. Przyszło do kompromisu, według
którego „maximum posiadania ma być przez ustawę
ustalone w granicach 60—180 ha, dla części jednak
byłego zaboru pruskiego i ziem wschodnich granica
ta, gdzie tego będzie wymagał interes państwa, może
być przejściowo podniesiona do 400 ha".
Uchwała Sejmu utrzymała dalej zasadę, że lasy prze-
chodzą na własność państwa, ale, tak samo jak role, za
odszkodowaniem ; wartość gruntu ma być szacowana,
osobno szacowaniu mają podlegać nakłady zasiewów
i uprawy oraz meljoracje, a odszkodowanie za te nakłady
i meljoracje ma być wypłacane w pełnej wartości. Wyni-
kało z tego, że odszkodowanie pozatem wypadnie niżej
pełnej wartości. Znaczenie postanowienia o zapłacie za
ziemię wywłaszczoną traciło jednak na wartości przez
119
postanowienie, źe środkiem płatniczym mają być listy
rentowe, które przy masowej ich emisji nie znalazłyby
nabywców i możliwego kursu. Grozę wywłaszczenia
miarkowały tylko niektóre postanowienia, a mianowicie,
że dobra wykupywane drogą przymusu od prywatnych
właścicieli mają być dopiero w miarę postępu parce-
lacji, która w pierwszym rzędzie ma dotknąć dobra
będące własnością państwa, należące do członków dy-
nastyj panujących, dobra rosyjskiego banku włościan
i pruskiej Komisji kolonizacyjnej, dobra martwej ręki,
z tych duchowne po porozumieniu się ze Stolicą apo-
stolską, dobra nabyte w czasie wojny z zysków lichwiar-
skich i dobra osób spekulujących ziemią. Uchwała prze-
widywała również, że „przymusowemu wykupowi przez
państwo nie ulegną w okresie przejściowym aż do wy-
tworzenia się nowych warunków w wyjątkowych wy-
padkach gospodarstwa poświęcone produkcji nasiennej,
hodowlanej lub rybnej istniejące przed 1 stycznia 1919 r.,
jak również gospodarstwa stanowiące typ gospodarstwa
wysoce uprzemysłowionego, których utrzymanie w ca-
łości lub w pewnej określonej części jest niewątpliwie
niezbędne dla państwa i ogółu rolniczego. Ilość i ob-
szar tej kategorji majątków dla poszczególnych okrę-
gów określą ustawy szczegółowe". Celem przeprowa-
dzenia tej reformy powinien być powołany do życia
główny Urząd ziemski, a do niego wcielone powiatowe
Urzędy ziemskie z powiatowemi Komisjami ziemskiemi.
Oprócz 16-tu zasad Sejm uchwalił nadto 11 rezo-
lucyj, będących właściwie dalszemi szczegółowszemi
zasadami.
Oryginalnem było znów zachowanie się i stanowisko
ministra rolnictwa. Komisja rolna projektu zasad, które
jej przedłożył, nie wzięła za podstawę dyskusji, ponieważ
120
nie był wniesiony przez Rząd do Sejmu i przez Sejm
nie był jej przekazany, zużytkowała go merytorycznie
w niejednem, ale nie złożyła o nim sprawozdania Sej-
mowi. Gdy przyszło do dyskusji nad reformą rolną
w Sejmie, posłowie nie byliby projektu tego mieli i dla-
tego 23 maja ministerstwo przesłało go marszałkowi
Sejmu z prośbą o wydrukowanie go i rozdanie posłom
przed plenarnem posiedzeniem, na którem rozpatry-
wane będzie sprawozdanie Komisji rolnej w sprawie
reform agrarnych. Gdy zaś przyszło do dyskusji w Sejmie,
minister oświadczył, że „choć projekt ministerstwa zo-
stał panom w druku przedstawiony, nie wnoszę go pod
dyskusję, by nie przewlekać sprawy, która zdaniem
mojem pilnego wymaga załatwienia. Projekt ten jest
niejako usprawiedliwieniem stanowiska zajętego przeze
mnie w tej sprawie. Gotów jestem podjąć wykonanie
projektu Komisji, o ile wysoka Izba uwzględnić raczy
te poprawki pewne, które zdaniem ministerstwa są ko-
nieczne i racjonalne". Poprawki odnosiły się do pod-
wyższenia maximum 300 morgów, i do stopniowania
wykupów, dalej do zaniechania wykupu lasów, skoro
gospodarka leśna w rękach prywatnych jest lepsza,
a państwo powinno się ograniczyć do rozciągnięcia
nadzoru nad właścicielami lasów, wreszcie do uregu-
lowania serwitutów. Sejm postulatów nie uwzględnił,
ale, korzystając z gotowości ministra, wezwał Rząd do
opracowania w jak najkrótszym czasie, w każdym razie
nie później, niż w ciągu jednego miesiąca tych
niezbędnych ustaw, któreby stworzyły i utrzymały nowy
ustrój rolny, oparty na uchwalonych zasadach. Krótki
ten jednomiesięczny termin był znowu dowodem, że
tym razem już nie stronnictwo jedno, ale Sejm nie
zdaje sobie sprawy z przeszkód, które reforma rolna,
121
choćby tylko ze względów na niezbędne fundusze, mu-
siałaby przezwyciężyć. Minister oferty, którą Sejmowi
uczynił, oczywiście nie dotrzymał i dotrzymać nie mógł,
ale unikał rozterki z Sejmem i minister prezydent
poświęcać go na razie nie potrzebował. Reforma rolna
utknęła. Aby jednak nie wydawało się, że jest zaprze-
paszczona, podjęto kroki, które miały ją przygotować
i w ewidencji utrzymać.
Krokiem takim była ustawa z dnia 22 lipca 1919 r.,
mocą której utworzono na zasadach Reformy rolnej
główny Urząd ziemski, przekazując mu przygotowanie
projektu ustaw w przedmiocie przebudowy ustroju rol-
nego celem przedłożenia go przez Rząd Sejmowi, oraz
dokonywanie przebudowy ustroju rolnego w myśl
właściwych ustaw, następnie organizację Urzędów ziem-
skich oraz sprawy Komisji osadniczej w Poznaniu, która
wstąpiła w miejsce pruskiej komisji kolonizacyjnej, ko-
misji agrarnych w byłym zaborze austrjackim oraz
instytucji dla tworzenia włości rentowych, likwidacji
spraw rosyjskiego banku włościańskiego na ziemiach
polskich i sprawy państwowego banku rolnego, wyłą-
czając wszystkie te sprawy z zakresu Ministerstwa rolni-
ctwa. Na czele tego Urzędu postawiono Prezesa, przyzna-
jąc mu stanowisko równorzędne Ministrowi, ale udział
w Radzie ministrów tylko w sprawach swego urzędu
i polecając mu działać w stałem porozumieniu z mi-
nisterstwem rolnictwa. Przez to urzędnika mającego
przeprowadzać reformę rolną poddano pod uchwały
Rady ministrów, ale zarazem uwolniono go od odpo-
wiedzialności przed Sejmem, którą dzierżyć miał nadal
Minister rolnictwa, i zapewniono mu większą trwałość
w piastowaniu urzędu, skoro nie wchodził w przesi-
lenia gabinetowe. Odebrano mu zato bezpośredni wpływ
122
ną Sejm i jego Komisję rolną, wobec których samo-
dzielnie nie mógł występować. Sztuczna ta konstrukcja
urzędu nie przyczyniała się do postępu sprawy, ale
dawała jej ciągły zewnętrzny wyraz.
Ważniejsza była ustawa z dnia 2 sierpnia 1919 r.,
którą Sejm upoważnił Rząd, ażeby aż do czasu wydania
ustawy regulującej obrót ziemią w myśl postanowień
z dnia 10 lipca wydał rozporządzenia z mocą ustawy,
normujące przenoszenie własności nieruchomości ziem-
skich. Szło tutaj o zapobieżenie, ażeby właściciele
ziemscy zagrożeni wywłaszczeniem nie uprzedzili i nie
utrudnili tej akcji przez różne akta prywatne. Rozpo-
rządzenie Rady ministrów wyszło istotnie 1 września
i orzekło', że umowy o przeniesieniu prawa własności
nieruchomości ziemskich wymagają dla swej ważności
poprzedniego zezwolenia władzy państwowej, władze zaś
państwowe, w szczególności Urząd osadniczy i Główna
Komisja ziemska, miały odmówić zezwolenia, gdyby
przeniesienie prawa własności nieruchomości lub jej
części uniemożliwiało lub ograniczało zastosowanie
zasad Reformy rolnej uchwalonej przez Sejm. Postano-
wienie to utrudniło bardzo obrót ziemią i działy spad-
kowe, ale zapobiegało też niezdrowej spekulacji ziemią
i przechodzeniu jej w ręce spekulantów, a przypominało
ciągle reformę rolną.
Zezwolenie władzy nie było wymagane, gdy cho-
dziło o nieruchomość włościańską, gdy chodziło odziały
spadkowe spowodowane wypadkiem śmierci zaszłym
przed 1 stycznia 1919 r., gdy przeniesienie prawa wła-
sności następuje w drodze sprzedaży przymusowej, gdy
nieruchomość przechodzi na rzecz instytucyj państwo-
wych lub komunalnych i gdy podziału dokonywują
instytucje państwowe lub przez państwo upoważnione.
123
Ostatnie to postanowienie było pożyteczne i wskazane,
bo właścicieli ziemskich chcących parcelować swoje
majątki dobrowolnie było niemało, a zasięganie pozwo-
lenia władzy w każdym wypadku tamowałoby parce-
lację. Prezes Głównego urzędu ziemskiego rozporzą-
dzeniem z dnia 22 października określił warunki, pod
któremi instytucje społeczne mogły otrzymać upoważ-
nienie do przeprowadzenia parcelacji większych po-
siadłości ziemskich, a czyniąc im zadość, różne spółki
parcelacyjne prowadziły dalej parcelację i kolonizację
bez przeszkód.
Poza wielką kwestją wywłaszczenia większej wła-
sności ziemskiej, która się okazała trudniejszą, niż
myślano, Rząd i Sejm zaspokajał zresztą życzenia lud-
ności włościańskiej i jej posłów w różnych kierunkach.
I tak ustawa z dnia 28 lutego 1919 r. dała Rządowi
prawo zaopatrywania ludności w potrzebne jej drzewo
budulcowe i opałowe z lasów prywatnych po cenie,
którą Rząd ustanowił. Zarządzenie to wyjątkowe, wywo-
łane w wielu wypadkach potrzebą ludności w okolicach
zniszczonych przez wojnę i pozbawionej dachu nad
głową, dało jednak powód do wielkich nadużyć ze
strony urzędników, ulegających presji ludności wło-
ściańskiej uzyskującej taką rekwizycję drzewa nieraz
w celach spekulacyjnych, a popieranej przez posłów.
Tak samo ustawa tymczasowa z dnia 8 marca 1919 r.
w przedmiocie niezagospodarowanych użytków rolnych
wywołana była potrzebą uprawienia wielkich przestrzeni
zostawionych odłogiem przez ludność, która podczas
zawieruchy wojennej je opuściła. Rozporządzenie mi-
nisterjalne z dnia 22 marca normowało udzielanie rol-
nikom poszkodowanym przez działanie wojenne poży-
czek bezprocentowych w postaci świadczeń w naturze
124
lub w gotówce. Ustawa z dnia 28 marca i ustawa z dnia
1 sierpnia normowały sposób załatwiania zatargów zbio-
rowych pomiędzy pracodawcami a robotnikami rolnymi.
Ustawa z dnia 3 lipca normowała ochronę drobnych
dzierżawców. Tylko na przeprowadzenie Reformy rolnej
ci, którzy jej pożądali, musieli czekać dłużej, niż w naj-
gorszym razie mogli przypuszczać.
Do najtrudniejszych zadań, które narzucały się Sej-
mowi i Rządowi, należała sprawa aprowizacji ludności
miejskiej w środki niezbędne do życia. Przez cztery
lata ziemie polskie z wyjątkiem zaboru pruskiego były
widownią wojny, która wyssała z nich wszystkie zapasy,
wielkie przestrzenie uprawnej ziemi, około miljona mor-
gów, pozostawiła odłogiem, zniszczyła wiele budynków
i inwentarzy rolniczych. Plon z gruntów, które można
było uprawić, nie wystarczał do wyżywienia ludności,
a produkta sprowadzane z zagranicy nie przychodziły
dość szybko i w dostatecznej ilości. Ludność większych
miast i większych skupień fabrycznych cierpiała nie-
dostatek, a że głód jest złym doradcą, wybuchały od
czasu do czasu w różnych miastach rozruchy uliczne,
połączone z rabowaniem zapasów żywności. Nadomiar
złego robotnicy wiejscy, podżegani przez żywioły wy-
wrotowe, uznawali ten czas za chwilę sposobną do
strajków, wyradzających się w gwałty. Rząd zapomocą
środków wyjątkowych, a nawet sądów doraźnych starał
się jaskrawym zaburzeniom porządku publicznego za-
pobiegać, ale środkiem istotnym do zaradzenia złemu
było dostarczenie ludności miejskiej pożywienia. W tym
celu istniało osobne ministerstwo aprowizacji, które
tworzyło podwładne sobie organa i wydawało liczne
rozporządzenia aprowizacyjne.
125
Najskuteczniejszym środkiem był sekwestr zboża
u producentów. Pozostawiano im tylko ilość niezbędną
na wyżywienie siebie i inwentarza oraz na zasiew,
resztę sekwestrował Rząd po cenach, jakie wyznaczał,
i sprzedawał ludności miejskiej. Sekwestr taki przepro-
wadzono jednak tylko w Poznańskiem, gdzie ludność
przyzwyczajona była do wykonywania ustaw i rozkazów
władzy i gdzie obchodzenie ich było rzadkie. W Kró-
lestwie i w dezorganizowanej Galicji brakło tego po-
słuchu. Zadawalniano się pobieraniem tak zwanego
kontyngentu, t. j. ilości zboża, którą na potrzeby miast
producent w miarę swego gospodarstwa miał dostarczyć
za zapłatą wyznaczoną przez Rząd. Resztę zostawiono
jego wolnemu handlowi. Powstała wskutek tego różnica
pomiędzy ceną kupna zboża we wolnym handlu, a niższą
ceną kupna wyznaczoną przez Rząd dla zboża kontyn-
gentowego, a stąd w społeczeństwie zdemoralizowanem
przez rządy rosyjskie w Królestwie, a przez Komisję
likwidacyjną w Galicji, pokusa do defraudacji, posu-
wającej się tak daleko, że kontyngent chybiał swojego
celu. Minister aprowizacji, Minkiewicz, ustąpił, bo ustawy
z dnia 29 lipca o obrocie ziemiopłodami wykonać nie
mógł. Rząd przeszedł na zasadę bezwzględnego se-
kwestru, który przeprowadzić miał następca Minkie-
wicza, Sobański, a za którym oświadczył się stanowczo
Wojciechowski, zastępujący prezesa gabinetu, bawiącego
zagranicą.
Dyskusja aprowizacyjna w dniu 1 października dała
Wojciechowskiemu sposobność do wygłoszenia mowy,
jaka z ławy ministerjalnej dotychczas się nie odezwała.
Wojciechowski z przebiegu sprawy konstytucyjnej wy-
ciągnął widocznie naukę i stosunek Rządu do Sejmu
oraz program Rządu nakreślił w sposób jasny i sta-
126
nowczy, zapowiadając wniesienie przez Rząd projektów
ustaw we wszystkich najważniejszych sprawach. Potrzeba
nam — rzekł — kierownictwa i stanowczej woli Rządu,
jako odpowiedzialnego kierownika. Jest to tem bardziej
potrzebne, że widać błędne pojmowanie kierownictwa,
które u nas jest rzeczą najkonieczniejszą. Kierownictwo
jest ściśle związane z wytworzeniem autorytetu Rządu
i świadomość tę miał p. prezydent ministrów. Nie udało
mu się jednak ukończyć rozpoczętej rekonstrukcji ga-
binetu, gdyż musiał wyjechać do Paryża. Rząd sam
musi wziąć kierownictwo polityczne, gdyż tak jak dziś
dłużej być nie może. Musi być jasno i stanowczo usta-
lony rozdział władzy i kompetencji. Brak w tym kie-
runku obniża powagę organów władzy i mimo woli
wytwarza drogę do anarchji. Źródłem polskiej władzy
państwowej jest naród, ale do wykonania tej władzy
musi mieć odpowiedzialne organa : w zakresie usta-
wodawstwa Sejm, w zakresie władzy wykonawczej Na-
czelnika państwa, w zakresie sprawiedliwości Sądy.
Elementarne te zasady stosunku władz w prawo-
rządnem państwie, wygłoszone przez ministra, w Polsce
pozostały niestety na papierze. Rząd wniósł projekt
ustawy o sekwestrze, a kiedy w Komisji aprowizacyjnej
większość wystąpiła za wolnym handlem z kontyngen-
tem, Rząd się cofnął, Sobański ustąpił, a na jego miejsce
stanął 5 listopada trzeci już minister aprowizacji,
Śliwiński, który godząc się na zasadę wolnego handlu,
zaczął się z Sejmem targować o szczegóły kontyngentu.
Tragiczną była chwila, w której Wojciechowski,
interpelowany, co znaczy jego zejście ze stanowiska
przymusowego sekwestru, odpowiedział „Prezes mi-
nistrów Paderewski uznał, że wyjście ze sytuacji jest
możliwe tylko przez wynalezienie odpowiedniego czło-
127
wieka, ja zaś byłem zobowiązany poddać się woli pre-
zydenta ministrów".
Polityka Paderewskiego polegała istotnie na tern, że
z ministrami się nie solidaryzował, że dopuszczał do
wotum nieufności w Sejmie dla jednego lub drugiego
ministra najspokojniej, jakby go to nie obchodziło, że
przed każdą trudnością i opozycją w Sejmie czy Ko-
misji cofał się, poświęcając ministra.
Chwiejność, jaką gabinet Paderewskiego okazał wo-
bec Sejmu, zarówno w sprawie konstytucji, jako też
w sprawie reformy rolnej i w sprawie aprowizacji, jak-
kolwiek rażąca, bladła wobec metody, jakiej się chwycił
i jaką rozwinął przy spełnieniu wielkiego swego za-
dania, zorganizowania ustroju administracyjnego pań-
stwa. Zadanie lo było trudne, albowiem Polska skła-
dała się z trzech zaborów, które przechodząc odmienne
koleje, posiadały każdy inny ustrój administracyjny,
inne prawa i inne stosunki. Do tego, żeby jednym
wielkim, niemal dyktatorskim zamachem zatrzeć gra-
nice rozbiorów, a wracając z pewnemi zmianami do
dawnego podziału na województwa, stworzyć organi-
zację prowincjonalną, a w obrębie każdej prowincji
organizację powiatową i lokalną, odpowiadającą miej-
scowym stosunkom, do tego gabinetowi Paderewskiego
brakło zupełnie śmiałości i programu. Nie pchał na-
przód, lecz pozwalał się wszystkim popychać. Jeżeli
w gabinecie Moraczewskiego zasiadali ludzie, którzy
wyrośli na walce ze rządem zaborczym, ale zawsze
rządem, to w gabinecie Paderewskiego zasiedli ludzie,
którzy w poprzedniem swojem życiu w rządzie nie brali
udziału. Minister spraw wewnętrznych Wojciechowski,
128
powołany na zalecenie Piłsudskiego, jako jego mąż
zaufania, zajmował się przedtem kooperatywami. Mini-
ster finansów, Poznańczyk Englich, był dobrym dy-
rektorem banku prowincjonalnego, ale ze służbą po-
datkową państwa i z jego budżetem przedtem się nie
zetknął. Paderewski gubił się w sprawach, które mu
się narzucały i przemawiały do jego wyobraźni, ale
0 regularnej pracy biurowej, o współdziałaniu z kole-
gami, o nadaniu jednolitego kierunku administracji
nie miał pojęcia.
Losy zrządziły, że do stworzenia aparatu admini-
stracyjnego dla świeżo powstałego państwa polskiego
jedna z dzielnic rozbiorowych mogła przygotować nie-
zbędny materjał wykształconych urzędników. Kiedy za-
bór pruski, wytężając wszystkie siły na złamanie wro-
giej sobie biurokracji pruskiej, nie miał do niej żadnego
dostępu, a zabór rosyjski w Królestwie zachował tylko
historyczne wspomnienie o administracji polskiej w Kró-
lestwie, a do administracji rosyjskiej zarażonej korupcją
szczęściem miał zamknięty dostęp, tylko zabór austrjacki
w Galicji znalazł się w warunkach, że od czasu spol-
szczenia władz, szkół i urzędów mógł pracować nad
wytworzeniem własnej administracji, wzorowanej na
systemie austrjackim, ale zastosowanej do potrzeb
1 właściwości społeczeństwa i kraju polskiego. Najlepsi
patrjoci pracowali nad tern zadaniem przez całe pół
wieku ze świadomością, że pracują dla przyszłego pań-
stwa polskiego, wierząc, że Galicja spełni wobec niego
rolę Piemontu. Praca ich, spokojna ale wytrwała, od-
niosła skutek. Z chwilą wskrzeszenia państwa polskiego
stały na jego usługi całe zastępy urzędników Polaków,
wykształconych zawodowo we wszystkich gałęziach ad-
ministracji i mających w niej dłuższą praktykę i do-
129
świadczenie, obok sędziów i tysięcy nauczycieli, od
szkół najniższych do najwyższych. Można nimi było
obdzielić z pożytkiem wszystkie dzielnice tworzącego
się państwa, zasilając ich oczywiście żywiołem miejsco-
wym, o ile przydatny się znalazł. Ale temu dwie rzeczy
stanęły w drodze.
Jedną z nich była miłość własna dzielnic, a w szcze-
gólności Królestwa i jego stolicy, Warszawy. Ambicja
ta pozwalała na powoływanie urzędników z Galicji,
ale tylko dla zapełnienia luk, których kandydaci miej-
scowi zapełnić nie mogli. Kandydaci ci nie mieli oczy-
wiście, z rzadkim wyjątkiem, zawodowego wykształcenia,
bardzo wielu z nich nie miało nawet wogóle wykształ-
cenia wyższego i legitymowało się tylko wykształce-
niem „domowem". Urzędników zaś z Galicji brano na
podstawie prywatnej rekomendacji i protekcji, a zgła-
szali się często gorsi, którzy w Galicji nie mieli wido-
ków awansu. Ci kompromitowali nieraz galicyjski stan
urzędniczy. Dla urzędników dobrych życie w Warsza-
wie było ciężkie, o ile podlegali przełożonym bez wy-
kształcenia zawodowego i bez doświadczenia, i o ile
mieli wypełniać niedorzeczne nieraz polecenia. Niejeden
zrzekał się dlatego posady i był dla służby stracony.
Wyjątek pod tym względem stanowiło biuro prezydjum
Rady ministrów, do którego powołano urzędników prze-
ważnie z Galicji.
Drugą przyczyną, która przeszkodziła poruczeniu
zorganizowania administracji urzędnikom galicyjskim,
było partyjne hasło, że urzędnicy ci przesiąkli na-
wskróś biurokratyzmem austrjackim i zatracili w sobie
w mniejszym lub większym stopniu poczucie polskości.
O brak tego poczucia oskarżał ich przedewszystkiem
Dmowski, oczywiście z wyjątkiem tych urzędników czy
Wskrzeszenie Państwa Polskiego
9
130
nauczycieli, którzy zapisali się do narodowej demo-
kracji. Paderewski miał takie o najwybitniejszych Po-
lakach urzędnikach austrjackich wyobrażenie, że kiedy
pierwszy raz zetknął się z Bilińskim, po rozmowie
z nim odezwał się do swojego otoczenia ze zdziwie-
niem, że Biliński dobrze mówi po polsku. Od zarzutu
biurokratyzmu, t. j. poświęcania dla formy treści, nie
była całkiem wolna administracja urzędowa galicyjska,
czy austrjacka, jak nie jest od niej wolna w mniejszym
lub większym stopniu żadna inna, a przedewszystkiem
francuska. Biurokratyzm galicyjski nieskończenie jednak
był wyższy od tej dowolności, przewlekłości i nie-
ładu, jaki zapanował w administracji polskiej w Kró-
lestwie w pierwszych latach jej organizacji, nie mówiąc
już o korupcji, która na gruncie przesiąkniętym ko-
rupcją rosyjską nieprędko dała się wykorzenić. Zarzut
biurokratyzmu austrjackiego w niższych kategorjach
funkcjonarjuszy ministerjalnych w Warszawie dopro-
wadzał do tego, że słuchanie i wypełnianie poleceń
nazywało się biurokratyzmem, a stenotypistka spóźnia-
jąca się godzinami do biura i strofowana za to, ode-
zwała się z oburzeniem, iż nigdy nie przypuszczała,
że w Polsce będzie panował biurokratyzm, pilnujący
godzin pracy biurowej. Ci, którzy chcieli stworzyć ad-
ministrację „polską44, zaimprowizowaną swobodnie bez
oparcia jej o żadne istniejące i wypróbowane wzory,
tworzyli aparat, w którym nieład i biurokratyzm zapa-
nował bezprzykładnie.
Wszystkie względy rzeczowe przy tworzeniu urzę
dów ustępować jednak musiały jednemu, który celowi
administracji zupełnie był obcy i wprost mu szkodził.
Wojna i połączone z nią zniszczenie wielu warsztatów
pracy ekonomicznej wykoleiło ogromną liczbę ludzi,
131
którzy w nich pracowali, wykształconych i półwykształ-
conych. Ci domagali się teraz utrzymania od państwa
i zamiast żądać zasiłków dla bezrobotnej inteligencji,
żądali przyjęcia do urzędu, bez względu na kwalifi-
kację potrzebną do jego piastowania. Temu masowemu
żądaniu nie umieli oprzeć się ministrowie, bo stron-
nictwa i poszczególni posłowie stali za niem, okazując
tern swój wpływ na rząd wobec wyborców. Tak o two-
rzeniu posad urzędniczych decydowała nie potrzeba pu-
bliczna lecz potrzeba umieszczenia bezrobotnych a pro-
tegowanych kandydatów. Liczba urzędników wzrosła
w dwójnasób lub więcej, wydatek na ich utrzymanie
wywracał równowagę budżetową, a z tej rzeszy urzęd-
niczej utworzyła się warstwa socjalna, dobijająca się
0 polepszenie bytu środkami od innych warstw zapo-
życzonemi.
Urzędy ministerjalne polskie miały swój początek
w czasach Rady rejencyjnej, już wówczas tworzone na
wyrost, ale dopiero gabinet Moraczewskiego różnemi
dekretami Naczelnika państwa je organizował i uzu-
pełniał. Oprócz prezydjum Rady ministrów i jego biura
utworzono ministerstwo spraw wewnętrznych, minister-
stwo skarbu, ministerstwo sprawiedliwości, ministerstwo
wyznań i oświaty, ministerstwo rolnictwa i dóbr pań-
stwowych, ministerstwo przemysłu i handlu, minister-
stwo opieki społecznej i ochrony pracy, ministerstwo
zdrowia publicznego, ministerstwo spraw zewnętrznych,
ministerstwo spraw wojskowych, ministerstwo aprowi-
zacji, ministerstwo sztuki i kultury, ministerstwo kolei,
ministerstwo poczt i telegrafów i ministerstwo robót
publicznych. Utworzono nadto urzędy na prawach mi-
nisterstwa,. a mianowicie Główny Urząd likwidacyjny
1 Główny Urząd ziemski, ten ostatni na mocy ustawy
9*
132
z 22 lipca 1919 r., o której wyżej mówiliśmy. Nadmierna
ta liczba ministerstw stworzona była chyba na wyrost
w państwie, które się dopiero tworzyło, a zasada ta
przyświecała widocznie całej wewnętrznej organizacji
ministerstw, w której liczba departamentów, wydziałów
i posad urzędniczych nie stała w żadnym stosunku do
spraw, które się miało załatwiać, i w żadnym stosunku
do liczby ukwalifikowanych urzędników. Powstała nadto
przy ministerstwach lub w zależności od nich nadmierna
liczba urzędów, instytucyj i ciał doradczych dla różnych
specjalnych kierunków i zadań administracji publicznej.
Pośpieszyło się z wydaniem ich za dekretami Naczel-
nika państwa ministerstwo Moraczewskiego, ale zorga-
nizowanie ich i puszczenie w ruch przypadło w udziale
gabinetowi Paderewskiego, zużywając na to wiele za-
chodów a zwłaszcza pieniędzy.
Ogromny ten aparat ministerjalny postanowił na
obszarze podległego mu Królestwa kongresowego rzą-
dzić centralistycznie zapomocą urzędów powiatowych,
które w dotychczasowych powiatach organizował, usu-
wając organizację zaprowadzoną przez okupację nie-
miecką i austrjacką. Urządzenie tych władz powiato-
wych przechodziło przez różne chaotyczne próby,
a skrzywiło się w samym zarodku przez to, że każde
ministerstwo i każda wogóle władza centralna chciała
mieć w powiecie osobny urząd, jej tylko podległy.
Natura rzeczy wymagała, żeby urzędnicy, pracując ra-
zem pod kierunkiem naczelnego urzędnika powiatu,
utrzymali ze sobą łączność i pewną jednolitość dzia-
łania. W tym celu nawet ministrowie tworzyli Radę
ministrów pod prezydencją prezesa. Minister Wojcie-
chowski jednak takiego zespolenia urzędników powia-
towych wobec swoich kolegów nie zdołał przeprowa-
133
dzić. Rozporządzeniem z dnia 3 lutego 1919 r. wydał
tymczasowe przepisy o organizacji urzędów powiato-
wych, według której na czele powiatu stał komisarz
rządowy, który reprezentuje centralną władzę pań-
stwową, jest kierownikiem urzędu powiatowego i w tym
charakterze organem zarządzającym, rozstrzygającym,
względnie wnioskującym w sprawach zarządzanych
przez ministerstwo spraw wewnętrznych, wykonuje nad-
zór nad samorządem miejskim i wiejskim w granicach
przewidzianych przez ustawę, jest zwierzchnikiem urzę-
dów gminnych, tak w miastach, jak we wsiach powiatu
w poruczonym mu, t.j. administracyjnym, zakresie dzia-
łania, wreszcie jest zwierzchnikiem powiatowej służby
bezpieczeństwa publicznego oraz podporządkowanych
urzędowi powiatowemu urzędów i instytucyj państwo-
wych, a jako taki kontrasygnuje zarządzenia natury
ogólnej, wydawane przez referentów przydzielonych do
władzy powiatowej, a podległych innym ministerstwom.
Takich referentów wyznaczono jednakże tylko trzech :
lekarza powiatowego, podlegającego ministrowi zdro-
wia, lekarza weterynaryjnego, podlegającego minister-
stwu rolnictwa, i inżyniera, podlegającego ministrowi
robót publicznych. Inni ministrowie na poddanie swoich
organów komisarzowi powiatowemu nie chcieli się
zgodzić; pozostali więc samodzielnymi urzędnikami:
inspektor skarbowy, referent aprowizacyjny, inspektor
szkolny, komisarz ziemski, inspektor pracy, nadleśni-
czy, którzy mieli tylko obowiązek utrzymania kontaktu
z komisarzem i wzajemnego informowania się o po-
trzebach oraz o zarządzeniach natury ogólnej. Posta-
nowienie to nie miało praktycznego skutku. Każdy
z równoległych urzędników szedł swoją drogą, prowa-
dził swoją politykę, koszt utrzymania osobnych biur,
134
kancelaryj i służby rósł niezmiernie, a ludność błąkała
* się pomiędzy urzędami, odsyłana od Annasza do Kai-
fasza. Swoją drogą w ministerstwach gromadził się
nawał spraw drobnych, nadchodzących z 84 powiatów.
Ujemne skutki bezwzględnej centralizacji wystąpiły
na jaw i już 2 sierpnia 1919 r. przyszła do skutku
sejmowa ustawa tymczasowa o organizacji władz ad-
ministracyjnych drugiej instancji. Ustawa ta podzieliła
Królestwo na cztery województwa: warszawskie, łódz-
kie, kieleckie i lubelskie, a utworzyła piąte, zajęte już
białostockie. Na czele każdego województwa stoi wo-
jewoda, jako przedstawiciel rządu centralnego, sprawu-
jący z jego ramienia władzę państwową i odpowie-
dzialny wobec niego za zarząd województwa. Wojewoda
rozstrzyga, względnie orzeka w drugiej instancji sprawy
przychodzące do niego w drodze rekursu od orzeczeń
władz powiatowych, wydanych w pierwszej instancji,
w trzeciej zaś i ostatniej instancji orzeka w sprawach,
które władze powiatowe orzekły w instancji drugiej,
w niektórych wreszcie sprawach orzeka w instancji
pierwszej. Rozporządzenia ministerjalne .określiły jego
zakres działania w różnych gałęziach administracji,
wyjęły jednak z pod tego zakresu sprawy administracji
wojskowej, sądowej, skarbowej, szkolnej, kolejowej
i pocztowo-telegraficznej, tudzież urzędów ziemskich.
Przy wojewodzie utworzono Radę wojewódzką, złożoną
z przedstawicieli samorządu powiatowego, jako organ
wydający opinję na żądanie wojewody, a decyzję
w sprawach przekazanych mu ustawą. Wskutek zorga-
nizowania władz wojewódzkich ministerstwo określiło
bliżej organizację i zakres działania władz powiatowych,
zmieniając nazwę komisarza na nazwę starosty, zresztą
rzecz pozostała bez zasadniczej zmiany.
135
Kierunek, który się uwidocznił przy organizowaniu
ustroju administracyjnego w Królestwie, nie mógł zba-
wiennie oddziałać na organizację administracyjną w Ga-
licji, o ile ona potrzebowała istotnie naprawy i dosto-
sowania się do nowych warunków. Wspominaliśmy już
wyżej, jaki zamęt w organizację tę wprowadziła Komisja
likwidacyjna, utworzona z końcem października 1918 r.
w Krakowie, a wydająca tę administrację na łup stron-
nictw socjalistycznych i włościańskich. Rozporządzenie
Komisji, stawiające na czele powiatów komisarzy z po-
wiatowemi komisjami likwidacyjnemi, i znoszące samo-
rząd, było tak bałamutne, że przeprowadzić się nie dało
i zwiększało tylko zamęt, a dekret Naczelnika państwa
z 10 stycznia 1919 r. uchylający Komisję likwidacyjną,
a tworzący Komisję rządzącą dla Galicji, Śląska cie-
szyńskiego, Orawy i Spiszu, jako organ prawodawczy
i kontrolujący, oraz wydział jej wykonawczy pod prze-
wodnictwem komisarza jeneralnego i dwóch czy czterech
zastępców, wywołał tyle trudności, że się również
przeprowadzić nie dał. Kiedy Sejm się zebrał, posłowie
z Galicji i Rząd przyszli nareszcie do przekonania, że
zanim się zacznie reformować, trzeba pierwej przywrócić
dotychczasowy ustrój administracyjny Galicji. Owocem
narad Rządu z posłami było rozporządzenie Rady mi-
nistrów z dnia 7 marca 1919 r., które dla admini-
stracji państwowej w Galicji ustanowiło generalnego
Delegata Rządu, dając mu te same uprawnienia, które
miał dawniej namiestnik Galicji. Władzę służącą wobec
niego ministerstwom austrjackim objęły ministerstwa
polskie. Przydano mu dla wydawania opinji Radę przy-
boczną, złożoną z 15 członków, wyznaczonych przez
„stronnictwa". Nie przywrócono jednak dawnej orga-
nizacji w Galicji w najistotniejszym jej punkcie, jedności
136
rządu krajowego. Namiestnik galicyjski jednoczył w sobie
wszystkie najważniejsze gałęzie administracji publicznej,
kierował Namiestnictwem, a oprócz tego był prezydentem
Rady szkolnej i Dyrekcji skarbu krajowej oraz Dyrekcji
domen i lasów państwowych. Trzema temi działami
służby publicznej zarządzali wiceprezydenci Rady szkol-
nej i Dyrekcji skarbu oraz Dyrektor domen, ale za zgodą
Namiestnika. Jakiekolwiek mogły być wady Namiestni-
ków po sobie następujących, jednolity kierunek admi-
nistracji pod względem politycznym, narodowym i spo-
łecznym był zapewniony. Urzędnicy, od najniższych do
najwyższych, nie prowadzili własnej polityki, bo pro-
wadził ją tylko Namiestnik. Tego gabinet Paderewskiego
i jego ministrowie ocenić nie umieli. Każdy z nich niemal
chciał mieć w Galicji Całkiem osobne swoje organa
drugiej, a także pierwszej instancji. Nie przyznano więc
Delegatowi generalnemu prezydentury Rady szkolnej,
Dyrekcji skarbu i Zarządu lasów i domen państwowych,
odebrano mu nawet sprawy sanitarne, tworząc, jak
w Królestwie, Okręgowy Urząd zdrowia w Galicji. Po-
zostawiono mu agendy rolnictwa, aprowizacji, przemysłu
i handlu, robót publicznych, tudzież sztuki i kultury,
dla których ministerstwa zamianowały podlegających
mu, ale przez siebie mianowanych delegatów, zarzą-
dzenie to miało być jednak tylko czasowe, dopóki mi-
nisterstwa dla tych agend nie utworzą osobnych urzędów.
Tak samo rozbito zespolenie władz w powiatach, w któ-
rych zresztą przywrócono dawniejsze urzędy starostów.
Nastąpiło natomiast uchylenie galicyjskiego Sejmu
i Wydziału krajowego. Dokonał tego Sejm polski
ustawą z dnia 30 stycznia 1920 roku, zaprowadzając
w miejsce Wydziału krajowego wybieranego przez Sejm
galicyjski tymczasowy Wydział samorządowy, złożony
137
z sześciu członków, wybranych przez Sejm Rzplitej na
wniosek Rządu, oraz z przewodniczącego, mianowanego
przez prezydenta Rzplitej. Organizacja ta samorządu
pozostała, chociaż Sejm ustawą z dnia 3 grudnia 1920
podzielił Galicję na cztery województwa i zniósł dele-
gaturę, gdyż na zaprowadzenie samorządu wojewódz-
kiego się nie zdobył, cofając się przed załatwieniem
połączonej z nim kwestji ruskiej.
Najmniej względów okazał Rząd wobec galicyjskiej
Rady szkolnej krajowej, która, zdobywszy sobie wobec
Wiednia szeroką autonomję, w ciągu pięćdziesięciu lat
rozumnej pracy system szkolny austrjacki zastosowała
do ducha naszego narodowego i do potrzeb ludności
i, co ważniejsze, przysposobiła mu tysiące wykształco-
nych, patrjotycznych nauczycieli. Złożona z najwybit-
niejszych mężów nauki i obywateli z polskiego i ruskiego
społeczeństwa, dążyła do zgody obu narodów. Po utwo-
rzeniu Rządu polskiego w Warszawie, zmieniający się
ministrowie oświecenia publicznego korzystali pełną
dłonią z owoców jej pracy, ale już 8 lutego 1921 r.
rozporządzenie ministerjalne zniosło Radę szkolną auto-
nomiczną i samorządną a rozciągnęło na Galicję biuro-
kratyczną organizację Kuratorjów szkolnych, niemającą
głosu wobec Ministerstwa. Prawda, że Rada ta byłaby
przeszkadzała niedojrzałym eksperymentom, których po-
lem pod hasłem postępu i wyprzedzenia Europy stały
się nasze szkoły i wychowanie publiczne.
W reformach tych administracji uderzało zachowanie
kordonu dzielącego Galicję od Królestwa, posunięte
tak daleko, że nie przyłączono do Krakowa najbliższych,
ciążących ku niemu powiatów Królestwa.
Najtrudniej okres zespolenia przebył zabór pruski.
Oszczędzony mu był czas rządów socjalistycznych Mo-
138
raczewskiego oraz okres reform administracyjnych ga-
binetu Paderewskiego. Wyzwalając się z końcem roku
1918 z pod władzy pruskiej, Polacy tamtejsi widzieli
już, co w dziedzinie administracji dzieje się w Kro-
lestwie i w Galicji, i od tego zamętu postanowili się
odgrodzić. Znosząc przedtem prześladowanie narodowe,
mieli jednak aż przesadne wyobrażenie o doskonałości
administracji pruskiej i pragnęli ją zatrzymać, z tą róż-
nicą, żeby w niej zmienić role Polaków i Niemców.
Nie mając kandydatów Polaków na obsadzenie wszyst-
kich urzędów, zatrzymali w nich do czasu Niemców.
Naczelnikom powiatów, t. zw. Landratom, Niemcom, do-
dano starostę, Polaka, powierzając mu nadzór nad po-
licją miejscową; liczbę członków wydziału prowincjo-
nalnego i wydziałów powiatowych powiększono, mia-
nując do nich Polaków, tak, że utworzyli większość.
W ten sposób pod rządem naczelnej Rady ludowej,
utworzonym po wyzwoleniu się od rządów pruskich,
Poznańskie ostało się aż do wydania ustawy sejmowej
dnia 1 sierpnia 1919 roku.
Ustawa ta orzekła, że ziemie byłej dzielnicy pruskiej,
które na mocy postanowień traktatu wersalskiego stały
się nierozerwalną częścią składową Rzeczypospolitej
polskiej, podlegają całkowicie władzy organów central-
nych Rzeczypospolitej, t. j. Sejmu, Naczelnika państwa
i ministrów, że dotychczasowe ustawy i rozporządzenia
obowiązujące na tych ziemiach pozostają nadal w mocy,
0 ile nie ulegną zmianie na podstawie tej ustawy
1 późniejszych, że jednak znosi się wszelkie ustawy
i rozporządzenia wyjątkowe, wydane na niekorzyść ja-
kiejkolwiek narodowości lub wyznania.
Odrębność ustroju zaznaczyła się w tern, że tylko
sprawy zagraniczne, wojskowe i celne podlegać miały
139
właściwym ministrom, dla wszystkich zaś innych usta-
nowiono osobnego ministra byłej dzielnicy pruskiej,
który jest członkiem Rady ministrów, ale otrzymał
wielką władzę, nietylko administracyjną, ale także usta-
wodawczą. Zadanie jego polegać miało na administracji
aż do czasu oddania wszystkich jej działów pod bez-
pośredne kierownictwo właściwych ministrów, oraz na
przygotowaniu tego oddania i reorganizacji władz sto-
sownie do zasad dla całego państwa przyjętych. Wyda-
wać miał w porozumieniu z właściwymi ministrami
przepisy wykonawcze dla wprowadzenia polskich ustaw
oraz wydawać rozporządzenia zaprowadzające zmiany
niemieckich i pruskich ustaw i rozporządzeń, potrzebne
celem zupełnego odłączenia władz i urzędów od Niemiec
i przystosowania ich ustroju i procedury do nowych
warunków politycznych, wypływających z przyłączenia
do Rzeczypospolitej polskiej.
Na tej podstawie minister byłej dzielnicy pruskiej
zorganizował swoje ministerstwo, dzieląc je na czter-
naście departamentów, odpowiadających ministerstwom
polskim. Ministerstwo miało swoją siedzibę w Poznaniu,
a jeden podsekretarz stanu zastępował ministra w War-
szawie.
Ustawa, która utworzyła ministerstwo dzielnicy pru-
skiej, na miejscu prezesów prowincji postawiła woje-
wodów i utworzyła dwa województwa, w Poznaniu
i w Toruniu. Samorząd, który prowincje te posiadały
w czasach pruskich, zresztą dość ograniczony, utrzy-
mano, wprowadzając do Sejmiku i do Wydziału kra-
jowego Polaków i zmieniając ich ordynację wyborczą.
Unifikacja b. dzielnicy pruskiej z państwem, stano-
wiąca główne zadanie ministra tej dzielnicy, postępo-
wała jednak powoli i z oporem. Ludność wielkopolska
140
przy całym swoim patrjotyzmie narodowym nie chciała
się przekonać, źe na unifikacji administracyjnej wyjdzie
lepiej, a odcięta oddawna od reszty Polski i zamknięta
w sferze swoich interesów, nie zajmowała się żywo tern,
co się poza nią w Polsce dzieje i nie miała ambicji
wywierania wpływu na ogólną politykę państwa. Z przy-
łączeniem do państwa polskiego zmieniły się jednak
i wewnętrzne stosunki wielkopolskich województw.
Solidarność, konieczna dla odparcia pruskiego ucisku,
prędko prysnęła. Oprócz narodowej demokracji, mającej
tu swoją twierdzę, zaczęły powstawać inne stronnictwa,
niektóre zbliżone do niej, jak chrześciańska demokracja,
inne wprost przeciwne, inspirowane z zewnątrz przez
stronnictwa szukające tu zwolenników. Zaczęły się walki
a zarazem skargi na separatyzm jako rzecz niepatrjo-
tyczną, które w Sejmie głośny znajdowały odgłos,
zwłaszcza w r. 1920, kiedy Wielkopolska utworzyła
osobne wojsko dla obrony przed najazdem bolszewickim
i zaczęła tamować napływ uchodźców chroniących się
przed tym najazdem. Ministrowie dzielnicy pruskiej
zmieniali się często. Do zniesienia tego urzędu i osta-
tecznej unifikacji przyszło dopiero na mocy ustawy
z dnia 7 kwietnia 1922 r.
Gabinet Paderewskiego trzymał się głównie ze
względu na to, źe przez delegatów swoich uczestniczył
w Konferencji pokojowej w Paryżu, a dopóki Konfe-
rencja nie ukończyła swojej pracy, zmiana Rządu pol-
skiego nie była wskazana. Chociaż też i w sprawie
konstytucji i reformy rolnej i aprowizacji ministrowie
ponosili porażki bez walki, chociaż delegat Dmowski
przegrywał na konferencji pokojowej, a Paderewski
141
błędów jego naprawić nie zdołał, próby wywołania
przesilenia gabinetowego, których nie brakło, nie dopro-
wadzały do celu. Osiągnęły go dopiero częściowo po
zawarciu traktatu wersalskiego i jego ratyfikacji, a bez-
pośrednim jego powodem stała się kwestja waluty.
Istniały w Polsce w każdej dzielnicy osobne waluty:
marka niemiecka, rubel rosyjski i korona austrjacka,
a nadto w byłej okupacji niemieckiej marka polska,
zaprowadzona przez okupację. Ministrowi skarbu, Engli-
chowi, zdawało się, że dość wydrukować odpowiednią
ilość złotych polskich i oznaczyć wartość ich równą
frankowi szwajcarskiemu, ażeby wykupić nim waluty
obce obiegające na ziemiach polskich i rozwiązać za-
danie waluty polskiej. Zapomniał o tern, że złoty pa-
pierowy, niemający żadnego metalowego pokrycia,
oparty jedynie na kredycie polskiego państwa, spadnie
gwałtownie w kursie i zamiast uzdrowienia sprowadzi
katastrofę finansową. Z początkiem kwietnia odszedł
Englich, a na jego miejsce stanął dyrektor polskiej
Kasy pożyczkowej, Karpiński, ale i ten nie znalazł spo-
sobu wyjścia. Rząd operował pożyczkami drobnemi,
nie trzymał się budżetu, podatków prawie nie ściągał,
zwłaszcza w Królestwie, gdzie służba podatkowa nie
była zorganizowana, czynił wydatki bez miary i nie
troszczył się o ich pokrycie. Kurs marki polskiej obniżał
się z miesiąca na miesiąc. Frank szwajcarski w miesiącu
styczniu 1919 r. równał się 1*5 marek polskich, w lipcu
osiągnął już kurs 275 marek. W opinji publicznej
i w Sejmie podniósł się głos, że na ministra skarbu
trzeba nareszcie powołać prawdziwego znawcę. Takim
wydał się Biliński, kilkakrotny minister skarbu w Austrji
i wieloletni gubernator banku narodowego monarchji
austrjacko- węgierskiej. Należał do tych, których naro-
142
dowa demokracja postawiła na liście proskrypcyjnej za
rzekome austro- i germanofilstwo, a nawet odsądziła
od polskości. Z tern musiała narazie zamilknąć i, prze-
ciwnie, starała się go dla siebie zjednać. To jej się nie
powiodło, bo Biliński w poprzednim swoim z nią sto-
sunku zbyt smutne zebrał doświadczenia i zapomnieć
ich nie chciał.
Obejmując urząd z początkiem sierpnia, wymówił
sobie dziesięć warunków, na które zgodził się Pade-
rewski i wszyscy ministrowie. Były to elementarne za-
sady budżetowe, przestrzegane w każdym rządzie upo-
rządkowanym i pojmującym swoje zadanie, i smutnem
było, że w Polsce ich się nie trzymano i że potrzeba
je było uroczyście podpisami ministrów stwierdzać.
Zobowiązali się więc ministrowie, każdy z osobna,
trzymać się swojego budżetu wydatków i nie przekra-
czać go bez zezwolenia ministra skarbu, oddawać swoje
dochody Kasie centralnej, nie zaciągać długów i nie
przyjmować zobowiązań pieniężnych, nie powiększać
ustanowionego etatu urzędników swoich, nie tworzyć
władz podrzędnych i nie wnosić projektów ustaw wy-
magających wydatków bez zgody ministra skarbu. Dla
bliższego porozumienia się w tych sprawach utworzono
Komitet ekonomiczny, do którego weszli ministrowie
najwięcej w sprawach tych interesowani, i rozpoczęła
się praca mozolna. Kto po Bilińskim oczekiwał cudów,
natychmiastowego uzdrowienia waluty i skarbu, ten
się zawiódł. Na polu tak zachwaszczonem każdy środek
wymagał pokonania wielu przeszkód, dokonywały się
jednak czynności przygotowawcze, zmierzające do zu-
nifikowania banknotów, do wypracowania ustawy ban-
kowej, zapewniającej wprowadzenie złotego polskiego,
opartego na częściowem pokryciu w złocie, i zorgani-
143
zowania banku polskiego, do ułożenia projektów po-
datków dochodowego i spadkowego, do ułożenia pro-
jektu budżetu i do zaciągnięcia pożyczek, a w szcze-
gólności pożyczki amerykańskiej dwustu pięćdziesięciu
miljonów dolarów.
Zanim jednakże prace te dobiegły do końca, który
Biliński obiecywał sobie osiągnąć na wiosnę następnego
roku, wybuchł konflikt pomiędzy nim a prezesem ga-
binetu. Paderewski nie dotrzymał warunków, pod któ-
remi zjednał dla gabinetu swego Bilińskiego. U boku
jego utworzyła się kamaryla, której informacje ekono-
miczne i skarbowe przyjmował w dobrej wierze, nie
znając się na nich wcale. Kamaryla ta uprzedzała go
przeciw Bilińskiemu, krytykując jego poczynania, ale
nie dość na tern, popchnęła go do tego, że bawiąc
zagranicą, czynił bez wiedzy i zgody ministra skarbu
najrozmaitsze zakupy miljardowej wartości, których Bi-
liński uznać i płacić się wzbraniał, uważając, że cena
zakupu zbyt jest wygórowana, a warunki ubliżają nieraz
honorowi państwa polskiego. Nawzajem Paderewski
krytykował pożyczkę amerykańską, zaciąganą przez Bi-
lińskiego, i dojściu jej do skutku przeszkadzał. Oskarżał
Bilińskiego o wrogie usposobienie dla Francji, gdy ten
finansów polskich przeciw niesłusznym pretensjom spe-
kulantów francuskich bronił, i zmusił go dlatego do
zaniechania Centrali dewiz ze szkodą waluty. Oskarżał
go wreszcie, że kurs korony, obiegającej w zaborze
austrjackim, który spadał poprzednio do 0 5 marki pol-
skiej, podniósł do 0*8 marki. Oskarżenia te wzajemne
i zarzuty przenikały do opinji publicznej i do Sejmu.
Narodowa demokracja z Głąbińskim i marszałkiem Sejmu
Trąmpczyńskim rzuciła się namiętnie na Bilińskiego.
Gabinet w tych warunkach utrzymać się nie mógł i dnia
144
27 listopada zgłosił dymisję. Paderewski sądził, źe
w ten sposób pozbędzie się Bilińskiego, tak jak się
pozbył niejednego przedtem ze swoich kolegów w ga-
binecie. Ofiarą przesilenia padł rzeczywiście Biliński,
ale padł także Paderewski. Nawet przyjaciele jego z na-
rodowej demokracji zrozumieli już, źe on właśnie przy
najlepszych zamiarach i chęciach do uporządkowania
stosunków wewnętrznych Polski jest przeszkodą. Fa-
talny obrót sprawy Galicji wschodniej na Konferencji
pokojowej pozbawił go i na polu polityki zewnętrznej
autorytetu. Otrzymawszy od Naczelnika państwa dwa
razy misję utworzenia gabinetu, utworzyć go nie zdołał,
i ustąpić musiał. Utworzył go dnia 18 grudnia 1919 r.
Leopold Skulski za zgodą większości stronnictw sejmo-
wych.
Z całego tego przesilenia pozostało smutne wspom-
nienie, że jedynemu może, jakiego Polska posiadała,
znawcy waluty i finansów państwa prezes gabinetu
rzucał kamienie pod nogi, a zawiść partyjna narodowej
demokracji nie dała folgi kilku miesięcy, aby pokazał,
co umie. Ministrowie skarbu zmieniali się dalej, jak
w kalejdoskopie, każdy wobec coraz gorszych warun-
ków waluty i skarbu. Sanacja przyszła do skutku po
kilku latach, kiedy za jeden złoty trzeba było płacić
1,800.000 polskich marek.
IV
ODPARCIE NAJAZDU
Pochód nad Dniepr i Dźwinę.
Klęska.
Organizacja obrony.
Odparcie najazdu.
Pokój w Rydze.
Przymierza.
Czego w ostatnich dniach swoich rządów nie mógł
dokonać Paderewski, t. j. stworzyć większości w Sej-
mie, to powiodło się Skulskiemu. Porozumiał się z Wi-
tosem, ażeby połączyć ze sobą Zjednoczenie ludowo-
narodowe i Piastowców, rodzaj umiarkowanego Centrum
sejmowego. Ułożyli program wspólny w sprawie kon-
stytucji i reformy rolnej, czyniąc sobie ustępstwa, zgo-
dzili się też na politykę federacji lub autonomji Kre-
sów. Chęć dostania się do władzy była u przywódców
tak silna, źe koncesje te uczynili bez zgody swych
stronnictw, i Piastowcy zaprotestowali po niewczasie
przeciw zgodzeniu się na utworzenie Senatu. Zjednali
wreszcie narodową demokrację oraz chrześcijańsko-de-
mokratyczny klub robotników i klub mieszczański dla
utworzenia rządu i utworzyli rząd „parlamentarny".
Wybrano do niego w drodze kompromisu ludzi drugo-
rzędnych, nie rażących nikogo, zaczynając od prezesa
Skulskiego. Ministrem spraw wewnętrznych pozostał
Wojciechowski, ministrem spraw zagranicznych miano-
wano nieznanego nikomu Patka, jedynym politykiem
Wskr2eszenie Państwa Polskiego 10
146
był minister skarbu, narodowy demokrata, Władysław
Grabski. Układając się o program, nie przewidywano,
rzecz dziwna, że gabinet będzie miał stawić czoło bu-
rzy, która nadciągała ze Wschodu. Członkowie gabinetu
w sprawie wojny z Rosją bolszewicką ulegli też zu-
pełnie Piłsudskiemu, niezdolni ani mu się oprzeć, ani
go poprzeć.
Wojska polskie w jesieni 1919 r. stały już nad
Dźwiną i nad Berezyną, a na południu, na wschód od
Horynia, pokonały zwycięsko wojska Sowietów, które
im stawiały opór. Napełniło to społeczeństwo polskie
zaufaniem we wartość bojową własnej armji. Organi-
zacja jej, w przeciwieństwie do dezorganizacji admini-
stracji cywilnej, zrobiła istotnie w ciągu roku wielkie
postępy. Zniknęły różne wojska, które się na nią zło-
żyły. Armja Hallera, uwolniwszy żołnierzy wysłużonych,
oraz wojsko Dowbora-Muśnickiego, zaimprowizowane
w Poznańskiem, weszły w jej skład. Ściągnęły do niej
różne oddziały wojskowe polskie, które wśród rewolucji
i kontrrewolucji utworzyły się na obszarach Rosji, naj-
większy pod komendą jenerała Żeligowskiego w Odessie,
inne z Syberji i Murmania. Powstało jedno wojsko
polskie, które wszystkie swoje potrzeby w uzbrojeniu
i umundurowaniu sprowadzało, nie licząc się z wydat-
kami, z zagranicy, któremu misja wojskowa, przysłana
z generałem Henrys z Francji, dopomagała w wyćwi-
czeniu, i które z początkiem 1920 r. doszło już do
20 dywizyj piechoty i 7 brygad jazdy. Naród i Rząd
był dumny z niego, cieszył się, że daleko na Kresach
wschodnich stanęło na straży Rzeczypospolitej, ale ani
Rząd ani naród nie zdawał sobie sprawy z tego, że
Polska wystąpiła do boju śmiertelnego z Rosją, że stoi
u progu wielkiej rozprawy, którą tylko ogromnym
147
swoim i ogólnym wysiłkiem patrjotycznym, tylko po-
stawieniem wszystkiego na kartę może wygrać.
Narodowa demokracja, godząc w cel tej wojny,
nawoływała do zawiązania kontaktu z wodzami kontr-
rewolucji rosyjskiej, Kołczakiem i Denikinem, twierdząc,
że, dopóki Rosja potrzebuje naszej pomocy w walce
z Bolszewikami, porozumienie się z nią co do wielu
kwestyj, które przy tern mogą się stać drażliwe i sporne,
będzie stosunkowo łatwe. Narodowi demokraci, licząc
na zwycięstwo kontrrewolucji, mylili się, o co nie
można ich winić. Trudniej zrozumieć, że ludzie, którzy
chełpili się z tego, że znają Rosję, oddawali się iluzji,
iż Rosja carska więcej się wobec Polski okaże ustępliwą,
niż Rosja bolszewicka.
Stronnictwo socjalistyczne, zagrożone w swoim
wpływie na masy robotnicze przez propagandę komu-
nistyczną i pragnąc ją przelicytować, w chwili gdy
wojsko polskie zajęło Mińsk (19 września 1919 r.),
ogłosiło odezwę „Precz z wojną", w której wzywało
do natychmiastowego rozbrojenia i rozpuszczenia woj-
ska, twierdząc, że wojsko to nie walczy o zabezpie-
czenie granic i niepodległość Polski, ale o interes „żu-
brów", t. j. szlachty polskiej, posiadającej dobra na
Kresach, o tereny dla kolonizacji i o zysk swoich
i obcych kapitalistów, i zapewniając, że Bolszewicy
uszanują samostanowienie Ukraińców, Litwinów, Łoty-
szów i Polaków na wschód od granic Królestwa.
Prądy te znalazły odgłos w szerokiej dyskusji na
wspólnej Komisji spraw zagranicznych i wojskowej,
w której zajmowano się przystąpieniem do rokowań
pokojowych, a uchwalono wniosek o wyznaczenie sub-
komisji dla sformułowania celów wojny. Wiele trudu
kosztowało Piłsudskiego, ażeby Komisję odwieść od
10*
148
tych wniosków pacyfistycznych w chwili, w której woj-
sko polskie broniło przejść przez Dźwinę i Berezynę
i znosiło całą srogość północnej zimy.
Wytrwałość żołnierza odniosła skutek. Dnia 22 grud-
nia 1919 r. komisarz ludowy dla spraw zagranicznych
w Rosji uczynił propozycję pokojową Polsce tej treści,
że wojska Sowietów nie przekroczą teraźniejszego frontu
na Białej Rusi i Ukrainie, że nie zawarły ani nie zawrą
z Niemcami lub innym krajem traktatu przeciw Polsce,
wreszcie, że o ile chodzi o interesy rzeczywiste Polski
i Rosji, niema ani jednej kwestji, czyto charakteru
terytorjalnego, czy innego, któraby nie mogła być roz-
strzygnięta w drodze pokojowej zapomocą rokowań,
ustępstw i wzajemnych układów. W miesiąc później,
dnia 30 stycznia 1920 r., Rząd sowiecki zwrócił się
do Naczelnika państwa polskiego z przedstawieniem,
że Sowiety uznają bez warunków i zastrzeżeń niepod-
ległość i suwerenność Rzeczypospolitej polskiej, i utrzy-
mują propozycję pokojową z dnia 28 grudnia. Nie dość
na tem. Propozycję tę w lutym zatwierdził Centralny
komitet wykonawczy Sowietów i wydał odezwę do
ludności polskiej, w której zapewniał, że pokój jest
szczerym zamiarem Rosji, że wolność Polski jest wstęp-
nym warunkiem do wolności Rosji, a na podstawie
pokoju powstaną najlepsze stosunki między Rosją
a Polską.
Wymownym tym słowom nie wierzył Piłsudski.
Sądził, że Sowiety dla tego tylko proponują rokowania
pokojowe, ażeby je przewlec i zyskać na czasie celem
zorganizowania swych wojsk. Pracowały nad tem gor-
liwie, i pokonawszy kontrrewolucję Kołczaka i Denikina*
ściągnęły pod hasłem wojny z Polską znaczną ilość
oficerów dawnej armji carskiej, tak, że z wiosną mogły
149
wyprawić na Polskę armję dwukroćstutysięczną. Przeko-
nany, że armja polska, chociaż świeżo zorganizowana,
lepsza jest od zdezorganizowanej armji sowieckiej, po-
stanowił Piłsudski osiągnąć stanowcze zwycięstwo i do-
piero na tej podstawie ze Sowietami rokować. Zawią-
zawszy stosunki z jednym z przywódców ukraińskich,
Petlurą, i zastrzegłszy w układzie, że granicą pomiędzy
Polską a Ukrainą pozostanie Zbrucz, dopomógł mu
do zorganizowania wojska pomocniczego. Tak samo na
północy dopomógł jenerałowi Bałachowiczowi do orga-
nizowania wojska białoruskiego. Na propozycję rosyj-
ską zwlekał z odpowiedzią.
Walka zawrzała na całej linji. Wojska sowieckie
uderzyły dwukrotnie na Równo i Kamieniec podolski,
na Polesiu na Nową Sieniawkę i Nowy Konstantynów,
wszędzie po kilkodniowym boju zostały odparte. Wów-
czas minister Patek w nocie radjotelegraficznej z dnia
27 marca 1920 r. oświadczył ministrowi Sowietów,
Cziczerinowi, gotowość rokowań pokojowych, od dnia
10 kwietnia poczynając, i jako miejsce układów zapro-
ponował Borysów. Cziczerin zaraz nazajutrz zapropo-
nował zawieszenie broni na całym froncie, a jako
miejsce układów grunt neutralny, zaznaczając, że które-
kolwiek z miast estońskich odpowiadałoby najlepiej
celowi. Rząd polski dnia 1 kwietnia odpowiedział, że na
zawieszenie broni na całym froncie się nie godzi, zaś
akcję bojową gotów przerwać w Borysowie na cały
czas rokowań pokojowych.
Na to Rząd rosyjski dnia 8 kwietnia zwrócił się do
rządów Koalicji z prośbą o wpłynięcie na Polskę, aby
do rokowań przystąpiła, oświadczając gotowość przy-
jęcia jakiegokolwiek miejsca rokowań, byle nie w miej-
scowości znajdującej się w strefie wojennej lub w jej
150
pobliżu, skoro Polska nie godzi się na ogólne zawie-
szenie broni. Dnia 13 kwietnia posłowie mocarstw zja-
wili się kolejno u ministra spraw zagranicznych Patka
z przedstawieniem o podjęcie rokowań. Nie odniosło
to wobec Piłsudskiego skutku. Rząd polski w komu-
nikacie urzędowym tłumaczył się tern, że Rząd rosyj-
ski, spierając się o miejsce rokowań, szuka tylko pre-
tekstu do ich odroczenja; oświadczył jednak, że w czasie
rokowań wstrzymałby się z akcją zaczepną. Rząd ro-
syjski w nocie z 23 kwietnia tłumaczył swe stanowisko.
Tymczasem Piłsudski odkrył karty. Dnia 25 kwietnia
rozpoczął gwałtowną ofensywę, i rozbijając wojska ro-
syjskie, już 26 kwietnia zajął Żytomierz. Stąd tegoż
dnia ogłosił odezwę do wszystkich mieszkańców Ukrainy,
w której oświadczył, że wojska polskie usuną z obszaru
zajętego przez naród ukraiński obcych najeźdźców, a na-
ród ten wolny sam o swoich losach stanowić będzie.
Gdy rząd narodowy Rzeczypospolitej ukraińskiej powoła
do życia władze państwowe i zorganizuje wojsko
ukraińskie zdolne uchronić kraj przed nowym najazdem,
żołnierz polski powróci w granice Rzeczypospolitej pol-
skiej. Analogiczną odezwę ogłosił równocześnie główny
ataman ukraiński Petlura, podnosząc w niej, że naród
polski w osobie swego naczelnika państwa i wodza
naczelnego, Józefa Piłsudskiego, i w osobie swojego
rządu uszanował prawo do stworzenia niepodległej re-
publiki i uznał niepodległość państwową Ukrainy, że
pomiędzy rządami republiki ukraińskiej i polskiej nastą-
piło zgodne porozumienie, na podstawie którego wojska
polskie wkroczą wraz z ukraińskiemi na teren Ukrainy,
jako sojusznicy przeciw wspólnemu wrogowi, a po
skończonej walce z Bolszewikami wojska polskie po-
wrócą do swojej ojczyzny.
151
Pościg armji polskiej posuwał się szybkim krokiem
naprzód. Dnia 8 maja Piłsudski na czele wojska pol-
skiego i oddziału ukraińskiego zajął Kijów i przyczółek
mostowy na lewym brzegu Dniepru ; na Polesiu w tymże
czasie zdobyto Rzeczycę, na południu Bracław, a wojsko
ukraińskie Jampol.
Zwycięstwo odniesione na Wołyniu z początkiem
maja wywołało w Polsce radość i uczucie dumy. Mar-
szałek Sejmu w d. 3 maja wysłał telegram dziękczynny
Piłsudskiemu i armji, a w Sejmie oświadczył, że nie
chcemy przyłączać do Polski gwałtem choćby jednego
powiatu, którego ludność w swej większości należeć
do niego nie chce, lecz prowadząc narzuconą nam wojnę,
winniśmy się postarać o granice strategiczne, któreby
nową wojnę uczyniły nieprawdopodobną, a nie pozo-
stawiać półtora miljona Polaków na zachodnim brzegu
Dniepru na pastwę rządu sowieckiego. Gdy zaś Pił-
sudski po zajęciu Kijowa 18 maja przybył do Warszawy,
miasto zgotowało mu owację, a marszałek Sejmu, wi-
tając go przybyłego na posiedzenie sejmowe, oświadczył,
że daremnie wrogowie nasi liczyli na różnicę poglądów
politycznych w Polsce, bo cała Polska zgodna jest w pra-
gnieniu, ażeby ludność przez naszą armję uwolniona
stanowiła o swoim losie, o formie swojej państwowości
i o formie swoich rządów. Armja nasza na ostrzach
bagnetów niesie wolność ludności przez tyle lat gnę-
bionej. W Tobie, Naczelny wodzu, bez względu na róż-
nice partji widzimy symbol ukochanej naszej armji,
armji o takiej sile, jakiej naród nasz nawet w najświet-
niejszych swoich czasach nie posiadał.
Niestety słowa te, podyktowane wrażeniem chwili,
nie oddawały wiernie usposobienia społeczeństwa wobec
toczącej się wojny.
152
Narodowa demokracja nigdy nie miała zrozumienia
dla idei państwa ukraińskiego, któreby, stając odrębnie
i oddzielając się od Rosji, musiało jej napór na Polskę
osłabić. Nie wierzyła w możność powstania takiego
państwa, a sądząc, że każda próba utworzenia go prze-
cina pokojowe ułożenie się stosunków Polski z Rosją,
gotowa była dla tego celu Galicję wschodnią poświęcić
i już za czasów austrjackich popierała w niej propa-
gandę rusofilską przeciw rozwojowi narodowości ukraiń-
skiej. Pochód Polski na Ukrainę uważała teraz za naj-
większy błąd i nieszczęście. W dniu 23 kwietnia 1920 r.
odbyło się burzliwe posiedzenie Komisji sejmowej dla
spraw zagranicznych, na którem przewodniczący jej
Stanisław Grabski złożył przewodnictwo, ażeby zaata-
kować Rząd za to, że niedawno zgodził się na ułożone
przez Komisję warunki pokoju z Rosją sowiecką, a po-
tem poszedł w kierunku przeciwnym. W krytyce układu
z Petlurą i Ukrainą sekundowali Grabskiemu narodowi
demokraci, Seyda i Lutosławski. Po namiętnej dyskusji,
w której prezydent ministrów zarzucił Grabskiemu, że
podaje do wiadomości różne postanowienia projektu
układu z rządem ukraińskim, które mu Rząd w zaufaniu
do jego dyskrecji udzielił, uchwalono 19 głosami prze-
ciw- wniosek Dubanowicza, że Komisja odpiera zarzuty
skierowane przeciw Rządowi, przyjmuje do wiadomości
oświadczenia Rządu i przechodzi do porządku dzien-
nego. Zarazem jednak uchwalono, że dyskusja będzie
jawną, zapewne dlatego, ażeby zorjentować opinję pu-
bliczną, bałamuconą przez narodową demokrację, ale
ogłoszenie to, będące objawem rozbicia wobec toczącej
się wojny, nie było jej poparciem.
Narodowa demokracja, przygłuszona chwilowo zwy-
cięstwami ofensywy polskiej, podniosła wkrótce głowę.
153
Dnia 12 maja Komisja sejmowa dla spraw zagranicz-
nych obradowała nad wnioskiem socjalistycznego posła
Liebermanna o przyśpieszenie rokowań pokojowych
z Rosją. Wnioskodawca zadowolił się oświadczeniem
Skulskiego, że Rząd polski nie poszedł na drogę
układów, bo miał aż nadto dowodów, że Rząd rosyj-
ski, zasypując nas notami pokojowemi, liczył bądź na
rewolucję w Polsce, bądź na interwencję Ententy, bądź
na sukcesy militarne. Na posiedzeniu tern narodowi
demokraci zażądali jednak dyskusji nad wnioskiem
Głąbińskiego o celach wojennych, na co Komisja się
nie zgodziła, a Skarbek zażądał przedłożenia brzmienia
układu z Petlurą, co Skulski odroczył. Gdy tak w chwili
przełomowej na terenie wojny jedno z największych
stronnictw wnosiło w politykę i wojnę rozterkę, nie
dziw, że wojsko walczące nie czuło za sobą zgodnego
poparcia narodu.
Szerokie warstwy społeczeństwa nie przeszły jeszcze
pokoleniami przez tę szkołę patrjotyzmu, którą dla nich
jest powszechna szkoła ludowa i wyszkolenie wojskowe
we własnem państwie. Tylko ludność polska w Galicji
kształciła się w szkole w duchu patrjotycznym, w Po-
znańskiem zaś w szkole ucisku religijnego i narodowego.
Pod zaborem rosyjskim polityka ugodowa narodowej
demokracji, prowadzona razem z całem Kołem między-
partyjnem, nie była w stanie wzbudzić w szerokich
warstwach, zwłaszcza włościańskich, uczucia patrjotycz-
nego, skierowanego przeciw Rosji. Krytykując teraz
w prasie sobie oddanej wojnę, a w szczególności wy-
prawę na Kijów, narodowa demokracja osłabiała zapał
wojenny w szeregach walczących, bo pisma jej dosta-
wały się na front bojowy. Kiedy Głąbiński dopytywał
154
się w Komisji sejmowej o cele wojny, żołnierze zaczęli
pytać się: poco my się właściwie bijemy?
Wojsko znużone zimą i długą walką, nie czując
oparcia w społeczeństwie, demoralizowane, straciło siłę
oporu i uległo. Sowiety, zorganizowawszy wojsko swoje
należycie, wystąpiły nagle z siłą przeważającą, której
po nich Polacy nie przypuszczali. Najlepszą swoją armję,
przeważnie konną pod wodzą Budiennego, wyprawiły
na odzyskanie Kijowa, na którym najwięcej im zależało.
Armja ta, przerwawszy słabą linję polską, dostała się
na jej tyły, zmusiła ją do cofnięcia się z Kijowa, zajęła
go dnia 1 1 czerwca, i w niepowstrzymanym już pochodzie
szła przez Wołyń aż pod sam Lwów. Armja polska
północna pod wodzą jenerała Szeptyckiego, rozstawiona
nad Dźwiną i nad Berezyną, odparła natarcie wojsk
rosyjskich w maju, ale ponownego, podjętego wielkiemi
siłami w czerwcu, już nie wytrzymała. Część jej, cof-
nąwszy się, próbowała jeszcze się bronić, ale druga
część na zachodzie poszła w rozsypkę i umożliwiła
wojsku rosyjskiemu 14 lipca zajęcie Wilna, 20 lipca
zajęcie Grodna. Żołnierz polski, jak przedtem śmiało
kroczył naprzód, tak teraz, straciwszy ducha, cofał się
walcząc, a czasem nawet w bezładnym popłochu.
Klęska wojsk polskich pogrzebała federacyjny plan
Piłsudskiego. Jakkolwiek ludowi ukraińskiemu, a jeszcze
więcej ludowi białoruskiemu, można było odmówić wielu
danych do utworzenia osobnego państwa i do wytwo-
rzenia w niem własnego rządu, to jednak idea państw
kraińskiego i białoruskiego wydobyła się na wierzch
w ciągu wojny światowej, traktat brzeski z r. 1918
jedną z nich, t. j. ukraińską, formalnie urzeczywistnił,
a zasady Wilsona stworzyły obu ludom tym podstawę,
na której mogły budować. Piłsudski nie zamierzał
155
tworzyć tych państw, jak mu to zarzucali przeciwnicy,
bo one już w zawiązku istniały. Szło o to, kto te ludy
i tworzące się z nich państwa ku sobie przyciągnie,
Polska czy Rosja? Przyciągnąć mógł i zjednać sobie
ten, kto je od drugiego wyzwolił. Nietylko tradycja
historyczna, ale i żywotny interes Polski wskazywał
jej drogę, po której poszedł Piłsudski. Nie znalazł zro-
zumienia w społeczeństwie polskiem, rozdwojonem
przez doktrynę narodowo-demokratyczną. Przecenił jego
siły. Polska, która zaledwie wyszła ze stuletniej niewoli,
nie wyleczyła się z klęsk, jakich doznała w czasie wojny
światowej, nie skończyła jeszcze organizacji swojej
państwowej i wojskowej. Ta Polska nie znalazła ani
ducha ani siły do podjęcia ze skutkiem wielkiego za-
dania, około którego obracały się jej dzieje przedrozbio-
rowe, a które zacięży niewątpliwie nad jej przyszłością.
Przerażające wiadomości o katastrofie wojska pol-
skiego, o utracie Kresów i najściu grożącem Warszawie,
położyły koniec dyskusjom pacyfistycznym i otrzeźwiły
społeczeństwo, które teraz dopiero zdało sobie naprawdę
sprawę z tego, czem jest dla narodu wojna i jak ją
należy prowadzić.
Ofiarą klęski padł gabinet Skulskiego, a 23 czerwca
przyszedł do skutku nowy gabinet Władysława Grab-
skiego, w którym tekę spraw zagranicznych objął na-
rodowy demokrata Eustachy Sapieha. Gabinet ten za-
raz 30 czerwca wystąpił przed Sejmem z projektem
utworzenia Rady obrony państwa. Skład jej stanowić
ma Naczelnik państwa jako przewodniczący, dalej Mar-
szałek Sejmu, dziesięciu posłów wyznaczonych przez
Sejm, Prezydent ministrów i trzech członków Rządu
156
wyznaczonych przez Radę ministrów, wreszcie trzech
przedstawicieli wojskowości, wyznaczonych przez Na-
czelnego wodza. Radzie tej oddał Sejm prawo decydo-
wania o wszystkich sprawach związanych z prowadze-
niem i z zakończeniem wojny i z zawarciem pokoju,
oraz prawo wydawania w tych sprawach rozporządzeń
i zarządzeń, które natychmiast mają być wykonane,
ale, o ile wymagają uchwały Sejmu, mają być na naj-
bliższem jego posiedzeniu przedłożone do zatwierdzenia.
Projekt ten Rady, uchwalony i ogłoszony zaraz dnia
1 lipca, zjednoczył trzy czynniki władzy, pomiędzy któ-
remi porozumienie było nieraz trudne i wymagało czasu:
Naczelnika państwa i zarazem naczelnego wodza, Sejm
i Rząd państwa.
Rada obrony zaraz dnia 3 lipca wydała dwie odezwy,
jedną do obywateli państwa, drugą do żołnierzy. W pierw-
szej wezwała naród do skupienia wszystkich sił dla od-
parcia najazdu, ażeby żołnierz walczący na froncie miał
przeświadczenie, że za nim stoi cały naród, a zarazem
wezwała wszystkich zdolnych do noszenia broni, ażeby
dobrowolnie zaciągali się w szeregi armji, innych, ażeby
stanęli do pracy w instytucjach wojskowych. W drugiej
odezwie, wzywając wojsko, ażeby podjęło jeszcze jeden
wielki i mężny wysiłek dla rozbicia wroga, zapewniała
je, że za niem stoi cały naród, dbający o to, aby mu
na froncie niczego nie brakło. Dnia 4 lipca minister
wojny Sosnkowski ogłosił przepisy dotyczące werbunku
do armji ochotniczej. Jako ochotnicy mogą się zgła-
szać wszyscy obywatele państwa, dotychczas poborem
przymusowym nie objęci, oraz ci poborowi, którzy
otrzymali odroczenie, a mianowicie szeregowi od 17 — 42
roku życia, oficerowie zaś do 50 roku życia. Ochotnik
staje się żołnierzem armji regularnej.
157
Powołanie ochotników do regularnej armji walczącej
było tym razem środkiem nader skutecznym na złe,
na które ta armja chromała, na brak czy zanik patrio-
tycznego poświęcenia i zapału. Ochotnicy zgłaszający
się dobrowolnie, a to głównie z warstw inteligencji,
narodowo najwięcej uświadomionej, mieli ten patrjotyzm
wnieść w zdemoralizowane szeregi, do których ich wcie-
lano, zapałem swoim je ożywić i porwać do walki.
Środek nie zawiódł. Na czele werbunku do armji ochotni-
czej postawiono popularnego wodza przybyłych z Francji
wojsk, Józefa Hallera. Odezwy jego znalazły żywy od-
głos w uchwałach młodzieży krakowskiej i warszawskiej,
Episkopat zaś polski poparł je swoją odezwą. Ochotnicy
zgłaszali się tłumnie.
Propaganda ta nie obiecywała jednak stanowczego
skutku, dopóki najliczniejsza w narodzie warstwa wło-
ściańska interesu swego klasowego nie miała związa-
nego z zadaniem wojny. Reforma rolna dominowała
nieustannie w jej umysłach. Nie chciała uznać i zrozu-
mieć, że państwo polskie przed uregulowaniem swego
skarbu nie może przeprowadzić wywłaszczenia większej
własności za odszkodowaniem. Gdy Polska znalazła się
w opalach, posłowie ludowi z Witosem na czele posta-
wili reformę rolną jako warunek pozyskania ogółu lud-
ności włościańskiej dla obrony ojczyzny. Uczynili to
samo, co prawie pięćset lat temu uczyniła szlachta na
polach Nieszawy, domagając się przywifeju przed dal-
szym pochodem na wojnę pruską. Projekt przedłożony
przez Witosa opierał się na zasadach uchwalonych przez
Sejm 10 lipca 1919 r. a ze sprawą odszkodowania
załatwiał się bez skrupułu, orzekając, że cenę wykupna
nieruchomości ma stanowić połowa przeciętnej ceny
targowej płaconej za majątki o zbliżonym obszarze
158
w danej okolicy. Sejm, mając nóż na gardle, dnia 15
lipca 1920 r. przyjął ten projekt jednomyślnie. Przy-
jęcie ułatwione było przez to, że możność przeprowa-
dzenia tej reformy była więcej niż wątpliwa. Udział
warstwy włościańskiej w obronie państwa i w rządzie
wielce jednak przyjęcie tej ustawy ułatwiło, gdyż propa-
gandzie patrjotyzmu usunięto przeszkodę. Uchwalając
ustawę, Sejm wezwał Rząd, aby ogłosił we wszystkich
gminach, że wszyscy, którzy nieprawnie uchylają się
od obowiązku służby wojskowej i poboru, tracą prawo
korzystania z ustawy o reformie rolnej.
Gotując obronę, Rząd polski udał się o pomoc do
Koalicji. Niewdzięczne to było zadanie, skoro Rząd, nie
godząc się niedawno temu na interwencję pokojową
mocarstw Koalicji, przyjął dalsze prowadzenie wojny
z Rosją na swoje ryzyko i na swoją odpowiedzialność.
O wojnie polsko-rosyjskiej odzywały się w Anglji głosy
sprzeczne. Robert Cecil ubolewał, że Polska toczy wojnę
wbrew pokojowym intencjom Rosji, a zasady Ligi na-
rodów nie wchodzą w życie. Lord Courzon odpowiadał
mu, że akcja polska była wynikiem nagromadzenia wojsk
sowieckich na granicy, a interwencja Ligi narodów wobec
toczącej się wojny nie ma miejsca. Dnia 22 maja mi-
nister Bonar-Law oświadczył, że rządowi polskiemu po-
zostawiono całkowitą odpowiedzialność w kwestji odrzu-
cenia albo przyjęcia bolszewickich propozycyj pokojo-
wych, że rząd angielski nie będzie zachęcał Polski do
przeciągania wojny, lecz w razie rzeczywistego nieudania
się próby zawarcia pokoju Brytanja będzie musiała
dopomóc Polsce. Prędko pokazało się, jak ta pomoc
się objawi.
Dnia 6 lipca Rada obrony państwa uchwaliła do
obradującej właśnie w Spaa Konferencji mocarstw wysto-
159
sować odezwę następującą: „Polska walczy o zapewnie-
nie sobie niepodległego bytu i przyłączenie do Polski
tych ziem, które zamieszkałe są przez ludność polską,
pragnącą, aby nie była oderwana od kraju macierzystego.
Polska gotowa jest w każdej chwili zawrzeć pokój na
zasadzie stanowienia o sobie narodowości zamieszka-
łych między Polską a Rosją. Wojsko polskie zasłania
Europę przed falą bolszewicką. Przerwanie tej tamy
groziłoby niebezpieczeństwem całej zachodniej Europie.
Naród polski, zjednoczony w podniosłym i solidarnym
wysiłku wszystkich warstw, powstaje dla obrony swych
ognisk domowych. Polska, o ile będzie zmuszona do
dalszej walki, potrzebuje wydatnej materjalnej i moralnej
pomocy aljantów".
Z uchwałą tą prezydent ministrów Grabski wypra-
wiony został do Spaa i zaraz dnia 10 lipca podpisał
przedstawiony mu przez Koalicję układ, mocą którego
Rząd polski zgadza się na to, aby :
a) Zainicjować i podpisać niezwłocznie rozejm na
tej podstawie, że wojsko polskie cofnie się i sta-
nie na linji ustalonej przez Konferencję pokojową
8 grudnia 1919 r., jako tymczasowej granicy pol-
skiego zarządu, i że wojsko sowieckie stanie o 50
km na wschód od tej linji. Jednakże Wilno ma
być bezzwłocznie oddane Litwinom i wyłączone
ze strefy zajmowanej przez Bolszewików podczas
rozejmu. Co się tyczy wschodniej Galicji, to armje
staną na linji, którą osiągną w dniu rozejmu, po-
czerń każda cofnie się o 10 km, celem utworzenia
strefy neutralnej.
b) Wysłać pełnomocników na Konferencję, która ma
się odbyć następnie możliwie jak najrychlej w Lon-
dynie. Na Konferencji tej mają być obecni dele-
160
gaci Polski, Sowieckiej Rosji, Finlandji, Litwy,
Łotwy, i ma się odbywać pod auspicjami Konfe-
rencji pokojowej, która dążyć będzie do zapro-
wadzenia trwałego pokoju pomiędzy Rosją a jej
europejskimi sąsiadami. Przedstawiciele wschod-
niej Galicji będą również zaproszeni do Londynu
dla przedłożenia na Konferencji swojej sprawy,
c) Przyjąć decyzję Rady najwyższej w sprawie granic
litewskich, przyszłości Galicji wschodniej, sprawy
cieszyńskiej i przyszłego traktatu gdańsko- pol-
skiego.
Straszny to był cyrograf, który mianowicie w punkcie
swoim trzecim pozbawiał Polskę głosu we wszystkich
najważniejszych sprawach i zdawał ją zgóry na łaskę
i niełaskę mocarstw Koalicji. I za to wszystko Anglja
nie brała na siebie zobowiązania zbrojnej interwencji
i utrzymania wobec Rosji określonej granicy etnogra-
ficznej, lecz przyrzekała bezzwłocznie uczynić podobną
propozycję Rosji sowieckiej, a w razie jeżeli wojska
rosyjskie odmówią rozejmu, sprzymierzeni dadzą Pol-
sce wszelką pomoc — o ile tylko będzie możliwe,
z uwzględnieniem swojego własnego wyczerpania i cięż-
kich zobowiązań gdzieindziej powziętych, — a to celem
umożliwienia narodowi polskiemu jego niepodległości.
Grabski targował się w Spaa. Uzyskał, że nie musiał
się zgodzić na oddanie Wilna Litwinom ostatecznie,
lecz tylko na przekazanie im go na czas najścia bol-
szewickiego, że sprawa Galicji wschodniej nie będzie
załatwiona zaraz przy traktacie z Sowietami, że granicą
rozejmu w Galicji wschodniej nie będzie linja na wschód
od Przemyśla, która oddawałaby całą niemal Galicję
wschodnią Bolszewikom, lecz linja prosta w dniu rozejmu.
Uzyskał, że delegaci z Galicji wschodniej będą wezwani
161
na Konferencję nie w charakterze równorzędnych delega-
tów, lecz dla konsultacji. Ważniejszych ustępstw uzyskać
nie mógł.
Dnia 22 lipca Lloyd George w parlamencie angiel-
skim do postanowień powziętych w Spaa dodał jasny
komentarz. „Powodem, rzekł, że nie możemy pozostać
obojętnymi wobec losu Polski, jest fakt, że, jeśli Bol-
szewicy ubezwładnią Polskę, pomaszerują prosto ku
granicy niemieckiej. Państwo Sowietów po zniszczeniu
niepodległości i egzystencji wolnego narodu, rozciągać
się będzie aż do granic Niemiec jako wielkie agresywne
mocarstwo, które zagrabiło terytorja należące do innej
rasy. W Niemczech są miljony wyćwiczonych wojskowo
mężczyzn, a jeżeli będą mieli Bolszewików za najbliż-
szych sąsiadów, proszę członków tej Izby, ażeby zechcieli
rozważyć, czy skutkiem tego Sprzymierzeni nie ujrzą
się nagle pozbawionymi owoców swego drogo okupio-
nego zwycięstwa. Musimy się z tem liczyć i dlatego
Sprzymierzeni przyszli do przekonania, że muszą po-
czynić kroki celem wstrzymania zniszczenia Polski, tu-
dzież pochodu armji bolszewickiej przez polskie tery-
torjum. Dlatego też... musieliśmy wyjaśnić Polsce, że,
jeżeli Sprzymierzeni udzielą pomocy, będzie ona prze-
znaczona dla realnej Polski, nie zaś dla poparcia usi-
łowań polskich w kierunku anektowania terytorjów nie-
należących do niej\
Nie mogła Polska dyktować warunków, pod któ-
remi Koalicja gotowa była przyjść jej z pomocą, ale
warunki podyktowane jej przez Koalicję były nad wyraz
ciężkie. Gdyby Rosja zgodziła się na rozejm, granica
wschodnia państwa polskiego byłaby biegła po linji
etnograficznej, wykreślonej 8 grudnia 1919 r., miljony
ludu polskiego i cały zasób kultury polskiej, zanie-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 11
162
siony od wieków poza te granice, byłby skazany na
zagładę, a Polska byłaby stanęła jako małe państewko,
niezdolne się samo bronić. Ponieważ Anglja wysunęła
się na czoło interwencji wobec Rosji, a Konferencję
pokojową zamierzała zwołać w Londynie z udziałem
Finlandji, Litwy i Łotwy, wynikało z tego, źe Anglja
w rokowaniach z Rosją obejmie nad niemi rodzaj gwa-
rancji, czy protektoratu, oparta o swoją flotę i port
gdański na Bałtyku. Tak obiecywała sobie Anglja sza-
chować Rosję, w razie gdyby posiadłościom jej i inte-
resom w Azji miała zagrażać. W trudnem położeniu
musiała się znajdować Francja, że na to wszystko przy-
stała. Bóg strzegł jednak widocznie Polskę, że do tego
nie przyszło. Rosja, ufna w swoje świeże zwycięstwa,
odrzuciła interwencję angielską, Polska tem samem uwol-
niła się od zobowiązania przyjętego w Spaa co do
granicy etnograficznej, która zawisła w powietrzu.
Dnia 11 lipca Anglja wysłała depeszę do Rządu so-
wieckiego z propozycją opartą na zasadach ułożonych
w Spaa. Rząd sowiecki odpowiedział na to 18 lipca,
źe odmawia Anglji prawa pośredniczenia, a uważa za
konieczne zwrócenie się Polski bezpośrednio do Rządu
sowieckiego. Jeżeli Polska zwróci się o pokój, Rosja
nie odmówi i w jak najprzyjaźniejszym duchu rozpatrzy
propozycję jej zawarcia rozejmu, wyrażając gotowość
przyznania Polsce bardziej korzystnej granicy, niż ta,
którą przyznała Polsce Rada najwyższa w grudniu
1919 r., a którą ponawia propozycja Anglji. Sowiety
widzą w tych niekorzystnych dla Polski granicach
wpływ reakcji rosyjskiej, działającej na emigracji.
Odpowiadało to niewątpliwie prawdzie. Emigracja
rosyjska w Paryżu i Londynie, złożona z ludzi stano-
wiących podporę rządów carskich i ucisku Polski, o ile
163
jej się powiodło zbiec do Paryża czy Londynu, pilno-
wała najtroskliwiej, ażeby Rząd bolszewicki nie uczynił
Polsce jakichkolwiek ustępstw z ziem biało- czy mało-
ruskich 1 ażeby mocarstwa zachodnie ustępstw tego
rodzaju nie aprobowały. Emigracja ta cieszyła się ze
zwycięstw, które wojska polskie odnosiły nad Bolsze-
wikami, popierając w ten sposób walkę kontrrewolucji,
ale kiedy Piłsudski zajął Kijów chwilowo, ażeby stwo-
rzyć państwo ukraińskie, związane oczywiście z Polską,
emigracja, głosząc się przedstawicielką Rosji, wystąpiła
z głośnym przeciw temu protestem.
Wracając po tern zboczeniu do właściwej sprawy,
zapisać musimy, że po odmowie Sowietów nie pozo-
stało Anglji, jak cofnąć się ze swoją propozycją i do-
radzić Polsce bezpośrednie zwrócenie się do Sowietów.
Wskutek tego Rząd polski już dnia 22 lipca zapropo-
nował Sowietom natychmiastowe zawieszenie broni
i otwarcie rokowań pokojowych. Teraz jednak Sowiety
co do miejsca rokowań i co do zawarcia rozejmu przed
ułożeniem warunków pokoju zaczęły robić trudności
i zwlekać, czekając, że lada chwila rozstrzygnięcie za-
padnie na placu boju.
Odwrót wojsk polskich z nad Dźwiny, Berezyny
i Dniepru na linję Bugu i Wisły trwał istotnie bez
przerwy, zaledwie tu i owdzie walką powstrzymany.
Dnia 28 lipca północna armja polska cofnęła się już
na linję Grajewo — Kamieniec Litewski, a środkowa, naj-
lepiej się trzymająca na Polesiu musiała się również
cofnąć, aby nie stracić z północną łączności.
Dla Rządu i narodu polskiego było już rzeczą jasną,
ie o przyszłości Polski tylko miecz rozstrzygnie. Rada
obrony prowadziła też bez wytchnienia pracę nad reor-
11*
164
ganizacją wojsk, które się cofnęły, i zasileniem ich
świeżym elementem. Oprócz powołania ochotników za-
rządziła szeroki pobór rekrutów, wydała postanowienia
w sprawie zapewnienia bezpieczeństwa państwa i utrzy-
mania porządku publicznego podczas wojny na obszarze
byłej dzielnicy pruskiej, zaprowadziła sądy doraźne
w byłych zaborach rosyjskim i austrjackim, zarządziła
wydawanie bezpośrednie rozkazów i nakazów rekwi-
zycyj przez władze wojskowe, powołała prawników do
służby czynnej wojskowej i unormowała karne postę-
powanie wojskowe. Najważniejszem z tych postanowień
było zaprowadzenie sądów doraźnych za zbiegostwo
z wojska, a sądy te, działając energicznie i publikując
swoje wyroki śmierci, przywracały rychło rozluźnioną
karność wojskową.
Rozumiejąc jednak, że duch wojska zależy od ducha
całego społeczeństwa, które za niem stoi, Rada obrony
postanowiła utworzyć Rząd koalicyjny, złożony z re-
prezentantów wszystkich stronnictw sejmowych, a dla
zjednania najszerszych warstw społeczeństwa i dla za-
znaczenia demokratycznego charakteru wobec zagranicy
postawić na jego czele prezesa stronnictwa ludowego*
włościanina Witosa, a jako jego zastępcę socjalistycz-
nego posła Daszyńskiego.
Charakterystyczny był fakt, że równocześnie przy-
wódca narodowej demokracji Dmowski wystąpił z Rady
obrony, a na jego miejsce wstąpił Głąbiński. Jakiekol-
wiek Dmowski mógł mieć powody do tego kroku, wy-
glądało to na demonstrację ze strony polityka, który
byt Polski chciał opierać o Rosję.
Nowy gabinet koalicyjny przedstawił się Sejmowi
24 lipca. Wszystkie stronnictwa, nie wyjmując Niem-
ców i Żydów, przyrzekły mu poparcie, a Sejm stwierdził
165
niezłomną wolę narodu do stanowczej walki w obronie
niepodległości.
Odrzucenie propozycji pokojowej Anglji a zwleka-
nie z podjęciem rokowań z Polską, oraz najazd wojsk
rosyjskich zagrażający Warszawie stworzyły warunki,
od których zależała pomoc przyrzeczona Polsce przez
Koalicję. Stwierdził to Lloyd George 22 lipca w par-
lamencie angielskim. Słyszałem — mówił, — że wciągu
kilku ostatnich dni Polska wystawiła ochotniczą armję
w sile trzystu tysięcy ludzi, że młodzież uniwersytecka
i mężczyźni ze wszystkich sfer i klas pośpieszyli pod
sztandary, ale że potrzebują wyekwipowania. Tego my
i Francja możemy im dostarczyć... Czas nagli i Rząd
francuski i angielski wysłały specjalnych delegatów do
Polski, ażeby zbadali warunki i donieśli, jakie zarzą-
dzenia należy poczynić, ażeby dopomóc Polsce w obro-
nie jej własnego terytorjum. Wysłaliśmy brytyjskiego
ambasadora z Berlina wraz z wojskowym attache, a Rząd
francuski wysyła szefa sztabu jeneralnego marszałka
Focha, jenerała Weyganda, a być może, że sam mar-
szałek Foch pojedzie, jeśli ten krok okaże się ko-
niecznym.
Wysyłka broni i amunicji do Polski napotkała na
największe przeszkody. Wszystkie państwa otaczające
Polskę, ogłaszając neutralność, zabroniły jej przewozu
przez swoje terytorjum, a więc Niemcy, Czesi i Ru-
muni. Pozostał Gdańsk, ale i ten zaczął robić trudności.
Nie czynił tego oficjalnie sam rząd gdański, ale ro-
botnicy portowi Niemcy odmówili wyładowania amu-
nicji, którą dnia 24 lipca przywiózł okręt holenderski,
oświadczając, że pierwej nie ustąpią, dopóki Polska
nie zgodzi się na oddanie t. z w. korytarza gdańskiego,
t. j. polskiego Pomorza. Dopiero stacjonowani w Gdańsku
166
angielscy żołnierze zajęli się wyładowaniem amunicji,
a kolejarze polscy w odwet za opór robotników gdań-
skich wstrzymali wszelkie transporty przeznaczone do
Gdańska. W kilka dni później przybył do Gdańska
okręt francuski, prowadzący dwa okręty z amunicją dla
Polski, a kiedy komisarz Ligi narodów w Gdańsku,
Anglik, zaczął robić trudności, zasłaniając się obawą
rozruchów ze strony robotników portowych, marynarze
francuscy zajęli się wyładowaniem. Gdańsk zaczął myśleć
o ogłoszeniu neutralności, ale przybycie kilku okrętów
wojennych francuskich i angielskich zachciankom tym
położyło koniec.
Niemniej ważne było przybycie do Polski jene-
rała Weyganda z licznym zastępem oficerów francuskich.
Weygand z niektórymi w sztabie generalnym, inni ofi-
cerowie rozdzieleni po innych sztabach polskich, słu-
żyli sprawie i wiedzą swoją zawodową, której oficerom
polskim bardzo brakło, i doświadczeniem zebranem
w wojnie światowej. Pojawienie się ich w wojsku pol-
skiem podniosło jego ducha i wzbudziło ambicję po-
kazania się wobec tych, którzy jy wojnie światowej
odnieśli zwycięstwo. Całe społeczeństwo polskie wielką
też do ich udziału w wojnie przykładało wagę.
W przededniu rozstrzygnięcia Rząd dnia 5 sierpnia
wydał odezwy do narodu, do wojska i do mieszkań-
ców Warszawy. Episkopat odezwał się z tern samem
do wiernych. Na osobną uwagę zasługiwała odezwa,
z którą Witos zwrócił się do włościan, aby każdy spełnił
swój obowiązek w obronie ojczyzny, a do włościanek,
aby oddając mężów, synów i braci w służbę ciężką,
ale pełną chwały, pędziły ze wsi i okazywały pogardę
tym, którzy od służby wojskowej się uchylają.
167
Pod przewodem naczelnego wodza Piłsudskiego
toczyły się narady nad planem odparcia wojk sowiec-
kich, narady, w których brali udział jenerał Weygand,
szef sztabu generalnego Rozwadowski i minister wojny
Sosnkowski. Zdecydował dnia 6 sierpnia Piłsudski.
Ponieważ tocząca się obrona linji Bugu nie pozwalała
w toku walk na reorganizację i zasilanie wojsk i nie
rokowała powodzenia, postanowiono oderwać wojsko
od nieprzyjaciela, cofnąć je szybko na linję Wisły,
i korzystając choćby z krótkiego odpoczynku, wcielić
do niego nowe formacje napływające z kraju oraz
uzupełnić jego ubranie i uzbrojenie. Powiodło się to
tylko częściowo, bo wojska rosyjskie postępowały za
polskiemi tak szybko, że do walk pod Warszawą przy-
szło już 12 sierpnia.
Istniały na wschód od stolicy dwie linje obronne,
jedna bliższa, wybudowana znakomicie przez okupację
niemiecką, druga dalsza, którą świeżo budowano, a któ-
rej postanowiono najpierw bronić, aby walkę oddalić
od Warszawy. Zadanie to spełnić miały dwie armje,
jedna, zwana I, pod wodzą jenerała Latinika, druga,
zwana V, pod wodzą jenerała Sikorskiego. Na pierwszą
spadało główne zadanie odparcia nieprzyjaciela. Druga,
oparta o Modlin, miała zapobiec obejściu armji pierw-
szej od północy i przedarciu się nieprzyjaciela na za-
chód od Warszawy. Obie armje podlegały zwierzchniemu
dowództwu jenerała Józefa Hallera.
Dnia 12 sierpnia rozpoczęły się mordercze boje,
a początek ich źle dla Polski się zapowiedział. Armja
Sikorskiego okazała się zbyt słabą, aby oba zadania
swoje spełnić. Nieprzyjaciel swoją armją XV tą zepchnął
ją z Nasielska i Sochocina ku Modlinowi, i pomiędzy
nią i granicą pruską z armją swoją IV tą przeszedł na
168
zachód. Równocześnie pod Warszawą trzy dywizje ro-
syjskiej armji XVI ej, przerywając pierwszą linję obronną
polską, uderzyły na miasteczko Radzymin i zdobyły je,
gdyż postawiona dla jego obrony dywizja polska nie
stawiła oporu. W rozdarty front zaczęły się wdzierać
wojska rosyjskie. Inna armja rosyjska, III, zajęła Ossów
i zwróciła się ńa Zegrze. Niemcy, na tę radosną dla
nich wieść, przekonane o bliskim pogromie Polski, go-
towały się już na odebranie byłego zaboru pruskiego.
Niepokój ogarnął ludność stolicy, ale dowództwo polskie
nie straciło ducha a Rząd postanowił wytrwać w War-
szawie do ostatka.
Prędko odwróciła się karta. Sikorski, nie dbając
o armję IV rosyjską, która poszła na zachód, zebrał
wszystko co mógł nad rzeką Wkrą, wpadającą między
Modlinem a Warszawą do Wisły, i w morderczych
walkach w dniach 14, 15 i 16 sierpnia nietylko odparł
wszystkie ataki nieprzyjaciela, lecz zdobył Nasielsk.
Równolegle z nim jenerał Żeligowski, postawiony na
czele lewego, północnego skrzydła armji broniącej
Warszawy, odpierał ataki III-ej armji rosyjskiej na
Zegrze i na Ossów, zajął Mokre i obszedł Radzy-
min, o który zawrzał bój tak zacięty, że w ciągu
15 sierpnia miasteczko przechodziło z rąk do rąk, do-
póki nie ostało się w rękach polskich. Nazajutrz,
16 sierpnia, oprócz ogólnych walk toczył się zacięty
bój o Mokre, Helenów i rzeczkę Rządzę, ale zakończył
się wyparciem nieprzyjaciela poza pierwszą polską linję
obronną.
Wojska rosyjskie w piątym dniu boju legły na
przedpolu Warszawy znużone i skrwawione, ale jeszcze
niepokonane. Wojska polskie, podniesione na duchu od-
parciem ataków, gotowały się do nowego boju, którego
169
wynik nie dał się przewidzieć. Warszawa odetchnęła
chwilowo. Rozstrzygnięcie przyszło ze strony, z której
nie spodziewała się go ludność polska a nie oczekiwało
wojsko rosyjskie i jego wódz Tuchaczewski.
Polski plan bitwy przewidywał, że dowództwo ro-
syjskie wszystkie wojska swoje skieruje na północny
wschód Warszawy i nie przypuści, żeby Polacy nie
mieli wszystkich sił swoich w Warszawie skupić, oprócz
armji postawionej na południu dla obrony Lwowa przed
południową rosyjską armją. Licząc się z tern, Piłsudski
osobną armję IV- tą zgromadził w pewnem oddaleniu od
Warszawy na południe od rzeki Wieprz, wpadającej
pod Dęblinem do Wisły. Od południowych wojsk ro-
syjskich zasłaniał ją armją III- cią jenerał Zieliński tak
skutecznie, że odepchnąwszy siły rosyjskie za Bug,
większą część swojej armji połączył z IV- tą. Koncen-
tracja obu tych armij powiodła się w cichości tak, że
do Tuchaczewskiego doszły wieści tylko o nieznacz-
nych oddziałach polskich postawionych za Wieprzem.
Nieznaczną też grupę zostawił dla ich obserwacji.
Wielka siła polska czekała tymczasem chwili, w któ-
rej wojsko rosyjskie w walkach na przedpolu Warszawy
legnie zmęczone, a kiedy chwila ta w dniu 16 sierpnia
nadeszła, przekroczyła pod osobistem dowództwem
Piłsudskiego Wieprz, rozbiła łatwo wojsko rosyjskie
postawione dla obserwacji, i w kilku równoległych
kolumnach pośpieszyła na północ, na bok i na tyły
armij rosyjskich, oblegających Warszawę. Wszystko za-
leżało od pośpiechu, aby kolumny dosięgły nieprzyja-
ciela, zanim się spostrzeże i przeciw nim zwróci. Żoł-
nierz polski, pewien zwycięstwa, zdobył się jednak na
niezmierny wysiłek w marszu, i nim przedewszystkiem
zwyciężył. Dnia 17 sierpnia stanął już pod Mińskiem
\
170
mazowieckim na południe od Warszawy i znalazł go
w rękach polskich. Południowa część armji broniącej
Warszawy, na rozkaz dowództwa polskiego, uczyniła
bowiem tegoż dnia wielki wypad z użyciem pociągów
pancernych i czołgów, i zdobyła miasteczko. Dzień ten
rozstrzygnął o zwycięstwie polskiem. Armje rosyjske,
odparte od Warszawy, myślały już tylko o cofnięciu
się bez wielkiego szwanku na północny wschód. Nie
osiągnęły tego, gdyż kolumny polskie idące z południa,
połączywszy się z wojskiem broniącem Warszawy, ude-
rzyły na nie z boku, i łamiąc wszystko przed sobą>
przecięły im odwrót. Wkrótce stanęły na granicy Prus,
jedne 22 sierpnia pod Ostrołęką, drugie po zajęciu
Łomży 23-go pod Kolnem, trzecie po zajęciu Białego-
stoku 24-go pod Ossowcem i Gajowem. Część tylko
wojsk rosyjskich zdołała się przedrzeć, większość do-
stała się do niewoli, lub ratowała się przejściem gra-
nicy pruskiej.
Taki sam los spotkał XV armję rosyjską, która
obchodząc z północy Warszawę i Modlin, poszła na
zachód. Wódz rosyjski pchnął ją tam, lekceważąc woj-
sko polskie, które się ciągle cofało, a nie zdając sobie
sprawę ze zmian, jakie w wojsku tern w ostatniej chwili
się dokonały. Armja IV, idąc prawym brzegiem Wisły,
zajęła kraj aż po Brodnicę, a forsowała przejście Wisły
pod Płockiem i Włocławkiem, nie pytając, co się poza
nią dzieje, pewna, że tymczasem padnie Warszawa.
Zadanie jej polegało na tern, aby przeciąć drogę pro-
wadzącą do Gdańska, a tern samem zatamować jedyne
dla Polski źródło wojennego materjału, i iść dalej na
Poznań, lub w danym razie wrócić lewym brzegiem
Wisły pod Warszawę. Reminiscencja marszu Paskie-
wicza z 1831 r. pod Płock i jego przeprawy przez Wisłę
171
dla oblężenia Warszawy mogły w tem odgrywać pewną
rolę. Ryzykowny ten marsz Paskiewicza wzdłuż frontu
polskiego wojska powiódł się jednak wówczas tylko
wskutek niedołęstwa polskiego dowództwa, które, mając
w ręku Modlin i przeprawę przez Wisłę, nie uderzyło
na flankę maszerujących Moskali i nie rozbiło ich do
szczętu. Dowództwo polskie w r. 1920, pamiętne ów-
czesnego błędu, umiało teraz położenie wyzyskać. Armja
postawiona pod Modlinem, zajęta odciążeniem armji
broniącej Warszawy, narazie pochodowi armji rosyj-
skiej nie zapobiegła, ale skoro tylko zadanie swoje
wobec Warszawy spełniła, rzuciła się na północ dla
odcięcia armji rosyjskiej odwrotu. Dnia 17 Sikorski
zajął Serock i Pułtusk, dnia 18 Ciechanów, dnia 21
Prasnysz i Mławę nad granicą pruską.
Tymczasem armji rosyjskiej na zachodzie się nie
powodziło. Nie mogła sforsować przeprawy przez Wisłę
pod Płockiem i pod Włocławkiem, odparta przez od-
działy polskie naprędce zebrane a popierane przez
ludność. Z Brodnicy wyparł ją pułkownik Aleksandro-
wicz wojskiem zebranem w Wielkopolsce i na Pomorzu,
a stamtąd dotarł do Działdowa i zetknął się z Sikor-
skim. Armja XV miała drogę odciętą i tylko rozpaczli-
wym wysiłkiem część jej przebiła się na wschód, ale
pod Kolnem wpadła na inne polskie wojsko. Cała też
niemal poddała się lub przeszła pruską granicę.
Klęska armji rosyjskiej wysłanej na pokonanie Polski
była zupełna i bezprzykładna. Część jej tylko mogła
się pomiędzy zacieśniającemi się linjami polskiemi prze-
bić na wschód i ucieczką ratować. Utraciła 66.000 jeń-
ców, 231 dział, 1.023 kulomiotów, przeszło 200 kuchni
polowych, wiele koni, około 10.000 wozów z amunicją,
materjałem technicznym i sprzętem telefonicznym, wiele
172
automobili pancernych, ciężarowych i osobowych, kilka
lokomotyw i przeszło 100 wagonów i wiele innego ma-
terjału wojennego, nie licząc zdobyczy wziętej na tyłach
podczas wyłapywania i rozbrajania rozbitków przez
liczne polskie oddziały wojskowe i ludność miejscową.
Droga na wschód i na północ stanęła wojsku polskiemu
otworem.
Nagle wielkie zwycięstwo zagrożone zostało z po-
łudnia. Tam armja Budiennego, zdobywszy napowrót
Kijów i posuwając się pod Lwów, gotowała się go zdobyć.
Polska, skupiwszy wszystkie swoje siły pod Warszawą,
tylko nieznaczne mogła pozostawić dla obrony Lwowa.
Kiedy jednak Budienny spostrzegł, że Piłsudski marszem
swoim z nad Wieprza na północ pdsłonił swoje tyły, po-
stanowił z tego skorzystać, zaniechał zdobycia Lwowa,
przeprawił się przez Bug, zajął Hrubieszów i stanął, jak
niegdyś Chmielnicki, pod Zamościem. Tu jednak armja
jego, dotychczas niezwyciężona, napotkała na zacięty
opór, tak, że się musiała zatrzymać. W ślad za nią
szedł, szarpiąc ją, Stanisław Haller z wojskiem swojem
z pod Lwowa, a z północy nadjeżdżała odsiecz z armji
Sikorskiego. Budienny cofnął się za Bug, unikając sta-
nowczej bitwy. Niebezpieczeństwo z tej strony minęło.
Armja Budiennego dla żołnierza polskiego przestała
być straszakiem.
Wielkie zwycięstwo polskie, z którem porównaćby
się dało chyba tylko zwycięstwo pod Grunwaldem, nie
znalazło dotychczas swojego historyka, a komunikaty
sztabu generalnego nie dają plastycznego obrazu. Zwy-
cięstwo to postawiło na piedestale Józefa i Stanisława
Hallerów, Żeligowskiego, Sikorskiego, Rozwadowskiego,
a przede wszystkiem Piłsudskiego, który nietylko był
naczelnym wodzem, ale zarazem Naczelnikiem państwa.
173
Zwycięstwo zdawało się gruntować dalsze jego pozosta-
nie przy władzy, a tern samem odbierać narodowej
demokracji nadzieje osiągnięcia jej rychło; zaczęła więc
obniżać rolę, jaką w osiągnięciu zwycięstwa odegrał,
zasługę zwycięstwa przypisywać Weygandowi, a za-
razem usuwać w cień innych dowódców, zaczynając
od Sikorskiego, którzy pod wodzą Piłsudskiego do zwy-
cięstwa najwięcej się przyczynili, z wyjątkiem chyba
Józefa Hallera, którego narodowa demokracja wygry-
wała zawsze chętnie przeciw Piłsudskiemu. Talent wo-
dzów naszych w r. 1920, dzielność ich i zasługa rośnie
niebotycznie w porównaniu z jenerałami w r. 1830,
którzy żadnego z planów Prądzyńskiego nie umieli wy-
konać, a zmarnowali wszystkie, ale krytyka znalazła na
to odpowiedź, że w r. 1830 wojsko polskie miało do
walczenia z najdzielniejszą regularną armją rosyjską,
a w r. 1920 ze zdemoralizowaną ruchawką bolszewicką.
Dalej zaślepienie partyjne ku szkodzie sławy polskiej
iść nie mogło. Ufajmy, że te męty niezadługo opadną,
a wtedy zwycięstwo, zwane „cudem nad Wisłą", wraz
ze swoimi wodzami znajdzie swojego Sienkiewicza,
który je poezją oświetli i dla uczuć i wyobraźni ma-
luczkich uczyni dostępnem.
Tym razem Polacy umieli nietylko zwyciężać, lecz
także zwycięstwo wyzyskać. Za pokonanemi wojskami
sowieckiemi wojska polskie poszły w trop i na Litwie
i na Polesiu i na Wołyniu. Spotkały się w kilku punk-
tach z oporem i oprócz drobniejszych potyczek sto-
czyły dwie większe bitwy. Na Wołyniu mordercza walka
rozegrała się z armją Budiennego już dnia 12 września,
i skończyła się jej pobiciem i zajęciem trójkąta twierdz.
Na Polesiu jenerał Sikorski zajął Pińsk. Największą
bitwę stoczyła jednak z końcem września armja polska
174
północna pod wodzą Piłsudskiego, która nad Niemnem,
a głównie w Lidzie, spotkała się z armją rosyjską na-
prędce uzupełnioną i zorganizowaną, i rozbiła ją, zaj-
mując nietylko linję Niemna z Grodnem i Lidą, ale
posuwając się dalej aż do Szczary. Wszędzie wojska
polskie w większych bitwach i mniejszych potyczkach
brały tysiące jeńców i mnóstwo wojennego materjału.
Odgrywając ciągle wobec Zachodu komedję państwa
pragnącego pokoju wbrew wojowniczej i zaborczej Pol-
sce, Sowiety doprowadziły do tego, że w chwili rozpo-
czynającej się już najgorętszej walki pod Warszawą dele-
gacja polska dnia 14 sierpnia przejechała front rosyjski
pod Brześciem i spotkała się z delegatami Sowietów
w Mińsku dla pokojowych rokowań. Rząd Sowietów tak
jeszcze pewny był wygranej, że nie zawahał się przed-
stawić warunków pokoju prawdziwie monstrualnych,
dających się pomyśleć i podyktować chyba w zdobytej
Warszawie, i na ten przypadek zapewne je obmyślono.
Ze względu na oświadczenia mocarstw zachodnich i na
dane im przez siebie przyrzeczenie przyjmowały linję gra-
niczną z 8 grudnia, a rozszerzały ją nawet w kierunku
Białegostoku i Chełma. Bezczelne były zato w tern, że
dysponowały Polską pod względem wojskowym, ogra-
niczając jej siły zbrojne do 50.000 z jednorocznym
czasem służby wojskowej i do 10.000 w służbie naczel-
nictwa i zarządu, a zato zaprowadzały milicję obywa-
telską do utrzymania porządku i bezpieczeństwa, której
rodzaj i organizację (oczywiście na wzór bolszewicki)
określą warunki pokojowe ; nakazywały natychmiastową
demobilizację i wydanie Rosji materjału wojennego,
który nie jest potrzebny dla dozwolonej liczby wojsk.
175
Polska zrzeka się wszelkiego wyrabiania broni i ma-
terjału wojennego, natomiast Rosja ma zastrzeżone utrzy-
manie 200.000 wojska na polskiej granicy. Bezbronna
Polska miała nadto nietylko przez swoją milicję zbliżyć
się do bolszewickiego ideału, ale zapewnić drogą ustawy
wolną (t. j. bez zapłaty) ziemię do podziału przede-
wszystkiem dla rodzin tych polskich obywateli, którzy
w wojnie zginęli, odnieśli rany lub zdrowie stracili.
Rząd Sowietów tak pewny był zwycięstwa na placu
boju, że z nielicznych komunistów polskich przygotował
już rząd polski, mający objąć władzę po zajęciu War-
szawy, a w trop za pochodem swego wojska organizował
na ziemi polskiej bandy bolszewickie, które po pogromie
tego wojska zniknęły z powierzchni.
Hańbiące te warunki, przypominające gwarancję na-
rzuconą Polsce dwieście lat temu na sejmie pacyfika-
cyjnym 1717 r. i pozbawiające Polskę prawa stanowienia
o sobie, delegaci polscy odrzucili bezwzględnie. Wia-
domości o klęskach na polu bitew rozdrażniły tymczasem
Rząd sowiecki tak, że przecinał delegatom polskim zno-
szenie się telegraficzne z ich rządem i narażał ich na
niegodne traktowanie. Delegaci polscy dnia 29 sierpnia
wrócili do kraju. Rządy polski i sowiecki zgodziły się
na przeniesienie do neutralnej Rygi rokowań, które tam
rozpoczęły się dnia 22 września.
Zwycięstwo polskie pod Warszawą i dalszy zwycięski
pochód wojsk polskich na Ukrainę i na Litwę oddziałał
gruntownie na Sowiety. W deklaracji odczytanej z dnia
23 września Sowiety zasadniczo stanęły na stanowisku,
że podstawą rychłego porozumienia powinno być sa-
mostanowienie na wszelkich terytorjach. Niepodległość
Ukrainy, Litwy i Białej Rusi powinna być zapewniona
przez obie strony, jak również niepodległość wschodniej
176
Galicji powinna być uznana. Ukraina i Białoruś wyko-
nały jednak według twierdzenia Sowietów swoje samo-
stanowienie już w r. 1918. Praktyczne propozycje So-
wietów streściły się w tem, że odstąpiły od dawniej-
szych swoich żądań odnoszących się do redukcji
i do demobilizacji armji polskiej, gotowe podpisać
zawieszenie broni jak i pokój, zaznaczając, że granica
polsko rosyjska ma być prowadzona dalej na wschód,
niż to było postanowione przez Radę koalicji. Na to
przewodniczący delegacji polskiej, Jan Dąbski, oświad-
czył, że delegacja polska przyjmuje z zadowoleniem
wiadomość, iż Rosja zrzeka się niemożliwych do przy-
jęcia warunków postawionych w Mińsku, i zaproponował
dziesięć punktów, z których najważniejsze były, iż obie
strony wzajemnie gwarantują sobie uznanie suweren-
ności, jak i niemieszanie się do spraw strony drugiej,
że granica nie pójdzie stosownie do pretensyj histo-
rycznych, lecz stosownie do interesów obu stron. O gra-
nicy etnograficznej nie wspomniał, ale zaznaczył, że
sprawa narodowości, podlegająca dyskusji na obu tery-
torjach ma być rozstrzygnięta na zasadach demokra-
tycznych. Polska zobowiązuje się zagwarantować rozwój
językowy i wyznanie mniejszości narodowych. Po pod-
pisaniu traktatu winny się rozpocząć pertraktacje w spra-
wie konwencji ekonomicznej. Rosja zwróci wszelkie
archiwa i przedmioty sztuki wywiezione z Polski od
czasu jej rozbioru.
Rokowania, które się rozpoczęły na tej podstawie,
nie zapowiadały rychłego końca, ale wiadomości o zwy-
cięstwach Polski z końca września na Litwie przyśpie-
szyły sprawę. Przewodniczący delegacji rosyjskiej Joffe
postanowił czem prędzej skończyć, i dnia 5 października
zgodnie z przewodniczącym delegacji polskiej Dąbskim
177
ułożył warunki rozejmu i pokoju. Dnia 18 października
nastąpiło zawieszenie broni na całym froncie. Centralny
rosyjski komitet wykonawczy Sowietów ratyfikował pre-
liminarja te dnia 12, Sejm polski 22 października.
Na podstawie preliminarjów toczyły się w Rydze
rokowania o pokój, w których wiele ważnych i trudnych
szczegółów musiało być rozstrzygniętych. Przeciągnęły
się też aż do 18 marca 1921 r., w którym go podpisano.
Najważniejsze postanowienie traktatu pokojowego
polegało na tern, że obie układające się strony uznały
niepodległość Ukrainy i Białorusi, związanych jednak
z Rosją. Odwoływał się traktat przytem do zasady
stanowienia o sobie narodów, ale granicy pomiędzy
niemi a Polską nie pociągnął na zasadzie etnograficznej,
lecz przeciął nią Wołyń i Białoruś niemal prostopadle
od Zbrucza aż na północ do Dźwiny. Obie strony
zrzekły się wszelkich praw i pretensyj do ziem poło-
żonych po drugiej stronie tej granicy.
Przy pociągnięciu tej granicy delegaci polscy dą-
żyli do następujących celów: 1) strategicznego, ażeby
granicę odsunąć od stolicy Polski i od linji Bugu i Wisły,
a utrzymać przy Polsce drogę żelazną od Brodów przez
Sarny do Baranowicz i dalej do Mołodeczna na północ,
i zabezpieczyć ją przez trzydziestokilometrowy pas na
wschód, przyznany Polsce ; 2) politycznego, ażeby po-
większyć obszar i ludność państwa polskiego bardzo
znacznie i utworzyć z Polski wielkie państwo, ważące
w równowadze europejskiej i mogące się bronić ; 3) na-
rodowego, ażeby uratować na tym obszarze liczną
mniejszość polską i kulturę polską. Ustępstwa te mu-
siała zrobić Polsce pokonana na wojnie Rosja, ale na-
tomiast zyskiwała dobrowolne uznanie Polski, którego
nie dawały jej niegdyś rozbiory, że Białoruś i Ukraina,
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 12
178
trochę od zachodu obcięte, pozostaną przy niej z głów-
nemi swemi ogniskami Mińskiem i Kijowem, w których
będą się mogły rozwijać narodowo i oddziaływać na
części pozostałe przy Polsce.
W kwestji granicy delegacja rosyjska nie okazywała
wielkiej drażliwości, w pokoju ostatecznym przyznała
Polsce na Wołyniu nawet nieco więcej niż w prelimi-
narjach. Delegacja polska mogła żądać więcej, choćby
tyle, ile w memorjale swoim żądał Dmowski, odstę-
pując od swojej doktryny narodowo- demokratycznej,
ale w Radzie dodanej głównemu pełnomocnikowi, lu-
dowcowi Dąbskiemu, przeważył kierunek, ażeby dok-
trynę tę ściślej przeprowadzić. Na straży jej stał zasia-
dający w Radzie Stanisław Grabski. Doktryna głosiła,
ażeby do Polski wcielić tylko to, co ona zdoła strawić,
t. j. spolonizować. Grabski pilnował więc, ażeby nie
wcielać za dużo, a w szczególności, aby pozostawić
przy Rosji ognisko ruchu białoruskiego. Mińsk, i od
granicy polskiej go oddalić.
Dalsze postanowienia traktatu były przeważnie ko-
rzystne dla Polski. Nie wyliczając wszystkich, podnieść
musimy, że Rosja sprawę spornych terytorjów między
Polską a Litwą kowieńską uznała za należącą wyłącznie
do nich, do czego wrócimy później, zrzekła się też
udziału Polski w długach Rosji. Obie strony zobowią-
zały się nie mieszać do wewnętrznych spraw strony
drugiej i nie popierać organizacyj mających na celu
walkę zbrojną z drugą stroną. Osobom narodowości
polskiej w Rosji, na Ukrainie i na Białorusi zabezpie-
czone będą wszystkie prawa, swobodny rozwój kultury,
języka i wykonywanie obrządków religijnych, i nawza-
jem podobne prawa osobom narodowości rosyjskiej,
ukraińskiej i białoruskiej w Polsce. Żadna strona nie ma
179
mieszać się do spraw ustroju i życia kościoła oraz
związków wyznaniowych na obszarze strony drugiej
i zapewnia swobodę samodzielnego urządzenia życia
kościołów i stowarzyszeń religijnych, przez co wyzwo-
lono kościół prawosławny w Polsce od kościoła prawo-
sławnego w Rosji. Polska otrzymać miała wszystkie
bibljoteki, zbiory archeologiczne i archiwalne, dzieła
sztuki wywiezione do Rosji, otrzymać dalej z tytułu
udziału w funduszu zapasowym banku państwa byłego
imperjum rosyjskiego sumę 30 miljonów rubli w złocie,
tabor kolejowy normalnotorowy i zwrot mienia osób
fizycznych i prawnych ewakuowanych do Rosji w czasie
wojny. Traktat zapowiadał rozpoczęcie rokowań w spra-
wie umowy handlowej i kompensacyjnej, konwencji kon-
sularnej, pocztowo-telegraficznej, kolejowej, sanitarnej
i weterynaryjnej, a ustalając warunki tranzytu do czasu
zawarcia konwencji, przyznał Polsce prawo normowania
warunków tranzytu dla towarów pochodzenia niemiec-
kiego i austrjackiego.
Postanowienia te traktatu pokojowego, o ileby ściśle
i sumiennie przez obie strony zostały wykonane, zmniej-
szyłyby bardzo powierzchnię tarć pomiędzy Polską
a Rosją i współżycie pomiędzy niemi uczyniłyby moź-
liwem. Odnosiło się to zwłaszcza do zobowiązania usza-
nowania praw mniejszości narodowych po obu stronach
granicy, a najtrudniejsze zadanie czekało tu właśnie
Polskę, której irredentyzm ukraiński i białoruski, o ileby
go nie opanowała, najwięcej zagrażał.
Bezpośredniem następstwem odparcia najazdu bol-
szewickiego i pokoju zawartego w Rydze była zupełna
zmiana stanowiska Polski w rzędzie państw europej-
12*
180
skich. Dotychczas Polska, wskrzeszona nie własną swoją
mocą, lecz wskutek postanowienia zwycięskiej Koalicji,
nie budziła zaufania w jej siły i zdolność do życia.
Teraz świat inaczej patrzył na nią, która ledwie po-
wstawszy, pokonała już potężnego sąsiada. Teraz Pol-
ska wystąpiła jako państwo najsilniejsze na wschodzie
Europy, państwo, które w równowadze politycznej i mi-
litarnej może zająć miejsce, jakie przed rewolucją zaj-
mowała Rosja. Zrozumiała to przedewszystkiem Francja,
która dotychczas przeciw groźnym dla niej Niemcom
szukała sojusznika w Rosji. Szukała go usilnie i po
bolszewickim w niej przewrocie, oddając się nadziei,
że kontrrewolucja wywróci rządy Sowietów i przywróci
dawną Rosję i jej z Francją przyjaźń. Dlatego, nie
szczędząc wielkich ofiar, Rząd francuski popierał wy-
prawy Kołczaka, Denikina i Wrangla. Rząd sowiecki
pokonywał jednak kontrrewolucję i jej polityczny kie-
runek, a pomocy szukał w przeciwniku Francji, w Niem-
cach. Dla Francji na wschodzie pozostała Polska, która
świeżo złożyła dowód swej siły, i do niej też zwrócił
się Rząd francuski. Już z końcem grudnia 1920 r.
Prezydent i Rząd Rzeczypospolitej francuskiej oświad-
czył Rządowi polskiemu, że byliby szczęśliwi, gdyby
Naczelnik państwa zechciał przybyć do Paryża. Wizyta
ta leżałaby w interesie obu państw, ułatwiłaby przez
przeprowadzenie rozmów bezpośrednich zawarcie umowy
politycznej i ekonomicznej między Polską a Francją. Na
zaproszenie to dnia 3 lutego 1921 r. Piłsudski w towa-
rzystwie ministrów Sapiehy i Sosnkowskiego przybył
do Paryża, a uroczyście tam podjęty, doprowadził do
skutku przymierze, które tu podajemy w całości.
„Rząd polski i Rząd francuski, troszcząc się w głównej
mierze o utrzymanie stanu pokoju w Europie, bezpie-
181
czeństwa i obrony ich terytorjum oraz ich interesów
wzajemnych politycznych i gospodarczych przez zacho-
wanie traktatów, które zostały wspólnie podpisane lub
które będą później wzajemnie uznane, zgodziły się na
następujące postanowienia :
1) W celu uzgodnienia swoich wysiłków pokojo-
wych oba Rządy obowiązują się działać w porozumieniu
we wszystkich sprawach polityki zagranicznej, dotyczą-
cych obu państw i mających związek z uporządkowa-
niem stosunków międzynarodowych w duchu traktatów
i zgodnie z paktem Ligi narodów.
2) Ponieważ odrodzenie gospodarcze jest warunkiem
zasadniczym przywrócenia pokoju międzynarodowego
i pokoju w Europie, oba rządy porozumieją się w tym
względzie celem podjęcia akcji solidarnej i wspierania
się wzajemnego, poczynią starania, aby rozwinąć ich
stosunki gospodarcze, i w tym celu zawrą umowy
specjalne i konwencję handlową.
3) Gdyby jednak wbrew przewidywaniom i szczerym
zamiarom pokojowym obu umawiających się państw,
oba lub jedno z nich zostało zaatakowane bez wyzwania
ze swej strony, oba Rządy porozumieją się celem obrony
ich terytorjów i ochrony swych słusznych interesów
w ramach zakreślonych we wstępie.
4) Oba rządy zobowiązują się zasięgnąć wzajemnie
zdania przed zawarciem nowych układów, dotyczących
ich polityki w Europie środkowej i wschodniej.
5) Umowa niniejsza wejdzie w życie dopiero po
podpisaniu umów handlowych, będących obecnie przed-
miotem rokowań.
Paryż, dnia 19 lutego 1921 r.ft
182
Rokowania o umowy handlowe, przewidziane w ostat-
nim ustępie przymierza, przeciągnęły się jednak długo
i dopiero 5 lutego 1922 podpisane zostały w Paryżu
trzy układy, a mianowicie : układ wzajemny dotyczący
mienia i praw osób prywatnych, konwencja w sprawie
eksploatacji polskich źródeł naftowych, oraz konwencja
handlowa. Z tym dniem weszła więc w życie konwencja
polityczna. Sejm zatwierdził ją ustawą z dnia 12 maja
1922, a wymiana ratyfikacji nastąpiła 27 czerwca tegoż
roku w Paryżu.
Zwycięstwo odniesione nad Rosją, ukoronowane
przymierzem francuskiem, sprawiło, że państwa, które
na gruzach imperjum rosyjskiego powstały lub jego
kosztem się powiększyły, zaczęły szukać oparcia o Pol-
skę. Przedtem unikały go, obawiając się, że przegrana
Polski, gdyby do jej poparcia się zobowiązały, skończy-
łaby się dla nich katastrofą. Teraz zaczęły się więcej
obawiać o siebie, gdyby najsilniejsza z nich Polska
nie użyczyła im pomocy. Pierwszem z tych państw była
Rumunja, która korzystając z niemocy Rosji, zajęła
Besarabję i wywołała tem głośny protest rządu So-
wietów w listopadzie 1920 r. W tym też czasie przybył
do Warszawy minister spraw zagranicznych Rumunji,
Take-Jonescu. Oddał mu wizytę Sapieha w Bukareszcie
i w dniu 3 marca 1921 roku ogłoszono już zgodność
zupełną polityki obu państw, polegającej na utrzymaniu
tak drogo zdobytego pokoju i środków najodpowied-
niejszych dla zapewnienia powodzenia tejże polityki.
Porozumienie ujęte było we formę konwencji o przy-
mierzu odpornem na lat pięć i obowiązywało Polskę
i Rumunję do dania drugiej pomocy, gdyby została
napadnięta bez dania powodu ze swojej strony. Celem
uzgodnienia swych wysiłków pokojowych oba Rządy
183
zobowiązały się do porozumienia w kwestjach polityki
zewnętrznej dotyczącej ich stosunków z ich wschodnimi
sąsiadami. Umowę tę ratyfikował Sejm polski ustawą
z 1 lipca 1921.
Trudniej szła sprawa z państwami bałtyckiemi :
Łotwą, Estonją i Finlandją, bo Litwa, wrogo do Polski
usposobiona, nie wschodziła w grę, owszem stosunkom
Polski z tamtemi państwami przeszkadzała o ile mogła
i wysuwała natomiast związek ich ze sobą, z wyklucze-
niem Polski. Małe i słabe państwa bałtyckie obawiały
się, źe przymierze ich z Polską mogłoby być uznane
za prowokację Rosji. W dniu 24 lipca zebrali się jednak
w Helsingforsie ministrowie spraw zewnętrznych trzech
państw bałtyckich i delegat polski i w kierunku poro-
zumienia uczynili krok ważny. Uznając, że kwestja po-
kojowa dla konsolidacji nowych państw na wschodzie
Europy jest ich zagadnieniem bytu i ma doniosłe zna-
czenie dla całego pokoju w Europie wschodniej, a opie-
rając się na wspólności swoich interesów politycznych,
postanowili zwoływać perjodyczne konferencje ministrów
spraw zagranicznych państw bałtyckich i wyznaczyli
Warszawę na miejsce następnej konferencji. Wyrazili
dalej życzenie, ażeby rokowania będące w toku zakoń-
czone zostały przez środki, mające na celu zawarcie
w przyszłości traktatów handlowych, ekonomicznych
i komunikacyjnych. Konferencja wyjaśniła wiele spraw,
a państwa biorące w niej udział zobowiązały się nie
wchodzić w układy polityczne skierowane przeciw Pol-
sce. Polityka Litwy nie odniosła skutku, a biorący udział
w konferencji uznali, że wynik jej jest dużym krokiem
do zbliżenia się państw bałtyckich.
Na drugiej konferencji, która się zebrała w Warszawie
dnia 13 marca 1923 r., przyszło też istotnie do zawarcia
184
pomiędzy czteroma państwami formalnego związku na
lat pięć, z możnością przedłużenia. Najważniejsze posta-
nowienie tego związku streszczało się w tern, że jeżeli
jedno z państw będzie napadnięte bez dania do tego
powodu, pozostałe zachowają w stosunku do niego
postawę życzliwą i natychmiast porozumieją się ze sobą
co do środków, jakie trzeba przedsięwziąć. Inne posta-
nowienia odnosiły się do załatwiania sporów w drodze
polubownej, zagwarantowania praw mniejszościom na-
rodowym, zawarcia traktatów handlowych i konwencyj
konsularnych, opcyjnych i ekstradycyjnych.
Umowa ta nie odniosła pełnego skutku ; tylko Łotwa
i Estonja ratyfikowały ją; Finlandja zażądała zmiany
w tym kierunku, ażeby porozumienie nie mogło zwracać
się przeciw Niemcom. Sądziła widocznie, że ze strony
Rosji nie grozi jej niebezpieczeństwo, a ufała więcej
w poparcie Niemiec, niż Polski.
V
WALKA O KRESY
Śląsk cieszyński.
Prusy i Gdańsk.
Śląsk Górny.
Wilno.
Galicja wschodnia.
Kiedy Polska odparciem bolszewickiego najazdu
obroniła przed nim Zachód i jego cywilizację i do-
wiodła tem racji swego bytu, należało oczekiwać, że
państwa koalicyjne otoczą ją swoją sympatją, użyczą
jej swojego poparcia i pośpieszą jej byt zabezpieczyć.
To się nie stało, a przyczyn było kilka.
Wytężywszy wszystkie siły i poniósłszy niezmierne
ofiary w wojnie światowej czteroletniej, państwa koa-
licyjne pożądały za wszelką cenę pokoju. Wyrażeni
tego uczucia i pragnienia stał się Wilson, który wa-
runki pokoju starał się sformułować tak, ażeby wojnę
w źródle jej zatamować. Prawo panować miało nad
siłą, mocniejszy naród nie miał uciskać słabszego. Pod
tem hasłem zebrała się Konferencja pokojowa, a cho-
ciaż wynik jej nie całkiem odpowiadał hasłu, to jednak
mocarstwa, a za niemi świat cały (oczywiście z wyjąt-
kiem pokonanych, którym pokój ten narzucono), są-
dziły, że już pokój nastąpił naprawdę i że trzeba go
za każdą cenę utrzymać. Na straży tego pokoju Kon-
ferencja postawiła Ligę narodów, czyli Związek państw
gwarantujących sobie wzajemnie obronę przed wszel-
kim najazdem zewnętrznym, utrzymanie nienaruszalności
186
ich terytorjów i niepodległości politycznej, godzących się
dalej, aby nieporozumienia między członkami Związku
przedłożone były jużto sądowi rozjemczemu, juźto roz-
poznaniu przez Związek. Jeżeli jeden członek Związku
podejmie wojnę wbrew przyjętym na siebie zobowią-
zaniom, ipso facto uważa się go jako winnego do-
puszczenia się aktu wojennego przeciw wszystkim in-
nym członkom Związku. Członkowie ci bezzwłocznie
zrywają z nim wszystkie stosunki finansowe i handlowe
i według wysokości wskazanej przez Radę Związku
dostarczają kontyngentów zbrojnych, które mają za-
pewnić poszanowanie zobowiązań przyjętych wobec
Związku. Polska podpisała statut Ligi narodów, ale
statut ten nie dawał jej takiego pokoju, jak innym,
dopóki mocarstwa nie wypełniły luki pozostawionej
w traktacie wersalskim i nie oznaczyły jej granic na
zachodzie i na wschodzie. Chcąc też uzyskać korzystne
dla siebie granice, Polska musiała dokładać wszelkich
usiłowań, nie cofając się nawet przed walką, którą jej
narzucali Czesi i Niemcy, Litwini i Ukraińcy. Nie ro-
zumiano tego, czy nie chciano rozumieć, na Zachodzie,
i państwo polskie uchodziło za mąciciela pokoju, po-
lityka jego za pokonaną przez wojnę a potępioną przez
Konferencję pokojową politykę „imperjalistyczną".
Na niechęć świata zarabiała Polska także polityką
swoją wewnętrzną, która pod wpływem narodowej de-
mokracji poszła w kierunku nacjonalizmu i bezwzględ-
nej centralizacji i nie śpieszyła się z przeprowadzeniem
dodatkowego traktatu o mniejszościach wyznaniowych
i narodowych. Tylko na Śląsku Sejm zdecydował się na
autonomję, bo jej żądali sami Polacy pod grozą ple-
biscytu. W Ziemi wileńskiej wszelkie usiłowania w tym
kierunku spotykały się z największym oporem. Sprawę
187
autonomji Galicji wschodniej odwlekano bez widoków
jej załatwienia. Mniejszości narodowe znalazły jednak
swoich zastępców, choć narazie nielicznych, w Sejmie,
i z ław jego podnosił się głos przeciw Polsce, który
w świecie niechętnym jej budził silne echo. Nad oskar-
żaniem Polski pracowali Niemcy, Rusini i Litwini, a prze-
dewszystkiem Żydzi intra muros et extra, a znalazła się
już instancja, w której materjał tych skarg się groma-
dził i na świat rozchodził. Polska stawała ciągle w roli
oskarżonego przed Ligą narodów, a niekończącego się
przedmiotu skarg dostarczała sprawa Gdańska, posta-
wiona pod osłonę Ligi.
Trzecią i ważną przyczyną, która sprawiała, że Za-
chód, mimo odparcia najazdu bolszewickiego przez
Polskę, tracił wiarę w jej utrzymanie się jako państwa,
był jej nieład wewnętrzny. Wywołało go, jak mówiliśmy,
oddanie władzy w ręce warstw, które walczyły dla za-
spokojenia swoich pożądań, z ujmą interesu państwa.
Gabinety i ministrowie bez istotnego powodu zmieniali
się jak w kalejdoskopie, ster spraw zagranicznych prze-
chodził od jednego dyletanta do drugiego, od Patka
do Sapiehy, od Sapiehy do Skirmunta, od Skirmunta
do Narutowicza, z wykluczeniem zawodowych dyplo-
matów. Przez cały ten czas Polska nie miała ministra,
któryby się w trudnej grze mocarstw umiał zorjentować.
Powstanie Polski, trzymającej z Francją, oraz powstanie
małej Koalicji, złożonej z Czech, Jugosławji i Rumunji,
wzmocniło Francję tak dalece, że wobec pokonania
Niemiec zaczęła dominować na kontynencie, budząc
tem zazdrość Anglji, która w tern miała powód, aby
ratować Niemcy a przeszkadzać wzmocnieniu się Polski.
Wszystko, co było Polsce niechętne, budowało teraz na
cyrografie, który Grabski podpisał w Spaa. Dowodzili
188
Polacy, że cyrograf ten utracił znaczenie wskutek nie-
dojścia do skutku interwencji angielskiej, Rząd polski
w osobnej nocie oświadczył to mocarstwom, ale to nie
przekonywało.
W tych najtrudniejszych dla Polski warunkach sto-
czyła się walka jej o Śląsk cieszyński i Górny, o Gdańsk
i Prusy, o Wilno i o Galicję wschodnią.
Z decyzją w sprawie Śląska cieszyńskiego i Prus
Koalicja pośpieszyła się, korzystając z chwili największej
niemocy Polski, bezpośrednio przed odparciem bolsze-
wickiego najazdu.
Sprawa Śląska wypadła dla nas źle, bo Francja,
związana układem z Czechami, stanęła po ich stronie.
Według postanowienia Koalicji z dnia 27 września
1919 r. sprawę miał rozstrzygnąć plebiscyt, na którego
straży Koalicja postawiła Komisję międzysojuszniczą.
Komisja ta zamiast pilnować spokoju tolerowała bru-
talne gwałty, których dopuszczali się Czesi, aby lud-
ność polską teroryzować. Na Sejmie w Warszawie pod-
niosły się skargi, że przewodniczący tej Komisji, puł-
kownik francuski de Manneville, gminy polskie poddaje
władzom czeskim, że w Cieszynie i Bielsku podburza
ludność niemiecką, pozwalając jej tworzyć „Biirger-
wehry", że pozwala na rugi robotników polskich z gmin
narodowo mieszanych. Wskutek tego stosunki zaogniły
się tak, że o spokojnem przeprowadzeniu plebiscytu,
wyznaczonego na dzień 2 lipca 1920 r., nie mogło być
mowy. Polacy śląscy wystąpili przeciw plebiscytowi,
a poseł polski w Pradze Pilz poruszył myśl arbitrażu.
Arbitrem miał być król belgijski. Ale i ta myśl upadła,
gdyż Polacy nie godzili się na króla belgijskiego, a Czesi
189
wogóle na arbitraż. Wówczas to dnia 10 lipca 1920
delegat polski na Konferencji w Spaa zgodził się na
rozstrzygnięcie sporu przez Koalicję, wyrażając prze-
konanie, że Rada najwyższa kierować się będzie
sprawiedliwością. Koalicja pośpieszyła się z decyzją
i już 28 lipca 1920 r. Konferencja ambasadorów ozna-
czyła granice Polski i Czechosłowacji w Cieszyńskiem
oraz na Orawie i Spiszu. Czechy otrzymały bogate
zagłębie węglowe karwińskie i kolej żelazną prowa-
dzącą z Bogumina przez Cieszyn do Słowacji, Polacy
Cieszyn z wyjątkiem dworca kolejowego oraz obszar
położony na wschód od tej kolei. Tłumaczono Pola-
kom, że zagłębie karwińskie jest im niepotrzebne, bo
otrzymają większe zagłębie węglowe na Śląsku Gór-
nym, zaś kolej z Bogumina na Cieszyn jest jedynem
połączeniem Czech z Słowacją.
Delegat polski, którym wówczas był Paderewski,
przyjął tę decyzję, ale w liście do prezydenta Rady
najwyższej Koalicji stwierdził, że decyzja ta nie bierze
pod uwagę ani woli ludności, ani zasady narodo-
wości, gdyż w okręgach Spiszu i Orawy 24.043 Po-
laków przypadnie Rzeczypospolitej polskiej, a z górą
45.000 naszych rodaków pójdzie pod czechosłowackie
panowanie, zaś na Śląsku cieszyńskim 84.068 Polaków
przypadnie państwu polskiemu, kiedy 139.681 naszej
ludności najwięcej świadomej swej narodowości, naj-
gęstszej i najbardziej jednolitej w całej Polsce (większość
gmin liczy 90—100% Polaków), zostanie przyłączonych
do 114.079 Czechów, zamieszkujących tę część Śląska
cieszyńskiego, której Polacy nigdy nie rewindykowali
ani nie pożądali. Pozatem prawa mniejszości narodo-
wych, przyznane i zagwarantowane wszystkim tak róż-
190
nym ludom, wchodzącym w skład państwa czeskiego,
nie zostały zarezerwowane dla Polaków.
Równocześnie rozstrzygnął się los powiatów na pra-
wym brzegu Wisły przy jej ujściu, oraz Warmji i Ma-
zurów pruskich, pozostawiony przez traktat wersalski
plebiscytowi. Mieszkańcy tego obszaru zostali wezwani
do wypowiedzenia się przez głosowanie poszczególnemi
gminami, czy życzą sobie, aby poszczególne gminy na
tej przestrzeni leżące należały do Polski albo do Prus
wschodnich. Traktat unormował szczegółowo przebieg
plebiscytu, ażeby zapewnić jego wolność, rzetelność
i tajność. Wojsko i władze niemieckie miały ustąpić
z obszaru plebiscytowego, a władzę objąć miała Ko-
misja międzysojusznicza, złożona z pięciu członków
zamianowanych przez Koalicję, której w miarę potrzeby
towarzyszyć będzie konieczna siła zbrojna, i która zor-
ganizować ma głosowanie. Po ukończeniu głosowania
Komisja zawiadomi główne mocarstwa o przebiegu gło-
sowania i przedłoży wnioski co do linji, która miałaby
być przyjętą jako granica Niemiec i Polski na tym
obszarze, biorąc przytem pod rozwagę zarówno życze-
nia mieszkańców, wyrażone przez głosowanie, jak po-
łożenie geograficzne i gospodarcze danych miejscowości.
Mocarstwa oznaczą tę granicę, pozostawiając w każdym
razie Polsce na całym odcinku Wisły zupełny i całko-
wity nadzór rzeki, włączając w to jej brzeg wschodni
na takiej przestrzeni, która może okazać się konieczną
dla jej uregulowania i ulepszenia.
Plebiscyt tak postanowiony odbył się dnia 18 lipca
1920 i wypadł na niekorzyść państwa polskiego. Ter-
min plebiscytu wyznaczony był zbyt blisko od cofnięcia
się wojsk i władz niemieckich ; ludność polska, odcięta
od Polski, nie miała tak silnego poczucia narodowości
191
swojej, aby nie ulec wpływowi władz lokalnych i du-
chowieństwa niemieckiego; Mazurzy protestanci oba-
wiali się wprost katolickiej Polski. Plebiscyt przypadł
też na chwilę odwrotu wojsk polskich z nad Dniepru
i Dźwiny, kiedy gwiazda Polski stała najniżej. Niewiele
gmin głosowało za Polską, a mocarstwa pośpieszyły
się ze swoją decyzją, bo wydały ją d. 12 i 15 sierpnia.
Kilka tylko gmin przyznały Polsce przy brzegu Wisły,
teren jej przybrzeżny aż do grobli, port Kurzybrak i most
kolejowy na linji Kwidzyn — Mtinsterwalde, na południu
zaś Działdowo. Ważnej linji kolejowej, łączącej War-
szawę z Gdańskiem przez Mławę, Polska nie otrzymała
i musiała się zadowolić wolnym przejazdem, jaki traktat
zapewnił jej na tej kolei, tak samo jak Niemcom za-
pewnił go na linji łączącej je z Prusami wschodniemi
przez polskie Prusy zachodnie, przyznane Polsce trak-
tatem, a objęte przez nią w styczniu 1920 r. jako wo-
jewództwo pomorskie.
Nie tak prosto przedstawiła się sprawa gdańska,
w której traktat wersalski powziął postanowienia two-
rzące zaród niekończących się zatargów i sporów. Szło tu
0 pogodzenie dwóch interesów : przyrzeczonego Polsce
uroczyście wolnego dostępu do morza, i obawy nie-
mieckiego przeważnie miasta Gdańska przed polonizacją.
Zamiast przyznać Polsce cały brzeg morski uzyskany
od Niemiec razem z Gdańskiem, a na obszarze Gdańska
1 jego okolicy przyznać miastu autonomję lokalną, za-
bezpieczającą jego niemieckość, Mocarstwa podzieliły
brzeg morski na dwie części. Zachodnią aż do Sopot
z Helem, Puckiem i Gdynią przyznały Polsce ; na części
wschodniej wraz z terytorjum, które oznaczyły, zobo-
192
wiązały się utworzyć „Wolne Miasto", oddane pod
opiekę Ligi narodów, która mieć w niem będzie swojego
stałego wysokiego komisarza. W porozumieniu z nim
miasto ułoży swoją konstytucję, gwarantowaną przez
Lig?.
Jedyny wielki port, który Polsce zapewniał wolne
wyjście na morze, a zarazem możność sprowadzania
materjału wojennego z zagranicy, port który przed
rozbiorami do niej przez wieki należał, nie został jej
zwrócony. W sztucznej konstrukcji „Wolnego Miasta"
zwyciężyła zasada etnograficzna, połączona z zamiarem
Anglji, aby na tym wielkim porcie bałtyckim wpływ
swój zabezpieczyć.
Traktat stanowił, że pomiędzy Polską a Gdańskiem
zawartą zostanie konwencja, a mocarstwa obowiązują
się pośredniczyć w ułożeniu jej brzmienia. Konwencja
zapewnić miała Polsce w Gdańsku następujące prawa :
1) Włączenie Wolnego Miasta w obręb polskiej
granicy celnej i ustanowienie strefy wolnej w porcie.
2) Zapewnienie Polsce bez żadnych zastrzeżeń swo-
bodnego używania i obsługi dróg wodnych, doków>
basenów, nadbrzeży i innych budowli na terytorjum
Wolnego Miasta, potrzebnych Polsce dla jej importu
i eksportu.
3) Zapewnienie Polsce nadzoru i zarządu nad Wisłą
i nad całą siecią kolejową w granicach Wolnego miasta,
z wyjątkiem tramwajów i innych kolei, służących głów-
nie potrzebom Wolnego Miasta, jako też nadzoru i za-
rządu nad komunikacjami pocztowemi, telegraficznemi
i telefonicznemi między Polską a portem gdańskim.
4) Zapewnienie Polsce prawa rozwijania i ulepszania
dróg wodnych, doków, basenów, nadbrzeży, dróg że-
laznych i innych budowli i środków komunikacji wyżej
193
wzmiankowanych, oraz prawa zadzierźawiania lub na-
bywania w warunkach odpowiednich terenów i wszelkiej
własności w tym celu potrzebnych.
5) Zapewnienie, że nie będą czynione w wolnem
mieście Gdańsku żadne różnice na niekorzyść obywa-
teli polskich lub innych osób polskiego pochodzenia
lub polskiej mowy.
6) Zapewnienie prowadzenia spraw zagranicznych
wolnego miasta Gdańska oraz ochrony jego obywa-
teli przez Rząd polski.
Wolne Miasto tak określone nie należało do Polski,
skoro nie leżało na jej obszarze i miało własne granice,
a stosunek jego do Polski opierał się na konwencji
międzynarodowej i stał pod strażą Ligi narodów i jej
komisarza ; nie miało jednak pełnej władzy zwierzchni-
czej, skoro władza jego w sześciu powyższych punktach
na rzecz Polski była ograniczona. Polska nad Gdańskiem
miała rodzaj protektoratu.
Więcej, niż ten protektorat, znaczyło przyznanie Polsce
bez żadnych zastrzeżeń dróg wodnych, doków, basenów,
nabrzeży i innych budowli potrzebnych Polsce dla jej
importu i eksportu, jednem słowem : gdańskiego portu.
Polska miała prawo : 1) swobodnie go używać, 2) obsłu-
giwać go, 3) rozwijać i ulepszać, i w tym celu zadzier-
źawiać lub nabywać tereny i własności potrzebne. Posta-
nowienia były chyba jasne, bo kto ma prawo rozwijania
i ulepszania budowli portowych i rozszerzania ich przez
dokupywanie gruntów i budowli, kto ma prawo obsłu-
giwać port, ten jest właścicielem portu i jego zarządcą,
Przyrzeczony Polsce wolny dostęp do morza był w ten
sposób zapewniony i Polska, otrzymawszy go, mogła
wszystkich innych praw i pretensyj Gdańska się nie
obawiać. Nieprzyjazny wobec Polski kierunek, który
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 13
194
za wpływem Anglji zapanował w Koalicji, sprawił jednak,
że wbrew postanowieniu traktatu własność i zarząd
portu w Gdańsku jej odebrano.
Występując w roli pośrednika przy ułożeniu polsko-
gdańskiej konwencji, Koalicja już w dniu 7 maja 1920 r.
poruszyła wobec Polski i Gdańska myśl utworzenia
wspólnej Rady zawiadowczej portu, a wymógłszy w dniu
10 lipca w Spaa na Grabskim zgodzenie się na decyzję,
jaką Mocarstwa wydadzą w sprawie Gdańska, zaraz
w dniu 11 lipca wydała ją tej treści, że w konwencji
ma być ustanowiona Rada portu, złożona z delegatów
polskich i gdańskich, która ma objąć zarząd i własność
portu.
Charakterystycznym był ten pośpiech, z którym
Koalicja, zanim się jeszcze pokazało, czy przyjdzie do
użyczenia przewidzianej w cyrografie dnia 10 lipca
Polsce pomocy przeciw najazdowi Sowietów, wydawała
najszkodliwsze dla Polski decyzje, 11 lipca na rzecz
Gdańska, 28 lipca na rzecz Czechów w Cieszyńskiem,
12 i 15 sierpnia na rzecz Niemców w Prusach zachod-
nich i wschodnich. W przeddzień odparcia najazdu pod
Warszawą Mocarstwa lekceważyły Polskę i starały się
obcinać ją, aby nie urosła i nie rościła sobie jako mo-
carstwo zasiąść w ich gronie.
Do zawarcia konwencji z Gdańskiem, przewidzianej
traktatem, długo nie przychodziło. Rokowania między
delegatami polskimi i gdańskimi dopiero dnia 9 listo-
pada 1920 r. doprowadziły do jej zawarcia. Polacy,
chociaż Rząd polski zastrzegał się, że układ zawarty
10 lipca w Spaa go nie obowiązuje, zgodzili się na
ustanowienie „Rady portu i dróg wodnych Gdańska",
złożonej w równych częściach z komisarzy polskich
i gdańskich i prezydenta, którego, o ile rządy się nie po-
195
rozumieją, wyznaczy Liga narodów z obywateli szwaj-
carskich. Radzie tej Konwencja przyznała kontrolę,
zarząd i eksploatację portu, dróg wodnych i tych dróg
żelaznych, które obsługują specjalnie port, również jak
wszystkich nieruchomości i zakładów służących do ich
eksploatacji. Rada pobierać będzie taksy i dochody
z administracji portu, ponosić koszta i dzielić straty
pomiędzy Polską i Gdańskiem. Na Radę przelana bę-
dzie własność nieruchomości, stanowiących część portu
i związanych z zarządem i eksploatacją tegoż, oraz
dróg wodnych i żelaznych wyżej wspomnianych. Kon-
wencję podpisał delegat ówczesny, Paderewski, a zgo-
dził się na nią gabinet Witos-Sapieha. Rząd nie bronił
się widocznie przeciw „Radzie portu" argumentem, że
choćby delegat jego w Spaa zgodził się na decyzję,
którą mocarstwa powezmą w sprawie Gdańska, to
jednak decyzja ta mogła tylko przeprowadzać, nie zaś
gruntownie zmieniać postanowienia traktatu, przyzna-
jące Polsce własność i zarząd portu gdańskiego. Kry-
tyka zwróciła uwagę na to, że urzędowy przekład polski
traktatu słowa francuskie: „le librę usage et le service
des voies d'eaux" przetłumaczył błędnie na: „używanie
i korzystanie", zamiast: „używanie i obsługa", to jest
zarząd. Jeżeli delegacja i Rząd polski tak samo tłuma-
czyli tekst francuski i mniemali przez to, że Polska nie
ma przyznanego sobie zarządu portu, to temby się
tłumaczyło, że zadowolili się przyznaniem jej w tym
zarządzie tylko udziału. Większości w Radzie portu
nie otrzymała i zdała się na arbitra.
Tymczasem Gdańsk, czując za sobą poparcie Anglji,
bronił rzekomej suwerenności swego państwa, upraw-
nienia przyznane Polsce na jego obszarze tłumaczył
13*
196
jak najciaśniej i znaczenie im wprost odbierał. Stąd
0 każdy szczegół tego stosunku wynikały spory, które
w pierwszej instancji rozstrzygał komisarz Ligi, a gdy
na jego decyzję rzadko się obie strony godziły, rozstrzy-
gała Liga. Komisarzem swym Liga wyznaczała Angli-
ków, a ci niechętnie patrzyli na rosnący wpływ Polski
w Gdańsku.
Konwencja nie rozstrzygnęła wszystkich spraw, któ-
remi się zajmowała, lecz odesłała je do późniejszej
umowy, między innemi sfinalizowanie sprawy obszaru
celnego. Umowa przyszła ostatecznie do skutku dnia
24 października 1921 r. w Warszawie. Tyle czasu zajęły
rokowania, które ze strony Polski prowadził komisarz
generalny Rzeczypospolitej polskiej w Gdańsku Plu-
ciński, a ze strony Gdańska członek senatu Jewelowsky,
pod ich zaś kierunkiem trzynaście komisyj wyznaczo-
nych dla różnych pytań. Umowa w dwustu czterdziestu
artykułach starała się przeprowadzić i uzupełnić kon-
wencję. W mowach pełnomocników przy podpisaniu
umowy czuć było zadowolenie z dokonania ważnego
dzieła i nadzieję, że stworzona w ten sposób podstawa
do nawiązania najściślejszych stosunków handlowych
1 ekonomicznych okaże się trwałą i zapewni rozwój
Gdańskowi i Polsce.
Gdańsk rzeczywiście od czasu, kiedy zniknął kordon
niemiecki oddzielający go od Polski, zbudził się ze
swojej przeszło wiek trwającej martwoty, i nawiązując
do tradycji swojej z czasów polskich, rozpoczął nowy
okres swojego szybkiego rozwoju.
Ciekawym epilogiem wspomnianej umowy były żale
Niemców na Jewelowsky'ego, że zrobił Polakom nie-
potrzebne ustępstwa. Polacy, dumni z Plucińskiego,
stracili humor, gdy Jewelowsky, broniąc się, wykazywał
197
Niemcom, że na Polakach uzyskał niespodziane ustęp-
stwa. Miał, zdaje się, rację.
Umowa nie zamknęła zatargów i procesów przed
Ligą, bo Senat gdański wysilał się na wykrętną inter-
pretację jej postanowień, aby Polsce przysporzyć jak
najwięcej przeszkód i kłopotów. Polska, nie czując się
z tej strony bezpieczną, przystąpiła na swojem Pomorzu
do budowy portu w Gdyni, który ma tworzyć podstawę
dla jej marynarki wojennej, a konkurując z Gdańskiem,
uwolnić ją od wszelkiej zależności od niego.
Traktat wersalski, odstępując od pierwotnej myśli
oddania Polsce niemal całego Górnego Śląska z jego
stolicą Opolem, określił nieco ciaśniej obszar zamiesz-
kały przez ludność polską i niemiecką i postanowił, że
mieszkańcy tego obszaru powołani zostaną do wypo-
wiedzenia przez głosowanie, czy życzą sobie przyłą-
czenia do Niemiec, czy też do Polski. W osobnym do-
datku określono sposób przeprowadzenia tego gło-
sowania, podobny do postanowionego przy plebiscy-
cie w Prusach. Obszar plebiscytu będzie natychmiast
poddany władzy Komisji międzysojuszniczej, złożonej
z czterech członków, mianowanych przez Mocarstwa.
Komisja ta ma utrzymywać porządek za pomocą wojsk
i policji, rekrutującej się z miejscowej ludności. Każdy
będzie głosował w gminie, gdzie ma stałe zamieszkanie,
albo, jeżeli nie ma stałego zamieszkania na obszarze
plebiscytowym, w gminie, w której się urodził. Wynik
głosowania będzie oznaczony gminami, większością
głosów w każdej gminie. Po zamknięciu głosowania
Komisja zawiadomi główne Mocarstwa o liczbie głosów
w każdej gminie — tudzież przedłoży wnioski co do
198
linji, którą należy przyjąć za granicę Niemiec na Śląsku
Górnym, uwzględniając przytem zarówno wyrażoną wolę
ludności, jak i położenie geograficzne oraz gospodarcze
miejscowości. Przepis, że w głosowaniu mogą wziąć
udział także ci, którzy na terytorjum tern się urodzili,
chociaż poza niem mieszkają, zapewniał przez to głos
tym licznym Ślązakom, którzy, zamieszkawszy w Pol-
sce, poza Śląskiem, przejęli się patrjotyzmem polskim
i mogli na swoich rodaków na Śląsku oddziałać; wy-
padł jednak na korzyść Niemców, gdyż daleko większa
była liczba Niemców, którzy urodziwszy się na Śląsku
opolskim, przy bliższych jego stosunkach z resztą Śląska
i z Niemcami mieszkali poza jego granicami.
Wkrótce po zawarciu traktatu, bo już 10 września
1919 r., Koalicja pragnęła przeprowadzić plebiscyt. Po-
kazało się jednak, że postanowienie to napotyka na
niezmierne trudności. W niektórych tylko okolicach
obszaru plebiscytowego ludność polska mieszkała we
większem skupieniu, mianowicie w powiecie pszczyń-
skim i rybnickim, tak samo ludność niemiecka w po-
wiecie głupczyckim, — zresztą na całem zagłębiu węglo-
wem gminy z większością polską pomieszane były
z gminami z większością niemiecką, a miasta były
w większości swej niemieckie. Na Niemców składało
się przeważnie duchowieństwo, pracodawcy, urzędnicy
kopalniani i przemysłowi oraz kupcy, na Polaków prze-
ważnie robotnicy i włościanie. Granica etnograficzna
przez ten obszar nie dała się ściśle pociągnąć. Zawsze
liczne gminy niemieckie musiały zostać w obrębie pol-
skim, i odwrotnie. Wynik głosowania nie dał się też
z pewnością przewidzieć, a wskutek tego zaogniało się
usposobienie ludności. Niemcom najtrudniej było pogo-
dzić się z myślą, że panując dotychczas bezwzględnie
199
na Śląsku, będą musieli wskutek plebiscytu choćby
tylko z części jego ustąpić. Zaczęli więc rychło uciekać
się do teroryzowania ludności polskiej i do gwałtów,
których policja niemiecka, t. zw. „Sicherheitswehr", po-
zostawiona na obszarze plebiscytowym, pohamować nie
umiała, czy nie chciała. Ludność polska na gwałty za-
częła odpowiadać gwałtami. Pierwszy odruch jej dnia
20 sierpnia 1919 r. stłumili Niemcy. Potem, w sierpniu
1920 r., gdy najazd bolszewicki zagroził Warszawie,
ludność niemiecka tak pewna już była upadku Polski,
że posunęła się do krwawych napadów na załogi koa-
licyjne postawione na Śląsku, tak, że oddział francuski
z Katowic musiał się chwilowo cofnąć. Wskutek tego
Polacy chwycili za broń, otoczyli Katowice i Bytom,
i rozpoczęła się walka domowa, której jenerał francuski
Lerond, przewodniczący Komisji międzysojuszniczej,
z trudem położył koniec. Przy Komisji utworzono radę
przyboczną, złożoną z Polaków i Niemców, dla poro-
zumiewania się celem utrzymania publicznego spokoju,
a usuwając „Sicherheitswehr", zaprowadzano milicję
miejscową, złożoną z Polaków i Niemców.
Tymczasem obie strony gotowały się do głosowa-
nia. Z polskiej strony najskuteczniejszym środkiem pro-
pagandy wydało się zapewnienie Śląskowi Górnemu,
skoro przyłączy się do Polski, najdalej idącej autonomji,
Niemcy podtrzymywali bowiem w ludności polskiej na
Śląsku uczucie, że organizacja jej i administracja do-
tychczasowa niemiecka nieporównanie wyższa jest od
polskiej, że Śląsk na połączeniu się z Polską straci
ekonomicznie, że przemysł jego i górnictwo upadnie,
bo administracja polska kierować niemi nie potrafi.
Usunąć te obawy i osłabić te zarzuty mogło tylko
zapewnienie, że Śląsk rządzić się będzie sam, ustawo-
200
dawczo i administracyjnie, a z resztą Polski łączyć się
będzie tylko w sprawach koniecznych. Dnia 15 lipca
1920 r., w przeddzień najazdu bolszewickiego na War-
szawę, Sejm uchwalił istotnie obszerną ustawę konsty-
tucyjną, zawierającą Statut organiczny województwa
śląskiego.
Województwo to objąć miało wszystkie ziemie śląskie
przyznane Polsce, a więc i ziemię cieszyńską. Władzę
ustawodawczą przyznał Statut Sejmowi śląskiemu w na-
der szerokim zakresie, tak, że Sejmowi polskiemu w War-
szawie pozostały głównie traktaty międzynarodowe,
sprawa obrony państwa, sądownictwo, prawo cywilne
i karne. Stosunek śląskiego systemu podatkowego do
systemu podatkowego polskiego i stosunek państwo-
wej i śląskiej administracji skarbowej będą ustalone
w równobrzmiących ustawach państwowych i śląskich.
Dochód z podatków i opłat pobieranych na Śląsku wpły-
wać będzie do skarbu śląskiego, a tych dochodów oddaje
skarb śląski na potrzeby ogólne państwowe część, odpo-
wiadającą liczbie mieszkańców i sile podatkowej Śląska,
obliczoną na podstawie podanego klucza. Zarząd wo-
jewództwa sprawuje Wojewoda i Rada województwa,
składająca się z Wojewody, jego zastępcy, i pięciu człon-
ków, wybranych przez Sejm. Naczelnikowi państwa
przyznawał statut prawo zwoływania, odraczania, zamy-
kania i rozwiązania Sejmu śląskiego i prawo podpisy-
wania ustaw uchwalonych przez Sejm, o ile nie naru-
szają statutu, praw obywatelskich zagwarantowanych
konstytucją Rzeczypospolitej, przepisów traktatów mię-
dzynarodowych i ustaw państwowych w dziedzinie
niezastrzeżonej dla ustawodawstwa śląskiego. Statut
dawał mu dalej prawo mianowania i uwalniania Woje-
wody, jego zastępców i wyższych urzędników. Naj-
201
wyższą instancją sądową dla Śląska będzie Sąd naj-
wyższy w Warszawie.
Statut nadający Śląskowi autonomję tak szeroką
nie uspokoił jednak wszystkich obaw ludności śląskiej
i dlatego Sejm Rzeczypospolitej w przeddzień plebiscytu,
bo dnia 8 marca 1920 roku, uzupełnił ją jeszcze dwoma
postanowieniami, a mianowicie, że wszelkie zmiany
ustaw dotyczących górnictwa, przemysłu, handlu i rę-
kodzielnictwa obowiązujące na Śląsku mogą nastąpić
tylko za zgodą Sejmu śląskiego, oraz że urzędnicy
państwowi w województwie śląskim powinni w zasadzie
pochodzić z województwa śląskiego, że przy obsadzaniu
urzędów urzędnicy pochodzący ze Śląska mają przy
równych kwalifikacjach pierwszeństwo, wreszcie ogra-
niczył przenoszenie urzędników i robotników zatrudnio-
nych w administracji śląskiej do innych dzielnic Rze-
czypospolitej.
Wobec tego Rząd Niemiec zdobył się tylko na obiet-
nicę, że po plebiscycie Śląsk otrzyma autonomję, jeśli
jej zażąda.
Miarą gorączki, która ogarniała Niemców w sprawie
plebiscytu był akt biskupa wrocławskiego kardynała
Bertrama z dnia 21 listopada 1920 r., zakazujący du-
chowieństwu Górnego Śląska pod karą suspensji ipso
facto uczestniczyć w akcji plebiscytowej bez pozwo-
lenia miejscowego proboszcza, zaś duchownym niena-
leżącym do diecezji wrocławskiej, a mającym prawo
głosowania na zasadzie urodzenia na terenie plebiscy-
towym, zakazujący wogóle brać udział w głosowaniu.
Zakaz ten oddawał głosowanie w ręce Niemców, po-
nieważ 75% proboszczów na Śląsku było Niemców,
stosował się więc w praktyce do duchownych Polaków.
Zaostrzało rzecz to, że kardynał Bertram odwoływał
202
się przy tern do specjalnego pełnomocnictwa, udzielo-
nego mu przez Stolicę apostolską. Oburzenie na ten
akt powstało w Polsce, a biskupi polscy przedłożyli
sprawę Papieżowi, przedstawiając krzywdę wyrządzoną
narodowi polskiemu i błagając o odwrócenie złego po-
wagą apostolską dla dobra Kościoła i dla utrzymania
synowskiego stosunku narodu polskiego ze Stolicą
apostolską. Czyniąc zadość temu przedstawieniu, Papież
dnia 1 lutego 1921 upoważnił duchowieństwo polskie
na Śląsku do wzięcia udziału w głosowaniu.
W dniu 20 marca 1921 odbył się wreszcie plebiscyt.
Niemcy wznieśli okrzyk tryumfu, bo znaczna większość,
około 60% ogółu oddanych głosów, oświadczyła się za
przyłączeniem do Niemiec. Na większość tę złożyły się
liczne głosy Niemców mieszkających poza terenem ple-
biscytowym, którzy do miejsca swego urodzenia dla
głosowania przybyli, złożyły się jednak także głosy
Polaków narodowo nieuświadomionych i ulegających
niemieckiemu wpływowi, robotników w Opolu, rolni-
ków w Koźlu i Pruchniku, ewangelików w Kluczborku.
Na mocy tego wyniku zażądali Niemcy, ażeby cały
Śląsk Górny im przyznano. Sprzeciwiało się to jednak
postanowieniu traktatu, że głosowanie odbywać się
będzie gminami i że większość głosów nie na ca-
łym obszarze razem, lecz w każdej gminie z osobna
będzie się liczyć. Okazało się zaś, że 844 gmin głoso-
wało za Niemcami, 678 gmin, przeważnie na wschod-
niej części obszaru, głosowało za Polską. Polacy pod-
nieśli więc żądania, aby ta wschodnia część przysądzona
została Polsce, gdyż na niej 560 gmin oświadczyło się
za Polską, a tylko 150 za Niemcami. Przy Niemcach
pozostałoby w części zachodniej i tak 118 gmin pol-
203
skich. Komisarz polski wyznaczony do plebiscytu, Kor-
fanty, wykreślił linję, która miała oddzielić część nale-
żącą się Polsce od części należącej się Niemcom. Biegła
wzdłuż Odry aż powyżej Koźla, a stąd na północny
wschód pomiędzy Strzelcami a Oleśnem do granicy
Polski. Zwano ją linją Korfantego.
Rozstrzygnąć miały mocarstwa na wniosek Komisji
międzysojuszniczej. Na Polaków padł jednak strach,
bo już pomiędzy delegatami mocarstw w Komisji oka-
zała się wielka różnica zdań. Delegat francuski oświad-
czył się za oddaniem Polsce części wschodniej, obejmu-
jącej niemal całe zagłębie węglowe, niedochodzącej
wszakże do linji Korfantego; delegat angielski gotów
był oddać Polsce tylko dwa powiaty rolnicze na po-
łudniu i mały kawałek powiatu węglowego Katowice,
a całe niemal zagłębie węglowe pozostawić przy Niem-
cach. Za nim poszedł także i delegat włoski. Spór
pomiędzy Niemcami i Polską o Śląsk urósł do sporu
pomiędzy Francją i Anglją. Pierwsza odebraniem Niem-
com zagłębia węglowego na Śląsku chciała im wytrącić
broń do wojny odwetowej, a liczyła się z tern, że Pol-
ska, nie mając tego zagłębia, nie podźwignie się eko-
nomicznie i nie będzie dla niej poważnym sojuszni-
kiem. Druga pozostawieniem Niemcom zagłębia chciała
im dopomóc do podźwignięcia się ekonomicznego.
Niemcy, straciwszy flotę i kolonje zamorskie, przestały
być groźne Anglji, ale Niemcy zrujnowane ekonomicznie
przestawały być odbiorcą jej produktów przemysłowych.
Anglja cierpiała na bezrobocie, a rząd, liczący się z rze-
szą robotników, gotów był poświęcić dla ich interesu
Polskę.
Dla Polski otrzymanie zagłębia węglowego na Śląsku
było jednak kwestją życia i dlatego przywódca ludności
204
polskiej na Śląsku, Korfanty, postanowił z bronią w ręku
upomnieć się o jej prawa. Na hasło przez niego dane
w dniu 3 maja r. 1921 wybuchło zbrojne powstanie,
które w krótkim czasie opanowało cały obszar, aż do
linji wytkniętej przez niego. Łamiąc opór stawiony
przez władze i ludność niemiecką, powstańcy oszczę-
dzali wojsk koalicyjnych i miejsc przez nie zajętych,
ale gdy jeden z kontyngentów włoskich stanął po stro-
nie niemieckiej, nie cofnęli się przed walką i przypra-
wili go o znaczne straty. Wojska francuskie uniknęły
starcia.
Wiadomość o powstaniu i o jego sukcesie wywo-
łała, z wyjątkiem Francji, oburzenie w świecie, który
pragnąc pokoju, ujrzał go zagrożonym. Dał mu wyraz
Lloyd George w mowie, którą dnia 12 maja przeciw
Polsce wygłosił, w której żądając ścisłego wypełnienia
postanowień traktatu, t. j. rozstrzygnięcia sprawy ślą-
skiej przez Radę najwyższą Koalicji, zastrzegł się prze-
ciw tworzeniu i uwzględnieniu faktów dokonanych przez
powstanie. Opinja włoska, wzburzona śmiercią żołnierzy
włoskich, w wynurzeniach przeciw Polsce nie pozostała
w tyle. Francja, potępiając powstanie, opowiedziała się
jednak za uwzględnieniem żądań polskich, a wskutek
tego zatarg śląski przybrał cechę groźnego między mo-
carstwami Koalicji konfliktu.
Ludność niemiecka na Śląsku, ochłonąwszy z pierw-
szego wrażenia, wywołanego zaskoczeniem jej przez
powstanie, zerwała się tymczasem do walki, uzyskawszy
pomoc od rodaków swoich w Rzeszy, i krwawa wojna
domowa rozpoczęła się na linji dzielącej oba obozy.
Koalicji szło przedewszystkiem o jej zatamowanie i o po-
wstrzymanie Rzeszy niemieckiej, aby się do niej nie
wmieszała. Zrozumiał to niebezpieczeństwo Rząd polski,
205
i oświadczając się przeciw powstaniu, zamknął granicę
i wpłynął na zaniechanie walki. Poszedł za tym przy-
kładem i Rząd Rzeszy niemieckiej. Walka została zlo-
kalizowana, na Śląsk dla wzmocnienia powagi Komisji
międzysojuszniczej przybyły silne oddziały angielskie
i w końcu czerwca powiodło się Komisji położyć walce
koniec i na obszarze plebiscytowym objąć napowrót
władzę. Tern ostrzej zato zarysował się spór dyploma-
tyczny pomiędzy Francją i Anglją, która nie okazywała
żadnej chęci do ustępstw, a nie godziła się nawet na
wnioski dążące do odroczenia sprawy. Włoski mini-
ster Sforza próbował pośredniczyć, proponując podział
zagłębia węglowego pomiędzy Niemcy a Polskę, ale
Anglja na żaden wniosek pośredniczący godzić się nie
chciała. Posiedzenie Rady najwyższej, które w sierpniu
odbyło się w Paryżu z udziałem osobistym Lloyd
George'a, nie doprowadziło do porozumienia. Aby unik-
nąć głośnego zerwania, któreby się odbiło na wszystkich
stosunkach świata, zgodzono się wkońcu zasięgnąć w tej
sprawie opinji Ligi narodów.
Decyzja ta była jednak szczęśliwem wyjściem z trud-
nego położenia. Liga narodów postanowiła na wniosek
delegata japońskiego traktować sprawę ściśle rzeczowo
z pominięciem względów politycznych i wyznaczyła ko-
misję, która przesłuchując reprezentantów organizacyj
ekonomicznych na Śląsku, Polaków i Niemców, uło-
żyła projekt podziału Górnego Śląska, oddający Polsce
oprócz powiatów rolniczych, pszczyńskiego i rybnic-
kiego, większą część zagłębia węglowego z miastem
Katowicami. Mniejsza część zagłębia z miastem Byto-
miem i zachodnie powiaty z Opolem pozostać miały
przy Niemcach.
206
Projekt Komisji przyjęła Liga, a za nią dnia 19
października 1921 r. Konferencja ambasadorów, dzia-
łająca w imieniu i na podstawie specjalnego mandatu
głównych mocarstw Koalicji, uznając, źe podział na-
stąpił zgodnie z życzeniem ludności, wyrażonem gmi-
nami w czasie plebiscytu, z uwzględnieniem położenia
geograficznego i ekonomicznego ludności. Wskutek
usunięcia względów politycznych i wydania orzeczenia
przez instancję osobną, nikt, ani Anglja ani Francja,
nie wyszły ze sporu pokonane.
Trudno sądzić, jak bez powstania śląskiego byłaby
wypadła decyzja mocarstw. Powstanie było aktem
gwałtu, który, jako taki, świat potępił, ale było także
wymownym plebiscytem, którego mocarstwa nie mogły
zignorować.
Polska nie uzyskała wszystkiego, czego pragnęła,
ale to, co uzyskała, było dla niej niezmiernym nabyt-
kiem. Zyskała wielkie kopalnie i oparty na nich prze-
mysł fabryczny, zyskała niezbędny czynnik swojej siły
wojskowej i swego bilansu handlowego.
Prezydent ministrów francuskich Briand, oznajmiając
decyzję Polsce i Niemcom, dodał, że wobec tego, że
ludność okręgów jest mieszana, następstwem jakiego-
kolwiek podziału tego okręgu musiała być konieczność
pozostawienia po obu stronach linji granicznej dosyć
znacznych mniejszości narodowych i rozdzielenie bar-
dzo ważnych interesów. Dlatego, wyznaczając granicę,
Konferencja powzięła szereg zarządzeń, mających na
celu zagwarantowanie w interesie ogólnym ciągłości
życia ekonomicznego Górnego Śląska oraz ochronę
mniejszości narodowych. Dla utrzymania ciągłości de-
cyzja ustanowiła okres przejściowy, sięgający do piętna-
stu lat, w ciągu którego miały pozostać w mocy przepisy
207
obowiązujące dotychczas na Górnym Śląsku co do kolei
żelaznych, wód i elektryczności, systemu monetarnego,
poczty, ustroju celnego, węgla i produktów kopalnia-
nych, syndykatów pracodawców i pracowników, ubez-
pieczeń społecznych, ruchu pogranicznego, organizacji
kopalni, przemysłu i handlu, oraz prawodawstwa pracy.
Zmiana tych zarządzeń wcześniejsza może nastąpić
w drodze porozumienia Polski i Niemiec. Traktat z dnia
28 czerwca 1919 r., dotyczący mniejszości narodowych
w Polsce, obowiązywać będzie Polskę także na przy-
znanym jej Śląsku. Niemcy zaś co do ludności polskiej
na pozostawionej jej części Górnego Śląska przyjąć
mają główne postanowienia tego traktatu.
Decyzja zobowiązywała też Rządy, niemiecki i pol-
ski, do zawarcia konwencji w celu uświęcenia rozpo-
rządzeń w niej zawartych i praktycznego ich przepro-
wadzenia. Układać konwencję tę ma jeden pełnomocnik
niemiecki i jeden polski pod przewodnictwem osoby
wyznaczonej przez Radę Ligi narodów, która w razie
niezgody między pełnomocnikami rozstrzyga. Do opra-
cowania tej szczegółowej i obszernej konwencji przyszło
jednak dopiero dnia 15 maja 1922 w Genewie, mię-
dzy Rządem Rzeczypospolitej polskiej a Rządem Rzeszy
niemieckiej. Sejm polski zatwierdził ją ustawą z dnia
24 maja, a na tej podstawie dnia 20 czerwca wojska
polskie pod wodzą jenerała Szeptyckiego wkroczyły
na Śląsk Górny i zajęły tę jego część, jaka przypadła
Polsce. Dnia 29 lipca ogłoszony został dekret, zarzą-
dzający wybory do Sejmu śląskiego na dzień 24 wrze-
śnia. Ostatnim aktem połączenia Górnego Śląska z Pol-
ską było postanowienie Piusa XI z początku grudnia
1922 r., ustanawiające dla niego osobnego administra-
208
tora apostolskiego i usuwające tern samem wpływ
biskupa wrocławskiego.
Chcąc ocenić, co pokój ryski postanowił o Litwie,
musimy się cofnąć wstecz aż do okupacji niemieckiej
Litwy i zestawić w jednym obrazie wypadki, o których
dla nieprzerywańia głównej historycznej nici nie chcie-
liśmy na ich miejscach chronologicznych wspominać.
Władza zwana .Oberost", ustanowiona przez wojsko
niemieckie na ziemiach położonych na północny wschód
od Polski, uważała za jedno ze swoich pierwszych za-
dań, ażeby żywioł polski osiadły na Litwie, a w szcze-
gólności wielką własność polską, usunąć od wszystkiego,
a natomiast dźwignąć tę ludność litewską, która w ziemi
kowieńskiej i na Żmudzi się nie spolszczyła, i zorga-
nizować ją autonomicznie pod swoim wpływem. Szło
Niemcom o to, ażeby historyczne pretensje Polski do
Litwy usunąć, a małą tę prowincję czy państewko
przywiązać do siebie tytułem protektoratu, a nawet
ściślejszej unji. Litwini na wszystko się godzili, a or-
ganizacja ich pod ręką niemiecką w ostatnich latach
wojny postąpiła o tyle, że z chwilą usunięcia się „Ober-
ostu* i wojsk niemieckich z ich obszaru ogłosili się
niepodległem państwem i znaleźli dla niego wojsko
i instytucje.
Najprawowitszy ten płód polityki Niemiec i nie-
poszlakowany ich nie tyle sprzymierzeniec, ile dobro-
wolne narzędzie, nie doznał z powodu tego żadnej
niechęci czy szkody ze strony Koalicji, lecz przeciwnie,
znalazł u niej niezwykły interes i opiekę. Powstanie
tego państewka godziło się z zasadą samostanowienia
o sobie chociażby małych narodów, niepodległość przy-
209
znana mu oddalała je od wpływu Niemiec, toteż
w traktacie wersalskim znalazło nietylko uznanie tej
niepodległości, ale nawet przyłączenie do niego portu
i terytorjum Kłajpedy, która należała dotychczas do
Niemiec, a otwierała ujście Niemna na Bałtyk. Wielką
zręczność okazał Rząd litewski w zjednaniu sobie wpły-
wów sfer i opinji publicznej na Konferencji pokojowej
w Paryżu. Wystąpił jako przyjaciel Żydów, przyznał
im autonomję narodową, a nawet osobnego ministra
Żyda w swoim gabinecie, i zjednał sobie tern poparcie
całej finansowej i dziennikarskiej potęgi żydowskiej,
która tak zaciążyła na Konferencji pokojowej. Osią-
gnąwszy przez to, co chcieli, Litwini nie zawahali się
potem koncesje te cofnąć.
Kiedy po rozejmie we wojnie światowej wojsko nie-
mieckie z Litwy się cofało, a Rząd litewski organizował
się na terytorjum swojem etnograficznem w Kownie,
wojsko polskie w kwietniu 1919 r. zajęło Wilno i zie-
mię wileńską, na której obok Polaków i Białorusinów
mała tylko mniejszość litewska mieszkała. Rząd ko-
wieński, opierając się jednak na wspomnieniu, że nie-
gdyś Wilno było stolicą Litwy, wystąpił przeciw zajęciu
Wilna, a gdy Polska nie chciała go oddać, zerwał z nią
stosunki. Posterunki litewskie strzelały do polskich.
Określając granicę polską na wschodzie w dniu 8 grud-
nia 1919, Koalicja wyznaczyła granicę etnograficzną
między Polską a Litwą, ale tylko na małym kawałku,
w Augustowskiem. Dalej na północ granica okupacji
polskiej między Wilnem a Kownem oznaczona nie była.
Powtarzały się też ciągle starcia graniczne i układy
lokalne, chwilowe. Wszelkie próby porozumienia bez-
pośredniego między Polską a Litwą i próby pośred-
nictwa państw obcych rozbijały się o żądanie Litwy,
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 14
210
by odstąpić jej Wilno. Polacy do użycia siły nie chcieli
się uciekać, ażeby nie wykopać pomiędzy sobą a Litwą
przepaści.
Zmieniło się położenie, kiedy wojska Sowietów
w czerwcu 1920 r., przełamawszy front polski na pół-
nocy, ścigały wojska polskie rozbite. Rząd polski pra-
gnął w państwie litewskiem znaleźć sprzymierzeńca
i dlatego dnia 4 lipca 1920 uznał niepodległość Litwy
kowieńskiej i wyraził gotowość zawiązania z nią przy-
jaznych stosunków. Rząd kowieński nie poszedł jednak
na tę drogę, lecz licząc się ze zwycięstwem Sowietów,
zawarł z niemi dnia 12 lipca umowę, mocą której otrzy-
mywała Litwa Wilno, Grodno i Lidę. Równocześnie
niemal, bo dnia 10 lipca, Grabski godził się w Spaa na
to, że Wilno ma być bezzwłocznie oddane Litwinom,
a chociaż postanowienie to było zawarunkowane i, zda-
niem Polaków, utraciło znaczenie, Litwini jednak, opie-
rając się na niem, uważali się już za panów Litwy ze
stolicą jej Wilnem. Po odwrocie wojsk polskich pod
Warszawę zajęli Wilno, a nawet południowe powiaty
augustowskiego, a związawszy się ze Sowietami, pozwo-
lili wojskom ich przechodzić na Polskę przez swoje
tery tor jum.
Pogrom wojsk rosyjskich pod Warszawą nie napra-
wił tej sprawy. Wojsko polskie, pędząc przed sobą
rozbitą armję rosyjską, natknęło się na sojuszników
Sowietów, Litwinów, ale zamiast zajmować obsadzone
przez nich powiaty polskie w Augustowskiem, a dalej
Grodno i Wilno, zatrzymane zostało w tym pochodzie
przez Rząd polski, który stosunek Polski do Litwy
przerzucił niebacznie na pole układów.
Dnia 5 września minister spraw zagranicznych Sa-
pieha wysłał notę do Ligi narodów, skarżąc się na
211
Litwę, że zajęła i trzyma powiaty na południe od gra-
nicy wyznaczonej dnia 8 grudnia 1919 r. w Augu-
stowskiem, prosząc Ligę o użycie wszelkich środków,
któremi rozporządza, celem powstrzymania Rządu li-
tewskiego w jego zagadkowem przedsięwzięciu oraz
celem oszczędzenia narodowi polskiemu przykrości
walki z sąsiednim narodem. W nocie tej polskiej Litwa
otrzymała rozgrzeszenie za swój związek ze Sowietami,
oraz równouprawnienie z Polską na terenie Ligi naro-
dów, a Liga, mająca dotychczas mało pola działania,
pochwyciła skwapliwie tę sposobność rozszerzenia swo
jego autorytetu.
Dnia 20 września Rada Ligi wezwała Litwinów do
opuszczenia terenów zajętych przez nich na zachód od
iinji wyznaczonej dnia 8 grudnia 1919 r., Polaków zaś
do uszanowania w ciągu wojny obszaru zajętego przez
Litwę na wschód od tej linji (t. j. Wilna), pod warun-
kiem, że Litwa uzyska od władz sowieckich również
poszanowanie tej neutralności. Równocześnie Liga ofiaro-
wała wysłanie komisji do czuwania nad tym układem,
gdyby go strony przyjęły. Warunek ten trudny był do
spełnienia. Toteż Rząd polski, przyjmując decyzję Rady
Ligi „z wdzięcznością", w nocie z dnia 22 września
wskazał na wpółdziałanie Litwinów z Bolszewikami i na
brak gwarancji, że układu dotrzymają, i zastrzegł sobie
prawo użycia środków militarnych. Położenie kompliko-
wało się przez to, że Rząd polski już dnia 14 września
rozpoczął z Litwinami rokowania bezpośrednie w Kal-
warji, i dnia 7 października za udziałem Komisji kon-
trolującej podpisał w Suwałkach zawieszenie broni,
najpierw w Suwalszczyźnie, a następnie w ziemi wileń-
skiej od Oran do Butun, z widokiem rozciągnięcia jej
dalej na wschód i ku północy.
14*
212
Wilno wydawało się dla Polski bezpowrotnie stra-
conem, kiedy jenerał Żeligowski, dowodzący dywizją
litewsko-białoruską, w dniu 8 października zajął miasto.
Uzasadnił to w piśmie do dowództwa armji polskiej
w słowach następujących :
„Zważywszy, że zawarte z Rządem kowieńskim linje,
rozejmowe zgóry i na niekorzyść nas, mieszkańców
ziemi wileńskiej, grodzieńskiej i lidzkiej wraz z polskiem
Wilnem przysądzały Litwinom, postanowiłem z orężem
w ręku prawa samostanowienia mieszkańców miłej
ojczyzny obronić i objąłem dowództwo nad żołnierzami
z tych ziem pochodzącymi, nie mając możności postę-
pować wbrew własnemu sumieniu i poczuciu obowiązku
obywatelskiego. Z żalem zgłaszam zwolnienie od obo-
wiązku służby i dowództwa. Wychowani w karności,
wierni idei wyzwolenia ojczyzny podlegli mi dowódcy
i wojska słuchają moich rozkazów, a dla pozostawio-
nych oddziałów proszę wydać bezpośrednie rozkazy".
Zajęcie Wilna odbyło się bez rozlewu krwi. Li-
tewskie wojsko cofnęło się, ludność wkraczającemu
wojsku polskiemu zgotowała owację, misje cudzoziem-
skie pozostały w Wilnie, tylko delegat Sowietów usu-
nął się do Kowna. Komisja Ligi narodów przybyła do
Wilna. Żeligowski zwierzchnią władzę na terenie Litwy
środkowej zatrzymał sam, jako organ wykonawczy
ustanowił Komisję rządzącą; terytorjum Litwy środko-
wej określił granicą ustaloną w traktacie litewsko bol-
szewickim z 12 lipca 1920 r. oraz linją demarka-
cyjną polsko-litewską z czerwca tegoż roku. Zarazem
obwieścił, że zwoła Konstytuantę, która się wypowie
o organizacji państwowości Litwy środkowej. Do Rządu
polskiego udał się z prośbą o przebaczenie i o przy-
słanie komisarza, do Rządu kowieńskiego z oświad-
213
czeniem, źe pragnie zgody i proponuje rozpoczęcie
rokowań.
Sprawa Litwy inny wzięła obrót. Przeciw Polsce
przemawiało oburzenie, jakie samowolny czyn Żeli-
gowskiego wywołał w Lidze narodów i wogóle w świe-
cie. Oceniono go jako gwałt, którego Polska dopuściła
się po wezwaniu Ligi narodów i podpisaniu rozejmu.
Przeciw Polsce przemawiała też decyzja powzięta w Spaa
dnia 10 lipca za zgodą delegata polskiego. Za Polską
przemawiał fakt, źe okupacja Wilna przez Żeligowskiego
dokonała się bez oporu ludności miejscowej ; za Polską
przemawiała zasada beati possidentes, bo trudniej było
Lidze ziemię wileńską Polsce odebrać, niż ją do niej
wprowadzić. Za Polską przemówiła nadto najgłośniej
świeża obrona Zachodu przed bolszewickim najazdem
i preliminarja pokoju zawarte dnia 12 października w Ry-
dze, które w jednym ze swoich punktów postanowiły,
źe „o ile w skład ziem położonych na zachód od
określonej między Polską a Rosją granicy wchodzą
terytorja sporne między Polską a Litwą, sprawa przy-
należności tych terytorjów do jednego z tych dwóch
państw należy wyłącznie do Polski i Litwy". Sowiety
opuściły swojego litewskiego sprzymierzeńca i wyparły
się układu zawartego z nim dnia 12 lipca.
Liga narodów w trudnem znalazła się położeniu.
Skoro Żeligowski zapowiedział rozstrzygnięcie sprawy
przez Konstytuantę wileńską, Rada Ligi dnia 29 paździer-
nika 1920 uchwaliła propozycję załatwienia* konfliktu
w drodze plebiscytu na spornym obszarze, którego
granice nakreśli Liga narodów; ona również ustali
bliższe warunki plebiscytu. Rząd polski i Rząd litewski
przyjęły powyższą propozycję. Dla oznaczenia teryto-
rjum plebiscytu zwołano na dzień 13 grudnia do War-
214
szawy konferencję z udziałem członków Komisji wysłanej
przez Ligę, nie doszło jednak do porozumienia,
zwłaszcza źe Litwini żądali wyłączenia miasta Wilna
i przyznania im go bez plebiscytu. Rada Ligi postano-
wiła przeprowadzić plebiscyt z włączeniem Wilna. Rada
wyśle komisję do Wilna dla zbadania kwestyj prawnych
i ustali zarówno obszar plebiscytu, jak sposób jego
przeprowadzenia. Wojska Żeligowskiego będą rozbro-
jone lub zmniejszone, a w zaprowadzonej przez niego
administracji uskutecznione potrzebne zmiany. Rada
wyśle wojska międzynarodowe dla pełnienia funkcyj
policyjnych na terenach spornych. Rada nigdy nie
udzieli swojej sankcji plebiscytowi, który byłby przepro-
wadzony w warunkach, nie dających dostatecznej gwa-
rancji stronom interesowanym. Oznajmiając Polsce i Li-
twie tę propozycję, Rada zażądała od nich stanowczego
oświadczenia, czy na nią się zgadzają.
Obie strony zgodziły się, ale nieszczerze. Litwini,
stanowiący małą garstkę na obszarze spornym, nie
ufali plebiscytowi, Polacy wobec większości białoru-
skiej, żydowskiej i litewskiej nie czuli się też pewnymi.
Więcej się spodziewali po uchwale Konstytuanty, t. j.
Sejmu wybranego przez ogół ludności pod kierunkiem
władz polskich, jak to postanowił, zajmując Wilno, Żeli-
gowski. Rząd polski doradzał toż samo delegatom
wileńskim, godząc się na przeprowadzenie wyborów
do Sejmu pod kontrolą Ligi narodów, aby tę formę
plebiscytu uzyskać. Żeligowski wydał też dnia 14 grud-
nia dekret o wyborach do Sejmu, naznaczając dzień
wyborów na 6 lutego. Zanim do nich przyszło, dele-
gacja litewska dnia 20 stycznia oświadczyła się za
podjęciem rokowań w Londynie, delegacja polska za-
proponowała Kowno, Żeligowski na żądanie Sapiehy
215
cofnął wybory. Konferencja polsko-litewska zebrała się
dnia 20 kwietnia 1921 r. w Brukseli pod przewodem
Belgijczyka Hymansa, który na niej wystąpił z orygi-
nalnym projektem utworzenia państwa federacyjnego,
złożonego z dwóch kantonów autonomicznych, Kowna
i Wilna. Organizacja wzorować się ma na Szwajcarji,
oba Sejmy wyznaczają delegację dla spraw polityki
zagranicznej. Języki polski i litewski będą językami
urzędowemi w całem państwie. Mniejszościom etnicz-
nym będą zapewnione najszersze gwarancje. Na pod-
stawie tego projektu Liga dnia 28 czerwca uchwaliła
podjęcie rokowań, a zarazem usunięcie wojsk Żeli-
gowskiego i zaprowadzenie milicji pod auspicjami Ko-
misji kontrolującej.
Stało się, że Rząd polski przyjął projekt Hymansa
za podstawę rokowań, a Rząd litewski go odrzucił.
Wobec tego dnia 3 września Hymans wystąpił z no-
wym projektem, streszczającym się w tern, że obszar
wileński otrzyma w państwie litewskiem stanowisko
autonomiczne, a siedzibą wspólnego rządu będzie Wilno.
Teraz Polacy się nie zgodzili, odwołując się do tego,
że zgodzili się na wzięcie pierwszego projektu za pod-
stawę obrad. Gdy Litwini i drugi projekt silnie skry-
tykowali, Liga dnia 21 września wezwała Hymansa,
ażeby jej projekt swój przedstawił. Było to jednak
odroczeniem sprawy bez zamiaru jej rozstrzygnięcia,
które w drodze pertraktacji i pośrednictwa okazało się
niemożliwem. Ze wszystkich tych nużących rokowań
pozostał tylko jeden owoc, wyznaczenie w dniu 29
listopada 1921 linji demarkacyjnej pomiędzy Litwą ko-
wieńską a wileńską.
VI
KONSTYTUCJA
Wszechwładza Sejmu.
Autonomja i samorząd.
Wywłaszczenie.
Stosunek Kościoła do Państwa.
Jeżeli Polska potrzebowała ustalenia swoich granic
i przedtem nie mogła wiedzieć, jakie stanowisko zaj-
mie w równowadze państw europejskich, to nie mniej
potrzebowała ustalenia zrębu swojej wewnętrznej bu-
dowy. Zbierały się na państwo polskie z trudem dziel-
nice, na które się rozpadło wskutek rozbiorów, garnęła
się do niego dawna piastowska ziemia, a wszystkie
razem przedstawiały pstrą mozaikę odmiennych praw,
odmiennych stosunków i odmiennego poziomu kultury.
Cudzoziemcy, nieznający rzeczy bliżej, mogli sobie
zadawać pytanie, i zadawali je istotnie nieraz, czy z tak
odmiennych części złoży się naprawdę jedno państwo
i ile na to potrzeba będzie czasu? Nie wiedzieli, że
w społeczeństwie polskiem ponad wszystko, co je po-
dzieliło w epoce porozbiorowej, górowało poczucie na-
rodowe, nie osłabione, lecz zahartowane wśród niewoli
i ucisku, pogłębione narodową nawskróś nauką i poezją,
silniejsze, niż kiedykolwiek przed rozbiorem. Nikt inny,
tylko to górujące narodowe poczucie, tętniące pragnie-
niem utworzenia napowrót własnego wspólnego pań-
stwa, porywające się w kaźdem pokoleniu porozbioro-
wem do orężnej o nie walki, sprawiło, że po ustąpieniu
217
zaborców rozdarte przez nich części państwa wśród
najcięższych warunków, bez wojska i skarbu, zbiegły
się razem. Wystąpił Naczelnik państwa i utworzył Rząd.
Powstał wspólny Sejm, który władzę swoją i stosunek
jej do Rządu i do Naczelnika państwa w tak zwanej
Małej Konstytucji z dnia 20 lutego 1919 r. zaraz określił.
Było to dużo, ale nie wszystko. Mała Konstytucja miała
wszystkie cechy tymczasowości. Uchwalona naprędce,
pod wpływem chwilowego nastroju, dążąca do wszech-
władzy jednoizbowego Sejmu, miała trwać krótko, aż
do uchwalenia Konstytucji, której zadaniem było na-
prawić jej usterki i o całym ustroju państwa postanowić.
Mała Konstytucja powstała w czasie, kiedy państwo,
a za niem Sejm, zamykały się w granicach Polski etno-
graficznej; Konstytucja właściwa obmyśleć musiała ustrój
państwa, obejmującego wielkie ziemie z ludnością na-
rodowo mieszaną.
Uchwalenie Konstytucji było głównem zadaniem
pierwszego Sejmu, i społeczeństwo polskie wyobrażało
sobie, że zadaniu temu odda się on przedewszystkiem.
Stało się inaczej. Wspomnieliśmy już wyżej, jak nie-
fortunnie prowadził rzecz Paderewski z ministrem spraw
wewnętrznych Wojciechowskim. Sprawa, niezałatwiona
od pierwszego impulsu, - mozolnie potoczyła się dalej,
a przerwana najazdem bolszewickim i jego odparciem,
dopiero dnia 17 marca 1921 r. doszła do skutku.
Walka toczyła się głównie o wszechwładzę Sejmu,
którą ugruntowała Mała Konstytucja. Widząc wszystkie
jej ujemne strony, wystąpiła przeciwko niej Ankieta,
zwołana przez Paderewskiego. Sprzeciwiła się wszech-
władzy Sejmu zasadniczo, stanowiąc w artykule drugim
projektu, że organem narodu w zakresie ustawodawstwa
jest Sejm, w zakresie władzy wykonawczej Prezydent
218
Rzeczypospolitej, w zakresie wymiaru sprawiedliwości
niezawisłe Sądy. Sejmowi nie przyznała więc władzy
zwierzchniej, lecz uznała go tylko za jeden z jej orga-
nów, równorzędny z władzą Prezydenta. Zasadę tę prze-
prowadzała stanowiąc, że Izba poselska i Senat wy-
chodzą z wyborów, pierwsza bezpośrednich, druga po-
średnich, ale Prezydent wychodzi również z wyboru
przez Zgromadzenie narodowe, złożone z elektorów
wybranych osobnem głosowaniem w ilości podwójnej
w stosunku do ustawowej liczby członków Izby posel-
skiej. Ujemne strony takiego wyboru, stanowiącego
podstawę konstytucji Stanów Zjednoczonych, znane
były niewątpliwie członkom Ankiety, a jednak woleli
wybrać to mniejsze złe, aby uniknąć większego, t. j.
wyboru Prezydenta przez Sejm i uznania tern samem
przewagi nad nim Sejmu. Ważnym hamulcem przeciw
wszechwładzy Sejmu, a właściwie Izby poselskiej, miał
być według projektu Ankiety Senat, którego trzy czwarte
członków wybierać miały Sejmiki wojewódzkie i Rada
miasta Warszawy, a jedną czwartą Senat sam z pośród
mężów, którzy położyli poważne zasługi dla narodu.
Obie Izby otrzymały w projekcie stanowisko równo-
rzędne. Senat większością 2fe głosów może odrzucić
projekt uchwalony przez Izbę poselską. Prezydent ma
prawo zwoływania, odraczania, zamykania i rozwiązywa-
nia ich, a wobec uchwał Sejmu prawo veta, t. j. zwró-
cenia projektu do ponownego rozpoznania. Veto traci
znaczenie tylko wówczas, kiedy Sejm większością dwóch
trzecich głosów uchwałę swoją zawieszoną ponownie
uchwali.
Naprzeciw tej konstrukcji naczelnych władz Rzeczy-
pospolitej, wzorowanej na ustroju wielkich demokracyj
Zachodu, stanęła konstrukcja zaznaczona w deklaracji
219
Rządu Paderewskiego, który poszedł w tern za nie-
jasnemi aspiracjami Piłsudskiego. Deklaracja zatrzymy-
wała Sejm jednoizbowy, czyniąc tern zadość żądaniom
uitrademokratycznym socjalistów i ludowców, ale wobec
tego Sejmu stawiała Naczelnika państwa, wybranego
w drodze bezpośredniego głosowania wszystkich oby-
wateli, a dla większej powagi wobec Sejmu dodawała
mu Straż praw, złożoną z trzydziestu mężów, powołanych
przez niego na cztery lata, przedkładającą mu opinję
w przedmiocie sformułowania uchwał Sejmu i zgod-
ności ich z Konstytucją. Naczelnik państwa zwołuje
Sejm, a na wniosek Rządu i Straży praw rozwiązuje
go. Na podstawie opinji Straży praw może zwrócić
uchwałę Sejmowi do ponownego rozpatrzenia, i dopiero
ponowna uchwała Sejmu ma być ostateczną. Naczelnik
podpisuje i ogłasza ustawy. Deklaracja rewindykowała
Naczelnikowi państwa prawa, których mu odmówiła
Mała Konstytucja.
Gdy Rząd zajął sprzeczne z projektem Ankiety sta-
nowisko, a nie wnosząc swojego projektu, sprowoko-
wał tem stronnictwa do wnoszenia projektów własnych,
stronnictwa radykalne narażone były na pokusę prze-
licytowania deklaracji. Uczyniła to deklaracja Wyzwo-
lenia ludowego, a wyraźniej projekt Stronnictwa socja-
listycznego, proponując w pewnych przypadkach pod-
danie ustaw i uchwał Sejmu powszechnemu głosowaniu
ludowemu i projektując wobec Sejmu nie Senat i nie
Straż praw, lecz Izbę pracy, „dla reprezentowania i obrony
potrzeb i dążeń wszystkich obywateli Rzeczypospolitej
utrzymujących się z pracy najemnej", i przyznając takiej
Izbie pewien udział w pracach Sejmu. Wszelkie pro-
jekty ustaw, dotyczących prawnej ochrony pracy, prawo-
dawstwa fabrycznego, strajkowego, ubezpieczeniowego
220
i wogóle stosunków między pracą a kapitałem, miały
być przed ich uchwaleniem skierowane do Izby pracy
dla uzyskania jej opinji, a we wszystkich tych sprawach
Izbie służyć miało prawo wnoszenia ustaw na Sejm.
Izba większością 2/3 głosów mogła zażądać poddania
uchwały lub ustawy przyjętej lub odrzuconej w Sejmie
głosowaniu ludowemu, jeżeli w nich ujrzała szkodę
rzeczywistą dla interesów pracy. Mogła interpelować
ministrów, żądać wyjaśnień, a ministra pracy postawić
w stan oskarżenia. Pracą najemną obejmował projekt
nietylko pracę fizyczną, lecz także umysłową, a więc
wszystkich urzędników, a wybory do Izby pracy pro-
ponował pośrednie, przez delegatów: Rad robotniczych,
miast i wsi, związków zawodowych robotników i orga-
nizacyj pracowników umysłowych, wynajmujących swą
pracę przedsiębiorstwom lub państwu, w stosunku do
ilości pracujących każdej kategorji. Projekt nie przy-
znawał Prezydentowi prawa veta, a zgodnie z An-
kietą proponował jego wybór przez Zgromadzenie na-
rodowe, wybrane osobno według sejmowej ordynacji
wyborczej.
Projekt narodowej demokracji, opierając się wogóle
na projekcie Ankiety, nie poszedł jednak za jej kon-
strukcją równorzędnego Izbie poselskiej Senatu, lecz
z deklaracji rządowej przyjął Straż praw. Skład jej
i kompetencję układał jednak tak, aby nie była pod-
porą, lecz raczej ograniczeniem władzy Prezydenta. Nie
Prezydent miał powoływać jej członków, lecz miała się
składać w połowie z członków wybranych przez Sejm,
a w połowie z delegatów Sejmików ziemskich, najwyż-
szych zakładów naukowych, Rad miast stołecznych
i prezesów Najwyższego Trybunału administracyjnego
i Sądu najwyższego. Straż praw badać miała przekazane
221
sobie ustawy nietylko pod względem formalnym, ale
rozpatrywać także zarzuty podniesione przeciwko ich
treści, i zwracać szczególną uwagę na to, czy nie sprze-
ciwiają się ustawom zasadniczym i innym ustawom,
i na podstawie tego zbadania albo zgodzić się na
ustawę, albo uczynić wniosek do Prezydenta o zasto-
sowanie prawa veta, albo uczynić wniosek do Sejmu
o poczynienie zmian. Prawo to badania nie miało jej
jednak służyć wobec wszystkich ustaw uchwalonych
przez Sejm, lecz tylko wówczas, jeżeli marszałek Sejmu
uzna to za potrzebne, lub przynajmniej pięćdziesięciu
posłów tego zażąda. Jeżeli to nie nastąpiło, a Prezy-
dent chce skorzystać z prawa veta, to powinien wy-
słuchać Straży. Jeżeli Sejm uchwałę swoją zakwestjo-
nowaną ponowi większością 2/3 głosów, staje się ona
ostateczną. Prezydent może rozwiązać Sejm i Sejmiki
po wysłuchaniu opinji Straży. Rozporządza siłą zbrojną
państwa, nie sprawuje jednak naczelnego dowództwa
na wojnie.
Przedłożenie tych wniosków stronnictw i rozprawy
sejmowe krytykujące deklarację nie wpłynęły jednak
na Rząd, ażeby zasadniczo zmienił swoje stanowisko.
Chociaż w dniu 3 listopada 1919 r. przyjął projekt
Ankiety za podstawę swojego projektu wniesionego
na Sejm, to jednak utrzymał Straż praw, a tylko po-
woływanie do niej członków odmienił. Miała się skła-
dać z 30 mężów wybranych przez Sejm systemem
proporcjonalnym z pomiędzy siebie lub z poza swego
grona, z 80 obywateli zasłużonych ojczyźnie, powoła-
nych przez Naczelnika państwa, i z osobistości wybra-
nych przez ciała profesorskie wyższych państwowych
zakładów naukowych, po jednej z każdego zakładu.
Wybór Prezydenta przez bezpośrednie powszechne gło-
222
sowanie ograniczony był do wyboru z pomiędzy dwóch
kandydatów, przedstawionych przez Sejm.
Rząd Skulskiego, doszedłszy do steru, przyjął przed-
łożenie swojego poprzednika, ale w noweli z dnia
21 stycznia 1920 r. zmienił je w dwóch kierunkach.
Idąc za projektowanym przez narodową demokrację
składem Straży praw, dodał do niej delegatów wyznań,
i zaproponował utworzenie Senatu złożonego z 70
członków wybranych przez Sejm w głosowaniu pro-
porcjonalnem, z 30 przedstawicieli samorządu, z 5 de-
legatów episkopatu katolickiego i z 3 przedstawicieli
innych wyznań, wreszcie z 13 przedstawicieli najwyż-
szych uczelni i instytucyj naukowych. Senat ten nie
miał jednak posiadać inicjatywy ustawodawczej i róż-
niąc się od Straży praw z projektu narodowej de-
mokracji tylko nazwą, ograniczony był do rozpatrzenia
projektów uchwalonych przez Sejm. Gdy Senat projekt
odrzucił lub zmienił, a Sejm, nie zważając na to, po-
nowił swoją uchwałę większością 3/s głosów, uchwała
stawała się ustawą.
Na podstawie zmienionego w ten sposób przedło-
żenia rządowego rozpoczęła się usilna praca Komisji
konstytucyjnej, której przewodnictwo i referat objął
profesor prawa na uniwersytecie lwowskim, Dubanowicz.
Z początkiem lipca 1920 r. projekt Komisji był gotów,
uchwalony przez większość, na którą złożyły się naro-
dowa demokracja i stronnictwa, które z niej wyszły,
Zjednoczenie ludowe i Demokracja chrześcijańska,
a którą popierał po części także Klub pracy konstytu-
cyjnej. Mniejszość, na którą się złożyli ludowcy i socja-
liści, zgłosiła swoje veta mniejszości, w których pod-
jęła najważniejsze postulaty swych poprzednich pro-
jektów.
223
Większość Komisji poszła za przedłożeniem rządo-
wem, wprowadzając do niego jednak poprawki redak-
cyjne i rzeczowe, niezawsze szczęśliwe. Nie rozumiała,
że przyjmując połowiczny skład Senatu, nie zjedna tern
jego zasadniczych przeciwników, a utrudnia przeprowa-
dzenie Senatu, bo powiększa liczbę delegatów. Według
jej propozycji Senat składać się miał z 70 członków
wybranych przez Sejm z poza jego grona, oraz z de-
legatów po dwóch z województwa i od sześciu miast,
z pięciu delegatów episkopatu katolickiego i trzech
przedstawicieli najliczniejszych po katolickiej religji wy-
znań, z pierwszego Prezesa Sądu najwyższego i z Pre-
zesa Trybunału administracyjnego, wreszcie z przedsta-
wicieli Naczelnej Izby gospodarczej, po jednym z każ-
dego działu.
Zaprojektowaniem takiej Naczelnej Izby gospodar-
czej, składającej się z Izb rolniczych, handlowych, prze-
mysłowych, rzemieślniczych, pracy najemnej i innych,
zamierzała Komisja zastąpić Izbę pracy najemnej, pro-
jektowaną przez socjalistów. Szkoda, że Komisja, po-
wziąwszy tę myśl, nie rozwinęła jej dalej, że nie po-
rzuciła swojej chybionej konstrukcji Senatu i zamiast
niego nie postawiła Izby gospodarczej, jako drugiej
Izby sejmowej. Izba taka, skupiająca w sobie najważ-
niejsze interesa społeczne, a wychodząca z wyborów
pośrednich, byłaby rzeczy wistem uzupełnieniem Sejmu
i wprowadziłaby do reprezentacji państwa siły inte-
lektualne i charaktery, którym sześcioprzymiotnikowe
głosowanie zamykało do niego drogę.
Prezydentowi przyznawała Komisja prawo zwoły-
wania, otwierania, odraczania i zamykania Sejmu i Se-
natu, prawo rozwiązania go za ' zgodą 3/b ustalonej
liczby członków Senatu, który tern samem także się
224
rozwiązuje, prawo veta, jeśli Sejm tylko zwykłą większo-
ścią odrzuci w całości lub w części propozycję Senatu,
wreszcie prawo i obowiązek ogłaszania ustaw w brzmie-
niu ostatecznie ustalonem.
Projekt Komisji dnia 8 lipca 1920 r. stanął na
porządku dziennym rozpraw sejmowych, w chwili, kiedy
Grabski wyjeżdżał na Konferencję w Spaa, a państwo
gotowało się do odparcia bolszewickiego najazdu.
Sprawozdawca Dubanowicz, zadowolony z pracy
dokonanej przez Komisję, twierdził, że przedłożony
projekt gwarantuje nam stworzenie państwa mocnego,
wolnego i potężnego, a widział tę rękojmię w tem, że
Komisja przyjęła najrozleglejsze prawo wyborcze, po-
sunęła jak najdalej zasadę odpowiedzialności Rządu
wobec Sejmu, ograniczyła skład i kompetencję Senatu
jak żadne państwo. Praca Izby poselskiej wymaga uzu-
pełnienia przez wpływ ciała bardziej doświadczonego
i rozważnego. Mówca przyznał szczerze, że w projekcie
rola Senatu sprowadzona jest do tego, że Senat ma
Izbie pozostawiać czas do namysłu, ale Rząd stojący
wobec Izby nie miarkowanej przez Senat stałby się
prostem narzędziem Izby, która byłaby wówczas nie-
tylko ustawodawczą, ale i rządzącą. Broniąc natomiast
wyboru Prezydenta przez Sejm połączony z Senatem,
oświadczył, że nie możemy najwyższych godności pań-
stwowych rzucić na fale przypadku i oddawać burzącej
wszystko agitacji, której świadkami są Stany Zjedno-
czone w czasie wyborów.
Drugi mówca, Głąbiński, przyznał wprawdzie, że
projekt jest dziełem niedoskonałem, ale uznał go jako
wynik „kompromisu z całością konsekwentnie prze-
myślaną." Oświadczył, że nie będziemy potrzebowali
225
wstydzić się tej Konstytucji ani przed swoimi, ani przed
obcymi, gdyż projekt jest bardziej demokratyczny, niż
Konstytucje w państwach zachodnich, a jednak jest
narodowy. Czy to przelicytowanie Zachodu w demo-
kratyczności przez społeczeństwo tak jeszcze w dojrza-
łości politycznej i kulturze zaniedbane przekona Za-
chód, tego pytania mówca nie poruszył. Czy zaś w tern
właśnie, czy w czem innem miał leżeć narodowy
charakter projektu, tego nie wyjaśnił. W dalszym ciągu
przedstawiał wyższość Straży praw, proponowanej przez
narodową demokrację, nad Senatem, proponowanym
przez Komisję, ale ostatecznie godził się na jej projekt,
z dwiema poprawkami: ażeby wiek kandydatów na
posła podnieść na lat trzydzieści, a nie zgodzić się na
łączenie godności Prezydenta Rzeczypospolitej z go-
dnością Naczelnego wodza.
Przeciw projektowi Komisji wystąpił socjalista Nie-
działkowski, żądając, ażeby Sejm stwierdził:
że organizacja władzy ustawodawczej opierać się
musi na zasadzie Sejmu jednoizbowego;
że państwo polskie winno być wolną i demokra-
tyczną Rzeczpospolitą ludową;
że wybór Prezydenta Rzeczypospolitej spoczywać
ma w rękach ludu, względnie jego specjalnie w tym
celu powołanych przedstawicieli;
że podstawą życia państwowego Polski powinna stać
się całkowita i pełna wolność sumienia, słowa, pracy,
stowarzyszania, zgromadzania się i koalicji wszystkich
obywateli.
Ponieważ projekt Komisji od zasad powyższych
odbiega, mówca zażądał zwrócenia go Komisji dla do-
konania poprawek, a w szczególności skreślenia wszyst-
kich artykułów i ustępów dotyczących Senatu.
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 15
226
W mowie jego, uzasadniającej te żądania, kilka zdań
uderzało. Uważamy — rzekł — że potrzeba utrzymać dla
polskiego ludu Polskę jako warsztat jedyny na świecie,
na którym będziemy mogli dokonać dzieła przebudowy
socjalistycznej. Polska będzie Rzecząpospolitą ludową,
której już nie będą bojkotowały organizacje robotnicze
zachodnie. — Osobliwsza była ta troska mówców polskich
przy budowie ustroju własnego państwa o opinję Za-
chodu, tylko że narodowy demokrata twierdził, iż
Konstytucja projektowana przez Komisję jest tak demo-
kratyczna, że nie będziemy się jej wstydzić przed obcymi,
socjalista zaś obawiał się, że po uchwaleniu jej orga-
nizacje robotnicze Zachodu będą Polskę nadal bojko-
towały. Krytykując projekt Komisji za to, że uświęca
własność, Niedziałkowski nawiązał do obrony państwa
przed najazdem i rzekł, iż zbrodnią jest dziś do stóp
żołnierza przywiązywać ciężkie kule i podsuwać mu
dawną niewiarę, że, skoro wróg odejdzie, wszystko
wróci do takiego stanu, w jakim było przed kilku
miesiącami.
Myśl tę wynagrodzenia żołnierza za obronę ojczyzny
wywłaszczeniem wielkiej własności pochwycił członek
narodowego związku robotniczego, Fichna. Jeżeli oby-
watelstwo i chłopi — rzekł — idą bronić ojćzyzny,
to muszą wiedzieć, że dostaną te prawa, których się do-
magają. Państwo musi być ludowem, dobro ludu mieć
na oku. Pożytek szerokich mas należy osiągnąć kosztem
niewielu potężnych, nie zaś odwrotnie. Mówca domaga
się, aby państwo było istotnie Rzecząpospolitą, aby
obowiązywał system jednoizbowy, aby utrzymano do-
tychczasowy system wyborczy i aby lud brał udział
w wyborach Naczelnika państwa. Gdyby zasada dwu-
izbowa przeszła, mówca zgłasza poprawkę, aby Senat
227
składał się nie z 50, lecz 70 członków, i aby do niego
nie wchodzili delegaci. Naczelnik państwa musi być
rzeczywistym wodzem sił zbrojnych.
Sejm dnia 16 lipca odrzucił wniosek socjalistyczny,
ażeby projekt odesłać napowrót do Komisji. Wypadki
wojenne sprowadziły dłuższą przerwę w naradach.
Odroczono je dnia 16 lipca, a podjęto na nowo po
odparciu najazdu, w dniu 25 września.
U steru Rządu stał już Witos, a Komisja z wnio-
skami swojemi w trudnem znalazła się położeniu, bo
ludowcy, popierający prezesa Rządu, zwalczali namiętnie
myśl Senatu. Do wybuchu przyszło dnia 21 paździer-
nika, gdy Sejm po długiej dyskusji przystąpił do gło-
sowania i 195 głosami przeciw 188 odrzucił wniosek
o skreślenie w projekcie Senatu. Lewica postanowiła
udaremnić dalsze obrady i wśród największego hałasu,
przerw w posiedzeniu, zwoływania konwentu senjorów,
doprowadziła do tego, że głosowanie nad artykułami
35 i 36, tyczącemi się Senatu, zostało odroczone. Pod-
jęto je znowu, ale Sejm odesłał artykuły do Komisji,
a gdy większość uchwaliła przystąpić do głosowania
nad dalszemi artykułami, przyszło do tak gwałtownych
scen, że marszałek musiał wykluczyć cały szereg posłów
z posiedzenia. Głosowanie nad art. 37 udaremnił poseł,
który wyrwał koszyk, służący do zbierania głosów.
Nastąpiła demonstracja. Dnia 1 1 listopada Wyzwolenie
postawiło wniosek nagły o rozwiązanie Sejmu, naro-
dowa partja robotnicza o rozstrzygnięcie sprawy jedno-
czy dwuizbowości przez głosowanie ludowe, a partja
socjalistyczna o przekazanie sprawy Senatu przyszłemu
Sejmowi. Nie uznano nagłości tych wniosków.
15*
228
Komisja ze swojem sprawozdaniem przyszła na
Sejm dnia 2 grudnia. Artykuł 35 utrzymała bez zmiany,
artykuł zaś 36 zmieniła, odstępując od wyboru 70 człon-
ków Senatu przez Sejm, a 30 przez przedstawicieli
samorządu, i zaproponowała, aby 4/& Senatu wychodziło
z głosowania powszechnego, tak samo jak Sejm, a nadto,
aby do Senatu weszło 5 przedstawicieli kościoła kato-
lickiego, w czem jeden przynajmniej unickiego, oraz
po jednym z trzech najliczniejszych po religji kato-
lickiej wyznań, dalej po jednym z najwyższych zakładów
i instytucyj naukowych i po jednym z każdego działu
Naczelnej Izby gospodarczej. Usunięcie wyboru części
Senatorów przez Sejm referent Komisji uzasadniał tem,
że zbyt oglądaliby się na Sejm, usunięcie zaś delegatów
samorządu tem, że wprowadzałoby, to politykę do
samorządu. Zacietrzewienie przeciw Senatowi — pomimo
tego ustępstwa, które zmieniało zasadniczo charakter
Senatu, — było tak wielkie, że Sejm po dyskusji dnia
10 grudnia pod błahym pozorem odesłał sprawę na-
powrót do Komisji.
Do rozprawy przyszło dopiero dnia 25 stycznia
1921 r. Opozycja skierowała się przeciw proponowanym
delegatom, w którym widziano „wirylistów", obraża-
jących zasadę demokratyczną, oraz przeciw postano-
wieniu, że Sejm uchwałę swoją wbrew opozycji Senatu
utrzymać może tylko większością 8/5 głosów. Stron-
nictwa ludowe wnioskom tym sprzeciwiały się stanowczo,
a nawet drobna frakcja katolicko-ludowa przodowała
w opozycji, licytując się z innemi w popularności. Socja-
liści grozili obstrukcją. Klub pracy konstytucyjnej, uwa-
żając za rzecz najważniejszą, aby Konstytucja, chociaż
z ustępstwami dla lewicy, przyszła do skutku, próbo-
wał kompromisu, za co jeden z członków narodowej
229
demokracji rzucił na niego obelgę: „łajdaki!" Marszałek
przywołał go do porządku, ale tylko „za niewłaściwe
wyrażenie," czem obrażeni nie chcieli się zadowolić,
a socjaliści skorzystali ze sposobności, aby postawić
wniosek o wyrażenie votum nieufności marszałkowi
Trąmpczyńskiemu. Wniosek upadł 187 głosami prze-
ciw 168.
Gdy dnia 27 stycznia przyszło do głosowania, wniosek
Wyzwolenia o rozwiązanie Sejmu i przekazanie sprawy
Konstytucji następnemu Sejmowi upadł 83 głosami
przeciw 283, upadł też wniosek Narodowej partji ro-
botniczej o poddanie sprawy Senatu głosowaniu ludo-
wemu, 169 głosami przeciw 200, upadł wreszcie wnio-
sek Stronnictwa socjalistycznego i Ludowców o wyłą-
czenie sprawy Senatu z uchwał i przekazanie jej przy-
szłemu Sejmowi, 178 głosami przeciw 197.
Przystąpiono do głosowania nad art. 35 o prawach
Senatu, kiedy referent oświadczył, że „dla ułatwienia
głosowania nad projektem w tej chwili" godzi się na
opuszczenie ustępu, domagającego się większości 3/s
głosów w Sejmie dla odrzucenia poprawki uchwalonej
przez Senat, gdyż chce ją mieć mniejszą a określić przy
trzeciem czytaniu. Przeszły więc tylko ustępy, reduku-
jące rolę Senatu do zbadania uchwał sejmowych, pozo-
stawiając Sejmowi prawo odrzucenia ich (195 głosami
przeciw 148). Odrzucono ustępy, przyznające Prezy-
dentowi ograniczone prawo veta. Przed głosowaniem
posłowie stronnictwa Wyzwolenie złożyli oświadczenie,
że, przeciwni instytucji Senatu, przeczącej zasadzie lu-
dowładztwa, uchylają się od głosowania nad dalszemi
artykułami i opuszczają salę posiedzeń. Wnioski Ko-
misji w art. 36, tyczące się składu Senatu, przeszły na-
stępnie niewielką większością głosów, i to głównie
230
dzięki temu, że posłowie z radykalnego Wyzwolenia
dla protestu opuścili salę posiedzeń i nie wzięli udziału
w głosowaniu, za co potem w Sejmie, gdy do sali
wrócili, usłyszeli okrzyk: „zdrajcy!"
Na posiedzeniu dnia 5 lutego przyjęto art. 39
o wyborze Prezydenta według wniosku Komisji, oraz
resztę artykułów projektu, i na tern skończyło się drugie
jego czytanie, ale nie skończyła się sprawa. Regulamin
Sejmu, zamiast, jak to ma miejsce w innych parlamen-
tach, ograniczyć trzecie czytanie do uchwalenia lub
odrzucenia całego projektu uchwalonego w drugiem
czytaniu, dopuszczał w trzeciem czytaniu wnoszenie
poprawek i głosowanie nad poszczególnemi artykułami.
Skorzystała z tego najpierw Komisja i uchwaliła szereg
poprawek redakcyjnych i rzeczowych. Naśladowali jej
przykład posłowie. Rozpoczęła się więc na nowo roz-
prawa szczegółowa i głosowanie nad poprawkami, pełne
niespodzianek, bo głosowanie odbywało się nieraz nad
wnioskiem, który nie był odesłany do Komisji. Wynik
głosowania nie dawał się więc przewidzieć, a roz-
drażnienie stronnictw rosło wskutek tego, że głosowa-
nie tym razem było już ostateczne.
Trzecie czytanie rozpoczęło się dnia 8 marca 1921 r.
sprawozdaniem referenta Dubanowicza, który przed-
stawił Sejmowi poprawki uchwalone przez Komisję.
Najważniejszy z nich był wniosek, aby większość, którą
Sejm odrzucić może zmiany proponowane przez Senat,
wynosiła nie 3/s, ale ll/2o głosów. Komisja kapitulo-
wała dalej przed opozycją.
Kapitulował przed nią także arcybiskup Teodoro-
wicz, poseł ze Zjednoczenia ludowego, który w spra-
wach politycznych pociągał za sobą zwykle biskupów.
Teraz w ich imieniu zrzekł się delegowania 5 członków
231
do Senatu. Stanowisko biskupów w Senacie wychodzą-
cym z sześcioprzymiotnikowego głosowania mogło być
przykre, ale nie to było powodem rezygnacji. Według
oświadczenia złożonego przez arcybiskupa, biskupi
„ufają, że społeczeństwo samo zapewni Kościołowi
udział w Senacie, odpowiadający najlepiej jego wpły-
wowi i posłannictwu". Biskupi godzili się więc zasiąść
w Senacie nie na podstawie swojej godności, lecz na
podstawie mandatu, udzielonego im przez głosowanie
powszechne. Deklaracja ta miała później swój epilog,
którego na swojem miejscu nie przemilczymy. Narazie
następstwem deklaracji Episkopatu było to, że wszyst-
kich innych delegatów proponowanych do Senatu nie
można było utrzymać.
Nie ułagodziło to opozycji, która licząc się z tern,
że jakiś cień Senatu może ostatecznie uzyskać więk-
szość, postanowiła ułatwić sobie drogę, ażeby w naj-
bliższej przyszłości go uchylić. Drogę tę miała jej
otworzyć poprawka, że zmiana Konstytucji prostą więk-
szością może nastąpić już po upływie jednego roku.
Gdy zaś dnia 15 marca miano przystąpić do głosowa-
nia, Moraczewski zażądał, aby najpierw głosować nad
tą poprawką, a z głosowaniem nad innemi artykułami
zatrzymać się aż do chwili, gdy posłowie z Górnego
Śląska wejdą do Sejmu. Wniosek upadł jednym gło-
sem, a wówczas lewica rozpoczęła obstrukcję, żądając
imiennego głosowania nad każdym artykułem, a nawet
nad każdym ustępem każdego artykułu. Doprowadzono
w ten sposób rzecz do artykułu 21, kiedy większość
Komisji, nie ufając swoim siłom przy głosowaniu nad
Senatem, postanowiła zrobić dalsze ustępstwa i załatwić
rzecz kompromisowo. Za pośrednictwem Klubu kon-
stytucyjnego kompromis przyszedł istotnie prędko do
232
skutku. Skreślono przedewszystkiem „wirylistów", zgo-
dzono się na to, źe drugi Sejm zebrany na podstawie
tej Konstytucji może dokonać rewizji ustawy konsty-
tucyjnej własną uchwałą, powziętą większością 3/5 przy
obecności najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Odstąpiono od postanowienia, źe Prezydent ma być
Polakiem wyznania katolickiego, odstąpiono też od
postanowienia, źe w szkole powszechnej początkowej
nauczyciel powinien być w miarę możności wyznania
większości dzieci, do czego jeszcze wrócimy. Po za-
warciu tego kompromisu uchwalenie wszystkich arty-
kułów przyszło już prędko do skutku.
Kampanja przeciw wszechwładzy jednoizbowego
Sejmu, którą podjął gabinet Skulskiego, a przeprowa-
dzała sejmowa Komisja konstytucyjna i referent jej,
Dubanowicz, skończyła się zupełną przegraną, a wła-
ściwie kapitulacją. Senat taki, jaki uchwalono, był tylko
z imienia Senatem. Chociaż wychodzić miał z powszech-
nych wyborów, tak samo jak Izba poselska, nie zrównano
go z nią wcale, nie przyznano mu prawa inicjatywy
ustawodawczej, uchwały jego poddano 11/2o głosom
Izby poselskiej, nie otwarto mu nawet wrót do Sejmu,
bo nazwę Sejmu zastrzeżono tylko dla Izby poselskiej.
Przyznano mu udział w Zgromadzeniu narodowem,
które miało wybierać Prezydenta, a co 25 lat prostą
większością zmieniać Konstytucję, ale wykluczono go
od udziału w zmianie Konstytucji na drugim najbliż-
szym po wyborach Sejmie. Prezydentowi Rzeczypospo-
litej wskutek wyboru przez Sejm i Senat odebrano
równorzędne z niemi stanowisko, nie przyznano mu
też prawa veta, a w trzeciem czytaniu przyznano mu
zaledwie prawo podpisywania i ogłaszania ustaw.
233
Taki Senat gorszy był niż Straż praw, określo-
na w projekcie narodowej demokracji, który opierał
ją na wyborach pośrednich, a Prezydentowi przyzna-
wał prawo veta. Nie był nawet lepszy niż Straż praw
z deklaracji gabinetu Paderewskiego, która miała te
same funkcje, a miała się składać z trzydziestu człon-
ków powołanych przez Prezydenta. Zachodziła wpraw-
dzie obawa, że Piłsudski powoła do niej przeważnie
socjalistów, tak jak rządy oddał Moraczewskiemu, jak
zastępcą delegata na Konferencję pokojową miano-
wał socjalistę Dłuskiego, a Komitet paryski zasilił
socjalistami, ale Piłsudski, choćby był wybrany Prezy-
dentem, nie byłby nim wiecznie, a zresztą tak on, jak
i jego następcy, do wydawania opinji, czy ustawy uchwa-
lone przez Sejm dobrze są sformułowane i zgodne
z Konstytucją, licząc się z opinją publiczną powoły-
wać mogli przecież tylko znawców. Z powszechnego
głosowania wchodzili oni do Sejmu i do Senatu rzadko,
a ci, którzy chcieli wejść, godzili się, szczerze czy nie-
szczerze, z programem politycznym i socjalnym, od-
powiadającym nie interesom państwa, lecz interesom
sześcioprzymiotnikowego głosowania, i byli niem zwią-
zani. Po całej kampanji o Senat pozostało tylko py-
tanie, czy warto było ją podejmować, aby ją tak za-
kończyć? Ludowcy, którzy z pomocą socjalistów ją
wygrali, mieli coprawda uczucie, że nikt im już nie
przeszkodzi we wywłaszczeniu wielkiej własności, a za-
nim to będzie przeprowadzone, w przerzuceniu na nią
podatków.
Istota demokracji polega na tern, ażeby wydobyć
wszystkie najlepsze siły, jakie tkwią w społeczeństwie,
i usunąć przeszkody, któreby mogły niedopuszczać ich
do pracy publicznej. Na określenie ustroju, który naj-
234
lepszym siłom stawia takie przeszkody, aby zniwelo-
wać wszystko, aby wykształconych poddać niewykształ-
conym, pracę umysłową poddać fizycznej, wielkie
warsztaty rolne rozbić na małe działki, starożytni mieli
inną nazwę. Nazywali ustrój' taki nie demokracją, ale
ochlokracją, nie rządem ludu-narodu, ale rządem tłumu.
Kiedy o ustrój władz naczelnych tak namiętna to-
czyła się walka, dziwną było rzeczą, że sprawa samo-
rządu i autonomji ziem Rzeczypospolitej walki takiej
przy obradach nad Konstytucją nie wywołała. Tern
dziwniejszą było to rzeczą, że równolegle z obradami
nad Konstytucją rozstrzygała się sprawa autonomji
Śląska i autonomji Ziemi wileńskiej, wisiała sprawa
autonomji Galicji wschodniej, a nawet sprawa pewnej
odrębności zaboru pruskiego nie schodziła z porządku
dziennego.
Ankieta poświęciła tej sprawie wielką uwagę i za-
proponowała zasady organizacji państwowych władz
administracyjnych i ciał samorządu w gminach, po-
wiatach i województwach. Reprezentacje ich uchwalać
miały samodzielnie, w ramach określonych przez ustawy
państwa. Reprezentacja sejmiku wojewódzkiego pocho-
dzić miała z wyborów przez niższe ciała samorządu,
a sama, jak o tern mówiliśmy wyżej, wybierać człon-
ków Senatu. W administracji państwowej przeprowa-
dzona być miała decentralizacja i zapewnić współdzia-
łanie czynnika obywatelskiego z urzędniczym. Organi-
zacje te uchwaliła Ankieta dla ziem rdzennie polskich,
które w czasie jej obrad należały już do Polski. Licząc
się zaś z tem, że granice polskie nie są jeszcze usta-
lone, i że nie można wiedzieć, jakie obszary, jakiej naro-
dowości, w jakiej liczbie i na jakich warunkach wejdą
235
w skład Rzeczypospolitej, wstrzymała się od uchwa-
lenia ostatecznej konstrukcji państwa i ułatwiła ją tylko
postanowieniem o zmianie Konstytucji prostą więk-
szością głosów w ciągu dwóch lat po ustaleniu granic
Rzeczypospolitej.
Deklaracja Rządu Paderewskiego uznała tylko sa-
morząd lokalny i powiatowy, a minister Wojciechowski
wystąpił stanowczo przeciw samorządowi województw,
odwołując się na to, źe ziemstwa rosyjskie zajmowały
się tylko polityką.
Wniosek socjalistów godził się z propozycją Ankiety,
zastrzegając sześcioprzymiotnikowe głosowanie dla
organów samorządu gminnego i powiatowego, a na-
tomiast proponował, aby ziemie o ludności mieszanej
pod względem narodowym, lub w przeważnej części
narodowości nie polskiej, stanowiły odrębne jednostki
administracyjne z radami ziemskiemi, które sprawować
miały władzę w granicach przepisanych ustawą sejmową.
Najdalej w sprawie tej posunął się poseł Buzek,
który wniósł osobny projekt Konstytucji, przejętej
wprost z konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki
północnej. Projektował skład Rzeczypospolitej z około
70 ziem autonomicznych, a władzom państwowym
pozostawiał szczupły zakres działania. Projekt ten po-
dyktowany był stosunkami Śląska i w uchwalonej przez
Sejm jego autonomji znalazł swój wyraz, ale przenie-
sienie wzoru Śląska na wszystkie inne ziemie państwa
polskiego nie miało podstawy rzeczowej i historycznej,
i projekt Buzka wykluczył się przez to od wpływu na
dyskusję o Konstytucji.
Niespodzianką było natomiast stanowisko, jakie
w sprawie tej zajął projekt narodowej demokracji
w artykułach, które przytaczamy dosłownie:
236
Art. 38. Władzę ustawodawczą w całej Rzeczypo-
spolitej dzierży Sejm Rzeczypospolitej. W ograniczo-
nym zakresie mają w ziemiach autonomicznych władzę
ustawodawczą sejmy ziemskie, w innych zaś ziemiach
sejmiki ziemskie.
Art. 39. Po ustaleniu granic Rzeczypospolitej na-
stąpi w drodze administracyjnej podział kraju na ziemie,
jako terytorjalne jednostki samorządne i administracyjne.
W częściach kraju, mających obok ludności polskiej
znaczną osiadłą ludność innej narodowości, będzie
przyznana ziemiom szeroka autonomja ustawodawcza
celem zapewnienia mniejszościom narodowym swo-
bodnego rozwoju narodowego, kulturalnego i gospo-
darczego. W częściach kraju o przeważającej ludności
polskiej otrzymają ziemie, a względnie sejmiki ziemskie,
w bardziej ograniczonym zakresie prawa autonomiczne,
a w szczególności prawo uchwalania ustaw w ramach
ustaw sejmowych i w sprawach przez Sejm im prze-
kazanych, zwłaszcza w lokalnych sprawach gospodar-
czych, komunikacyjnych, kulturalnych i zdrowotnych.
Art. 40. Sejm Rzeczypospolitej składa się z posłów
wybranych głosowaniem powszechnem, bezpośredniem,
tajnem, równem i stosunkowem w okręgach wybor-
czych określonych w ordynacji wyborczej. Ziemie
autonomiczne nie wybierają bezpośrednio posłów do
Sejmu Rzeczypospolitej, jeno wysyłają ze swoich sejmów
ziemskich do tego Sejmu delegatów dla obradowania
i uchwalania w sprawach nieprzekazanych konstytu-
cyjnie sejmom ziemskim. Jeden poseł przypadnie na
około 100.000 ludności. Ogólna ilość posłów i dele-
gatów z sejmów ziemskich będzie w ordynacji wybor-
czej oznaczona.
Wniosek ten podpisał nietylko autor jego, Głąbiński,
237
ale i Stanisław Grabski, którzy obaj zbierali wszystkie
laury we walce przeciw równouprawnieniu ludności
ruskiej w Galicji. Chwalić im tylko można, że w pań-
stwie polskiem innej się trzymać zamierzali zasady,
że ziemiom z ludnością mieszaną byli gotowi przyznać
szeroką autonomję ustawodawczą i tern je dla państwa
zjednać. Wniosek ten uczynili dnia 30 maja 1919 r.,
kiedy traktat wersalski jeszcze nie doszedł do skutku,
kiedy wojna domowa w Galicji wschodniej ledwie się
skończyła, a przyrzeczenie szerokiej autonomji tery-
torjalnej wydawało się warunkiem przyznania Polsce
nietylko Galicji wschodniej, ale także ziem litewskich,
a nawet Śląska. W tej chwili doktryna Dmowskiego
0 państwie narodowem, nie zaś narodowościowem,
1 o polonizacji Kresów poszła chwilowo w niepamięć.
Rząd w projekcie swoim z dnia 3 listopada pomi-
nął zupełnie sprawę samorządu i autonomji, ale pod-
jęła ją Komisja konstytucyjna Sejmu i pokusiła się
o własne sformułowanie sprawy. Określiła rzecz zasad-
niczo w słowach następujących: „Rzeczpospolita
Polska, opierając swój ustrój na zasadzie szerokiego
samorządu terytorjalnego, przekaże przedstawicielstwom
samorządu właściwy zakres ustawodawstwa z dziedziny
administracji, kultury i gospodarstwa, który zostanie
bliżej określony ustawami państwowemi". Przeprowa-
dzając zaś tę zasadę w szczegółach, projekt Komisji po-
stanawiał, że „prawo stanowienia w sprawach należących
do zakresu działania samorządu przysługuje radom obie-
ralnym, a czynności wykonawcze samorządu wojewódz-
kiego i powiatowego należą do organów utworzonych
na zasadzie zespolenia kolegjów, obieranych przez ciała
reprezentacyjne, z przedstawicielami państwowych władz
administracyjnych i pod ich przewodnictwem".
238
Kwestję osobnej, szerszej autonomji dla ziem naro-
dowo mieszanych projekt pozostawiał otwartą, gdyż
nie krępował Sejmu w nadaniu szerszego lub ciaśniej-
szego samorządu i autonomji województwom. Komisja,
przedkładając wniosek w połowie 1920 r., nie mogła
zato pominąć spraw mniejszości narodowych, zagwa-
rantowanych osobnym traktatem Mocarstw, zawartym
z Polską w Wersalu, i postanowiła, że „osobne ustawy
państwowe zabezpieczą mniejszościom w państwie
polskiem pełny i swobodny rozwój ich właściwości
narodowych przy pomocy autonomicznych związków
mniejszości o charakterze publiczno-prawnym w obrębie
związków samorządu powszechnego. Państwo będzie
miało w stosunku do ich działalności prawo kontroli,
oraz uzupełnienia w razie potrzeby ich środków finan-
sowych. Obywatele polscy, należący do mniejszości
narodowościowych, wyznaniowych lub językowych, mają
równe z innymi obywatelami prawa zakładania, nad-
zoru i zawiadywania swoim własnym kosztem zakładów
dobroczynnych, religijnych i społecznych, szkół czy
innych zakładów wychowawczych, oraz używania w nich
swobodnie swojej mowy i wykonywania przepisów
swej religji". W ten sposób Komisja, a za nią Sejm
wybrnął z trudności, ale jej nie pokonał, bo nie określił
wcale, jak mają wyglądać „autonomiczne związki mniej-
szości o charakterze publiczno - prawnym w obrębie
związków samorządu powszechnego". Komplikuje rzecz
tę niezmiernie, że mniejszość w państwie, którą posta-
nowienie ma na myśli, może być większością w woje-
wództwie, powiecie lub gminie. Kodyfikacja, której
podjęła się Komisja, zawiodła, i najdrażliwsza sprawa
pozostała otwartą.
239
Normując zasadniczo wszystkie stosunki, Konsty-
tucja nie mogła pominąć kwestji własności ziemskiej,
około której już od początku Sejmu pod hasłem re-
formy rolnej toczyła się walka. Projekt Ankiety, idąc
za przykładem najlepszych wzorów, uznał własność za
nietykalną i postanowił, że wywłaszczenie całkowite
lub częściowe powinno być uzasadnione użytecznością
publiczną, może nastąpić tylko we wypadkach ustawą
przewidzianych i wymaga wypłaty słusznego wynagro-
dzenia. Czy pod wywłaszczenie to oprócz wywłaszczeń
pod drogi, koleje, kanały itd. mogło podpadać wy-
właszczenie z tytułu reformy rolnej, nie było jasno
stwierdzone. Wątpliwość pod tym względem usuwała
deklaracja Paderewskiego, która orzekając, że prawo
własności może ulec ustawowym ograniczeniom, gdy
tego wymagają względy użyteczności publicznej, dodała:
„oraz gdy własność nadmiernie w jednych rękach sku-
piona staje się zaprzeczeniem prawa powszechnego
własności". Wywłaszczenie na cele reformy rolnej zyskać
miało przez to sankcję konstytucyjną.
Projekt socjalistów musiał oczywiście stanowisko
rządu przelicytować. Stanowił też, że „Rzeczpospolita
przystosuje formy własności do potrzeb społecznych
i interesów pracy. Wszystkie środki wytwarzania, ko-
munikacji i wymiany podlegają kontroli Rzeczypospo-
litej. Państwo ujmować będzie w sposób ustawowo
przepisany dojrzałe do uspołecznienia gałęzie produkcji
pod swój zarząd bezpośredni". Ani w tym projekcie,
ani w deklaracji rządowej, nie było wzmianki o od-
szkodowaniu za wywłaszczenie.
Projekt narodowej demokracji stawiał sprawę zgod-
nie z wnioskiem Ankiety, a poszedł za tern i projekt
rządowy z 3 listopada 1919 r. Komisja konstytucyjna
240
określiła rzecz szerzej. Gdy jednak w dniu 16 listo-
pada 1920 r. przyszło w Sejmie do rozprawy nad tern
postanowieniem, ludowcy nie zadowolili się niem,
lecz zażądali dodatku, podciągającego pod wywłasz-
czenie reformę rolną. Poseł ludowy, piastowiec Kiernik,
zaproponował obszerny dodatek, w którym umieścił
główne zasady reformy rolnej, uchwalonej 15 lipca tegoż
roku, a między niemi zasadę wywłaszczenia w sło-
wach następujących: „Ustawy określą kierownictwo
państwa we władaniu ziemią, sposoby tworzenia i roz-
miar nowych gospodarstw oraz powiększenia istnie-
jących, celem uzdolnienia ich do samodzielnej wytwór-
czości, zapewnią państwu rozporządzenie dostatecznym
zapasem ziemi na cele jej podziału i osadnictwa,
a w szczególności prawo przymusowego wykupu
wszelkich dóbr ziemskich przy określeniu ceny wy-
kupu oraz największej ilości ziemi, jaką poszczególni
właściciele w poszczególnych okręgach państwa po-
siadać mogą i jaka ze względu na ustrój rolny nie
będzie podlegać przymusowemu wykupowi". Naj-
draźliwszą kwestję odszkodowania wnioskodawca starał
się ominąć, pozostawiając ustawom „określenie ceny
wykupu", ale tern samem nie stwierdził, że wywłasz-
czonym należy się słuszne odszkodowanie.
Skończyło się uchwaleniem postanowień wchodzą-
cych w szczegóły i złożonych z dwóch ustępów.
Pierwszy dopuszczał tylko w wypadkach ustawą prze-
widzianych zniesienie lub ograniczenie własności czy-
to osobistej, czy zbiorowej ze względów wyższej uży-
teczności „za odszkodowaniem". Drugi, uchwalony
wskutek wniosku ludowców, brzmiał: „Ziemia, jako
jeden z najważniejszych czynników bytu narodu i pań-
stwa, nie może być przedmiotem nieograniczonego
241
obrotu. Ustawy określą przysługujące państwu prawo
przymusowego wykupu ziemi oraz regulowania obrotu
ziemią, przy uwzględnieniu zasady, że ustrój rolny
Rzeczypospolitej Polskiej ma się opierać na zdolnych
do prawidłowej wytwórczości i stanowiących osobistą
własność gospodarstwach rolnych".
Postanowienie to wykluczało socjalizację ziemi,
a otwierało drogę do przymusowej parcelacji większej
własności za „wykupem", t. j. za zapłaceniem ceny
wartości. Obowiązek odszkodowania wynikał zresztą
z ustępu pierwszego. Wielka własność ziemska mogła
się pocieszać tylko tem, że Konstytucja zapewnia jej
odszkodowanie bez żadnego zastrzeżenia, a więc w pełnej
wartości. Postanowieniem tem zakwestjonowana została
ważność ustawy o reformie rolnej, którą w dniu 15
lipca 1920 r. Witos na Sejmie wymusił, a która za
ziemię wywłaszczoną na cele reformy rolnej przyzna-
wała połowę przeciętnej ceny targowej. Ustawa ta pod-
legła przepisowi Konstytucji, że wszelkie istniejące
obecnie przepisy i urządzenia prawne niezgodne, z prze-
pisami jej, będą najpóźniej do roku od uchwalenia jej
przedstawione ciału ustawodawczemu do uzgodnienia
z nią w drodze prawodawczej. Gdy więc urzędy ziemskie,
nie czekając na wydanie nowej ustawy o reformie rolnej,
spróbowały wywłaszczyć niektóre majątki i zażądały
zapisania tego w księgach hipotecznych, sądy odmówiły
żądaniu ze względu na to, że odszkodowanie wywłasz-
czonym wypłacone nie było. Reforma rolna zawisła
w powietrzu, a zmiana ustawy z dnia 15 lipca 1920
stała się konieczną.
Wielka sprawa stosunku kościoła do państwa, około
której gdzieindziej toczą się najzaciętsze walki i życie
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 16
242
publiczne się obraca, przy rozprawach nad naszą Kon-
stytucją zgóry była przesądzona. Wielka większość spo-
łeczeństwa katolickiego, ale także i innych wyznań,
stała na gruncie religijnym i dążyła do zgodnego sto-
sunku państwa do kościoła. Niemałą rolę odgrywało
w tern zrozumienie, że państwo w początkach swego
nowego bytu potrzebuje czynnego współdziałania tego
drugiego czynnika i nie może sobie pozwalać na
szkodliwe walki.
Ankieta w projekcie swoim postawiła zasadę wol-
ności wyznania, równouprawnienia politycznego wy-
znań, autonomji i samorządu wewnętrznego każdego
kościoła i związku religijnego, byle nie stawały w sprzecz-
ności z ustawami państwa, i orzekła przytem, że „sto-
sunek kościoła katolickiego do państwa będzie okre-
ślony w ustawach na podstawie porozumienia ze Stolicą
apostolską, zaś stosunki innych kościołów i wyznań po
wysłuchaniu uchwał ich reprezentacyj". Wreszcie kie-
rownictwo nauki religji w szkołach oddała w ręce wła-
ściwego kościoła lub związku religijnego w zakresie
zgodności ze zasadami odpowiedniego wyznania. Dekla-
racja Rządu w ogólnikowem wypowiedzeniu zgadzała
się z tern stanowiskiem.
Nie uznawały go tylko żywioły radykalne, stano-
wiące wielką mniejszość, które poszły za hasłem roz-
działu kościoła od państwa. Wniosek socjalistów ogra-
niczał się do postanowienia, że każdy kościół i stowa-
rzyszenie religijne może urządzać zbiorowe i publiczne
nabożeństwa, że kościoły i związki religijne podlegają
ogólnym przepisom o stowarzyszeniach. Socjaliści od-
mawiali więc kościołowi i związkom religijnym pu-
blicznego stanowiska w państwie.
243
Z drugiej strony objawiło się zato dążenie do sil-
niejszego zaakcentowania stanowiska kościoła katolic-
kiego. Projekt narodowo-demokratyczny żądał uchwa-
lenia, że religja rzymsko-katolicka jest religją prze-
ważnej części narodu i zajmuje w państwie naczelne
stanowisko, że zatem akty religijne towarzyszące uro-
czystościom państwowym odbywają się według obrządku
kościoła katolickiego. Prezydentem Rzeczypospolitej
może być wybrany tylko Polak religji katolickiej.
Projekt stanowił dalej, że w szkole powszechnej nau-
czyciel winien być w miarę możności wyznania więk-
szości dzieci. Projekt rządowy z małemi zmianami
poszedł za wnioskami Ankiety, dodał jednak za przy-
kładem narodowej demokracji, że „religja rzymsko-
katolicka, jako religja przeważającej większości narodu,
zajmuje w państwie naczelne stanowisko".
Komisja postanowiła wnioski te narodowej demo-
kracji uwzględnić, i skodyfikowała całą rzecz dokładniej.
Dwa postanowienia proponowane przez narodową de-
mokrację, a przez Komisję przyjęte, spotkały się z opo-
zycją.
Protestanci czuli się dotkniętymi postanowieniem,
że prezydentem Rzeczypospolitej może być wybrany
tylko katolik, a z tern ich uczuciem wypadło się
liczyć. Wskutek przyłączenia zaboru pruskiego liczni
protestanci Niemcy stali się obywatelami polskimi,
a pomiędzy nimi i protestantami Polakami rozpoczął
się spór o zorganizowanie osobnego kościoła prote-
stanckiego w państwie polskiem i zerwanie stosunków
z kościołem protestanckim w Niemczech. Dążenie to
protestantów Polaków Rząd i naród polski musiał po-
pierać i przeciwnikom ich nie dawać do ręki broni,
źe w państwie polskiem będą upośledzeni. Warunek,
16*
244
źe prezydentem może być tylko katolik, nie miał zresztą
praktycznego znaczenia wobec ogromnej przewagi
ludności katolickiej. Z innej strony podniósł się zarzut
przeciw postanowieniu Komisji, źe nauczyciel winien
być w miarę możności wyznania większości dzieci.
Dodatek „w miarę możności" osłabiał jego znaczenie,
ale postulat, chociaż tak osłabiony, wydał się wielu
niebezpiecznym w państwie, w którem tyle istniało
wyznań i obrządków. Wiele dzieci, nieraz katolickich
i polskich, stanowiących mniejszość w gminie, mogłoby
się dlatego znaleźć pod kierunkiem nauczyciela obcego
im wyznaniem, czy obrządkiem, a zarazem narodo-
wością. Postanowienie prowadziło do rozdziału dzieci
według religji i narodowości, co dla zespolenia społe-
czeństwa mogło być szkodliwe. Dlatego pod naci-
skiem tych względów Komisja, a za nią Sejm przy
trzeciem czytaniu Konstytucji, jak o tern mówiliśmy
wyżej, od dwóch tych postanowień odstąpił.
Dnia 17 marca 1921 r. wielką większością głosów
Sejm całą Konstytucję, tak, jak wyszła z trzeciego czy-
tania, uchwalił, a idąc za przykładem twórców Kon-
stytucji 3 maja 1791 r., udał się w uroczystym po-
chodzie przez ulice miasta Warszawy do kościoła
katedralnego, aby podziękować Bogu za dokonanie
trudnego dzieła.
VII
UZNANIE GRANIC
Polityka centralizacyjna.
Autonomja Ziemi wileńskiej.
Starcie Sejmu z Piłsudskim.
Autonomja Galicji wschodniej.
Zamach na Sejm i zamordowanie prezydenta Narutowicza.
Uznanie granic.
Uchwalenie Konstytucji w dniu 17 marca zeszło się
z ratyfikacją pokoju ryskiego w dniu 18 marca 1921 r.
Uchwalenie zasad wewnętrznego ustroju zeszło się
z określeniem obszaru, na który ustrój ten miał się
rozciągać. Określenie to nie było jednak stanowcze.
Granica oddzielająca Polskę od Niemiec i od Czecho-
słowacji traktatem wersalskim i traktatem w Saint-
Germain oraz decyzjami mocarstw co do prowincyj
pruskich, Śląska, Spiszą i Orawy, postanowiona była
ostatecznie. Granica wschodnia w pokoju ryskim uznana
została przez Rosję, ale nie była jeszcze uznana przez
Koalicję. W granicy tej istniały wielkie przerwy, ńa
północnym jej końcu toczył się spór z Litwą kowieńską
o Wilno, na południowym, nad wschodnią Galicją, wisiał
mandat dwudziestopięcioletniej tylko przez Polskę oku-
pacji. Dopóki decyzja mocarstw w obu tych kwestjach
nie nastąpiła, Polska na zewnątrz nie mogła oprzeć się
na ustalonych granicach, a na wewnątrz wobec ludności
nie-polskiej, która w skład jej weszła, nie mogła uza-
sadnić legalności swych rządów. Dopiero uznanie
wschodniej granicy przez Koalicję zamykało wskrze-
246
szenie państwa polskiego, a ku osiągnięciu tego celu
musiała Polska wytężyć wszystkie swoje siły.
Nie było ono zbyt trudne, bo ciężko było pomyśleć,
żeby mocarstwa zachodnie odmówiły go Polsce, która
odparła najazd bolszewicki na nią i na cały Zachód,
która granice swoje wschodnie orężem swoim zajęła
i uznanie ich przez Rosję zyskała. Nie dało się prawie
pomyśleć, żeby mocarstwa po tem wszystkiem mogły
domagać się zwrócenia Rosji ziem, które ona sama
Polsce odstąpiła, a spór o wschodnią Galicję rozstrzy-
gać na rzecz Rosji, lub na dwadzieścia pięć lat decyzję
tę odraczać. Trudno też było pomyśleć, żeby ziemię
wileńską miały wydawać sojuszniczce Niemców i Bol-
szewików, Litwie kowieńskiej, i otwierać przez to Rosji
zetknięcie z Niemcami. Do rozstrzygnięcia tych spraw
na korzyść Polski przez mocarstwa trzeba im było
jednak złoty most zbudować, bo wszystkie ich dotych-
czasowe zamierzania i uchwały szły w przeciwnym
kierunku. Idąc za zasadą Wilsona, że żaden naród
wbrew swojej woli nie powinien podlegać drugiemu,
nie chciały nam poddać ludności ruskiej. Mogły pod
wpływem wypadków zgodzić się na to, jeżeli ludność
ta otrzyma od Polski autonomję i samorząd, jako rę-
kojmię swego narodowego rozwoju i bytu, jako sposób
pogodzenia się z państwem polskiem.
Mocarstwa stawiały tę rzecz jasno. Domagały się
od Polski uchwalenia statutów autonomicznych dla
ziemi wileńskiej i dla Galicji wschodniej. Polacy rozu-
mieli ten warunek dobrze, i dopóki widoki uzyskania
tych ziem były słabe, najwięksi szowiniści polscy, a na
czele ich narodowi demokraci, występowali pod hasłem
szerokiej, osobnej autonomji dla ziem narodowo mie-
szanych. Hasło to odzywało się w toku obrad nad
247
Konstytucją, ale doprowadziło tylko do uznania samo-
rządu i autonomji dla wszystkich ziem Rzeczypospo-
litej, bez przyznania ich w szerszej mierze dla ziem
narodowo mieszanych. Zdawało się też, źe po uchwa-
leniu tej zasady jednem z pierwszych zadań Rządu
i Sejmu będzie określenie jej w szczegółowych usta-
wach i wprowadzenie w życie. Tak się nie stało. Ziemie
te były już w naszem posiadaniu, a w miarę jak nie-
bezpieczeństwo utracenia ich malało, słabła też idea
nadania im autonomji i samorządu, a wydobywał się
prąd, zmierzający ku zupełnej jednolitości ustroju pań-
stwa i ku jego ustawodawczej i administracyjnej cen-
tralizacji. Na wytworzenie się tego prądu złożyła się
nietylko myśl polonizowania ludności ruskiej, zamie-
szkałej na Kresach, propagowana coraz silniej przez na-
rodową demokrację, lecz, niezależnie od tego, myśl
rządzenia wszystkiem z Warszawy.
Stolica państwa od końca XVIII stulecia miała, na
wzór Paryża, pęd niepohamowany nietylko do skupia-
nia, ale wprost do zaabsorbowania w sobie życia po-
litycznego i kulturalnego całego narodu. Dążenie to
utrzymało się za Księstwa Warszawskiego i Królestwa
Kongresowego, kiedy inne zabory o utrzymanie swojej
narodowości z trudem walczyły. Zmieniła się rzecz
w drugiej połowie XIX wieku, kiedy Galicja otrzymała
administrację polską i szeroką autonomję, a we Lwo-
wie i Krakowie utworzyły się dwa ogniska życia kul-
turalnego i politycznego, które w gnębionej Warszawie
nie mogło się swobodnie rozwijać. Wielkopolska, ko-
rzystając ze swobód konstytucyjnych, wytwarzała sobie
w Poznaniu ognisko silnej organizacji narodowo-spo-
łecznej i publicznego życia. Z powstaniem państwa
polskiego przewagę nad temi ogniskami zyskała odrazu
248
stolica państwa, siedziba Rządu i Sejmu, Warszawa,
a władze naczelne ulegały atmosferze, w której dzia-
łały, i sądziły, że wszystkiem, aż do najdalszych za-
kątków państwa, zdołają kierować lepiej, niżby to mogły
uczynić władze prowincjonalne w województwie. Brakło
im zrozumienia, że nie wszystko, co w narodzie jest
najdzielniejsze, znajdzie miejsce w Warszawie, że inte-
res narodu i państwa dyktuje, aby to, co nie znalazło
miejsca w stolicy państwa, skupiło się w miastach pro-
wincjonalnych dla pracy publicznej, aby rozwijały się
dawne, a powstały nowe ogniska pracy kulturalnej,
społecznej i politycznej w Krakowie, Lwowie, Pozna-
niu, Wilnie, Katowicach, a nawet w Toruniu czy Byd-
goszczy, Lublinie, Łodzi, Łucku i t. d. Cóż, kiedy mi-
nisterstwa, zamiast pracować nad tern, obawiały się
wprost takich ognisk zdecentralizowanej administracji
rządowej, samorządu i autonomji. Niedowierzały sobie,
że potrafią je utrzymać na wodzy i niemi kierować,
bo już kierowanie władzami ślepo zależnemi przycho-
dziło im z wysiłkiem. Nie było może rzeczą przypadku,
że na woźniców zaprzęgu administracji politycznej do-
bierano ludzi, którzy w życiu swojem nigdy nie powo-
zili. Klucz partyjny przy doborze ministrów sprawił,
że na ministrów spraw wewnętrznych szukano osobi-
stości, które w sprawach bieżących ulegać będą woli
przywódców stronnictw oraz instancjom i protekcjom
poselskim. Po ustąpieniu Wojciechowskiego ministrem
spraw wewnętrznych w gabinecie Witosa został były
prezes gabinetu inżynier Skulski, a po nim, w gabi-
necie Ponikowskiego i Nowaka, inżynier Kamieński.
Jeden z tych prezesów gabinetu ofiarował tekę ministra
spraw wewnętrznych znakomitemu urzędnikowi admi-
nistracyjnemu, a przez pewien czas ministrowi dla Galicji
249
w gabinecie wiedeńskim, Twardowskiemu, ale od myśli
tej musiał odstąpić wskutek zakazu możnego stronnictwa.
Z podobnych powodów obawiał się autonomji i sa-
morządu województw także Sejm, który szedł za po-
stulatami sześcioprzymiotnikowego głosowania. Nie czuł
się na siłach, by zapanować nad kilkunastoma Sejmikami
wojewódzkiemi, w których skupić się mogła w drodze
pośrednich wyborów inteligencja wykluczona ze Sejmu.
Obawiał się ich konkurencji, obawiał się, że w dzie-
dzinie ustawodawstwa będzie musiał uczynić im ustęp-
stwa. Mógł się obawiać, że reforma rolna, choćby w jej
sprawie Sejmikom formalnie nie przyznano udziału,
spotka się z ich strony z żądaniem uwzględnienia wła-
ściwych różnym województwom stosunków, że ich głosy
oddziałają na opinję publiczną i stawią Sejm przed
koniecznością ustępstw. Przedewszystkiem zaś mógł
się Sejm słusznie obawiać, że Sejmiki, ugruntowawszy
swoją działalność, podniosą żądanie i zjednoczą się
w niem, aby Senat składał się z ich delegatów i stał
się równoważnym Izbie poselskiej czynnikiem. Dlatego
uchwaliwszy w Konstytucji zasadę autonomji i samo-
rządu wojewódzkiego, Sejm daleki był od uchwalenia
ustaw, któreby je przeprowadziły, a Rząd jeden po dru-
gim daleki od podjęcia w tym kierunku najlżejszej
próby. Jeżeli ministrowie myśleli o samorządzie, to
mieli na myśli tylko zorganizowanie gmin, a co naj-
wyżej powiatów — i to tak samo jednolitych w całem
państwie, jak jednolita miała być szkoła powszechna, —
a wzdragali się przed myślą, że zadanie zorganizowania
ich w ramach ogólnej ustawy powinny i mogą do.brze
rozwiązać, bo do właściwości każdej ziemi zastosować,
właśnie Sejmiki wojewódzkie.
250
W ciągu wszystkich starań i walk o przyłączenie
ziemi wileńskiej toczyła się walka o sposób jej przy-
łączenia i o jej autonomję — tak w polskiej opinji pu-
blicznej, jako też w Sejmie Rzeczypospolitej i jego
Komisji dla spraw zagranicznych. Kiedy dnia 29 paź-
dziernika 1920 r. Rada Ligi narodów powzięła zamiar
rozstrzygnięcia sporu o ziemię wileńską plebiscytem,
Komisja dla spraw zagranicznych dnia 16 grudnia
wezwała Rząd, aby dążył do możliwie szybkiego pod-
dania Wileńszczyzny polskiej administracji, zarówno
cywilnej jak wojskowej, i aby zapobiegł wytworzeniu
osobnego prawodawstwa przez Komisję tymczasową
rządzącą na Wileńszczyźnie. Wezwano zarazem Rząd,
ażeby spowodował ograniczenie kompetencji ewentual-
nego zgromadzenia przedstawicieli ludności (o ile je
Komisja Ligi narodów za dopuszczalną formę konsul-
tacji uzna) wyłącznie do odpowiedzi, czy teren plebi-
scytowy ma wejść w skład państwa polskiego, czy
Litwy kowieńskiej. Większość Komisji sejmowej oba-
wiała się, że Sejm wileński będzie stawiać warunki
przyłączenia do państwa polskiego i domagać się auto-
nomji. Nie było tu już śladu przyrzeczeń Piłsudskiego,
że Polska na mieszkańców Litwy nie będzie w tym
względzie wywierać żadnego nacisku. Zaledwie potem,
dekretem jenerała Żeligowskiego z dnia 10 stycznia
1921 r., utworzona została tymczasowa Komisja rzą-
dząca ziemi wileńskiej, większość Komisji sejmowej dla
spraw zagranicznych uważała za potrzebne zaznaczyć,
że Sejm, zgodziwszy się na konsultację ludności, prawa
swe do ziemi wileńskiej uważa za nienaruszone, a po-
leca Rządowi poczynienie kroków celem zapobieżenia
komplikacjom międzynarodowym, płynącym z odręb-
ności administracyjnej i wojskowej tej ziemi.
251
Sprawa wileńska zbliżała się tymczasem do rozwią-
zania. Gdy pośrednictwo Ligi narodów wskutek oporu
Litwy kowieńskiej okazało się bezowocnem, załatwienie
tej sprawy Polacy wzięli w swoje ręce.
U steru rządu stał już Ponikowski. Koalicja wszyst-
kich stronnictw z prezesem Witosem i wiceprezesem
Daszyńskim po odparciu najazdu bolszewickiego i za-
warciu rozejmu, nie miała dalszego wspólnego pro-
gramu. Stronnictwa pragnęły podjąć na nowo politykę,
zawieszoną chwilowo dla celu obrony narodowej. Pierw-
szy krok w tym kierunku uczyniła narodowa demokracja,
odwołując, z końcem listopada 1920 r., z gabinetu
Władysława Grabskiego, a niedługo potem uczynili
tożsamo socjaliści, odwołując Daszyńskiego. Nie skło-
niło to jednak Witosa do ustąpienia, bo ludowcy
w utrzymaniu go jak najdłużej przy władzy widzieli
dla siebie korzyść, której nie chcieli się pozbawiać. Utrzy-
mywał się więc, chociaż do trudnych zadań nie dorósł,
nadspodziewanie długo, mimo gwałtownych ataków
z prawej i lewej strony Sejmu, bo każda z nich pra-
gnęła przyjść do władzy. Dopiero we wrześniu 1921 r.,
porozumiały się ze sobą, ażeby go obalić, i dokonały
tego na posiedzeniu Komisji, ale nie mogąc zgodzić
się na wspólny program, musiały ostatecznie przystać
na gabinet nieparlamentarny, fachowy, na którego czele
dnia 18 września stanął Ponikowski. Jako minister
spraw zagranicznych pozostał w tym gabinecie Skir-
munt, i jemu też przypadło w udziale poprowadzić da-
lej sprawę wileńską.
Dnia 16 listopada 1921 r. Sejm uchwalił, ażeby wy-
bory do Sejmu wileńskiego, jako zgromadzenia przed-
stawicieli ziemi wileńskiej, rozszerzyć na zajęte już
przez wojsko polskie obszary powiatu lidzkiego po
252
prawej stronie Niemna i na powiat bracławski. Wybory
te odbyły się dnia 9 stycznia 1922 r.
W dniu 13 stycznia tegoż roku delegacja Litwy
kowieńskiej przedłożyła Radzie Ligi narodów w Ge-
newie memorjał, domagający się utrzymania Komisji
kontrolującej i strefy neutralnej, ustanowienia wyso-
kiego komisarza Ligi na terenie Wileńszczyzny, wreszcie
oddania całej sprawy do rozstrzygnięcia trybunałowi
międzynarodowemu albo arbitrażowi, oraz potępienia
Sejmu wileńskiego. Rada Ligi narodów przeszła nad
tym memorjałem do porządku dziennego, uchwalając
odwołać Komisję kontrolującą i znieść strefę neutralną,
wspomniała o dotrzymaniu zobowiązań w sprawie mniej-
szości narodowych. Przyjmując do wiadomości protest
Litwy przeciw akcji wileńskiej, oznajmiła wreszcie, że
nie może uznać załatwienia sporu, przekazanego jej
przez jednego z jej członków, które byłoby dokonane
poza ramami jej zleceń i bez zgody obu stron zain-
teresowanych. Stwierdziła jednak, że procedura sprawy
sporu polsko-litewskiego została przez Ligę narodów
zakończona, i tern samem dalszej akcji polskiej Liga
nie czyniła już przeszkód.
Dnia 27 stycznia Rząd kowieński przesłał Rządowi
polskiemu uroczysty protest przeciw wyborom na ziemi
wileńskiej, w których ludność litewska, białoruska i ży-
dowska nie wzięły udziału, i uznał je za nieważne, co
z całą stanowczością odparł nasz minister Skirmunt.
Dnia 20 lutego Rząd kowieński zaproponował znowu
Polsce oddanie trybunałowi międzynarodowemu faktu
zerwania przez Polskę zobowiązań przyjętych w Su-
wałkach 1920 r. i przyznania za to Litwie odszkodowa-
nia. Otrzymał odpowiedź, że linja demarkacyjna z dnia
7 października zmieniona została przez zgodzenie się
253
na nową linję demarkacyjną dnia 29 listopada. Podep-
tanie najelementarniej szych zasad prawa międzynaro-
dowego nastąpiło przez to, źe Rząd kowieński, będąc
w stanie pokoju z Polską, podczas wojny jej z Rosją
sowiecką zawarł układ z Rosją i z jej pomocą zajął
ziemię wileńską.
Dnia 20 lutego 1922 r. Sejm wileński, odrzucając
wszelkie pretensje rosyjskie czy litewskie, uchwalił, źe
ziemia wileńska stanowi bez warunków i zastrzeżeń
nierozdzielną część Rzeczypospolitej polskiej, że Rzecz-
pospolita polska posiada pełne i wyłączne prawo
zwierzchności państwowej nad ziemią wileńską, źe
właściwe władze Rzeczypospolitej polskiej posiadają je-
dyne i właściwe prawo stanowienia o ustawach i urzą-
dzeniach ziemi wileńskiej zgodnie z Konstytucją Rze-
czypospolitej polskiej z dnia 17 marca 1921 r. Koń-
czyło uchwałę wezwanie Sejmu i Rządu Rzeczypospo-
litej polskiej do natychmiastowego wykonywania praw
i obowiązków, wypływających z tytułu przynależności
ziemi wileńskiej do Rzeczypospolitej polskiej.
W trzy dni później Sejm wileński uchwalił dodat-
kowo: „1) Zwrócić się do Rządu Rzeczypospolitej
polskiej o natychmiastowe wyznaczenie pełnomocnika
dla przejęcia zarządu kraju od tymczasowej Komisji
rządzącej. Sejm stwierdził przytem, że ludność ziemi
wileńskiej pragnie korzystać jedynie z takiego ustroju
administracyjnego, jaki będzie dany innym jednostkom
administracyjnym w ramach ogólnej ustawy konstytu-
cyjnej Rzeczypospolitej polskiej. 2) Dla przedłożenia
uchwały Sejmu we Wilnie Sejmowi i Rządowi Rzeczy-
pospolitej polskiej oraz dokonania formalnych czyn-
ności związanych z objęciem władzy przez Rząd Rze-
czypospolitej polskiej nad ziemią wileńską, a wynika-
254
jących z uchwał Sejmu we Wilnie, wybrać delegację
w składzie dwudziestu osób oraz równej ilości zastępców.
Sejm upoważnia delegację w razie zgody Sejmu usta-
wodawczego Rzeczypospolitej polskiej do wstąpienia
w jego skład w charakterze posłów ziemi wileńskiej
do czasu przeprowadzenia na tym terenie wyborów do
Sejmu Rzeczypospolitej polskiej. Sejm wileński in cor-
pore udaje się dnia 2 marca do Warszawy."
Uchwałę tę Sejmu wileńskiego poprzedziła zasad-
nicza dyskusja, czy dla ziemi wileńskiej żądać auto-
nomji? Gdy przyszło do głosowania, większość, którą
zapadły uchwały, wynosiła 96 głosów, a 6 posłów wstrzy-
mało się od głosowania.
Konstytucja Rzeczypospolitej zapewniała każdemu
województwu samorząd i autonomję ustawodawczą,
i narodowa demokracja, pod której wpływem uchwały
wileńskie zapadły, sądziła, że ziemia wileńska tern
się zadowolić powinna. Inaczej sądził o tern Rząd
polski, który, chcąc usunąć Ligę narodów od inter-
wencji w sprawie wileńskiej, dawał mocarstwom za-
pewnienie, że Polska, przyłączając ziemię wileńską,
udzieli jej autonomji, sięgającej oczywiście dalej, niż
ogólna wojewódzka, w interesie głównie Białorusinów.
Konstytucja nie stała temu w drodze, nie orzekała
bowiem, że samorząd i autonomja mają być jednakowe
we wszystkich województwach. Dlatego Rząd, mając
zawrzeć z delegacją Sejmu wileńskiego akt złączenia,
zaproponował w nim osobny ustęp: „Sejm Rzeczypo-
spolitej polskiej uchwali Statut ziemi wileńskiej". Pro-
pozycja ta wywołała burzę ze strony narodowej demo-
kracji, tak w delegacji litewskiej, jak i w Sejmie polskim.
Dnia 3 marca tylko dziesięciu delegatów podpisało akt
przedłożony przez Rząd, drugich dziesięciu pod wpły-
255
wem narodowej demokracji odmówiło podpisu. Wra-
żenie, jakie fakt ten wywołał w kraju i zagranicą, było
fatalne. Gorszem jeszcze było, że rokowania o jakieś
wyjście kompromisowe przewlekały się i nie odnosiły
skutku. Zmiany proponowane odbierały postanowieniu
znaczenie polityczne, jakiego pragnął Rząd dla zagra-
nicy. Wszelkie przedstawienia Rządu, że zmiany tego
rodzaju narażą Polskę na odmowę zatwierdzenia aktu
ze strony mocarstw, nie odnosiły skutku wobec naro-
dowej demokracji, która od zasady jednolitości ustroju
państwowego odstąpić nie chciała. Zaczęły się demon-
stracje w Warszawie i Wilnie. Narodowo- demokratyczna
w Warszawie połączona była z nabożeństwem i kaza-
niem politycznem arcybiskupa Teodorowicza. Rządy
mocarstw posunęły się do kroku bardzo dla Polski
przykrego.
Dnia 7 marca zjawili się u ministra spraw zagra-
nicznych posłowie włoski, francuski i angielski, aby
w imieniu swoich rządów przestrzec Rząd polski, że
zatwierdzenie przez Sejm Rzeczypospolitej prostej ane-
ksji ziemi wileńskiej wywołałoby najgorsze wrażenie.
Wiadomość o tej demarche posłowie narodowo- demo-
kratyczni w Sejmie przyjęli wybuchami śmiechu, Poni-
kowski wniósł jednak dymisję gabinetu i sprawa przy-
łączenia ziemi wileńskiej skomplikowała się z trudnością
utworzenia nowego Rządu, i to w chwili, kiedy miał
się odbyć zjazd Państw w Genui i Polska miała w nim
uczestniczyć. Wobec tego narodowa demokracja dała za
wygraną, Ponikowski utworzył nowy gabinet ze Skir-
muntem, a ci delegaci litewscy, którzy przedtem od-
mówili podpisu, położyli go dnia 22 marca na akcie,
z dodatkiem, który nie miał praktycznego znaczenia,
że podpisują w przekonaniu, iż Sejm ustawodawczy
256
ustali Statut ziemi wileńskiej zgodnie z wolą ludności
tej ziemi, wyrażonej w uchwale Sejmu wileńskiego.
Dnia 26 marca 1922 r. odbyło się uroczyste posie-
dzenie Sejmu, na którem akt złączenia i rezolucje
proponowane przez Rząd przyjęto jednomyślnie. Tak
zakończył się akt połączenia ziemi wileńskiej z Polską.
Marszałek Sejmu Trąmpczyński wygłosił mowę pod-
niosłą, nawiązując do słów Zygmunta Augusta i przy-
pominając stuletnią męczeńską epokę Litwy porozbio-
rowej. Z wielkiej myśli odnowienia unji z Litwą histo-
ryczną ostało się tylko przyłączenie małej Litwy
środkowej; z zapowiedzianej federacji dwóch państw
została zapowiedź Statutu ziemi wileńskiej, na której
straży stanęła narodowa demokracja, aby przeszkodzić
jej spełnieniu. Przy rezolucji o Statucie ziemi wileńskiej
zaproponowała dodatek, „ażeby był zgodnym z wolą
ludności ziemi wileńskiej". Witos zaproponował drugi
dodatek: „i zgodny z interesem Rzeczypospolitej", co
wnioskowi odbierało wszelkie ostrze i umożliwiało
jednomyślne jego przez Sejm przyjęcie.
Rząd jednak, osiągnąwszy zwycięstwo, osiadł na lau-
rach i nie spieszył się z przedłożeniem Sejmowi Statutu
ziemi wileńskiej. Ustawa z dnia 6 kwietnia 1922 r.
o objęciu władzy państwowej nad ziemią wileńską usta-
nowiła w niej delegata Rządu z prawami służącemi
wojewodzie. Wcielono do jej obszaru trzy powiaty
z gubernji grodzieńskiej.
Przedtem jeszcze, uprzedzając rozstrzygnięcie sprawy
wileńskiej, z reszty ziem przypadłych Polsce na mocy
pokoju ryskiego utworzono trzy województwa: nowo-
gródzkie, poleskie i wołyńskie, nie przyznając im bez
względu na ich ludność narodowo mieszaną — żadnej
odrębności.
257
Pozostała sprawa Galicji wschodniej, która utwo-
rzeniem czterech województw nie dała się załatwić.
Rosja w pokoju ryskim odstąpiła od swoich do niej
roszczeń, ale przyznanie jej Polsce mogło nastąpić tylko
przez Koalicję.
Jak w doborze ministrów spraw wewnętrznych, tak
samo w doborze ministrów spraw zewnętrznych nie
miała Polska szczęścia. Prawda, źe od teki spraw we-
wnętrznych wykluczano prawników, a od teki spraw
zagranicznych dyplomatów, jacy istnieli, zapewne dla
ich rzekomego austrofilstwa. Eustachy Sapieha okazał
taką nieudolność, źe Komisja sejmowa dla spraw zagra-
nicznych dnia 12 maja 1921 r. uchwaliła mu formalne
votum nieufności i wywołała nagłe jego ustąpienie.
Następca jego, Skirmunt, pragnął złe naprawić, żąda-
niom naszych przeciwników stawić czoło i uznanie
granic wschodnich u Koalicji uzyskać. Udał się z tern
osobiście na Konferencję zwołaną do Genui, ale, wró-
ciwszy z niej, musiał w Sejmie dnia 31 maja 1922 r.
oświadczyć, że „sprawa ta mimo usilnych próśb nie
była w jakiejkolwiek formie traktowana na Konferencji".
Dodał przy tern, źe „z chwilą uznania suwerenności
Polski przez porozumienie głównych mocarstw sprzy-
mierzonych, Rząd nie omieszka przedstawić Sejmowi
projektu prawa, któreby zapewniało głównym narodo-
wościom zamieszkującym te dzielnice pozyskania w ra-
mach samorządu najszerszych swobód zgodnych z roz-
wojem tych narodowości i potrzebami państwa". Jeżeli
w rokowaniach z mocarstwami nic więcej prócz tej obie-
tnicy nie mógł im przedstawić, to dziwić się nie można,
że nic nie osiągnął. Rozumiał zapewne, że trzeba mo-
carstwom przedstawić fakt nadania autonomji wschodniej
Galicji, ale ani on, ani gabinet Ponikowskiego, w któ-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 17
258
rym zasiadał, nie miał odwagi wystąpić przed Sejmem
z tym projektem, obawiając się, źe Sejm pod wpływem
narodowej demokracji i miasta Lwowa stawi mu sta-
nowczy opór.
Tymczasem nieszczęśliwy ten kraj nie mógł przyjść
do spokoju. Wojna Polski z Sowietami wciągnęła go
w wir wypadków wojennych, na jego obszarze Piłsudski
dopomógł atamanowi Petlurze do zorganizowania wojska
ukraińskiego i zawarł z nim układ o utworzenie pań-
stwa ukraińskiego poza Zbruczem i wspólną walkę ze
Sowietami. Petlura w kwietniu 1920 r. wziął udział
w pochodzie wojsk polskich na Kijów, a gdy szczęście
wojenne się odwróciło, dnia 19 lipca tegoż roku zwołał
oficerów swoich do Borszczowa i tam wydał do ludności
ukraińskiej w Galicji wezwanie o zasilenie jego sze-
regów dla obrony Hałyczyny i Ukrainy, których los
się rozstrzyga. Los ten rozstrzygnął się istotnie. Pokój
ryski pozostawił Galicję i część Wołynia przy Polsce,
ale pogrzebał nadzieje o samodzielnej Ukrainie. Petlura
starał się jeszcze utrzymać na Podolu, tak, źe Rząd
Sowietów dnia 1 grudnia skarżył się przed Rządem
polskim, że go popiera i utrzymuje. Wkońcu Petlura
z wojskiem swojem musiał się cofnąć do Galicji. W pre-
liminarjach pokoju ryskiego umieszczono, że Polska
i Rosja zobowiązują się nie popierać cudzych działań
wojennych po drugiej stronie, wskutek tego Polska
musiała rozbroić, a po części internować oddziały wojska
ukraińskiego Petlury. W najprzykrzejszem położeniu
znaleźli się ci Rusini w Galicji, którzy starali się trzy-
mać z Polakami i w polityce polskiej popierającej
rozwój narodowy Rusinów brali udział. Natomiast
wszystkie żywioły szowinistyczne rusko ukraińskie, uwa-
żając okupację Galicji wschodniej przez Polaków tylko
259
za stan chwilowy, wystąpiły do jaskrawej z Polską
i ludnością polską walki, dążąc do wywołania nowej
krwawej wojny domowej. Kierowali tą akcją dawni
posłowie ruscy z Galicji do Sejmu galicyjskiego i do
wiedeńskiej Rady państwa pod wodzą Petruszewicza,
osiadłszy w Wiedniu i ogłosiwszy się za „Rząd
ukraiński". Znajdowali pieniądze i poparcie, najwięcej
u Czechów, którzy utworzyli w Pradze uniwersytet dla
młodzieży ruskiej i popierali ją stypendjami. Rząd ten
ukraiński, chociaż oficjalnie nie uznany, prowadził ru-
chliwą propagandę zagranicą, i przemawiając w imieniu
„uciśnionego przez Polaków narodu ukraińskiego w Ga-
licji", znajdował zawsze kogoś, kto się zanim zwłasz-
cza w Lidze narodów ujmował. Kanadyjczyk Doharty
interpelował tam o wydanie Statutu dla Galicji wschod-
niej i delegat polski Askenazy z trudem uzyskał, źe
Liga, zamiast powziąć uchwałę niemiłą dla Polski, ode-
słała rzecz do Konferencji ambasadorów.
Na tle tych stosunków przyszło do gwałtownego
starcia pomiędzy Naczelnikiem państwa a gabinetem
Ponikowskiego. Piłsudski w ostrych słowach wyra-
ził gabinetowi swoje niezadowolenie, a gabinet dnia
2 czerwca 1922 r. podał się do dymisji. Tak rozpo-
częło się przesilenie gabinetowe, a zarazem prezydjalne,
które dopiero po dwóch miesiącach, dnia 31 lipca,
przez utworzenie gabinetu Nowaka dobiegło do końca.
Dnia 6 czerwca Piłsudski przyjął dymisję gabinetu
Ponikowskiego. Za nim dnia 10 czerwca oświadczył
się konwent senjorów Sejmu, który dnia 18, po wiel-
kich rozprawach z Piłsudskim, desygnuje na prezesa
gabinetu Przanowskiego. Ten napotyka na opozycję
17*
260
u ludowców i zrzeka się tworzenia gabinetu. Dnia
28 czerwca Naczelnik państwa powierza misję tę socja-
liście Śliwińskiemu. Ten tworzy Rząd dnia 5 lipca,
wygłasza w Sejmie swój program, i dnia 7 otrzymuje
201 przeciw 195 głosów votum nieufności i ustępuje.
Dnia 14 lipca Komisja sejmowa desygnuje zasłużonego
w sprawie śląskiej Korfantego 219 głosami przeciw 206
na prezesa gabinetu. Naczelnik państwa dnia 19 od-
mawia. Przychodzi do wniosku o votum nieufności dla
Piłsudskiego jako Naczelnika państwa. Dnia 27 lipca
wniosek ten upada 205 głosami przeciw 187. Po tylu
przejściach Naczelnik państwa godzi się wreszcie na
kandydaturę Juljana Nowaka, za którym na Komisji
sejmowej oświadczyło się 240 głosów przeciw 184,
i dnia 31 lipca gabinet przez niego utworzony przy-
chodzi do skutku.
Upór Piłsudskiego za powierzeniem rządów socja-
liście, który miał być jego narzędziem wbrew większości
Sejmu, nie dał się usprawiedliwić, ale i druga strona,
idąca pod wodzą narodowej demokracji, nie była bez
winy. Niedługo odbyć się miały nowe wybory do Sejmu.
Piłsudski jako kandydat na prezydenta nie miał kontr-
kandydata, któregoby na serjo przeciwstawić mu było
można. Rządy jego groziły zatem na dalsze lat siedem.
Ci, którzy mu byli przeciwni, skorzystali więc ze spo-
sobności, ażeby go skompromitować i kandydaturę jego
usunąć. Piłsudski przed walką tą się nie cofnął, a na-
wet ją prowokował.
Nim jeszcze przyszło do tego, Sejm dnia 18 maja
1921 r. uchwalił ustawę sprzeczną z uchwaloną przed
dwoma miesiącami Konstytucją. Ta orzekała, że obo-
wiązuje z dniem jej ogłoszenia, a więc z dniem 17 marca,
z tym więc dniem przestała obowiązywać Mała Kon-
261
stytucja z dnia 20 lutego 1919 r. i stosunek Sejmu do
Prezydenta Naczelnika regulował się według przepisów
nowej Konstytucji. Sejm jednak — pod pozorem, że
stosunek istniejącej dotychczas władzy najwyższej do
przepisów tej Konstytucji nie jest zupełnie jasny —
dnia 18 maja postanowił, że sprawuje swą władzę
w dotychczasowym zakresie aż do chwili ukonstytuo-
wania się władzy ustawodawczej na zasadach ustawy
konstytucyjnej z dnia 17 marca, i że prawa i obowiązki
obecnego Naczelnika państwa, określone w uchwale
z dnia 20 lutego 1919 r, trwają do chwili objęcia
urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej, wybranego
na podstawie ustawy konstytucyjnej. Szło tu przede-
wszystkiem o postanowienie Małej Konstytucji, że Na-
czelnik państwa powołuje Rzad w pełnym składzie
„na podstawie porozumienia ze Sejmem", co Konsty-
tucja z dnia 17 marca opuściłac Dotychczas porozu-
mienie przychodziło do skutku w ten sposób, że mar-
szałek Sejmu pośredniczył między stronnictwami a Na-
czelnikiem państwa, a zdanie Sejmu badał głównie
przez wysłuchanie Konwentu senjorów. Ważną tę rolę
spełniał marszałek Trąmpczyński zwykle w ten sposób,
że usuwał kandydatów wybitnych, którzyby dlatego
właśnie czyto jakiemu stronnictwu, czy Naczelnikowi
państwa miłymi nie byli. Nie wychodziła na tem do-
brze sprawa publiczna. Tym razem, wobec jawnej walki
między Naczelnikiem państwa a połową Sejmu, metoda
ta zawiodła. Zaczęły się przewlekłe targi, jak należy
rozumieć postanowienie Małej Konstytucji, poruszano
pytanie, kto ma desygnować, t. j. proponować mini-
strów, a Sejm, postawiony przez Piłsudskiego przed
tem pytaniem, dnia 16 czerwca uchwala, że inicjatywa
w wyznaczeniu premjera należy „z reguły" do Naczel-
262
nika państwa, jeżeli jednak Naczelnik wstrzymuje się
od propozycji lub Sejm na jego propozycję się nie
godzi, to Sejm lub organ przez niego ustanowiony
desygnuje premjera. Nie dodał Sejm, co się dzieje,
jeżeli Naczelnik państwa desygnacji tej nie uwzględni,
a natomiast orzekł, że Rząd powołany, t. j. mianowany
przez Naczelnika państwa, staje przed Sejmem celem
uzyskania jego votum zaufania. Organem, o którym
w tej uchwale mowa, miała być osobna komisja, wy-
brana przez Sejm. Żadna jednak interpretacja nie wy-
starczyła do utworzenia Rządu — który mógł przyjść
do skutku tylko za porozumieniem, — dopóki żadna
ze stron porozumieć się nie chciała i każdą wolę swoją
drugiej pragnęła narzucić. Przyszedł Rząd do skutku,
gdy zgodzono się z obu stron na Nowaka.
Dwumiesięczne te targi, bezpośrednie rokowania
Naczelnika państwa z Konwentem senjorów i ze stron-
nictwami, rabulistyczne wykładnie przepisów Konsty-
tucji kompromitowały zarówno Naczelnika państwa
jako też Sejm w opinji publicznej, w kraju i zagranicą.
Polska uchodziła za państwo, w którem mimo uchwa-
lenia Konstytucji władze naczelne nie doszły do równo-
wagi, nie ustalił się żaden kierunek polityki, i które
zarówno w sprawach swoich wewnętrznych, jako też
w sprawach zewnętrznych nie wie samo, czego chce.
W targach tych przegrał ostatecznie Piłsudski, bo cho-
ciaż votum nieufności niewielu głosami go ominęło,
przecież swojego kandydata na premjera i swojej wykładni
Konstytucji nie przeprowadził. Wyciągnął z tego kon-
sekwencję, i kiedy przyszło do wyboru Prezydenta
Rzeczypospolitej, zrzekł się stanowczo kandydatury.
Uzasadniał to obszernie tern, że Konstytucja nie da-
wałaby mu takiej władzy, jakiej pragnął. Zapomniał, że
263
popieraniem jednego, nie największego, stronnictwa
utrudniał sobie zadanie, a przez to pożądanemu roz-
szerzeniu władzy Prezydenta w Konstytucji z dnia
17 marca przeszkodził.
Wyszedł ze sporów jako prezes Rządu Juljan Nowak,
który w walkę stronnictw, prawicy i lewicy, zaangażo-
wany nie był i dawał rękojmię, że przy wyborach do
Sejmu bezstronnie się zachowa. A jednak Nowak wśród
przygotowań do wyborów znalazł odwagę do rozwią-
zania drażliwej sprawy, przed którą cofały się rządy
poprzednie: autonomji Galicji wschodniej. Nalegał na
to delegat do Ligi narodów Askenazy, przestrzegając
przed tern, że Liga narodów lada dzień wypowie się
w tej sprawie przeciw Polsce, a wziął sprawę w swoje
ręce nowy minister spraw zagranicznych Narutowicz,
który, dzięki długoletniemu swemu pobytowi i pracy
zagranicą, w opinjach i dążeniach demokratycznych spo-
łeczeństw zachodnich lepiej się orjentował, niż jego
poprzednicy. Społeczeństwo polskie we Lwowie i w Ga-
licji wschodniej zaczęło też rozumieć, że tak, jak do-
tychczas, dalej iść nie może, i że dla przyznania Polsce
tego kraju trzeba ponieść pewne ofiary. W Sejmie
pojawiały się wnioski socjalistów i Klubu pracy kon-
stytucyjnej o przyśpieszenie sprawy. Skorzystał z tego
Rząd, postanowił zbadać sprawę autonomji w drodze
Ankiety i powołał do niej oprócz reprezentantów lud-
ności polskiej ze Lwowa kilku prawników, którzy się
sprawą tą zajmowali. Ankieta, zwołana dnia 10 sierpnia,
zajęła się zbadaniem, czy projekt autonomji narzucony
Polsce przez Koalicję nie dałby się tak przerobić, aby
utracił niebezpieczne ostrze i przez Sejm mógł być
264
uchwalony. Projekt ten, jak o tern mówiliśmy po-
przednio, przyznając szeroką władzę ustawodawczą
Sejmowi galicyjskiemu, wychodzącemu z powszechnych
wyborów, zapewniał w nim tern samem większość Ru-
sinom i władzy ich poddawał bezwzględnie ludność
polską. Ankieta znalazła na to sposób. Zaproponowała
podział Sejmu galicyjskiego na dwie kurje narodowe,
polską i ruską. W skład kuryj mieli wchodzić posłowie,
wybierani osobno (na podstawie katastru) przez ludność
polską i przez ludność ruską. Każda kurja obradować
miała osobno i uchwalać osobny budżet wydatków
i dochodów dla swojej narodowości, osobno też na-
kładać podatki. W sprawach wspólnych zgoda obu
kuryj była wymagana. Namiętne walki wyborcze i ma-
joryzowanie jednej narodowości przez drugą były przez
to wykluczone. Niebezpieczeństwo wybujania politycz-
nego autonomji uchylała Ankieta przez to, że nie two-
rzyła osobnej prowincji Galicji wschodniej, czego żą-
dała Koalicja, lecz uznając, że już istnieją w Galicji
trzy województwa narodowo mieszane, lwowskie, tar-
nopolskie i stanisławowskie, każdemu z nich przyznała
autonomję i Sejmik wojewódzki.
Projekt, wniesiony przez Rząd do Sejmu jako przed-
łożenie rządowe, nie wywołał stanowczej opozycji. Licząc
się z tem, że bez uchwalenia autonomji przez Sejm
o przyznaniu Galicji wschodniej Polsce niema mowy,
nawet narodowa demokracja przyjęła projekt, ale uczy-
niła w nim zmianę. Projekt przyznawał autonomję
osobną trzem województwom, co sprzeciwiało się za-
sadzie narodowo - demokratycznej jednolitości ustroju
państwa. Głąbiński wyjął więc z projektu Ankiety ośm
postanowień i postawił je w rozdziale pierwszym jako
postanowienia ogólne, które miały być zastosowane
265
do całego państwa, a w drugiej części umieścił resztę
przepisów jako postanowienia szczegółowe, odnoszące
się do owych trzech województw. Zasada jednolitości
była pozornie uratowana, coprawda kosztem przyznania
wszystkim województwom autonomji szerszej, niż tego
wymagały stosunki w województwach czysto polskich.
Ankieta projektowała, że uchwały trzech Sejmików
muszą uwzględniać postanowienia Konstytucji Rzeczy-
pospolitej polskiej, oraz tych ustaw, które w niej są
powołane i które ją uzupełniają. Co się zaś tyczy
uwzględniania przez Sejmiki innych ustaw państwa,
projekt Ankiety rozróżniał takie sprawy, w których
Sejmik trzymać się miał także granic wytkniętych w tych
sprawach przez ustawy państwowe (a to sprawy wyznań,
dobroczynności publicznej, hygjeny, poparcia przemysłu
i handlu), od reszty spraw przyznanych autonomji,
w których Sejmik ustawami takiemi nie jest związany.
Autonomja przyznana przez projekt Sejmikom była
więc szeroka i rzeczywista. Głąbiński, zmieniając pro-
jekt Ankiety, umieścił postanowienie, że Sejmiki woje-
wódzkie mają prawo uchwalać ustawy w granicach po-
stanowień ustawy konstytucyjnej oraz ustaw państwo-
wych, a więc we wszystkich sprawach. Ustawodawstwo
sejmikowe, czyli autonomja województw, w żadnych
sprawach nie była więc pełną, lecz zależała od tego,
czy Sejm, uchwalając ustawy, ograniczać się będzie
tylko do ogólnych zasad, a szczegóły pozostawi Sej-
mikom, czy też uchwali szczegóły, tak że Sejmikom
nic nie pozostawi.
W dniu 26 września 1922 Sejm znaczną większością
uchwalił projekt Głąbińskiego przedstawiony przez Ko-
misję. Ustawa otrzymała tytuł: „O zasadach powszech-
nego samorządu wojewódzkiego, a w szczególności wo-
266
jewództwa lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławow-
skiego" i orzekała, że samorząd pomienionych woje-
wództw zostanie wprowadzony w życie najpóźniej w dwa
lata po uchwaleniu ustawy i że w tym czasie przystąpi
Rząd do założenia uniwersytetu ruskiego.
Minister spraw zagranicznych mógł w każdym razie
wykazać przed Koalicją, że Polska przyrzekła wydać
Statut dla ziemi wileńskiej i że uchwaliła organizację
autonomiczną trzech województw obejmujących Galicję
wschodnią, i na tej podstawie domagać się od mocarstw
uznania granicy wschodniej, obejmującej także Galicję.
Zrozumiał to zaraz rząd Petruszewicza i za jego wpły-
wem odbył się we Lwowie zjazd „szerszego Narodo-
wego Komitetu" ukraińskiego, który zaprotestował prze-
ciw autonomji województw uchwalonej przez Sejm,
a poparł protest zakazem wzięcia udziału w rozpisa-
nych wyborach do Sejmu polskiego. Zakaz udziału
w wyborach przeprowadzono zapomocą terroru, mor-
dując kandydatów, którzy się zgłosili, jako zdrajców
sprawy narodowej. Równocześnie małe bojówki prze-
biegały kraj, paląc, gdzie się dało, dwory, stogi i bu-
dynki gospodarcze wielkich właścicieli Polaków oraz
włościan polskich, którzy przesiedlili się z zachodniej
Galicji do wschodniej. Rozstrzygnięcie sprawy Galicji
wschodniej stało się sprawą już wprost piekącą. Zanim
jednak do tego przyszło, zaszły wypadki, które wstrząs-
nęły do głębi bytem Polski.
Nowe wybory, wyznaczone do Sejmu na dzień 5,
a do Senatu na dzień 10 listopada, odbyły się mimo
wielkiego roznamiętnienia stronnictw legalnie i spo-
kojnie, ale wynik ich wypadł całkiem niespodzianie.
267
Ponieważ głosowano na numery list, a liczba gło-
sów, które padły na listę, rozstrzygała o liczbie posłów
z niej wybranych, przeto kandydaci, którzy na listy
wielkich demagogicznych stronnictw się nie dostali,
przepadli, bo listy, na których byli umieszczeni, po-
trzebnej liczby głosów nie uzyskały. Przepadli więc
kandydaci wszystkich stronnictw umiarkowanych, a utrzy-
mali się tylko kandydaci stronnictw skrajnych : naro-
dowej demokracji i stronnictw do niej zbliżonych
i związanych w liście t. zw. Jedności narodowej, a na-
przeciw nich kandydaci stronnictw ludowych i stronnic-
twa socjalistycznego. Prawica stanęła naprzeciw Lewicy
bez żadnego pośredniczącego między niemi Centrum.
Najlepiej do wyborów przygotowała się narodowa de-
mokracja, która na koszta swej agitacji pozyskała wiel-
kie fundusze od ziemian całej Polski, zatrwożonych
wywłaszczeniem, a nie czujących się na siłach, ażeby
samodzielnie uzyskać mandaty do Sejmu czy do Se-
natu. Niewielką liczbę ziemian, narodowych demolwra-
tów i sympatyków narodowej demokracji, przyjęto na
listy Jedności narodowej. Z dalszych postanowień
układu wyszło na jaw, że narodowa demokracja w za-
mian za uzyskane od ziemian poparcie przyrzekła bro-
nić ich przed krzywdzącem wywłaszczeniem. W obozie
Jedności narodowej znalazło się też niemal całe du-
chowieństwo polskie, a niejeden ksiądz, wbrew ostrze-
żeniu wydanemu przez Episkopat, nadużył kościoła
dla celów wyborczych. Jedność narodowa, pragnąc
listom swoim zapewnić większość, postawiła na dwóch
listach do Senatu arcybiskupa Teodorowicza i biskupa
Sapiehę i podjęła starania, ażeby dla wyborów tych
uzyskać wyjątkowe zezwolenie Papieża. Bez tego
biskupi wybrani nie mogli przyjąć wyboru, gdyż
268
dekret Stolicy apostolskiej, ogłoszony w połowie 1922 r.,
zabronił pasterzom diecezyj kandydować do ciał par-
lamentarnych, oczywiście dlatego, aby nie byli wmie-
szani w wir walk partyjnych, i dlatego, że należenie
<Jo jednego stronnictwa nie godzi się z ich obowiązkiem
bezstronnego i bliskiego stosunku do wszystkich wier-
nych. Od zasady tej Papież dla Polski nie dopuścił
wyjątku. Biskupi nasi dnia 9 marca 1923 r. złożyli
mandaty.
Mimo poparcia przez ziemian i duchowieństwo na-
dzieje pokładane w wyborach zawiodły narodową de-
mokrację. Listy Jedności narodowej w porównaniu z in-
nemi listami osiągnęły stosunkowo największą liczbę
głosów, ale nie osiągnęły bezwzględnej większości.
W ogólnej liczbie mandatów poselskich daleko jej było
do połowy. Zjawił się w Sejmie czynnik, który osią-
gnąwszy 50 mandatów, w razie niezgody pomiędzy Pra-
wicą a Lewicą Sejmu mógł, przechylając się na jedną
albo na drugą stronę, pomiędzy niemi rozstrzygać,
a przechylał się z reguły ku Lewicy. Był nim blok
mniejszości narodowych, zorganizowany przez posłów
żydowskich, do którego oprócz nich weszli posłowie
niemieccy i ruscy. Województwa kresowe wybrały nie-
mal wyłącznie wrogich Polsce kandydatów, Białoru-
sinów i Ukraińców. Tylko z województw byłej Galicji,
wobec usunięcia się ludności ruskiej od głosowania,
wyszło, za poparciem Polaków, kilku Rusinów okazu-
jących chęć do zgody.
Pojęcia, jakie sobie ogół Polaków wyrobił o sto-
sunkach panujących na Kresach, o sympatjach, które
mieli dla Polaków żywić katoliccy Białorusini, o braku
poczucia narodowego w wielkiej masie ludności ruskiej,
rozwiały się nagle. Smutna rzeczywistość stanęła przed
269
oczami i na nic się nie przydało zwalać winę na agi-
tatorów ruskich, którym Rząd nie przeszkodził. Polityka,
którą Polska prowadziła na Kresach, przegrała. Przy*
czyna klęski leżała w tern, że wśród walczących ze
sobą prądów, to za polonizacją, to za samorządem
Kresów, i wśród zmieniających się ciągle gabinetów
polityka wobec ludności kresowej zmieniała się nie-
ustannie. Żaden urzędnik na Kresach nie wiedział, jaka
jest i jaka jutro będzie. Rządy, bojąc się opozycji na
Sejmie,bały się wystąpić z jasnym politycznym kierun-
kiem, a w braku takiego kierunku idącego z góry każdy
urzędnik na Kresach politykował na swoją rękę W admi-
nistracji zapanował niebywały chaos, a w porównaniu
z rządami carskiemi upadek powagi rządów polskich
u społeczeństwa. O tern, żeby wśród ludności ruskiej
pozyskać i wytworzyć stronnictwo ugodowe i z jego
pomocą jednać sobie ludność, zmieniające się gabinety
nie myślały wcale, bo wtedy byłoby trzeba zgodzić się na
koncesje narodowe i zaprowadzić samorząd, a to wy-
woływało opór narodowej demokracji. Wielka część
inteligencji polskiej na Kresach, popierając ją, występo-
wała też przeciw wszystkiemu, co podciągnąć się dała
pod pojęcie budzenia poczucia narodowego u Białoru-
sinów i u Rusinów wołyńskich, czy poleskich, i odda-
wała się nadziei, że to poczucie samo się nie zbudzi.
Wielkie to było złudzenie w czasach, w których sześcio-
przymiotnikowe głosowanie w ręce najniższych warstw
oddawało władzę. Większe jeszcze w odniesieniu do
Kresów naszych, przecinających obszar etnograficzny
Białorusinów i Ukraińców, którzy poza ich granicą
w Mińsku i Kijowie mieli ogniska swego narodowego
ruchu, popierane przez Rząd Sowietów.
Zawód, jaki spotkał narodową demokrację przjr
270
wyborach, które nie dały jej większości w Sejmie,
a odsłoniły błąd polityki jej wobec Kresów, popchnęły
ją do tego, aby przy wyborze Prezydenta Rzeczypo-
spolitej szukać odwetu. Jako kandydata swego przed-
stawiała najpierw Trąmpczyńskiego, ale gdy ten zanadto
był wybitny dla Lewicy, poszukała innego, który
zdała od walk wewnętrznych stanowisko posła polskiego
w Paryżu godnie zajmował, Maurycego hr. Zamoy-
skiego. Nie liczyła się z tem, że stronnictwa ludowe
przyjmą raczej każdą inną kandydaturę, niż kandyda-
turę właściciela wielkich dóbr, w którym ujrzą prze-
ciwnika wywłaszczenia. W braku porozumienia każde
stronnictwo przy wyborach głosowało za swoim kan-
dydatem. Dopiero przy piątem, ściślejszem głosowaniu
głosujący dotychczas za Wojciechowskim oddali swoje
głosy Narutowiczowi, który przez to wziął górę nad
Zamoyskim. Za nim głosowało także Koło mniejszości
narodowych. Narutowicz dnia 9 grudnia 1922 r. więk-
szością 289 przeciw 227 głosów wybrany został Pre-
zydentem Rzeczypospolitej. Pustych kartek oddano 29.
Porażka ta wytrąciła z równowagi narodową demo-
krację i wszystkich jej adherentów. Nie dość, że w bru-
talny sposób rzucono się na osobę Narutowicza, za-
rzucając mu bezwyznaniowość i masoństwo, ale po-
czytano mu za zbrodnię wobec narodu, że przyjął
wybór, za którym nie oświadczyła się większość posłów
polskich, lecz o którym rozstrzygnęły mniejszości na-
rodowe. Czy usunięcie się tych mniejszości od wy-
boru Prezydenta, a tem samem protest przeciw państwu
polskiemu, nie byłoby dla tego państwa wielką ujmą,
czy zrzeczenie się legalnie dokonanego wyboru przez
Narutowicza nie byłoby zakwestionowaniem Konstytucji
w jej najważniejszem postanowieniu i nie sprowadziłoby
271
szkodliwego przesilenia prezydjalnego, nad lem obóz
narodowo- demokratyczny się nie zastanawiał.
Konstytucja w art. 2 głosiła, że władza zwierzchnia
Rzeczypospolitej polskiej należy do „narodu". Z dal-
szych postanowień przyznających prawa i obowiązki
polityczne wszystkim obywatelom państwa bez różnicy
narodowości i religji wynikało, że Konstytucja słowa
„naród" użyła tu nie w pojęciu ciaśniejszem, etnogra-
ficznem, lecz w pojęciu szerszem, politycznem. Liczyła
się z tem (oby przyszłość przyznała jej w tern rację !),
że państwo polskie we wszystkich swoich obywatelach
bez różnicy języka i wyznania zbudzi ducha patrjo-
tycznego i silną wolę tworzenia i obrony wspólnego
im państwa, a to poczucie i wola, nie zaś język i re-
ligja, są istotnemi cechami politycznego narodu. Teorja
narodowo demokratyczna, przeszkadzająca tej akcji
państwa, redukująca naród polski do ciasnego etnogra-
ficznego pojęcia, sprzeciwiała się najżywotniejszemu
interesowi narodowemu. Rzucona w tłum bezkrytyczny
wydała najsmutniejsze skutki.
W dniu 1 1 grudnia, kiedy świeżo obrany Prezydent
przyjechać miał do gmachu Sejmu i wykonać przysięgę,
tłum wyległ na ulicę i postanowił temu przeszkodzić.
Zatrzymywano posłów dążących do Sejmu, żądając
od nich legitymacyj, a posłom socjalistycznym wzbra-
niano wejścia. Powóz Prezydenta obrzucono śniegiem
i usiłowano zatrzymać, tak, że szwadron przyboczny
musiał mu torować drogę. Na pomoc posłom socjali-
stycznym pośpieszyli jednak robotnicy. Przyszło mię-
dzy nimi a demonstrantami do walki i strzelania. Byli
zabici i ranni. Zjawił się na ulicy jenerał Haller i prze-
mawiał, a słowa jego wzięto za zachętę do manife-
stacyj i objaw głębszego ich znaczenia. Policja i mi-
272
nister spraw wewnętrznych Kamieński zachowywali się
wśród tego tak, źe tłomaczono to tylko tern, że sami
urządzili demonstrację. Kamieńskiego, gdy przybył do
Sejmu, spotkało ze strony Lewicy takie przyjęcie, źe
musiał natychmiast wnieść dymisję. Zaprzysiężenie
Prezydenta się odbyło. Pułk szwoleżerów oczyścił ulicę,
którą miał wrócić. Komisarz Rządu w Warszawie wy-
dał odezwę wzywającą do spokoju, związek Jedności
narodowej wezwał też ludność, aby powstrzymała się
stanowczo od wszelkich wykroczeń i gwałtów, ale
ziarno potępienia i nienawiści rzucone na Narutowicza
wydało straszny owoc.
Eligjusz Niewiadomski, mniemając, źe zbawi tem
ojczyznę, w dniu 16 grudnia zamordował Narutowicza
w chwili, kiedy zwiedzał wystawę sztuk pięknych.
Przerażenie ogarnęło umysły. Mord Prezydenta po-
jęto jako hasło do krwawej wojny domowej. Państwo
polskie zachwiało się w swoich posadach, a posłowie
państw zagranicznych gotowali się do nagłego wy-
jazdu. Oceniali Polaków miarą swoich ziomków, u któ-
rych namiętności głębiej sięgają, a krew bije goręcej,
niż u Polaków. Dla tych wystarczyło pojawienie się
silnej u steru rządów ręki. Według Konstytucji za-
stępstwo prezydenta objął marszałek Sejmu, ludowiec
Rataj, który na prezesa gabinetu powołał jenerała
Sikorskiego. W jednej chwili zmieniło się położenie,
wojsko obsadziło ulice miasta Warszawy, a szefostwo
sztabu objął Piłsudski. Ogłoszono stan wyjątkowy.
W lokalu towarzystwa narodowo -demokratycznego
„Rozwój", na które wskazywano jako na organizatora
rozruchów, zarządzono rewizję. Dyrektor policji i urzęd-
nicy oskarżeni o pobłażanie rozruchom zostali usu-
nięci. Kilku oficerów, którzy w klubie zbyt głośno
273
szermowali językiem, dostało się do aresztu. Wszystko
wróciło prędko na normalne tory. Posłowie mocarstw
zostali w Warszawie, nie ukrywając uznania dla na-
rodu, który porządek zachwiany umiał tak prędko
przywrócić. Narutowiczowi urządzono uroczysty pogrzeb,
a ciało złożono w podziemiach katedry. Sejm i Senat
odbyły posiedzenia żałobne z mowami marszałków.
Pozostał przykry osad w gloryfikowaniu czynu Nie-
wiadomskiego przez obóz narodowo- demokratyczny.
Znaleźli się nawet księża, którzy ulegając atmosferze
tego obozu, nie stanęli silnie przy piątem przykazaniu,
a w niektórych kościołach odbyło się za duszę Nie-
wiadomskiego nabożeństwo z całą okazałością, jak za
bohatera-męczennika. Episkopat w osobnem piśmie do
duchowieństwa musiał to zboczenie prostować, zwra-
cając się przeciw nadużywaniu nabożeństw żałobnych
dla manifestacyj nie odpowiadających świętości i ce-
lowi obrządku religijnego, a „mogących wprowadzić
zamęt do pojęcia moralności chrześcijańskiej". Wyrok
sądowy skazujący Niewiadomskiego na karę śmierci
i zatwierdzenie go przez prezydenta Wojciechowskiego
nie położyło tej gloryfikacji kresu. Położy go czas
i sąd historji.
Przy wyborze nowego Prezydenta narodowa demo-
kracja nie dała jeszcze za wygraną. Przedstawiła Le-
wicy szereg kandydatów ze swojego obozu, nie go-
dząc się na żadnego jej kandydata. Stanęło przeciw sobie
ostatecznie dwóch kandydatów: ze strony narodowej
demokracji prezes Akademji Umiejętności w Krako-
wie Kazimierz Morawski, nie polityk, ale znany ze
swojej sympatji dla narodowej demokracji, ze strony
ludowców były minister Wojciechowski. Pierwszy otrzy-
mał 221, drugi 298 głosów, 16 było białych kartek. Prezy-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 18
274
dentem został Wojciechowski, a narodowa demokracja
zaniechała wobec niego opozycji.
Sikorski powołany został do steru państwa dla
opanowania zamętu, który wywołała narodowa demo-
kracja. Położył mu prędko koniec i przywrócił zagro-
żony porządek publiczny, ale zadania swego nie uznał
przez to za skończone, lecz podjął śmiało myśl na-
prawy Rzeczypospolitej w tern wszystkiem, w czem
chromała.
Chromała przedewszystkiem wskutek nieładu finan-
sów. Od próby ich uzdrowienia, podjętej przez Biliń-
skiego a udaremnionej przez Paderewskiego, nic się
w tej sprawie nie udawało i rzecz toczyła się na dół
z szybkością zawrotną.
Koszt postawienia wielkiej armji i wydatki wojenne
zaciążyły na finansach państwa, ale położenie nie przed-
stawiało się rozpaczliwie, bo Polska byt swój niepod-
legły rozpoczęła prawie uwolniona od długów, które
na jej dzielnicach w państwach rozbiorowych ciążyły.
Sejm dla sprawy finansów państwa nie miał jednak
zrozumienia. Brakło mu przedewszystkiem woli, aby
wydatki ograniczyć do koniecznych i obmyśleć dla
nich pokrycie. Żądano od państwa^ ażeby przed doko-
naniem swojej organizacji i uregulowaniem swoich
finansów podjęło odrazu wszystkie żądania kulturalne
i społeczne. Stronnictwo i posłowie szli w tem na
wyścigi i szukali w tem łatwej chwały, a Sejm uchwalał
wszystko. System ubezpieczeń społecznych wykształ-
cano, ubiegając w tem inne państwa, a nie zawahano
się na chwilę podjąć natychmiast wielką reformę rolną
a zarazem społeczną, i nie czekając na jej ostateczne
275
uchwalenie, pośpieszono się tworzyć urzędy ziemskie
i czynić na jej rachunek miljonowe wydatki. Nie pytano
przytem, czy wydatki te nie przechodzą siły społeczeństwa
i czy znajdą w dochodach pokrycie. Większość Sejmu,
licząc się z usposobieniem swoich wyborców, włościan
i robotników, uchwalała podatki tylko pod tym warun-
kiem, źe od nich uwolnione będą najniższe a zarazem
najliczniejsze klasy, a granicę uwolnienia posuwała tak
wysoko, że wynik podatku chybiał celu. Miało to miejsce
przedewszystkiem przy podatku dochodowym i mająt-
kowym. Przy gruntowym osiągano ten cel, zaprowa-
dzając progresję dla najwięcej posiadających, a degresję
dla najmniej posiadających. System ten przerzucania cię-
żarów publicznych na najzamożniejszą warstwę ułatwiał
Sejmowi uchwalenie nietylko podatków, ale także wy-
datków niekoniecznych, a nawet zbytecznych, a nie
wpajał w ogół ludności przekonania, że ciężar utrzy-
mania państwa wszyscy dźwigać powinni.
Zmieniający się szybko ministrowie skarbu nie zdo-
łali się przeciwstawić prądowi temu, a nie znajdowali
w tem zrozumienia u swoich kolegów ministrów, z któ-
rych każdy wszystkie wydatki swoje uznawał za ^ko-
nieczne. Woli ograniczenia wydatków nie okazał też
żaden rząd w sprawie, która zależała od niego, w re-
dukcji nadmiernej ilości posad urzędniczych. Głośno
reklamowana na tem polu akcja oszczędnościowa gu-
biła się v/ piasku.
Państwo żyło pożyczkami, które niewiele przynosiły,
i nadzieją wielkiej pożyczki zagranicznej, a główne
źródło dochodu znajdowało w drukowaniu pieniądza,
na które Sejm kolejno bez miary pozwalał. Pieniądz
tracił wskutek tego tak szybko na wartości, że z po-
czątkiem 1923 r. za jeden dolar amerykański trzeba
18*
276
było płacić 29.000 polskich marek. Ogół społeczeństwa
z trudem tylko zdawał sobie sprawę, co to naprawdę
znaczy. Wartość nieruchomości, płodów i towarów,
obliczana w tracących wartość markach, rosła bajecznie
i wywołała niezdrową spekulację. Spekulacja w papie-
rach publicznych święciła orgje, ogarnęła szerokie war-
stwy i zagroziła nieuchronną katastrofą. Oszczędności
wycofały się nagle z banków i kas, ratując się przed
dewaluacją i szły na spekulację. Długi hipoteczne tra-
ciły wartość, kredyt długoterminowy ustał, a procent
pożyczek chwilowych rósł do niemożliwości, bo wli-
czano do niego oczekiwaną dewaluację marki. Pieniądz
uciekał zagranicę, szukając pewniejszej lokaty w dola-
rach, frankach szwajcarskich i funtach szterlingach.
Z dewaluacji stopniowej także i Rząd nie zdawał
sobie dokładnie sprawy i nie śmiał chwycić się środka
waloryzacji podatków. Podatki nałożone w markach pol-
skich, płacone po pewnym czasie w markach tych jeszcze
bardziej zdewaluowanych, nie przynosiły oczekiwanego
dochodu. Pożyczki udzielane z Kasy pożyczkowej przed-
siębiorstwom przemysłowym były ukrytą ich subwencją
z wielką szkodą państwa. Podatek majątkowy uchwa-
lony za inicjatywą ministra Michalskiego, ciężki zrazu
dla opodatkowanych, chybił zupełnie celu, bo dalsze
jego raty mało naprawdę przyniosły.
Ogół społeczeństwa, zaopatrzony w miljonowe i mi-
ljardowe cyfry swojego kapitału i obrotu, nie czuł, jak
kapitał ten w rzeczywistości topniał, jak obrót się ta-
mował. Naród ubożał bezprzykładnie. Światlejsi zda-
wali sobie z tego sprawę, ale w wyborze drogi pro-
wadzącej do celu nie byli zgodni. Jedni widzieli ratu-
nek w jak najprędszem uzdrowieniu waluty, w zebraniu
wielkiego kapitału w złocie na dotację banku, mającego
277
na tej podstawie wypuszczać pieniądz stojący na równi
ze złotem. Drudzy żądali najpierw przeprowadzenia
równowagi budżetu i czynnego bilansu handlowego,
a potem dopiero założenia banku emisyjnego. Od tego
zależało uzyskanie wielkiej pożyczki zagranicznej, bez
której trudno się było spodziewać odrodzenia gospo-
darstwa. Wahaniom tym Sikorski postanowił położyć
koniec i zaraz dnia 9 stycznia 1923 r. dał inicjatywę
do narady dotychczasowych ministrów skarbu u Pre-
zydenta Rzplitej dla ułożenia planu sanacji. Stecz-
kowski wystąpił za pierwszeństwem naprawy budżetu
i bilansu, Władysław Grabski za pierwszeństwem na-
prawy waluty przez założenie banku, i jemu Sikorski
oddał tekę skarbu i poruczył wielkie zadanie. Widział
w nim silną wolę, a nie zrażał się tern, że wyszedł
z obozu zwalczającej go narodowej demokracji.
W podobny sposób postanowił Sikorski postąpić
w sprawie zorganizowania i naprawy administracji.
Szło tu o przeprowadzenie zdrowych zasad, zawartych
w Konstytucji z dnia 17 marca. Cofały się przed tern
zadaniem przez dwa lata rządy poprzednie, poczęści
dlatego, że przedstawiało niemałe trudności a w Sej-
mie groziło opozycją, poczęści zaś dlatego, że prąd
centralistyczny panujący w ministerstwach nie sprzyjał
podjęciu zadania w kierunku samorządu województw
i zespolenia władz.
Szkodą było wielką, że Wielkopolska podjęła walkę
z centralizmem nie o samorząd i autonomję woje-
wództw, do czego w organizacji prowincjonalnej pru-
skiej miała podstawę, lecz o odrębność polityczną za-
boru pruskiego. Walkę tę musiała przegrać, nie znalazł-
szy nigdzie sprzymierzeńców, ale prąd centralistyczny
wzmocniony tern zwycięstwem nie dopuścił już do wy-
278
dania statutu dla Ziemi wileńskiej. Pod wpływem Koalicji,
nie chcącej przyznać Polsce Galicji wschodniej, zgodził
się następnie w ustawie z 26 listopada 1922 r. na zasady
autonomji dla trzech małopolskich województw, a za-
razem na rozciągnięcie ich na wszystkie inne wojewódz-
twa, ale było to również postanowienie zasadnicze,
obliczone na zewnątrz, z którego przeprowadzeniem
nikt się nie śpieszył.
Podjął to trudne zadanie Sikorski i na 20 lutego
1923 zwołał Ankietę, złożoną z kilku rzeczoznawców
i z urzędników ministerjalnych, która wypracowała sze-
reg projektów, obejmujących gruntowną reformę ustroju
administracyjnego państwa. Ułożono nowy podział kraju
na województwa, odpowiadający lepiej stosunkom eko-
nomicznym, a zacierający granice rozbiorów. Przepro-
wadzono zespolenie różnych gałęzi władz rządowych
w województwie i w powiecie. Określono samorząd
i autonomję we województwach oraz organizację gmin
i powiatów. Projekty tak uchwalone miały jeszcze ulec
ostatecznej redakcji i jako przedłożenie rządowe stanąć
na porządku dziennym Sejmu.
Z reformą administracji, z zaprowadzeniem samo-
rządu i autonomji wojewódzkiej łączyła się ściśle
sprawa naszych Kresów wschodnich, które stały się
smutnem polem sprzecznych i chaotycznych politycznych
kierunków, a których przerażający obraz odsłonił się
nagle przy wyborach do Sejmu. Szło tu przedewszyst-
kiem o to, aby stosunki ich bez uprzedzenia zbadać
i krytycznie ocenić. Do badań tych zachęcił Sikorski
znanego publicystę Konstantego Srokowskiego i ułatwił
mu przy objeździe województw kresowych dostęp do
źródeł.
Praca podjęta przez Sikorskiego nie znajdowała
279
w Sejmie przychylnego echa. Narodowa demokracja,
dysząc zemstą za stłumienie rozruchów, które wywołała,
przeszła wobec Sikorskiego do najostrzejszej opozycji,
i, aby go wywrócić, dokładała wszelkich usiłowań dla
pozyskania ludowców za cenę jakichbądź ofiar, głównie
oczywiście na polu reformy rolnej. Prasa narodowo-
demokratyczna, która dotychczas w najczarniejszych
barwach przedstawiała stronnictwo ludowców, zaczęła
na gwałt czyścić ich ze wszystkich zarzutów, a Wi-
tosa, obrzucanego do niedawna błotem, stawiać na
piedestale bohatera narodowego. Sikorski,, nie zwa-
żając na to, nie wdając się w targi i nie czyniąc ustępstw
opozycji, szedł w swoich zamierzeniach naprzód, ufając,
że wynikami swojej pracy przekona oponujących.
Powiodło mu się to w jednej sprawie, i to w naj-
ważniejszej, w uzyskaniu od Koalicji uznania granic
państwa. Pozyskał do współpracy Aleksandra hr. Skrzyń-
skiego, pierwszego dyplomatę z zawodu, jaki od czasu
utworzenia państwa polskiego stanął u steru jej spraw
zagranicznych, i rzecz zabagniona od kilku lat posu-
nęła się naprzód.
Szkodziło jej niezmiernie przekonanie, które wsku-
tek powstań śląskich i zajęcia Wilna przez Żeligow-
skiego utarło się zagranicą, że Polska jest ogniskiem
niepokoju na Wschodzie Europy, z którego wyjść
może nowa wojna. Straciło to przekonanie podstawę
z chwilą, kiedy Polska granice swoje zachodnie przez
decyzję mocarstw, a wschodnie przez pokój ryski osią-
gnęła, i nie żywiąc zamiaru wyjścia poza nie, miała
największy interes tylko w ich utrzymaniu, a tern sa-
mem w zachowaniu pokoju. Szkodziło jej dalej nie-
załatwienie spraw mniejszości narodowych i błędy
popełnione na tem polu, które obijały się o Ligę
280
narodów i sprawiały, że Polska stawała ciągle przed
nią w roli oskarżonej. Zrozumiał to dobrze Skrzyński
i do tego zastosował swoje zachowanie się wobec
Koalicji i w Lidze narodów. Wystąpił tam w imieniu
Polski jako gwarantki pokoju na Wschodzie Europy,
oświadczył się za zachowaniem praw mniejszości na
rodowych, i tern samem zdobył sobie stanowisko, ja-
kiego nie mieli jego poprzednicy, oskarżeni o impe-
rjalizm i o ucisk mniejszości.
Owoce tej polityki powiodło mu się zebrać prędko,
gdy Litwa kowieńska, zamiast wyczekać, aż Koalicja
odda jej port Kłajpedę i określi jego organizację,
urządziła w nim powstanie i zajęła go, zmuszając za-
łogę francuską do opuszczenia miasta. Przez to Litwa,
która już oddawna nie chciała się poddać orzeczeniom
Ligi i stosunek swój z Polską ogłaszała ciągle jako
„wojenny", ukazała się w całej pełni jako burzycielka
pokoju. Rada Ligi narodów straciła cierpliwość i posta-
nowiła usunąć źródło niepewności i nieporządku, jakiem
był pas neutralny, ustanowiony między Polską a Litwą
z inicjatywy wojskowej Komisji kontrolującej jeszcze
dnia 17 grudnia 1920 r. Teraz Rada Ligi orzeczeniem
z dnia 3 lutego 1923 r. podzieliła ten pas między
oba państwa, upoważniła każde z nich do zajęcia
— od 15 lutego poczynając — miejscowości aż do
tej granicy i zaprowadzenia na nich swojej admi-
nistracji. Polska poddała się temu orzeczeniu i swemi
oddziałami policyjnemi i celnemi zajęła te miejscowości;
Litwa, protestując, ostrzeliwała te oddziały, oraz tor
kolejowy prowadzący z Grodna do Wilna. Stanowczą
decyzję w tej sprawie Mocarstwa koalicyjne przekazały
nie Lidze, w której obawiały się długotrwałej dyskusji,
281
lecz Konferencji swoich ambasadorów, polecając im za-
razem wydanie decyzji co do granic Polski z Rosją.
Sprawa ta ze strony Polski była dobrze przygoto-
wana. Prowokacja Litwy wobec Polski pozostała bez
skutku, a dała ministrowi polskiemu podstawę do wy-
kazania, że groźba wywołania wojny na Wschodzie wy-
chodzi z Litwy. Podkreślił to niebezpieczeństwo Rząd
Sowietów, zapewniając Litwę o sympatjach Rosji, pod-
nosząc niebezpieczeństwo, jakie dla Rosji wynika z ob-
jęcia przez Polskę linji Grodno— Wilno, przecząc Lidze
narodów prawa mieszania się do sporu polsko-litew-
skiego, a ofiarując stronom swoje w tym względzie usługi.
Skrzyński odsunął stanowczo tę interwencję, zaprze-
czając Rosji prawa do mieszania się w stosunki polsko-
litewskie, którego w pokoju ryskim się wyrzekła. Dla
Koalicji stało się zaś rzeczą jasną, że z decyzją swoją
w sprawie wschodniej granicy Polski nie można już
ani chwili czekać. Wydała ją Konferencja ambasadorów
w dniu 15 marca 1923 r.
Uchwała oparła się na art. 87 ustęp 3 traktatu wer-
salskiego, przyznającym głównym mocarstwom sprzy-
mierzonym prawo oznaczenia granic Polski, których nie
wyszczególnił ten traktat, oraz na tern, że Rząd polski
przedstawił w dniu 15 lutego 1923 Konferencji amba-
sadorów prośbę, aby mocarstwa, mające w niej swoich
przedstawicieli, zrobiły użytek z praw nadanych im
przez pomieniony artykuł, a Rząd litewski przez swoją
notę z 18 listopada 1922 r. wykazał, iż troszczy się
o to, aby wzmiankowane mocarstwa zrobiły użytek
z tych praw. Uzasadniając tak swoje prawo do wydania
decyzji, uchwała motywowała ją szczegółowo.
Co do granicy z Litwą Konferencja wyszła z zało-
żenia, że należy mieć na uwadze sytuację faktyczną,
282
wynikłą mianowicie z rezolucji Rady Ligi narodów
z dnia 3 lutego 1923, i opierając się na niej, po-
dyktowała linję graniczną dokładnie.
Co do granic Polski z Rosją Konferencja uznała
za granicę linję oznaczoną i wytkniętą słupami za zgodą
obu państw i na ich odpowiedzialność w dniu 23 listo-
pada 1922 r., wychodząc z założenia, że co do tych
granic Polska weszła w bezpośrednie stosunki z tern
państwem co do ich oznaczenia.
Rozstrzygając o granicy, którą rzeka Zbrucz miała
stanowić między Polską a Rosją, Konferencja uwzględ-
niła trzy okoliczności. Najpierw tę, że Austrja artykułem
91 traktatu w Saint- Germain zrzekła się na rzecz głów-
nych mocarstw sprzymierzonych wszystkich praw i ty-
tułów na terytorjach, które należały poprzednio do
byłej monarchji austrjacko- węgierski ej i które położone
poza nowemi granicami Austrji, takiemi jakie są opisane
w art. 27 rzeczonego traktatu, nie są obecnie przed-
miotem żadnego innego przyznania. Takiem terytorjum
jest Galicja. Drugą okolicznością wziętą pod uwagę
jest uznanie przez Polskę, że co się tyczy wschodniej
Galicji, warunki etnograficzne czynią koniecznym ustrój
autonomiczny. Trzecią okolicznością jest traktat za-
warty z Polską dnia 28 czerwca 1919 r., przewidujący
dla wszystkich terytorjów znajdujących się pod zwierzch-
nictwem Polski gwarancje specjalne na rzecz mniej-
szości rasy, języka lub religji. Opierając się na tych
trzech przesłankach, Konferencja przyznała Polsce Ga-
licję wschodnią — nie specjalnie, lecz w postanowieniu
ogólnem, które ją objęło, skoro Galicja mieściła się
wewnątrz granicy Polski z Rosją. Postanowienie to
brzmiało :
„Konferencja postanawia przyznać Polsce, która
283
to przyjmuje, wszystkie prawa zwierzchnicze nad tery-
torjami położonemi pomiędzy granicami powyżej okre-
ślonemi (t. j. z Rosją) a innemi granicami polskiego
terytorjum (t. j. z Czechosłowacją i Niemcami), z zastrze-
żeniem postanowień traktatu pokoju w Saint- Germain
en Laye, dotyczących ciężarów i zobowiązań przenie-
sionych na inne państwa, którym przekazana jest część
terytorjum byłej monarchji austro- węgierskiej".
Postanowienia Konferencji podpisali ambasadorowie
mocarstw, a w imieniu Polski poseł polski w Paryżu
Maurycy Zamoyski i minister spraw zagranicznych
Aleksander Skrzyński.
Wskrzeszenie Polski dokonało się. Polska uzyskała
szerokie granice, a w obrębie ich niepodległość i wła-
dzę zwierzchnią. Uzyskała warunki, ażeby w gronie
państw europejskich stanąć jako mocarstwo, niezbędne
dla ich równowagi, cenione jako sprzymierzeniec, groźne
jako nieprzyjaciel. Spełnienie tych warunków zależało
od tego, czy w latach najbliższych zdoła zorganizować
skarb i wojsko, zdoła stworzyć sobie nowożytną admi-
nistrację, a interes jednostek, warstw społecznych i stron-
nictw poświęcić dla publicznego dobra, czy wreszcie
miljony ludności ruskiej, które do państwa swego wcie-
liła, powiedzie jej się dla siebie i dla niego pozyskać.
PRZYPISY
Do str. 19. Do gabinetu Józefa Świeżyńskiego należeli mini-
strowie : Stanisław Głąbiński spraw zewnętrznych, Zygmunt Chrza-
nowski spraw wewnętrznych, Antoni Ponikowski wyznań i oświe-
cenia publ., Józef Higersberger sprawiedliwości, Władysław Grabski
rolnictwa i dóbr koronnych, Andrzej Wierzbicki przemysłu i handlu,
Józef Wolczyński pracy i ochrony społecznej, Wacław Paszkowski
komunikacji, Andrzej Minkiewicz aprowizacji, J. Englich skarbu.
Z tych Ponikowski i Higersberger wzięci byli z poprzedniego ga-
binetu jako ministrowie fachów?, niepolityczni. Piłsudski należał
do gabinetu nominalnie, więziony jeszcze w Magdeburgu.
^ Do str. 40. Przyczynę niewysłania wojska utworzonego we
Francji do Polski wyjaśnia Dmowski na innem miejscu, podając,
że zaraz po powrocie z Ameryki zwrócił się do Koalicji o zgodę
na ten powrót, że za tern oświadczył się Foch, ale Anglja prze-
szkodziła, obawiając się, że Niemcy wylądowaniu się sprzeciwią
i stąd wojna wybuchnie. Wiadomość tę trudno jednak pogodzić
z faktem, że w owej chwili Komitet paryski nie porozumiał się
jeszcze z Rządem warszawskim. Czy więc, wysyłając wojsko do
Polski, Komitet zamierzał poddać je pod rozkazy nieuznanego przez
się Naczelnika państwa, czy też inną przeznaczał mu rolę?
Do str. 100. Tadeusz Rzepecki: „Sejm Rzeczypospolitej pol-
skiej 1919 roku, z "życiorysami i podobiznami 311 posłów sejmo-
wych, mapą okręgów wyborczych oraz 3-ma tabelami statystycznemi,
wykazującemi ilości oddanych głosów i siły stronnictw politycznych".
Poznań 1920.
Pożyteczną pracą dla zorjentowania się w stronnictwach pol-
skich jest broszurka Jerzego Szreniawy: „Polskie stronnictwa poli-
tyczne", Poznań 1921, zabarwiona jednak silnie kierunkiem naro-
dowej demokracji.
Do str. 160. O całem tern tragicznem przejściu w Spaa mamy —
oprócz wielu nieautentycznych wiadomości podanych w dzienni-
kach — dwie relacje samego Władysława Grabskiego, obliczone
na uspokojenie opinji i odparcie czynionych mu zarzutów.
Pierwszą podał reprezentantom prasy w dniu 16 lipca według
286
korespondenta w Nrze 167 „Czasu* w słowach następujących:
Proponowana przez Ententę linja rozjemcza między Polską a Bol-
szewją jest ta sama, jaką 8 grudnia z. r. wyznaczyła Rada naj-
wyższa jako linję faktycznego posiadania Polski. Ciągnąć się ona
ma wzdłuż województw lubelskiego i białostockiego. Na północ od
powiatu białostockiego będzie biegła tak, że Grodno pozostanie
przy nas. Obszar po drugiej stronie wraz z Wilnem pozostanie
przy Litwinach. Bolszewicy mają się cofnąć o 50 km na wschód
od linji kolejowej Grodno— Dyneburg. Niżej od Grodna na południu
będzie pas neutralny, 50 km szeroki. Wzdłuż Galicji wschodniej
linję demarkacyjną stanowić będą linje zajęte w danej chwili przez
wojska. Lloyd George w słowach bardzo dobitnych zapewnił Polsce
najdalej idącą pomoc, gdyby Bolszewicy odrzucili zaproponowane
im warunki. Pod tym względem zaangażował się Lloyd George
zupełnie formalnie. Mówił: Anglja wyrównała już swoje warunki
z rządem Sowietów, teraz postawiła im nowy warunek natychmia-
stowego zaprzestania wojny z Polską. Ponieważ Bolszewicy kilka-
krotnie oświadczyli swoją gotowość do rokowań pokojowych z Pol-
ską, to gdyby teraz do wyznaczonego terminu, t. j. do niedzieli,
godzina 11 w południe, nie zgodzili się na zawieszenie broni i roz-
poczęcie rokowań, dowiedliby, że walczą przeciw istnieniu Polski.
Lloyd George oświadczył już rządowi Sowietów, że jak przedtem
przeciwny był ofensywie polskiej, tak samo teraz wystąpi przeciw
dalszemu pochodowi Bolszewików, i w takim wypadku Anglja i jej
aljanci udzielą Polsce pomocy dla obrony jej wolności. Co do Galicji
wschodniej, to na konferencji w Spaa życzono sobie pierwotnie,
aby o jej losie zadecydował bezzwłocznie plebiscyt. Dopiero po
usilnych przedstawieniach p. Grabskiego zgodzono się na powrót
do dawnej koncepcji, t. j. aby udzielić Polsce mandat do admini-
strowania Galicją wschodnią na pewien szereg lat, po upływie któ-
rych zastosowana zostanie zasada samostanowienia o sobie ludności.
Co do Wilna, to nie pomogły żadne przedstawienia. Na konferencji
w Spaa oświadczono, że Wilno musi należeć do Litwy i pod tym
względem nastąpiło już porozumienie między Litwinami a rządem
Sowietów. Pertraktacje o zawieszenie broni prowadzić będzie Na-
czelne Dowództwo, które daje zupełną rękojmię, że potrafi strzec
honoru i powagi narodu polskiego. Wkońcu mówił p. Grabski, że
pokoju narzuconego przyjąć nie moglibyśmy i musimy na każdy
wypadek sposobić się, by być gotowymi do broni.
287
Drugą relację ogłosił Grabski jako wywiad w dzienniku .Rzecz-
pospolita", w październiku. Brzmi ona: Do Spaa wyjechałem po
omówieniu naszego położenia i potrzeb w naradach Rządu i Rady
obrony państwa. Uznano wówczas w związku z ciężkim vstanem
rzeczy na froncie i ciągłym odwrotem, że należy doprowadzić do
rozejmu. Zarazem postanowiono oprzeć się o Sprzymierzonych i szu-
kać wyjścia z ówczesnych przejść w porozumieniu z nimi. Miałem
uzyskać rozejm przy pomocy Sprzymierzonych, i wszystko, co zro-
biłem w Spaa, odnosiło się też wyłącznie do rozejmu. Sprzymie-
rzeni mówili : My przeprowadzimy zaraz rozejm i następnie traktat
pokojowy w Londynie, jeżeli Polska weźmie na się takie a takie
zobowiązania. Ja zaś mówiłem : Polska weźmie na się takie a takie
zobowiązania za cenę przeprowadzenia przez Sprzymierzonych zaraz
rozejmu, a następnie pokoju. Skutki takiego postawienia spraw w Spaa
są jasne. Wobec tego mianowicie, że Sprzymierzeni wówczas ro-
zejmu nie wyjednali, na żadne wogóle zobowiązania nasze w Spaa
powoływać się nie można. W dziesięć dni po naradach w Spaa,
20 lipca, Anglja uznała niemożność załatwienia sprawy w sposób
przewidziany w Spaa i dała nam radę, byśmy rokowali bezpo-
średnio z Sowietami w myśl ich życzenia. Odrazu wówczas, będąc
jeszcze prezydentem Rady ministrów, zwróciłem się do p. Jusse-
randa i do lorda d'Aberdon, którzy właśnie przybyli do Warszawy
na czele umyślnej misji wojskowo-politycznej, i oświadczyłem im
w obecności posła angielskiego sir Horace Rumbold'a, że po tej
radzie udzielonej przez Anglję zobowiązania zaciągnięte w Spaa
odpadają. Co do Wilna narady w Spaa były najbardziej bodaj trudne
i napięte. P. Lloyd George pragnął uzyskać zgodę moją imieniem
Rządu polskiego na oddanie ostateczne Wilna Litwinom, jako wa-
runek pokoju. Mimo całego nacisku stanowczo oświadczyłem, że
na to się nie zgodzę i wolę wrócić do Warszawy bez jakiegokol-
wiek wyniku. Dopiero wskutek mojego uporu postanowiono, że
Wilno nie będzie oddane przez nas w układaniu pokoju na wscho-
dzie, ale tylko przekazane Litwinom na czas najścia bolszewickiego
przy ustanowieniu rozejmu za pośrednictwem Sprzymierzonych. Co
do Galicji wschodniej Lloyd George chciał, aby załatwienie jej
włączone było w traktat z Sowietami, co powiodło mi się uchylić.
W szczególności uzyskałem: 1) że granicą rozejmu miała być nie
owa znana linja z końca r. 1919 na wschód od Przemyśla, która
oddawałaby całą Galicję wschodnią w chwili rozejmu na stronę
288
bolszewicką, lecz Hnja frontu w dniu rozejmu, 2) to, żc przedsta-
wiciele ludności Galicji wschodniej nie mieli być wezwani na Kon-
ferencję w Londynie dla wzięcia udziału w rokowaniach, ale tylko
dla przesłuchania ich przez Konferencję.
A jak pojmowana była t. zw. linja Courzona, czyli granica
8 grudnia 1919?
Tylko jako granica rozejmu. Wcale nie jako coś przesądzają-
cego o ostatecznej granicy pokojowej. Tu nawet nikt nie stawiał
sprawy inaczej i pod tym względem nie miałem starć. Zażądano
od nas zobowiązań wzamian za uzyskanie rozejmu. Wobec pole-
cenia Rady obrony państwa, by uzyskać rozejm i pomoc u Sprzy-
mierzonych, musiałem oczywiście mówić i o warunkach, pod jakiemi
Sprzymierzeni chcieli podjąć się pośrednictwa. W ten sposób za-
strzegli sobie wówczas Sprzymierzeni rozstrzygający wpływ na sze-
reg spraw. Co do Śląska cieszyńskiego sprawa była już wówczas
pchnięta na nowe tory. Przedstawiciele Śląska bowiem już przed-
tem oświadczyli, że są przeciwni plebiscytowi w warunkach, jakie
tam stworzono. Sprawa była zatem skierowana już przed Spaa na
drogę Sądu rozjemczego. Zgodziłem się na to, aby rozstrzygała jako
sąd Rada ambasadorów. W sprawie Galicji wschodniej nie mogłem
odmówić prawa rozstrzygania Sprzymierzonym, gdyż od początku
oni ją załatwiali na Konferencji pokojowej w Paryżu, nadto zaś za-
leżało mi na tern, aby uchylić ją z pod rokowań z Sowietami a zo-
stawić w ręku Sprzymierzonych. Wreszcie co do Gdańska traktat
wersalski przewiduje załatwienie przez Sprzymierzonych na pod-
stawie pewnych zasad, i poza to nie poszedłem. Zobowiązania te
były warunkami uzyskania pośrednictwa i pomocy Sprzymierzonych.
Ale dzisiaj wszystko to nic nie znaczy. Wobec tego bowiem, że
Sprzymierzeni zeszli co do rozejmu z drogi wytkniętej w Spaa,
wszelkie nasze zobowiązania odpadają i Polska ma zupełnie wolną
rękę co do Galicji wschodniej, Wilna i Gdańska, tak jakby układu
w Spaa nie było. —
Tak bronił się Grabski. Sprzymierzeni, jak cale ich dalsze za-
chowanie się pokazało, niestety nie podzielali jego zdania i mieli
za sobą to, że według ogłoszonego tekstu układu w Spaa nie zo-
bowiązali się wcale „wyjednać" rozejmu, lecz zobowiązali się uczy-
nić Rosji sowieckiej propozycję zawieszenia broni na podanych
warunkach, a jeżeli armja rosyjska odrzuci rozejm, okazać Polsce
całą pomoc zwłaszcza w materjale wojennym. Pokazało się, że Rosja
289
Ich propozycję rozejmu odrzuciła, a Sprzymierzeni pomoc w ma-
terjale wojennym Polsce okazali, i dlatego na mocy układu czuli się
w prawie narzucania Polsce postanowień swoich w sprawie Śląska,
Litwy, Galicji wschodniej, kwestji cieszyńskiej 1 Gdańska. Odrzu-
cenie rozejmu przez Rosję i wynikła stąd wojna zakwestjonowała
tylko Hnję Courzona, gdyż o granicy między Polską a Rosją wojna
rozstrzygnąć musiała.
Do str. 172. Należą tu książki: .Pierwsza wojna polska (1918 —
1920)". Zbiór wojennych komunikatów prasowych Sztabu general-
nego (za czas od 26. XI. 1918 do 20. X. 1920), uzupełniony komu-
nikatami Naczelnej Komendy W. P. we Lwowie (od 2. XI. 1918 do
23. XI. 1918) i Dowództwa głównego W. P. w Poznaniu (od 11. I.
1919 do 14. IX. 1919). Zebrał, opracował, wstępem i skorowidzem
zaopatrzył kapitan Stefan Pomarański. Warszawa 1920.
Józef Piłsudski: „Rok 1920*. Warszawa 1924. Podaje prze-
kład książki głównodowodzącego wojsk rosyjskich M. Tuchaczew-
skiego „Pochód za Wisłę" i krytykę tej książki. Wywody Pił-
sudskiego byłyby zyskały i obraz działań polskich byłby wypadł
pełniejszy, gdyby autor był uwydatnił udział i zasługi swoich pod-
władnych.
.Bellona'. Miesięcznik wojskowy, wydawany przez Wojskowy
Instytut naukowo-wydawniczy, Warszawa, sierpień 1925: Bitwa war-
szawska 1920 Zawiera rozprawy: Gen. bryg. M. Kukieł: „Pierwsza
wytyczna operacji warszawskiej*. — Mjr. J. Moszczeński : „Rosyjski
plan bitwy nad Wisłą w r. 1920". — Kpt. A. Borkiewicz: „Kon-
centracja nad Wieprzem". — Gen. bryg. J. Zając: „Bitwa 5-ej armji
nad Wkrą". — Mjr. Szt G. E. Perkowicz: „Bitwa pod Warszawą
w sierpniu 1920 i jej kryzys*. — Ppłk. Szt. G. T. Różycki: „Możli-
wość interwencji konnej armji Budiennego w bitwie warszawskiej".
Rozprawy te podają materjał źródłowy i są najcenniejszem dziś
studjum bitwy warszawskiej. Ułożyć z nich jeden obraz nie jest
jednak — przynajmniej dla niewojskowego historyka — rzeczą
łatwą. Utrudnia niezmiernie rzecz, a nawet czytanie, metoda poda-
wania numerów armij, dywłzyj, pułków, dowództw bez nazwisk
dowódców. Numery te i różne dowództwa tak naszych jak i rosyj-
skich wojsk w czytaniu mieszają się ze sobą, a przebieg działań
nabiera cechy nieosobowej, wbrew rzeczywistości, skoro wynik
działania zależy w wielkim stopniu od dowódcy. Metodzie tej
należy też przypisać, że zasługi dowódców wobec całego społe-
Wskrzeszenie Państwa Polskiego 19
290
czeństwa nie uwydatniły się należycie, a nazwiska ich nie spopu-
laryzowały.
Z literatury powojennej wymienić tu wreszcie musimy książkę
Henryka Bagińskiego: „Wojsko polskie na Wschodzie 1914—1920".
Warszawa 1920.
Do str. 273. Z pośród pism biorących w obronę Niewiadom-
skiego wymieniamy tu artykuł profesora uniwersytetu Romana
Rybarskiego, ogłoszony w marcowym numerze 1923 Przeglądu
Wszechpolskiego: „O polityce klasowej i polityce narodowej".
Do str. 277. Ostatnią publikacją w dziedzinie stosunków ekono-
micznych i finansowych Polski niepodległej jest praca Adama Krzyża-
nowskiego: „Pauperyzacja Polski współczesnej", Kraków 1925, która
podaje literaturę przedmiotu a ujmuje go w szeregu bystrych spo-
strzeżeń. Tezy postawionej w tej pracy, że wielki wzrost ludności jest
główną przyczyną zubożenia i wogóle ujemnym objawem, trudno
jednak przyjąć bez zastrzeżenia, zwłaszcza w odniesieniu do Polski
O ile do zubożenia jej przyczynił się wielki przyrost ludności, to objaw
ten powinien być tylko czasowym, dopóki nie wpłynie na wzrost
pracy i przedsiębiorczości i nie ściągnie do niej kapitału. Wzrost
ludności otwiera nam też widoki zagospodarowania i zaludnienia
wielkich przestrzeni na Kresach, a ostatecznie stwarza także wa-
runki obrony i utrzymania państwa wśród wielkich potęg, które ją
z dwóch stron otaczają.
Do str. 278. Wynik swoich badań ogłosił Srokowski w Nr.
22 i 23 „Przeglądu Współczesnego" w Krakowie 1924 r., p. t.
„Sprawa narodowościowa na Kresach wschodnich" (wyd. także
osobno Kraków 1924), oraz w Nr. 32 tegoż pisma p. t. , Uwagi
o Kresach wschodnich". Objektywnością przedstawienia i bystrością
sądu góruje ta praca nad innemi.
Do str. 280. Politykę swoją uzasadnił Skrzyński w książce:
„Poland and peące", London 1923, w przekładzie polskim : .Polska
a pokój", Warszawa 1924.
ŹRÓDŁA I LITERATURA
Do historj! pierwszych lat Polski wskrzeszonej oprócz „Dzien-
nika ustaw Rzeczypospolitej" i urzędowego „Monitora" oraz .Spra-
wozdań stenograficznych Sejmu Rzpltej" i dołączonych do nich
aktów sejmowych, wielu aktów szukać trzeba w dziennikach spół-
czesnych, a jeszcze więcej kryje się w archiwach. Tern cenniejsze
są wydawnictwa, które je w pewną całość zbierają.
Na czele ich stoi dzieło Stanisława Filasiewicza: ,La ąuestion
polonaise pendant la guerre mondiale", Paris 1920, obejmujące czas
od wybuchu wojny światowej w sierpniu 1914 r. aż do dopuszcze-
nia delegatów polskich do Konferencji pokojowej w dniu 15 stycznia
1919. Zawiera głównie akta dyplomatyczne w sprawie polskiej
i mowy ministrów państw toczących wojnę, z komentarzem łączą-
cym je i wyjaśniającym, a w obszernej przedmowie podaje szkic
historyczny sprawy ze stanowiska Komitetu paryskiego.
Uzupełnieniem tego zbioru jest książka Stanisława Kozickiego:
.Sprawa granic Polski na Konferencji pokojowej w Paryżu 1919 r.',
Warszawa 1921, która kreśląc przebieg tej sprawy podaje memorjały
Dmowskiego, dalej Stanisława Szpotańskiego : „Sprawa Górnego
Śląska na Konferencji pokojowej w Paryżu", Warszawa 1922,
wreszcie Marjana Seydy: „ Walka Komitetu Narodowego polskiego
0 Górny Śląsk (fakty i dokumenty)".
Obszerny zbiór aktów odnoszących się przeważnie do polityki
wewnętrznej zawiera dzieło Władysława Kumanieckiego: .Odbu-
dowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty 1912 —
styczeń 1924", Warszawa 1924. Zaopatruje akta obszernym i ciągłym
komentarzem, tak, że jest jeżeli nie historją, to przynajmniej kro-
niką z tych lat. Życzyćby należało, żeby autor w dalszem wydaniu
zbiór ten uzupełnił wieloma jeszcze aktami rozprószonemi po dzien-
nikach.
Najważniejsze wypadki zestawia krótko książka Stanisława
Kutrzeby: .Polska odrodzona 1914-1921% wyd. 1. Kraków 1921,
wyd. 2, 1922.
Szerszą próbę skreślenia historji wskrzeszenia Polski podjął
1 ogłosił b. poseł włoski przy Rządzie polskim w Warszawie,
19*
292
Tomasslni w dziele: „Risurrectione delia Polonia", Milano 1925.
Dzieło to, oparte na obszernych studjach i na osobistych wspomnie-
niach, cenne jest dla szczegółowego opisu zakulisowych działań
dyplomatycznych, w których podnosi udział dyplomacji włoskiej.
Cennym przyczynkiem do zbadania historji wskrzeszenia Polski
będą kiedyś pamiętniki, o ile wybitni działacze tej historji je na-
piszą i ogłoszą. Najwięcej oczekiwaćby można po pamiętnikach
Władysława Grabskiego, przedewszystkiem z polityki polskiej w czasie
najazdu bolszewickiego, oraz po pamiętnikach Askenazego z udziału
jego w Lidze narodów, gdyby pamiętniki te się ukazały. Dziś mamy
tylko jeden pamiętnik, Leona Bilińskiego: .Wspomnienia i doku-
menty 1846—1922*, Warszawa 1924, należący tu o tyle, o ile obej-
muje czas jego udziału w Rządzie polskim w r. 1919 i jego starcia
z Paderewskim.
Wiele spodziewano się po książce, którą Roman Dmowski
ogłaszał w kilku dziennikach narodowo-demokratycznych, a która
następnie ukazała się p. t. „Polityka polska i odbudowanie państwa",
z dodaniem memorjału: „Zagadnienia środkowo i zachodnio-euro-
pejskie" i innych dokumentów polityki polskiej z lat 1914—1919,
Warszawa 1925. Był Dmowski blisko wielkiego ołtarza, w wielu
wypadkach bezpośredni brał udział, o innych z bezpośrednich
źródeł czerpał, tak. że pamiętnik jego mógł być historją dyploma-
tyczną wskrzeszenia Polski. Im większe jednak było oczekiwanie,
tern większy zawód spotkał czytelników. Historją w książce Dmow-
skiego odgrywa podrzędną rolę i ginie w nużących uzasadnieniach
doktryny narodowo-demokratycznej Autor mówi tylko o sobie,
a pomija udział swoich współpracowników, nawet Paderewskiego,
wskutek czego obraz wypadków ukazuje się jednostronnie wykrzy-
wiony. Wobec przeciwników politycznych, wobec polityków gali-
cyjskich i wobec Askenazego, którego świat naukowy ceni jako
znakomitego historyka naszych dziejów porozbiorowych, posuwa
się w krytyce do obelg niekulturalnych.
Ostrą i bezwzględną krytykę polityki Dmowskiego i wogóle
Komitetu paryskiego zawiera rozprawa Jana Tarnowskiego : „Nasze
przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i Petersburgu 1935—1919".
Warszawa— Kraków 1923.
Jako mętny osad polityki Dmowskiego przedstawia się nato-
miast książka Władysława Rabskiego: .Walka z polipem. Wybór
feljetonów (1918-1924)*, Poznań 1925.
293
Nie są pracami historycznemi, ale są cennym dokumentem hi-
storycznym liczne książki czy rozprawy, które się ukazały w pierw-
szych latach po wskrzeszeniu Polski, a zawierają obraz i krytykę
jej urządzeń i stosunków w danej chwili, oraz uzasadnienie i obronę
lub krytykę pewnego politycznego kierunku. Są świadectwem, o ile
w narodzie odzywał się zmysł autokrytyki, i stanowią przeto ma-
terjał dla sądu historycznego. Rozpoczęły tę literaturę rozprawy
wydawane przez Krakowską Spółkę Wydawniczą w latach 1919
i 1920 pod tytułem: ,Z zagadnień konstytucyjnych", a mianowicie
M. Rostworowskiego: .Wytyczne konstytucji polskiej"; M. Bobrzyń-
skiego: „O zespoleniu dzielnic Rzeczypospolitej"; M. Rostworow-
skiego: .Budowa władzy rządowej i wykonawczej " oraz „Liga na-
rodów"; K. Kumanieckiego: „Ustrój gminy wiejskiej w Polsce";
J. Michalskiego: „Traktat pokojowy w St. Germaln a obciążenie
Polski"; Wł. L. Jaworskiego: , Uwagi prawnicze o projekcie kon-
stytucji"; St. Starzyńskiego: .Obywatelstwo państwa polskiego";
M. Kannenberga: „Naczelna Izba obrachunkowa".
Podobny charakter ma książka: „O naprawie Rzeczypospolitej",
Kraków 1922, praca zbiorowa profesorów uniwersytetu krakow-
skiego, składająca się z rozdziałów: I. Życie moralne (K. W. Ku-
maniecki, M. Zdziechowski); II. Ustrój państwowy (M. Rostworow-
ski, St. Estreicher, K. W. Kumaniecki); III. Nauka i szkoła (M. Roz-
wadowski, K. Morawski, M. Siedlecki, J. Łoś, R. Dyboski). IV. Za-
gadnienia gospodarcze (T. Brzeski, A. Krzyżanowski, Wł. L. Jaworski,
Fr. Zoll).
Objektywnością i bystrością sądu odznacza się obraz polityczny
Polski w książce Stanisława Bukowieckiego: „Polityka Polski nie-
podległej", Warszawa 1922.
Wiele materjału krytycznego podaje książka Eugenjusza Star-
czewskiego: „Nasze rządy", Warszawa 1922.
Stanisława Grabskiego: „Uwagi o bieżącej historycznej chwili
Polski", Warszawa 1923, jest obrazem polityki narodowo- demokra-
tycznej, ujętym szerzej i głębiej niż apologja jej w pamiętnikach
Dmowskiego.
Wymienić tu także należy liczne artykuły umieszczone w „Prze-
glądzie Wszechpolskim" z r. 1922 i 1923, pisane ze stanowiska
narodowo-demokratycznego, a w szczególności B. Winiarskiego :
.Umowa z Gdańskiem", broniąca tej umowy przeciw zarzutom,
S. Filasie wi cza : .Państwo narodowe i państwo narodowościowe",
294
B. Wasiutyńskiego: „Charakter sprawowania rządów", J. Bartosze-
wicza: .Sprawa Kresów wschodnich*. Do literatury politycznej za-
liczyć musimy także artykuły tu ogłoszone, które mają tytuł i rozpęd
historycznych, jak Wasiutyńskiego: „Jak rozbudowywano państwo
polskie", oiaz Ignacego Grabowskiego: „Pięć lat państwa polskiego
1918—1923", gdyż rozprawki te operują zbyt szczupłą ilością faktów
a gubią się w wywodach politycznych.
Cenne wreszcie dla historyka są prace dogmatyczne, przedsta-
wiające organizację wskrzeszonego państwa polskiego z objaśnie-
niem jej i ocenieniem. Należą tu:
Stanisława Kutrzeby: „Polskie prawo polityczne według trakta-
tów. Część I: Traktaty. Suwerenność. Terytorjum. Ludność. Ogra-
niczenia. Część II: Wolne miasto Gdańsk. Polski Górny Śląsk".
Kraków 1923.
Stanisława Starzyńskiego: .Konstytucja państwa polskiego",
Lwów 1921.
„Nasza konstytucja". Cykl odczytów Wład. Abrahama, Tad.
Dwernickiego, Stan. Estreichera, Wład. L. Jaworskiego, St. Kutrzeby,
M. Rostworowskiego, St. Wróblewskiego i Fr. Zolla. Kraków 1921.
Edwarda Dubanowicza: „Konstytucja 17 marca 1921", War-
szawa 1921.
„Prawa państwa polskiego" zeszyt II A: Konstytucja z dnia
17 marca 1921. Kraków 1921. Autor, Wł. L. Jaworski, podaje kon-
stytucję wraz z ustawami i rozporządzeniami uzupełniającemi ją
i komentarzem.
Antoniego Peretiatkowicza: .Konstytucja Rzeczypospolitej pol-
skiej i ważniejsze ustawy polityczne i administracyjne, uzupełniona
Statutem Ligi narodów oraz wyciągami z traktatu wersalskiego
i traktatu ryskiego. Dodatek: Pełnomocnictwa skarbowe Prezydenta".
Wyd. 3-cie, Poznań 1924.
Ukazały się nadto podręczniki obejmujące nasze prawo poli-
tyczne :
Kazimierz Wład. Kumaniecki: „Ustrój władz administracyjnych
na ziemiach Polski", Kraków 1920, oraz „Ustrój władz samorządo-
wych na ziemiach Polski", Kraków 1921.
Wacław Komarnicki: .Zarys ustroju państwowego Rzeczypospo-
litej", Warszawa 1922.
295
„Encyklopedja prawa obowiązującego w Polsce". Część 1. 1. Ustrój
konstytucyjny (prof. dr. Peretiatkowicz), 2. Ustrój administracyjny
(prof. dr. Kumaniecki), 3. Ustrój skarbowy (prof. dr. Taylor), 4. Zo-
bowiązania międzynarodowe (E. Sobolewski). Poznań 1923.
Tegoż dzieła Część I. zeszyt drugi : Ustrój władz administra-
cyjnych państwowych i samorządowych — opracował Bohdan Wa-
siutyński. Poznań 1925.
Zygmunt Cybichowski: „Polskie prawo państwowe", Warszawa
1925.
Literatura, którą podajemy powyżej, nie wyczerpuje przedmiotu,
mianowicie w tych gałęziach życia publicznego, które na sprawę
wskrzeszenia państwa polskiego bezpośrednio nie oddziałały.
Błąd druku: Str. 170 wiersz 10 od dołu zamiast „Armja IV
powinno być „Armja XV.
f
SPIS
Adamski ksiądz 101
Aleksandrowicz pułkownik 171
Askenazy delegat 259, 263
Balfour minister ang. 37, 60
Bałachowicz jenerał 149
Bardel 118
Barllcki 116
Baworowski hr. Jerzy 101
Bertram kardynał 201, 202
Beseler jenerał 13
Biliński minister 141—144
Bonar-Law minister ang. 158
Both jenerał 72
Briand minister franc. 206
Budienny jenerał ros. 172, 173
Buzek 104, 109, 235
Cambon 66
Cecil Robert 158
Clemenceau minister franc. 67,
68, 81, 82, 94, 95
Courzon lord 96, 158
Czartoryski ks. Witold 14
Cziczerin minister ros. 149
Daszyński 14-20, 77, 164 (mi-
nister), 251
Dąbal 28, 116
Dąbski 92, U6, 117, 118, 176
Dłuski 48, 65
Dmowski 35-41, 51—72, 78, 82,
85, 89—95, 101, 129, 164
Doharty 259
OSÓB
Dowbor-Muśnicki jenerał 46, 146
Dubanowicz 152, 222-232
Dymowski dr 45
Englich minister 128, 141
Federowicz 101
Fichna 226
Filipowicz 39
Foch jenerał franc. 40
Głąbiński 12, 24 (minister), 85,
86, 108, 153, 164, 224, 225,
236, 264, 265
Grabski Stanisław 41—45, 78, 85,
88, 152, 178, 237
Grabski Władysław minister 15,
93, 145-161, 194, 210, 251,
277-279
Haller Józef jenerał 46, 72—74,
90, 91. 157, 167, 172, 173, 271
Haller Stanisław jenerał 172
Henrys jenerał franc. 146
Hymans 215
Izwolski ambasador rosyjski 53
Janicki minister 114, 120-121
Januszajtis pułkownik 45
Jewelowsky 196
Joffe 176
Kamieński minister 272
Karpiński minister 141
297
Kessler hr. poseł niem. 43
Kiernik 240
Korfanty 203-204, 260
Kucharzewski 12
Latinik jenerał 87, 167
Lerond jenerał franc. 199
Liebermann 153
Lisowski 29
Lloyd George minister ang. 64,
66, 79, 80, 95, 161, 165, 204, 205
Lówenherz 92
Lubomirski ks. Zdzisław regent 18
de Manneville pułk. franc. 188
Michalski minister 176
Minkiewicz minister 125
Moraczewski prezes ministrów 18,
21-48, 127, 131, 132, 231
Morawski prezes Akad. Urn. 273
Narutowicz minister 263, prezy-
dent Rzplitej 270—272
Niedziałkowski 225, 226
Niemojewski poseł do Berlina 43
Niewiadomski morderca Naruto-
wicza 272—273
Nowak prezes ministr. 260—272
Okoń 28, 117
Osmółowski 70
Paderewski prezes ministr. 45 —
144, 189, 195, 217, 239
Pasławski pułkownik 14
Patek minister 93, 94, 145
Petlura ataman ukraiński 149,
150, 258
Petruszewicz 259, 266
Pichon minister franc. 36, 37, 39
Pilz 188
Piłsudski 15—20, 69-73, 97-98,
145-180, 233, 258—262, 272
Pius XI papież 207
Pluciński 196
Ponikowski prezes ministr. 251 —
259
Przanowski 259
Rataj marszałek Sejmu 272
Roja brygadjer 14
Ross et 100
Rozwadowski jenerał 167, 172
Rydz Śmigły pułkownik 18
Sapieha Adam ks. biskup 267 —
268
Sapieha ks. Eustahy 45—46, mi-
nister 155, 180, 182, 195, 210,
257
Sazonow minister rosyjski 53
Sędzimir 117
Sforza minister włoski 205
Sieroszewski 18
Sikorski jenerał 167—173, prezes
ministrów 271—283
Skarbek hr. 14, 92, 153
Skirmunt minister 251—257
Skrzyński hr. minister 279—283
Skulski prezes ministrów 101,
144—155, 222, 232
Sobański 125—126
Sosnkowski jenerał, minister 156,
167, 180
Srokowski Konstanty 278
Szeptycki jenerał 25—26, 46, 154,
207
Śliwiński 260
298
Świeżyński prezes ministr. 12—
16, 104
Take Jonescu minister rum. 182
Teodorowicz arcybiskup 230, 255,
267, 268
Tertil 14
Thugutt minister 18, 22, 46
Trąmpczyński marszałek Sejmu,
potem Senatu 143, 229, 256,
261, 270
Tuchaczewski wódz ros. 169 —
170
Twardowski 248
Wasilewski 46 *
Weygand jenerał franc. 165—166
Wilson prezydent St. Zj. 57, 59,
67
Witos 14, 15, 18, 22, 28, 100, 102,
112—117, 145, 157, prezes mi-
nistrów 164-251, 256
Wojciechowski minister 106-145,
235, prezydent Rzeczypospolitej
273-274
Wróblewski 16
Zamoyski hr. Maurycy poseł w Pa-
ryżu 36, 270, 283
Zdanowski 14
Zdziechowski Jerzy 45
Zieliński jenerał 168
Żeligowski jenerał 146, 168, 172,
212-214
SPIS RZECZY
Str.
Przedmowa 5
Ł WALKA O WŁADZĘ 9
Rozejm w wojnie światowej 9
Gabinet Śwleżyńskłego 12
Piłsudski naczelnikiem państwa 19
Gabinet Moraczewskiego 21
Wojsko . . 24
Dzielnice 27
Komitet paryski 35
Gabinet Paderewskiego 45
Sejm . 48
Mała konstytucja 49
fi. TRAKTAT WERSALSKI 51
Memorjały Dmowskiego 51
Akcja jego na Konferencji pokojowej 65
Akcja Paderewskiego 73
Traktat wersalski i traktat o mniejszościach narodowych 81
Sprawa Śląska cieszyńskiego 86
Sprawa Galicji wschodniej 90
Granica wschodnia 95
III. ROZSTRÓJ 97
Wszechwładny Sejm 97
Rząd wobec Konstytucji . . * . 104
wobec reformy rolnej 110
wobec aprowizacji 124
wobec administracji 127
IV. ODPARCIE NAJAZDU 145
Pochód nad Dniepr ł Dźwinę . • 145
Klęska 152
Organizacja obrony 155
Odparcie najazdu . . 167
Pokój w Rydze 174
Przymierza 179
300
Str
V. WALKA O KRESY 185
Śląsk cieszyński 18
Prusy i Gdańsk . . 190
Śląsk Górny 197
Wilno 208
VI. KONSTYTUCJA 216
Wszechwładza Sejmu 217
Autonomja i samorząd 234
Wywłaszczenie 239
/ Stosunek kościoła do państwa 241
VII. UZNANIE GRANIC . 245
Polityka centralizacyjna 245
Autonomja ziemi wileńskiej 250
Starcie Sejmu z Piłsudskim 259
Autonomja Galicji wschodniej 263
Zamach na Sejm i zamordowanie prezydenta Narutowicza 266
Uznanie granic 279
PLEASE DO NOT REMOVE
CARDS OR SLIPS FROM THIS POCKET
UNIYERSITY OF TORONTO LIBRARY
DK Bobrzynski, Michał f
4390 Wskrzeszenie państwa
B63 polskiego